opublikowano: 26-10-2010
Sprawa
zaginięcia p. Drzewińskich
Od redakcji ukazującej się w podwarszawskim Milanówku Bibuły
Milanowskiej otrzymaliśmy artykuł o porwaniu małżeństwa p. Drzewińskich i
dziwnej postawie organów ścigania. Mimo upływu prawie dwóch lat od momentu
porwaniu Elżbiety Drzewińskiej i
prawie roku od zaginięcia jej męża sprawa pozostaje wciąż niewyjaśniona,
a służby powołane do zapewnienia bezpieczeństwa
obywatelom są dziwnie bierne. Jest to w wyraźnym kontraście do aktywności
wymienionych organów przy preparowaniu fałszywych oskarżeń i przekrętach sądowych.
Kluczowym zagadnieniem tej niesamowitej historii jest
odpowiedź na pytanie o los małżeństwa Drzewińskich. Indagowana przez
dziennikarzy prokurator Krystyna Paszek na jednym oddechu wypowiada dwie tezy.
Po pierwsze, że Prokuratura rozważa „różne wersje”. Po drugie, że Wiesław
Drzewiński był podejrzany w toczącym się postępowaniu karnym. Przejrzysta
sugestia kryjąca się za taką odpowiedzią wprowadza odbiorcę przekazu w
ewidentny błąd. W rzeczywistości bowiem zarówno Policja jak i Prokuratura
dysponują tylko jedną opartą na faktach hipotezą - porwania. Wszelkie
inne wysnuwane domysły dowodzą wyłącznie bogactwa pomysłowości ich autorów
i nie przedstawiają większej wartości niż przypuszczenie, że Drzewińscy
odlecieli z UFO na Marsa. W szczególności niezbyt uczciwa sugestia o możliwej
ucieczce Wiesława Drzewińskiego przed wymiarem sprawiedliwości jest o tyle
niewiarygodna, że groził mu co najwyżej wyrok w zawieszeniu, a i to dopiero
po znalezieniu solidnych dowodów winy.
Trudność w ustaleniu prawdy wynika ze szczupłości pewnych
faktów. Elżbieta Drzewińska wyszła 8 października 2006 z domu przy ulicy Dębowej
11 około godziny 9:40 z zamiarem udania się do kościoła św. Jadwigi. Do kościoła
nie dotarła. W tym samym czasie świadek idący ulicą Dębową w kierunku Piłsudskiego
zaobserwował napaść i porwanie nieznanej sobie kobiety. Tę samą scenę
porwania kobiety zaobserwowali dwaj kierowcy, w wyniku czego jeden z nich zwolnił,
a drugi przez nieuwagę uderzył w samochód pierwszego. Rok później, 13 października
2007 roku Wiesław Drzewiński pospiesznie opuścił mieszkanie przy Dębowej.
Nie wiadomo czy zrobił to dobrowolnie czy pod wpływem przemocy. Wiadomo
natomiast, że ślad po nim zaginął. W ramach weryfikacji fantastycznych
hipotez Policja ustaliła, że zaginieni nie kontaktują się z rodziną, nie
wybierają oszczędności ze swoich rachunków, nie pojawili się w należących
do nich nieruchomościach, nie używają własnych telefonów i nie przekroczyli
granic Polski. Żadne z nich nie zostało rozpoznane wśród żyjących osób i
znalezionych ciał o nieustalonej tożsamości. Nie są znane żadne racjonalne
powody, dla których małżonkowie mieliby się ukrywać bądź izolować od synów
i reszty rodziny.
Niedostatek pewnych faktów narzuca pytanie o cel
domniemanego działania innych osób. Przywołując starą rzymską zasadę
zapytać się musimy: cui bono? Ten jest najpewniej winien zbrodni komu
ona miała przynieść korzyść. Patrząc na wydarzenia z tej perspektywy
widzimy cały szereg osób, które na zaginięciu Drzewińskich poniosły
rozmaite straty. Ale widzimy też jednego człowieka, który wymiernie na tym
zyskał i zyskuje nadal.
Willa
Chimera
Nieruchomość przy Dębowej Wiesław Drzewiński otrzymał
od swojego stryja Wiktora. Niestety prezent obciążony był nieproszonym
Lokatorem, któremu – według przydziału kwaterunkowego – przysługiwało
prawo do zajmowania części parteru. Lokator ów nie tylko zajął przydzielone
przez władze miejskie pokoje ale rozszerzył swój stan posiadania na cały
parter. Ponadto nielegalnie zbudował na cudzej nieruchomości dwa garaże,
parkował na cudzym gruncie wielkie ciężarówki i przebudował cudzy płot.
Jednym słowem – czuł się jak u siebie w domu. Wszystkie te działania
cieszyły się życzliwym przyzwoleniem władz miejskich. Protestowała
natomiast Irena Marynowska, administrująca budynkiem w imieniu swojego krewnego
Wiktora Drzewińskiego. Głos przedstawicielki „kamienicznika” nie cieszył
się zainteresowaniem socjalistycznych władz Milanówka, szczególnie, że owa
„klasowo obca” osoba skarżyła się na syna sekretarza POP PZPR w
milanowskiej Mifamie. Na pożółkłych karteczkach starsza pani opisuje iście
rewolucyjne metody postępowania Lokatora: w dniu 1 czerwca 1984 r. do
mieszkania mego wtargnął (...) podając się za listonosza. Po zamknięciu
drzwi, kiedy zaczęłam krzyczeć wykręcił mi szyję i zmusił do podpisania oświadczenia,
że wyrażam zgodę na postawienie garażu (...) Nadmieniam, że
(...) zagroził mi, że o ile będę dochodziła swoich spraw to mnie
zamorduje. Jak widać Lokator potrafił twardą ręką traktować oporne
kobiety. Nauczył się tego znacznie wcześniej. Już w 1970 roku wspólnie z
kolegami zgwałcił jedną z mieszkanek Milanówka i został za to skazany na
kilka lat więzienia.
W tym stanie rzeczy Wiesław Drzewiński w 1987 roku otrzymał
nieruchomość od swojego stryja. Natychmiast zwrócił się do Lokatora o
opuszczenie budynku i zapłatę zaległego czynszu ale – oględnie ujmując
– spotkał się z odmową. Uporczywe nalegania przerwał zamaskowany osobnik,
który – odwiedziwszy Drzewińskiego na warszawskim Targówku - w prostych słowach
zniechęcił go do dalszych wizyt w Milanówku i na poparcie swojej rady uderzył
właściciela Chimery pięścią w twarz. Na takie dictum Drzewińscy
przezornie postanowili odczekać z roszczeniami na przywrócenie rządów prawa
w Polsce.
Częściowo w oczekiwaniu na zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości
a częściowo na skutek problemów z mieszkaniem w Warszawie Drzewińscy
sprowadzili się na Dębową w sierpniu 2005 roku podstępem uzyskując dostęp
do pierwszego piętra. Ich przybycie nie wzbudziło entuzjazmu Lokatora. Do tego
momentu Wiesław Drzewiński był nominalnie właścicielem ale nie władał
swoją własnością. Teraz przy pomocy sztuczki uzyskał kontrolę nad kawałkiem
budynku. Dla obu stron było oczywiste, że Lokator podejmie bój o utrzymanie
stanu posiadania, a Wiesław Drzewiński dążyć będzie do odzyskania swojej własności.
Po dwóch latach konfliktu możemy mówić o knockoucie.
Lokator
Lokator mówi ciepłym, uspokajającym głosem. Delikatnie
odciąga rozmówcę od kwestii drażliwych w kierunku łagodnych i kojących
wizji. W taki sam sposób lekarz psychiatra wprowadza pacjenta w stan hipnozy.
Nigdy nikogo nie zgwałcił i nie został skazany. Na pytanie jak mógł
zapomnieć o kilkuletnim pobycie w więzieniu, delikatnie przypomina, że w
tamtym systemie zapadały niesprawiedliwe wyroki. Ale wyrok – z braku dowodów
– uniewinniający od zarzutu pobicia Ireny Marynowskiej uznaje za bezsporny
dowód własnej niewinności, mimo że też zapadł w tamtym systemie, a ofiara
do końca życia upierała się przy swoich oskarżeniach. Pytany o Drzewińskich
Lokator wyraża kojące przypuszczenie, że odpoczywają gdzieś w spokojnym
klasztorze albo w ostateczności w ciepłej Afryce. Taką dobroduszną wizję łatwiej
i przyjemniej zaakceptować niż widok ludzkich zwłok zakopanych w okolicznych
lasach.
Chronią
i Służą
Przebrnięcie dokumentacji konfliktu między Drzewińskimi a
Lokatorem nasuwa poważne wątpliwości czy aby na pewno Milanówek znajduje się
w granicach Rzeczypospolitej, a nie na terenie jednej z bananowych republik.
Dostępne dane świadczą, że Drzewińscy byli zastraszani, nękani, prześladowani
i bici. Niszczono ich mienie i kwestionowano oczywiste tytuły własności.
Funkcjonariusze Policji, którzy potrafią z takim poświęceniem czaić się w
krzakach z radarem, tym razem ignorowali najoczywistsze przypadki naruszania
prawa, a Prokuratura w Grodzisku Mazowieckim energicznie spławiała uciążliwych
petentów namolnie domagających się ochrony ich słusznych interesów. I tak
– przykładowo – zainteresowania Policji nie wzbudził fakt, że Lokator
odciął właścicielowi nieruchomości wodę i zniszczył skrzynkę pocztową
przymocowaną na płocie, mimo że Kodeks Karny oba te czyny zalicza do przestępstw
zagrożonych karami więzienia, a nie skromnym mandatem za nadmierną prędkość.
Co gorsza organy ścigania podjęły nieudaną próbę przypisania Wiesławowi
Drzewińskiemu przestępstwa fałszowania dokumentów. Symbolem tragikomizmu tej
sytuacji jest funkcjonariusz, który dopatrzył się jakiegoś „efektu moro”
na xeroodbitce, a nie potrafił zobaczyć olbrzymich siniaków na twarzy Elżbiety
Drzewińskiej. Pozostaje wyrazić nadzieję, że zaskakujące wady wzroku
milanowskich policjantów staną się przedmiotem troski Biura Spraw Wewnętrznych
Komendy Głównej Policji. Na osobną uwagę zasługuje też kuriozalna decyzja
organów ścigania o zakwalifikowaniu ewidentnego porwania Elżbiety Drzewińskiej
jako zaginienia, mimo zeznań trzech niezależnych świadków. W obliczu takich
absurdów trudno powstrzymać się od doszukiwania się iuntcim pomiędzy
aktualnymi decydentami, a przewijającym się w sprawie dawnym pracownikiem
PRLowskich „organów”, najwyraźniej związanym z Lokatorem.
Ślady
Dopiero po interwencji poselskiej w styczniu 2008 roku
Policja poważnie zainteresowała się losem Drzewińskich. Dochodzenie
prowadzone (właściwie: nie prowadzone) przez komisariat w Milanówku
przejął Wydział do walki z Terrorem Kryminalnymi i Zabójstwami Komendy Stołecznej,
cieszący się sławą jednostki kompetentnej. Niestety upływ czasu zamazał
szereg śladów. Być może powtórzy się historia nieudolnego śledztwa w
sprawie zabójstwa rzecznika „Solidarności” w Ursusie Andrzeja
Krzeptowskiego i teczki zostaną odłożone ad acta, mimo że mordercę z
imienia i nazwiska wskazał przed laty jeden z ówczesnych posłów. Przyszłość
pokaże, czy Policji i Prokuraturze wystarczy inteligencji, determinacji i śladów
do wyjaśnienia całej sprawy.
Krzysztof Czuma
krzysztof@czuma.pl
Polecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
Tematy w dziale dla
inteligentnych:
ARTYKUŁY - tematy do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
"AFERY
PRAWA" Niezależne Czasopismo Internetowe www.aferyprawa.com redagowane przez dziennikarzy AP i sympatyków z całego świata których celem jest PRAWO, PRAWDA SPRAWIEDLIWOŚĆ DOSTĘP DO INFORMACJI ORAZ DOBRO CZŁOWIEKA |
|
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.