opublikowano: 26-10-2010
Afery w policji: O co w tym wszystkim chodzi?
Ostatnie dni to prawdziwy wysyp nowych informacji na temat afer w policji. Wynika z nich, że stróże prawa na wielką skalę sami je łamią. Powstaje pytanie: o co w tym wszystkim chodzi?
Sporo może tłumaczyć zdanie, które reporter Roman Osica usłyszał od jednego z generałów policji: Przed wyborami zawsze atakuje się policję.
Nad tym zdaniem można się zastanowić.
Czy jednak przypadkiem jest, że jedna gazeta ujawnia kilka afer, po których nagle politycy rozwiązują całe zarządy lokalnych oddziałów Centralnego Biura Śledczego? Czy może jest ktoś, komu zależało na ujawnieniu tych afer, by decyzją polityczną doprowadzić do rozwiązania formacji policyjnej, która wcześniej nadepnęła mu na odcisk?
Niestety jest to w naszym kraju bardzo prawdopodobne. Tak samo jak prawdopodobne jest, że policjanci handlowali narkotykami i chronili grupy przestępcze. Jedno co warto na pewno zrobić w tej sytuacji: nie wierzyć całkowicie ani jednym, ani drugim.
Chyba najwyraźniej komuś zbyt wcześnie puściły bloki startowe. Pytanie tylko komu?
Skandal z egzaminami w szkole policyjnej.
Piotr Machajski 03-06-2005
Prokuratura Okręgowa w Warszawie przesłała do sądu akt oskarżenia przeciwko pięciorgu policjantów
Wszyscy byli pracownikami Centrum Szkolenia Policji w Legionowie. Rzecz dotyczy przekrętu, jaki miał miejsce na egzaminie dla kandydatów na funkcjonariuszy w lutym 2004 r. Jego motorem był mł. insp. Andrzej K., znany przed laty wicenaczelnik stołecznej drogówki, ulubieniec mediów. W szkole w Legionowie był kierownikiem Zakładu Ruchu Drogowego.
Jak doszło do przestępstwa? Trzech młodych policjantów z drogówki najpierw oblało egzamin, a później poprawkę. Groziło im wydalenie ze służby. Wtedy nieoczekiwanie przyszedł im z pomocą Andrzej K. Namówił członków komisji na "powtórkę" egzaminu. Dlaczego to zrobił? Czy dostał za to pieniądze? W śledztwie nie udało się tego ustalić. Faktem jest, że po sprawdzeniu wyników egzaminu jeden z członków komisji zaprosił do pokoju trzech policjantów, którzy oblali test. Wręczył im nowe arkusze i podyktował odpowiedzi. Stare testy trafiły do kosza. I pewnie byłoby po sprawie, gdyby podartych kartek nie wyciągnął z kosza inny pracownik policyjnej akademii.
Wtedy wkroczyło Biuro Spraw Wewnętrznych (policja w policji) i prokuratura. Efekt - pięć osób na ławie oskarżonych (grozi im do pięciu lat więzienia) i kolejne śledztwa w toku. Na razie tylko jednej osobie udało się udowodnić przyjęcie łapówki. Instruktor Sławomir W. za łagodne traktowanie słuchaczy dostał... kilkadziesiąt butelek wódki. Jemu grozi do dziesięciu lat więzienia.
Wrocław: Obyczajowy skandal
w wrocławskiej policji 22 maja 2005
9 policjantów zostało zawieszonych, w związku ze sprawą uprawiania seksu z 20-letnią kobietą na terenie jednej z komend. Komendant i zastępca jednostki zostali odwołani.
Monika zdaje właśnie maturę. Przez ponad dwa lata współpracowała z wrocławską policją. Oprócz donosów policjanci zażyczyli sobie obsługi seksualnej.
Monika: - Robiłam to, bo bałam się, że mnie zdradzą przed ludźmi, na których donosiłam.
Monika twierdzi, że w zamian za seks policjanci obiecywali jej pracę w policji: - Przychodziłam do nich wieczorami, gdy nie było szefów. Policjanci mówili, że ten komisariat to jak serialowy "13. posterunek", że mogą pić wódkę, sprowadzać sobie dziewczyny i nikt im nic za to nie zrobi.
Według Moniki o ekscesach wiedział nawet komendant komisariatu: - Zaprosił mnie kiedyś do siebie. Ironicznie spytał, czy dobrze się bawię z jego ludźmi. Proponował, że będzie mnie zabierał na imprezy.
Z czasem w seks imprezach brało udział coraz więcej osób. Monika podała prokuraturze nazwiska dziewięciu policjantów: - Kazali mi się rozbierać, dawali broń i musiałam chodzić nago po komisariacie. Czasem to fotografowali. Prokuratura ma te zdjęcia.
Decyzję w tej sprawie podjął Komendant Wojewódzki Policji we Wrocławiu, Andrzej Matejuk. Komendant i jego zastępca zostali odwołani za brak właściwego nadzoru nad podległymi policjantami. Natomiast dziewięciu funkcjonariuszy zawieszono za naruszenie etyki zawodowej - mówi Ryszard Zaręba z biura prasowego wrocławskiej policji.
Śledztwo prowadzi w tej sprawie wrocławska prokuratura. Jednak jak zaznacza jej rzecznik, na obecnym etapie śledztwa z materiałów nie wynika, by kobieta była przez funkcjonariuszy do czegokolwiek zmuszana.
Czy jest jeszcze w Polsce jakiś urząd władzy nieskorumpowany? (20 maja
2005)
Kradzież narkotyków w łódzkim CBŚ, korupcja w poznańskiej policji, były komendant śląskiej policji podejrzany o związki z mafią paliwową - to przykłady z ostatnich miesięcy - funkcjonariusze z elitarnego Centralnego Biura Śledczego w Łodzi handlowali narkotykami, przejętymi od przestępców.
W sumie – jak udało się ustalić – z łódzkiego magazynu wyprowadzono 45 kg narkotyków. W kwietniu łódzka prokuratura poinformowała, że prowadzi śledztwo w sprawie zaginięcia ok. 20 kg kokainy. Na początku maja została powiadomiona, że z magazynu mogło zginąć około 24 kg heroiny. Okazało się, że zamiast narkotyku w magazynie przechowywano proszek do pieczenia.
Proceder był możliwy, bo źle funkcjonował system niszczenia narkotyków. Jeszcze jakiś czas temu narkotyki palono. Wówczas jednak nie było jasne, co tak naprawdę poszło z dymem. Teraz biały proszek niszczy się chemicznie. Taki proces pozwala sprawdzić, co to była za substancja.
Komendant główny Leszek Szreder zlecił więc kontrolę warunków przechowywania narkotyków we wszystkich komendach policji i oddziałach Centralnego Biura Śledczego, by sprawdzić czy narkotyki mogły ginąć także z placówek. Wkrótce ma także zostać wprowadzony nowy sposób przechowywania tego typu dowodów rzeczowych.
Zrobimy wszystko, aby osoby odpowiedzialne za tak patologiczną sytuację stanęły przed sądem – zapełnia rzecznik CBŚ Zbigniew
Matwiej.
Ale niestety łódzka afera to nie jedyna ujawniona w ostatnich miesiącach "patologiczna sytuacja" w policyjnych szeregach. Najbardziej szokują jednak wysocy funkcjonariusze łamiący prawo, jak np. podejrzany o kontakty z mafią Mieczysław
Kluk, były szef śląskiej policji, czy były komendant główny Antoni
Kowalczyk, który zasiadł na ławie oskarżonych za składanie fałszywych zeznań.
O tym, że sytuacja w policji jest bardzo zła – przyznają sami funkcjonariusze.
Jestem zażenowany. Rodzina pyta się mnie, jak mogę pracować w policji - mówi policjant chcący zachować anonimowość. Ludzie tracą do mnie szacunek. Pracuję za marne grosze Chronię tyłki moich przełożonych, którzy Bóg wie, w jakie afery są uwikłani. Zastanawiam się nad odejściem z policji. To traci sens.
niby skandal w zamojskiej policji
(15 maja)
W Zamościu głośno o zdjęciach roznegliżowanej kobiety. Akt wywołał tyle zamieszania,
ponieważ fotografię zrobiono w tamtejszej komendzie policji. Zdjęcia trafiły nawet do resortu sprawiedliwości, ale w komendzie wojewódzkiej w Lublinie bagatelizują sprawę.
Wszak to żadne przestępstwo – podkreśla Wójtowicz. To można rozpatrywać tylko w kwestii zachowania etycznego. Ponadto to nie są zdjęcia pornograficzne – dodaje rzecznik. To akty. A i komendant nie ma czasu na zajmowanie się głupotami...
Pabianice: Biznesmeni dawali, policjanci brali
(11 stycznia 2005)
Afera korupcyjna w podłódzkich Pabianicach. Były komendant miejscowej policji i jego zastępca zostali zatrzymani przez policję za branie łapówek. Wśród zatrzymanych są także miejscowi przedsiębiorcy. W sumie osiem osób.
Funkcjonariusze policji są dodatkowo podejrzewani o niszczenie i fałszowanie dokumentacji służbowej w zamian za odstąpienie od czynności służbowych - mówi rzecznik łódzkiej policji, Witold Kozicki.
Policjanci przymykali oko na przestępstwa drogowe przedsiębiorców i umarzali śledztwa.
Oprócz byłych szefów pabianickiej policji, wśród zatrzymanych są przedsiębiorcy wręczający łapówki oraz były policjant zamieszany w wyłudzenia odszkodowań komunikacyjnych. W sumie 8 osób.
Z komendy policji „wyparowało” paliwo
(5 stycznia 2005)
Paliwo o wartości 26 tys. zł "wyparowało" z miejskiej komendy policji w Piotrkowie Trybunalskim. Zatrzymano magazyniera i odwołano szefa komendy miejskiej policji w Piotrkowie za brak nadzoru nad pracą jednostki.
Sprawa wyszła na jaw po tym, gdy szef wojewódzki policji zarządził okresową inwentaryzację paliwa i smarów w magazynach na terenie całego łódzkiego garnizonu policji.
Kraków: Policjant współpracował z bandytami
(9 stycznia 2005)
37-letni policjant z Krakowa, który działał w gangu złodziei samochodów, został zatrzymany przez funkcjonariuszy Biura Spraw Wewnętrznych Małopolskiej Komendy Wojewódzkiej.
Aspirant z 14-letnim stażem pracy w policji był przez kilka miesięcy obserwowany przez pracowników Biura Spraw Wewnętrznych, tzw. policji w policji. Kiedy w ubiegłym roku funkcjonariusze rozbili jeden z gangów złodziei samochodów, okazało się, że mógł z nimi współpracować jeden z policjantów.
Maciej H. - jak udało się ustalić RMF – nie tylko kradł i pomagał ukrywać skradzione auta, ale także brał udział w wymuszaniu haraczy. Właścicielom, którzy nie chcieli zapłacić okupu, grożono spaleniem samochodu. Aspiranta zatrzymano nad ranem w jego domu.
Zostanie także wyrzucony z policji. Grozi mu do 8 lat więzienia.
Adwokaturę trzeba wreszcie przewietrzyć
Adwokatura stoi w przededniu rewolucji: otwarcia tej profesji i poddania jej regułom wolnego rynku. Ale adwokaci udają, że nic się nie dzieje, że może uda się uniknąć zmian.
W krajach Europy Zachodniej i USA jest kilkakrotnie więcej niż w Polsce adwokatów w stosunku do liczby ludności. W efekcie dostęp do ich pomocy jest nieporównanie łatwiejszy, a jednocześnie tańszy. – Towarzyszą oni tam człowiekowi we wszelkich czynnościach prawnych, nawet pozornie tak prostych jak wynajem mieszkania czy sporządzenie testamentu – przyznaje warszawski adwokat Jacek Dubois.
Być mecenasem
Podstawowym warunkiem upowszechnienia dostępu do pomocy prawnej jest zwiększenie liczby adwokatów. Dla absolwentów studiów prawniczych droga wiedzie przez aplikację. Możliwość jej rozpoczęcia jest dotychczas limitowana przez władze adwokatury. W rękach korporacji leży też egzamin adwokacki stanowiący przepustkę do samodzielnego wykonywania zawodu. W efekcie jedynie nikła część młodych prawników ma szansę wkroczenia na tę ścieżkę. W dodatku zarówno dostęp do studiów prawniczych jak i aplikacji podszyte są kumoterstwem. Ostatnia afera na Uniwersytecie Gdańskim świadczy o tym aż nadto. W konsekwencji wśród zdających egzamin adwokacki znakomitą większość stanowią dzieci adwokatów.
Zdaniem władz korporacji, ograniczenia w dostępie na aplikacje służyć mają zapewnieniu odpowiedniego ich poziomu, a co za tym idzie – właściwemu przygotowaniu młodego człowieka do zawodu adwokata. To tylko część prawdy. Druga część to oczywista tendencja środowiska do zachowania podaży usług adwokackich w takich granicach, które nie zagrożą pozycji i dochodom już działających adwokatów. Sama adwokatura wskazuje tu ze zgrozą na przykład Niemiec, gdzie otwarcie dostępu do zawodu doprowadziło do bezrobocia wśród adwokatów.
W ostatnim czasie mieliśmy jednak do czynienia z poważnym wyłomem w tej korporacyjnej solidarności. Dwadzieścia pięć dużych kancelarii i firm prawniczych wystąpiło z propozycją radykalnych zmian zasad dostępu do zawodu. Proponują, by do zdobycia uprawnień prowadziły: ukończenie rocznego studium przygotowawczego (mogłyby je organizować nie tylko samorządy), dwuletnia praktyka oraz egzamin państwowy. Sugestie te spotkały się naturalnie z gremialną krytyką Krajowego Zjazdu Adwokatury. Trudno jednak traktować je lekceważąco, jako że pod propozycją podpisały się firmy tej miary co kancelarie: Baker&McKenzie; Domański, Zakrzewski i Palinka; Drzewiecki, Tomaszek i wspólnicy; Hogan&Hartson oraz Sołtysiński, Kawecki&Szlęzak.
Nie jest to zresztą jedyny głos w tej sprawie. W Sejmie leży znienawidzony przez adwokatów projekt otwarcia korporacji, złożony przez PiS. Wygląda więc na to, że lawina powoli ruszyła. Pierwszym krokiem musi być oczywiście zniesienie limitów w przyjęciach na aplikacje. Drugim upaństwowienie egzaminu adwokackiego. Dotyczące tej kwestii zastrzeżenia władz korporacji wydają się bezzasadne. W końcu to również komisje państwowe egzaminują lekarzy czy inżynierów i nie ma w tym nic złego. Tego rodzaju stanowisko wspiera również Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Tajemniczy zawód
Dla zwykłego obywatela obok dostępności pomocy adwokackiej rzeczą fundamentalną jest właściwa o tych usługach informacja. Z tym jest zupełnie fatalnie. Z szyldu kancelarii poznać możemy jedynie nazwisko adwokata i godziny przyjęć. Nie wiadomo, czym się zajmuje, czy jest specjalistą od spraw karnych, rozwodów czy podatków. Tradycyjne stanowisko adwokatury mówiło, że każdy adwokat może wziąć każdą sprawę. To jawny absurd. – Obecnie można zaobserwować daleko posuniętą specjalizację wielu adwokatów. Dotyczy to m.in. takich dziedzin jak prawo podatkowe, prawo Unii Europejskiej, prawo własności intelektualnej – mówi prof. Ewa Nowińska z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Honorują to nawet niektóre sądy, powołując do spraw z urzędu według zgłoszonych przez samych adwokatów specjalności. Władze korporacji stoją wobec tego problemu bezradne, bo – jak twierdzą – nie mają narzędzi weryfikacyjnych, umożliwiających sprawdzenie, czy podający się za speca od spraw rozwodowych rzeczywiście zna się na tego rodzaju sprawach. Wydaje się, że jest to problem wyimaginowany. Przecież żaden rozsądny adwokat nie poda innej specjalności niż ta, którą rzeczywiście się trudni.
Trudno się też zorientować, ile świadczona usługa kosztuje. Obecnie, idąc np. do spółdzielni lekarskiej, możemy od razu dowiedzieć się, ile trzeba zapłacić za zrobienie zastrzyku czy wycięcie czyraka. Adwokaci twierdzą, że w wypadku ich profesji jest to niemożliwe. Każda sprawa jest inna, a więc trudno ją z góry wycenić. Również to stanowisko wydaje się wątpliwe. Znana warszawska adwokat, specjalistka od spraw rodzinnych, bierze za przeprowadzenie rozwodu 5 tys. zł bez względu na to, jak długo sprawa potrwa i w ilu instancjach przyjdzie występować. – Ceny usług adwokackich powinny oczywiście być jawne. Do tego wymogu trzeba dostosować przepisy korporacyjne – uważa prof. Andrzej Redelbach z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Obecnie ceny te są dowolnie wyznaczane przez adwokata. Wiadomo, że podstawą ich ustalenia jest m.in. szacowana zamożność klienta.
– Klient ma oczywiste prawo do informacji o świadczonych usługach, także adwokackich – mówi prof. Nowińska.
– Nie wyobrażam sobie jednak, by adwokat miał ogłaszać się w gazecie. Byłoby to niegodne naszej profesji – mówi adwokat Krystyna Pociej. Podobnie uważa szef Naczelnej Rady Adwokackiej mec. Stanisław Rymar.
– Tradycja kontynentalna utrwaliła wizerunek adwokata jako mędrca, który czeka na wołanie o pomoc. Kłóci się to w oczywisty sposób z wizją reklamowania usług na przykład w gazecie. Pytanie tylko, jak pogodzić to z prawem obywateli do informacji o świadczonych usługach? – mówi mec. Dubois. Ta tradycja wydaje się bagażem, który nadmiernie obciąża dzisiejszą adwokaturę. A także utrudnia rozwój konkurencji, nie sprzyja interesom konsumentów i małych przedsiębiorstw – uważa UOKiK.
Gasnąca korporacja
Radykalnej zmianie ulec też musi sposób działania adwokatów, tak w ramach własnej korporacji (wszyscy oni są obowiązkowo jej członkami), jak całego wymiaru sprawiedliwości. Samorząd zawodowy adwokatów zdominowany jest przez tradycyjną adwokaturę – prawników zamkniętych w małych prywatnych kancelariach. W konsekwencji jest on bardzo konserwatywny. W dodatku pełni wobec członków korporacji funkcję przede wszystkim administracyjno-kontrolną. Najlepszym tego przykładem jest konieczność uzyskania zgody władz korporacji na otwarcie kancelarii w wybranym miejscu. Trudno dociec, jaki ta regulacja ma sens. Przecież w interesie każdego adwokata jest posiadanie kancelarii tam, gdzie z jednej strony znajdzie klientów, z drugiej konkurencja jest możliwie mała.
Samorząd adwokacki był niegdyś organizacją prężną, o wyraźnie elitarnym charakterze. Zwłaszcza w PRL stanowił dla adwokatów oparcie, walcząc wytrwale o niezależność zawodową. Niektórzy członkowie korporacji odnieśli też wielkie zasługi, broniąc w trudnych procesach politycznych. To jednak już historia. – Rola samorządu zawodowego adwokatów w ostatnich latach wyraźnie zmalała. Środowisko się rozpadło, nie ma więzi zawodowych. Głos prezesa NRA powinien być głosem znaczącym. Tymczasem tak nie jest m.in. dlatego, że nie zabiera on głosu w ważnych sprawach kraju – przyznaje mec. Dubois.
– NRA prezentuje opcję zdecydowanie zachowawczą – dodaje prof. Redelbach. To jeden z najpoważniejszych mankamentów w funkcjonowaniu korporacji. Tylko nieliczni adwokaci uczestniczą w życiu publicznym, zwłaszcza zaś w tworzeniu nowego prawa. W parlamencie poprzedniej kadencji trzykrotnie więcej było weterynarzy. – Niegdyś adwokaci piastowali wiele funkcji państwowych, byli wojewodami, senatorami. Dla mnie jest sprawą oczywistą, że adwokatura musi mieć nastawienie propaństwowe i czynnie uczestniczyć w życiu publicznym – mówi szef Naczelnej Rady Adwokackiej mec. Stanisław Rymar. Na razie są to jednak tylko pobożne życzenia.
Co do funkcjonowania samorządu, zasadniczej zmianie ulec musi sposób działania sądownictwa dyscyplinarnego. Jego zadaniem jest przestrzeganie standardów i norm w pracy adwokata. W praktyce jednak zarówno rzecznicy dyscyplinarni jak i sądy przede wszystkim bronią członków korporacji. Helsińska Fundacja Praw Człowieka udokumentowała dziesiątki przypadków, gdy uzasadnione skargi klientów na pracę adwokatów były zbywane. – W ostatnim czasie nastąpiło wyraźne przyspieszenie orzecznictwa dyscyplinarnego w adwokaturze. Staramy się reagować na doniesienia mediów – twierdzi mec. Rymar. Nie wskazują jednak na to liczne skargi, na których rozpatrzenie przychodzi czekać latami.
Przykładem może być historia łódzkiego adwokata, który zawiedziony w miłości w całkiem chuligański sposób prześladuje byłą narzeczoną. Mimo kilku skarg sąd dyscyplinarny w ciągu trzech lat nie zrobił w tej sprawie nic.
W obszarze funkcjonowania całego wymiaru sprawiedliwości adwokaci muszą zrewidować swój stosunek do innych zawodów prawniczych, zwłaszcza radców prawnych, których traktują protekcjonalnie i przez długi czas robili, co mogli, by radcowie nie stali się dla nich konkurencją. To jednak już się stało. W wielu rodzajach spraw radca prawny jest nie gorszym wsparciem niż adwokat. Podobieństwo obu profesji prowadzi do wniosku, że najlepszym wyjściem byłoby połączenie obu korporacji.
Do najpilniejszych spraw należy zreformowanie systemu obrony z urzędu. Obecnie wygląda ona, delikatnie mówiąc, nie najlepiej. Dla adwokatów jest przede wszystkim udręką, toteż wywiązują się z niej bez specjalnej staranności. Od lat mówi się chociażby o utworzeniu biur obrońców sądowych. Sprawa jest szczególnie istotna, bo w Polsce jest spora grupa osób skazywanych na kary pozbawienia wolności w sytuacji, gdy podczas procesu nie towarzyszył im adwokat. W drastyczny sposób koliduje to ze standardami europejskimi i wymaga pilnej zmiany. Niestety, jak do tej pory, w żadnej z tych kwestii adwokatura nie zajmuje stanowiska.
Wydaje się jednak, że ta gra na nas powoli przestaje być skuteczna.
ANDRZEJ GOSZCZYŃSKI POLITYKA NUMER 06/2005 (2490)
tym samym dochodzimy do setna sprawy, czyli "Raportu o stanie sądownictwa polskiego", ale to tylko dla osób myślących, a więc nie dla prawników.
www.aferyprawa.com
- Niezależne Wydawnictwo Internetowe "AFERY KORUPCJA
BEZPRAWIE" Ogólnopolskiego Ruchu Praw Obywatelskich i Walki z
Korupcją. prowadzi: (-) ZDZISŁAW RACZKOWSKI. Dziękuję za przysłane opinie i informacje. |
![]() |
WSZYSTKICH SĘDZIÓW INFORMUJĘ ŻE
PROWADZENIE STRON PUBLICYSTYCZNYCH
JEST W ZGODZIE z Art. 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ
1 - Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz
pozyskiwania i rozpowszechniania informacji.
2 - Cenzura prewencyjna środków społecznego przekazu oraz koncesjonowanie
prasy są zakazane.
ponadto
Art. 31.3
Ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób. Ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i
praw.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.