opublikowano: 26-10-2010
Psychiatryczne przekręty skorumpowanych lekarzy i prokuratorów. Bandytom, złodziejom, wszelkim aferzystom (prze)biegli lekarze psychiatrzy wypisują chorobę psychiczną żeby nie trafiał za kratki i swobodnie korzystali z ukradzionej kasy... i oni też...
Wsadziłem kij w mrowisko - o patologii organów (nie)sprawiedliwości informuje dyrektor Państwowym Szpitalu dla Psychicznie i Nerwowo Chorych w Rybniku, – Stanisław Urban.Teraz za ujawnienie faktów korupcji funkcjonariuszy władzy, podobnie jak redaktor Z. Raczkowski, poseł Nowak i wielu innych jest prześladowany przez nieetycznych urzędników.

Jakie zarzuty stawia Panu i kilku innym lekarzom prokuratura?
Są to zarzuty poświadczenia nieprawdy, przekroczenia uprawnień oraz podżegania pracowników szpitala do podejmowania się roli kuratorów sądowych wobec pacjentów.
Sprawa dotyczy darowizn przekazywanych przez pacjentów na rzecz szpitala…
Tak. Zastanawiam się tylko, dlaczego prokuratura najpierw swoim śledztwem objęła tylko okres mojego dyrektorowania, czyli czas od czerwca 2001 roku do grudnia 2003 roku. Dopiero w grudniu 2005 roku prokuratura postawiła zarzuty innym, byłym dyrektorom szpitala.
Przychodząc do rybnickiego szpitala zastałem pewną sytuację, którą było przekazywanie darowizn na rzecz szpitala. Jak powiedział mi jeden z długoletnich pracowników szpitala darowizny pacjentów na rzecz szpitala przekazywane były od 30 lat.
Sytuacja wyglądała tak, że jeśli jakiś pacjent miał wolę i ochotę przekazać pieniądze na rzecz szpitala, to je przekazywał. Te darowizny miały poprawić warunki jego przebywania w placówce. (czyli aferzysta przebywał poza szpitalem - dod. redakcji)
A szpital przez wiele lat
znajdował się w katastrofalnej sytuacji finansowej i brakowało środków na
podstawowe wyposażenie i remonty. Obiekt ma prawie 120 lat i zwłaszcza oddziały
dla przewlekle chorych był mocno zaniedbane. Proszę sobie wyobrazić, że w
toaletach na tych oddziałach znajdowało się 6 muszli klozetowych bez żadnych
drzwi i przepierzeń!
Kiedy obejmowałem stanowisko dyrektora przekazywanie darowizn odbywało się w
ten sposób, że osoba chętna do jej przekazania składała podanie do
dyrekcji, która darowiznę przyjmowała. Postanowiłem to unormować inaczej.
Razem z radcą prawnym szpitala opracowaliśmy tryb postępowania
administracyjnego dla przekazywania darowizn. Chodziło o to, aby unormować
przepływ tego pieniądza, a dokładnie, aby nie przechodził on przez niczyje ręce.
Tak więc przekazanie darowizny odbywało się na zasadzie umowy cywilno-prawnej
między pacjentem a dyrektorem, na której razem ze mną podpisywał się radca
prawny. Warunkiem zawarcia umowy było potwierdzenie przez ordynatora oddziału,
że stan zdrowia pacjenta pozwala mu na podpisanie takiej umowy. Wprowadziłem
też regulamin wypłacania pieniędzy z konta, na którym są zdeponowane oraz
regulamin depozytów.
Mam wrażenie, że wyszliśmy trochę przed orkiestrę, bo wiem, że we
wszystkich śląskich szpitalach psychiatrycznych przekazywanie darowizn odbywa
się tak, jak kiedyś w Rybniku.
Ale dlaczego prokuratura dopatrzyła się nieprawidłowości tylko w Pana
działaniu, a nie innych placówek w województwie?
O to proszę spytać prokuraturę. Mam swoją teorię na ten temat…
???
Przekazywane od 30 lat darowizny w rybnickim szpitalu to nie jedyne
zjawisko, które tutaj zastałem. Jeszcze pracując w innych szpitalach słyszałem
już 20 lat temu, że Rybnik to takie miejsce, gdzie wszystko można kupić i załatwić.
Były to jednak obiegowe opinie, w które nie do końca wierzyłem. Niestety,
naocznie przekonałem się o tym, że w szpitalu dzieją się rzeczy, które
dziać się nie powinny. Szpital stał się miejscem działalności przestępczej
kilku lekarzy. Kiedy sięgnąłem do dokumentacji medycznej, znalazłem tam
rzeczy niewyobrażalne. Spotkałem się z sytuacjami, kiedy ludziom zupełnie
zdrowym rozpoznawano chorobę psychiczną. Osoby takie przechowywano w szpitalu
tylko po to, aby nie trafiali za kratki. Wystawiano im fałszywe opinie sądowe-psychiatryczne,
aby uniknąć mogli kary pozbawienia wolności. Nie wspominam nawet o sprawie
orzekania w sprawie poborowych, bo rybniczanie doskonale ją znają.
W momencie kiedy przeanalizowałem kilkaset historii chorób i zorientowałem się
jak wygląda sytuacja w szpitalu, zdecydowałem się przekazać te informacje
oficerowi operacyjnemu policji. Był rok 2002.
A z jakiej komendy policji był ten oficer?
Ze względu na dobro tego człowieka nie mogę powiedzieć – zaraz wyjaśnię
dlaczego. Przez 9 miesięcy ten oficer odbierał ode mnie informacje na temat
wykrytych przeze mnie nieprawidłowości. Po 9 miesiącach mocodawcy oficera
przestali się interesować przekazywanymi przez niego informacjami. Równocześnie
w stosunku do niego rozpoczęły się szykany. Człowiek, który miał 2
fakultety był kilka razy w tygodniu kontrolowany, w końcu zaproponowano mu
patrolowanie miasta. Wtedy oficer zdecydował się pojechać do Warszawy do
Centralnego Biura Śledczego. Tam przez wiele godzin opowiadał o procederze w
szpitalu. Niestety, szykany w stosunku do niego nie ustały. Zwolnił się więc
z policji.
Sprawa zamarła. Nikt się nią nie interesował. Poszedłem w lipcu 2003 roku
do Prokuratury Okręgowej w Gliwicach i zgłosiłem podejrzenie popełnienia
tych wszystkich przestępstw, które wymieniłem.
I co było dalej?
Zaraz po tym w szpitalu pojawiła się policja. Z nakazem prokuratury
rozpoczęła kontrolę dokumentacji szpitala pod kątem przekazywania darowizn,
o których mówiłem na samym początku. Później oba postępowania przejęła
Prokuratura Okręgowa w Opolu.
Dlaczego?
Sami o to zabiegaliśmy i po interwencji kilku posłów postępowanie zostało
przeniesione z Gliwic do Opola. Ci sami posłowie złożyli w tej sprawie
interpelację do Prokuratora Krajowego, który w marcu 2004 roku przysłał
odpowiedź, że w sprawie darowizn prokuratura nie doszukała się żadnych poważnych
nieprawidłowości. Jedyny problem stanowiło nieodpowiednie księgowanie i
nieodprowadzenie podatku od darowizn, co zresztą w każdej chwili może być
uregulowane.
Chciałbym dodać, że kilka razy informowałem prokuraturę, że przeanalizowałem
tylko niewielką część dokumentacji medycznej dotyczącej opinii sądowo –
psychiatrycznych. Przeważająca część tych dokumentów znajduje się w
archiwum szpitala. W 2004 roku kilka razy proponowałem prokuraturze, że zajmę
się ich analizą pod kątem ewentualnych nieprawidłowości. Prokuratura za każdym
razem odmawiała, a jednocześnie nie zleciła tej analizy innym lekarzom. Dziwi
mnie ta decyzja.
Taki stan rzeczy trwał do listopada 2005 roku. 2 listopada postawiono mi
zarzuty w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Katowicach, a 16 listopada w
Prokuraturze Okręgowej w Opolu. 30 grudnia sprawa trafiła do Sądu Rejonowego
w Rybniku. Prokuratura działała niezwykle szybko, jak na polskie standardy.
Skąd to przyśpieszenie?
To znów pytanie do prokuratury. Mogę jedynie od siebie dodać ciekawostkę.
Trzy zarzuty, które w sprawie darowizn są mi stawiane, prokurator przedstawił
również w listopadzie 2005 roku byłemu radcy prawnemu szpitala. W akcie oskarżenia,
który został przesłany do rybnickiego sądu, wspomnianego radcy prawnego już
nie ma… Pikanterii tej sytuacji dodaje fakt, że jego i moje wyjaśnienia w
znacznym stopniu się pokrywały. Mnie postawiono zarzuty, jemu nie. Widać
prawo inne jest dla radców prawnych, a inne dla mnie.
Rybnicki sąd akta sprawy przesłał do Sądu Najwyższego. Przypuszczam, że
przyczyna tkwi w tym, że Sąd Rejonowy w Rybniku nie chce rozstrzygać w mojej
sprawie, ponieważ przez kilka lat byłem tutaj biegłym sądowym.
No a co z nadużyciami, które pan wykrył w rybnickim szpitalu?
Sprawa biegła na początku strasznie opornie. W informacji prasowej
prokurator powiedział, że będzie musiał przesłuchać 1500 świadków i będzie
potrzebował 300 000 zł na opinie sądowo – psychiatryczne. Wtedy w sprawę włączyli
się posłowie, którzy zwrócili się do prokuratora krajowego, aby przeznaczył
środki z rezerwy na ten cel.
Jednak z tego co wiem prokuratura nie badała ludzi, a dokumenty. Uważam, że
dopiero badanie stanu psychicznego tych sprawców i porównanie go z zapisami w
opiniach sądowo – psychiatrycznych pozwoli na rozstrzygnięcie, kto jest
zdrowy, a kto chory – to znaczy, kto unikał kary na podstawie sfałszowanej
opinii sądowo – psychiatrycznej. Dodam, że moje spostrzeżenia konsultowałem
z bardzo doświadczonymi psychiatrami sądowymi i oni potwierdzili wychwycone
przeze mnie nieprawidłowości.
Prokuratura w toku swojego śledztwa postawiła zarzuty dotyczące poświadczania
nieprawdy w dokumentacji poborowych dwóm lekarzom, a jednego lekarza całkowicie
oczyszczono z zarzutów. Całą sprawę umorzono 5 października 2005 roku.
Na to umorzenie zażalił się Narodowy Fundusz Zdrowia i rybnicki szpital. 17
stycznia tego roku sprawa ponownie została wznowiona.
Czy można wiec sformułować wniosek, że środowisku biegłych psychiatrów
zależy na zatuszowaniu całej sprawy?
Pojęcie „biegłych psychiatrów” jest tutaj bardzo nieścisłe, zbyt
szerokie. Jest bowiem ogromna rzesza uczciwych biegłych. Ja zetknąłem się z
kilkoma nieuczciwymi lekarzami. Swoje twierdzenia opieram na tym, że w 2003
roku razem z innym psychiatrą badałem osoby, które wcześniej miały
stwierdzone poważne choroby psychiczne. Nasze badanie pokazało, że te osoby są
zdrowe. Trzy z badanych przez nas osób trafiły do Instytutu Psychiatrii i
Neurologii w Warszawie. Instytut w całej rozciągłości potwierdził nasze
opinie.
Dodam, że osoby te miały na koncie bardzo poważne i liczne przestępstwa. W
rybnickim szpitalu były „przechowywane” jako chore psychicznie, albo miały
wystawiane fałszywe opinie, by mogły zostać uznane za niepoczytalne.
Zadaję sobie pytanie na czym miała polegać niepoczytalność barona
paliwowego? Barona, który prowadzi firmę, był asystentem społecznym kilku
posłów, miał stałą przepustkę na teren Sejmu, gościł u siebie ludzi z
pierwszych stron gazet ? Albo na czym miała polegać choroba znanego gangstera
czy biznesmena, który miał na koncie kilka wielomilionowych kredytów wyłudzonych
w bankach?
Ale żeby proceder, o którym pan mówi mógł skutecznie funkcjonować musieli
być w to zamieszani nie tylko biegli psychiatrzy...
Tak, i to budzi mój wewnętrzny sprzeciw. Procedura w takich wypadkach jest
następująca: prokurator prowadząc postępowanie przygotowawcze może powziąć
wątpliwości co do stanu psychicznego sprawcy. Wtedy powołuje zespół biegłych
do zbadania podejrzanego. Biegli psychiatrzy wydają opinię sądowo -
psychiatryczną. Jeżeli w opinii uznają, że badana osoba jest niepoczytalna i
zagraża porządkowi prawnemu mogą skierować ją na detencję – leczenie w
szpitalu, które trwa minimum pół roku. Co 6 miesięcy biegli muszą się
wypowiedzieć co do stanu zdrowia psychicznego pacjenta. Na tej podstawie sąd
podejmuje decyzję, czy dana osoba nadal pozostanie na detencji, czy nie.
Prokurator otrzymując opinię biegłych sądowych zazwyczaj na niej opiera
dalsze postępowanie w danej sprawie, przyjmując, że jest ona prawdziwa.
Problem pojawia się wtedy, kiedy taka opinia jest fałszywa. Twierdzę, że w
naszym szpitalu było ich wydanych co najmniej kilkadziesiąt. O jednej z nich mówiłem
publicznie podczas posiedzenia sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka
w Sejmie w 2004 roku. Budziła ona wątpliwości już na pierwszy rzut oka i
dziwię się, że została przyjęta.
Nie chcę przez to powiedzieć, że prokuratorzy i sędziowie przyjęli fałszywą
opinię świadomie. To powinno wyjaśnić śledztwo. Wiem jedno. Ja i kilka
innych osób dostarczyliśmy konkretne wnioski dowodowe, wręcz gotowe dowody.
Teraz piłeczka jest po stronie wymiaru sprawiedliwości.
Spytam inaczej. Sugeruje pan, że proces przeciwko panu jest zemstą za wykrycie
afery w rybnickim szpitalu. Kto się więc na panu mści? Kto podpalił panu
samochód?
Najłatwiej byłoby powiedzieć, że jestem szykanowany, niczego złego nie
zrobiłem, a więzienia są pełne niewinnych ludzi. Owszem, utrzymuję, że w
czasie swojej pracy w szpitalu nie złamałem prawa, a już na pewno nie zrobiłem
tego świadomie, ale sprawa, o której rozmawiamy jest dużo bardziej złożona.
O tym, że jestem ofiarą celowego odwetu świadczą fakty.
W sprawie przekazywania darowizn w szpitalu postępowania przeciwko mnie toczone
było w rekordowo szybkim tempie. Prokuratura wyznaczyła mi trzydniowy okres na
zapoznanie się z aktami sprawy, których jest ponad 100 tomów. Termin ten nie
pozwolił na choćby pobieżne zapoznanie się z nimi. Odrzuciła też wszystkie
wnioski dowodowe złożone przeze mnie, nie zawiadamiała pisemnie moich obrońców
o planowanych czynnościach procesowych, zarzucała mi, że to moja postawa
uniemożliwia ich przeprowadzenie, nie dotrzymywała żadnych terminów
procesowych. Od momentu ujawnienia tej afery w mediach we wrześniu 2003 roku
dla mnie i mojej rodziny rozpoczęło się piekło. Nagle stałem się obiektem
dziwnych ataków prasowych, które pomawiały mnie o wszystko co najgorsze. W
mediach pojawiały się o m.in. szkalujące mnie wypowiedzi niektórych lekarzy.
Teraz przeciwko nim Prokuratura Gliwice – Wschód toczy postępowanie o to, że
powiadomili prokuraturę o przestępstwach, które nie miały miejsca w
rzeczywistości. Pomawiano mnie np. o proponowanie łapówek lekarzom,
molestowanie pracowniczki itp.
W listopadzie 2003 roku przed domem spalono mi samochód. Mojej żonie grożono
przez telefon, a pewnego razu kiedy byliśmy w domu ktoś próbował włamać się
do naszego mieszkania. Poprosiłem wtedy prokuraturę o ochronę, której nie
dostałem. Wynająłem więc niezwłocznie firmę ochroniarską. Co noc w naszym
domu siedział uzbrojony po zęby ochroniarz, a my udawaliśmy, że śpimy i że
wszystko jest w porządku.
Dodam, że w atakach prasowych celuje zwłaszcza jeden z lokalnych tygodników,
czego racjonalnie nie umiem wytłumaczyć. Jest jednak dla mnie podejrzane, że
tak naprawdę jedynie „Rzeczpospolita” potrafiła niezależnie i moim
zdaniem obiektywnie opisać całą sprawę.
Proszę odpowiedzieć na pytanie, kogo podejrzewa o te szykany.
To naprawdę trudne pytanie. Mogę tylko podejrzewać, że stoją za tym
ludzie, których przestępcza działalność została publicznie odkryta. Mogą
to być zarówno gangsterzy, którzy zamiast wygodnie siedzieć w domu odsiadują
teraz wyrok, jak i osoby, które opisany proceder zlecały. Mam nadzieję, że
wznowione postępowanie Prokuratury Okręgowej w Opolu w tej sprawie to wyjaśni.
Czy finał tej sprawy, o którym Pan marzy, będzie równoznaczny z kompromitacją
polskiego wymiaru sprawiedliwości?
Zupełnie nie o to mi chodzi. Zależy mi tylko na tym, aby prokuratura zbadała
stan zdrowia osób, które znajdują się w przedstawionych przeze mnie
wnioskach dowodowych. Jak wspomniałem w 3 przypadkach niezależny instytut
potwierdził, że wystawione w rybnickim szpitalu opinie o chorobach
psychicznych były nieprawdziwe, a jednak prokuratura dała im wiarę.
Na jesieni kandydował pan do parlamentu. Czy przypadkiem nie chciał pan
się „załapać” na immunitet?
Proszę się zapoznać z programem wyborczym, który znajduje się na mojej
stronie internetowej. Jest tam wyraźnie napisane, że będę dążył do
likwidacji immunitetu, bo jest on nikomu do niczego niepotrzebny. Zresztą
proponowałem i nadal proponuję szereg innych radykalnych zmian w naszym
wymiarze sprawiedliwości.
No właśnie. Pana pomysły są w znacznej mierze zbieżne z poglądami i działaniami
obecnego ministra sprawiedliwości. Czy może upatruje w nim pan sojusznika?
Mam dużą satysfakcję, że rzeczy, które kiedyś sam wymyśliłem są
teraz wdrażane. Poza tym myślę, że gdyby nie pewien klimat, atmosfera
wprowadzona przez ministra Ziobrę, ja bym już siedział…
A kontaktował się pan już z ministrem?
Niestety, nie mogę odpowiedzieć na to pytanie. Póki co w mojej sprawie
senator Platformy Obywatelskiej Władysław Sidorowicz złożył oświadczenie.
Z kolei poseł Prawa i Sprawiedliwości z Rybnika – Grzegorz Janik, który
jest wiceprzewodniczącym rady społecznej szpitala i doskonale zna jego
problemy złożył w mojej sprawie interpelację i zapytanie do ministra
sprawiedliwości. Następna interpelacja jest w drodze.
Nie żałuje pan, że wsadził kilka lat temu kij w mrowisko?
Nie, nie żałuję. Miałbym dziś kaca moralnego, gdybym tego nie zrobił.
Naprawdę w 2001 roku źle się czułem wiedząc, że w rybnickim szpitalu trwa
przestępczy proceder.
Na zakończenie proszę powiedzieć jak na zarzuty przeciwko Panu i pozostałym
lekarzom zareagowała dyrekcja szpitala?
Nie chcę się wypowiadać za dyrekcję, ale myślę, że szanuje ona zapis
konstytucji mówiący, że tylko prawomocny wyrok sądu przesądza o czyjejś
winie. Wszyscy lekarze, którym stawia się zarzuty nadal pracują na tych
samych stanowiskach. Tak więc relacje na linii lekarze - dyrekcja szpitala nie
uległy żadnej zmianie.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Wacław Wrana
Rybnik - portal miasta Rybnik
Od redakcji.
Wypisywaniem dowolnych opinii psychiatrycznych zajmują się biegli psychiatrzy
we wszystkich szpitalach i ośrodkach. Logiczne, że nikt do tego nie zechce się
przyznać. Można wykupić sobie rentę, jak też "udawanie że przebywa się
w szpitalu". Przedstawiam
dowody faktów ze szpitala psychiatrycznego w Jarosławiu, gdzie ordynator A.
Ferenc w tym bryluje. - prokuratorzy oczywiście "olali"
zawiadomieni - w końcu też z tego czerpią profity. A dowodem ich korupcji
jest oskarżenie dziennikarza Raczkowskiego ujawniającego fakty korupcji
urzedniczej.
Przestępcy
sądzeni przez Sąd Okręgowy w Ostrołęce wychodzili na wolność za pieniądze.
W areszcie siedzi już 20 osób, śledztwo wykazało, że zamieszani w sprawę są
m.in. sędziowie, kierowniczka sekcji penitencjarnej sądu, lekarze psychiatrzy
wystawijący lewe opinie...
Ofiary poznańskiego psychiatry
Strona prawdy o polskim sądownictwie.
ARTYKUŁY W PRASIE O PRZEKRĘTACH
LEKARZY PSYCHIATRÓW.
Sądy
zatrzymują w szpitalach zupełnie zdrowych ludzi - Newsweek
Ofiary
poznańskiego psychiatry
Całkiem
normalni wariaci
Załatwiamy
niewinnych
Polecam
sprawy nieetyki urzędniczej poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
Tematy w dziale dla inteligentnych:
ARTYKUŁY
- tematy do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
"AFERY PRAWA" - Niezależne Czasopismo
Internetowe www.aferyprawa.com Redaktor Naczelny: mgr inż. ZDZISŁAW RACZKOWSKI |
|
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.