2008-05-23, Na
poniedziałek krakowski sąd okręgowy wyznaczył termin rozpoczęcia
procesu karnego, jaki blisko rok temu prof. Andrzejowi Zollowi wytoczył
poseł PiS Arkadiusz Mularczyk.
Mularczyk zarzuca byłemu prezesowi TK i Rzecznikowi Praw Obywatelskich,
że ten 11 maja 2007 roku pomówił go, stwierdzając w radiu TOK FM:
"działając jako przedstawiciel Sejmu [Mularczyk] umyślnie
wprowadził w błąd Trybunał Konstytucyjny i dążył do zablokowania
jego prac podczas rozprawy w sprawie lustracji 10 maja".
Skierowany 31 maja ubiegłego roku do sądu akt oskarżenia trafił
najpierw do krakowskiego sądu rejonowego, który uznał, że sprawa
powinna być rozpoznawana przez sąd w Warszawie, bo tam ma
siedzibę rozgłośnia radiowa. Od tego postanowienia odwołał się
prof. Zoll, zwracając uwagę, że rozmowę wyemitowaną w radiu odbywał
przez telefon przebywając w swoim domu w Krakowie.
Sąd kolejny raz sprawę odłożył.
2008-05-20 "GW"
miała prawo nazwać wiceprezesa TVP "byłym neonazistą"
"Gazeta Wyborcza" miała prawo nazwać wiceprezesa
TVP Piotra Farfała "byłym neonazistą" - orzekł w poniedziałek
Sąd Okręgowy w Warszawie, który nieprawomocnie oddalił pozew Farfała
wobec "GW".
W 2006 r. w artykule pt. "Były neonazista w TVP"
"GW" napisała, że Farfał, nowo powołany 28-letni wiceprezes TVP
z rekomendacji LPR, w latach 90. przez dwa lata był wydawcą
rasistowskiego pisemka "Front", w którym miał napisać m.in.
"nie tolerujemy tchórzów, konfidentów, Żydów". Gazetka
publikowała m.in. rysunki "łysego osiłka z mieczem", który
depcze flagi Izraela i UE oraz skinheada z ręką w geście "Heil
Hitler". W ostatnim numerze "Frontu" Farfał odciął się
od jego treści pisząc: "Chciałbym, żeby wszyscy czytelnicy wiedzieli,
że nigdy nie byłem (i nie jestem) naziolem". Farfał domagał się
przeprosin i 80 tys. zł zadośćuczynienia.
Sąd uznał, że oceny "GW" były w pełni uprawnione;
krytyka Farfała, jako osoby pełniącej ważną funkcję w telewizji
publicznej, była uzasadniona i rzetelna oraz nie godziła w jego
dobra osobiste, gdyż gazeta działa w obronie uzasadnionego interesu
publicznego. Adwokat nieobecnego w sądzie Farfała powiedział, że
czeka na pisemne uzasadnienie tego wyroku. Pełnomocnik pozwanych nazwał
wyrok "znakomitym dla mediów".
Powrót
stalinowskich sądów?
Sędzia Sądu Rejonowego w Jeleniej Górze, J. Staszkiewicz, wydał
kuriozalny wyrok w sprawie jednego blogera. Skaza»
go najmniejszym z możliwych wyroków dwudziestu stawek dziennych po 10 zł,
ale jednak, odstępując jednocześnie na okres próby jednego roku od
wykonania kary, nie mając óadnych
jednoznacznych dowodów przeciwko niemu. Ów bloger miał
rzekomo naruszyć dobra osobiste jednej z
lokalnych firm motoryzacyjnych zamieszczając ponoć
w obronie biednego emeryta krytyczny artykuł
na jej temat na swoim blogu. Sędzia Staszkiewicz powołał
się na nieistniejącą nigdy stronę internetową www.jelonka.pl
i uznał, że
tam był jakiś niepodpisany artykuł
to pewnie i musiał
być
taki sam na blogu oskarżonego. A skoro uznał, że
był
tam artykuł
o treści przedstawionej przez powoda na kartce maszynopisu, to na pewno właściciel
bloga musiał
go tam też
zamieścić
(nie potwierdził
tego nawet właściciel serwera Onet.pl) i to na okres dłuższy
niż
ultimatum powoda. Skazany zaklina się na wszystkie świętości, że
wyrok jest fałszywy, ale nie złożył
apelacji, bo musiał niestety wyjechać
za chlebem za granicę. Podejrzewa, że
młody
sędzia wydal "polubowny" wyrok z naruszeniem art. 5 § 1 i 2 kpk.,
bo bał
się, i słusznie, że
w przypadku wydania wyroku uniewinniającego oskarżony
po roku czasu ciągania go po sądach będzie domagał
się od powoda odszkodowania za bezpodstawne oskarżenie. Mało
tego, łysawy
sędzia skrupulatnie szukał
dowodów winy przeciwko oskarżonemu-skazanemu
(i nie znalazł),
ale nie raczył sprawdzić zeznania
podatkowych firmy motoryzacyjnej, czy faktycznie spadły
jej obroty w ostatnim roku rozliczeniowym z powodu tego blogera. W międzyczasie
przekroczono wszelkie dopuszczalne terminy przerw między rozprawami.
Wprawdzie oplowska firma motoryzacyjna popłynęła
finansowo w tym procesie, ale nie satysfakcjonuje to skazanego było
nie było
w procesie prywatnym blogera jeleniogórskiego.
Czyżbyśmy mieli Białoruś
w Polsce? Po takiej krucjacie można śmiało zniechęcać - nie kupujcie auta u Ligęzy!
2008-05-16, Masz
układy we władzach to śmiało rób przekrety - nie ma aresztowań w sprawie
korupcji wokół komisji WSI Sąd uznał, że wystarczy, by dwaj podejrzani wpłacili po 70 tys.
kaucji, dostali dozór policyjny i nie opuszczali kraju.
Podejrzani to płk Aleksander Lichocki, w PRL pracujący w Wojskowej Służbie
Wewnętrznej, i dziennikarz Wojciech Sumliński, zatrudniony kiedyś we
"Wprost" i w Życiu", a ostatnio w TVP.
Prokuratura zarzuca im, że od grudnia 2006 r. do 25 stycznia 2007 r.,
"działając wspólnie i w porozumieniu", oferowali oficerowi b.
WSI pozytywną weryfikację w komisji za 200 tys. zł.
Obaj nie przyznają się do winy. Grozi im do ośmiu lat więzienia.
Śledztwo w sprawie podejrzeń o korupcję w związku z weryfikacją WSI
trwa od grudnia. Prokuratura chciała dla podejrzanych aresztu, bojąc się
matactwa. Zapowiada odwołanie od decyzji sądu.
We wtorek ABW na wniosek prokuratury przeszukała mieszkania Lichockiego i
Sumlińskiego oraz dwóch członków komisji weryfikacyjnej Piotra Bączka
i Leszka Pietrzaka. Tym ostatnim nie postawiono jednak zarzutów, a tylko
przesłuchano jako świadków. Zabrano im kilkanaście tajnych dokumentów.
Śledczy zabezpieczyli też dwa laptopy należące do Komisji
Weryfikacyjnej.
Prokuratura nie ujawnia też najważniejszego: czy podejrzani o płatną
protekcję mieli rzeczywiste wpływy u członków komisji, czy tylko
blefowali.
Prokuratura zapowiedziała, że będzie osobne postępowanie w sprawie
incydentu z dziennikarzami TVP. ABW nie pozwoliła im filmować
przeszukania domu Bączka. Zarekwirowała kamerę i telefony. Prokuratorzy
tłumaczyli, że TVP nie dostała zgody na filmowanie przeszukania, a gdy
funkcjonariusze ABW poprosili ich opuszczenie domu Bączka, odmówili.
2008-05-15, Oskarżeni
o molestowanie uniewinnieni przez skorumpowanych ławników?
Kierownik zmiany z fabryki chipsów Frito Lay w Grodzisku Mazowieckim
Wojciech O. uniewinniony od zarzutu molestowania swoich podwładnych. Sędziowie
orzekający w sprawie nie byli jednak jednomyślni. Motywy wyroku nie są znane, bo sprawa od początku była prowadzona z wyłączeniem
jawności. Sędzia Marcin Antoszewski zezwolił publiczności jedynie na
wysłuchanie sentencji orzeczenia, a następnie nakazał opuścić salę.
Wojciech O., kierownik zmiany w fabryce, został oskarżony o napastowanie
seksualne trzech swoich podwładnych oraz "złośliwe naruszenie ich
praw pracowniczych". W areszcie spędził pół roku. Wraz z nim na
ławie oskarżonych zasiadł kierownik kadr Grzegorz M. z zarzutem "złośliwego
naruszenia praw pracowniczych".
Jak się jednak dowiedzieliśmy, wyrok uniewinniający obu kierowników
zapadł niejednomyślnie. Zdanie odrębne złożył sędzia przewodniczący
Marcin Antoszewski, jedyny sędzia zawodowy w składzie orzekającym.
Dlaczego? To tajemnica. Za uniewinnieniem opowiedzieli się sami ławnicy.
- Jesteśmy zaskoczeni takim stanowiskiem sądu - powiedziała Krystyna
Paszek, szefowa grodziskiej prokuratury rejonowej. - Materiał dowodowy
zebrany w sprawie jednoznacznie wskazuje na to, że obaj oskarżeni dopuścili
się zarzucanych im czynów. Na pewno będziemy składać apelację.
2008-05-12, Sąd
skazał, ale nie wiadomo kogo
Przez pięć miesięcy śledztwa i procesu nikt nie sprawdził tożsamości
człowieka podejrzanego o rozbój. Nie przeszkodziło to sądowi w skazaniu go
na trzy lata więzienia. Do dziś nie wiadomo, kim był skazany...
Ta historia ma swój początek 10 maja 2001 r. Na jednej z ulic w centrum
Krakowa został napadnięty mężczyzna. Policja zatrzymała czterech
napastników. Jeden z nich przedstawił się jako Marcin Wesołowski. Całą
czwórkę przesłuchano, przeszukano i przekazano prokuraturze. Prokurator
wystąpił do sądu z wnioskiem o areszt, sąd przychylił się do
wniosku. Po kilku miesiącach śledztwa ruszył proces. Jak wynika z akt,
w listopadzie 2001 r. sąd skazał Marcina Wesołowskiego na trzy lata
pozbawienia wolności. Żadna z instytucji nie zweryfikowała tożsamości
człowieka podającego się za Wesołowskiego. Nie zrobił tego też sąd
apelacyjny, który zmniejszył skazanemu wyrok na dwa lata w zawieszeniu
oraz wyznaczył dozór kuratora. Prawdziwy Marcin Wesołowski dowiedział
się o tym później od adwokata.
Prokuratura nie od razu przyznała się do błędu. Jak to możliwe, że
przez kilka miesięcy policja, prokuratura ani sąd nie zweryfikowały tożsamości
podejrzanego?
- Mężczyzna posługiwał się dokładnymi informacjami na temat osoby,
pod którą się podszywał. Np. znał nazwisko panieńskie matki. A jego
dane przy zatrzymaniu sprawdziła przez radio policja - tłumaczy Bogusława
Marcinkowska, rzeczniczka prokuratury.
- Przy zatrzymaniu patrol może jedynie sprawdzić, czy dana osoba jest w
bazie poszukiwanych - odpiera Dariusz Nowak z małopolskiej policji. Z
kolei sędzia Rafał Lisak wyjaśnia, że sąd w dobrej wierze przyjmuje
informacje ustalone przez prokuraturę. - Niestety, coraz częściej
zdarza się, że ludzie nie podają swoich prawdziwych danych. To sygnał
dla nas, żeby dokładniej wszystko weryfikować - przyznaje sędzia Lisak.
Tymczasem fałszywy Wesołowski przepadł. Bezradna policja rozesłała
jego zdjęcie do mediów z prośbą o pomoc. Ale na dziś śledztwo zostało
umorzone. Tymczasem prawdziwy Wesołowski miał na karku kuratora i wyrok
w zawieszeniu. - Procedura wymazania wyroku może być trudna i czasochłonna
- przyznaje sędzia Lisak. Na razie wszystko jest na dobrej drodze: Sąd
Najwyższy wznowił postępowanie w sprawie Marcina Wesołowskiego.
23.04. Mężczyzna
skazany za wyłudzenia domaga się pół miliona złotych od aresztu w Mysłowicach.
Twierdzi, że w celi nie miał ciepłej wody, a strażnicy "o nieustalonej
orientacji seksualnej" zaglądali mu do tyłka.
Wiesław P. złożył bowiem pozew przeciwko dyrekcji Aresztu Śledczego w
Mysłowicach, w którym spędził półtora roku. Chce pół miliona złotych
odszkodowania. To najwyższy pozew w historii polskiej służby więziennej.
Wiesław P. zarzuca dyrekcji aresztu, że mieszkał z trzema innymi więźniami
w sześciometrowej celi, woda w kranie była lodowato zimna, a ze ścian wyłaziły
robaki. Twierdzi też, że ubikacja była odgrodzona od części mieszkalnej
tylko szmatą, co nie zapewniało poczucia intymności oraz nie blokowało
wydobywających się z toalety zapachów. Najpoważniejszy zarzut dotyczy
jednak rewizji, którym był poddawany po każdym powrocie do aresztu z
przesłuchania czy rozprawy. "Rozbieranie do naga i wystawianie
odbytnicy na widok przeszukującego mnie funkcjonariusza było niezręczne.
Powodowało to uczucie poniżenia ze względu na penetrację wzrokową, a co
za tym idzie uszczerbek psychiczny, bo nie znałem preferencji seksualnych
osób, które mnie przeszukiwały i oglądały moją odbytnicę" -
napisał Wiesław P. Dodał, że pobyt w mysłowickim areszcie wywołał u
niego fobie oraz nocne koszmary.
Major Luiza Sałapa, rzeczniczka prasowa Centralnego Zarządu Służby Więziennej,
po raz pierwszy spotyka się z tym, że więzień domaga się odszkodowania
za zaglądanie mu do tyłka. - Mamy prawie pół tysiąca pozwów od
osadzonych, którzy skarżą się głównie na przeludnienie w celach - mówi
pani major.
Polska norma przypadająca na jednego więźnia to 3 m kw., które w
praktyce z powodu przeludnienia zmniejszają się nawet do 1,5 m. Dla przykładu
w Niemczech na jednego więźnia przypada siedem, w Belgii dziewięć, w
Holandii 10, na Cyprze 9,5, a w Czechach 3,5 m.
Pół roku temu więzień z Bytomia jako pierwszy w Polsce dostał tysiąc złotych
odszkodowania za przeludnienie w celi. Potem takie same wyroki zapadły w
przypadku dwóch aresztantów z Sosnowca i Częstochowy. Z kolei dwaj niepalący
więźniowie z Wronek i Czarnego wygrali w sądzie 2 i 4 tys. zł
odszkodowania za umieszczenie ich w celi z palaczami.
21.04. Pijany
sędzia bezkarny bezkarny ponieważ załatwił sobie "numer na pomroczność" - ale
kasę 4tys. dostaje. Czy jego "wariackie" wyroki pójdą do poprawki?
Każdy pijany kierowca bez wątpliwości cierpi na pomroczność umysłową
- tylko dlaczego innych skazują a pijanych sędziów nie?
Zbigniew J., były sędzia Sądu Okręgowego w Tarnobrzegu, był
niepoczytalny, gdy w grudniu 2006 roku prowadził auto kompletnie pijany (2,36
promila alkoholu), uciekał policji wyzywającej go do zatrzymania się,
spowodował kolizję, a wobec interweniujących funkcjonariuszy był agresywny.
Tak uznał zespół biegłych z Nowej Dęby w składzie: lekarze psychiatrii Małgorzata
Pietrzyk i Ewa Wójtowicz oraz psycholog Małgorzata Tomczyk.
Ich opinia dotarła w piątek do prowadzącej śledztwo Prokuratury Rejonowej
dla Miasta Rzeszowa.
- Tak jednoznaczna opinia biegłych skutkuje tym, że umorzymy śledztwo
przeciwko Zbigniewowi J. - mówi Łukasz Harpula, zastępca szefa PR.
Sędzia Zbigniew J. przepracował w zawodzie prawie 30 lat. Pełnił m.in.
funkcję wiceprezesa Sądu Rejonowego w Stalowej Woli i szefa sekcji
penitencjarnej w Sądzie Okręgowym w Tarnobrzegu. Jako sędzia SO orzekał w
najtrudniejszych sprawach karnych.
Od września 58-letni Zbigniew J. jest sędzią w stanie spoczynku, tzn. nie
pracuje, ale zarabia ok. 4 tys. zł miesięcznie. "Emeryturę” może
stracić tylko dopiero, gdy zostanie prawomocnie skazany. Na razie jednak
pozostaje osobą formalnie nie karaną. Z dziennikarzami nie rozmawia.
20.04. Piętnastu
sędziów Sądu Rejonowego w Tarnobrzegu domaga się wyższych pensji.
Postanowili złożyć pozwy do sądu pracy.
- Nie rozumiemy, dlaczego sędziowie sądów administracyjnych od nas więcej
zarabiają - mówi sędzia Marek Bajak, wiceprezes Sądu Rejonowego w
Tarnobrzegu. Sędzia Bajak jest jedynym z piętnastu sędziów
tarnobrzeskiego sądu, którzy złożyli pozwy do sądu pracy, domagając się
wypłaty nawet kilkunastu tysięcy złotych. - Pozwy złożyło trzy czwarte
sędziów. Każdy z nich zapowiedział, że wyłączy się z prowadzenia
procesów - dodaje Bajak. Pozwy dotyczą nie tylko wyrównania pensji do
poziomu sędziów sądów administracyjnych, ale także składek rentowych.
- Sędziowie ich nie dostają. Gdy w ubiegłym roku obniżano składki dla
wszystkich pracowników, by więcej zarabiali, to myśmy tej podwyżki w
pensjach nie odczuli. Chcemy także, by kwestią dysproporcji w zarobkach między
sędziami sądów powszechnych a administracyjnych zajął się Trybunał
Konstytucyjny - twierdzi Bajak. Żądania te popiera prezes Sądu Rejonowego
w Tarnobrzegu Marek Nowak. - Płace sędziów są na żenującym poziomie -
uważa Nowak. Sędziowie sądów administracyjnych zarabiają więcej od
swoich kolegów z sądów powszechnych średnio o 2-2,5 tys. zł brutto.
16.04. Antoni
Macierewicz nie musi przepraszać współwłaściciela ITI Jana Wejcherta za słowa
o związkach Wejcherta z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi - orzekł Sąd Okręgowy w Warszawie. Były likwidator WSI nie musi też
przepraszać spółki medialnej ITI za wypowiedź, że wojskowe służby
specjalne miały swój udział w powstaniu tego koncernu.
W ocenie sądu, Antoni Macierewicz jako szef komisji likwidacyjnej WSI działał
w granicach prawa i jako urzędnik państwowy, a nie osoba prywatna, mówił
bowiem o urzędowym dokumencie opublikowanym przez prezydenta - raporcie z
weryfikacji WSI.
- Dlatego pozew o ochronę dóbr osobistych nie mógł być
skuteczny - uzasadniała sędzia Janina Dąbrowiecka. Słowami wypowiedzianymi
przez Macierewicza w wywiadzie prasowym, a które wynikały z materiału
zgromadzonego przez komisję likwidacyjną, poczuł się dotknięty współwłaściciel
koncernu ITI Jan Wejchert. ITI i Wejchert pozwali Macierewicza jako osobę
prywatną, żądając przeprosin w prasie i po 100 tys. zł na cel charytatywny.
- Jest to kolejny wyrok potwierdzający raport WSI i jednocześnie oddalający
pozwy. Traktuję orzeczenie sądu jako potwierdzenie decyzji parlamentu o tym,
że konieczne były weryfikacja i raport dotyczące nieprawidłowości działania
WSI - stwierdza poseł PiS Antoni Macierewicz. Były szef komisji likwidacyjnej
Wojskowych Służb Informacyjnych przypomniał, że podjęta przez niego praca
miała na celu oddzielenie strefy działalności operacyjnej od dziennikarskiej,
politycznej czy gospodarczej. - Żeby nigdy więcej w Polsce te dziedziny życia
nie były penetrowane - podkreśla.
To już szósty korzystny dla Macierewicza wyrok w sprawach wytoczonych przez
osoby opisane w raporcie.
Na czerwonym pasku należącej do grupy ITI stacji TVN 24, której dewiza brzmi
"Cała prawda całą dobę", widzowie nie zobaczyli informacji
o wyroku sądu...
14.04. do
bójki dwóch sędziów w budynku sądu w Strzelcach Opolskich. Jak twierdzi
lokalna prasa - poszło o żonę jednego z sędziów, zresztą też sędzię.
Jeden z nich wylądował w szpitalu z złamanym nosem, obaj natomiast utrzymują,
że jedynie się bronili.Do bójki doszło w budynku strzeleckiego sądu, a
dokładnie w gabinecie sędziego Piotra Stniasławiszyna. Zależnie od tego
której relacji słuchamy, na drugiego napadł tam albo Stanisławiszyn właśnie,
albo sędzia Jarosław Marciniak.
- Sędzia Stanisławiszyn zeznał, że został napadnięty przez kolegę z
pracy. Jarosław Marcinak mówi natomiast, że było odwrotnie. Obaj panowie
twierdzą, że są w tej sprawie ofiarami i musieli użyć obrony koniecznej
- mówił rzecznik sądu w Opolu.
Jak donosi lokalna "Nowa Trybuna Opolska", powodem bijatyki było
zwolnienie lekarskie małżonki Jarosława Marciniaka, która również jest
sędzią w strzeleckim sądzie. Małgorzata Marciniak miała prowadzić w
tym dniu kilka rozpraw. Dostarczyła jednak do pracy zwolnienie lekarskie.
Jej sprawy z wokandy musiał przejąć Piotr Stanisławiszyn. Ten uznał, że
zwolnienie jest fałszywe i powiadomił o tym prezesa strzeleckiego sądu. O
donosie dowiedział się mąż sędziny, który w jej imieniu postanowił
wyjaśnić wątpliwości ze swoim kolegą po fachu. Jarosław Marciniak
wszedł za Stanisławiszynem do jego gabinetu. Tam doszło do sprzeczki, która
przerodziła się w rękoczyny. Padły ciosy, polała się krew. Sędzia
Marciniak złamał koledze nos. Jarosław Stanisławiszyn zgłosił się do
szpitala, gdzie został opatrzony.
A może obu na badania psychiatryczne?
10.04. Czy
sąd oczyści Wiesława Myśliwca? - musi, ponieważ sprawa została nagłośniona
w mediach.
Czwartek, korytarz pierwszego piętra Sądu Okręgowego w Rzeszowie.
Kilkadziesiąt osób czeka na rozprawę Wiesława Myśliwca, który żąda
anulowania wyroku sprzed 23 lat. Na jego podstawie został skazany na 1,5
roku więzienia. Był oskarżony o drukowanie ulotek nawołujących do
bojkotu wyborów w 1985 r. W areszcie przesiedział pół roku.
Na korytarzu robi się nerwowo. Sąd wzywa Myśliwca na salę. Za nim idą
koledzy. Sędzia Grażyna Artymiak każe opuścić im salę. - To nie jest
rozprawa tylko posiedzenie (naprawdę głupio gada). A posiedzenia z zasady są niejawne
- tłumaczy
się blondynka pomimo że tylko posiedzenia sądowe dot. małoletnich
dzieci i tajemnicy wagi państwowej można tylko utajnić. Ale w (Moj)Rzeszowie
nie takie numery robią.
Koledzy Myśliwca się burzą. - Chcemy się przysłuchiwać - pokrzykują.
- Ja nie mam nic przeciwko obecności ludzi i mediów na sali - proponuje
Wiesław Myśliwiec. Głupiutka (czytaj "w układach" sędzia Artymiak nie daje za wygraną.
- Posłusznie
opuszczamy salę - skwitował Wojciech Buczak, szef "Solidarności"
w regionie rzeszowskim.
Szkoda że nie było tam redaktora AP - szybko
nauczył by sędzi procedury sądowej i prawa.
Po małym zamieszaniu sąd prosi na salę trzech świadków wezwanych na
posiedzenie, m.in. Sławomira Kruka, który razem z Myśliwcem w PRL-u był
skazany za drukowanie ulotek. Ostatecznie sąd nie przesłuchał
świadków. Stwierdził, że dokumenty, jakie posiada, są wystarczające
do wydania decyzji, czy anulować wyrok, na podstawie którego skazano Myśliwca.
Następnego dnia sędzi już bez wydziwiania i łamania prawa wpuszcza publiczność
na salę i każdy dowiaduje się, że Wiesław Myśliwiec, działacz
dawnej opozycji z Rzeszowa, zostaje oczyszczony z wyroku sprzed 23 lat, po
którym był skazany za 1,5 roku więzienia "za wywoływanie
niepokoju publicznego".
A to tylko dlatego że jego sprawa została medialnie nagłośniona.
I mamy precedensowy fakt - to media tak naprawdę wydają wyroki a sędzia
jak każdy zresztą urzędnik ma tylko to zatwierdzić :-)
09.04. Sędzia z Garwolina powiesił się po
tym, jak funkcjonariusze ABW na polecenie prokuratury przeszukali jego służbowe
pomieszczenia w związku z podejrzeniem o korupcję - dowiedział się
"Wprost".
Śmierć sędziego od razu powiązano z tym, że dzień wcześniej do budynku sądu
wkroczyła ABW. Grzegorza B. nie było w pracy. Funkcjonariusze zrobili rewizję
pomieszczeń, z których korzystał, zabrali billingi telefonu służbowego i
akta prowadzonych przez niego spraw.
- ABW prowadziła czynności zlecone przez Prokuraturę Krajową w ramach jej śledztwa
- informuje rzeczniczka Agencji Katarzyna Koniecpolska-Wróblewska.
- Sędzia dowiedział się o przeszukaniu. Wiedział też, że wcześniej
zatrzymano 10 osób, które zeznały, że płaciły mu łapówki w zamian za
korzystne orzeczenia w takich sprawach jak zwolnienie z aresztu czy jazda po
pijanemu - opowiada nasz rozmówca z prokuratury. - Te osoby przyznały się do
winy i po przesłuchaniu zostały zwolnione. Zatrzymano też pośrednika, który
w imieniu sędziego miał proponować załatwienie różnych spraw. Wszystkim
zatrzymanym postawiono zarzuty.
Sędziego chroni immunitet, dlatego ABW nie przeszukała jego mieszkania.
Prokurator Robert Majewski, naczelnik wydziału zamiejscowego Prokuratury
Krajowej, mówi, że śledztwo w sprawie możliwej korupcji sędziego B. trwało
od pół roku. Nie chce ujawnić, jakich dokładnie spraw dotyczyło, bo
"mogą pojawić się nowe wątki". - Oczywiście śmierć sędziego
zamyka wszelkie postępowania odnośnie jego osoby - zaznacza Majewski.
Wydziały zamiejscowe PK powstały, żeby tropić poważane przestępstwa
gospodarcze, kryminalne i korupcyjne poza Warszawą. Do takich spraw należy
korupcja w wymiarze sprawiedliwości.
Tak naprawdę nasza redakcja nie spotkała nieskorumpowanego sędziego - proste
żeby zostać sędzią trzeba należeć do mafii, dać dowody lojalności i jej
interesów strzec. Jasne że olewa się prawa obywateli - w końcu kodeksy prawa
dotyczą tylko plebsu...
Jednak
najciekawsze w sprawie są komentarze internautów pod artykułem WP - a podobno
o zmarłym nie powinno się złe mówić :-)
07.04. Niecodzienne
postanowienie sądu, który wstrzymał pozwolenie na budowę
bloku ze 105 mieszkaniami, choć lokatorzy mają już do nich klucze, nie
mogą się wprowadzić.
Jak zwykle bzdury wymyślili nie znający się na budownictwie sędziowie wojewódzkiego sądu administracyjny, którzy uchylili
decyzję wojewody o pozwoleniu na budowę i wstrzymał jej wykonanie. Sędzia Paweł Groński pouczał w wyroku, że może polecić to swoim urzędnikom
- chyba nadaje się tylko na leczenie psychiatryczne.
Sprawa trafiła do sądu ponieważ sąsiedzi nowej inwestycji uznali, że pozwolenie na budowę wydane
przez prezydenta i podtrzymane potem przez wojewodę jest niezgodne z
warunkami zabudowy. Mieli zastrzeżenia do zbyt dużej liczby miejsc
parkingowych przewidzianych w projekcie, a także do wysokości nowej
inwestycji. Zaprotestowali, bo nowy gmach zaplanowano zbyt blisko ich domu,
co ma ograniczać dostęp światła do mieszkań - słowem typowy kit, ponieważ
jeszcze taki się nie znalazł który by wszystkim dogodził.
Postępując dalej w ten sposób nigdy nie ukończy się zaplanowanych autostrad
na 2012r jak też wiele inwestycji. Oczywiście jest i druga strona medalu,
gdzie sędziowie "zaklepują" istotne naruszenie prawa. Jak wiadomo
wszystko z układów a prawo to tylko zapisany papier więc czym się przejmować?
03.04. Kolejny
dowód niekompetencji sędziów krakowskich - obywatel Rumunii osadzony w
Areszcie Śledczym przy ul. Montelupich w Krakowie zmarł z wycieńczenia.
Przez 6 miesięcy sędziowie bezprawnie trzymali go w więzieniu nie mając żadnych
dowodów jego przestępstwa. Oskarżony przez cztery miesiące odmawiał
przyjmowania posiłków, protestując przeciwko umieszczeniu go w
areszcie.
Historię Claudiu Crulica opisał "Tygodnik Powszechny",
zauważając, że "taka tragedia nie zdarzyła się w Europie od wielu lat
- nawet na Białorusi". Mężczyzna z początkiem września ubiegłego roku
trafił do aresztu pod zarzutem kradzieży portfela sędziemu Sądu Najwyższego,
który robił zakupy w jednym z krakowskich sklepów. Za kratami znalazła się
też przyjaciółka Rumuna. Dwa tygodnie po osadzeniu Claudiu napisał do
dyrektora aresztu list, w którym domagał się kontaktu z rumuńskim
przedstawicielem dyplomatycznym oraz oznajmił, że rozpoczyna głodówkę. Nikt
tym się nie zajął.
To że w tym więzieniu panują warunki średniowieczne już pisaliśmy w AP.
Swojego błędu nadzoru nie widzi Zygmunt Lizak - dyrektor okręgowy Służby Więziennej
w Krakowie i oczywiście prokuratorzy którzy kogoś musieli skazać - a Rumun
idealnie na "frajera" się nadawał.
Ważył zaledwie 40 kg przy 175 cm wzrostu - kości obciągnięte skórą.
Dlaczego Claudiu odmówił przyjmowania posiłków? W aktach sądowych znajdują
się pisma, w których oznajmiał, że głoduje, bo jest niewinny. Jednak sędziowie
i lekarz więzienny jak też psycholog daleko w d... mieli opiekę nad
poszkodowanym. Nie ma tam praktycznie opieki medycznej a osoby za to
odpowiedzialne ograniczają się praktycznie do "brania kasy" za nic.
Kto powinien za tą zbrodnie odpowiadać?
Sąd dysponuje sędziami penitencjarnymi w których gestii jest sprawowanie
nadzoru nad przebiegiem aresztu tymczasowego ale wiadomo że swój obowiązek
traktują nonszalandzko.
- Ta sprawa obnażyła nasz system wymiaru sprawiedliwości. Można powiedzieć,
że urzędnicy działali według instrukcji i doprowadzili tym do śmierci
aresztanta. Oczywiście, ten człowiek sam się głodził, jednak winnych jego
tragedii musimy szukać w prokuraturze, sądzie i Służbie Więziennej - powiedział
"Dziennikowi Polskiemu" prof. Zbigniew Hołda, karnista z Uniwersytetu
Jagiellońskiego.
Paranoją jest też fakt, że sąd uchylił Claudiu areszt
tuż przed jego śmiercią - przypuszczalnie fabrykując dokumenty tak żeby
niby było to zgodnie z byle czym.
Od razu też osądzono koleżankę Claudiu - wymierzono jej karę 6 miesięcy
więzienia - czyli dokładnie tyle ile za głupotę prokuratorską była
bezprawnie aresztowana.
Cóż, nasza "durnowata władza sądowa" kolejny raz udowodniła
swoją niekompetencje...
18.03.08 Strajk
w sądach? Sędziowie postawili resortowi sprawiedliwości ultimatum. Jeżeli
do 15 maja nie zmienią się przepisy, które doprowadzą do wzrostu wynagrodzeń
sędziów, zaczną protestować.
Zarząd Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia w swoim
stanowisku wyraził niezadowolenie z działań Ministerstwa Sprawiedliwości.
Ostrzega więc, że jeżeli do 15 maja nie zostanie przedstawiony zaakceptowany
przez Radę Ministrów i satysfakcjonujący ich projekt zmiany prawa o ustroju sądów
powszechnych, Zarząd Stowarzyszenia zaproponuje ogólnopolski dzień bez
wokand.
Sędziowie od kilku tygodni umawiają się m.in. na internetowym forum www.sędziowie.org
na protest 31 marca. Chcą brać tego dnia urlop lub zwolnienia
lekarskie.
Zarząd Stowarzyszenia
zaproponuje ogólnopolski dzień bez wokand jako jedną z form
protestu".
- Kierunek i przebieg tych prac nie satysfakcjonuje nas.
Ponieważ jednak prace te wciąż trwają, apelujemy do środowiska sędziowskiego
o rozwagę w planowaniu akcji protestacyjnych - informuje sędzia Waldemar Żurek,
rzecznik Stowarzyszenia Iustitia.
- Sędziowie są zdania, że system wynagradzania jest wadliwy.
Wynagrodzenie sędziego jest bowiem uzależnione od określenia wysokości kwoty
bazowej oraz mnożnika, które są ustalane arbitralnie, przez władzę
wykonawczą - tłumaczy sędzia Marcin Łochowski, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego
dla Warszawy-Pragi.
Sędziowie chcą, żeby rząd Tuska wywiązał się z zapowiedzi rządu
Kaczyńskiego dotyczących podwyżek dla sędziów i prokuratorów (każda
taka podwyżka pociąga za sobą automatyczne podwyżki dla wielotysięcznej
rzeszy pracowników sądów i prokuratur). Według rządu PiS sędziowie i
prokuratorzy rejonowi mieli dostać więcej o 438 zł - w wyższych
instancjach odpowiednio więcej. Rząd Tuska obciął te podwyżki: w
rejonach sędziowie i prokuratorzy dostaną 90 zł podwyżki.
Oczywiście, gdy ktoś ma dużo (średnie wynagrodzenie sędziego to 8tys. zł)
to chce jeszcze więcej. Tylko dlaczego za tym nie idzie jakość pracy wiedza i
uczciwość? Jakoś o tym nie wspominają sędziowie w swoich zapowiedziach
strajku.
2008-03-18, Sędzia
jak zwykle bezkarny -Magdalena Płonka uchybiła godności urzędu sędziego, ponieważ
ustalała z adwokatem wyroki korzystne dla przestępców - uznał Sąd
Apelacyjny w Gdańsku. Nie można jej jednak ukarać dyscyplinarnie, bo sprawa
uległa przedawnieniu - kolejny sędziowski przekręt.
Sędzia Magdalena Płonka była bliską przyjaciółką gdańskiego adwokata
Piotra Pietrasa - głównego oskarżonego w aferze korupcyjnej w pomorskim
wymiarze sprawiedliwości. Zdaniem prokuratury w latach 2003-04 na prośbę
mecenasa podejmowała m.in. decyzje o wypuszczeniu podejrzanych z aresztu
i wydawała wyroki w zawieszeniu.
Patrz
AP - "skurwiona Temida"
Straciła immunitet w połowie 2005 r. i czeka na proces karny. Grozi jej
dziesięć lat więzienia. Oprócz niej i mecenasa P. na ławie oskarżonych
zasiądzie kilkanaście osób odpowiadających za wręczanie łapówek,
przyjmowanie korzyści albo pośredniczenie w tym procederze. Proces ma
ruszyć w połowie kwietnia przed Sądem Rejonowym w Koszalinie.
Niezależnie od tego sprawą zajmował się rzecznik dyscyplinarny.
Wniosek o ukaranie Magdaleny Płonki trafił do Sądu Apelacyjnego w Gdańsku
kilka miesięcy temu. Sędzi groziło upomnienie, nagana albo - to wydawało
się najbardziej prawdopodobne - kara dożywotniego pozbawienia prawa do
wykonywania zawodu.
- Magdalena P. jest winna popełnienia czynów zapisanych we wniosku o jej
ukaranie. Swoim działaniem uchybiła godności sędziego - ogłosił sędzia
Jerzy Sałata. - Jednocześnie postępowanie w zakresie kary
dyscyplinarnej zostaje umorzone.
Sędzia Sałata utajnił sprawę w obawie, że dojdzie do naruszenia dóbr
osobistych Magdaleny P. - opowiadała m.in. o swoich intymnych relacjach z
mecenasem.
Sędzia Lech Magnuszewski - rzecznik sądu apelacyjnego nie potrafi odpowiedzieć
dlaczego przez trzy lata od zarzucanego jej czynu nie pozbawiono ją immunitetu
i czekano aż sprawa przedawni się.
Magdalena P. do zakończenia sprawy karnej pozostanie tylko zawieszona w czynnościach
służbowych. To oznacza, że będzie dostawać ok. 60 proc. wynagrodzenia
(ponad 2 tys. zł). Pozbawić sędzi P. prawa do wykonywania zawodu może
w tej sytuacji jedynie prawomocny wyrok sądu w procesie karnym.
2008-03-14, Wyrok
na działaczy LPR za propagandowe plakaty.
Na pół roku więzienia niby za rozpowszechnianie pornografii skazano
Maksymiliana G., byłego kandydata LPR-u w wyborach w 2005 roku oraz działacza
związanego z Młodzieżą Wszechpolską. Sąd warunkowo zawiesił wykonanie
kary.
20 kwietnia zeszłego roku, w przededniu Marszu Tolerancji, G. wraz z
kilkoma innymi zostali przyłapani przez policję, gdy naklejali plakaty,
na których przedstawiono m.in. seks kobiety z psem oraz nagich mężczyzn.
Tym samym jakiś zakompleksiony prokurator uznała, że w ten sposób
zatrzymani prezentowali pornografię zwykłą i "ostrą"?!? a sędzia
z urzędu tą głupotę przyklepał.
Zatrzymani wyjaśniali, że "chcieli w ten sposób ostrzec społeczeństwo
przed dewiacjami seksualnymi i zaprotestować przeciwko marszowi".
Wcześniej zapadły wyroki co do pozostałych zatrzymanych. Wczoraj sąd
uznał, że Maksymilian G. winny jest rozpowszechniania twardej
pornografii. Karę pozbawienia wolności warunkowo zawieszono mu na dwa
lata. Dodatkowo orzeczono grzywnę w wysokości 2 tys. zł. Maksymilian G.
nie będzie musiał jednak jej płacić, bo na jej poczet zaliczono mu
okres zatrzymania przez policję.
13 marca 200
tys. zł za pół roku niesłusznego aresztowania
Sąd Apelacyjny w Szczecinie utrzymał w czwartek
w mocy wyrok przyznający 200 tys. zł odszkodowania i zadośćuczynienia
Leszkowi J. za niesłuszne aresztowanie w śledztwie dotyczącym zabójstwa
jego żony i dwóch córek. Kobieta i dziewczynki - 12-letnia Bianka i 9-letnia Laura - zginęły
w nocy z 17 na 18 lipca 2003 r. w należącym do Beaty J.
agroturystycznym pensjonacie w nadmorskiej miejscowości Chłopy. Zwłoki ofiar, zakopane na polu nieopodal pensjonatu, policjanci odkryli na
początku 2004 r. Jednym z pierwszych podejrzanych w tej sprawie był
mąż Beaty J. i ojciec obu dziewczynek. Mężczyznę zatrzymano w marcu 2004 r. i tymczasowo aresztowano.
Jak się później okazało niesłusznie. Faktycznymi zabójcami okazali się
dwaj inni mężczyźni, którzy w czerwcu 2007 r. po trwającym prawie
dwa lata procesie zostali skazani przez Sąd Okręgowy w Koszalinie na dożywocie.
Po zakończeniu tego procesu Leszek J., który występował nim w roli
oskarżyciela posiłkowego, wniósł do koszalińskiego sądu pozew o odszkodowanie
i zadośćuczynienie żądał 1,5 mln zł. W listopadzie 2007 r. sąd okręgowy uznał jego roszczenie za
zasadne, jednak wysokość odszkodowania i zadośćuczynienia dostosował
do polskich realiów i przyznał mu 200 tys. zł. Uzasadniając ustnie
wyrok sędzia podkreślił, że choć sąd zdaje sobie sprawę, iż doznanych
cierpień skarżącemu właściwie nic nie jest w stanie wynagrodzić, to
w Koszalinie w podobnych sprawach nie było jeszcze tak wysokiego
odszkodowania i zadośćuczynienia. Pełnomocnik Leszka J. zaskarżył ten wyrok. - Apelacja została uznana za
oczywiście bezzasadną. Sąd nie znalazł powodów do zmiany orzeczenia I instancji"
- powiedział rzecznik Sądu Apelacyjnego w Szczecinie, sędzia Janusz
Jaromin.
2008-03-11,Łowcy
kamienic w Krakowie dalej ciulają sędziów Sąd przez pięć godzin próbował
rozpocząć proces
gangu "łowców kamienic" Nie udało mu się ponieważ główny
oskarżony grupy przestępczej Edward K. grał rolę śmiertelnie chorego
i nieczytatielnego.
Według dowodów przedstawionych przez policję i prokuraturę gang związany
z kantorem przy Wielopolu należał do najgroźniejszych w mieście. Media
nazwały go grupą "łowców kamienic", bo wśród 16 osób,
jakie zasiadły na ławie oskarżonych, są dwaj notariusze i adwokat, którzy
- zdaniem śledczych - mieli pomagać przestępcom w wyłudzeniach domów.
Pomimo, ze sąd powoływał się na opinię biegłych lekarzy, zdaniem których
oskarżony może zeznawać w procesie i tak rozprawa została odroczona.
O grupie związanej z kantorem na Wielopolu głośno zrobiło się półtora
roku temu. Przestępcy pod pozorem działalności parabankowej przy
kantorze pożyczali pieniądze biznesmenom pod zastaw należących do nich
nieruchomości. Odsetki rosły tak szybko, że pokrzywdzeni nie byli w
stanie spłacać długu i gang przejmował nieruchomości. Oporni byli
zmuszani do tego siłą. Samemu Edwardowi K. postawiono kilkadziesiąt
zarzutów. Według prokuratury w ciągu ośmiu lat łupem gangu padło
kilkadziesiąt nieruchomości, w tym hotel w Krakowie. Prokuratura zajęła
prawie 40 nieruchomości przejętych przez przestępców, a także
samochody, biżuterię, dzieła sztuki i pieniądze. Zdaniem śledczych w
legalizowaniu transakcji pomagali oskarżeni notariusze.
6 marca Przestaję
zeznawać, powiedział "Super Expressowi" Jarosław S. ps. Masa, najsławniejszy
ze świadków koronnych. To jego reakcja na wypuszczenie z aresztu
bandy "Bryndziaka". Jarosław S. boi się, że uwolnieni gangsterzy będą
chcieli go zamordować - i ma racje ponieważ warszawski Sąd Okręgowy zwolnił z aresztu dziewięciu pruszkowskich
gangsterów, m.in. Marcina B. ps. Bryndziak. Proces przeciwko Bryndziakowi i
jego ludziom toczy się od kwietnia 2006 roku i jej dowodem niekompetencji sędziów. Na ławie oskarżonych zasiada
39 osób odpowiadających m.in. za napady z bronią w ręku, brutalne pobicia
i handel narkotykami.
- "Bryndziak" będzie znów biegał z pistoletem po mieście,
komentuje decyzję sądu policjant CBŚ,
który przez 3 lata poszukiwał bandyty. Zdumienia postanowieniem sądu nie
kryje też Marek Biernacki (PO), przewodniczący Sejmowej Komisji Spraw Wewnętrznych
i Administracji.
- Przecież teraz może zacząć się polowanie na świadków
koronnych, irytuje się Biernacki."Masa" boi się "Bryndziaka".
- To jeden z najokrutniejszych ludzi, jakich poznałem, mówi. - Kiedy inni
przestawali bić, on dopiero się rozkręcał. Marcin B. dał się we znaki
rodzinie "Masy". Jego ludzie dopadli szwagra "Masy".
Okaleczyli go siekierą. - Zmasakrowali też mojego przyjaciela, który
opiekował się naszym domem, wylicza Jarosław S. i zapowiada, że chce zakończyć
współpracę z sądem i prokuraturą. - Nie będę ryzykował życiem moich
najbliższych, powiedział "Super Expressowi".
2008-03-04, Trwa
wypuszczanie aferzystów złodziei i bandziorów przez sędziów - kolejnych
dziewięciu groźnych gangsterów wyszło na wolność. Czy zaczną ginąc świadkowie
koronni?
"Bryndziak", "Fabjan", "Burzyn" i sześciu
innych oskarżonych o napady i wymuszenia haraczy z najpotężniejszej kiedyś
grupy przestępczej tzw. "Pruszkowa", wczoraj opuściło areszt i
przed sądem będzie zeznawać z tzw. wolnej stopy - dowiedziała się Gazeta
Wyborcza. Przed aresztowaniem "Bryndziak" przez trzy lata skutecznie
ukrywał się przed policją.
Kariera lider grupy Marcina Berezy ps. "Bryndziak" zaczęła się
od napadów na konwoje z pieniędzmi w połowie lat 90. W następnych
latach jego specjalnością były haracze. Łupem jego gangu padło kilku
właścicieli firm holowniczych z Pruszkowa i okolic. Pod groźbą zabójstwa,
często bici, podpalani musieli się opłacać się gangsterom po kilkaset
dolarów miesięcznie. "Bryndziak" według prokuratury
uczestniczył też w gangsterskich porachunkach (porwania, wymuszanie
dziesiątków tysięcy dolarów). W 1997 r. wziął się też za handel
narkotykami na wielką skalę. Część z 36 postawionych mu zarzutów
dotyczy pobić, ściągania haraczy z tamtejszych dyskotek i lokali
rozrywkowych. Po rozbiciu "Pruszkowa" przez CBŚ latem 2000 r.
"Bryndziak" ukrywał się najdłużej ze wszystkich - jego kryjówkę
na wsi pod Piasecznem odkryto dopiero w grudniu 2003 r.
Sędziowie prowadzący proces wydali specjalne postanowienie, uzasadniając
dlaczego nie zdecydowali się wystąpić do sadu apelacyjnego (wyższej
instancji) o przedłużenie aresztów, czego zresztą domagała się
prokuratura.
- Zdecydowała długotrwałość tych aresztów - mówi sędzia
Wojciech Małek, rzecznik warszawskiego sądu. Bereza siedział ponad
cztery lata, inni zwolnieni wczoraj - od trzech do czterech. Sąd uznał
też, że nie istnieje obawa matactwa, bo większość zarzutów dotyczy
lat 90', a oparte są one głównie na zeznaniach świadków koronnych
pozostających pod ochroną CBŚ.
Wyrok w tej największej sprawie kryminalnej jaka toczy się przed
warszawskim sądem (w sumie jest 39 oskarżonych, ok. 200 zarzutów i 200
tomów akt) zapadnie najwcześniej w przyszłym roku. Od rozpoczęcia
procesu w kwietniu 2006 r. odbyło się ok. 150 rozpraw.
Ciekawe za ile zakupili sobie wolność?
A potem skorumpowani sędziowie pierdolą że to AP narusza ich godność -
hee, niby jaką? Przecież etyka sędziowska jest tylko na papierku...
27 lutego Opłacona
zagrywka czy tylko niekompetencja? - trzyminutowe
spóźnienie krakowskiego sądu pozwoliło wyjść na wolność podejrzanemu o udział
w mafii paliwowej - jak ustalili reporterzy RMF FM. Z taką sytuacją
spotkaliśmy się po raz pierwszy - mówią nieoficjalnie prokuratorzy i policjanci
z Centralnego Biura Śledczego.
CBŚ zatrzymał trzech mężczyzn, którym
przedstawiono zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej,
oszustw oraz fałszowania dokumentów. Chodzi o wyłudzenie dziesiątek
milionów złotych dzięki ulgom podatkowym. Jeden z zatrzymanych,
Krzysztof R. stwierdził jednak, że ma zawał serca i przewieziony został
do szpitala. Zgodnie z kodeksem postępowania karnego prokurator ma 48 godzin od
chwili zatrzymania na postawienie zarzutów i przesłanie do sądu
wniosku na przykład o tymczasowe aresztowanie. Przed upływem tego
terminu prowadzący śledztwo wraz z sędzią pojawił się w szpitalu.
I tu pierwsza podejrzana sytuacja - sędzia przesłuchał podejrzanego, ale stwierdził, że potrzebna jest
opinia biegłego lekarza na temat jego stanu zdrowia. Przedłużył czas
zatrzymania o kolejne 24 godziny. W tym czasie miały dotrzeć
wyniki badań, choć już na tym etapie sędzia mógł wydać postanowienie o areszcie
i przewieźć podejrzanego do więziennego szpitala. Jednak decyzję odłożył.
Okazało się, że podejrzany symulował chorobę.
Kilka minut po 10 rano, nowy sędzia znów zaczął przesłuchanie. Na podjęcie
decyzji i wręczenie postanowienia miał czas do godziny 11.50 - wtedy
bowiem mijały wyznaczone 72 godziny.Cała procedura przesłuchania skończyła się o 11.50. Sąd
zdecydował o tymczasowym aresztowaniu podejrzanego. Sędzia 3 minuty później
wręczył podejrzanemu decyzję. Wtedy do akcji wkroczył adwokat, który
stwierdził, że właśnie minęło terminowe 72 godziny a sąd się spóźnił.
Sędzia musiał więc uchylić swoją decyzję sprzed kilku minut i główny
podejrzany wyszedł na wolność.
Ciekawe ile za ten numer dostali od przestępców sędzia
i adwokat?
2008-02-28, Wreszcie
sąd
apelacyjny wydał prawomocne wyroki na oskarżonych o korupcję działaczy
SLD rządzących Opolem w latach 1994-2000.
Były prezydent miasta, później wojewoda w rządzie Millera Leszek
Pogan został skazany na pięć lat więzienia (w pierwszej instancji na
siedem). Remigiusz Promny, były naczelnik wydziału przetargów w
opolskim ratuszu miał iść do więzienia na pięć, ale pójdzie na
trzy, Piotr Kumiec, były wiceprezydent miał wyrok trzech lat, sąd
zmniejszył mu karę do dwóch lat. Stanisławowi Dolacie, byłemu
przewodniczącemu rady miasta, sąd utrzymał wyrok trzech lat więzienia.
2008-02-19, Sąd
jak zwykle pieprzy głupoty:
Milczanowski mógł "wkopać" premiera Oleksego pomówieniem na "Olina"
Wyrok po 13 latach: b. szef MSW Andrzej Milczanowski niewinny ujawnienia w
grudniu 1995 r. tajemnicy o rzekomym szpiegostwie premiera Józefa Oleksego.
"Andrzej Milczanowski naruszył tajemnicę państwową, ale działał
w stanie wyższej konieczności, w imię interesu państwa" - orzekł
sąd, uniewinniając b. szefa MSW. Zdaniem sądu Milczanowski
przekazując informacje o rzekomym szpiegostwie Oleksego, "dobro niższej
wartości - tajemnicę państwową - poświęcił dla dobra wyższego -
interesu państwa".

21 grudnia 1995 r. Milczanowski był szefem MSW w rządzie premiera
Oleksego z SLD. Był też - jako szef MSW - zależny od prezydenta Lecha
Wałęsy. Tego dnia Milczanowski z trybuny sejmowej w dramatycznym wystąpieniu
ujawnił, że Oleksy podejrzany jest o szpiegostwo dla wywiadu ZSRR, a później
Rosji. Miał mieć pseudonim "Olin" i przekazywać informacje
oficerowi KGB Władimirowi Ałganowowi.
Nigdy dotąd urzędujący szef MSW nie oskarżał otwarcie urzędującego
premiera o jedną z najcięższych zbrodni.
Kilka tygodni po wystąpieniu Milczanowskiego Oleksy podał się do
dymisji.
Po dymisji Oleksego premierem został Włodzimierz Cimoszewicz (SLD).
Trzy miesiące później prokuratura wojskowa umorzyła śledztwo w
sprawie szpiegostwa Oleksego, bo uznała, że materiały zebrane przez służby
specjalne można traktować "wyłącznie jako poszlaki". Nie
tylko lewica zaczęła mówić, że b. premier padł ofiarą prowokacji.
Materiały tajnych służb w sprawie Oleksego upublicznił rząd
Cimoszewicza w tzw. białej księdze. Jednak śledztwo prokuratorskie nie
potwierdziło teorii prowokacji.
Do dziś nie wiadomo, kto był agentem KGB o kryptonimie "Olin".
Nieprawomocny- wyrok warszawskiego sądu okręgowego w
procesie Milczanowskiego jest jedynym sądowym finałem sprawy, która 13
lat temu wstrząsnęła Polską, a której głównych wątków i oskarżeń
nigdy do końca nie rozstrzygnięto.
Niestety, z powodu niekompetencji sędziów 90% spraw w sądach
kończy się wydaniem różnych, niejednokrotnie durnowatych postanowień i
wyroków.
07.02.08 Sędzia
straci pracę za sfałszowane zaświadczenie?
Sędzia jednego z sądów rejonowych w Gdańsku został
odsunięty od pełnienia obowiązków po tym, jak usiłował wziąć w banku
kredyt, posługując się sfałszowanym zaświadczeniem o dochodach. W przyszłym
tygodniu sprawą zajmie się sąd dyscyplinarny.
Dokument przedstawiony przez sędziego wzbudził w banku podejrzenia.
Konsultacja bankowców z pracownikami sądu potwierdziła, iż zaświadczenie
zostało sfałszowane. Aby uzyskać większą zdolność kredytową, sędzia
przerobił dokument, podwyższając wysokość swoich dochodów.
29 stycznia prezes Sądu Rejonowego Gdańsk-Północ odsunął sędziego na
miesiąc - bo tylko na tyle zgodnie z prawem może - od pełnienia obowiązków
- powiedział rzecznik Sądu Okręgowego w Gdańsku, Rafał Terlecki.
W przyszłym tygodniu sąd dyscyplinarny, którym w tym przypadku jest Sąd
Apelacyjny w Gdańsku, zdecyduje czy zawiesić sędziego w czynnościach
zawodowych do czasu zakończenia postępowania dyscyplinarnego. Efektem tego
postępowania może być nawet tzw. "złożenie sędziego z urzędu",
czyli utrata prawa do wykonywania zawodu.
Równolegle sprawą zajmuje się jedna z gdańskich prokuratur. Aby przedstawić
sędziemu zarzut, będzie musiała wystąpić z wnioskiem o odebranie mu
immunitetu. Także w tej sprawie decyzja będzie należała do sądu
dyscyplinarnego. Jeśli dojdzie do procesu, za posługiwanie się sfałszowanymi
dokumentami grozi do 5 lat więzienia.
Sędzia, którego dotyczy sprawa jest długoletnim pracownikiem wymiaru
sprawiedliwości a
do Gdańska przeniósł się cztery lata temu z jednego z sądów
na południowej
Polski.
A ponieważ na południu i północy Polski sędziów ( w tym
tych niby dyscyplinarnych) najłatwiej skorumpować, sędzia oszust ma b. duże
szanse, że jego sprawa nigdy nie ujrzy światła dziennego. No chyba że ktoś
prześle informacje do AP :-)

Wyrok to konsekwencja wydarzeń z października 2000 r. Ikonowicz,
ówczesny poseł i lider PPS, próbował zablokować eksmisję małżeństwa
z dwojgiem nieletnich dzieci z mieszkania przy ul. Freta na Nowym Mieście.
Wraz z kolegami utworzył kordon na klatce schodowej, uniemożliwiając
przejście ekipie komornika, która na mocy prawomocnego wyroku sądu wynosiła
sprzęty z lokalu. Na miejsce zdarzenia została wezwana policja. Kiedy próbowała
usunąć blokujących z kamienicy, doszło do szarpaniny. Jeden z
funkcjonariuszy został przez posła podrapany, drugi ponoć dostał od
niego cios w krtań. - Podrapałem, przez przypadek, gdybym obciął
paznokcie, oskarżenia pewnie by nie było - komentuje były
parlamentarzysta. - Ale cios w krtań to wymysł policji.
Moment podrapania sfilmowano policyjną kamerą. Na nagraniu próżno jednak
szukać chwili, w której Ikonowicz uderza funkcjonariusza. Dowodem są
jednak zeznania samych policjantów, którzy zawsze pletą co ślina im na język
przyniesie. Jednak sąd dał wiarę. - Są spójne i
logiczne - tłumaczyła w uzasadnieniu wyroku w sądzie Aleksandra Smyk.
Sędziom nie uszła uwagi kaseta, którą do sądu wysłała policja.
Zdaniem biegłego zeznającego w sprawie została zmontowana. Policja
twierdzi jednak, że nie. Zdaniem sądu nie ma to jednak wpływu na ocenę
tamtych zdarzeń. - Jestem pod wrażeniem - zwrócił się do sędziów
Ikonowicz. - Skoro sąd zauważa manipulację materiału dowodowego, to
powinien mieć jakieś wątpliwości, a te rozstrzyga się na korzyść
oskarżonego.
Proces w tej sprawie ruszył w 2006 r. Ponieważ Ikonowicz nie stawiał się
w sądzie, sąd wydał za nim list gończy. Spędził nawet dziewięć dni w
areszcie.
04.02.08 - Sąd
wszystkie wnioski o podsłuchy przyklepywał, bo leniwi sędziowie nie mieli czasu i możliwości
ich weryfikować - mówił w piątkowej "Gazecie" nowy szef ABW
Krzysztof Bondaryk. To prawda, jeśli chodzi o tzw. podsłuchy operacyjne -
potwierdzają sędziowie
Podsłuchy można zakładać w dwóch trybach. Pierwszy opisuje kodeks postępowania
karnego. To podsłuchy zakładane w ramach postępowania prokuratorskiego.
Prokurator ma podejrzanego i chce zebrać dodatkową wiedzę o okolicznościach
popełnienia lub planowania przestępstwa. A także dodatkowe dowody. Albo
wie, że przestępstwo popełniono, tylko nie wie, kto. A ma kilka osób na
oku. W takiej sytuacji zwraca się do sądu o założenie podsłuchu. I
pokazuje, co do tej pory zebrał w śledztwie. Sędzia może więc ocenić,
czy w tej sytuacji podsłuch jest rzeczywiście niezbędny - w końcu jest
to złamanie prywatności nie tylko bezpośrednio podsłuchiwanego, ale też
wszystkich, którzy się z nim skontaktują.
Drugi tryb, w którym zakłada się znakomitą większość podsłuchów, to
tzw. podsłuchy operacyjne. Zakładane są na podstawie ustaw o policji, ABW,
CBA, wywiadzie skarbowym, wywiadzie i kontrwywiadzie wojskowym. M.in. dla
"rozpoznawania i zapobiegania", to znaczy wtedy, gdy przestępstwa
jeszcze nie ma, a nawet nie jest planowane - a przynajmniej nie wiedzą o
tym służby. Takim podsłuchem prewencyjnym byłby podsłuch założony w
szpitalu, urzędzie czy ministerstwie, żeby zbadać, czy jest tam korupcja.O zgodę na jego założenie występuje szef danej służby do prokuratora
generalnego. Jeśli ten się zgodzi - wniosek idzie do Sądu Okręgowego w
Warszawie. Tylko że sędzia, który go rozpatruje, nie ma sposobu, żeby
sprawdzić, czy jest uzasadniony.
- Nie toczy się w tej sprawie postępowanie, więc nie ma żadnych materiałów,
z którymi mógłby się zapoznać - mówi sędzia Rajmund Chajneta,
przewodniczący VIII wydziału karnego Sądu Okręgowego w Warszawie.
W dodatku po zakończeniu podsłuchu operacyjnego sąd nie ma żadnej możliwości
skontrolowania tego, co służby z niego zachowują. O tym decydują
szefowie tych służb. Mają tylko obowiązek zameldować prokuratorowi
generalnemu o "sposobie wykorzystania w postępowaniu karnym"
materiałów uzyskanych z podsłuchu.
- To jest żadna kontrola. I wiele wskazuje na to, że mamy podsłuchowe
szaleństwo - ocenia prof. Stanisław Waltoś z UJ, ekspert od procedury
karnej, współautor kodeksu postępowania karnego.
30 stycznia Pani
sędzia Piwnik dobra dla bandytów?
Trwa konflikt warszawskiej prokuratury i policji ze
znaną sędzią Barbarą Piwnik. Była minister sprawiedliwości orzeka w procesach
dotyczących zorganizowanej przestępczości.Oficjalnie obie strony nie zabierają głosu w sprawie. Nieoficjalnie
nie zostawiają na sobie suchej nitki. Jedynymi zwycięzcami tej wojny są
przestępcy, którzy wychodzą na wolność - akcentuje dziennik
"Polska".
Kością niezgody jest ostatnio sprawa zwolnienia z aresztu siedmiu członków
gangu "obcinaczy palców", którzy dokonali w Warszawie ok. 20
uprowadzeń, a ofiarom obcinali palce i - negocjując wysokość
okupu - przesyłali je ich bliskim. Przeciwko całej siódemce nadal toczy się
sprawa. Jednak w grudniu ubiegłego roku skład sędziowski, któremu
przewodziła sędzia Piwnik, uznał, że nie trzeba ich izolować od społeczeństwa.
Dwóch z nich wyszło już na wolność. Reszta odsiaduje inne wyroki lub
w areszcie czeka na inne procesy.
- Na tym etapie nie ma już podstaw do stosowania aresztu - powiedziała
gazecie sędzia Piwnik. 18 stycznia sąd apelacyjny utrzymał decyzję sądu
okręgowego.
Konflikt na linii sąd-prokuratura i policja dotyczy nie tylko
przepychanek śledczych i oskarżających z sądzącymi. Ci pierwsi
zarzucają sędziom, że poza podważaniem wiarygodności zabranych przez nich
dowodów, sąd dezawuuje także ich samych. Śledczym chodzi głównie o zachowanie
Barbary Piwnik na sali rozpraw, jej wrogość do śledczych i pozytywny
stosunek do oskarżonych.
- Nigdy nie widziałem sędziego, który zwracałby się do oskarżonych, i to
o tak poważne przestępstwa, po imieniu - relacjonuje jeden z policjantów.
- Panie Krzysztofie, panie Grzegorzu. To niebywałe - dodaje.
2008-01-20, Kto
rozsądzi Zolla i Mularczyka - nie ma kompetentnych niezależnych sędziów?
Obrońcy profesora Andrzeja Zolla już wystąpili o umorzenie sprawy, którą
wytoczył mu poseł PiS-u Arkadiusz Mularczyk. Decyzji w tej sprawie nie ma,
bo na razie sędziowie sami wyłączają się z prowadzenia procesu.
Z uwagi na układy i wnioski adwokatów byłego rzecznika praw obywatelskich
wszystko wskazuje, że sprawa zostanie umorzona ze względu na "oczywisty brak podstaw oskarżenia".
Arkadiusz Mularczyk, jeden z głównych autorów ustawy lustracyjnej,
wytoczył mu proces karny po tym, jak prof. Zoll skomentował jego ubiegłoroczne
postępowanie przed Trybunałem Konstytucyjnym właśnie w sprawie tej
ustawy. Poseł PiS-u powiadomił bowiem Trybunał badający wówczas ustawę
lustracyjną, że w IPN-ie są teczki dwóch sędziów figurujących
rzekomo jako kontakty operacyjne SB. Prezes TK wyłączył obu z rozprawy.
- Mieliśmy do czynienia z nadużyciem władzy, swoich
obowiązków i publicznym pomówieniem - stwierdził wówczas prof. Zoll w
radiu TOK FM. Za to stwierdzenie poseł PiS-u skierował przeciwko niemu
akt oskarżenia.
Nikt nie chce jednak podjąć się prowadzenia procesu. Najpierw sąd śródmiejski,
gdzie trafił prywatny akt oskarżenia, chciał wysłać sprawę do
Warszawy, bo - jak argumentował- wypowiedź padła na falach stołecznej
stacji. Po zażaleniu prof. Zolla, który mówił, że wypowiadał się w
Krakowie do słuchawki telefonu, sprawa pozostała pod Wawelem. Z wydziału
karnego skierowano ją do sądu grodzkiego, będącego najniższą
instancją. Jednak sąd apelacyjny uznał, że ze względu na wagę sporu
i osoby w nim występujące proces powinien toczyć się przed sądem okręgowym.
Tyle że sędzia, któremu przydzielono prowadzenie procesu, wystąpił właśnie
o wyłączenie go z tej sprawy. Studiował razem z Mularczykiem i jego pełnomocnikiem,
zaś profesor Zoll był jego wykładowcą.
- W jego ocenie mogło to rodzić ewentualne zarzuty o brak bezstronności
- mówi sędzia Rafał Lisak, rzecznik krakowskiego sądu.
Niewykluczone jednak, że w podobnej sytuacji będą inni sędziowie, którzy
mogli zetknąć się z profesorem na uczelni. A dopóki nie zostanie
wybrany nowy sędzia, nie będzie najprawdopodobniej decyzji w sprawie
wniosku o umorzenie postępowania.
Hee, a przecież nie brak młodych asesorów - niech oni
osądzą tego żydowskiego prof. z zakupionym tytułem :-)
2008-01-15, 30 tysięcy złotych - tyle miało kosztować zwolnienie z
aresztu. W sprawę zamieszani są były sędzia ze Śląska oraz pielęgniarz
z aresztu śledczego na Montelupich. Obaj zostali zatrzymani przez
funkcjonariuszy CBŚ.
Pielęgniarzowi postawiono zarzut pomocnictwa w płatnej protekcji. Byłemu
sędziemu Andrzejowi P. - dokonania oszustwa oraz płatnej protekcji. Według
śledczych trzydziestokilkuletni sanitariusz miał wyszukiwać w areszcie
osoby, którym oferował pomoc w uchyleniu tymczasowego aresztowania.
Jednym z nich miał być mężczyzna podejrzany o handel narkotykami w
ramach zorganizowanej grupy przestępczej. Za załatwienie wyjścia pielęgniarz
żądał 30 tys. zł. Według prokuratury pieniądze trafiły do b. sędziego
z okręgu katowickiego. Mężczyzna prowadzi w Krakowie biuro świadczące
usługi prawne. Według ustaleń policji i prokuratury w tej sprawie
podawał się za adwokata.
- Wszystko wskazuje na to, że prawnik
podejmował pewne pozorowane działania, wysyłając np. pisma, które miały
uwiarygodnić ich zaangażowanie w tę sprawę - mówi Dariusz Nowak,
rzecznik małopolskiej policji.
Pieniądze za uwolnienie z aresztu przekazała żona podejrzanego mężczyzny.
Wbrew obietnicom b. sędziego i pielęgniarza jej mąż nie wyszedł
jednak z aresztu w zapowiedzianym terminie. Areszt uchylono mu dwa miesiące
później. - Ta decyzja nie miała jednak żadnego związku z działaniami
podjętymi przez podejrzanych - zapewnia Bogusława Marcinkowska,
rzeczniczka krakowskiej prokuratury.
Pielęgniarz został tymczasowo aresztowany na dwa miesiące. Przyznał się
do zarzutów. Były sędzia zaprzeczył im. Prokuratura zamierza wystąpić
o jego tymczasowe aresztowanie. Obu grozi do ośmiu lat więzienia.
8 stycznia Skazany
za kradzież, włamanie, uchylający się od płacenia alimentów recydywista
osadzony w areszcie w Bytomiu wywalczył od Skarbu Państwa tysiąc złotych
odszkodowania!
Sąd przychylił się do jego skargi na... ciasnotę w celi, uznając, że
przeludnienie narusza jego dobra osobiste - pisze "Dziennik Zachodni".
- To pierwszy prawomocny wyrok w Polsce. W toku jest jeszcze 501
spraw. Od dwóch wyroków, gdzie zapadły odszkodowania w wysokości
3.600 i 4.000 zł. odwołaliśmy się - wyjaśnia major Luiza Sałapa,
rzecznik prasowy Centralnego Zarządu Służby Więziennej. Wywalczenie przez skazanego odszkodowania to niedobry sygnał dla budżetu.
Na szczęście polskie prawo nie jest precedensowe i inne wyroki w podobnych
sprawach nie muszą być przychylne dla złodziei i bandytów.
- To skandal. Prawo w Polsce jest bardziej przychylne dla przestępców
niż dla ofiar - mówi Adam Podgórski z Rudzkiego Stowarzyszenia Pomocy
Ofiarom Przestępstw. - Skazany ma czas, długopis, papier i może wymyślać
kwadratowe jaja.
Zgodnie z przepisami na jednego skazanego powinny przypadać 3 metry
kwadratowe powierzchni. W polskich warunkach to standardy, których spełnić
nie sposób. Areszty i zakłady karne pękają w szwach. Miejsc jest
dla 77 tysięcy, a kary odsiaduje 87 tysięcy osób.
- W województwie śląskim wskaźnik przeludnienia wynosi 120
procent, co oznacza, że na 7.400 miejsc przypada 8.900 osadzonych, czyli o 1.500
za dużo - mówi Mirosław Gawron, wicedyrektor Okręgowego Inspektoratu Służby
Więziennej.
Czy w najbliższym czasie jest szansa na "przewietrzenie"
zakładów karnych? Minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski uważa, że
pomoże w tym ogłoszony właśnie jego autorski program. Warto dodać,
że utrzymanie jednego więźnia kosztuje miesięcznie podatników 1700 złotych.
7 stycznia Sytuacja
ojców, którzy walczą o opiekę nad dziećmi jest trudna, bo sądy częściej
dają wiarę matkom. Według "Gazety Krakowskiej", jeszcze
trudniejsza bywa sytuacja obcokrajowców. Dziennik opisuje historię Amerykanina Gerardo Serrano, który od kilku lat
walczy przed polskim sądem o możliwość kontaktu z synem.
Serrano kilka lat temu poznał w USA Polkę. Mieli syna. Mężczyzna twierdzi, że
kobieta bez słowa wyjechała z synem z USA do Polski. Serrano
odszukał ją. Przyjechał do Polski, by mieć kontakt z dzieckiem. -
Wniosłem sprawę do sądu i okazało się, że ważniejsze były opinie
psychologów, które nie były dla mnie korzystne - przyznaje.
Sąd Rodzinny i Nieletnich w Nowym Sączu ograniczył mu kontakty
z dzieckiem. W grudniu 2007 r. sądecki sąd wydał kolejne postanowienie w jego
sprawie. - Ustalono, że trzy razy do roku mężczyzna może mieć kontakty z synem,
w wakacje i w ferie zimowe, bez obecności matki, ale z psychologiem
- mówi Bogusław Kijak, rzecznik sądu w Nowym Sączu. Postanowienie nie
jest prawomocne.
Serrano czuje się ofiarą złego systemu prawnego. Uważa, że opinie
psychologów o nim, jako ojcu, były krzywdzące. - Ja naprawdę kocham
swoje dziecko, będę przyjeżdżał z Ameryki tak często, jak się da,
by go widywać - zapewnia.
Sobota, 29 grudnia - Dowód mataczenia sędziów Trybunału
Konstytucyjnego - umorzenie sprawy weksli Lellera.
Czy weksle Samoobrony były nielegalne? Tego być może
już nigdy się nie dowiemy. Trybunał Konstytucyjny na niejawnym posiedzeniu
umorzył sprawę weksli - informuje "Dziennik".
Trybunał podał informację o umorzeniu na swojej stronie internetowej 11
dni po rozprawie. Samoobronie groziła nawet delegalizacja. Okazało się
jednak, że jest już po sprawie.
- Jestem zdziwiony, liczyłem na roztropność sędziów
Trybunału; składając wniosek chciałem bronić pewnej normy, pozostawienie
tej sprawy bez reakcji publicznej jest bardzo groźne, chodzi o pewne
standardy - ocenia były marszałek Sejmu Marek Jurek.
Równie zaskoczony był szef Samoobrony - Nic nie wiedziałem, że sprawa się skończyła. Ale dziękuję za
informacje, za dobre wieści - powiedział Lepper.
Aż 10 dni od wydania postanowienia potrzebował TK, by przesłać odpis
postanowienia do marszałka Sejmu.
Trybunał powołał się na zasadę dyskontynuacji: skoro nie ma już
marszałka Sejmu V kadencji, to nie ma sprawy. - Taka zasada nie jest nigdzie
zapisana. Tak samo dzieje się z wnioskami w sprawie ustaw: jeśli zostały złożone
w poprzedniej kadencji, to nie są kontynuowane w nowej. I Trybunał przejął
tę zasadę - tłumaczy konstytucjonalista prof. Piotr Winczorek.
Julia Pitera
z PO uważa, że sprawa weksli nie powinna zakończyć się na umorzeniu. -
Teraz marszałek Komorowski powinien spróbować złożyć swój wniosek w tej
sprawie do Trybunału.
21.12.2007 Sędziowie
i prokuratorzy nie będą odpowiadać za oskarżanie i skazywanie organizatorów
i uczestników strajków w pierwszych dniach stanu wojennego
Taki będzie skutek wczorajszej uchwały siedmiu sędziów Sądu Najwyższego.
Teraz IPN umorzy kilkadziesiąt spraw przeciw sędziom i prokuratorom. Tylko
katowicki oddział IPN chciał oskarżyć 24 sędziów.
Od początku istnienia IPN usiłował doprowadzić do procesów sędziów i
prokuratorów skazujących po 13 grudnia 1981 r. za czyny, które w myśl
dekretu o stanie wojennym stały się przestępstwami, m.in. niezaprzestanie
działalności związkowej czy organizowanie strajków. Chodzi o te skazania
i aresztowania, które dotyczyły zdarzeń pomiędzy 13 a 16 grudnia 1981r.
Zdaniem IPN w tych sprawach prokuratorzy i sędziowie złamali zasadę
niedziałania prawa wstecz, bo skazywali za czyny, które nie były przestępstwem
w momencie ich popełniania. A więc uczestnicząc w represjach
politycznych, popełnili zbrodnię komunistyczną.
Dekret o stanie wojennym ogłoszony został w radiu i telewizji 13 grudnia.
W "Dzienniku Ustaw" - który jest oficjalną formą publikacji -
ukazał się 17 grudnia, z datą 14 grudnia. Prawo zawsze obowiązuje od
dnia ogłoszenia, bo inaczej obywatele nie byliby mu się w stanie podporządkować.
Ale w przepisach przejściowych dekretu napisano, że wchodzi w życie z
dniem uchwalenia, a nie ogłoszenia. I na tej podstawie aresztowano, oskarżano
i skazywano m.in. uczestników i organizatorów strajków z pierwszych dni
stanu wojennego.
IPN argumentuje, że sędziowie i prokuratorzy powinni byli odmówić
stosowania tego przepisu przejściowego, bo był sprzeczny z zasadą niedziałania
prawa wstecz wyrażoną w kodeksie karnym i przyjętym przez Polską paktem
praw obywatelskich i politycznych ONZ.
Wskazuje też, że opublikowany w "Dzienniku Ustaw" dekret był
antydatowany, bo naprawdę skierowano go do druku 17 grudnia. W latach 80.
informacja o antydatowaniu dekretu była znana, ale nieoficjalnie. Formalnie
potwierdził ją Sąd Najwyższy dopiero w 1991 r.
Jednak IPN uważa, że sędziowie i prokuratorzy powinni byli być bardziej
świadomi i nie stosować dekretu, zanim nie ukazał się w "Dzienniku
Ustaw".
Tej argumentacji nie podzielały od blisko dziesięciu lat sądy
dyscyplinarne dla sędziów i prokuratorów. I odmawiały wnioskom IPN-u o
uchylanie sędziom i prokuratorom immunitetów, żeby można było ich osądzić.
Sąd Najwyższy uznał, że sędziowie i prokuratorzy nie mieli
oficjalnej wiedzy o antydatowaniu dekretu, więc nie mogli z tego powodu odmówić
jego stosowania. Nie mieli też prawnych podstaw, żeby badać zgodność
przepisu o działaniu dekretu wstecz z ONZ-owską konwencją.
Wczorajsza uchwała siedmiu sędziów SN praktycznie oznacza zamknięcie śledztw
IPN w tych sprawach. Nie ma wprawdzie mocy powszechnie obowiązującej, ale
praktyka jest taka, że tego rodzaju uchwały wpisywane do Księgi Zasad
Prawnych sądy traktują jako wiążące.
Tak
więc pajace z czym do Boga?
Po
tej lekturze chyba jasne, że są sędziowie którzy zakupują swoje aplikacje i
to nie koniecznie na bazarach. Od tego są przecież rodzinne mafijne korporacje
prawnicze. Tę patologię starał się zwalczyć minister Ziobro. Tylko co może
zrobić mrówka porywająca się z motyką na słońce...?
Kolejne
strony dokumentują stale uzupełniane cykle nieodpowiedzialnego zachowania się
funkcjonariuszy władzy i urzędników państwowych.
Przepraszamy, że z braku czasu nie wszystkie działy zostały zaktualizowane na
2008r - ale co się odwlecze to nie uciecze.... wiadomości archiwizujemy na okrągło,
to tylko kwestia czasu kiedy zostaną opublikowane.
Kolejne
strony dokumentują stale uzupełniane cykle nieodpowiedzialnego zachowania się
funkcjonariuszy władzy i urzędników państwowych.
Prokuratorzy -
czyli tzw. "odpady prawnicze", śmiecie, najczęściej nieetyczni i
nie dokształceni funkcjonariusze władzy. Aktualizacja na rok 2008.
Adwokaci
- czyli mecenasi chałtury prawniczej, a tak naprawdę to jedyni usługodawcy którzy
nie ponoszą odpowiedzialności za odstawiane fuszerki typowi pasożyci społeczeństwa
Oszustwa
polityków - przekręty i wpadki znanych "mniej lub więcej" polityków,
czyli urzędników państwowych oszukujących i pasożytujących na narodzie -
stale uzupełniany cykl: POLITYKA WŁADZA PIENIĄDZ
Policyjne
afery 2008 - handel tajnymi informacjami ze śledztw, narkotykami, wymuszenia
policyjne, pijani policjanci, policjanci terroryzujący własną rodzinę i świadków...
- słowem "psie przękręty".
oszustwa
komornicze - pasożytów społeczeństwa, często typowych chamów i nieuków,
którzy oszukują właścicieli firm, poszkodowanych i wierzycieli oraz w dupie
mają obowiązujące PRAWO
Urzędnicy
państwowi i ich matactwa 2007 - dokumentujemy tu oszustwa urzędników państwowych
takich jak: polityk, wójt, starosta, burmistrz, prezydent, rzecznik - wszelkich
kombinatorów na których utrzymanie pracujące całe społeczeństwo, a którzy
swoje publiczne stanowisko wykorzystują dla swojej prywaty i zysku.
UDOKUMENTOWANE
FAKTY POMYŁEK LEKARSKICH
Psychiatryczne
przekręty pseudo-biegłych udających lekarzy - aktualny stale uzupełniany
cykl przedstawiający typowych schizofreników, decydujących o zdrowiu i majątkach
ludzi, którzy bez wiedzy za to za kasę wydają opinie niezgodne z prawdą i
nie mające nic z fachowością...
Aferzyści
- czyli wszelkiej maści kombinatorzy grający rolę biznesmenów, politycy mający
dojście do tajnych informacji i wiedzy
Media
manipulują, osądzają i są sądzone - wpadki sądowe, wyroki skazujące na
dziennikarzy za nierzetelność, pomówienie, wprowadzenie w błąd społeczeństwa.
Poseł
to ma klawe życie :-)
Dziennikarz
- to zawód podwyższonego ryzyka.
Krytyka
wyroków sądowych nie jest godzeniem w niezawisłość sędziowską. Nadmiar
prawa prowadzi do patologii w zarządzaniu państwem - Profesor Bronisław
Ziemianin
Strasburg
- wyroki Trybunału - ukarana Polska i polskie sądy za wydane wyroki naruszające
prawo - efekty skorumpowania polskich sędziów.
Polecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
Tematy w dziale dla
inteligentnych:
ARTYKUŁY - tematy do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
"AFERY
PRAWA"
Niezależne
Czasopismo Internetowe www.aferyprawa.com
redagowane przez dziennikarzy AP i sympatyków z całego świata których
celem jest PRAWO, PRAWDA SPRAWIEDLIWOŚĆ DOSTĘP DO INFORMACJI
ORAZ DOBRO CZŁOWIEKA
|
uwagi i wnioski proszę wysyłać na adres: afery@poczta.fm
- Polska
redakcja@aferyprawa.com
Dziękujemy
za przysłane teksty opinie i informacje.
|
WSZYSTKICH
INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST
ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.
Komentowanie nie jest już możliwe.