opublikowano: 26-10-2010
3 lutego Prezydent
Oświęcimia oskarżony o podwójne oszustwo
Zdaniem prokuratury, prezydent Oświęcimia zapłacił
adwokatowi za prywatną sprawę pieniędzmi z kasy miasta. A potem
jeszcze próbował wyłudzić tę kwotę od Skarbu Państwa - pisze
"Dziennik Polski".
Już drugi w ostatnim czasie akt oskarżenia przeciwko Januszowi M.,
urzędującemu prezydentowi Oświęcimia, wpłynął do sądu. Tym razem oskarżony
jest o "doprowadzenie Miasta Oświęcim do niekorzystnego rozporządzenia
mieniem w celu uzyskania korzyści majątkowej", czyli - oszustwo.
Zdaniem Prokuratury Rejonowej w Suchej Beskidzkiej, prezydent próbował
oszukać również Skarb Państwa.
Według ustaleń śledztwa, 5 grudnia 2005 r. Janusz M. zawarł umowę o zastępstwo
procesowe ze znanym adwokatem z Bielska-Białej, Januszem Gałkowskim
(senatorem PiS w obecnej kadencji). Mecenas miał reprezentować
prezydenta w sprawie karnej przeciwko Jackowi P., mężowi skarbniczki
miasta Oświęcim, wyrzuconej ze stanowiska przez Janusza M. w atmosferze
skandalu.
Jako "zleceniodawca" został w umowie wpisany "Urząd
Miasta Oświęcim". - Występując w imieniu urzędu, Janusz M.
zobowiązał miasto do zapłaty adwokatowi kwoty 2 590 zł za zastępstwo
procesowe, pokrycie kosztów dojazdów oraz kosztów sądowych
i skarbowych. Równocześnie M. udzielił adwokatowi pełnomocnictwa jako
osoba prywatna - opisuje Bogusława Marcinkowska, rzeczniczka krakowskiej
Prokuratury Okręgowej. W istocie bowiem proces karny Jacka P., którego
dotyczyła umowa, toczył się w wyniku wniesienia do sądu prywatnego
aktu oskarżenia przez Janusza M. Prezydent oskarżył w nim męża
skarbniczki o zniesławienie.
Zdaniem prokuratury, zawierając w imieniu miasta wspomnianą umowę
z mecenasem, Janusz M. przekroczył swe uprawnienia i w celu osiągnięcia
korzyści majątkowej doprowadził Oświęcim do niekorzystnego rozporządzenia
mieniem (sprawił, że adwokat otrzymał pieniądze w prywatnej sprawie
M. z miejskiej kasy). Drugie przestępstwo prezydenta miało,
w opinii śledczych, polegać na domaganiu się od sądu zwrotu kosztów
procesowych opłaconych już przez miasto.

Wrocławska policja zatrzymała Wita Ż., członka zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej i współpracownika Canal+.
Ma to związek z podejrzeniami o korupcję i tzw. ustawianie meczy - poinformowała w czwartek Beata Tobiasz z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu.
Jak poinformował rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu Leszek Karpina, Wit Ż. przyznał się do stawianych mu zarzutów, wpłacił 50 tys. złotych kaucji i został zwolniony.
Wrocławska prokuratura postawiła Ż. dwa zarzuty dotyczące korupcji. Miał między innymi - w porozumieniu z innym działaczem, Ryszardem F. pseudonim "Fryzjer" - wpływać na sędziów, aby forowali drugoligowego Zawiszę Bydgoszcz oraz wziąć 8 tysięcy złotych łapówki.
Wit Ż. to wieloletni pierwszoligowy sędzia piłkarski, członek zarządu oraz były przewodniczący (obecnie wiceprzewodniczący) i obserwator Kolegium Sędziów PZPN. Znany z programu "Kontrowersje" w Canal+, gdzie od kilku lat ocenia pracę polskich arbitrów ligowych.
Prywatnie od 12 lat właściciel firmy produkującej odzież sportową, która sprzedaje trykoty piłkarskie i sędziowskie. Ż. prowadził firmę, chociaż jako członek Kolegium Sędziów miał zakaz prowadzenia działalności gospodarczej związanej z futbolem.
2007-01-19,Wojciech Dąbrowski
- Wojewoda pedałował po pijanemu
Wojciech Dąbrowski, nowy wojewoda mazowiecki i szef warszawskiego PiS,
został ukarany przez sąd za jazdę po pijanemu rowerem.
Jak ustalił tygodnik "Wprost", w lipcu ubiegłego roku do sądu
Pragi Północ wpłynął akt oskarżenia przeciwko Dąbrowskiemu. Zarzut:
jazda rowerem pod wpływem alkoholu. Miał we krwi 0,75 promila alkoholu.
Prokurator chciał ukarać polityka PiS bez procesu sądowego. Mimo to
proces się odbył. Wojciech Dąbrowski przyznał się do winy. W październiku
sąd nakazał mu, by wpłacił 4 tys. zł na Centrum Zdrowia Dziecka.
Zabronił też politykowi prowadzenia pojazdów przez dwa lata.
- Takie rzeczy się zdarzają. To był mój pierwszy konflikt z prawem.
Nie uniemożliwia mi to pełnienia funkcji wojewody - komentuje Wojciech Dąbrowski.
Nowy wojewoda zapewnia, że o sprawie jeszcze przed nominacją wiedział
premier Jarosław Kaczyński.
Wojciech Dąbrowski to absolwent prawa na Uniwersytecie Warszawskim.
Wojewodą mazowieckim został w czwartek. Wcześniej był burmistrzem Żoliborza.
2007-01-18, Burmistrz Oświęcimia stanie przed sądem
Myślenicka prokuratura oskarżyła Janusza M. i jego żonę o oszustwa.
Zarzuty dotyczą lat 2002-2004, gdy oboje prowadził spółkę Maja. Według
śledczych wyłudzili wtedy kilkaset tysięcy złotych od kilkudziesięciu
firm. W nadziei na zyski niektórzy przedsiębiorcy kredytowali współpracę
z ,,prezydencką" firmą. Prokuraturę zawiadomili dopiero wtedy, gdy
okazało się, że spółka jest niewypłacalna, a oni zostali bez towarów
i pieniędzy.
Oskarżeni nie przyznali się do winy. Janusz M. twierdzi, że jego kłopoty
finansowe wynikły z długotrwałych procesów odszkodowawczych, jakie
wytoczył wojewodzie małopolskiemu (chodziło o kontrowersyjne centrum
handlowe wybudowane przez niego opodal wejścia do muzeum
Auschwitz-Birkenau). Przekonywał również, że jego kontrahenci,
udzielając pożyczek i dostarczając różne towary, znali sytuację
finansową firmy, więc jego zdaniem nie ma mowy o oszustwie.
Prokuratura twierdzi jednak, że prezydent Oświęcimia zobowiązywał się
spłacać pożyczki w krótkim terminie, a nie miał finansowych możliwości
uczynienia tego.
2007-01-05, Notariusz w areszcie
Maciej K., znany krakowski notariusz współpracujący z gangsterami
wymuszającymi kamienice, trafił na trzy miesiące do aresztu.
O zatrzymaniu gangu "łowców kamienic" pisaliśmy w październiku.
Dziewięciu groźnych bandytów trafiło wówczas za kratki, m.in. za wyłudzenie
hotelu na Kazimierzu, lichwę, wymuszenia. Już wtedy informowaliśmy, że
w sprawę zamieszany jest notariusz Maciej K., który miał przyjeżdżać
do dłużników gangsterów i parafować wymuszane umowy o przejęciu
nieruchomości. Smaczku sprawie dodaje fakt, że żona K. jest
prokuratorem w jednej z prokuratur rejonowych. Oficjalnie to z powodu ich
pokrewieństwa śledztwo przeniesiono do Kielc.
Wczoraj sąd rejonowy w Kielcach zdecydował, że Maciej K. trafi za
kratki. Prokuratura zarzuca mu popełnienie oszustwa na szkodę Pawła L.,
który na zabezpieczenie pożyczki przekazał nieruchomość wartości
ponad 3 mln złotych. Gangsterzy doprowadzili jednak do tego, że mężczyzna
stracił 2,8 mln i nieruchomość. Prawdopodobnie wkrótce zostaną mu
postawione kolejne zarzuty.
2007-01-04,Nieprawidłowości w Urzędzie Skarbowym w Olkuszu
Cztery osoby z kierownictwa Urzędu Skarbowego w Olkuszu staną przed sądem.
Krakowska prokuratura oskarża ich o nieprawidłowości przy egzekucji zaległych
podatków od jednego z olkuskich przedsiębiorców.
Na ławie oskarżonych zasiądzie była naczelnik urzędu Wanda B.,
kierownicy referatu egzekucji i podatków pośrednich oraz radca prawna.
Sprawa dotyczy wyegzekwowania niezapłaconego podatku VAT od właściciela
jednej z olkuskich firm. Urząd Kontroli Skarbowej w Krakowie stwierdził,
że biznesmen jest winny ponad 3 mln zł i wystąpił do olkuskiego US o
zabezpieczenie mu majątku na poczet zaległości. Przedsiębiorcy zajęto
kilka nieruchomości i samochody. Decyzja ta była ważna jednak przez
trzy miesiące i urzędnicy zapomnieli ją przedłużyć. By to zatuszować,
jeden z nich później sam napisał biznesmenowi wniosek o zwolnienie.
Naczelnik US wyraził zgodę i przedsiębiorcy odblokowano większość
hipotek i samochody. Egzekucja zaległości (z odsetkami 8 mln zł) stała
się prawie niemożliwa.
Oskarżeni nie przyznali się do winy.
3 stycznia 2007r Luksusy prezesa NFZ
W całym kraju kończą się negocjacje NFZ ze szpitalami w sprawie
nowych kontraktów, lekarze grożą strajkiem, a prezes Narodowego Funduszu
Zdrowia Andrzej Sośnierz zajmuje się... kupnem limuzyn. Na służbowe
samochody wyda 240 tys. zł - pisze "Fakt".
Nowy samochód na nowy rok - z takiego założenia wyszedł Andrzej
Sosnierz i rozpisał przetarg na dwie limuzyny. Co prawda, do tej pory nie
musiał chodzić piechotą, bo woził się służbową lancią kappą wypożyczoną
z Ministerstwa Zdrowia. Jednak teraz już nie odpowiada ona szefowi Funduszu.
Dlaczego?
- Dalsze używanie tego samochodu może zagrażać bezpieczeństwu. Ma ponad
400 tysięcy kilometrów przebiegu - tłumaczy Andrzej Troszyński z biura
prasowegoNFZ
Po przetargu Sośnierz nie będzie się już musiał martwić niewygodami,
twierdzi "Fakt". Prezes zażyczył sobie, by limuzyna miała
przynajmniej 4,75 metra długości, ksenonowe reflektory, automatyczną
klimatyzację, nowoczesne układy elektroniczne, welurową tapicerkę. Silnik
ma mieć minimum 190 koni mechanicznych.
29 grudnia Policyjny konflikt - czyja głowa poleci
Generał Marek Bieńkowski może wkrótce odejść ze
stanowiska, z powodu konfliktu z wiceministrem MSWiA Markiem Surmaczem,
który nadzoruje policję - przewiduje "Gazeta Wyborcza".
Według nieoficjalnych informacji "GW" Marek Bieńkowski
może już w lutym pożegnać się ze stanowiskiem.
- Chyba że stanie się
cud i minister Dorn zdecyduje się go zatrzymać, a poświęci swojego zastępcę, Marka Surmacza
- mówi informator gazety.
Konflikt na linii MSWiA-KGP narasta od czasu, gdy Surmacz objął przed
czterema miesiącami stanowisko wiceministra nadzorującego policję. Surmacz
sam przed laty był policjantem, a w PRL - milicjantem gorzowskiej drogówki.
- Ekspolicjanci nadzorujący policję są bardzo groźni, bo po latach spędzonych
w służbie nie potrafią wejść w rolę nadzoru cywilnego. Zaczynają tworzyć
coś na kształt takiej "nadkomendy" - komentuje jeden z policjantów.
Czarę goryczy przelały dwie ostatnie afery z udziałem ministerialnych
urzędników. Chodzi o odwiezienie do domu radiowozem dyrektora z MSWiA (policjanci zginęli w drodze powrotnej) i dostawę hamburgerów przez
policjantów właśnie na polecenie Surmacza.
Ale problemy ze sprawami "politycznymi" były już wcześniej.
Zatrzymanie praktycznie bez dowodów człowieka w sprawie "gejobombera"
albo spektakularne zatrzymanie b. ministra skarbu Emila Wąsacza (sąd uznał,
że było bezpodstawne).
Te wpadki robiono z hukiem na zamówienie
polityczne.
2006-12-27,Po 20 tys. zł za remont łazienki w wolskim Domu Pomocy Społecznej
Miał być remont. Jest wyrzucanie w błoto publicznych pieniędzy i fałszerstwa.
Szefowa wolskiego domu seniora Syrena za remont niewielkich łazienek chce płacić
po 20 tys. zł i aby zatuszować sprawę, namawia swoje podwładne do
antydatowania dokumentów.
W domu pomocy społecznej Syrena mieszka ponad 140 seniorów. Władze
Warszawy corocznie wspomagają działalność tej placówki kwotą 5 mln zł.
Od trzech miesięcy Syrena ma nową szefową. Komisarz Warszawy Kazimierz
Marcinkiewicz (PiS) mianował na to stanowisko Małgorzatę Słomian,
absolwentkę polityki społecznej na Uniwersytecie Warszawskim, byłego
koordynatora ds. przeciwdziałania narkomanii byłej gminy Centrum.
Nowa dyrektorka rządy zaczęła od remontów. Za prawie milion złotych
postanowiła odnowić 35 łazienek. Większość z nich to niewielkie
pomieszczenia z umywalką, sedesem i brodzikiem.
Do przetargu zgłosiły się trzy firmy, ale żadna nie przysłała
kompletu dokumentów. Pani dyrektor się spieszyło, bo pieniądze musiała
wydać do końca roku. - Małgorzata Słomian na wszystkich dokumentach
zmieniła więc graniczną datę składania ofert z 4 na 5 grudnia, bo
tego dnia Cesanit, czyli jedna z firm starających się o kontrakt, uzupełniła
papiery przetargowe - mówi jedna z pracownic DPS.
Warunki umowy, na które przystała pani dyrektor, mogą dziwić. Za
przeszło 700 tys. zł firma ma wyremontować 12 łazienek, a do kolejnych
22 jedynie kupić armaturę i glazurę. Syrena zapłaci przeszło 20 tys.
zł za jedną łazienkę.
- 16 tys. zł czy 20 tys. zł, co za różnica. Dokładnie tego nie liczyłem
- bagatelizuje Edward Krawiec, szef Cesanitu, kiedy pytamy go o koszty
remontu.
Inaczej widzi to Artur Kaźmierczak z firmy Jurko - eksperta polskiego
producenta armatury Koło: - Remont takiej łazienki dla niepełnosprawnych
kosztuje ok. 8 tysięcy zł. W hurcie powinno być jeszcze taniej -
szacuje Kaźmierczak.
Dodatkowo Cesanit wiedział, że wygra, jeszcze przed rozstrzygnięciem przetargu.
Jego pracownicy wkroczyli do budynku bez jakiejkolwiek umowy i zabrali się
do skuwania glazury.
Przetarg obserwował Krzysztof Tyszkiewicz, stołeczny radny PO. - Do
Syreny przyszedłem 7 grudnia. Przetarg oficjalnie był wciąż
nierozstrzygnięty, a łazienki były już w remoncie - relacjonuje.
Małgorzata Słomian przyznaje, że wpuściła robotników wcześniej, bo
jej się "spieszyło".
Po wizycie radnego postanowiła naprawić niedociągnięcia. Zaczęła od
komisji przetargowej.
- Pani Słomian wpadła w popłoch. Chciała mieć papiery w porządku.
Namawiała mnie do rozstrzygnięcia przetargu po fakcie, z datą wsteczną.
To przestępstwo, więc odmówiłam. Wtedy dyrektorka zmusiła mnie i moją
koleżankę z komisji do pójścia na urlop. W tym czasie powołała nową
komisję przetargową, już bez nas. Dzięki temu sfabrykowała dokumenty
- żali się pracownica. Obie panie gotowe są zeznawać w prokuraturze.
Według najnowszych dokumentów DPS nowa komisja przetargowa powstała 1
grudnia. Sęk w tym, że dwie urzędniczki z komisji przetargowej twierdzą,
że żadnej komisji nie było.
2006-12-20, Prezes podejrzany o wyprowadzenie miliona
Dwóch byłych pracowników firmy Sed-Hut ochraniającej nowohucki
kombinat, jest podejrzanych o wyprowadzenie ze spółki ponad miliona złotych.
Prezes Andrzej O. i jego zastępca Andrzej T. mieli według ustaleń śledczych
działać na szkodę Sed-Hutu w latach 2003-2005. W tym czasie firma
straciła na ich nieuczciwej działalności ponad milion złotych.
Mechanizm oszustwa był prosty: szefostwo firmy wystawiało wybranym
firmom fikcyjne zlecenia, np. na remont siedziby spółki lub opracowanie
niepotrzebnych strategii. Faktury opiewały na wysokie kwoty. Śledczy
sprawdzają, czy część wyprowadzanych pieniędzy nie wracała do
prezesa i jego wspólników.
Na ślad procederu rada nadzorcza Sed-Hutu wpadła rok temu. Andrzej O.
został odwołany, a do prokuratury trafiło zawiadomienie o przestępstwie.
W poniedziałek byli pracownicy firmy zostali zatrzymani przez policjantów
z sekcji przestępczości gospodarczej komendy miejskiej. Postawiono im
zarzut działania na szkodę spółki. Żaden z zatrzymanych nie przyznaje
się do winy.
2006-12-15 ,Czworo byłych wiceprezydentów Krakowa zatrzymanych
Kolejnym zatrzymanym ma być poseł PO Tomasz Szczypiński, w ostatnich
wyborach kandydat Platformy na prezydenta Krakowa.
Zatrzymanym byłym wiceprezydentom miasta prokuratura chce postawić
zarzut niegospodarność i wyrządzenia szkody wielkich rozmiarów -
sprawa dotyczy zakupu przez miasto w 1999 r. działek od dwóch biznesmenów
- Rafała R. i Mariana M. - za 5 mln zł. Podpisy pod decyzją o zakupie złożyli
wiceprezydenci miasta Paweł Zorski (były szef klubu radnych PO), Teresa
Starmach (obecna małopolska radna PO), Tomasz Szczypiński (dziś poseł
PO, kandydat PO na prezydenta miasta w ostatnich wyborach), Jerzy Jedliński
oraz Ewa Kułakowska-Bojęś. Byli oni wiceprezydentami Krakowa w zarządzie
Andrzeja Gołasia (dziś senatora PO). Nie był obecny na tym posiedzeniu
zarządu, na którym zapadła decyzja. Według prokuratury gmina straciła
na tym co najmniej 3,6 mln zł.
Wczoraj prokuratura zapowiedziała, że ma już gotowy wniosek o uchylenie
immunitetu posłowi Szczypińskiemu.
Policjanci rano zjawili się u Teresy S., Pawła Z., Jerzego J. i Ewy K.-B.
Wszyscy to byli wiceprezydenci z zarządu miasta, którym kierował
prezydent Andrzej Gołaś. Dwoje pierwszych to dziś radni i działacze
PO. Prokuratura zarzuca im niegospodarność i wyrządzenie szkody majątkowej
wielkich rozmiarów.
- Z ustaleń śledztwa wynika, że na skutek niedopełnienia ciążących
na nich obowiązków i przekroczenia udzielonych im uprawnień
doprowadzili do niekorzystnego rozporządzenia mieniem gminy Kraków w
kwocie pięciu milionów złotych - mówi Bogusława Marcinkowska,
rzecznik krakowskiej prokuratury. Troje z nich przed wizytą w
prokuraturze musiał przebadać lekarz. Wyraził jednak zgodę na ich
przesłuchanie.
Sprawa dotyczy zakupu przez miasto w 1999 r. działek przy ul.
Olszanickiej i Podłużnej za pięć milionów złotych od dwóch przedsiębiorców:
Rafała R. i Mariana M. Biznesmeni (też mają zarzuty w tej sprawie)
kupili je od Akademii Rolniczej za milion złotych. Półtora roku później,
gdy wystawili grunt na sprzedaż, cena skoczyła pięciokrotnie, bo tyle -
jak twierdzili sprzedający - oferował drugi obok miasta nabywca
zainteresowany gruntem. Tyle że była nią firma Altkrak należąca do...
tychże biznesmenów. Gmina nie miała pieniędzy w budżecie, ale mimo to
skorzystała z prawa pierwokupu. Zatrzymana czwórka oraz Tomasz Szczypiński
uczestniczyli w 1999 r. w posiedzeniu zarządu miasta, podczas którego
przegłosowano decyzję o zakupie gruntu.
Prokuratura nie ma jednak wątpliwości, że transakcja odbywała się ze
szkodą dla miasta. Wskazuje na fakt, że wydano na nią zgodę, choć
zarząd miał opinie (m.in. z wydziału skarbu) odradzające zakup. Dotąd
nie zmieniono nawet przeznaczenia gruntu - z rolnego na budowlany.
- Co więcej, trwa postępowanie o zwrot działek pierwotnym właścicielom,
którym odebrano je na podstawie dekretu o reformie rolnej. Wojewoda uznał,
że ta decyzja jest bezprawna. Miasto będzie musiało więc je oddać i
nic z nich nie będzie miało - zaznacza śledczy znający sprawę.
Prokuratura szuka również dowodów na to, że mogło dojść do
korupcji. Oferowanie łapówek zarzucono obu biznesmenom. Z naszych ustaleń
wynika jednak, że w tym przypadku chodziło o jedną z urzędniczek niższego
szczebla. Biznesmeni mieli jej proponować 50 tys. zł, ale nie przyjęła
oferty. Teraz opowiedziała o tym prokuraturze, która jednak nie ma dowodów
na to, by oferty korupcyjne składano też innym osobom.
08.12.2006r Prokurator oskarża profesora
UJ o kradzieże
Blisko 90 cennych ksiąg o szczególnym znaczeniu dla polskiej kultury wyniósł
z biblioteki sandomierskiego seminarium prof. Stanisław Sz.- ustaliła
ostatecznie krakowska prokuratura. Skandal wybuchł na początku lutego, gdy
policja zatrzymała Stanisława Sz. Miał przy sobie osiem inkunabułów z
sandomierskiej biblioteki. Kolejne przeszukania w domu i pracy przyniosły
odkrycie następnych pozycji skradzionych z Sandomierza.
Według śledczych profesor przez trzy lata - od 2003 roku - wynosił zabytkowe
pozycje z biblioteki sandomierskiego seminarium. Najstarsza pochodzi z XV wieku.
Wśród skradzionych zabytków znalazły się takie perełki jak "Lunarium"
Bernarda Granollachsa, jeden z dwóch zachowanych egzemplarzy tego dzieła na świecie
(drugi jest w Bibliotece Kongresu USA w Waszyngtonie). Oprócz samych ksiąg Sz.
- zdaniem śledczych - wynosił także mapy i ryciny, które wycinał z książek.
Według prokuratury skradzione pozycje profesor wystawiał potem na aukcje w
krakowskim antykwariacie Janusza P. oraz jednym z warszawskich antykwariatów.
Większość pozycji udało się odzyskać. Część jednak, warta ok. 150 tys.
zł, na razie przepadła w prywatnych rękach.
Profesor w śledztwie - przesłuchiwany wielokrotnie - przyznał się
do winy.
Prokuratura oskarża profesora o kradzieże dzieł oraz niszczenie niektórych
pozycji. Sprawa wywołała prawdziwą burzę w Krakowie: profesor Sz. jest
bowiem nie tylko znanym mediewistą, ale także pomagał wcześniej
prokuraturze w głośnym śledztwie w sprawie kradzieży cennych ksiąg z
Biblioteki Jagiellońskiej.
W sprawie jest jedno pewne: Stanisław Sz. nie wróci już na UJ. Został
bowiem zwolniony i od 1 września nie jest już pracownikiem tej uczelni.
04.12.2006 Były starosta skazany
Na dwa lata więzienia w zawieszeniu na cztery skazał sąd w Jarosławiu
byłego starostę przeworskiego za oszustwa bankowe.
Według prokuratury były starosta w latach 1998-2000, jako właściciel
gorzelni w Makowisku, starał się o kredyty w oddziałach Wschodniego
Banku Cukrownictwa w Przemyślu i Jarosławiu. W 1998 r. zaciągnął
kredyt w wysokości 100 tys. zł, zatajając przed bankiem, że jest winny
fiskusowi ponad 50 tys. zł. Rok później otrzymał kredyt w tym samym
banku na 300 tys. zł, a wtedy miał już przeszło 70 tys. zł długów
wobec urzędu skarbowego. W 2000 r. bank udzielił mu kredytu na 320 tys.
zł. Przed bankiem Zbigniew M. zataił informacje o zaciągniętych już
wcześniej kredytach i zadłużeniu z tytułu niezapłaconych podatków.
Prokuratura oskarżyła go o oszustwa bankowe. Według śledczych były
starosta przedstawiał fałszywe dokumenty, które miały znaczący wpływ
przy staraniach o kredyty. Sąd uznał Zbigniewa M. winnym. Oprócz kary
więzienia w zawieszeniu nałożył na niego grzywnę w wysokości 25 tys.
zł. Wyrok nie jest prawomocny.
• Były
starosta skazany ouimet, 05.12.06, 04:52
wracam
do Kraju. Jeżeli taki M. zaciąga kredyty:100.ooo +300.ooo +320.ooo i
dostaje ...hi hi hi grzywne 25.000-toż to raj dla złodziei (...)
2006-12-01 Koniec kariery Stanisławy G.
Dyrektor miejskiego wydziału architektury i urbanistyki, a do niedawna
powiatowy inspektor nadzoru budowlanego została zatrzymana wczoraj rano przez
policję. Miała przyczynić się do realizacji samowoli przy Szerokiej i
legalizacji prac pod płytą Rynku.
- Mamy dowody na to, że było to działanie
umyślne z jej strony - twierdzą śledczy.
Stanisławie G. został przedstawiony zarzut niedopełnienia
i przekroczenia obowiązków służbowych - informuje Krzysztof Urbaniak,
zastępca prokuratora okręgowego w Krakowie.
Zarzuty dotyczą lat 2004 -2006, gdy Stanisława G. była zastępcą
dyrektora, p.o. dyrektora i wreszcie - od sierpnia 2005 - dyrektorem
Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego w Krakowie. W tym okresie miała
m.in. przewlekać postępowania, sprawować nad nimi niedostateczny nadzór,
nierzetelnie prowadzić kontrole, a także poświadczać nieprawdę.
Dotyczy to m.in. sprawy nielegalnej nadbudowy kamienicy przy ul. Szerokiej
12.
- Jej działania umożliwiły inwestorowi wdrożenie do realizacji
wadliwego projektu budowlanego hotelu przy ul. Szerokiej. Mamy dowody na
to, że było to działanie umyślne z jej strony - twierdzą śledczy.
Przypomnijmy: w śledztwie dotyczącym nadbudowy na Kazimierzu zarzuty
przedstawiono już 10 osobom, m.in. projektantom, inwestorom i urzędnikom
miejskim. W zabytkowej dwupiętrowej kamienicy na Kazimierzu Krzysztof P.
dobudował trzy kondygnacje. Według biegłych położenie żelbetowych
stropów w XV-wiecznych murach grozi katastrofą budowlaną, bo spowodowało
pęknięcia ścian w sąsiednich budynkach. Sprawę opisywaliśmy
wielokrotnie na naszych łamach, piętnując również działania PINB, któremu
pół roku zajęło wydanie decyzji o wstrzymaniu budowy. Gdy już się to
stało, urzędnicy przez kilka miesięcy nie zauważali, że inwestor
kontynuuje roboty wykończeniowe.
Część zarzutów wobec Stanisławy G. dotyczy również robót pod płytą
Rynku Głównego. Urzędniczka - zdaniem prokuratury - miała poświadczyć
nieprawdę, wydając 14 lutego tego roku nakaz zabezpieczenia wykopu pod płytą
za pomocą betonowych pali, podczas gdy prace te trwały już od grudnia.
Dyrektor G. jest pierwszą osobą, której postawiono zarzuty w śledztwie
dotyczącym prac na Rynku. Śledczy nie wykluczają, że usłyszą je wkrótce
kolejni urzędnicy miejscy.
Zdaniem prokuratorów część zarzutów postawionych Stanisławie
G. pokrywa się z raportem NIK z kontroli przeprowadzonej w PINB w 2005
r., obejmującej okres od 2002 r. do I kwartału 2004 r., gdy Stanisława
G. pełniła obowiązki szefowej krakowskiego nadzoru. Najwyższa Izba
Kontroli nie pozostawiła suchej nitki na Powiatowym Inspektoracie Nadzoru
Budowlanego w Krakowie.
"Nie spotkałem się jeszcze z przypadkiem
urzędu, który działałby w ten sposób. Można wręcz powiedzieć, że
on nie działa" - mówił wówczas prezes NIK Mirosław Sekuła.
19 września 2006 Marszałek dojechał autostopem
Marszałek Małopolski Janusz Sepioł pojechał w poniedziałek
do Warszawy... autostopem, pisze "Dziennik Polski".
Kilka dni temu gazeta informowała, że przewodniczący Sejmiku Województwa
Małopolskiego Witold Kozłowski z PiS nie chce podpisywać zgody na
wyjazdy służbowe marszałka województwa Janusza Sepioła z PO. Marszałek
z PO służbowo sobie nie pojeździ Równocześnie przewodniczącemu nie
zadrżała ręka przy akceptacji wyjazdu służbowego dla radnego sejmiku
Krzysztofa Woźniaka z PiS, który za blisko 10 tys. zł pojechał
reprezentować Małopolskę na Krecie.Marszałek Sepioł miał uczestniczyć w odbywającym
się w Warszawie posiedzeniu Krajowego Komitetu Monitorującego
Zintegrowany Program Operacyjny Rozwoju Regionalnego, gdzie miano dyskutować
o wykorzystaniu unijnych funduszy w Małopolsce. Przewodniczący
zgody na wyjazd do stolicy nie dał, ale marszałek znalazł sposób, by Małopolska
była reprezentowana na tym posiedzeniu. Janusz Sepioł wysłał na delegację
do Warszawy swojego kierowcę. Ten pojechał tam służbowym samochodem Urzędu
Marszałkowskiego. A jako autostopowicz zabrał się na tylnym
siedzeniu... Janusz Sepioł.

Łapówki zdaniem praskiej prokuratury okręgowej pomogli przekazać w latach 1996-99 zatrzymani we wtorek Bolesław B., były dyrektor rady gminy Centrum, i Katarzyna T., była żona Tyszkiewicza. Kontaktowali się z osobą, która działała w imieniu jednej z austriackich firm. Prokuratura postawiła już im zarzuty. Za usługi mieli wziąć 20 tys. dolarów prowizji. Dziś sąd zdecyduje, czy B. będzie aresztowany. Kobieta pozostanie na wolności.
Prezes zagranicznej spółki jest zszokowany zarzutami. Przyznaje, że zna te osoby. Podejrzenia jednak odrzuca i zapewnia, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem.
To nie koniec korupcyjnych zarzutów. Zdaniem prokuratury Bolesław B. pomógł też przekazać kolejną łapówkę Bogdanowi Tyszkiewiczowi. Za 50 tys. zł jedna z firm miała uniknąć problemów z budową osiedla. Prokuratura zapewnia, że ma na to mocne dowody.
Wcześniej do tej korupcyjnej listy prokuratorzy dopisali 200 tys. zł dla Pawła Bujalskiego za jeden z przetargów w 1997 r. na informatyzację urzędu. Od poniedziałku polityk jest na wolności, bo sąd zdecydował, że może opuścić areszt. Nie przyznał się. Ceną za wolność było ćwierć miliona złotych kaucji.
Śledztwo w sprawie podejrzanych spraw tzw. układu warszawskiego umożliwiły m.in. zeznania Bogdana Tyszkiewicza, który przed śmiercią podzielił się ze śledczymi wiedzą na temat powiązań w samorządzie warszawskim. Polityk miał problemy z prawem. Posadę samorządową łączył z biznesem. Według zeznań świadka koronnego i byłego gangstera pruszkowskiego Jarosława S. ps. "Masa" Tyszkiewicz pośredniczył w kontaktach pomiędzy gangiem a samorządowcami. Prokuratorom mogły też pomóc zeznania Janusza S. ps. "Graf", przestępcy powiązanego z "Pruszkowem", który siedzi w areszcie. To jego zeznania przyczyniły się do zatrzymania w maju urzędników Ministerstwa Finansów, którym również zarzuca się korupcję.
Jak zeznał świadek koronny były pruszkowski gangster Jarosław S. ps. "Masa", Tyszkiewicz był pośrednikiem pomiędzy gangsterami, którzy byli zainteresowani wynajmem lokali w Śródmieściu i zakupem gruntów, a stołecznymi samorządowcami.
Natomiast Bolesław B. miał w 1997 r. pomagać przedstawicielowi firmy związanej z Budimeksem w przekazaniu 200 tys. zł łapówki za ustawienie jednego z przetargów na informatyzację urzędu. Pieniądze miał dostać ówczesny zastępca prezydenta Marcina Święcickiego w gminie Centrum Paweł Bujalski.
Bujalski był bliskim współpracownikiem Pawła Piskorskiego (dawniej PO). Ponad miesiąc temu trafił do aresztu. Ale dzięki decyzji sądu wyszedł w poniedziałek na wolność. Jak ujawniliśmy, jego żona wpłaciła 250 tys. zł kaucji. Zdaniem sądu polityk nie będzie utrudniał śledztwa. Prokuratura się z tym nie zgadza.
Szef rzeszowskiego CBŚ odwołany
2006-08-22, Komendant główny policji odwołał wczoraj ze stanowiska naczelnika
rzeszowskiego Centralnego Biura Śledczego Mirosława H.
Odwołanie ma związek z wcześniejszą pracą Mirosława H. w krakowskim
CBŚ. Wczoraj pracę tam stracił także naczelnik i pięciu innych
funkcjonariuszy. Mirosław H. był w Krakowie ich przełożonym. W tym
czasie krakowscy funkcjonariusze wydali pozytywną opinię i pozwolenie na
broń przestępcy. Z tej broni kilkanaście dni temu zastrzelono dwie
osoby, i to był powód wczorajszych odwołań.
Tragiczne wydarzenia rozegrały się w barze przy ul. Sarmackiej w
Krakowie. 48-letni Adam B. strzelił do swojej byłej partnerki, jej ojca
i znajomego. Kobieta zginęła na miejscu, a jeden z rannych mężczyzn
zmarł w szpitalu. Adam B. po dokonaniu zbrodni popełnił samobójstwo. W
śledztwie ustalono, że już wcześniej groził śmiercią 29-letniej
kobiecie. Poinformowała ona o tym policję i miała zeznawać w tej
sprawie w dniu swojej śmierci.
- Nie sądzę, by Mirosławowi H. groziło postawienie zarzutów karnych.
Jednak był przełożonym krakowskich funkcjonariuszy, którzy wydali
pozwolenie na broń człowiekowi, który popełnił zbrodnię. Świadczy
to o bałaganiarstwie w zarządzanym wtedy przez Mirosława H. krakowskim
CBŚ. W czasie dwóch, trzech tygodni w Rzeszowie będzie powołany nowy
szef. Na razie jego obowiązki będzie pełnił jeden z zastępców byłego
naczelnika - mówi Paweł Biedziak z biura prasowego Komendy Głównej
Policji w Warszawie.
10 sierpnia Afera w resorcie finansów - Prawo i bezprawie
Dwoje mieszkańców Pruszkowa jest podejrzanych o korumpowanie
urzędników z resortu finansów.
Zatrzymano ich w ramach śledztwa w sprawie afery
korupcyjnej w tym resorcie. Niewykluczone są wnioski o ich
aresztowanie. Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga Renata Mazur powiedziała,
że właścicielowi firmy z Pruszkowa Pawłowi M. postawiono zarzuty wręczenia
trzech łapówek (w wysokości 60, 75 oraz 150 tys. zł - red.) różnym urzędnikom
w zamian za korzystne decyzje podatkowe. Szefowej biura rachunkowego z Pruszkowa
Magdalenie Sz. zarzuca się zaś wręczenie 75 tys. zł jednemu z wcześniej
zatrzymanych urzędników ministerstwa. W czwartek trwały przesłuchania obojga podejrzanych - pierwszych w tym
głośnym śledztwie, którzy mieli korumpować urzędników resortu - ci
mieli za łapówki umarzać należności korumpujących wobec Skarbu Państwa.
W maju w śledztwie w sprawie afery zatrzymano łącznie siedem
osób. Zatrzymani to m.in. były dyrektor departamentu systemu podatków
ministerstwa, a potem dyrektor departamentu podatków bezpośrednich,
naczelnik wydziału ds. doradztwa podatkowego, główny specjalista i były
szef departamentu podatków bezpośrednich oraz były kierownik referatu ds.
kontroli urzędów skarbowych. Zarzuty dotyczą przekroczenia uprawnień w związku
z przyjęciem korzyści majątkowych, za co grozi do 12 lat więzienia. W czerwcu prokuratura zwróciła się do ministerstwa o kontrolę
zasadności umorzeń podatków wobec 63 firm.
Według ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, skorumpowani urzędnicy
resortu mieli w latach 1994-2004 za łapówki załatwiać zwolnienia
podatkowe dla firm. W tym kontekście prasa wymieniała m.in. nazwisko
biznesmena i b. senatora Henryka Stokłosy oraz Inter-Commerce Rudolfa
Skowrońskiego.
Źródło informacji:
PAP
18.08.2006r
za
Gazeta.pl - Rzeszowska prokuratura okręgowa zbada, czy podczas sprzedaży czterech mieszkań, należących do MON, nie doszło do nieprawidłowości.
Kilka tygodni temu resort powiadomił prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez byłych urzędników ministerstwa. Departament kontroli Ministerstwa Obrony Narodowej stwierdził, że w czterech na 126 decyzji ministrowie niezgodnie z ustawą zgodzili się, by urzędnicy wynajmowali służbowe mieszkania na czas nieokreślony zamiast na określony. Umożliwiło im to wykupienie mieszkań z nawet 90-procentową bonifikatą. Wśród osób, które kupiły mieszkania, są m.in. były premier Jan Krzysztof Bielecki i były wiceminister obrony narodowej Krzysztof Węgrzyn.
Według mediów Bielecki za 120-metrowy apartament w centrum Warszawy zapłacił 420 tys. zł, choć był wart 600 tys. Z kolei Węgrzynowi podobny metraż mieszkania, także w stolicy, sprzedano je za niecałe 40 tys. zł, a mieszkanie wyceniono na blisko 400 tys. Śledztwo ma wykazać, czy podczas tych transakcji nie doszło do nieprawidłowości. Prokuratura nie zdradza, kim są pozostałe dwie osoby, które kupiły mieszkania z bonifikatą. - To osoby publiczne, ale nie z pierwszych stron gazet - ucina krótko Jan Łyszczek, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Rzeszowie.
Dodaje, że w pozostałych dwóch przypadkach różnice między ceną sprzedaży mieszkań a ich realną wartością także "są znaczne". - Śledztwo ma dać odpowiedź na pytanie, czy urzędnicy MON zgodnie z prawem udzielili bonifikat nabywcom i czy nie doszło w tych czterech decyzjach do nadużyć - powiedział rzecznik Łyszczek.
haa,
tylko czy skorumpowani prokuratorzy z Prokuratury Apelacyjnej w Rzeszowie są w
swej pomroczności umysłowej cokolwiek ustalić :-)
16.08.2006r - Gazeta.pl - Prokuratura w Tarnobrzegu ma
świadka, że wiceprzewodniczący Rady Miasta Mielca Lucjan Surowiec upozorował kradzież swojego
samochodu, którym jechał po pijaku, a złapany zwiał w krzaki.
Lucjan Surowiec zarzeka się, że jest niewinny, ale fakty są oczywiste. 7 kwietnia br. na trasie Mielec-Tarnobrzeg kierowca półciężarówki zauważył jadące zygzakiem srebrne
bmw - wyraźnie wskazywało to na pijanego kierowcę. Zablokował mu drogę i
poinformował mielecką policję. Zatrzymany kierowca samochodu otworzył drzwi
i uciekł tak szybko, że gdy funkcjonariusze przyjechali na miejsce,
zostało tylko jego puste auto. Trzy dni później do komendy w Mielcu trafiło pismo od Surowca, że skradziono mu
bmw.
Policja, by ustalić, kto mógł ukraść samochód wiceprzewodniczącego rady, wezwała na przesłuchanie kierowcę półciężarówki, który powiadomił komendę o zdarzeniu. Ten podczas konfrontacji jako rzekomego kierowcę złodzieja bmw rozpoznał... Lucjana Surowca.
Logiczne w takim przypadku, że Surowiec złożył fałszywe zawiadomienie o kradzieży samochodu, zwłaszcza że funkcjonariuszom do dzisiaj nie udało się ustalić jej sprawcy.
- Zebraliśmy już wystarczające dowody, żeby przedstawić zarzuty panu S. Według nas powiadomił policję o kradzieży samochodu, której w rzeczywistości nie było, i złożył fałszywe zeznania. Kierowcą auta był Lucjan S. W ciągu tygodnia powinniśmy wezwać wiceprzewodniczącego rady na przesłuchanie, na którym usłyszy zarzuty - mówi Marek Grela, prokurator Prokuratury Rejonowej w Tarnobrzegu.
Sam Surowiec upiera się, że jest ofiarą... nagonki politycznej. -
I dodaje - Ja wiem, kto za tym wszystkim stoi! To moi przeciwnicy polityczni.
O rezygnacji z zajmowanego stanowiska nawet nie myśli.
...hee,
politycy to fajnie mają, zawsze mogą zwalić winę za swoją głupotę na
swoich kolegów po fachu...
10.08.2006r Afera w resorcie finansów
- Dwoje mieszkańców Pruszkowa jest podejrzanych o korumpowanie
urzędników z resortu finansów.
Zatrzymano ich w ramach śledztwa w sprawie afery
korupcyjnej w tym resorcie. Niewykluczone są wnioski o ich
aresztowanie. Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga Renata Mazur powiedziała,
że właścicielowi firmy z Pruszkowa Pawłowi M. postawiono zarzuty wręczenia
trzech łapówek (w wysokości 60, 75 oraz 150 tys. zł - red.) różnym urzędnikom
w zamian za korzystne decyzje podatkowe. Szefowej biura rachunkowego z Pruszkowa
Magdalenie Sz. zarzuca się zaś wręczenie 75 tys. zł jednemu z wcześniej
zatrzymanych urzędników ministerstwa.
W maju w śledztwie w sprawie afery zatrzymano łącznie siedem
osób - ci
mieli za łapówki umarzać należności korumpujących wobec Skarbu Państwa. Zatrzymani to m.in. były dyrektor departamentu systemu podatków
ministerstwa, a potem dyrektor departamentu podatków bezpośrednich,
naczelnik wydziału ds. doradztwa podatkowego, główny specjalista i były
szef departamentu podatków bezpośrednich oraz były kierownik referatu ds.
kontroli urzędów skarbowych. Zarzuty dotyczą przekroczenia uprawnień w związku
z przyjęciem korzyści majątkowych, za co grozi do 12 lat więzienia.
W czerwcu prokuratura zwróciła się do ministerstwa o kontrolę
zasadności umorzeń podatków wobec 63 firm. Według ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, skorumpowani urzędnicy
resortu mieli w latach 1994-2004 za łapówki załatwiać zwolnienia
podatkowe dla firm. W tym kontekście prasa wymieniała m.in. nazwisko
biznesmena i b. senatora Henryka Stokłosy oraz Inter-Commerce Rudolfa
Skowrońskiego.
WAKACJE
- "Gazeta Lubuska" informuje: Radni nie pracują a kasują
Choć radni mają wakacje, większość z nich pobiera diety.
Najlepiej wyjdą na tym rajcy sejmiku: dostaną 3,4 tys. zł za dwa miesiące
bez sesji.
Logiczne, że z posłowie też relaksują się za pieniądze pracujących
Polaków :-)
Radni sejmiku są na
dwumiesięcznych wakacjach od obrad, ale pieniądze biorą tak, jakby odbywały
się sesje i posiedzenia komisji. Niektórzy podczas wakacji zarabiają
więcej niż poza wakacjami, bo w zwykłych miesiącach obcina się im
diety za nieobecności - przypomina dziennik. Biuro prasowe Urzędu Marszałkowskiego
tłumaczy to tak: - Dieta wypłacana jest z tytułu pełnienia mandatu
radnego (spotkania, dyżury, interwencje), a nie ze względu na udział
w posiedzeniach sejmiku. Wiceprzewodniczący sejmiku Kazimierz Pańtak
dodaje: - Jesteśmy cały czas w gotowości. Gazeta zauważa jednak, że
wielu radnych od dawna nie widziano w urzędzie. Dziennik podaje, że
radni sejmiku w czasie wakacji średnio dostaną 1,7 tys. zł miesięcznie.
Dietę mimo przerw w obradach dostaną m.in. radni Kostrzyna,
Skwierzyny, Żar, Głogowa. Są jednak i tacy, którzy jak nie pracują,
to i nie zarobią. Rada Wschowy zafundowała sobie przerwę aż do września,
ale wypłaty diet nie będzie, bo tu po 132 zł dostają radni tylko za sesję.
Lepiej ma przewodniczący, któremu zawsze należy się 1,2 tys. zł miesięcznie.
W Nowej Soli pieniądze w przerwie też dostaje jedynie szef rady.
Są także i takie rady, które - mimo wakacji - pracują, jak np. rada
w Drezdenku. Tamtejsi radni debatowali pod koniec lipca; po raz kolejny
zbiorą się po miesiącu. Za pracę dostają ryczałt 400- 550 zł.
"Gazeta Lubuska" przypomina też, że - mimo przerwy w obradach
Sejmu - w swoich biurach pracować powinni także wszyscy posłowie. -
Żaden z posłów nie prosił marszałka o urlop - usłyszał
dziennik w kancelarii Sejmu.

Sprawa zaczęła się sensacyjnie - od zatrzymania urzędniczki na próbie wyniesienia księgi wieczystej z pruszkowskiego sądu. Policja znalazła u niej w domu pieczątki i dokumenty świadczące o możliwym fałszerstwie i oszustwach. I jak się okazało, obie kobiety, korzystając z dostępu do danych i map w starostwie, fałszowały akty własności, wypisy z rejestru gruntów i inne dokumenty potrzebne w obrocie nieruchomościami. Na tej podstawie zakładano księgi wieczyste (to kolejne przestępstwo - wyłudzenia poświadczenia nieprawdy), po czym działki oferowane były do sprzedaży. - Kupowano je w dobrej wierze, nabywcy są w tej sprawie pokrzywdzonymi - mówi prok. Robert Makowski.
Czekają ich teraz procesy cywilne o stwierdzenie prawa własności. Na razie działki są dowodami rzeczowymi w toczącym się śledztwie i nabywcy nie mogą z nimi nic zrobić.
Media spekulowały, że o oszukańczym procederze wiedzieć mogli przełożeni ze starostwa.
- Śledztwo tego nie potwierdziło - mówi prok. Makowski. Obie kobiety od lipca 2005 r. są w areszcie. Grozi im do ośmiu lat więzienia. Na poczet ewentualnych grzywien prokuratura zabezpieczyła 200 tys. zł w gotówce i kilka nieruchomości.
za GW - Przekręt w pruszkowskiej geodezji
Podobne procedery przejmowania
majątków np. pożydowskich są realizowane w większości miastach, zwłaszcza
polski południowej (dawnej Galicji), gdzie ponad 30% ludności stanowili Żydzi.
Oprócz Warszawy fałszuje się wpisy w księgach wieczystych np. Krakowa,
Kielc, Tarnowa, Rzeszowa...
Wystarczy "wkupić się w łaski" blond-sędziny. Często w tych
przekrętach biorą udział adwokaci np.
Janusz Bystrzonowski z Tarnowa.
26.02.2006r. Łapówkarstwo
w Wydziału Architektury Urzędu Miasta
Krakowa - Kraków.
Na karę 2 i 3 lat skazał sąd dwie urzędniczki Wydziału Architektury Urzędu
Miasta Krakowa, które przyjmowały łapówki w zamian za wydawanie korzystnych
decyzji.
Prokuratura postawiła im 25 zarzutów.
Urzędniczki zajmowały się weryfikacją dokumentów składanych przez inwestorów.
Dla rozpracowania afery korupcyjnej zastosowano prowokację dziennikarską TVN filmując
przekazanie łapówki za pozwolenie przyłącza gazowego i przyznanie się urzędniczki
do przejęcia 1,5tys. zł.
cdn
- na pewno...

Samorządowcy, pracownicy urzędów państwowych i skarbówki będą odpowiadali za szkody spowodowane wydaniem decyzji administracyjnej łamiącej przepisy.
Ma to skłonić urzędników administracji publicznej do przestrzegania prawa.
Projekt przewiduje wprowadzenie osobistej odpowiedzialności urzędnika za szkody spowodowane rażącym naruszeniem prawa (lub zaniechaniem działania) podczas załatwiania indywidualnych spraw administracyjnych - do wysokości wyrządzonej szkody, ale nie przekraczającej 12-krotności przeciętnego wynagrodzenia. W IV kwartale 2005 r. wynagrodzenie to wynosiło 2528,62 zł. Ustalone na jego podstawie odszkodowanie, jakie miałby zapłacić urzędnik, wyniosłoby maksymalnie 30 343,44 zł.
Kiedy będzie to możliwe?
Przede wszystkim, gdy osoba lub przedsiębiorca, który poniósł szkodę na skutek rozstrzygnięcia jego sprawy lub braku tego rozstrzygnięcia, ma przyznane prawomocnym orzeczeniem sądu (lub na mocy ugody) odszkodowanie. Albo gdy sąd administracyjny potwierdzi, iż dana decyzja została wydana z rażącym naruszeniem prawa.
Kolejne
strony dokumentujące nieodpowiedzialne zachowania funkcjonariuszy władzy:
Sędziowie
- oszuści. W tym dziale przedstawiamy medialne dowody łamania prawa przez sędziów
- czyli oszustwa "boskich sędziów". Udowodnione naruszania procedury
sądowej, zastraszania świadków, stosowania pozaproceduralnych nacisków na
poszkodowanych i inne ich nieetyczne zachowania. Czas spuścić ich "z
nieba na ziemię" :-)
Prokuratorzy do zwolnienia od razu - dowody debilizmu prawnego i
prokuratorskiego funkcjonariuszy którzy jakimś cudem podobno ukończyli
prawo...
SKORUMPOWANI
SĘDZIOWIE I PROKURATORZY - czyli nie tylko pijackie wpadki
"boskiej władzy" , którzy w końcu spadli na ziemię...:-)
Pomówienia
- stan prawny. Prześladowanie dziennikarza i redaktora Zdzisława Raczkowskiego
przez skorumpowanych sędziów i prokuratorów podkarpackich.
Krytyka
wyroków sądowych nie jest godzeniem w niezawisłość sędziowską. Nadmiar
prawa prowadzi do patologii w zarządzaniu państwem - Profesor Bronisław
Ziemianin
NYCZ-GATE -
taka sobie afera w rzeszowskim sądzie, jedna z setek jakie tam robią, a potem
dziwią się, że 90% społeczeństwa nie wierzy w sprawiedliwość...
Biegli
dawno już "odbiegli" od prawdy... AFERY
UDOKUMENTOWANE
FAKTY POMYŁEK LEKARSKICH
Strona prawdy o polskim sądownictwie.
Polecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
Tematy w dziale dla inteligentnych:
ARTYKUŁY
- tematy do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
A dla odreagowania
sympatyczne linki dla poszkodowanych przez schorowane organy sprawiedliwości :-))
10
przykazań dla młodych adeptów prawa, czyli jak działa głupota prawników +
modlitwa...
"walczący
z wilkami, szeryf z Bieszczad czyli z impotentnymi organami (nie)sprawiedliwości?"
takie sobie dywagacje Z. Raczkowskiego
Wilk
Zygfryd - CZARNA BIESZCZADZKA RZECZYWISTOŚĆ...
"AFERY PRAWA" - Niezależne Czasopismo
Internetowe www.aferyprawa.com
Stowarzyszenia Ochrony Praw Obywatelskich Zespół redakcyjny: Zdzisław Raczkowski, Witold Ligezowski, Mariusz Pogorzelec, Zygfryd Wilk, Grzegorz Bentkowski i SOPO |
|
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.