opublikowano: 26-10-2010
Dziwny
jest ten świat -
Alberta
Einsteina przekręty
Eksperyment Michelsona-Morleya
W 1880 r. A.A. Michelson[8]
przeprowadził próbę wykrycia ruchu absolutnego Ziemii przy pomocy przez
siebie skonstruowanego interferometru.
Według Alberta Michelsona, ze względu na ruch translacyjny Ziemi w Kosmosie, długości dróg światła w przestrzeni kosmicznej powinny być nierówne w odniesieniu do równych ramionach PA oraz PB przyrządu. Ponadto, obrót przyrządu powinien powodować zmianę różnicy dróg światła w przestrzeni kosmicznej, co z kolei powinno powodować przesunięcie prążków interferencyjnych obserwowanych w lunecie T.
Jednak wielokrotnie powtarzane eksperymenty w różnych miejscach na kuli ziemskiej zawsze dawały wynik negatywny: nie obserwowano oczekiwanego przesunięcia prążków interferencyjnych.
Interferometr A.A. Michelsona.
Wobec tego, pan Albert Einstein podjął się obrony swego imiennika
Alberta Michelsona, i stworzył… „szczególną teorię względności”[9].
Jest to o tyle śmieszne, że
Albert Einstein był „kompletnym ignorantem laboratoryjnym”, a który
czuł się uprawniony do „wyjaśniania”… eksperymentów laboratoryjnych!
Ale E.W. Morley[10], współuczestniczący w
tych eksperymentach wykazał, że metoda eksperymentu jest wadliwa, stąd
wynik zawsze będzie negatywny. Następnie przyłączył się do D.C. Millera,
który w 1933 r. za pomocą przez siebie skonstruowanego interferometru o nierównych
ramionach uzyskał niewielkie przesunięcie prążków interferencyjnych.
Tego rodzaju eksperyment został
przeprowadzony wcześniej (1932 r.) przez R.J. Kennedy’ego oraz E.M.
Thorndike’a, a także w 1980 r. przez prof. C. Lattesa w Brazylii[11].
„Skrócenie Fitzgeralda-Lorentza“
Z transformacji (T.11.) H.A. Lorentza, znajdujemy:
(T.15.)
co określa długości
dróg
oraz
jakie może przebyć pan S
(Fig. T.2.b.).
George
Francis Fitzgerald (1851-1901), oraz niezależnie od niego H.A. Lorentz wysunęli
hipotezę, że skracanie się ciał, a tym samym także odległości
razy wzdłuż kierunku ruchu i według zależności (T.11.) oraz (T.15.),
może wyjaśniać negatywny wynik doświadczenia A.A. Michelsona.
Czyli ma być:
Ale powyższy warunek spełniony
jest dla:
, czyli dla
, czyli pan O jest nieruchomy w punkcie O’ (zmarł?
biedaczysko!).
W takim przypadku, prędkość
pana S względem pana O jest równa prędkości c pana S.
Ale to też oznacza, że pan S
biegnie do pana O nie wzdłuż drogi SO”, lecz wzdłuż drogi SO’.
„Niezmiennicza prędkość światła”
Powyższe „naukowe dyskusje”, pan Albert Einstein „uogólnił” w następujący sposób:
a)
panu S „skraca się wzdłuż kierunku ruchu”, i to według
„przekształceń Einsteina-Lorentza”
(Eqs T.13.
oraz T.14.).
Uwaga:
w supertajnych laboratoriach badana jest trzecia hipoteza, według której to
panu
Einsteinowi „się skróciło”. Wstępne wyniki są… „obiecujące”. (na razie)Amen.
b) po
reanimacji, pan O jeszcze żyje i może poruszać się z prędkością v,
ale prędkość pana S
względem pana O
jest zawsze taka sama i wynosi c,
bez względu na to, czy pan O stoi,
leży, pływa, a
nawet fruwa.
Powyższe
jest także słuszne w przypadku, gdy za pana S biegnie… światło z
prędkością c.
Mało tego, taką własność
ma tylko światło. Inni – nie.
A pan S?
Już nie. Chyba, że się przepoczwarzy w… einsteinowski foton.
Tak więc, w
układzie: pan O – światło, pan O jest zawsze
„nieruchomy” względem światła.
Powyższe znane jest jako „einsteinowska
niezmienniczość prędkości światła”.
Ale
powyższe znane było już przed panem Einsteinem jako „unoszenie światła
przez ciała materialne”. Niestety, hipotezy takiej nie potwierdzają eksperymenty,
m.in.:
James Bradley (1725 r.);
H.L. Fizeau (1851 r.);
A.A. Michelson – E.W. Morley (1885 r.);
R.J. Kennedy – E.M. Thorndike (1932 r.);
D.C. Miller (1933 r.);
P.A. Czerenkow (1934 r.);
prof. Cezar Lattes z Uniwersytetu w Campinas w Brazylii (1980 r.).
Ale oni wszyscy nie mają racji, ponieważ rację ma Jego Ekscelencja
Pan Albert Einstein!
Ściśle tajne/poufne
Ściśle
tajne/poufne
A co by było, gdyby pan O zaczął biec (do kasy!) tak samo szybko, albo jeszcze szybciej od pana S?
W
takim przypadku, spełniony jest warunek:
.
a) jeżeli spełniony
jest warunek:
, to w chwili startu obydwaj panowie powinni być
w jednakowej odległości
od punktu spotkania.
W przypadku według Fig. T.1.a., pan S nie dogoni pana O.
W przypadku według Fig. T.1.b., panowie S
i O spotkają się „gdzieś po środku”.
W przypadku według Fig. T.2.a., panowie S
oraz O spotkają się w punkcie O’,
gdy OO’ = SO’,
czyli panowie ci znajdują się w jednakowej odległości od kasy O’.
Jeżeli jednak kasa znajduje się w punkcie O” oraz
, to niestety, pan O pierwszy
„dopadnie do
kasy”.
b) jeżeli
jednak spełniony jest warunek:
, to:
– w
przypadku według Fig. T.1.a., pan S nie dogoni pana O,
i tym samym nie są już ważne zależności (T.1.) oraz (T.2.);
– w
przypadku według Fig. T.1.b., panowie S oraz O spotkają
się razem przy… (kasie).
Ważne są w dalszym ciągu zależności (T.3.) oraz (T.4.).
– w przypadku według Fig. 2.a., pan S
ma pewne szanse, jeżeli odległość OO’
jest
odpowiednio większa od SO’ (OO’
>SO’), jak to pokazano na rysunku poniżej.
Spełniona jest tu transformacja (T.9.) Janusza B. Kępki.
![]() |
Tak więc, mimo że pan O biegnie szybciej od pana S, to pan S „dopadnie go” w punkcie O’.
Jeżeli
jednak pan O biegnie z punktu O’ w kierunku punktu O” (Fig.2.b.),
to pan S jest „bez szans”, i nigdy nie dogoni.pana O.
A to dlatego, że przyprostokątna jest zawsze
mniejsza od przeciwprostokątnej. „A szkoda!”.
Tak więc, pan S nie tylko wolniej biegnie, ale ma też dłuższą drogę do
przebycia.
W takim przypadku, nie jest ważna zależność
(T.10.), a tym samym transformacje (T.12.)
H.A. Lorentza.
Jeżeli przyjmiemy, że c jest prędkością światła in vacuum (pan S ma już dosyć biegania, ale chce oświecić – pardon! – oświetlić pana O przy pomocy latarki, a nawet przy pomocy ogarka), to także światło nie dogoni pana O.
„Teorie”
Jego Ekscelencji Pana Alberta Einsteina
W wizji „zrelatywizowanego
urojenia” – Ja, Pan Albert Einstein objawiam, wyjaśniam i uzasadniam
„taki a nie inny” wynik eksperymentu mojego imiennika Alberta Michelsona:
1o
w przypadku „przewidywalnych trudności”, „skrócić”
przeciwprostokątną (Fig. 2.b.)
na długość równą x
według „przekształceń Einsteina-Lorentza” (T.14.).
2o
3o
w „sytuacjach szczególnie lub ogólnie krytycznych”,
prędkość pana O ma być zawsze
mniejsza od prędkości światła[12]),
– i to tak,
że mają być ważne tylko„przekształcenia Einsteina-Lorentza” (T.13.)
oraz (T.14.).
Inne – nie!
A teraz idźcie między
„lud (nie)pracujący miast i wsi” i nauczajcie!
I… poszli. I… „nauczają”!
Nawróceni na powyższe „objawienia”, zwani
są (filo)semitami.
Ale niestety, bywają
też tacy co biegają szybciej od światła…
Dlatego zwani są (anty)semitami.
Z powyższego wprost
wynika, że planetę Ziemia zamieszkują sami ()semici. Amen.
podpisał (się): Ufoludek
Ruch absolutny i względny
Wiosną
1851 r. Jean Bernard Léon Foucault[13]
uruchomił w Panthéonie w Paryżu wahadło o długości 67 m i ciężarku o
masie 28 kg.
Obrót płaszczyzny wahań względem
powierzchni wirującej Ziemi jest bezpośrednim dowodem ruchu absolutnego
ciał materialnych w przestrzeni absolutnej (eterze).
Jednak
według Alberta Einsteina nie istnieje ruch absolutny, lecz tylko ruch względny,
a obrót płaszczyzny wahań wahadła Foucault
jest tylko ruchem względnym względem pana Foucault.
– Ale już nie ma pana Foucault!
– Dlatego nie ma ruchu absolutnego.
– Ale nie ma też pana Einsteina!
– Dlatego jest tylko ruch względny.
Proste?
Poniższy tekst wcześniej publikowany był w książce:
Janusz B. Kępka -Ruch
absolutny i względny, KONTRAST 1999; wyd. drugie 2004.
Alberta
Einsteina przekręty
W 1905 r. Albert Einstein opublikował trzy prace w jednym tomie Annalen
der Physik: „Über einen die
Erzeugung und Verwandlung des Lichtes betreffenden heuristischen Gesichtspunkt”[14],
„Die von der molekularkinetischen
Theorie der Wärme geforderte Bewegung von in ruhenden Flüssigkeiten
suspendierten Teilchen”[15]
oraz „Zur Elektrodynamik bewegter Körper” [16].
Jednak teorie Alberta Einsteina zawsze budziły wiele kontrowersji, tak
co do ich znaczenia i wartości naukowej, jak i autentyczności ich autorstwa.
W miarę upływu lat od ich ogłoszenia
w 1905 r., można zaobserwować zadziwiającą sytuację: im bardziej
przekonywano się, że „teoria względności” A. Einsteina nie zgadza się z doświadczeniem
oraz jakąkolwiek logiką, tym większy jej triumf jest głoszony.
Stosowana jest tu metoda: absolutnie
żadnych dyskusji czy polemik.
Każdy podręcznik z fizyki (i
nie tylko) musi zawierać mniej lub
bardziej obszerną wstawkę na temat „teorii względności” A. Einsteina.
Ale największym osiągnięciem Alberta Einsteina w ramach „szczególnej
teorii względności” jest „równanie równań”, czyli słynne E = mc2.
Jak głosi propaganda, po
przyjeździe do Ameryki, Albert Einstein łaskawie „pożyczył” to równanie
Amerykanom, którzy z kolei za pomocą tego równania (sic!)
skonstruowali… bombę atomową. I wierzymy oraz jesteśmy głęboko
przekonani, że to wszystko… „czysta prawda”.
Tym samym, podobnie jak inni,
Amerykanie winni są… odszkodowanie[17].
A jaka jest
rzeczywistość? Wszystko to, to… „czysty fałsz”!
Prócz pieniędzy[18],
oczywiście.
A
oto źródłowe (!) dowody powyższego w postaci znanej książki:
„The meaning of Relativity”, Fifth edition Including the
Relativistic Theory of the Non-Symmetric Field, by Albert Einstein, Princeton
University Press, Copyright 1956, by estate of Albert Einstein. Tłumaczenie
polskie:Albert Einstein – „Istota teorii względności”, PWN,
Warszawa 1962.
A. „Szczególna
zasada względności”.
Albert Einstein pisze (str. 33): „… prawa przyrody wyglądają
jednakowo we wszystkich układach inercjalnych. Twierdzenie to będziemy
nazywali szczególną zasadą względności”, koniec cytatu. Powyższe
jest plagiatem.
To, że prawa przyrody
(przez wielu zwane prawami boskimi) są takie same w całym wszechświecie,
znane było na długo przed… Einsteinem. Z faktu znanego Starożytnym, że panta
rhei, nie wywodzili oni jakoby dla różnych poruszających się obiektów
i układów obowiązywały różne prawa boskie, czyli różne prawa przyrody.
Wręcz przeciwnie.
Obserwowane ruchy planet uważano
za złudzenie wynikające z ruchu. Dlatego poszukiwano ogólnego prawa w
postaci teorii geo,- oraz heliocentrycznych, i z kolei odpowiednich systemów.
Ponadto, zwykłym oszustwem
jest sugestia, że Galileo Galilei, Isaac Newton i inni przyjmowali, że w różnych
układach inercjalnych obowiązują różne prawa przyrody.
„Czterowymiarowa czasoprzestrzeń”.
Albert Einstein pisze (str. 40): „Zanim bliżej zbadamy warunki
określające przekształcenia Lorentza, wprowadzimy jeszcze w miejsce czasu t
czas świetlny l = c t. W ten sposób stała c
nie będzie jawnie występowała w dalszych wzorach”,
Dx12 +
Dx22 + Dx32
–
Dl2 = 0
(22b)
(A.1.)
koniec
cytatu.
1o stąd też einsteinowcy mierzą czas
w metrach lub kilometrach, a nie za pomocą zegarków! 2o c nie jest jakąś „stałą”, lecz prędkością światła in vacuo; 3o a dlaczego „stała c” ma nie występować jawnie? Albert Einstein – tajniaczkiem? 4o ale t.zw. „szczególna teoria względności” Alberta Einsteina dotyczy właśnie prędkości c światła! Jawnie, czy niejawnie? |
|
Odcinek Dl
w kartezjańskim układzie
współrzędnych
prostokątnych (Eq. 22b).
Powyższe równanie jest zapisem (według twierdzenia Pitagorasa) przyrostu Dl długości odcinka l, w kartezjańskim układzie współrzędnych prostokątnych. Jest to układ trójwymiarowy, w którym osie układu są wzajemnie prostopadłe. Na rysunku powyżej zaznaczyliśmy także rzuty odcinka Dl na odpowiednie płaszczyzny.
W zapisie (A.1.), l
= c·t jest
wzorem na odległość l
przebytą z prędkością c (prędkość światła in vacuo)
oraz w czasie t .
I to dokładnie
według dobrze znanego wzoru na drogę w ruchu jednostajnym:
.
Ergo:
Pan Einstein majaczy twierdząc, że odległość
jest… „czasem świetlnym”.
Ale zaraz dalej, Pan Albert Einstein przedstawia i
proponuje (str.41):
„Na koniec wprowadzimy, za Minkowskim, zamiast rzeczywistej współrzędnej
czasowej l = ct
współrzędną urojoną
x4 = il
= ict (
) ”,
koniec cytatu
Dx12
+ Dx22 + Dx32
+ Dx42 = 0
(22c)
(A.2.)
Należy
bardzo uważnie prześledzić powyższe i poniższe, ponieważ zapis (22c)
przedstawia sobą t.zw. urojoną czterowymiarową czasoprzestrzeń Alberta
Einsteina. Czy Minkowskiego?
1. Odległość l , a także jego zmiana Dl,
nie jest współrzędną, ani tym bardziej „czasową”.
Współrzędnymi
są x1 , x2 oraz x3 ,
za pomocą których można wyznaczyć długość odcinka
(odległość)
l lub zmianę Dl
odległości l (patrz: rysunek).
Przezywanie
odległości l = c·t „rzeczywistą
współrzędną czasową” można tłumaczyć
tylko…
„rzeczywistym niedorozwojem umysłowym” (!).
2. Symbol
wprowadził
w 1777 r. Leonhard Euler
(szwajcarski fizyk i matematyk,
twórca wyższej
matematyki). Chodziło tu o inne przedstawienie pierwiastka z liczby
ujemnej, np:
3. Bez żadnego
uzasadnienia, ale w powołaniu się na kolegę Minkowskiego, A. Einstein
podmienia odległość
l = c·t na „współrzędną urojoną il”.
Ale
za taką „podmianę” uczniowie otrzymują… „pałę”!
Ale załóżmy,
że jest szkolny „dzień barana”, i… kontynuujemy „genialną myśl”
Einsteina.
Jeżeli: il
zamiast l, to
także: i Dl zamiast Dl
. Z kolei: (i Dl)2
= i2 Dl2
= – 1· Dl2
= (– Dl2).
i nie jest
to równanie (A.1.)!
Dla tych „kilkulatków”, którzy mają zamiar ukończyć (szczęśliwie!) szkółkę podstawową, przedstawiamy:
32 + 42 + 52
– 50 = 0
I jest to równanie takie jak (A.1.).
Jeżeli teraz przemnożymy tylko liczbę 50 przez i2 = – 1, to mamy:
Według
Alberta Einsteina jest to równanie (A.1.). Ale to tylko… urojenie!
Ale nie równanie!
Uwaga!
Jeżeli
wstawimy do „równania”
(A.2.), to otrzymamy równanie
(A.1.). I wydaje się, że wszystko jest w porządku.
A przekręt
polega na sugestii, że istnieje coś takiego jak „współrzędna
urojona x4 = il = ict” według
„równania” (A.2.)! Ale
nie istnieje! I jest to znany „chwyt” jarmarcznych kuglarzy…
I taki jest właśnie
rodowód „czasoprzestrzeni czterowymiarowej”, w której (rzeczywistymi!)
odległościami w trzech kierunkach są x1 , x2
, x3 , natomiast w czwartym kierunku jest „współrzędna
urojona x4 = il = ict”, że ponownie
zacytujemy samego Mistrza…
„Najsłynniejsze równanie wszechczasów”.
W grudniu 1999 r. włoski tygodnik „Gente” opublikował, że w roku
1985 profesorowie Omero Speri oraz Pietro Zorzi odnaleźli w archiwach wyniki
badań autorstwa Olinto De Pretto z przedmową astronoma Giovanni
Schiaparelli, które zostały opublikowane 2 lutego 1904 r. w specjalnym
tomiku Królewskiego Instytutu Nauk w Vento[19].
Ale jeszcze wcześniej, bo 29 listopada 1903 r., Olinto De Pretto zaprezentował
w tymże Królewskim Instytucie Nauk swoją książkę p.t. „Hipotezy
eteru we wszechświecie” („Ipotesi dell’etere nella vita
dell’universo”), która z kolei była źródłem jego późniejszej
publikacji.
Według historyka matematyki
Umberto Bartocci, odkrywcą równania E = mc2 nie jest
Albert Einstein, lecz właśnie Olinto De Pretto, który w swej książce
opisał teorię tego równania[20].
I tutaj ciekawostka. Albert
Einstein znał nie tylko język włoski (wychowywał się m.in. w mieście
Milano), ale znał niejakiego Michele Besso, z kolei którego wuj był kolegą
brata Olinto De Pretto.
O powyższym, polscy
czytelnicy mogli się też dowiedzieć z tygodnika Myśl Polska („Einstein
plagiatorem?”, z 5 marca 2000 r.).
Powstają więc zasadnicze pytania: kto właściwie jest autorem i jaki
jest sens fizyczny tego równania?
Otóż, na długo przed
Olinto De Pretto oraz Albertem Einsteinem znane było, że energia całkowita,
czyli suma energii kinetycznej (ruchu) oraz energii potencjalnej (położenia)
jest proporcjonalna do kwadratu prędkości v ciała o masie m.
Notowano to w postaci: E = mv2 . Ale, na przykład
Francuzi nie używali określenia „energia całkowita”, lecz „force
vitale” (dosł. tłum.: „żywotna
siła”).
Także na bardzo długo przed wymienionymi wyżej Panami wiedziano też,
że prędkość światła (fali elektromagnetycznej) jest ogromna, i wynosi
prawie 300 000 km/s .
Jest to największa prędkość
jaką znamy. Przyjmując, że obwód Ziemi na równiku wynosi
40 000 km, to w ciągu niespełna jednej sekundy światło
siedmiokrotnie obiegnie Ziemię!
Dlatego możemy spokojnie
korzystać z telewizji satelitarnej.
Z bardzo wielu doświadczeń wiedziano też, że światło ma naturę
falową, i jest to fala dokładnie o takich samych cechach jak fala na wodzie.
Jest to fala poprzeczna.
Już w końcu XIX wieku austriacki fizyk, psycholog i filozof Ernst
Mach (1838-1916) wykazał i opisał, że jeżeli ciało materialne o masie m
porusza się z prędkością równą lub większą od prędkości fali w danym
ośrodku, to generuje w tym ośrodku falę, zwaną falą uderzeniową.
W roku 1887, Heinrich Rudolf Hertz (fizyk niemiecki, 1857-1894) wykazał
doświadczalnie, że promieniowanie elektromagnetyczne (ultrafiolet) ułatwia
przeskok iskry elektrycznej. I odwrotnie, w rok później wykazał, że
przeskok iskry elektrycznej powoduje emisję promieniowania
elektromagnetycznego.
Podobnie, odkrycie przez Röntgena (Wilhelm Konrad, fizyk niemiecki,
1845-1928) promieni X (1895r.), prawie bezpośrednio wskazywało możliwość
generacji fal elektromagnetycznych przez poruszające się elektrony.
Dopiero w
1934 r. wprost udowodnił to doświadczalnie fizyk radziecki Pawieł Czerenkow.
A jaka jest
energia generowanej świetlnej fali uderzeniowej? Już w 1900 r. rozwiązanie
znalazł fizyk niemiecki Max Planck: E = hn , gdzie: h – stała Plancka,
n – częstotliwość
generowanego światła.
A oto
einsteinowskie „genialne rozumowanie”.
Na str. (53) w podtytule „Masa
i energia” p. Albert Einstein pisze: „Wobraźmy sobie ciało, na które
przez pewien czas działa pole elektromagnetyczne”.
A dlaczego
przez „pewien czas”? I jaki to czas? „Świetlny”?
I zaraz dalej (str.54):
„Będziemy
zakładali, że prawa zachowania pędu i energii ważne są dla tego ciała”.
A to oznacza,
że ciało to ma stały pęd I = mv = const. oraz stałą energię E = mv2 = const.
Z kolei, p.
Einstein przedstawia, że „Przyrosty pędu DIx , DIy
, DIz ,
oraz przyrost energii DE
dane są…”. Pan
Einstein ględzi!
Można mówić tylko o składowych
Ix
, Iy , Iz pędu I
na trzech osiach kartezjańskiego układu współrzędnych prostokątnych.
Ponadto, wskazywany przez p.
Einsteina „przyrost energii DE”
nie jest jakąkolwiek składową! Także nie jest „przyrostem
energii”, ponieważ ciało to zachowuje stałą energię!
Zauważmy, ile tu prymitywnych
przekrętów!
Po takim
„wstępnym przygotowaniu” czytelnika, Pan Albert Einstein uprzejmie
przedstawia:
„Wynika stąd zatem, że przyrosty DIx
, DIy
, DIz , iDE
tworzą czterowektor. Opierając się na założeniu, że wielkości przekształcają
się tak samo jak ich przyrosty wnosimy,
że zespół czterech wielkości
Ix
, Iy , Iz
, iE
(A.3.)
posiada
również charakter wektorowy”, koniec cytatu (str.54-55).
W powyższym
są kolejne przekręty A. Einsteina.
Najpierw pisał „Przyrosty
pędu DIx ,
DIy ,
DIz , oraz
przyrost energii DE…”.
Z kolei, zagadując czytelnika
„czterowektorem” dopisał
przed DE
oraz E.
A wcześniej
już Pan Einstein podmienił odległość l = ct na „czas
świetlny” (Eq A.1) i z kolei na urojony „czas świetlny
il” (Eq A.2.). To
podmieniamy: Albert = żaba = bocian. Amen.
I Pan
Einstein „jednym tchem” przedstawia: „…wnosimy,
że zespół czterech wielkości
Ix , Iy
, Iz ,
iE
I
znowu przekręty.
Primo:
dlaczego p. Albert Einstein iE czyli (urojoną) energię E
przedstawia równoważnie ze
składowymi pędu Ix , Iy , I
z ? To urojona
energia iE jest składową pędu I ?
Jest to „urojona metoda
Einsteina” nierozróżniania różnych wielkości fizycznych!
Secundo:
składowe pędu mają charakter wektorowy,
ponieważ pęd jest
wektorem:
,
Tertio: energia
nie
jest wektorem, ponieważ kwadrat prędkości jest skalarem,
(tak na wszelki wypadek: masa m
też nie jest wektorem!).
Quarto: właśnie dokładnie
z powyższych względów „przyrosty
DIx ,
DIy ,
DIz ,
iDE
nie tworzą czterowektora,
i podobnie „zespół czterech wielkości Ix , Iy , Iz , iE”
nie posiada charakteru wektorowego. Ponadto, nie jest to żaden „zespół” (cyrkowy?).
Jednak zaraz
dalej (str. 55), powołując się na zapis (A.2.),
A.
Einstein pisze:
„W przeciwieństwie do dl, wielkość dt
jest zatem niezmiennikiem, praktycznie równym dl dla ruchów o prędkości małej
wobec prędkości światła. Widzimy więc, że
(39)
jest,
tak samo jak dxn ,
wektorem. Wielkość un będziemy
nazywali czterowymiarowym wektorem (krócej: czterowektorem) prędkości.”.
(41)
(A.4.)
jest jedynym czterowektorem,
który można utworzyć z trójwymiarowych składowych prędkości punktu
materialnego, określonych wzorami
Widzimy
zatem, że
(42)
jest czterowektorem,
który należy przyrównać do czterowektora energii-pędu, którego istnienie
wykazaliśmy uprzednio. Przyrównując odpowiednie składowe, otrzymujemy w oznaczeniach
trójwymiarowych
(43)
(A.5.)
Istotnie,
przekonujemy się teraz, że dla prędkości małych wobec prędkości światła
powyższe składowe pędu (podkr.
nasze) odpowiadają składowym mechaniki klasycznej. Dla dużych prędkości pęd
wzrasta szybciej niż proporcjonalnie do prędkości i dąży do nieskończoności,
kiedy zbliżamy się do prędkości światła.”, koniec długiego
cytatu.
Rozpatrzmy uważnie powyższe treści.
Uwzględniając, że dl =
c dt oraz
,
to qx ,
qy oraz
qz w
zapisie (A.4.) mają postać:
,
A to oznacza,
że pierwsze trzy składowe według zapisu (A.4.)
są liczbami niemianowanymi, ponieważ v oraz c są wielkościami
tego samego rodzaju: prędkościami.
Ponadto, vx,
vy oraz vz
są składowymi prędkości v.
A czego składową jest
w zapisie (A.4.)
? Całkiem rzeczywistą, a
nie urojoną paranoją Alberta Einsteina[21]
!
Ponieważ
zapis
jest liczbą niemianowaną, to
tym samym „składowe” (A.4.) nie
mają charakteru wielkości fizycznej. Są liczbami niemianowanymi!
Z kolei, „składowe” (A.4.) Pan Einstein przemnożył kolejno przez masę m (Eqs A.5.):
(A.6.)
co oznacza,
że są to „składowe masy” (a istnieją takowe?) o różnych wartościach
liczbowych, odpowiednio:
mx ,
my ,
mz ,
mi
Z kolei łatwo zauważyć, że Pan Albert Einstein po kolei porównuje
składowe różnych wielkości
fizycznych według zapisu (A.3.) z różnymi
„składowymi mas” według zapisu (A.6.),
i w wyniku otrzymuje zapisy (A.5.).
Tym
samym, Albert Einstein wprost porównuje:
1o
składowe pędu Ix , Iy , Iz
(zapis B.3.)
z masami o różnych wartościach liczbowych
( zapis A.6.);
2o urojoną
energię iE (zapis
A.3.) z… urojoną masą (zapis
A.6.):
(A.7.)
Natomiast Pan
Albert Einstein przezywa to „składową pędu” (patrz komentarz
Einsteina do zapisów A.5.).
Ponieważ
qx , qy , qz
są składowymi q wzdłuż
osi x,
y, z,
to zapis (A.5.) można przedstawić w postaci:
Z kolei, z powyższego mamy:
A ponieważ q
jest liczbą niemianowaną, i według „teorii Alberta Einsteina” spełnia
warunek:
, to z kolei spełniony jest warunek:
.
Z kolei, powyższe
oznacza, że energia E, masa
m oraz pęd I
to są to takie same wielkości fizyczne, lecz różnią się tylko
wartością liczbową:
I tak na przykład, dla q
= 0,5 znajdujemy, że
E = 1,155 m oraz
I = 0,577 m.
Ale to jest
„uczona paranoja”: niemożność rozróżniania podstawowych wielkości
fizycznych!
Natomiast,
komentując zapisy (A.5.), na str. 57
Pan Einstein przedstawia:
”Stosując
ostatnie z równań (43) do cząstki spoczywającej (q = 0), widzimy,
że energia Eo ciała spoczywającego jest równa jego
masie. Obierając sekundę jako jednostkę czasu, otrzymalibyśmy:
|
Eo = mc2
(44),
koniec cytatu.
I taki
jest właśnie rodowód „słynnego równania Alberta Einsteina”!
Ale jakim to
„cudownym sposobem” można znaleźć Eo = mc2
z równania (A.7.) dla „sekundy jako jednostki czasu”,
jeżeli w równaniu tym czas w ogóle nie występuje?!
Niestety,
przykro nam bardzo: nie można! Chyba,
że Eo = mc2
„pożyczymy” od… innych.
A ponadto,
postać wzorów fizycznych opisujących prawa przyrody zależy od przyjętej
jednostki miary? Inne są prawa przyrody dla jednej sekundy, a inne dla jednej
godziny?
Zauważmy, że
dla warunku: v = 0, czyli dla:
ciało o masie m już się
nie porusza, i ze „składowych pędu” (A.5.) znajdujemy, że
pęd ciała o masie m wynosi zero: Io = 0.
Natomiast
energia Eo jest taka, że:
Eo
= m
I niewątpliwie, „energię
ciała spoczywającego” można też przedstawić w postaci:
Io
= Eo
=
Dla „ciała spoczywającego”,
oczywiście.
Odpowiedź: Eo = m,
jeżeli spoczywa na prawym boku; Eo = mc2, jeżeli
spoczywa na lewym.
B. „Ogólna
teoria względności”
T.zw. „znawcy tematu” aż cmokają z zachwytu nad „szczególną
teorią względności”.
Jednak, w przypadku t.zw.
„ogólnej teorii względności” ich cmokanie wręcz przechodzi w…
I na przykład, czytamy:
„Czysto geometryczną
teorią sił grawitacyjnych jest ogólna teoria względności Einsteina. Jest
to teoria bardzo piękna i bardzo spójna wewnętrznie” (Eywind H.
Wichman – „Fizyka kwantowa”, PWN, Warszawa 1973, str. 93; tłum.
z ang. „Quantum
Physics,
McGraw-Hill Book Company, New York, 1967).
Otóż, „teoria” (Alberta Einsteina, oczywiście) polega na
pokracznym przepisaniu znanego prawa grawitacji Isaaca Newtona oraz znanego
wzoru na siłę odśrodkową w ruchu jednostajnym po okręgu.
Natomiast „geometria”
polega na wielokrotnym, też wyjątkowo pokracznym przepisywaniu znanego
szkolnego wzorku-definicji miary łukowej kąta w radianach. A oto dowody!
Od czasu napisania przez Isaaca Newtona prawa grawitacji (1687 r), ruch
planet po krzywej zamkniętej (w pierwszym przybliżeniu po orbitach kołowych)
można było wyjaśniać równowagą siły grawitacji (siły dośrodkowej)
oraz siły inercjalnej (siły odśrodkowej).
I mamy:
(B.1.)
W powyższym
Albert Einstein przyjął, że M jest masą ciała centralnego, m
– masa hipotetycznego (ściśle: urojonego!) fotonu, v = c jest prędkością tegoż właśnie fotonu, który
(ponoć) porusza się z prędkością światła c in vacuo.
Z powyższego, mamy więc:
(B.2.)
Tym samym, foton jest einsteinowską planetą. A już dawno wypominaliśmy(!), że właśnie Albert Einstein jest odkrywcą nieznanych (nawet jemu!) planet!
Z kolei, Albert Einstein zastosował dobrze znany wzór z matematyki, który jest też definicją miary łukowej kąta a w radianach:
l
= a R
(B.3.)
gdzie:
l
- łuk okręgu o promieniu R
(Fig, B.1.).
Fig. B.1. Ruch
orbitalny cząstki o masie m
wokół ciała o masie M
według zależności (B.1.), oraz miara łukowa kąta a
w radianach
według zależności (B.3.).
Pan Einstein
zauważył, że jego planeta-foton czterokrotnie[22]
obleciał masę M.
Mamy więc: a
= 4(2p) = 8p ,
oraz: l = 8pR
(wzór B.3.).
Wstawiając
powyższe do „wzoru” (B.2.), Pan Albert Einstein znalazł:
(B.4.)
I pan
Einstein konkluduje (str. 108):
„Jednak
jakikolwiek wybralibyśmy układ współrzędnych, nigdy prawa opisujące
zachowanie się sztywnych prętów nie będą zgodne z geometrią
euklidesową…W tym znaczeniu przestrzeń nie jest euklidesowa, ale zakrzywiona”,
koniec (przecudownego!) cytatu.
Zauważmy, że
„po drodze” Pan Einstein umyślił jakieś „prawa opisujące
zachowanie się sztywnych prętów”. A te „prawa” to „zaginanie”
promienia R w zależności (B.3.), a co zaraz niżej za Panem
Einsteinem pokażemy.
I właśnie „zaginania”
promienia R w zależności (B.3.) „nie będą zgodne z
geometrią euklidesową”, i tutaj jesteśmy całkowicie zgodni z
Jego Ekscelencją Albertem Einsteinem!
Zauważmy też,
że nie jest już ważna stała grawitacji G Sir Isaaca Newtona, lecz
„stała k” Alberta
Einsteina. „Ma się te sukcesy”!
„Promień
Wszechświata a”.
Po zgeometryzowaniu grawitacji za pomocą „stałej k”,
Pan Einstein swoim (genialnym!) umysłem ogarnął cały Wszechświat.
„Sztywny” (prosty) promień
R „zakrzywić” dokładnie według wzoru (B.3.) na łuk R
okręgu o „sztywnym” (prostym) promieniu a:
R = f
·a
ç
l = a
·R
Fig. B.2. Zakrzywiony
promień R według „teorii”
Alberta Einsteina (patrz: Fig. F.3.).
W tej, jakże „łatwo-trudnej sytuacji”, mamy (my? czy Pan Einstein?):
(B.5.)
Ale ze
„wzorku” (B.4.), mamy też:
Podstawiając do (B.5.), mamy:
(B.6.)
Z powyższego,
Pan Einstein otrzymuje, triumfalnie przedstawia i pisze (str. 125):
„Zgodnie z drugim równaniem (123) promień Wszechświata
a
wyraża się przez jego całkowitą masę M
przy pomocy wzoru
(124)
(B.7.)
Równanie
to przejrzyście uwidacznia pełną zależność geometrii przestrzeni od własności
fizycznych”,
koniec (przecudownego!) cytatu.
W powyższym
foton lata w odległości a poza
masą M Wszechświata! Czyli w… Niebie!
A skąd Pan Einstein wie, że M
to masa Wszechświata? Od aniołków?
A może to masa (resztek!) mózgu
Pana Einsteina, wokół której to masy (patrz dalej: „czarne dziury”) w
odległości a krąży
mucha tse-tse przebrana za… foton?
„Odchylenie
promienia świetlnego w kierunku Słońca”.
Po (szczęśliwym!) powrocie z… Nieba(!), Pan Albert Einstein zauważył,
że Wszechświat w okolicy Słońca jest trochę mniej „zakrzywiony” niż
promień R peryferii Wszechświata (patrz: wzorek B.5.). I to
dwukrotnie mniej „zakrzywiony”!
Mamy więc:
(B.8.)
Fig. B.3. Łuk R Wszechświata o promieniu a w pobliżu Słońca.
Ale
pozostaje prosty(!) promień a. No to co za problem? No to go…
„zakrzywimy”! I mamy:
(B.9.)
Fig. B.4. „Zakrzywiony Wszechświata promień a” okręgu o (prostym!) promieniu D.
A z powyższego, oraz uwzględniając „stałą k” według „wzorku” B.4., mamy:
A teraz, Pan
Albert Einstein odwołuje się do… wyobraźni:
„Jeśli
wyobrazimy sobie, że Słońce o masie M
jest skupione w początku układu współrzędnych, to promień świetlny
biegnący w płaszczyźnie x1x3 , równolegle do
osi x3
i w odległości D
od początku układu, ulegnie odchyleniu w kierunku Słońca o kąt
(B.10.)
koniec cytatu (str. 109-110).
A także, Pan
Einstein wyjaśnia: „Istnienie tego
ugięcia, wynoszącego 1,7” dla D
równego promieniowi Słońca, zostało potwierdzone ze znaczną dokładnością
przez angielską ekspedycję naukową badającą zaćmienie Słońca w 1919
roku… Należy zaznaczyć, że również
ten ostatni wniosek teorii nie zależy od wyboru układu współrzędnych”,
koniec cytatu.
Znając z innych pomiarów wartość
D,
czyli promień Słońca, z zależności (B.10.)
można obliczyć „ugięcie” a
, i mamy:
Niestety,
jest to wynik trzykrotnie mniejszy od rzekomo „potwierdzonego
ze znaczną dokładnością przez angielską ekspedycję naukową badającą
zaćmienie Słońca w 1919 roku…”.
Jak wiadomo, Albert Einstein poprawiał swój wzór na „ugięcie promienia świetlnego w pobliżu Słońca”,
uzyskując wynik bardzo zbliżony do „potwierdzonego
ze znaczną dokładnością przez angielską ekspedycję naukową”.
Sposób wniesienia tej
„poprawki” był bardzo prosty. Prawą stronę równania (B.10.)
Pan Einstein przemnożył przez 3 (trzy), i… uzyskał wynik:
I w ten oto
„prosty” sposób, oraz za pomocą jakże skutecznej „metody zaginania
prostych promieni okręgu”, pardon! – „sztywnych prętów”, to właśnie
Albert Einstein potwierdził wynik otrzymany przez „angielską
ekspedycję naukową”, a nie odwrotnie!
Ale, żeby było „całkiem
śmiesznie”, to kierownik tej ekspedycji
Eddington (Sir Arthur Stanley, 1882-1944) naciągał wyniki pomiarów,
których… nie było, ponieważ w czasie zaćmienia Słońca było pochmurno
i… padał deszcz (29 maja 1919 r.).
Z zamazanych fotografii
„dedukował” wyniki na zgodność… z teorią względności Wielce
Szanownego Pana Alberta Einsteina[23]!
W ramach współpracy… (naukowej, oczywiście).
Oszustwo polega także na
ukrywaniu stanu wiedzy i z kolei sugerowaniu „nowych rozwiązań”.
Otóż, według Alberta
Einsteina, światło jest zbiorem korpuskuł-fotonów o masach m, które (ponoć!) oddziaływują grawitacyjnie (za pomocą „stałej
k”!)
z innymi ciałami materialnymi.
Z tego właśnie względu,
foton przelatując w pobliżu Słońca „musi” ulegać odchyleniu w kierunku
Słońca. I jak twierdzą „urojeni fizycy”, jest to jedyne
wyjaśnienie obserwowanego „ugięcia promienia świetlnego w pobliżu Słońca”.
Poświadczają nieprawdę, czyli kłamią! A oto dowód tego.
Jak wiadomo, P.J.C. Jansen zarejestrował spektrum chromosfery Słońca
w czasie całkowitego zaćmienia w Indiach w 1868 r. Z kolei, Sir Norman
Lockeyer analizując to spektrum doszedł do wniosku, że w Słońcu istnieje
nieznany na Ziemi pierwiastek, który nazwał helem
(1868 r.). Warto też zaznaczyć, że w tym czasie wiadome też było, że Słońce
składa się głównie z wodoru. A więc Słońce jest w zasadzie ogromną
kulą gazową.
Fig. B.5. Ugięcie
(refrakcja) promienia świetlnego przy przejściu
przez zewnętrzne, gazowe warstwy Słońca.
Znacznie wcześniej,
Tycho Brahe (1546-1601) odkrył zjawisko refrakcji
astronomicznej, polegające na ugięciu promieni świetlnych w gazowej
atmosferze Ziemi, co zniekształca wyniki obserwacji i pomiarów (pozorne
przesunięcie położenia obserwowanych obiektów pozaziemskich).
Także znany był wzór na załamanie
promienia świetlnego na granicy dwu ośrodków, którego niezależnymi
autorami są: René Descartes (1595-1650) oraz Willebroid Snell (1591-1626).
Tak więc, na bardzo długo przed
narodzinami Pana Einsteina (1879), a także Sir Eddingtona (1882), znane
było ugięcie promieni świetlnych w atmosferze gazowej.
Na rys. B.5. przedstawiono schematycznie przejście światła przez zewnętrzną,
gazową warstwę Słońca.
Dla uproszczenia opisu przyjmujemy, że warstwa ta ma strukturę
jednorodną.
Z odległej
gwiazdy A światło wchodzi do
atmosfery Słońca pod kątem a.
Promień świetlny ulega załamaniu do
normalnej N, i przebywa drogę b
w atmosferze Słońca.
Na granicy atmosfery, światło
ulega drugiemu załamaniu od
normalnej, i wychodzi z atmosfery pod kątem b
do normalnej.
W efekcie powyższego,
obserwator „widzi” gwiazdę z kierunku c,
a nie z kierunku a.
Tak więc,
obserwowane jest przesunięcie położenia gwiazdy w kierunku od
Słońca.
I to niezależnie od tego, czy
Słońce przysłania lub odsłania obserwowaną gwiazdę.
Dla tych dwu sytuacji, rysunek
B.5. należy obracać w poziomie
o kąt p.
„Black holes”
Zapis (B.2.) określa promień R kołowej orbity einstenowskiego fotonu. Jak łatwo zauważyć, wielkość promienia R jest prostą funkcją masy M ciała centralnego. W przypadku ruchu orbitalnego (urojonego!) fotonu wokół Słońca, promień R orbity ma wartość:
(M
– masa Słońca)
Tak więc promień orbity
fotonu wynosi niecałe półtora kilometra, i jest prawie pół miliona razy
mniejszy od promienia… rzeczywistego Słońca. Ale ponoć foton krąży wokół
Słońca!
Z kolei, z zależności (B.6.)
wprost widać, że gęstość liniowa Wszechświata jest taka, że:
(M
– masa Wszechświata)
i jest
miliony… miliony razy większa od gęstości liniowej… (prostej!) szyny
kolejowej!
I według
Jego Ekscelencji Alberta Einsteina jest to „teoria sztywnych prętów”.
Amen.
Na podstawie powyższego, Albert Einstein zrobił „wynalazek” w postaci
„czarnych dziur”. Otóż, według Pana Einsteina, to poszczególne
fragmenty materii o różnych masach M1,
M2, …, skupione są w objętościach o promieniach R1, R2, …, orbit fotonu (Eq. B.2.).
Takie skupienia (nie mylić z
t.zw „skupieniem myśli”) zwane są „czarnymi dziurami”, które też są
materią, ale o niezwykle wielkiej gęstości. I takie na przykład Słońce
jest „czarną dziurą” o promieniu nie przekraczającym półtora
kilometra!
Podobnie, planeta Ziemia też
jest „czarną dziurą” o promieniu:
(M
– masa Ziemi)
Ponieważ „czarne dziury” skupiają ogromne ilości materii w niezwykle
małej objętości, to te małe objętości wykazują oddziaływanie
grawitacyjne równe oddziaływaniu zwykłej materii o zwykłych rozmiarach. Można
więc sobie (nie)wyobrazić, jak wielkie oddziaływanie grawitacyjne wykazuje
„czarna dziura”, np. o rozmiarach… Pana
Alberta Einsteina. Oddziaływanie takiej „dziury” jest tylko dwa
razy mniejsze od oddziaływania grawitacyjnego planety Jowisz o masie
M = 1,91·1027 kg … (Na Jowisza! Jaki ten Einstein był
„silny”!).
Według
einsteinowców, materia ulega nie tylko rozproszeniu, ale przede wszystkim
skupianiu się w postaci „czarnych dziur”, a co zwane jest „zapadaniem
grawitacyjnym”.
Z tego właśnie względu,
zwykła materia natychmiast, albo jeszcze szybciej, pochłaniana jest przez
„czarne dziury”, a które z kolei także przyciągają i pochłaniają
mniejsze „czarne dziury”, etc, etc. Te „czarne dziury” są tak
bezczelnie żarłoczne, że nawet pochłaniają einsteinowskie fotony (sic!).
Tylko nielicznym, co sprytniejszym fotonom udaje się uciec z takiej
„czarnej dziury”. Ponoć jest to obserwowane w postaci świecenia
niektórych ciał materialnych, np. Słońca (sic!).
I w ten oto prosty sposób
Albert Einstein „wyjaśnił” dlaczego Słońce… świeci!
Jak z powyższych rozważań wprost widać, wszystkim tym „nieszczęściom”
w postaci „zakrzywień” („przestrzeń
nie jest euklidesowa, ale zakrzywiona”),
„ugięć w pobliżu Słońca”, i nie tylko; „czarnych
dziur”, „zapadań grawitacyjnych”, etc, etc, winny jest… einsteinowski
foton. A ściślej: orbita R tego fotonu według einsteinowskiej interpretacji zapisu (B.2.):
-
„zakrzywienie” (Eq. B.5.)
promienia R orbity einsteinowskiego
fotonu (Eq. B.2.) daje
w wyniku „promień Wszechświata a”
(Eq. B.7.);
-
promienia świetlnego w pobliżu Słońca” (Eq.
B.10.);
- powyższe
„zakrzywienia” są przyczyną tego, że Wszechświat składa się z
„zapadnięć
grawitacyjnych” zwanych
też „czarnymi dziurami”.
Jest
to prosta analogia do choroby zwanej… „czarną ospą”.
Z kolei, jakże „tfurczym” efektem powyższego jest t.zw. „opadanie
relatywistyczne”, i cytujemy[24] (str. 136):
„Znajdująca
się początkowo w spoczynku kabina windy o szerokości L zaczyna spadać
swobodnie w pobliżu powierzchni Ziemi. W momencie rozpoczęcia spadania z
jednej ściany kabiny w kierunku drugiej ściany zostaje wysłany poziomo wąski
promień światła. Podczas swobodnego spadania winda jest układem
inercjalnym. Tak więc wiązka światła przecinająca kabinę porusza się
względem niej po linii prostej. W stosunku do Ziemi wiązka światła
opada, gdyż opada winda. Tak więc w polu grawitacyjnym wiązka światła
musi opadać”, koniec cytatu.
Powyższe
wskazuje, że einsteinowskie „ugięcie
promienia świetlnego w pobliżu Słońca” należy wyjaśniać następująco:
Słońce otoczone jest „opadającymi kabinami o szerokości L”. Gdy przelatujący
w pobliżu Słońca foton wpadnie w taką „opadającą kabinę”, to
razem z nią opada w kierunku na Słońce.
Do Ziemi docierają tylko te
fotony, którym szczęśliwie udało się przelecieć przez kabinę i nie opaść
na Słońce w „opadającej kabinie”. Ale trochę „opadły” w czasie
przelotu przez kabinę. Stąd „ugięcie”…
Ergo: światło opada na Słońce w… kabinie opadającej!
Zwróćmy też
uwagę na charakterystyczny styl „argumentacji”: „wiązka światła musi
opadać”.
Nie musi! A dlaczego? A dlatego:
1o
swobodnie opadająca w polu grawitacyjnym winda nie
jest układem inercjalnym!
Układ inercjalny jest to taki układ, który porusza się ruchem jednostajnym
prostoliniowym.
A to oznacza, że na układ
ten nie działają żadne siły, lub działają siły dokładnie równoważące
się. I jest to treść zasady bezwładności Galileo Galilei oraz I zasady
dynamiki Sir Isaaca Newtona!
Kabina windy oraz znajdujący
się w niej „urojony fizyk” razem opadają ruchem jednostajnie przyśpieszonym,
co osobiście udowodnił eksperymentalnie i w sposób całkowicie pozbawiony
urojeń niejaki Galileo Galilei ze słonecznej Italii.
2o
prostoliniowe rozchodzenie się światła jest charakterystycznym efektem
ruchu falowego.
A poza „opadającą kabiną” światło nie
rozchodzi się prostoliniowo?
3o
na różnych wysokościach nad powierzchnią Ziemi. Ponieważ prędkość
światła jest nieporównywalnie większa od prędkości kabiny, to nie jest
możliwe zaobserwowanie przesunięcia promienia na odległości L = 1,5 m.
Także na odległości L = 100 m.
Podobnie gdy
wysyłany jest impuls światła. Pozornie
względem promienia świetlnego kabina stoi
w miejscu!
(„Pozory
mylą, powiedział jeż po spotkaniu się ze… szczotką ryżową”!).
Ale
z powyższym nie zgadzają się urojeni fizycy, ponieważ każdy widzi, że
winda „opada”. Amen (po
opadnięciu, oczywiście).
4o załóżmy, że kabina nie ma jednej ściany bocznej,
oraz źródło światła umieszczone jest
obok opadającej swobodnie kabiny. „Każda gapa” zauważy,
że wiązka światła przesuwa
się w kabinie
od dołu do góry ruchem jednostajnie przyśpieszonym!
A dlaczego? A
dlatego, że według naszej „teorii (bez)względnie antygrawitacyjnej” (żeby
było całkiem śmiesznie!) światło jest odpychane
w polu grawitacyjnym do góry,
a więc w kierunku dokładnie przeciwnym niż przyciągani są urojeni
fizycy umieszczeni w kabinie swobodnie opadającej (z którego piętra?
im wyżej, tym bardziej udany eksperyment!). Powyższe jest też dowodem tego,
że urojeni fizycy są szczególnie kochani przez grawitację, i przyciągani
z wysokiej miłości w „opadającej kabinie”, oczywiście.
I jest to
„miłość wzajemna”, a co zauważył i zanotował Sir Isaac Newton.
„Ruch
peryhelionowy Merkurego”
Z kolei, wzdłuż „promienia Wszechświata a”
oraz łukiem po „ugiętym w pobliżu Słońca promieniu świetlnym”, Pan Albert
Einstein „wylądował” (w „opadającej kabinie”!) na pierwszej w kolejności
od Słońca planecie, zwaną Merkurym. I czytamy (str. 113):
„Najważniejszym
wnioskiem, jaki możemy stąd wyciągnąć, jest stwierdzenie istnienia obrotu
elipsy, będącej orbitą planety, zachodzącego w tym samym kierunku co ruch
planety i wynoszącego
(113)
(B.11.)
radianów
na jeden obrót planety dookoła Słońca.
Oznaczenia są następujące:
a = wielka półoś
orbity w centymetrach; e
=
mimośród; c = 3
· 1010 cm/sek - prędkość
światła w próżni;
T =
okres obrotu planety w sekundach.
W
ten sposób wyjaśniliśmy znany od stu lat (Leverrier) ruch peryhelionowy
Merkurego, z którym astronomia teoretyczna nie mogła sobie poradzić do
tej pory”, koniec (przecudownego!) cytatu.
Zauważmy, że
powyższy zapis nie jest równaniem! To, co to jest? („Metoda
Einsteina”!).
(B.12.)
W liczniku zapisu (B.12.)
występuje kwadrat długości kołowej
orbity Merkurego, w ilości sztuk 3 („do trzech razy sztuka”?):
12p2a2
= 3(2pa)2
Średnia wartość prędkości orbitalnej v
oraz czas obiegu T wyznaczają
promień a kołowej orbity danej
planety, w tym także Merkurego: vT = 2p a.
Wobec
tego, zależność
(B.12.a)
Podobne
znaczenie ma zapis w mianowniku: cT =
2pR,
i jest to orbita o promieniu R
einsteinowskiej planety-fotonu (Eq. B.2.), ponieważ c
jest prędkością światła in vacuo.
Możemy
więc napisać:
(B.12.b)
Z kolei, z powyższych dwu zależności, mamy:
(B.13.)
Zauważmy też, że w tym
przypadku(!) promień R
orbity planety-fotonu ma wartość:
Natomiast średnia
odległość Merkurego od Słońca wynosi: a = 57,9 · 109
m.
Oznacza to, że promień R
orbity einsteinowskiego fotonu-planety jest około sześć tysięcy razy większy
od średniej odległości a planety Merkury od Słońca.
A to oznacza, że
planeta-foton krąży daleko poza Układem Słonecznym! Poważnie?
Starożytni już wiedzieli, że dla wszystkich znanych im planet układu
słonecznego występuje ekscentryczność orbit kołowych.
Dlatego, według systemu
heliocentrycznego Mikołaja Kopernika z Torunia, Słońce znajduje się w punkcie
S, a nie w punkcie O
kołowej orbity danej planety (Fig.
B.6.).
Fig. B.6. Ekscentryczność okręgu o promieniu R.
Podobnie jak w przypadku „promienia
Wszechświata a”
oraz „odchylenia promienia świetlnego w kierunku Słońca”, tak i w przypadku
„ruchu peryhelionowego Merkurego”, Albert
Einstein korzystał z ogólnie znanych wzorów planimetrii (euklidesowej!).
I na przykład,
cytujemy[25] (str. 70):
„Jeżeli
przez punkt leżący wewnątrz okręgu poprowadzone są cięciwy, to iloczyn
odcinków każdej cięciwy jest stały i równa się kwadratowi połowy cięciwy
prostopadłej do średnicy przechodzącej przez dany punkt”.
Wobec tego,
mamy:
zwane jest mimośrodem
okręgu o promieniu R.
Uwzględniając rys. (B.7.), mamy także:
(B.14.)
Fig. B.7. „Ruch peryhelionowy” orbity o promieniu a planety Merkury.
Z kolei, przy obliczaniu wielkości „ruchu peryhelionowego”, Albert Einstein korzystał ze znanego w geometrii (euklidesowej!) wzoru na pole S wycinka kołowego:
(B.15.)
Wstawiając
do powyższego zależność (B.14.), znajdujemy:
(cT
= 2pR)
Natomiast, w przypadku pełnego obiegu po orbicie o promieniu a, mamy:
ponieważ:
a
= 2p
radianów.
Ponadto,
Albert Einstein przyjął,
że: 3SR
= Sa . Wobec
tego, mamy:
A z powyższego:
czyli równanie
(B.12.), czyli bardzo dokładnie
zapis (B.11.) podany osobiście
przez Alberta Einsteina.
Z powyższych rozważań wprost wynika, że zapis (B.11.)
zawiera w sobie Alberta Einsteina „wiekopomne odkrycie” w postaci „planety-fotonu” (Eq. B.2.), a orbicie o promieniu
R tej „planety” przypisał mimośród
okręgu e (ekscentryczność okręgu
znaną już Starożytnym!).
Z kolei, kąt środkowy a
wycinka kołowego okręgu o promieniu a według szkolnego wzoru (B.15.),
Pan Albert Einstein (dosłownie!) przezywa „ruchem
peryhelionowym Merkurego”.
Ponadto, (według Alberta Einsteina – „astronoma wszechczasów”,
oczywiście) orbita o promieniu a planety Merkury nie jest
ekscentrycznym okręgiem!
Ale to bardzo dokładnie nie jest prawdziwe! „Tym gorzej dla… astronomii”!
Zauważmy też, że wszędzie i zawsze Pan Einstein korzystał z elementarnej
geometrii Euklidesa, ględząc jednocześnie, że „przestrzeń nie jest
euklidesowa, ale zakrzywiona”.
I na tym
(nie)kończymy[26]…
Ktoś (naiwny!) może powiedzieć, że „teorie Alberta Einsteina”
to zwykłe przekręty…
Jeżeli tak, to dlaczego i
w jakim celu „uczeni w piśmie” wmawiają nam i naszym dzieciom
(i za nasze pieniądze!) zwykłe oszustwa?
Częściowa odpowiedź znana
już była wiele wieków wcześniej:
„Biada
wam uczeni w piśmie i faryzeusze, obłudnicy,
że
podobni jesteście do grobów pobielanych,
które
na zewnątrz wyglądają pięknie;
lecz
wewnątrz pełne są kości trupich i wszelkiego plugastwa” .
(z Ewangelii według św. Mateusza, XXIII,27)
Jednak, „CAŁA
PRAWDA” – niestety – jest bardziej ponura:
Ściśle
tajne/poufne!
Manipulując kulturą, oświatą, nauką –
skutecznie ujarzmiasz i niszczysz narody oraz państwa!
Natomiast, „uczeni w piśmie i faryzeusze”
stosują tu różne metody.
Na przykład:
Albert Einstein prowadzi w konkursie na niemiecką osobowość wszech
czasów,
zorganizowanym przez telewizję
publiczną ZDF.
Na twórcę teorii względności głosowało najwięcej telewidzów.
Do finału konkursu weszli, oprócz światowej sławy fizyka, Willy
Brandt, Konrad
Adenauer, Otto Bismarck, Jan
Gutenberg, Marcin Luter, Jan Sebastian Bach,
Johann Wolfgang Goethe.
Wpisanie do konkursu Wolfganga Amadeusza Mozarta wzbudziło protest
Austriaków.
Na liście kandydatów do tytułu Niemca wszech czasów znajdował się
także Mikołaj
Kopernik”.
1. Konrad Adenauer
2. Martin Luther
3.
Karol Marks (na
Karola Marksa głosowało ponad pół miliona osób!).
Tak
było w Niemczech Roku Pańskiego 2003.
Jednak
niezadługo dowiemy się, że Albert Einstein wygrał konkurs na…
„chińską osobowość wszech czasów”.
A
to z kolei może wyjaśniać, dlaczego znacznie wcześniej Mao-Tse-Tung…
zmarł.
Ze śmiechu, oczywiście.
Jak wiadomo, „geniusz wszechczasów Albert Einstein” poprawiając
prawa przyrody, miał na celu poprawianie samego… (dobrego!) Pana Boga!
1.
jako przeciwnik rachunku prawdopodobieństwa (probabilistyki), pisał do
Nielsa Bohra:
„Nie wierzę, że Bóg zajmuje się grą w kości”. My też nie wierzymy!
2.
jak to wyżej wskazaliśmy (inni udowodnili!), Sir Artur Stanley sfałszował
wyniki badań
obserwacji zaćmienia
Słońca w dniu 29 maja 1919 r.
I
ogłoszono, że eksperyment potwierdza teorię Einsteina!
Chwaląc
się powyższym, w Berlinie Albert Einstein publicznie pokazał studentce Ilse
Rosenthal depeszę z wiadomością, że obserwacje potwierdzają jego teorię.
Wtedy
studentka zapytała go, co by zrobił, gdyby obserwacje nie potwierdziły jego
teorii?
Odpowiedź
Einsteina: „Da könnt
mir halt der liebe Gott leid tun, die Theorie stimmt doch“,
Tym
samym, dzięki przekrętom Sir Artura Stanleya – Bozia została…
uratowana!
Od
tego właśnie czasu, główne zajęcie „dobrego Boga” to poprawianie
stworzonego przez siebie (tego, i tamtego też!) świata, „na wzór i
podobieństwo teorii Alberta Einsteina”!
Często
w t,zw. „literaturze przedmiotu” podnosi się też zasługi Alberta
Einsteina na polu „walki o pokój”.
Rzeczywiście.
W 1939 r., Albert Einstein wystosował list do prezydenta Roosevelta,
przedstawiając konieczność rozpoczęcia badań nad budową… bomb
atomowych.
Niestety,
jako kompletny ignorant laboratoryjny, nie brał udziału w tego rodzaju
badaniach.
Ale,
„pożyczył”(?)… E = mc2.
Jak
niektórym (nie)wiadomo, Jego Ekscelencja Albert Einstein „obalił” też
niejakiego Sherlocka Holmesa, i pisał (Einstein, oczywiście, a nie Holmes):
„Prawie w każdej powieści kryminalnej nadchodzi moment, kiedy detektyw zna już wszystkie potrzebne mu fakty. Często wydają mu się one zadziwiające, nieuporządkowane, nie powiązane ze sobą. Wielki detektyw decyduje jednak, że nie potrzeba mu już dalszych materiałów, że samo myślenie może mu odkryć związki między zebranymi faktami.
Detektyw gra na
skrzypcach albo, siedząc wygodnie w fotelu, rozkoszuje się fajką, gdy nagle
– na Jowisza! – te związki stają się oczywiste…”.
Jak
wiadomo, Albert Einstein grał na skrzypcach, a wtedy bliżsi i dalsi uciekali
w popłochu „gdzie pieprz rośnie”.
Prócz
relacji bezpośrednio doświadczonych „poetycką grą Einsteina na
skrzypcach”, wystarczy zasięgnąć opinii na okoliczność możliwości gry
na skrzypcach w przypadku choroby zwanej… dysleksją i dysgrafią (med.,
psych. – zaburzenia w czytaniu i pisaniu).
A
zdjęcia Alberta Einsteina z fajką, to…
A
„teorie” Alberta Einsteina to…opowieści (auto)kryminalne?
I
ponownie zacytujemy samego Mistrza: „… – na Jowisza! – te związki
stają się oczywiste”.
na wzór i podobieństwo…”.
C.
Parada
oszustów…
Poniższe obrazki wraz z tekstem zamieścił
I na przykład, czytamy: Niestety. Ale miał sukcesy jako „pożyczkobiorca”,
o czym „uczony w piśmie” Wiktor Niedzicki… milczy.
|
![]() |
O dalszych…, czytaj
wyżej: Przekręty Alberta Einsteina.„Uczony w piśmie” Wiktor
Niedzicki powyżej pisze: „Fotony naprawdę istnieją!”.
Owszem. Idioci i oszuści też!
Na przełomie XIX-XX w. naszej ery przeprowadzono
eksperymenty w celu wykrycia ruchu absolutnego Ziemi
w warunkach laboratoryjnych („bez wyglądania na zewnątrz”).
Znane
to jest jako eksperymenty Z
kolei, Kennedy oraz Thorndike Pytanie: dlaczego podpisany obok
|
![]() |
|
Rynek
księgarski ma być zasypywany książkami o Einsteinie i jego „osiągnięciach”,
oraz „sensacyjnymi” notkami prasowymi. I niech…
Autorzy tych książek oraz „notek prasowych” poświadczają nieprawdę, czyli… KŁAMIĄ!
Otóż, zmiany czasu, które
przewidywał Albert Einstein NIE
zostały potwierdzone przez zegary atomowe zamontowane
Także nieprawdą jest, że „W ogóle wszystkie jego teorie zostały potwierdzone przez najnowocześniejsze urządzenia”.
Żadna
z teorii Alberta Einsteina nie została potwierdzona doświadczalnie!!!
[1] ok. 490 – ok. 430 przed Chr., filozof grecki, autor słynnych paradoksów, z którymi t.zw. nauka nie może sobie poradzić do dnia dzisiejszego.
[2]
współcześnie, „uczeni w piśmie” twierdzą, że rozwiązanie tego właśnie
paradoksu możliwe jest tylko przy pomocy t.zw. rachunku nieskończonościowego
(szereg liczbowy nieskończenie zbieżny).
Poważnie? I dogonili żółwia w… nieskończoności.
Amen.
[3] inny sposób znalezienia
tych równań, i bez odwoływania się do transformacji Galileo Galilei,
podany jest
w książce: Janusz B. Kępka
– Ruch absolutny i względny, wydanie drugie, Warszawa 2004.
[4] Hendrix Antoon,
(1853-1928), fizyk holenderski, prof. uniwersytetu w Lejdzie, dyr. Instytutu
Teylera
w Haarlemie; prace z
zakresu zjawisk elektromagnetycznych i optycznych; nagroda Nobla w 1902 r..
[5]
A.P. French, Principles of Modern Physics, John Wiley & Sons, Inc.
1958; tłum. polskie: Zasady fizyki współczesnej, PWN, str. 160.
[6]
urodzony w 1879 r. w Ulm w Niemczech. Rodzice Żydzi. Relegowany ze szkół
elementarnych i gimnazjum ze względu na dewiacje psychiczne i niedorozwój
umysłowy; zatrudniany kolejno w Szwajcarskim Instytucie Techniki i urzędzie
patentowym dzięki wsparciu pobratymców (Marcel Grossman, Hermann Minkowski,
i inni). W ten sposób awansował
kolejno na stanowiska: profesora Uniwersytetu w Pradze, dyrektora fizyki
teoretycznej w Instytucie Cesarza Wilhelma w Berlinie, a następnie
profesora różnych instytutów w USA.
Nagroda Nobla w 1921 r. W 1940 r. przyjął obywatelstwo amerykańskie.
Zmarł w 1955 r.
[7]
jeżeli przez punkt leżący wewnątrz okręgu poprowadzone są cięciwy, to
iloczyn odcinków każdej cięciwy
jest stały i równa się
kwadratowi połowy cięciwy prostopadłej do średnicy przechodzącej przez
dany punkt.
[8] Albert, Abraham
(1852-1931), urodzony w Strzelnie (Prusy) w rodzinie żydowskiej. Studiował
w Berlinie, Heidelbergu i Paryżu. Następnie był profesorem Uniwersytu
Clarke’a oraz Uniwersytetu w
Chicago.
Stąd znany jako fizyk amerykański. Nagroda
Nobla w 1907 r.
Autor wielu bardzo udanych eksperymentów, oraz
nieudanego – „eksperymentu Michelsona-Morleya”.
[9]
w rzeczywistości twórcą “szczególnej teorii względności” jest
matematyk Hermann Minkowski (1864-1909), Żyd rosyjski, kształcony w
Niemczech, prof. uniw. w Bonn, Królewcu, Getyndze oraz Federalnym
Instytucie Technologii w Zurichu, gdzie aktywnie wspomagał karierę
naukową adiunkta Alberta Einsteina;
Minkowski uroił też „przestrzeń
czterowymiarową” posługując się „liczbą urojoną”
.
[10]
Edward, Williams (1838-1923), amerykański profesor chemii w Western Reserve.
[11]
dosyć szczegółowy opis działania interferometru Michelsona oraz opis wad
tego rodzaju eksperymentów można znaleźć w książce: Janusz B. Kępka, Ruch
absolutny i względny, Warszawa 2004.
Podane jest tam także pełne wyjaśnienie
„negatywnego wyniku eksperymentu Michelsona-Morleya”, a który to wynik
w rzeczywistości nie jest wynikiem negatywnym.
[12] jednak w ramach t.zw.
„prawa łaski”, Jego Ekscelencja Pan Albert Einstein zezwolił t.zw.
fotonom na „latanie z prędkością dokładnie równą prędkości światła”.
„I dostąpili prawa łaski”: stali się… światłem!
„A
światłość wiekuistą raczył im dać… Pan
Einstein”.
(na)Amen.
[13]
(1819-1868), fizyk francuski, głównie zajmował się opracowaniem metod
pomiaru prędkości światła
w (hipotetycznym) eterze. W 1850 r. wykonał pomiar prędkości absolutnej
światła (właśnie w hipotetycznym eterze), sugerowaną przez Arago metodą
wirującego zwierciadła. Wykazał, że prędkość światła jest mniejsza
w wodzie niż w powietrzu, tym samym wykazując prawdziwość teorii falowej
światła, w przeciwieństwie do teorii korpuskularnej. Odkrywca łuku węglowego
(między elektrodami węglowymi) oraz prądów wirowych („prądy Foucault”),
prądów indukcyjnych w metalach wywołanych zmiennym polem magnetycznym.
Od 1855 r. zatrudniony jako fizyk w Paryskim Obserwatorium.
[14]
A. Einstein, „Annalen der Physik“, 17, 132 (1905).
[15]
A. Einstein, „Annalen der Physik“, 17, 549 (1905).
[16]
A. Einstein, „Annalen der physik”, 17, 891 (1905).
[17]
W latach 1950-60 Niemcy wypłacili Izraelowi ponad 100 miliardów marek
odszkodowania. Stany
Zjednoczone corocznie wypłacają Izraelowi bezzwrotną
subwencję w wys. 10 miliardów dolarów.
[18] Żydowskie mienie pozostawione w Polsce w przededniu II Wojny Światowej dziś jest warte ponad 30 mld dolarów -napisał izraelski dziennik „Haarec” powołując się na raport przygotowany na zlecenie władz Izraela. (PAP, Aktualności, 29 marca 2005 r.)
[19] W rok później
przedstawił je jako swoje Albert Einstein. Niestety, Olinto De Pretto nie mógł
się bronić,
ponieważ został…
zastrzelony.
[20] R. Caroll, „Einstein’s E = mc2 „was Italian’s idea“ (Einsteinowskie E = mc2 było włoskim pomysłem),
The
Guardian, 11
listopada 1999.
[21] Jak wiadomo, Albert
Einstein leczył się u niejakiego Freuda (Sigmund, 1856-1939),
austriackiego neurologa
i psychiatry. Już po
drugiej wizycie okazało się, że chory jest… Freud!
[22] zgodnie ze znanym
powiedzeniem: “Do trzech razy – sztuka”, a dalej… „czwarty
wymiar”.
[23]
C.L. Poor, „The deflection of Light as Observed at Total Solar Eclipses”,
J.Opt.Soc.Amer., 20, 1930.
[24] Edwin F. Taylor, John Archibald Wheeler – “Fizyka czasoprzestrzeni”, tłum. z ang. SPACETIME PHYSICS, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1972.
[25] Władysław Wojtowicz –
TABLICE MATEMATYCZNO-FIZYCZNE CZTEROCYFROWE, Warszawa 1970,
Państwowe Zakłady
Wydawnictw Szkolnych.
[26] Janusz B. Kępka – Fizyka urojona, Warszawa 2001.
[27] (1858-1947), fizyk niemiecki, w 1900 r. podał słynny wzór E = hn dla promieniowania świetlnego.
[28] włoski agronom, w 1903 r. w swej książce Hipotezy eteru we wszechświecie wskazał „słynne równanie”.
[29] (1872-1917), fizyk
polski. Twórca teorii fluktuacji gęstości, wyjaśnił obserwowany błękit
nieba, przeprowadził własne badania uzyskując w warunkach laboratoryjnych
sztuczny błękit w powietrzu. Podał wzór na znane ruchy Browna.
Jednak redakcja Annalen der Physik zwlekała z opublikowaniem artykułu,
który został opublikowany dopiero w kilka miesięcy po opublikowaniu w tymże
samym czasopiśmie tego samego wzoru, ale z innym komentarzem, przez…
Alberta Einsteina.
Stąd początkowo wskazywano: wzór
Smoluchowskiego-Einsteina, następnie wzór Einsteina-Smoluchowskiego, a
obecnie niektórzy polscy(?) jak wyżej na zdjęciu „uczeni w piśmie”
podają, że to tylko… Einstein.
[30] (1875-1946), fizykochemik amerykański, wprowadził w 1926 r. nazwę foton, zamiast kwant energii czy kwant światła, na oznaczenie nowego hipotetycznego elementu atomu. Element ten nie jest światłem, lecz odgrywa zasadniczą rolę w każdym procesie promieniowania.
[31] fizyk francuski
(1892-1987) wyobrażał sobie istnienie w fali świetlnej punktów, w których
skupiona jest energia bardzo małych korpuskuł, których ruch jest ściśle
związany z przemieszczaniem się fali świetlnej.
Jest to t.zw. dualizm korpuskularno-falowy światła.
[32] Satyendra (1884-1974), fizyk hinduski, podał nowy dowód wzoru Plancka. Twórca nowej statystyki, zwanej obecnie statystyką Bosego-Einsteina. Dla zaznaczenia faktu i podkreślenia, że autorem nie jest Albert Einstein, lecz właśnie Satyendra Bose, fizyk angielski P.A.M. Dirac wprowadził nazwę bozon.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.