opublikowano: 26-10-2010
Po 15 latach śledztwa i procesów rabunek polskich finansów dokonany na
przełomie PRL i III RP pod szyldem Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego
nadal pozostaje niewyjaśniony. Do dziś jest też zagadką sprawa śmierci byłego
prezesa NIK, prof. Waleriana Pańki, na jesieni 1991 r. i parę miesięcy wcześniej
byłego inspektora NIK Michała Falzmanna, którzy usiłowali aferę FOZZ wydobyć
na światło dzienne. Za tą największą aferą początku transformacji stoją
oficerowie WSI, będących przedłużeniem sowieckiego wywiadu GRU, a tropy
afery prowadzą, podobnie jak w przypadku zabójstwa generała Marka Papały, do
tzw. ośrodka wiedeńskiego - przy okazji sprawy FOZZ przewijają się dyżurne
już nazwiska: Kuny, Żagla, Mazura, Ałganowa.
Dopiero wraz z rozwiązaniem WSI pojawiła się szansa na wyjaśnienie matki
wszystkich największych afer III RP, która zadecydowała o powstaniu mafii w
Polsce i zrobieniu pomnażanych do dziś fortun. Jednym z takich FOZZ-owskich
krezusów miał zostać Edward Mazur, o którego wydanie przez władze USA, w
związku z podżeganiem do zabójstwa generała Marka Papały, zabiega właśnie
polski rząd.
Sprawa FOZZ najpierw miała nie ujrzeć światła dziennego, a gdy to się nie
udało, miała się przedawnić w sądzie, m.in. dzięki wydatnej pomocy byłego
premiera Leszka Millera, który prawdopodobnie w tym celu prowadzącej sprawę
FOZZ sędzi Piwnik zaproponował stanowisko ministra sprawiedliwości. Gdyby nie
determinacja i rekordowe tempo sędziego Andrzeja Kryżego, doszłoby
prawdopodobnie w końcu do przedawnienia po 15 latach (z końcem 2005 r.) głównych
zarzutów w sprawie FOZZ.
Żemek z kapelusza
Ostatecznie w styczniu br. afera znalazła swój finał w sądzie. Grzegorza Żemka,
głównego oskarżonego w aferze FOZZ, sądzono jednak tak, jakby był niemal
pojedynczym aferzystą, a nie agentem sowieckiego GRU działającym najpierw w
ramach Zarządu II Sztabu Generalnego WP, a następnie utworzonych w 1990 r. - w
miejsce tegoż Zarządu II i Wojskowej Służby Wewnętrznej - Wojskowych Służb
Informacyjnych.
Takie można było odnieść wrażenie, bo na ławie oskarżonych nie znalazł
się, dajmy na to, ani pułkownik Krzysztof Łada, który miał być
"koordynatorem" Żemka, ani pułkownik Zenon Klamecki, który miał
nadzorować nielegalne operacje finansowe FOZZ. Obaj za to awansowali, zupełnie
jakby udział w FOZZ był przepustką do kariery. Łada najpierw został
wiceszefem WSI, a następnie attaché wojskowym, Klamecki najpierw awansował na
stanowisko wiceszefa kontrwywiadu wojskowego, potem został jeszcze zastępcą
szefa WSI. Słowem - "klasyka" w III RP. "Bohaterem" matki
afer i głównym oskarżonym okazał się być Żemek, podobnie jak w pozostałych
aferach postkomunistów głównymi winowajcami zostali Rywin, Lesiak, Nizioł i
inni, a do ich mocodawców ręka wymiaru sprawiedliwości już nie sięgnęła.
Operacja oddziału Y
Skoro jednak wojskowe służby stały za aferą i - jak mówi były szef Komisji
Likwidacyjnej WSI, dr Sławomir Cenckiewicz - afera FOZZ była operacją
elitarnego, szkolonego przez sowiecki wywiad GRU oddziału Y, którego agentem,
według Antoniego Macierewicza, był m.in. właśnie Żemek - to może raport o
likwidacji WSI odpowie po latach na pytanie, komu zależało na
"zlikwidowaniu" Waleriana Pańki, byłego szefa NIK, w przeddzień
jego wystąpienia w Sejmie na temat nadużyć FOZZ.
WSI zakładali na przełomie lat 80. i 90. oficerowie II Zarządu Sztabu
Generalnego, z których większość pochodziła z rozwiązanego wcześniej
oddziału Y, jak m.in. były zastępca szefa WSI płk Zenon Klamecki.
Grzegorz Żemek pracował dla oddziału Y w latach 80., gdy był zatrudniony
jako naczelnik wydziału kredytów w Banku Handlowym International w
Luksemburgu. Jak pisała "Rzeczpospolita", bank ten obsługiwał
operacje finansowe służb specjalnych, przede wszystkim związane z handlem
bronią.
"Igrekowcy", według szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego Antoniego
Macierewicza, "byli szkoleni przez służby sowieckie i wykonywali
najistotniejsze zadania werbunkowe, finansowe i organizacyjne na rzecz ZSRR.
(...) Byli niesłychanie niebezpieczni, mieli ogromną siłę oddziaływania, dużą
samodzielność". O znaczeniu "igrekowców" miałyby świadczyć
nazwiska agentów, jak m.in. właśnie Grzegorza Żemka, byłego dyrektora
generalnego FOZZ, i byłego wicepremiera w rządzie Rakowskiego, późniejszego
posła SLD i prezesa Głównego Urzędu Ceł, Ireneusza Sekuły, który w 2000
r., według oficjalnej wersji, popełnił samobójstwo, strzelając do siebie z
rewolweru.
"Ważniak od cygar"
Sekuła miał być winien duże kwoty bossom gangu pruszkowskiego, m.in. "Pershingowi";
po śmierci gangstera do Sekuły mieli zgłosić się jego
"spadkobiercy", domagając się od "ważniaka od cygar", jak
mówili gangsterzy o słynącym z zamiłowania do luksusu Sekule, zwrotu długu,
i to oni mieli "pomóc" mu popełnić samobójstwo. Jeśli jednak Sekuła
byłby agentem oddziału Y stojącego za aferą FOZZ, to może raport o
likwidacji WSI rzuci światło i na tę niewyjaśnioną do końca sprawę. W końcu
barwne "biznesowe" dossier Sekuły wskazuje niedwuznacznie na jego
powiązania z FOZZ. W akcie oskarżenia wniesionym przeciw niemu w 1998 r. przez
wrocławską prokuraturę pojawia się sprawa sprzedawania przez Sekułę udziałów
w spółce Polnippon, m.in. spółce Fintrade, w której prokurentem była
Janina Chim, jedna z głównych oskarżonych w aferze FOZZ. Inna część
zarzutów dotyczyła umów - jakie Sekuła zawarł w imieniu Głównego Urzędu
Ceł na kupno, jak się okazało, skażonych rtęcią budynków - z firmą
Universal, której dyrektor Dariusz Przywieczerski, oskarżony w sprawie FOZZ,
uchodził za "mózg" afery.
Trop Falzmanna
Stwierdzenie Sławomira Cenckiewicza, byłego szefa Komisji Likwidacyjnej WSI,
jakoby FOZZ był operacją oddziału Y, logicznie uzupełnia i wyjaśnia
ustalenia, jakich udało się dokonać na początku lat 90. inspektorowi NIK
Michałowi Falzmannowi, który wykrył aferę FOZZ, zdobył szokujące dokumenty
na jej temat, a gdy sprawę próbował nagłośnić, w niewyjaśnionych po dziś
dzień okolicznościach zmarł. Falzmann, który jeszcze jako komisarz Izby
Skarbowej w Warszawie w październiku 1989 r., podczas kontroli PHZ Universal
trafił na ślad afery FOZZ, później już jako zajmujący się sprawą
inspektor NIK, wskazywał od początku na Fundusz Obsługi Zadłużenia
Zagranicznego jako na istotny instrument uzależnienia ekonomicznego Polski od
Związku Sowieckiego i wiązał aferę z wojskowymi służbami specjalnymi.
Moskiewski decydent
"Sieć władzy w Polsce zaczyna się w Moskwie. Tam są komputery i ludzie
na bieżąco analizujący to, co się dzieje tutaj, tam są przygotowywane i
uchwalane (tak, tak, uchwalane) decyzje. W Polsce znajduje się tylko aparat
wykonawczy. Obejmuje on swym zasięgiem całość życia społeczno-gospodarczego.
Przykład: Sejm uchwala ustawę o Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego.
Ustawa ta nakazuje na dobro tego 'nowotworu' instytucjonalnego (czyli Funduszu)
wpłacać quasi-podatek - kwotę stanowiącą pewien procent (zmienny!), a
liczony od wartości sprzedaży przedsiębiorstw. Zmienność ta jest furtką
pozostawioną przez ustawodawcę. (...) Kolejne zmiany różnych ustaw, uchwał,
rozporządzeń, zarządzeń, instrukcji, pism okólnych pozwalają zamienić te
złotówki [od przedsiębiorstw] na dolary USA, oznacza to, że decydent w
Moskwie otrzymał do dyspozycji - gratis - pewną sumę w dolarach USA.
(...)" - pisał Michał Falzmann we wrześniu 1990 r. w piśmie "CDN -
Głos Wolnego Robotnika", w artykule pt. "Kradzież systemu w
systemie: w sprawie bezprawnych transferów pieniądza z Polski lub via Polska
do Zachodniej Europy".
"Fundusz jest oficjalną polską instytucją zajmującą się prowadzeniem
'Księgi polskich długów' - to tu mieści się wykaz wierzycieli i tu
teoretycznie powinny znajdować się dane: komu, ile i za co zapłacono. Ale tak
nie jest. Decydent moskiewski (...) każe dokonywać operacji polegających na
ukryciu transakcji Funduszu poprzez innych kontrahentów. I tak prezes Funduszu,
pan Żemek, podpisuje umowę z panem Przywieczerskim, dyrektorem przedsiębiorstwa
Universal, o tym, że nie będą dokonywali wymaganej prawem dokumentacji umów
na piśmie. Następnie Fundusz udziela pożyczek, udziela gwarancji, udziela poręczeń,
a Universal zaciąga długi, płaci zobowiązania i ekspediuje pieniądze (już
tym razem jako prowadzący działalność handlową) na prywatne konta poza
granicą Polski. Proceder ten jest ukryty za parawanem tajemnicy państwowej, a
faktycznie jest co najmniej pomaganiem złodziejowi w kradzieży państwowego
mienia.
Słowo kradzież jest tu o tyle na miejscu, że ten sam pan Przywieczerski jako
dyrektor Universalu podpisuje kontrakty na wywóz wyrobów z polskiej miedzi na
warunkach rażąco mniej korzystnych od innego polskiego przedsiębiorstwa i
powoduje straty (na przykład tylko w marcu 1990 roku 6 miliardów złotych, to
jest 600 tysięcy dolarów USA po kursie 10 tysięcy zł za 1 dolara) u
producenta - Walcowni Metali 'Warszawa' (dawny Norblin). (...) Galimatias pogłębia
działanie ówczesnego monopolisty, jakim był Bank Handlowy S.A.: gubienie części
z wymaganych kompletnych zbiorów dokumentów uzasadniających przekazywanie
pieniędzy, zwroty, pomyłki, korekty przelewów. (...) Oczywiście, nie tylko
Fundusz Obsługi (tylko obsługi czego?) tworzy zasłonę dymną wraz z
Universalem. Przy tym systemie generowania szumu informacyjnego (setki, około
700 - spółek uspołecznionych i dziesiątki tysięcy nieuspołecznionych w
samej tylko Warszawie oraz setki tysięcy transakcji z kilkoma tysiącami
odbiorców pieniędzy za granicą) nikt nie jest w stanie chałupniczymi
metodami (głowa, długopis, papier i dwie szafy przepisów, które obowiązywały
w ciągu minionych dwóch lat) dociec, ile miliardów dolarów wysłano, czyje
to były pieniądze, komu, za co i po co je przekazywano. I o to rosyjskiemu
decydentowi szło. (...) W ten sposób Rosja via Polska i z Polski wywozi
miliardy dolarów. Rujnuje to i rujnowało polską gospodarkę" - opisywał
mechanizm grabieży i wskazywał na jej beneficjenta Falzmann.
Późniejsze WSI i geniusz Balcerowicz
Później Michał Falzmann, już jako inspektor NIK, w jednej z notatek służbowych
z kwietnia 1991 r. nie pozostawia wątpliwości co do udziału w aferze z jednej
strony jedynego w Polsce największego geniusza ekonomicznego, a z drugiej -
udziału wojskowych służb specjalnych: "Odpowiedzialnymi za dokumentację
dotyczącą zadłużenia Polski byli lub są nadal rzeczywiści wiceministrowie
Ministerstwa Finansów: Sawicki, Kawalec, Gadomski, Boniuk, Rejent, Link,
Napiórkowski, Wróblewski, Balcerowicz, Podsiadło.
Osoby wymienione powyżej i inne, odpowiedzialne za prowadzenie spraw związanych
z wojskiem, a w szczególności z wywiadem i kontrwywiadem (m.in. z Departamentu
Obrony Ministerstwa Finansów), osobiście mi znane doprowadziły z rozmysłem i
celowo do bałaganu w Ministerstwie Finansów tak, aby usunąć odpowiedzialność
za brak dokumentacji w prowadzeniu operacji finansowych zadłużających Polskę
(...)".
W tym bałaganie w FOZZ, który miał po cichu skupować polskie długi
zagraniczne z okresu PRL, według wyliczeń sądu, na skup długów poszło
tylko 4 proc. budżetu Funduszu. Dziesiątki milionów dolarów, marek i złotych
rozpłynęło się natomiast w sieci transakcji, aby w końcu trafić na tajne
konta w rajach podatkowych i do prywatnych kieszeni, a państwo, czyli prawie 40
mln poszkodowanych, straciło - według szacunków prokuratury - 354 mln zł, z
czego spora część została zagarnięta przez kierownictwo FOZZ. Prokurator
oskarżał Żemka o wyprowadzenie z Funduszu co najmniej 41,9 mln dolarów, 9,5
mln marek, 125 tys. franków belgijskich oraz 12,9 mln ówczesnych złotych.
"Naturalny" zawał
Oficjalna wersja mówi, że Michał Falzmann, będąc zdrowym i młodym człowiekiem
(38 lat), zmarł na zawał. Stało się to jednak niemal bezpośrednio po
skierowaniu przez Falzmanna 16 lipca 1991 r. pisma do dyrektora Oddziału Okręgowego
NBP w Warszawie, w którym domagał się dostępu do tajnych informacji na temat
przepływów pieniędzy w ramach FOZZ: "Działając na podstawie upoważnienia
nr 01321 z dnia 27 maja 1991 Najwyższej Izby Kontroli do przeprowadzenia
kontroli w Narodowym Banku Polskim proszę o udostępnienie informacji, objętych
tajemnicą bankową, o obrotach i stanach środków pieniężnych (gotówkowych
i bezgotówkowych) Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego". Bezpośredni
przełożony Falzmanna, Anatol Lawina - dyrektor Zespołu Analiz Systemowych
NIK, przekazał Falzmanowi polecenie prezesa NIK, prof. Waleriana Pańki, o
odsunięciu go od wszelkich czynności kontrolnych. Bezpośrednio po zwolnieniu
z zajmowanego stanowiska głównego inspektora kontroli państwowej w NIK Michał
Falzmann umiera 18 lipca 1991 r. na zawał. Skoro jednak - ujawnił ten fakt IPN
- SB planowała "załatwienie" działaczki "Solidarności"
Anny Walentynowicz przez podanie jej razem z jedzeniem środka o nazwie
furosemidum, silnie odwadniającego i powodującego zawał, to czy podobny
"patent" nie mógł być wykorzystany w przypadku Falzmanna i zawał
tylko wyglądał naturalnie.
Samochód pułapka
Wątpliwości takie pogłębia fakt niewyjaśnionego do dziś śmiertelnego
wypadku samochodowego byłego prezesa NIK, Waleriana Pańki, w przeddzień jego
wystąpienia w Sejmie, w którym miał przedstawić ustalenia NIK na temat FOZZ.
Służbowa lancia Pańki na trasie Warszawa - Katowice rozpada się dosłownie
na pół, Pańko ginie, z życiem uchodzi jego żona i kierowca. Świadkowie
mówią o wybuchu poprzedzającym wypadek; poszlaki wskazują, że w aucie
zamontowano ładunek wybuchowy, który spowodował detonację auta. Dwaj
funkcjonariusze policji, którzy w swoim raporcie dokładnie opisują, co
zastali na miejscu "wypadku", wkrótce wybierają się na ryby i toną
w bardzo płytkiej wodzie; kierowca lancii, któremu udało się wyjść cało z
wypadku i mógłby być świadkiem, niedługo potem umiera na zawał. Znika też
raport policjantów z miejsca zdarzenia i ginie klucz do służbowego sejfu Pańki.
FOZZ w trzech aktach
Wychodzi więc na to, że FOZZ powołany specjalną ustawą w schyłkowym
okresie PRL, w lutym 1989 r., za rządu Mieczysława Rakowskiego, podobnie jak
to było ze "starym" FOZZ, miał być okryty zasłoną milczenia, a
wiedzę na ten temat można było przypłacić życiem.
O "starym" FOZZ wiadomo bardzo niewiele, czemu zresztą dziwił się
niezmiernie Michał Falzmann, że NIK się w ogóle tą sprawą nie interesuje,
podczas gdy FOZZ powołany za rządu Rakowskiego był kontynuacją i
"twórczym" rozszerzeniem instytucji o tej samej nazwie powołanej już
13 grudnia 1985 roku.
"Istniał także stary FOZZ. Niestety poza ustawą powołującą ten
Fundusz tak naprawdę żadnych informacji o nim nie ujawniono. Według ustawy
miał on korzystać z pieniędzy pobieranych od przedsiębiorstw państwowych
(około dwóch procent wartości ich obrotów). Przedsiębiorstwom tym kazano
czasem płacić jakiś tajemniczy podatek od posiadanych przez nie zapasów.
Ponadto stary FOZZ korzystał z dotacji pochodzących z budżetu państwa oraz
miał także prawo operowania dewizami pochodzącymi z zagranicznych pożyczek.
Do niedawna nie było wiadomo, jak tymi pieniędzmi dysponował i kto w
rzeczywistości to robił. Rąbka tajemnicy uchylił obecny minister spraw wewnętrznych
[Antoni Macierewicz]. Twierdzi, że przynajmniej część z nich przeznaczono na
budowę gazociągu w ZSRR. Jeśli tak, to byłoby to poważne naruszenie prawa.
Miał to być przecież fundusz obsługi - tak precyzowała ustawa. Tymczasem
poważna część dochodu służyła jako haracz dla okupanta" - pisał
"Nowy Świat" w lutym 1992 roku.
Historia FOZZ wbrew obiegowej opinii nie jest więc krótka, bo ani nie zaczyna
się od lutego 1989 r., od momentu powołania instytucji mającej się zajmować
spłatą naszego zadłużenia zagranicznego, tylko wcześniej, ani też nie kończy
się wraz z formalną likwidacją FOZZ w styczniu 1991 roku.
FOZZ, który miał spłacać zagraniczne długi państwa, gromadzić na ten cel
środki i nimi gospodarować, w rzeczywistości jednak wykupywał je w sposób
nielegalny przez spółki pośredniczki zarejestrowane w rajach podatkowych, np.
na Antylach Holenderskich czy Wyspach Dziewiczych. Chociaż wierzyciele Polski,
nie widząc możliwości wyegzekwowania długu, byli gotowi sprzedać go za ułamek
wartości. Musiała to być jednak tajna operacja, bo była nielegalna z punktu
widzenia prawa międzynarodowego.
Szefami spółek byli ludzie związani najpierw z PRL-owskimi służbami
specjalnymi, później z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi, oni stali się też
beneficjentami finansowych operacji. Po likwidacji FOZZ nie rozpłynęli się we
mgle, na ich prywatne konta pieniądze trafiały również po 1991 roku.
"Na bazie likwidowanego FOZZ niemal natychmiast wypączkował FOZZ-bis. I
prowadził operacje niemal w ten sam sposób jak pierwszy FOZZ - za wiedzą ważnych
urzędników państwowych, wykorzystując do tajnych transakcji tajemniczych
biznesmenów, prywatne banki i spółki z rajów podatkowych" - ujawnił
niedawno tygodnik "Wprost". Kluczem do FOZZ-bis miała być spółka
Cartesian Investment Limited (CIL) założona w 1992 r. na polecenie ówczesnego
ministra finansów Jerzego Osiatyńskiego (z Unii Demokratycznej) w raju
podatkowym na wyspie Man. "Spółka przejęła w zarządzanie
kilkusetmilionowy portfel długów PRL skupionych przez Grzegorza Żemka i jego
agentów i na zlecenie rządu zajęła się tajnymi operacjami finansowymi,
nadal skupując potajemnie długi Polski. Tym sposobem FOZZ, formalnie od 1
stycznia 1991 r. znajdujący się w likwidacji, wciąż działał, tyle że pod
nowym szyldem, który nie wywoływał złych skojarzeń. Rządy się zmieniały,
a firma założona za pieniądze z budżetu państwa działała - aż do 1996
roku.
Członkowie władz CIL to ludzie, którzy zajmowali się obrotem państwowymi długami
od lat 80. (...) W tle znów pojawił się wyraźny ślad ludzi wywodzących się
z tajnych służb" - pisze "Wprost".
Ukręcić łeb
Jeśli FOZZ-bis miałby działać bez przeszkód pod przykrywką CIL i jeszcze
obracać pieniędzmi FOZZ, w sprawie którego toczyło się w tym czasie śledztwo,
a prowadzący je prokuratorzy rzeczywiście nie mieli pojęcia o kontynuacji
afery, to tym bardziej farsą okazuje się cały proces w tej sprawie, który -
skoro już wypłynęła - i tak przez lata zmierzał nie tyle do osądzenia
sprawców, co raczej do przedawnienia karalności.
Prokuratorskie śledztwo rozpoczęło się w maju 1991 r., pierwszy akt oskarżenia
w sprawie FOZZ prokuratura skierowała do sądu w lutym 1993 r., po czym we wrześniu
tego samego roku sąd skierował akt oskarżenia z powrotem do prokuratury
"w celu usunięcia istotnych braków postępowania przygotowawczego",
co przyniosło w efekcie niemal czteroletni zastój. Za rządów SLD bowiem, w
latach 1993-1997 w sprawie nic nie drgnęło. Została ona ponownie skierowana
do sądu dopiero w styczniu 1998 r., gdy rządziła koalicja AWS - UW, po czym
pierwszą rozprawę wyznaczono po prawie trzech latach - na początku października
2000 roku. Postępowanie prowadziła sędzia Barbara Piwnik, która w październiku
2001 r. została powołana na stanowisko ministra sprawiedliwości przez Leszka
Millera, co spowodowało kolejny poślizg, o który zresztą prawdopodobnie
ekipie SLD chodziło. Nowy sędzia musiał zapoznać się z aktami sprawy,
powtórzyć czynności procesowe, jakie w ciągu roku przeprowadziła sędzia
Piwnik. Sędzia Andrzej Kryże, wyznaczony do prowadzenia postępowania, w ciągu
dziesięciu miesięcy (Barbara Piwnik potrzebowała na to dwóch lat i dziewięciu
miesięcy) zapoznał się, walcząc z czasem, z ponad dwustoma tomami akt
sprawy, by przed przedawnieniem - na co obserwatorzy nie dawali szans - zakończyć
aferę FOZZ wyrokiem 29 marca 2005 r., a w 35 dni później złożyć jego
830-stronnicowe uzasadnienie. Obrona oskarżonych złożyła apelację i w
styczniu br. Sąd Apelacyjny w Warszawie (składowi przewodniczył Paweł Rysiński,
który w 2000 r. wydał wyrok uznający, że Lech Wałęsa nie był agentem SB)
uznał, że część zarzutów w aferze FOZZ się przedawniła, zmniejszył
skazanym odsiadki o rok i obniżył znacząco wysokości grzywien. Były
dyrektor generalny FOZZ, Grzegorz Żemek, dostał karę ośmiu lat więzienia,
jego zastępczynię Janinę Chim skazano na pięć lat, a uchodzącemu za
"mózg" przedsięwzięcia byłemu prezesowi Universalu, Dariuszowi
Przywieczerskiemu, zmniejszono wyrok z trzech i pół roku do dwóch i pół.
Kowal zawinił, a Cygana powiesili
Sąd apelacyjny uznał ponadto, że doszło do znacznych naruszeń, jeśli
chodzi o wybór sędziego Andrzeja Kryżego do prowadzenia tego postępowania.
Kryże, który był wcześniej sejmowym ekspertem PiS do spraw kodeksu
karnego,według sądu celowo i na użytek tej tylko sprawy zabiegał między
innymi o zmianę przepisów ustawy kodeksu karnego tak, by przestępstwa,
których dopuścili się oskarżeni w sprawie FOZZ, nie przedawniły się. Sędzia,
według sądu apelacyjnego, nie był więc bezstronny, niezawisły i rzetelny.
Trzeba ironii losu, by po piętnastu latach śledztwa i procesów w sprawie FOZZ
sędzia, któremu wreszcie udało się doprowadzić proces do końca, został
zrugany przez sąd i oskarżony o stronniczość na podstawie sfingowanego
zarzutu "niezawisłego" sądu, który zarzucał mu niezgodnie z prawdą,
że brał udział w sejmowych pracach nad zapisami o przedawnieniu, podczas gdy
to nie miało miejsca. Może jednak sędzia Kryże komuś podpadł, bo orzekał
m.in. w sprawie nieżyjącego już bossa "Pruszkowa" Andrzeja
Kolikowskiego ps. "Pershing" i skazał go na 4 lata więzienia.
Zasiadał też w składzie sądu, który skazał prawomocnie stalinowskiego
oprawcę Adama Humera na 7,5 roku więzienia. Chociaż prowadzony przez Kryżego
proces w sprawie afery FOZZ nie odsłonił wszystkich powiązań na styku służb,
postpezetpeerowskiej nomenklatury i szemranego biznesu, to jednak wskazał
przynajmniej pewne tropy, już choćby przez to, że w uzasadnieniu wyroku w
sprawie FOZZ sędzia Kryże wymienił kilkanaście razy nazwisko Edwarda Mazura
podejrzanego o podżeganie do zabójstwa generała Marka Papały czy wskazał na
związki z aferą tzw. ośrodka wiedeńskiego. "Wśród obiegowych opinii
dominuje przekonanie, że choć po tzw. aferze FOZZ nastąpiła cała fala
dalszych, to ta właśnie była aferą-matką. Znając materiał dowodowy
sprawy, można podzielić tę opinię, zwłaszcza śledząc mechanizmy przestępczego
działania oraz powiązanie przez oskarżonych działalności FOZZ z takimi np.
kontrahentami, jak Andrzej Kuna czy Edward Mazur" - napisał w 2005 r. w
uzasadnieniu wyroku Kryże.
Od "Olina" do Mazura
Ten trop wiedeński w aferze wypłynął zresztą już dużo wcześniej, przy
okazji tzw. afery "Olina", gdy pojawiły się oskarżenia Józefa
Oleksego o współpracę z rezydentem KGB Władimirem Ałganowem. "Życie
Warszawy" pisało przy okazji sprawy "Olina" w 1996 r., że
"wspólnikami i znajomymi pracodawców Ałganowa byli m.in. ludzie związani
z aferą FOZZ", wskazując tym samym na związki KGB z aferą FOZZ, a
poprzez opisanie przekrętów m.in. Kuny i Żagla - na związki z FOZZgate tzw.
ośrodka wiedeńskiego. Chodziło o śledztwo wyłączone jako boczny wątek
afery FOZZ, dotyczące interesów m.in. Józefa Weinfelda, Grzegorza Żemka,
Andrzeja Kuny, Aleksandra Żagla i... Edwarda Mazura. Ze środków FOZZ
przekazano wówczas 18 mln dolarów na zakup spółki w Belgii. W transakcji brała
też udział należąca do Kuny i Żagla austriacka firma "Bicarco", a
nadzorowała oskarżona w procesie FOZZ Janina Chim.
"Mazur był przedstawicielem największej firmy zbożowej na świecie,
która nazywa się Cargill. (...) Pewnego dnia przyszedł do mnie Mazur i
poprosił o przysługę. Poprosił mnie, żeby 'Bicarco' zawarło umowę z FOZZ
na pożyczkę 20 milionów dolarów. To znaczy 'Bicarco' miało pożyczyć FOZZ
20 milionów dolarów na zakup jakiejś firmy w Belgii, ale Mazur nie powiedział
jakiej. Nie chodziło o to, żeby faktycznie pożyczyć pieniądze, tylko zawrzeć
umowę takiej pożyczki, którą można nazwać 'pozorowaniem' tej pożyczki.
(...) Spełniłem prośbę. (...) Chciałem podkreślić, że umowę o fikcyjną
pożyczkę zawarłem na prośbę Edwarda Mazura dla polskiej agencji rządowej,
jaką był FOZZ, bo miałem w Polsce interesy i nie chciałem, żeby mi w tych
interesach przeszkadzano" - zeznając w procesie FOZZ, Kuna przedstawił
kulisy zaciągnięcia "pożyczki" przez Edwarda Mazura. To samo
przyznał Aleksander Żagiel, że to właśnie na "prośbę" Mazura on
i Andrzej Kuna założyli firmę "Bicarco", która miała przyjąć
depozyt pochodzący z FOZZ. Wszystko wskazuje więc na to, że Edward Mazur
obracał pieniędzmi FOZZ i może wcale nie przesadził Jerzy Klemba, też
zamieszany w aferę były oficer WSI, iż Mazur był "szarą eminencją
FOZZ".
"Mazur był bliskim znajomym Żemka, któremu m.in. pomagał przy
transferach milionów dolarów do amerykańskiego Banku Dillon" - pisał
Andrzej Echolette w "Naszej Polsce" w maju 2003 roku. Według
informacji "Super Expressu", Mazur poznał też "Baraninę"
- rezydenta mafii pruszkowskiej w Wiedniu, zleceniodawcę zabójstwa Jacka Dębskiego
oraz zamieszanego w zabójstwo Marka Papały - jeszcze na początku lat 90. Obaj
byli wówczas mile widzianymi gośćmi w towarzystwie byłych wysokich
funkcjonariuszy SB. Barański przed popełnieniem samobójstwa w wiedeńskim
areszcie w zeznaniach poinformował też o swej znajomości z Kuną i Żaglem.
Nazwiska pojawiające się przy okazji afery FOZZ pokrywają się z nazwiskami
przewijającymi się w kolejnych aferach: w aferze Orlenu, jak np. Kuny i Żagla,
organizatorów spotkania wiedeńskiego Kulczyka z Ałganowem; w sprawie
zabójstwa Marka Papały, jak np. Mazura; w aferze PZU, jak np. barwnej postaci
Bogusława Kotta, odpowiedzialnego m.in. za finansowanie służb specjalnych w
Ministerstwie Finansów, inicjatora założenia Banku Inicjatyw Gospodarczych, w
którego powstaniu brali udział też m.in. Andrzej Olechowski ps. "Must"
i prezes Universalu Dariusz Przywieczerski; w aferze lekowej, jak np. Mariusza
Łapińskiego, byłego eseldowskiego ministra zdrowia, który miał umożliwiać
"leczenie" Grzegorzowi Żemkowi, by ten mógł zasłaniać się przed
wymiarem sprawiedliwości "złym stanem zdrowia". Łapiński, według
"Newsweeka", miał też robić wspólne interesy ze znajomymi Żemka.
Ludzie i pieniądze FOZZ wracają więc przy okazji kolejnych afer, co
potwierdza tylko tezę, że była to afera-matka.
WSI spokojna, WSI wesoła?
Profesor Jerzy Przystawa, współautor książki "Via Bank i FOZZ"
powiedział niedawno, że dziwi go, iż tak wiele mówi się o uwikłaniu
Edwarda Mazura - także wiązanego z aferą FOZZ - w sprawę śmierci generała
Papały, o szafie pułkownika Lesiaka, mafijno-biznesowych powiązaniach służb,
a równocześnie nie mówi się nic o śmierci prezesa NIK Waleriana Pańki -
osoby w administracji państwa postawionej zdecydowanie wyżej. Trudno się nie
zgodzić, bo o ile wyjaśnienie zabójstwa Marka Papały jest kluczem do
polskiej mafii, to afera FOZZ zadecydowała o powstaniu w Polsce mafii. FOZZgate
to plątanina związków służb specjalnych, polityki i biznesu. To na tej
aferze służby i nomenklatura zdobyły doświadczenie, jak się ustawić -
wykorzystując publiczne pieniądze i struktury państwa - w nowej rzeczywistości
III RP, w której z powodzeniem przez lata funkcjonowało państwo w państwie,
czyli będące przedłużeniem sowieckiego wywiadu GRU Wojskowe Służby
Informacyjne.
Jeśli jednak afera FOZZ była operacją oddziału Y, to raport z likwidacji WSI
może wyjaśnić kulisy zabójstwa Pańki i całą sieć powiązań w tle afery
FOZZ, które decydowały, począwszy od rządu Mazowieckiego, poprzez kolejne
ekipy, o zamiataniu przez lata sprawy pod dywan.
Julia M. Jaskólska
Nasz Dziennik
KWORUM - Polsko-Polonijna Gazeta Internetowa www.kworum.com.pl
14-03-2006 Były
dyrektor FOZZ Grzegorz Żemek przekonywał sąd, że nie zakładał
grupy przestępczej, której celem było wyłudzenie kredytów z banków, o co
oskarża go prokuratura.
Sąd Rejonowym w Stalowej Woli kontynuow proces o wyłudzenie
ponad 80 mln zł kredytów z trzech polskich banków w latach 1998-1999
przez spółkę, którą kierował Żemek. Miała ona wyłudzić pieniądze
w bankach w Stalowej Woli, Czeladzi i Rybniku. - Spółka zajmowała się
doradztwem finansowym i organizacją przedsięwzięć gospodarczych.
Obok Żemka na ławie oskarżonych zasiada jego była zastępczyni Janina
Chim i 13 osób, głównie przedsiębiorców, którzy odpowiadają m.in. za
wystawianie weksli bez pokrycia i wyłudzanie na ich podstawie kredytów
bankowych.
Akt oskarżenia w tej sprawie trafił do sądu w styczniu 2003 r. Proces był
jednak zawieszony do
czasu ogłoszenia wyroków w aferze Funduszu Obsługi Zadłużenia
Zagranicznego. Żemek jako były dyrektor FOZZ był głównym oskarżonym. Sąd
wymierzył mu osiem lat więzienia, a Chim pięć za przywłaszczenie pieniędzy.
Państwo na aferze FOZZ straciło 134 mln zł.
Grzegorza Żemka czeka jeszcze proces w Nisku. Jest oskarżony o
wyprowadzenie z tamtejszych Zakładów Mięsnych - jako przewodniczący Rady
Nadzorczej spółki - ponad 400 tys. zł. Razem z nim oskarżono też pięciu
byłych prezesów zakładów i spółek zależnych.
Tematy w dziale dla inteligentnych:
ARTYKUŁY
- tematy do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
Kolejne
strony dokumentujące nieodpowiedzialne zachowania funkcjonariuszy władzy:
Sędziowie
- oszuści. W tym dziale przedstawiamy medialne dowody łamania prawa przez sędziów
- czyli oszustwa "boskich sędziów". Udowodnione naruszania procedury
sądowej, zastraszania świadków, stosowania pozaproceduralnych nacisków na
poszkodowanych i inne ich nieetyczne zachowania. Czas spuścić ich "z
nieba na ziemię" :-)
Prokuratorzy do zwolnienia od razu - dowody debilizmu prawnego i
prokuratorskiego funkcjonariuszy którzy jakimś cudem podobno ukończyli
prawo...
SKORUMPOWANI
SĘDZIOWIE I PROKURATORZY - czyli nie tylko pijackie wpadki
"boskiej władzy" , którzy w końcu spadli na ziemię...:-)
Pomówienia
- stan prawny. Prześladowanie dziennikarza i redaktora Zdzisława Raczkowskiego
przez skorumpowanych sędziów i prokuratorów podkarpackich.
Krytyka
wyroków sądowych nie jest godzeniem w niezawisłość sędziowską. Nadmiar
prawa prowadzi do patologii w zarządzaniu państwem - Profesor Bronisław
Ziemianin
NYCZ-GATE -
taka sobie afera w rzeszowskim sądzie, jedna z setek jakie tam robią, a potem
dziwią się, że 90% społeczeństwa nie wierzy w sprawiedliwość...
Biegli
dawno już "odbiegli" od prawdy... AFERY
UDOKUMENTOWANE
FAKTY POMYŁEK LEKARSKICH
Strona prawdy o polskim sądownictwie.
Polecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
A dla odreagowania
sympatyczne linki dla poszkodowanych przez schorowane organy sprawiedliwości :-))
10
przykazań dla młodych adeptów prawa, czyli jak działa głupota prawników +
modlitwa...
"walczący
z wilkami, szeryf z Bieszczad czyli z impotentnymi organami (nie)sprawiedliwości?"
takie sobie dywagacje Z. Raczkowskiego
Wilk
Zygfryd - CZARNA BIESZCZADZKA RZECZYWISTOŚĆ...
"AFERY PRAWA" - Niezależne Czasopismo
Internetowe www.aferyprawa.com
Stowarzyszenia Ochrony Praw Obywatelskich Zespół redakcyjny: Zdzisław Raczkowski, Witold Ligezowski, Mariusz Pogorzelec, Zygfryd Wilk, Grzegorz Bentkowski i SOPO |
|
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.