Imieniny:

AferyPrawa.com

Redaktor Zdzisław Raczkowski ujawnia niekompetencje funkcjonariuszy władzy...
http://Jooble.org
Najczęściej czytane:
Najczęściej komentowane:





Pogoda
Money.pl - Kliknij po więcej
10 marca 2023
Źródło: MeteoGroup
Polskie prawo czy polskie prawie! Barwy Bezprawia

opublikowano: 26-10-2010

AFERY PRAWA OSZUSTWA SĘDZIÓW ŁAMANIA PROCEDURY SĄDOWEJ SĄD OKRĘGOWY REJONOWY APELACYJNY SĄD NAJWYŻSZY Sędziowie - matactwa 2008r - czas osądzić sędziów i spuścić ich "z nieba na ziemię" :-)))

W tym dziale przedstawiamy dziennikarskie dowody łamania prawa przez sędziów - czyli oszustwa "bosskich sędziów". Udowodnione naruszania procedury sądowej, zastraszania świadków, stosowania pozaproceduralnych nacisków na poszkodowanych i inne nieetyczne zachowania, jak choćby skrzętnie ukrywane pijaństwo i narkomania panująca w tych zamkniętych prawniczych środowiskach korporacyjnych. Oczywiście, że nie jesteśmy w stanie zebrać wszystkich oszustw sędziów, ponieważ jest ich z pewnością setki miesięcznie
Redakcja ma nadzieję, że skazani zostaną w końcu nieetyczni sędziowie rzeszowscy: Grzegorz PLIŚ, Tomasz MUCHA, Tadeusz POKRZYWA, Edward KUŚ, Cezary PETRUSZEWICZ, Waldemar NYCZ, i sporo innych...
krośnieńskiego: Zbigniew DZIEWULSKI,
Tomasz MARCZUK, Arkadiusz TROJANOWSKI, Piotr Bartnik, Stanisława Starzychowicz, Piotr WOJTOWICZ, i cała mafijna rodzinna tego sądu
tarnowskiego: Zbigniew Zabawa, Jacek Satko,
Renata Sira i ...?
i....dopiszemy ponieważ tak naprawdę to właśnie sędziowie popełnią najwięcej przestępstw. Produkcja głupoty prawniczej w formie postanowień i wyroków w ich wykonaniu nie ma końca. Redakcja AP dostaje codziennie kilogramy tej makulatury.


Redakcja czasopisma "AFERY PRAWA" prosi wszystkich czytelników i media o przysyłanie materiałów o nieetycznym zachowaniu sędziów i urzędników państwowych.

Archiwalne informacje o matactwach z udziałem sędziów:
Dowody nieetyki sędziowskiej drugie półrocze 2007 roku.
Dowody nieetyki sędziowskiej pierwsze półrocze 2007 roku.
Dowody nieetyki sędziowskiej 2006 roku.
SKORUMPOWANI SĘDZIOWIE I PROKURATORZY2005r - czyli nie tylko pijackie wpadki "boskiej władzy" , którzy w końcu spadli na ziemię...:-)

FAKTY - STALE UZUPEŁNIANE WPADKI I PRZEKRĘTY SĘDZIOWSKIE

05.07. Zbigniew Wassermann ma przeprosić Agorę - wydawcę "Gazety Wyborczej", za nagłośnienie związków z "układem". Cóż, nie pierwszy raz prawda "kole w oczy" a głupota wylewa się z sądu.

Zobacz powiekszenie
Tak orzekł warszawski sąd apelacyjny. Wyrok jest prawomocny. Wassermann poza przeprosinami na łamach "Gazety" ma wpłacić 15 tys. zł na zakład dla dzieci niewidomych w Laskach.

Były minister koordynator ds. służb specjalnych w styczniu 2006 r. zarzucał „Gazecie”, że toczy „zawziętą wojnę w celu ochrony układu ludzi władzy, biznesu, mafii i służb specjalnych” oraz że „działania i praktyki »Gazety Wyborczej « wskazują na instrumentalną manipulację polityczną”. "Gazeta" odpowiedziała ministrowi, że nadużył władzy, a jej wydawca złożył pozew.
W grudniu 2007 r. Wassermann przegrał proces w pierwszej instancji. Sąd uznał, że naruszył dobra osobiste spółki i "Gazety", a zwłaszcza jej wiarygodność. Sędzia podkreśliła, że pozwany polityk miał obowiązek udowodnić prawdziwość swych słów, a "temu nie podołał".
- ha, widocznie Wassrmann nie czyta AP, u nas sporo o oszukiwaniu i manipulowaniu obywateli przez tą koszerną gazetę.
Nie ma się więc co dziwić, że koszerny warszawski sąd apelacyjny po raz kolejny podkreślił, że Zbigniew Wassermann nie wykazał prawdziwości swoich zarzutów wobec "Gazety". - tak jakby sędzia był w stanie czytać gazety i orientować w politycznych mataczeniach.
Wassermann nie stawiał się na rozprawach. W komentarzu dla PAP zaatakował sądy. Mówił, że "czuje się jak tysiące Polaków, którzy mają wątpliwości co do wymiaru sprawiedliwości".
To już trzeci polityk byłej koalicji rządzącej, który przegrał proces za zniesławiające sformułowania o rzekomym udziale "Gazety" w tzw. układzie. Wcześniej byli to Jacek Kurski i Roman Giertych (oba wyroki są prawomocne). Wassermann twierdzi, że to forma zamykania ust politykom:
- Jednym wolno więcej, innym mniej.
A układy jak istniały tak jeszcze długo będą funkcjonowały, zwłaszcza w polityce, sądach i mediach...

03.06. Za spowodowanie śmierci nikomu niepotrzebnego dziecka kara 100zł - dowód głupoty czy skorupowania sędziego i prokuratora?
Trzyletni podopieczny domu dziecka zmarł, bo zaplątał się w szelki, którymi przypięła go do łóżka opiekunka. Kobiecie wymierzono karę stu złotych grzywny w zawieszeniu za nieumyślne spowodowanie śmierci chłopca. Krzyś zaplątał w szelki tak nieszczęśliwie, że zawisł na nich i zaczął się dusić. Gdy do sali weszły opiekunki, chłopiec był już nieprzytomny. Wezwano pogotowie ratunkowe i Krzyś trafił na oddział intensywnej terapii. Lekarze stwierdzili nieodwracalne zmiany w mózgu. Dwa dni później chłopiec zmarł.
Sprawą śmierci Krzysia zajęła się prokuratura. Opiekunkę Beatę K. oskarżono o nieumyślne spowodowanie śmierci dziecka. Wychowawczyni Edycie P.-S. oraz dyrektorce placówki Marii S. postawiono zarzut umyślnego narażenia chłopca na niebezpieczeństwo utraty życia. Według prokuratury, kobiety wiedziały, że Krzysiowi zakłada się szelki. Żadna z nich nie przyznała się do winy. Groziło im do pięciu lat więzienia.
Proces przed sądem rejonowym zaczął się w grudniu 2004 roku. Wyrok zapadł w lutym. Sprawę Edyty P.-S. i Marii S. sąd umorzył, bo uznał, że kobiety działały nieumyślnie. Kara spotkała tylko Beatę K. - Na swoje nieszczęście oskarżona miała wtedy dyżur i odpowiadała za założenie dziecku szelek - mówił sędzia Paweł Baliński. Wymierzył jej sto złotych grzywny w zawieszeniu na rok.
Od wyroku odwołał się prokurator. Chciał, aby uznać za winne wszystkie kobiety i wymierzyć im kary od roku do dwóch lat więzienia w zawieszeniu. Apelację złożył też obrońca Beaty K. - domagał się uniewinnienia. Wczoraj sprawą miał się zająć sąd drugiej instancji. - Po dokładnej analizie materiału postanowiliśmy cofnąć apelację - oświadczył niespodziewanie prokurator. W tej sytuacji z odwołania zrezygnowała też obrona i wyrok stał się prawomocny.
Gdyby dziecko miało rodziców na pewno sprawa zakończyłaby się sporymi wyrokami...

2008-07-02, Matka odzyskała bezprawnie zabrane przez sąd dzieci Sąd, który w ubiegłym tygodniu rozdzielił rodzinę, zmienił swoją decyzję.
Do niewielkiego mieszkania na blokowisku w Nowym Dworze Mazowieckim wróciło życie. 12-letnia Jola, 6-letnia Marta i 10-letni Franek są już w domu. We wtorek sędzia Elżbieta Lutomierska-Rusek zmieniła swoją nieprzemyślaną decyzję o umieszczeniu nieletnich w rodzinie zastępczej. O tej bulwersującej sprawie pisała GW.
Tydzień temu policja niespodziewanie zabrała ich dzieci do rodziny zastępczej. Stało się tak na wniosek funkcjonariuszy, którzy kilka dni wcześniej interweniowali w domu G. Powód? Ojciec sprawił lanie synowi, który ma ADHD, po tym, gdy ten stopił na kuchence gazowej plastikową butelkę. Sędzia Lutomierska-Rusek tylko na podstawie notatki policyjnej uznała, że ojciec jest agresywny, katuje dzieci i znęca się nad żoną. I zdecydowała o umieszczeniu nieletnich w rodzinie zastępczej. Nie dała rodzicom szansy na wyjaśnienia ani nie zleciła przeprowadzenia wywiadu środowiskowego. Małżonkowie wysłali do Sądu Okręgowego w Warszawie zażalenie na decyzję sędzi z Nowego Dworu. Ten jednak nie zdążył nawet wyznaczyć terminu posiedzenia, bo sędzia zmieniła decyzję. W uzasadnieniu napisała, że Magdalena G. "nie okazała się osobą, nad którą znęca się mąż, ale osobą operatywną, której zależy na zdrowiu dzieci".

2008-06-26 "Nasz Dziennik" ma przeprosić Zygmunta Solorza za podanie udokumentowanych faktów, że był on agentem WSI. Nie musi zaś przepraszać właściciela Polsatu za stwierdzenie, że "chętnie współpracował" on z tajnymi służbami PRL w latach 80. Teraz wiemy jak działają chore organy władzy.
zygmuntsolorz.jpgTaki prawomocny wyrok wydał Sąd Apelacyjny w Warszawie w cywilnym procesie wytoczonym przez Solorza wydawcy gazety związanej z o. Tadeuszem Rydzykiem.
Uwzględniając apelację pozwanych, SA zmienił wyrok Sądu Okręgowego Warszawa-Praga. W 2007 r. nakazał on "NDz" przeprosiny Solorza - zarówno za podanie, że "chętnie współpracował" ze służbami PRL, które miały mu pomagać w działalności gospodarczej, jak i za stwierdzenie, że potem był agentem WSI. Na mocy wyroku SO pozwani mieli też wpłacić 50 tys. zł na Fundację Polsat - SA uchylił ten nakaz.
W październiku 2006 r. "NDz" w artykule pt. "Solorz chętnie współpracował" napisał, że dzięki współpracy z wywiadem PRL z lat 80. jako agent "Zeg", Solorz dostawał wsparcie służb PRL w działalności gospodarczej; miał też kontynuować współpracę po 1989 r. ze służbami wojska. W pozwie o ochronę dóbr osobistych Solorz zażądał, by sąd nakazał za to wydawcy "NDz" przeprosiny i wpłatę 100 tys. zł na cel społeczny.
Reprezentująca pozwanych mec. Krystyna Kosińska wnosiła o oddalenie pozwu, argumentując, że jako osoba publiczna Solorz musi się liczyć z uzasadnioną krytyką faktów z jego życiorysu. Przyznała, że nieprawdziwe były doniesienia "NDz" o współpracy Solorza z WSI, co mogło być sprostowane przez gazetę, gdyby Solorz o to wystąpił. Oświadczyła, że prawdziwe są zaś informacje "NDz" o jego współpracy ze służbami PRL.
Głupota sądowa polega na tym, że w ustnym uzasadnieniu wyroku SO sędzia Justyna Pyźlak mówiła, że Solorz podpisał zobowiązanie do współpracy ze służbami PRL, ale pozwani nie wykazali, by ta współpraca została urzeczywistniona i by powód czerpał z niej korzyści. A następnie usprawiedliwia współpracę z władzą PRL m.in. sędziów: "Wiele osób podpisało takie zobowiązania, a potem nie wykonywało zlecanych zadań". Podkreśliła, że niedopuszczalny jest zwrot "NDz", że była to "chętna współpraca". - Nie wykazano, by powód podejmował działania w takim zakresie, w jakim chciała SB - dodała sędzia sama nie mając dowodów że tak nie było. Nie było innej możliwości żeby Solorz dostał koncesje na nadawanie i prowadzenia do dzisiaj działalności.
Logiczne, że sam Solorz fałszywie zeznaje przed SO, że nie współpracował ze służbami PRL, choć w 1983 r. podpisał umowę o współpracy. Pieprzy głupoty, że do faktycznej współpracy nie doszło, a podczas "wymuszonych" spotkań z esbekami nie przekazywał im żadnych innych informacji niż tylko o sobie;
Sędzia podkreśliła, że w 1983 r. Solorz podpisał zobowiązanie do współpracy i przez dwa lata spotykał się z oficerami, którym przekazywał "pewne informacje o osobach będących w kręgu zainteresowania służb". - Skoro podpisał bez większej presji i spotkał się, to trudno przyjąć, że współpracował niechętnie - oświadczyła sędzia. Dodała, że powód mógł odmówić współpracy.
Według mec. Kosińskiej, wyrok SA jest "słuszny co do zasady". Adwokat Solorza nie chciał komentować orzeczenia.
A jak było na prawdę wystarczy zapoznać się z tekstem: Solorz, Krok, Żak, Zegarek i jeszcze kilka nazwisk właściciela platformy POLSAT, agenta SB. Zygmunt Solorz-Żak i Krok... o przekrętach kolejnego aferzysty. Zawiadomienie CBA ministra Mariusza Kamińskiego.

25.06. Dwie renty po 1,1 tys. zł i 200 tys. zł odszkodowania? O tyle walczą państwo Wojnarowscy. Barbara i Sławomir Wojnarowscy z dziećmi - Moniką i Mateuszem. Dzieciom zbyt wolno rosną ręce i nogi, deformują się też kręgosłupy i klatki piersiowe, w których nie mieszczą się normalnie rosnące narządy wewnętrzne Szpital w Łomży odmówił Barbarze Wojnarowskiej skierowania na badania prenatalne, choć jej pierwsze dziecko urodziło się z ciężką wadą genetyczną - hypochondroplazją, która powoduje degenerację stawów i kości. W razie ciężkiej choroby płodu kobieta - zgodnie z obowiązującą w Polsce ustawą aborcyjną - ma prawo wyboru, czy urodzić dziecko. Barbarze Wojnarowskiej tego prawa odmówiono. Drugie dziecko urodziło się ciężko chore.
Monice i Mateuszowi Wojnarowskim (teraz 9 i 11 lat) zbyt wolno rosną ręce i nogi, deformują się też kręgosłupy i klatki piersiowe, w których nie mieszczą się normalnie rosnące narządy wewnętrzne. Aby dzieci mogły się rozwijać, muszą być poddawane ciągłej rehabilitacji, ale też przechodzić niezbędne operacje, m.in. wydłużania kończyn.
W procesie o tzw. złe urodzenie nie chodzi o odszkodowanie za urodzenie dziecka. Bo dziecko - jak podkreślał sąd - jest zawsze dobrem. Rodzice upominają się jednak o wyrównanie strat materialnych, jakie ponoszą w związku z zapewnieniem dziecku godnego życia i leczenia.
Proces trwa już szósty rok i nadal nie da się stwierdzić, czy to już koniec.
Zażalenie złożył szpital, bo uważa, że przyznane kwoty są zawyżone, a niektóre wręcz niezasadne. Jako przykład wskazuje, że Wojnarowskim - już po wyroku - zasądzono 16 tys. zł na zwiększenie powierzchni mieszkania, a rodzina niedawno dostała od miasta lokal o powierzchni 65 m kw. (wcześniej mieli 30 m). Poza tym pomoc w leczeniu dzieci obiecała firma Bioton, która na hormon wzrostu dla dzieci chce dać ponad milion złotych.
Tyle że - jak zaznaczyli pełnomocnicy Wojnarowskich - nowe mieszkanie musi być dostosowane do potrzeb niepełnosprawnych dzieci, a poza tym trzeba tam wybudować pomieszczenie do ich rehabilitacji. Zaś leczenie hormonem wzrostu sąd uznał jako eksperymentalne i nie ujął go w żadnych z przyznanych świadczeń.
Jak po grudniowym wyroku stwierdziła Barbara Wojnarowska, z powodu braku pieniędzy na leczenie dzieci na niektóre zabiegi może być już za późno.

20,06. Stołeczna policja wyjaśnia przyczyny eksplozji i pożaru w domu w domu sędzi wydającej wyroki ws. "Pruszkowa" w podwarszawskim Komorowie. Do wybuchu doszło w nocy z czwartku na piątek. Dom należy do pracownika naukowego jednej z warszawskich uczelni prywatnych oraz jego żony sędzi, która miała w przeszłości m.in. orzekać w sprawie dotyczącej gangu pruszkowskiego. Policja nie wyklucza, że eksplozja może mieć związek z zemstą ze strony środowisk przestępczych.
Eksplozja była tak silna, że powypadały szyby z okien okolicznych domów.
Żona rektora - sędzia - w przeszłości m.in. orzekała w sprawie dotyczącej gangu pruszkowskiego. Pytany o to rzecznik komendanta głównego policji Mariusz Sokołowski powiedział, że wątek zemsty ze strony środowisk przestępczych jest również badany. Dodał, że zadaniem CBŚ jest zapobieganie odradzaniu się struktur gangów, które wcześniej - tak jak "Pruszków" - zostały rozbite.
Jak dowiedział się nieoficjalnie portal tvp.info dom, w którym doszło do wybuchu należy do Bożenny Roguskiej-Gajewskiej, sędzi X Wydziału Karnego warszawskiego Sądu Okręgowego. Policja proponowała jej w nocy ochronę, jednak pani sędzia odmówiła twierdząc, że nie czuje się zagrożona. Podobnie stwierdził jej mąż.
Teraz pani sędzia jest oddelegowana do pracy w ministerstwie sprawiedliwości. Na razie głównym wątkiem śledztwa jest próba zastraszenia rodziny. Funkcjonariusze nie wykluczają jednak, że bandyci pomylili adresy.
Sprawę prowadzi wydział terroru kryminalnego i zabójstw oraz Centralne Biuro Śledcze.

2008-06-20, Funkcjonariusz ABW, który groził mężczyźnie bronią na terenie parkingu jednego z wrocławskich centrów handlowych, jest winny - orzekł w piątek wrocławski sąd. Jednak ze względu na niską szkodliwość czynu sąd warunkowo umorzył postępowanie.
Prokurator domagał się dla oskarżonego roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Tymczasem sąd orzekł winę sprawcy, ale jednocześnie postanowił umorzyć sprawę warunkowo na rok.
Sędzia uznał, że wyciągnięcie broni, odbezpieczenie jej, przeładowanie i przyłożenie do skroni poszkodowanego to czyn o nieznacznej szkodliwości społecznej. Sędzia dodał, że sam poszkodowany sprowokował całe zdarzenie i przed rozprawą złożył wniosek o nieściganie pracownika ABW.
Funkcjonariusz ma zapłacić 4 tys. zł na cele społeczne i ma zasądzony przepadek broni, którą groził. Prokuratura złożyła wniosek o cofnięcie mu pozwolenia na broń. Funkcjonariusz nadal będzie mógł pracować w ABW.

haa, ciekawe, czy gdyby przystawił broń do skroni sędziego to też by go tak delikatnie potraktowano. Człowiek wyraźnie niezrównoważony psychicznie, zresztą jak większość sędziów.
19.06. Beger skazana na karę dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat oraz grzywnę w wysokości 30 tys. zł Tak orzekł Sąd Rejonowy w Pile dla byłej posłanki Samoobrony Renaty Beger. Była oskarżona o fałszerstwa na listach poparcia w wyborach do Sejmu w 2001 roku.
Sąd uznał, że w 2001 roku Beger dopuściła się nadużycia i fałszerstwa przy sporządzaniu list osób popierających kandydatów Samoobrony w wyborach do Sejmu.
Proces Beger prowadzony był po raz drugi. W 2007 roku Sąd Okręgowy w Poznaniu uchylił ze względów proceduralnych wyrok pilskiego sądu, który w czerwcu 2006 r. skazał ją na dwa lata wiezienia w zawieszeniu na pięć lat i 30 tys. zł grzywny za fałszerstwo list wyborczych.
2008-06-15, kolejny dowód debilizmu przemyskich sędziów - Psiej kupy nie widział sąd, weterynarz ani oskarżony. Mimo to Edward Skalski z Przemyśla został uznany za winnego "zanieczyszczanie miejsca publicznego"
- Usłyszałem i nie mogłem uwierzyć. To się w głowie nie mieści, by uznać mnie winnym, gdy nie ma dowodu rzeczowego, czyli psiej kupy. Bo nikt jej nie widział. O nie, nie zostawię tej sprawy. Już składam odwołanie od wyroku. Skazać człowieka za nic! Gdzie my żyjemy? - nie krył wściekłości po ogłoszeniu wyroku 68-letni Edward Skalski, którego strażnicy miejscy z Przemyśla oskarżyli o "zanieczyszczanie miejsca publicznego".
Sprawa, która trafiła przed przemyską Temidę, jest groteskowa. Na początku kwietnia br. małżeństwo Skalskich z Przemyśla wychodziło od weterynarza z Rudą. Suka była po operacji narządów moczowych. Skalscy przeszli z Rudą pół kilometra i zostali zatrzymani przez strażników miejskich. Ci stwierdzili, że sto metrów wcześniej na chodniku na ul. Borelowskiego Ruda zrobiła kupę. I za nieposprzątanie jej strażnicy wlepili Edwardowi Skalskiemu 50-złotowy mandat.
Skalski mandatu nie przyjął, więc wniosek o ukaranie go strażnicy wysłali do sądu. Psiej kupy strażnicy małżeństwu nie pokazali.
W miniony czwartek zapadł wyrok. Skalski cieszył się po nim krótko.
- Mandat mi anulowano, nie muszę pokrywać kosztów sądowych, ale zostałem uznany winnym. No, masz ci los - irytuje się pan Edward, były komendant Straży Miejskiej w Przemyślu.
- Będę się odwoływał, nie popuszczę. Widzi pan, na jakie sprawy składają się podatnicy? Zostałem skazany za niewinność. Niech moja sprawa będzie przykładem, czym się zajmują polskie sądy - oburza się Skalski.
Dzwonię do sędzi Beaty Aleksander-Brzyskiej, która skazała Skalskiego. Przez telefon referuje mi wyrok. Pytam, na jakiej podstawie skazano mieszkańca Przemyśla. - To wynika z przeprowadzonego postępowania dowodowego - odpowiada lakonicznie sędzia. Dopytywana o szczegóły odmawia odpowiedzi. Odsyła do rzecznika sądu. Rzecznik jest na urlopie. Trafiam więc do prezesa Sądu Rejonowego w Przemyślu, sędziego Andrzeja Kowalczyka.
Prezes też mówi, że skazanie Skalskiego to wynik analizy "materiału dowodowego". - Byli przesłuchiwani świadkowie - mówi prezes Kowalczyk. Kto? Dwóch strażników, którzy ukarali mandatem Skalskiego, weterynarz operujący Sukę i żonę pana Edwarda. Kupy, choćby na zdjęciach, nie ma. Strażnicy podczas przesłuchania zmieniali zeznania. Najpierw twierdzili, że kupa była na ul. Stanisława Augusta, potem że na Borelowskiego, a w dniu ogłoszenia wyroku okazało się, że znów na Stanisława Augusta. Skalscy twierdzą, że do tej ulicy nawet nie doszli z psem.
Szukam więc dalej dowodu świadczącego o winie Skalskiego. Prezesowi sądu przypominam przebieg poprzednich rozpraw. - Sąd dał wiarę zeznaniom strażników - mówi sędzia Kowalczyk. Dlaczego? Tego nie wiadomo, przynajmniej ja nie wiem. Prezes twierdzi, że kupę strażnicy widzieć musieli.
- Nie jestem w stanie panu wytłumaczyć toku rozumowania sądu - mówi w końcu sędzia Andrzej Kowalczyk.
I wszystko jasne - czy ktoś kiedykolwiek widział sędziego który potrafiłby logicznie posługiwać się rozumem? Do tego trzeba wiedzy której brak sędziom.
W końcu na debilnych studiach prawniczych nic nie uczą tak więc czego można oczekiwać po sędziach? - na pewno nie logiki w myśleniu, zwłaszcza w tak skorumpowanym sądzie jakim jest sąd przemyski....

10.06. Poseł ponad prawem - krakowski sąd oddalił we wtorek pozew przedsiębiorcy budowlanego przeciwko rodzinie b. ministra Zbigniewa Wassermanna o zapłatę reszty należności za budowę domu. Chodziło o 40 tysięcy złotych.

Zdaniem sądu wykonawca budynku nie przedłożył rodzinie byłego ministra prawidłowej dokumentacji powykonawczej, koniecznej do ostatecznego odbioru, pomimo że dokonał wielu odstępstw od projektu. Sąd argumentował też, że w budynku stwierdzono szereg nieprawidłowości, których wartość przekracza sporną kwotę, z której zapłatą wstrzymał się b. koordynator służb specjalnych.
Sprawa dotyczy głośnego sporu między Wassermannem a ekipą budowlaną, która w 2003 r. budowała mu dom w Krakowie. Wassermann odmówił zapłaty, twierdząc, że wadliwe podłączenie elektryczne wanny z hydromasażem zagrażało życiu jego i rodziny. Śledztwo w tej sprawie prowadziła prokuratura, ale zostało ono umorzone.
haa, a w końcu niby jak "całkiem zielony" sędzia w sprawach technicznych mógł ustalić czy dokumentacja jest prawidłowa czy nie? To tak jakby inżynierowi budowlanemu kazano zrobić operację przeszczepu nerki - paranoja... a później sędziowie mają pretensję że ich głupota jest nagłośniana...
2008-06-06, Nie dość że gówniana to i psia sprawa w sądzie przemyskim.
Helena i Edward Skalscy stoją w miejscu, gdzie rzekomo Ruda zrobiła kupę. Za "wykroczenie" psa pan Edward odpowiada przed sądem. Skalski jest oskarżony przez straż miejską o "zanieczyszczanie miejsca publicznego". 4 kwietnia on i jego żona Helena wyszli z suką Rudą od weterynarza. Ruda była po operacji narządów moczowych, trzy dni nic nie jadła, bo nie mogła. Po przejściu pół kilometra Skalskich zatrzymali strażnicy miejscy, twierdząc, że Ruda sto metrów wcześniej na chodniku zrobiła kupę, której małżeństwo nie sprzątnęło. Skalscy chcieli kupę zobaczyć, ale strażnicy im jej nie pokazali. Kupy więc nikt nie widział, a panu Edwardowi wlepiono 50 zł mandatu. Sprawa trafiła do sądu przemyskiego i tam sędzia Beata Aleksander-Brzyska po raz trzeci dyskutował nad kupą przesłuchując weterynarza i słuchając śmiesznych pytań oskarżyciela - strażnika miejskiego Mareka Śmietany nie bardzo wiedział, na czym złapać weterynarza, jak zmusić psa do przyznania się do winy gdzie i kiedy pies zrobił kupę.
Sędzia nie była w stanie odpowiedzieć, ile kosztuje dzień takiej rozprawy, ale przypuszczalnie 1,5tys zł. Tak więc droga ta gówniana sprawa z kupą....

04-06-2008, Pierwszy sędzia wygrał proces o nadgodziny - czyżby mu tachograf zamontowano?
Sąd przyznał rację sędziemu, który wystąpił o zapłatę za nadgodziny. Z wyroku wstępnego płynie jeden wniosek: sędziemu należą się dodatkowe pieniądze za przepracowane nadgodziny. Niewiadoma pozostaje jedynie suma, jakiej powód może się spodziewać. W pozwie sędzia powoływał się na orzecznictwo Sądu Najwyższego. Wynika z niego, że fakt, iż sędziowie mają zadaniowy czas pracy, nie oznacza, by był on niczym nieograniczony.
„Powód jest sędzią i w spornym okresie świadczył i nadal świadczy pracę w pozwanym sądzie rejonowym, który jest jego pracodawcą" – to pierwsze zdanie wszystkich złożonych pozwów.
Ministerstwo Sprawiedliwości uważa pozwy za bezpodstawne. Powołuje się przy tym na art. 83 ustawy zasadniczej, który stanowi, że czas pracy sędziego jest określony wymiarem jego zadań. Sędziowie, głównie rejonowi, zarabiają średnio ok. 4,5 tys. (+ dodatki) zł miesięcznie ale już okręgowi powyżej 10.000zł i mają pretensje, że od kilku lat nie dostali podwyżek. Ciekawe za co? - za odstawianie chautury?

2008-05-23, Na poniedziałek krakowski sąd okręgowy wyznaczył termin rozpoczęcia procesu karnego, jaki blisko rok temu prof. Andrzejowi Zollowi wytoczył poseł PiS Arkadiusz Mularczyk.
Mularczyk zarzuca byłemu prezesowi TK i Rzecznikowi Praw Obywatelskich, że ten 11 maja 2007 roku pomówił go, stwierdzając w radiu TOK FM: "działając jako przedstawiciel Sejmu [Mularczyk] umyślnie wprowadził w błąd Trybunał Konstytucyjny i dążył do zablokowania jego prac podczas rozprawy w sprawie lustracji 10 maja".
Skierowany 31 maja ubiegłego roku do sądu akt oskarżenia trafił najpierw do krakowskiego sądu rejonowego, który uznał, że sprawa powinna być rozpoznawana przez sąd w Warszawie, bo tam ma siedzibę rozgłośnia radiowa. Od tego postanowienia odwołał się prof. Zoll, zwracając uwagę, że rozmowę wyemitowaną w radiu odbywał przez telefon przebywając w swoim domu w Krakowie.
Sąd kolejny raz sprawę odłożył.

2008-05-20 "GW" miała prawo nazwać wiceprezesa TVP "byłym neonazistą"
"Gazeta Wyborcza" miała prawo nazwać wiceprezesa TVP Piotra Farfała "byłym neonazistą" - orzekł w poniedziałek Sąd Okręgowy w Warszawie, który nieprawomocnie oddalił pozew Farfała wobec "GW".
W 2006 r. w artykule pt. "Były neonazista w TVP" "GW" napisała, że Farfał, nowo powołany 28-letni wiceprezes TVP z rekomendacji LPR, w latach 90. przez dwa lata był wydawcą rasistowskiego pisemka "Front", w którym miał napisać m.in. "nie tolerujemy tchórzów, konfidentów, Żydów". Gazetka publikowała m.in. rysunki "łysego osiłka z mieczem", który depcze flagi Izraela i UE oraz skinheada z ręką w geście "Heil Hitler". W ostatnim numerze "Frontu" Farfał odciął się od jego treści pisząc: "Chciałbym, żeby wszyscy czytelnicy wiedzieli, że nigdy nie byłem (i nie jestem) naziolem". Farfał domagał się przeprosin i 80 tys. zł zadośćuczynienia.
Sąd uznał, że oceny "GW" były w pełni uprawnione; krytyka Farfała, jako osoby pełniącej ważną funkcję w telewizji publicznej, była uzasadniona i rzetelna oraz nie godziła w jego dobra osobiste, gdyż gazeta działa w obronie uzasadnionego interesu publicznego. Adwokat nieobecnego w sądzie Farfała powiedział, że czeka na pisemne uzasadnienie tego wyroku. Pełnomocnik pozwanych nazwał wyrok "znakomitym dla mediów".

Powrót stalinowskich sądów?
Sędzia Sądu Rejonowego w Jeleniej Górze, J. Staszkiewicz, wydał kuriozalny wyrok w sprawie jednego blogera. Skaza» go najmniejszym z możliwych wyroków dwudziestu stawek dziennych po 10 zł, ale jednak, odstępując jednocześnie na okres próby jednego roku od wykonania kary, nie mając óadnych jednoznacznych dowodów przeciwko niemu. Ów bloger miał rzekomo naruszyć dobra osobiste jednej z lokalnych firm motoryzacyjnych zamieszczając ponoć w obronie biednego emeryta krytyczny artykuł na jej temat na swoim blogu. Sędzia Staszkiewicz powołał się na nieistniejącą nigdy stronę internetową www.jelonka.pl i uznał, że tam był jakiś niepodpisany artykuł to pewnie i musiał być taki sam na blogu oskarżonego. A skoro uznał, że był tam artykuł o treści przedstawionej przez powoda na kartce maszynopisu, to na pewno właściciel bloga musiał go tam też zamieścić (nie potwierdził tego nawet właściciel serwera Onet.pl) i to na okres dłuższy niż ultimatum powoda. Skazany zaklina się na wszystkie świętości, że wyrok jest fałszywy, ale nie złożył apelacji, bo musiał niestety wyjechać za chlebem za granicę. Podejrzewa, że młody sędzia wydal "polubowny" wyrok z naruszeniem art. 5 § 1 i 2 kpk., bo bał się, i słusznie, że w przypadku wydania wyroku uniewinniającego oskarżony po roku czasu ciągania go po sądach będzie domagał się od powoda odszkodowania za bezpodstawne oskarżenie. Mało tego, łysawy sędzia skrupulatnie szukał dowodów winy przeciwko oskarżonemu-skazanemu (i nie znalazł), ale nie raczył sprawdzić zeznania podatkowych firmy motoryzacyjnej, czy faktycznie spadły jej obroty w ostatnim roku rozliczeniowym z powodu tego blogera. W międzyczasie przekroczono wszelkie dopuszczalne terminy przerw między rozprawami. Wprawdzie oplowska firma motoryzacyjna popłynęła finansowo w tym procesie, ale nie satysfakcjonuje to skazanego było nie było w procesie prywatnym blogera jeleniogórskiego.
Czyżbyśmy mieli Białoruś w Polsce? Po takiej krucjacie można śmiało zniechęcać - nie kupujcie auta u Ligęzy!

2008-05-16, Masz układy we władzach to śmiało rób przekrety - nie ma aresztowań w sprawie korupcji wokół komisji WSI Sąd uznał, że wystarczy, by dwaj podejrzani wpłacili po 70 tys. kaucji, dostali dozór policyjny i nie opuszczali kraju. Podejrzani to płk Aleksander Lichocki, w PRL pracujący w Wojskowej Służbie Wewnętrznej, i dziennikarz Wojciech Sumliński, zatrudniony kiedyś we "Wprost" i w Życiu", a ostatnio w TVP.
Prokuratura zarzuca im, że od grudnia 2006 r. do 25 stycznia 2007 r., "działając wspólnie i w porozumieniu", oferowali oficerowi b. WSI pozytywną weryfikację w komisji za 200 tys. zł.
Obaj nie przyznają się do winy. Grozi im do ośmiu lat więzienia.
Śledztwo w sprawie podejrzeń o korupcję w związku z weryfikacją WSI trwa od grudnia. Prokuratura chciała dla podejrzanych aresztu, bojąc się matactwa. Zapowiada odwołanie od decyzji sądu.
We wtorek ABW na wniosek prokuratury przeszukała mieszkania Lichockiego i Sumlińskiego oraz dwóch członków komisji weryfikacyjnej Piotra Bączka i Leszka Pietrzaka. Tym ostatnim nie postawiono jednak zarzutów, a tylko przesłuchano jako świadków. Zabrano im kilkanaście tajnych dokumentów. Śledczy zabezpieczyli też dwa laptopy należące do Komisji Weryfikacyjnej.
Prokuratura nie ujawnia też najważniejszego: czy podejrzani o płatną protekcję mieli rzeczywiste wpływy u członków komisji, czy tylko blefowali.
Prokuratura zapowiedziała, że będzie osobne postępowanie w sprawie incydentu z dziennikarzami TVP. ABW nie pozwoliła im filmować przeszukania domu Bączka. Zarekwirowała kamerę i telefony. Prokuratorzy tłumaczyli, że TVP nie dostała zgody na filmowanie przeszukania, a gdy funkcjonariusze ABW poprosili ich opuszczenie domu Bączka, odmówili.
2008-05-15, Oskarżeni o molestowanie uniewinnieni przez skorumpowanych ławników?
Kierownik zmiany z fabryki chipsów Frito Lay w Grodzisku Mazowieckim Wojciech O. uniewinniony od zarzutu molestowania swoich podwładnych. Sędziowie orzekający w sprawie nie byli jednak jednomyślni.
Motywy wyroku nie są znane, bo sprawa od początku była prowadzona z wyłączeniem jawności. Sędzia Marcin Antoszewski zezwolił publiczności jedynie na wysłuchanie sentencji orzeczenia, a następnie nakazał opuścić salę.
Wojciech O., kierownik zmiany w fabryce, został oskarżony o napastowanie seksualne trzech swoich podwładnych oraz "złośliwe naruszenie ich praw pracowniczych". W areszcie spędził pół roku. Wraz z nim na ławie oskarżonych zasiadł kierownik kadr Grzegorz M. z zarzutem "złośliwego naruszenia praw pracowniczych".
Jak się jednak dowiedzieliśmy, wyrok uniewinniający obu kierowników zapadł niejednomyślnie. Zdanie odrębne złożył sędzia przewodniczący Marcin Antoszewski, jedyny sędzia zawodowy w składzie orzekającym. Dlaczego? To tajemnica. Za uniewinnieniem opowiedzieli się sami ławnicy.
- Jesteśmy zaskoczeni takim stanowiskiem sądu - powiedziała Krystyna Paszek, szefowa grodziskiej prokuratury rejonowej. - Materiał dowodowy zebrany w sprawie jednoznacznie wskazuje na to, że obaj oskarżeni dopuścili się zarzucanych im czynów. Na pewno będziemy składać apelację.
2008-05-12, Sąd skazał, ale nie wiadomo kogo
Przez pięć miesięcy śledztwa i procesu nikt nie sprawdził tożsamości człowieka podejrzanego o rozbój. Nie przeszkodziło to sądowi w skazaniu go na trzy lata więzienia. Do dziś nie wiadomo, kim był skazany... Ta historia ma swój początek 10 maja 2001 r. Na jednej z ulic w centrum Krakowa został napadnięty mężczyzna. Policja zatrzymała czterech napastników. Jeden z nich przedstawił się jako Marcin Wesołowski. Całą czwórkę przesłuchano, przeszukano i przekazano prokuraturze. Prokurator wystąpił do sądu z wnioskiem o areszt, sąd przychylił się do wniosku. Po kilku miesiącach śledztwa ruszył proces. Jak wynika z akt, w listopadzie 2001 r. sąd skazał Marcina Wesołowskiego na trzy lata pozbawienia wolności. Żadna z instytucji nie zweryfikowała tożsamości człowieka podającego się za Wesołowskiego. Nie zrobił tego też sąd apelacyjny, który zmniejszył skazanemu wyrok na dwa lata w zawieszeniu oraz wyznaczył dozór kuratora. Prawdziwy Marcin Wesołowski dowiedział się o tym później od adwokata.
Prokuratura nie od razu przyznała się do błędu. Jak to możliwe, że przez kilka miesięcy policja, prokuratura ani sąd nie zweryfikowały tożsamości podejrzanego?
- Mężczyzna posługiwał się dokładnymi informacjami na temat osoby, pod którą się podszywał. Np. znał nazwisko panieńskie matki. A jego dane przy zatrzymaniu sprawdziła przez radio policja - tłumaczy Bogusława Marcinkowska, rzeczniczka prokuratury.
- Przy zatrzymaniu patrol może jedynie sprawdzić, czy dana osoba jest w bazie poszukiwanych - odpiera Dariusz Nowak z małopolskiej policji. Z kolei sędzia Rafał Lisak wyjaśnia, że sąd w dobrej wierze przyjmuje informacje ustalone przez prokuraturę. - Niestety, coraz częściej zdarza się, że ludzie nie podają swoich prawdziwych danych. To sygnał dla nas, żeby dokładniej wszystko weryfikować - przyznaje sędzia Lisak.
Tymczasem fałszywy Wesołowski przepadł. Bezradna policja rozesłała jego zdjęcie do mediów z prośbą o pomoc. Ale na dziś śledztwo zostało umorzone. Tymczasem prawdziwy Wesołowski miał na karku kuratora i wyrok w zawieszeniu. - Procedura wymazania wyroku może być trudna i czasochłonna - przyznaje sędzia Lisak. Na razie wszystko jest na dobrej drodze: Sąd Najwyższy wznowił postępowanie w sprawie Marcina Wesołowskiego.

23.04. Mężczyzna skazany za wyłudzenia domaga się pół miliona złotych od aresztu w Mysłowicach. Twierdzi, że w celi nie miał ciepłej wody, a strażnicy "o nieustalonej orientacji seksualnej" zaglądali mu do tyłka.
Wiesław P. złożył bowiem pozew przeciwko dyrekcji Aresztu Śledczego w Mysłowicach, w którym spędził półtora roku. Chce pół miliona złotych odszkodowania. To najwyższy pozew w historii polskiej służby więziennej.
Wiesław P. zarzuca dyrekcji aresztu, że mieszkał z trzema innymi więźniami w sześciometrowej celi, woda w kranie była lodowato zimna, a ze ścian wyłaziły robaki. Twierdzi też, że ubikacja była odgrodzona od części mieszkalnej tylko szmatą, co nie zapewniało poczucia intymności oraz nie blokowało wydobywających się z toalety zapachów. Najpoważniejszy zarzut dotyczy jednak rewizji, którym był poddawany po każdym powrocie do aresztu z przesłuchania czy rozprawy. "Rozbieranie do naga i wystawianie odbytnicy na widok przeszukującego mnie funkcjonariusza było niezręczne. Powodowało to uczucie poniżenia ze względu na penetrację wzrokową, a co za tym idzie uszczerbek psychiczny, bo nie znałem preferencji seksualnych osób, które mnie przeszukiwały i oglądały moją odbytnicę" - napisał Wiesław P. Dodał, że pobyt w mysłowickim areszcie wywołał u niego fobie oraz nocne koszmary.
Major Luiza Sałapa, rzeczniczka prasowa Centralnego Zarządu Służby Więziennej, po raz pierwszy spotyka się z tym, że więzień domaga się odszkodowania za zaglądanie mu do tyłka. - Mamy prawie pół tysiąca pozwów od osadzonych, którzy skarżą się głównie na przeludnienie w celach - mówi pani major.
Polska norma przypadająca na jednego więźnia to 3 m kw., które w praktyce z powodu przeludnienia zmniejszają się nawet do 1,5 m. Dla przykładu w Niemczech na jednego więźnia przypada siedem, w Belgii dziewięć, w Holandii 10, na Cyprze 9,5, a w Czechach 3,5 m.
Pół roku temu więzień z Bytomia jako pierwszy w Polsce dostał tysiąc złotych odszkodowania za przeludnienie w celi. Potem takie same wyroki zapadły w przypadku dwóch aresztantów z Sosnowca i Częstochowy. Z kolei dwaj niepalący więźniowie z Wronek i Czarnego wygrali w sądzie 2 i 4 tys. zł odszkodowania za umieszczenie ich w celi z palaczami.

21.04. Pijany sędzia bezkarny bezkarny ponieważ załatwił sobie "numer na pomroczność" - ale kasę 4tys. dostaje. Czy jego "wariackie" wyroki pójdą do poprawki?
Każdy pijany kierowca bez wątpliwości cierpi na pomroczność umysłową - tylko dlaczego innych skazują a pijanych sędziów nie?

Zbigniew J., były sędzia Sądu Okręgowego w Tarnobrzegu, był niepoczytalny, gdy w grudniu 2006 roku prowadził auto kompletnie pijany (2,36 promila alkoholu), uciekał policji wyzywającej go do zatrzymania się, spowodował kolizję, a wobec interweniujących funkcjonariuszy był agresywny. Tak uznał zespół biegłych z Nowej Dęby w składzie: lekarze psychiatrii Małgorzata Pietrzyk i Ewa Wójtowicz oraz psycholog Małgorzata Tomczyk.
Ich opinia dotarła w piątek do prowadzącej śledztwo Prokuratury Rejonowej dla Miasta Rzeszowa.
- Tak jednoznaczna opinia biegłych skutkuje tym, że umorzymy śledztwo przeciwko Zbigniewowi J. - mówi Łukasz Harpula, zastępca szefa PR.
Sędzia Zbigniew J. przepracował w zawodzie prawie 30 lat. Pełnił m.in. funkcję wiceprezesa Sądu Rejonowego w Stalowej Woli i szefa sekcji penitencjarnej w Sądzie Okręgowym w Tarnobrzegu. Jako sędzia SO orzekał w najtrudniejszych sprawach karnych.
Od września 58-letni Zbigniew J. jest sędzią w stanie spoczynku, tzn. nie pracuje, ale zarabia ok. 4 tys. zł miesięcznie. "Emeryturę” może stracić tylko dopiero, gdy zostanie prawomocnie skazany. Na razie jednak pozostaje osobą formalnie nie karaną. Z dziennikarzami nie rozmawia.

20.04. Piętnastu sędziów Sądu Rejonowego w Tarnobrzegu domaga się wyższych pensji. Postanowili złożyć pozwy do sądu pracy.
- Nie rozumiemy, dlaczego sędziowie sądów administracyjnych od nas więcej zarabiają - mówi sędzia Marek Bajak, wiceprezes Sądu Rejonowego w Tarnobrzegu. Sędzia Bajak jest jedynym z piętnastu sędziów tarnobrzeskiego sądu, którzy złożyli pozwy do sądu pracy, domagając się wypłaty nawet kilkunastu tysięcy złotych. - Pozwy złożyło trzy czwarte sędziów. Każdy z nich zapowiedział, że wyłączy się z prowadzenia procesów - dodaje Bajak. Pozwy dotyczą nie tylko wyrównania pensji do poziomu sędziów sądów administracyjnych, ale także składek rentowych. - Sędziowie ich nie dostają. Gdy w ubiegłym roku obniżano składki dla wszystkich pracowników, by więcej zarabiali, to myśmy tej podwyżki w pensjach nie odczuli. Chcemy także, by kwestią dysproporcji w zarobkach między sędziami sądów powszechnych a administracyjnych zajął się Trybunał Konstytucyjny - twierdzi Bajak. Żądania te popiera prezes Sądu Rejonowego w Tarnobrzegu Marek Nowak. - Płace sędziów są na żenującym poziomie - uważa Nowak. Sędziowie sądów administracyjnych zarabiają więcej od swoich kolegów z sądów powszechnych średnio o 2-2,5 tys. zł brutto.

16.04. Antoni Macierewicz nie musi przepraszać współwłaściciela ITI Jana Wejcherta za słowa o związkach Wejcherta z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi - orzekł Sąd Okręgowy w Warszawie. Były likwidator WSI nie musi też przepraszać spółki medialnej ITI za wypowiedź, że wojskowe służby specjalne miały swój udział w powstaniu tego koncernu.
W ocenie sądu, Antoni Macierewicz jako szef komisji likwidacyjnej WSI działał w granicach prawa i jako urzędnik państwowy, a nie osoba prywatna, mówił bowiem o urzędowym dokumencie opublikowanym przez prezydenta - raporcie z weryfikacji WSI.
- Dlatego pozew o ochronę dóbr osobistych nie mógł być skuteczny - uzasadniała sędzia Janina Dąbrowiecka. Słowami wypowiedzianymi przez Macierewicza w wywiadzie prasowym, a które wynikały z materiału zgromadzonego przez komisję likwidacyjną, poczuł się dotknięty współwłaściciel koncernu ITI Jan Wejchert. ITI i Wejchert pozwali Macierewicza jako osobę prywatną, żądając przeprosin w prasie i po 100 tys. zł na cel charytatywny. - Jest to kolejny wyrok potwierdzający raport WSI i jednocześnie oddalający pozwy. Traktuję orzeczenie sądu jako potwierdzenie decyzji parlamentu o tym, że konieczne były weryfikacja i raport dotyczące nieprawidłowości działania WSI - stwierdza poseł PiS Antoni Macierewicz. Były szef komisji likwidacyjnej Wojskowych Służb Informacyjnych przypomniał, że podjęta przez niego praca miała na celu oddzielenie strefy działalności operacyjnej od dziennikarskiej, politycznej czy gospodarczej. - Żeby nigdy więcej w Polsce te dziedziny życia nie były penetrowane - podkreśla.
To już szósty korzystny dla Macierewicza wyrok w sprawach wytoczonych przez osoby opisane w raporcie.
Na czerwonym pasku należącej do grupy ITI stacji TVN 24, której dewiza brzmi "Cała prawda całą dobę", widzowie nie zobaczyli informacji o wyroku sądu...

14.04. do bójki dwóch sędziów w budynku sądu w Strzelcach Opolskich. Jak twierdzi lokalna prasa - poszło o żonę jednego z sędziów, zresztą też sędzię. Jeden z nich wylądował w szpitalu z złamanym nosem, obaj natomiast utrzymują, że jedynie się bronili.Do bójki doszło w budynku strzeleckiego sądu, a dokładnie w gabinecie sędziego Piotra Stniasławiszyna. Zależnie od tego której relacji słuchamy, na drugiego napadł tam albo Stanisławiszyn właśnie, albo sędzia Jarosław Marciniak.
- Sędzia Stanisławiszyn zeznał, że został napadnięty przez kolegę z pracy. Jarosław Marcinak mówi natomiast, że było odwrotnie. Obaj panowie twierdzą, że są w tej sprawie ofiarami i musieli użyć obrony koniecznej - mówił rzecznik sądu w Opolu.
Jak donosi lokalna "Nowa Trybuna Opolska", powodem bijatyki było zwolnienie lekarskie małżonki Jarosława Marciniaka, która również jest sędzią w strzeleckim sądzie. Małgorzata Marciniak miała prowadzić w tym dniu kilka rozpraw. Dostarczyła jednak do pracy zwolnienie lekarskie. Jej sprawy z wokandy musiał przejąć Piotr Stanisławiszyn. Ten uznał, że zwolnienie jest fałszywe i powiadomił o tym prezesa strzeleckiego sądu. O donosie dowiedział się mąż sędziny, który w jej imieniu postanowił wyjaśnić wątpliwości ze swoim kolegą po fachu. Jarosław Marciniak wszedł za Stanisławiszynem do jego gabinetu. Tam doszło do sprzeczki, która przerodziła się w rękoczyny. Padły ciosy, polała się krew. Sędzia Marciniak złamał koledze nos. Jarosław Stanisławiszyn zgłosił się do szpitala, gdzie został opatrzony.
A może obu na badania psychiatryczne?

10.04. Czy sąd oczyści Wiesława Myśliwca? - musi, ponieważ sprawa została nagłośniona w mediach.
Czwartek, korytarz pierwszego piętra Sądu Okręgowego w Rzeszowie. Kilkadziesiąt osób czeka na rozprawę Wiesława Myśliwca, który żąda anulowania wyroku sprzed 23 lat. Na jego podstawie został skazany na 1,5 roku więzienia. Był oskarżony o drukowanie ulotek nawołujących do bojkotu wyborów w 1985 r. W areszcie przesiedział pół roku.
Na korytarzu robi się nerwowo. Sąd wzywa Myśliwca na salę. Za nim idą koledzy. Sędzia Grażyna Artymiak każe opuścić im salę. - To nie jest rozprawa tylko posiedzenie (naprawdę głupio gada). A posiedzenia z zasady są niejawne - tłumaczy się blondynka pomimo że tylko posiedzenia sądowe dot. małoletnich dzieci i tajemnicy wagi państwowej można tylko utajnić. Ale w (Moj)Rzeszowie nie takie numery robią.
Koledzy Myśliwca się burzą. - Chcemy się przysłuchiwać - pokrzykują. - Ja nie mam nic przeciwko obecności ludzi i mediów na sali - proponuje Wiesław Myśliwiec. Głupiutka (czytaj "w układach" sędzia Artymiak nie daje za wygraną.
- Posłusznie opuszczamy salę - skwitował Wojciech Buczak, szef "Solidarności" w regionie rzeszowskim.
Szkoda że nie było tam redaktora AP - szybko nauczył by sędzi procedury sądowej i prawa.
Po małym zamieszaniu sąd prosi na salę trzech świadków wezwanych na posiedzenie, m.in. Sławomira Kruka, który razem z Myśliwcem w PRL-u był skazany za drukowanie ulotek. Ostatecznie sąd nie przesłuchał świadków. Stwierdził, że dokumenty, jakie posiada, są wystarczające do wydania decyzji, czy anulować wyrok, na podstawie którego skazano Myśliwca.
Następnego dnia sędzi już bez wydziwiania i łamania prawa wpuszcza publiczność na salę i każdy dowiaduje się, że Wiesław Myśliwiec, działacz dawnej opozycji z Rzeszowa, zostaje oczyszczony z wyroku sprzed 23 lat, po którym był skazany za 1,5 roku więzienia "za wywoływanie niepokoju publicznego".
A to tylko dlatego że jego sprawa została medialnie nagłośniona.
I mamy precedensowy fakt - to media tak naprawdę wydają wyroki a sędzia jak każdy zresztą urzędnik ma tylko to zatwierdzić :-)

09.04. Sędzia z Garwolina powiesił się po tym, jak funkcjonariusze ABW na polecenie prokuratury przeszukali jego służbowe pomieszczenia w związku z podejrzeniem o korupcję - dowiedział się "Wprost".
Śmierć sędziego od razu powiązano z tym, że dzień wcześniej do budynku sądu wkroczyła ABW. Grzegorza B. nie było w pracy. Funkcjonariusze zrobili rewizję pomieszczeń, z których korzystał, zabrali billingi telefonu służbowego i akta prowadzonych przez niego spraw.
- ABW prowadziła czynności zlecone przez Prokuraturę Krajową w ramach jej śledztwa - informuje rzeczniczka Agencji Katarzyna Koniecpolska-Wróblewska.
- Sędzia dowiedział się o przeszukaniu. Wiedział też, że wcześniej zatrzymano 10 osób, które zeznały, że płaciły mu łapówki w zamian za korzystne orzeczenia w takich sprawach jak zwolnienie z aresztu czy jazda po pijanemu - opowiada nasz rozmówca z prokuratury. - Te osoby przyznały się do winy i po przesłuchaniu zostały zwolnione. Zatrzymano też pośrednika, który w imieniu sędziego miał proponować załatwienie różnych spraw. Wszystkim zatrzymanym postawiono zarzuty.
Sędziego chroni immunitet, dlatego ABW nie przeszukała jego mieszkania.
Prokurator Robert Majewski, naczelnik wydziału zamiejscowego Prokuratury Krajowej, mówi, że śledztwo w sprawie możliwej korupcji sędziego B. trwało od pół roku. Nie chce ujawnić, jakich dokładnie spraw dotyczyło, bo "mogą pojawić się nowe wątki". - Oczywiście śmierć sędziego zamyka wszelkie postępowania odnośnie jego osoby - zaznacza Majewski.
Wydziały zamiejscowe PK powstały, żeby tropić poważane przestępstwa gospodarcze, kryminalne i korupcyjne poza Warszawą. Do takich spraw należy korupcja w wymiarze sprawiedliwości.
Tak naprawdę nasza redakcja nie spotkała nieskorumpowanego sędziego - proste żeby zostać sędzią trzeba należeć do mafii, dać dowody lojalności i jej interesów strzec. Jasne że olewa się prawa obywateli - w końcu kodeksy prawa dotyczą tylko plebsu...
Jednak najciekawsze w sprawie są komentarze internautów pod artykułem WP - a podobno o zmarłym nie powinno się złe mówić :-)

07.04. Niecodzienne postanowienie sądu, który wstrzymał pozwolenie na budowę bloku ze 105 mieszkaniami, choć lokatorzy mają już do nich klucze, nie mogą się wprowadzić.
Jak zwykle bzdury wymyślili nie znający się na budownictwie sędziowie wojewódzkiego sądu administracyjny, którzy uchylili decyzję wojewody o pozwoleniu na budowę i wstrzymał jej wykonanie. Sędzia Paweł Groński pouczał w wyroku, że może polecić to swoim urzędnikom - chyba nadaje się tylko na leczenie psychiatryczne.
Sprawa trafiła do sądu ponieważ sąsiedzi nowej inwestycji uznali, że pozwolenie na budowę wydane przez prezydenta i podtrzymane potem przez wojewodę jest niezgodne z warunkami zabudowy. Mieli zastrzeżenia do zbyt dużej liczby miejsc parkingowych przewidzianych w projekcie, a także do wysokości nowej inwestycji. Zaprotestowali, bo nowy gmach zaplanowano zbyt blisko ich domu, co ma ograniczać dostęp światła do mieszkań - słowem typowy kit, ponieważ jeszcze taki się nie znalazł który by wszystkim dogodził.
Postępując dalej w ten sposób nigdy nie ukończy się zaplanowanych autostrad na 2012r jak też wiele inwestycji. Oczywiście jest i druga strona medalu, gdzie sędziowie "zaklepują" istotne naruszenie prawa. Jak wiadomo wszystko z układów a prawo to tylko zapisany papier więc czym się przejmować?

03.04. Kolejny dowód niekompetencji sędziów krakowskich - obywatel Rumunii osadzony w Areszcie Śledczym przy ul. Montelupich w Krakowie zmarł z wycieńczenia. Przez 6 miesięcy sędziowie bezprawnie trzymali go w więzieniu nie mając żadnych dowodów jego przestępstwa. Oskarżony przez cztery miesiące odmawiał przyjmowania posiłków, protestując przeciwko umieszczeniu go w areszcie.
Historię Claudiu Crulica opisał "Tygodnik Powszechny", zauważając, że "taka tragedia nie zdarzyła się w Europie od wielu lat - nawet na Białorusi". Mężczyzna z początkiem września ubiegłego roku trafił do aresztu pod zarzutem kradzieży portfela sędziemu Sądu Najwyższego, który robił zakupy w jednym z krakowskich sklepów. Za kratami znalazła się też przyjaciółka Rumuna. Dwa tygodnie po osadzeniu Claudiu napisał do dyrektora aresztu list, w którym domagał się kontaktu z rumuńskim przedstawicielem dyplomatycznym oraz oznajmił, że rozpoczyna głodówkę. Nikt tym się nie zajął.
To że w tym więzieniu panują warunki średniowieczne już pisaliśmy w AP.
Swojego błędu nadzoru nie widzi Zygmunt Lizak - dyrektor okręgowy Służby Więziennej w Krakowie i oczywiście prokuratorzy którzy kogoś musieli skazać - a Rumun idealnie na "frajera" się nadawał.
Ważył zaledwie 40 kg przy 175 cm wzrostu - kości obciągnięte skórą.
Dlaczego Claudiu odmówił przyjmowania posiłków? W aktach sądowych znajdują się pisma, w których oznajmiał, że głoduje, bo jest niewinny. Jednak sędziowie i lekarz więzienny jak też psycholog daleko w d... mieli opiekę nad poszkodowanym. Nie ma tam praktycznie opieki medycznej a osoby za to odpowiedzialne ograniczają się praktycznie do "brania kasy" za nic.
Kto powinien za tą zbrodnie odpowiadać?
Sąd dysponuje sędziami penitencjarnymi w których gestii jest sprawowanie nadzoru nad przebiegiem aresztu tymczasowego ale wiadomo że swój obowiązek traktują nonszalandzko.
- Ta sprawa obnażyła nasz system wymiaru sprawiedliwości. Można powiedzieć, że urzędnicy działali według instrukcji i doprowadzili tym do śmierci aresztanta. Oczywiście, ten człowiek sam się głodził, jednak winnych jego tragedii musimy szukać w prokuraturze, sądzie i Służbie Więziennej - powiedział "Dziennikowi Polskiemu" prof. Zbigniew Hołda, karnista z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Paranoją jest też fakt, że sąd uchylił Claudiu areszt tuż przed jego śmiercią - przypuszczalnie fabrykując dokumenty tak żeby niby było to zgodnie z byle czym.
Od razu też osądzono koleżankę Claudiu - wymierzono jej karę 6 miesięcy więzienia - czyli dokładnie tyle ile za głupotę prokuratorską była bezprawnie aresztowana.
Cóż, nasza "durnowata władza sądowa" kolejny raz udowodniła swoją niekompetencje...

18.03.08 Strajk w sądach? Sędziowie postawili resortowi sprawiedliwości ultimatum. Jeżeli do 15 maja nie zmienią się przepisy, które doprowadzą do wzrostu wynagrodzeń sędziów, zaczną protestować.
Zarząd Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia w swoim stanowisku wyraził niezadowolenie z działań Ministerstwa Sprawiedliwości. Ostrzega więc, że jeżeli do 15 maja nie zostanie przedstawiony zaakceptowany przez Radę Ministrów i satysfakcjonujący ich projekt zmiany prawa o ustroju sądów powszechnych, Zarząd Stowarzyszenia zaproponuje ogólnopolski dzień bez wokand.
Sędziowie od kilku tygodni umawiają się m.in. na internetowym forum www.sędziowie.org na protest 31 marca. Chcą brać tego dnia urlop lub zwolnienia lekarskie.
Zarząd Stowarzyszenia zaproponuje ogólnopolski dzień bez wokand jako jedną z form protestu".
- Kierunek i przebieg tych prac nie satysfakcjonuje nas. Ponieważ jednak prace te wciąż trwają, apelujemy do środowiska sędziowskiego o rozwagę w planowaniu akcji protestacyjnych - informuje sędzia Waldemar Żurek, rzecznik Stowarzyszenia Iustitia.
- Sędziowie są zdania, że system wynagradzania jest wadliwy. Wynagrodzenie sędziego jest bowiem uzależnione od określenia wysokości kwoty bazowej oraz mnożnika, które są ustalane arbitralnie, przez władzę wykonawczą - tłumaczy sędzia Marcin Łochowski, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego dla Warszawy-Pragi.
Sędziowie chcą, żeby rząd Tuska wywiązał się z zapowiedzi rządu Kaczyńskiego dotyczących podwyżek dla sędziów i prokuratorów (każda taka podwyżka pociąga za sobą automatyczne podwyżki dla wielotysięcznej rzeszy pracowników sądów i prokuratur). Według rządu PiS sędziowie i prokuratorzy rejonowi mieli dostać więcej o 438 zł - w wyższych instancjach odpowiednio więcej. Rząd Tuska obciął te podwyżki: w rejonach sędziowie i prokuratorzy dostaną 90 zł podwyżki.
Oczywiście, gdy ktoś ma dużo (średnie wynagrodzenie sędziego to 8tys. zł) to chce jeszcze więcej. Tylko dlaczego za tym nie idzie jakość pracy wiedza i uczciwość? Jakoś o tym nie wspominają sędziowie w swoich zapowiedziach strajku.

2008-03-18, Sędzia jak zwykle bezkarny -Magdalena Płonka uchybiła godności urzędu sędziego, ponieważ ustalała z adwokatem wyroki korzystne dla przestępców - uznał Sąd Apelacyjny w Gdańsku. Nie można jej jednak ukarać dyscyplinarnie, bo sprawa uległa przedawnieniu - kolejny sędziowski przekręt.
Sędzia Magdalena Płonka była bliską przyjaciółką gdańskiego adwokata Piotra Pietrasa - głównego oskarżonego w aferze korupcyjnej w pomorskim wymiarze sprawiedliwości. Zdaniem prokuratury w latach 2003-04 na prośbę mecenasa podejmowała m.in. decyzje o wypuszczeniu podejrzanych z aresztu i wydawała wyroki w zawieszeniu.
Patrz AP - "skurwiona Temida"
Straciła immunitet w połowie 2005 r. i czeka na proces karny. Grozi jej dziesięć lat więzienia. Oprócz niej i mecenasa P. na ławie oskarżonych zasiądzie kilkanaście osób odpowiadających za wręczanie łapówek, przyjmowanie korzyści albo pośredniczenie w tym procederze. Proces ma ruszyć w połowie kwietnia przed Sądem Rejonowym w Koszalinie.
Niezależnie od tego sprawą zajmował się rzecznik dyscyplinarny. Wniosek o ukaranie Magdaleny Płonki trafił do Sądu Apelacyjnego w Gdańsku kilka miesięcy temu. Sędzi groziło upomnienie, nagana albo - to wydawało się najbardziej prawdopodobne - kara dożywotniego pozbawienia prawa do wykonywania zawodu.
- Magdalena P. jest winna popełnienia czynów zapisanych we wniosku o jej ukaranie. Swoim działaniem uchybiła godności sędziego - ogłosił sędzia Jerzy Sałata. - Jednocześnie postępowanie w zakresie kary dyscyplinarnej zostaje umorzone.
Sędzia Sałata utajnił sprawę w obawie, że dojdzie do naruszenia dóbr osobistych Magdaleny P. - opowiadała m.in. o swoich intymnych relacjach z mecenasem.
Sędzia Lech Magnuszewski - rzecznik sądu apelacyjnego nie potrafi odpowiedzieć dlaczego przez trzy lata od zarzucanego jej czynu nie pozbawiono ją immunitetu i czekano aż sprawa przedawni się.
Magdalena P. do zakończenia sprawy karnej pozostanie tylko zawieszona w czynnościach służbowych. To oznacza, że będzie dostawać ok. 60 proc. wynagrodzenia (ponad 2 tys. zł). Pozbawić sędzi P. prawa do wykonywania zawodu może w tej sytuacji jedynie prawomocny wyrok sądu w procesie karnym.
2008-03-14, Wyrok na działaczy LPR za propagandowe plakaty.
Na pół roku więzienia niby za rozpowszechnianie pornografii skazano Maksymiliana G., byłego kandydata LPR-u w wyborach w 2005 roku oraz działacza związanego z Młodzieżą Wszechpolską. Sąd warunkowo zawiesił wykonanie kary.
20 kwietnia zeszłego roku, w przededniu Marszu Tolerancji, G. wraz z kilkoma innymi zostali przyłapani przez policję, gdy naklejali plakaty, na których przedstawiono m.in. seks kobiety z psem oraz nagich mężczyzn. Tym samym jakiś zakompleksiony prokurator uznała, że w ten sposób zatrzymani prezentowali pornografię zwykłą i "ostrą"?!? a sędzia z urzędu tą głupotę przyklepał.
Zatrzymani wyjaśniali, że "chcieli w ten sposób ostrzec społeczeństwo przed dewiacjami seksualnymi i zaprotestować przeciwko marszowi". Wcześniej zapadły wyroki co do pozostałych zatrzymanych. Wczoraj sąd uznał, że Maksymilian G. winny jest rozpowszechniania twardej pornografii. Karę pozbawienia wolności warunkowo zawieszono mu na dwa lata. Dodatkowo orzeczono grzywnę w wysokości 2 tys. zł. Maksymilian G. nie będzie musiał jednak jej płacić, bo na jej poczet zaliczono mu okres zatrzymania przez policję.
2008-03-11,Łowcy kamienic w Krakowie dalej ciulają sędziów Sąd przez pięć godzin próbował rozpocząć proces gangu "łowców kamienic" Nie udało mu się ponieważ główny oskarżony grupy przestępczej Edward K. grał rolę śmiertelnie chorego i nieczytatielnego.
Według dowodów przedstawionych przez policję i prokuraturę gang związany z kantorem przy Wielopolu należał do najgroźniejszych w mieście. Media nazwały go grupą "łowców kamienic", bo wśród 16 osób, jakie zasiadły na ławie oskarżonych, są dwaj notariusze i adwokat, którzy - zdaniem śledczych - mieli pomagać przestępcom w wyłudzeniach domów.
Pomimo, ze sąd powoływał się na opinię biegłych lekarzy, zdaniem których oskarżony może zeznawać w procesie i tak rozprawa została odroczona.
O grupie związanej z kantorem na Wielopolu głośno zrobiło się półtora roku temu. Przestępcy pod pozorem działalności parabankowej przy kantorze pożyczali pieniądze biznesmenom pod zastaw należących do nich nieruchomości. Odsetki rosły tak szybko, że pokrzywdzeni nie byli w stanie spłacać długu i gang przejmował nieruchomości. Oporni byli zmuszani do tego siłą. Samemu Edwardowi K. postawiono kilkadziesiąt zarzutów. Według prokuratury w ciągu ośmiu lat łupem gangu padło kilkadziesiąt nieruchomości, w tym hotel w Krakowie. Prokuratura zajęła prawie 40 nieruchomości przejętych przez przestępców, a także samochody, biżuterię, dzieła sztuki i pieniądze. Zdaniem śledczych w legalizowaniu transakcji pomagali oskarżeni notariusze.
2008-03-04, Trwa wypuszczanie aferzystów złodziei i bandziorów przez sędziów - kolejnych dziewięciu groźnych gangsterów wyszło na wolność. Czy zaczną ginąc świadkowie koronni?
"Bryndziak", "Fabjan", "Burzyn" i sześciu innych oskarżonych o napady i wymuszenia haraczy z najpotężniejszej kiedyś grupy przestępczej tzw. "Pruszkowa", wczoraj opuściło areszt i przed sądem będzie zeznawać z tzw. wolnej stopy - dowiedziała się Gazeta Wyborcza. Przed aresztowaniem "Bryndziak" przez trzy lata skutecznie ukrywał się przed policją.
Kariera lider grupy Marcina Berezy ps. "Bryndziak" zaczęła się od napadów na konwoje z pieniędzmi w połowie lat 90. W następnych latach jego specjalnością były haracze. Łupem jego gangu padło kilku właścicieli firm holowniczych z Pruszkowa i okolic. Pod groźbą zabójstwa, często bici, podpalani musieli się opłacać się gangsterom po kilkaset dolarów miesięcznie. "Bryndziak" według prokuratury uczestniczył też w gangsterskich porachunkach (porwania, wymuszanie dziesiątków tysięcy dolarów). W 1997 r. wziął się też za handel narkotykami na wielką skalę. Część z 36 postawionych mu zarzutów dotyczy pobić, ściągania haraczy z tamtejszych dyskotek i lokali rozrywkowych. Po rozbiciu "Pruszkowa" przez CBŚ latem 2000 r. "Bryndziak" ukrywał się najdłużej ze wszystkich - jego kryjówkę na wsi pod Piasecznem odkryto dopiero w grudniu 2003 r.
Sędziowie prowadzący proces wydali specjalne postanowienie, uzasadniając dlaczego nie zdecydowali się wystąpić do sadu apelacyjnego (wyższej instancji) o przedłużenie aresztów, czego zresztą domagała się prokuratura.
- Zdecydowała długotrwałość tych aresztów - mówi sędzia Wojciech Małek, rzecznik warszawskiego sądu. Bereza siedział ponad cztery lata, inni zwolnieni wczoraj - od trzech do czterech. Sąd uznał też, że nie istnieje obawa matactwa, bo większość zarzutów dotyczy lat 90', a oparte są one głównie na zeznaniach świadków koronnych pozostających pod ochroną CBŚ.
Wyrok w tej największej sprawie kryminalnej jaka toczy się przed warszawskim sądem (w sumie jest 39 oskarżonych, ok. 200 zarzutów i 200 tomów akt) zapadnie najwcześniej w przyszłym roku. Od rozpoczęcia procesu w kwietniu 2006 r. odbyło się ok. 150 rozpraw.
Ciekawe za ile zakupili sobie wolność?
A potem skorumpowani sędziowie pierdolą że to AP narusza ich godność - hee, niby jaką? Przecież etyka sędziowska jest tylko na papierku...
2008-02-28, Wreszcie sąd apelacyjny wydał prawomocne wyroki na oskarżonych o korupcję działaczy SLD rządzących Opolem w latach 1994-2000.
Były prezydent miasta, później wojewoda w rządzie Millera Leszek Pogan został skazany na pięć lat więzienia (w pierwszej instancji na siedem). Remigiusz Promny, były naczelnik wydziału przetargów w opolskim ratuszu miał iść do więzienia na pięć, ale pójdzie na trzy, Piotr Kumiec, były wiceprezydent miał wyrok trzech lat, sąd zmniejszył mu karę do dwóch lat. Stanisławowi Dolacie, byłemu przewodniczącemu rady miasta, sąd utrzymał wyrok trzech lat więzienia.
2008-02-19, Sąd jak zwykle pieprzy głupoty: Milczanowski mógł "wkopać" premiera Oleksego pomówieniem na "Olina"
Wyrok po 13 latach: b. szef MSW Andrzej Milczanowski niewinny ujawnienia w grudniu 1995 r. tajemnicy o rzekomym szpiegostwie premiera Józefa Oleksego.
"Andrzej Milczanowski naruszył tajemnicę państwową, ale działał w stanie wyższej konieczności, w imię interesu państwa" - orzekł sąd, uniewinniając b. szefa MSW. Zdaniem sądu Milczanowski przekazując informacje o rzekomym szpiegostwie Oleksego, "dobro niższej wartości - tajemnicę państwową - poświęcił dla dobra wyższego - interesu państwa".
Zobacz powiekszenie
21 grudnia 1995 r. Milczanowski był szefem MSW w rządzie premiera Oleksego z SLD. Był też - jako szef MSW - zależny od prezydenta Lecha Wałęsy. Tego dnia Milczanowski z trybuny sejmowej w dramatycznym wystąpieniu ujawnił, że Oleksy podejrzany jest o szpiegostwo dla wywiadu ZSRR, a później Rosji. Miał mieć pseudonim "Olin" i przekazywać informacje oficerowi KGB Władimirowi Ałganowowi. Nigdy dotąd urzędujący szef MSW nie oskarżał otwarcie urzędującego premiera o jedną z najcięższych zbrodni.
Kilka tygodni po wystąpieniu Milczanowskiego Oleksy podał się do dymisji. Po dymisji Oleksego premierem został Włodzimierz Cimoszewicz (SLD).
Trzy miesiące później prokuratura wojskowa umorzyła śledztwo w sprawie szpiegostwa Oleksego, bo uznała, że materiały zebrane przez służby specjalne można traktować "wyłącznie jako poszlaki". Nie tylko lewica zaczęła mówić, że b. premier padł ofiarą prowokacji. Materiały tajnych służb w sprawie Oleksego upublicznił rząd Cimoszewicza w tzw. białej księdze. Jednak śledztwo prokuratorskie nie potwierdziło teorii prowokacji.
Do dziś nie wiadomo, kto był agentem KGB o kryptonimie "Olin".
Nieprawomocny- wyrok warszawskiego sądu okręgowego w procesie Milczanowskiego jest jedynym sądowym finałem sprawy, która 13 lat temu wstrząsnęła Polską, a której głównych wątków i oskarżeń nigdy do końca nie rozstrzygnięto.
Niestety, z powodu niekompetencji sędziów 90% spraw w sądach kończy się wydaniem różnych, niejednokrotnie durnowatych postanowień i wyroków.

07.02.08 Sędzia straci pracę za sfałszowane zaświadczenie?
Sędzia jednego z sądów rejonowych w Gdańsku został odsunięty od pełnienia obowiązków po tym, jak usiłował wziąć w banku kredyt, posługując się sfałszowanym zaświadczeniem o dochodach. W przyszłym tygodniu sprawą zajmie się sąd dyscyplinarny.
Dokument przedstawiony przez sędziego wzbudził w banku podejrzenia. Konsultacja bankowców z pracownikami sądu potwierdziła, iż zaświadczenie zostało sfałszowane. Aby uzyskać większą zdolność kredytową, sędzia przerobił dokument, podwyższając wysokość swoich dochodów.
29 stycznia prezes Sądu Rejonowego Gdańsk-Północ odsunął sędziego na miesiąc - bo tylko na tyle zgodnie z prawem może - od pełnienia obowiązków - powiedział rzecznik Sądu Okręgowego w Gdańsku, Rafał Terlecki.
W przyszłym tygodniu sąd dyscyplinarny, którym w tym przypadku jest Sąd Apelacyjny w Gdańsku, zdecyduje czy zawiesić sędziego w czynnościach zawodowych do czasu zakończenia postępowania dyscyplinarnego. Efektem tego postępowania może być nawet tzw. "złożenie sędziego z urzędu", czyli utrata prawa do wykonywania zawodu.
Równolegle sprawą zajmuje się jedna z gdańskich prokuratur. Aby przedstawić sędziemu zarzut, będzie musiała wystąpić z wnioskiem o odebranie mu immunitetu. Także w tej sprawie decyzja będzie należała do sądu dyscyplinarnego. Jeśli dojdzie do procesu, za posługiwanie się sfałszowanymi dokumentami grozi do 5 lat więzienia.

Sędzia, którego dotyczy sprawa jest długoletnim pracownikiem wymiaru sprawiedliwości
a do Gdańska przeniósł się cztery lata temu z jednego z sądów na południowej Polski.
A ponieważ na południu i północy Polski sędziów ( w tym tych niby dyscyplinarnych) najłatwiej skorumpować, sędzia oszust ma b. duże szanse, że jego sprawa nigdy nie ujrzy światła dziennego. No chyba że ktoś prześle informacje do AP :-)

06.02.08 Piotr Ikonowicz został skazany za pobicie policjantów interweniujących podczas próby blokowania eksmisji przy ul. Freta. Były poseł zapowiada apelację.

Zobacz powiekszenie
Wyrok to konsekwencja wydarzeń z października 2000 r. Ikonowicz, ówczesny poseł i lider PPS, próbował zablokować eksmisję małżeństwa z dwojgiem nieletnich dzieci z mieszkania przy ul. Freta na Nowym Mieście. Wraz z kolegami utworzył kordon na klatce schodowej, uniemożliwiając przejście ekipie komornika, która na mocy prawomocnego wyroku sądu wynosiła sprzęty z lokalu. Na miejsce zdarzenia została wezwana policja. Kiedy próbowała usunąć blokujących z kamienicy, doszło do szarpaniny. Jeden z funkcjonariuszy został przez posła podrapany, drugi ponoć dostał od niego cios w krtań. - Podrapałem, przez przypadek, gdybym obciął paznokcie, oskarżenia pewnie by nie było - komentuje były parlamentarzysta. - Ale cios w krtań to wymysł policji.
Moment podrapania sfilmowano policyjną kamerą. Na nagraniu próżno jednak szukać chwili, w której Ikonowicz uderza funkcjonariusza. Dowodem są jednak zeznania samych policjantów, którzy zawsze pletą co ślina im na język przyniesie. Jednak sąd dał wiarę. - Są spójne i logiczne - tłumaczyła w uzasadnieniu wyroku w sądzie Aleksandra Smyk.
Sędziom nie uszła uwagi kaseta, którą do sądu wysłała policja. Zdaniem biegłego zeznającego w sprawie została zmontowana. Policja twierdzi jednak, że nie. Zdaniem sądu nie ma to jednak wpływu na ocenę tamtych zdarzeń. - Jestem pod wrażeniem - zwrócił się do sędziów Ikonowicz. - Skoro sąd zauważa manipulację materiału dowodowego, to powinien mieć jakieś wątpliwości, a te rozstrzyga się na korzyść oskarżonego. Proces w tej sprawie ruszył w 2006 r. Ponieważ Ikonowicz nie stawiał się w sądzie, sąd wydał za nim list gończy. Spędził nawet dziewięć dni w areszcie.

04.02.08 - Sąd wszystkie wnioski o podsłuchy przyklepywał, bo leniwi sędziowie nie mieli czasu i możliwości ich weryfikować - mówił w piątkowej "Gazecie" nowy szef ABW Krzysztof Bondaryk. To prawda, jeśli chodzi o tzw. podsłuchy operacyjne - potwierdzają sędziowie Podsłuchy można zakładać w dwóch trybach. Pierwszy opisuje kodeks postępowania karnego. To podsłuchy zakładane w ramach postępowania prokuratorskiego. Prokurator ma podejrzanego i chce zebrać dodatkową wiedzę o okolicznościach popełnienia lub planowania przestępstwa. A także dodatkowe dowody. Albo wie, że przestępstwo popełniono, tylko nie wie, kto. A ma kilka osób na oku. W takiej sytuacji zwraca się do sądu o założenie podsłuchu. I pokazuje, co do tej pory zebrał w śledztwie. Sędzia może więc ocenić, czy w tej sytuacji podsłuch jest rzeczywiście niezbędny - w końcu jest to złamanie prywatności nie tylko bezpośrednio podsłuchiwanego, ale też wszystkich, którzy się z nim skontaktują.

Drugi tryb, w którym zakłada się znakomitą większość podsłuchów, to tzw. podsłuchy operacyjne. Zakładane są na podstawie ustaw o policji, ABW, CBA, wywiadzie skarbowym, wywiadzie i kontrwywiadzie wojskowym. M.in. dla "rozpoznawania i zapobiegania", to znaczy wtedy, gdy przestępstwa jeszcze nie ma, a nawet nie jest planowane - a przynajmniej nie wiedzą o tym służby. Takim podsłuchem prewencyjnym byłby podsłuch założony w szpitalu, urzędzie czy ministerstwie, żeby zbadać, czy jest tam korupcja.O zgodę na jego założenie występuje szef danej służby do prokuratora generalnego. Jeśli ten się zgodzi - wniosek idzie do Sądu Okręgowego w Warszawie. Tylko że sędzia, który go rozpatruje, nie ma sposobu, żeby sprawdzić, czy jest uzasadniony.
- Nie toczy się w tej sprawie postępowanie, więc nie ma żadnych materiałów, z którymi mógłby się zapoznać - mówi sędzia Rajmund Chajneta, przewodniczący VIII wydziału karnego Sądu Okręgowego w Warszawie.
W dodatku po zakończeniu podsłuchu operacyjnego sąd nie ma żadnej możliwości skontrolowania tego, co służby z niego zachowują. O tym decydują szefowie tych służb. Mają tylko obowiązek zameldować prokuratorowi generalnemu o "sposobie wykorzystania w postępowaniu karnym" materiałów uzyskanych z podsłuchu.
- To jest żadna kontrola. I wiele wskazuje na to, że mamy podsłuchowe szaleństwo - ocenia prof. Stanisław Waltoś z UJ, ekspert od procedury karnej, współautor kodeksu postępowania karnego.

30 stycznia Pani sędzia Piwnik dobra dla bandytów?

/ fot. M. RozbickiTrwa konflikt warszawskiej prokuratury i policji ze znaną sędzią Barbarą Piwnik. Była minister sprawiedliwości orzeka w procesach dotyczących zorganizowanej przestępczości.Oficjalnie obie strony nie zabierają głosu w sprawie. Nieoficjalnie nie zostawiają na sobie suchej nitki. Jedynymi zwycięzcami tej wojny są przestępcy, którzy wychodzą na wolność - akcentuje dziennik "Polska".
Kością niezgody jest ostatnio sprawa zwolnienia z aresztu siedmiu członków gangu "obcinaczy palców", którzy dokonali w Warszawie ok. 20 uprowadzeń, a ofiarom obcinali palce i - negocjując wysokość okupu - przesyłali je ich bliskim. Przeciwko całej siódemce nadal toczy się sprawa. Jednak w grudniu ubiegłego roku skład sędziowski, któremu przewodziła sędzia Piwnik, uznał, że nie trzeba ich izolować od społeczeństwa. Dwóch z nich wyszło już na wolność. Reszta odsiaduje inne wyroki lub w areszcie czeka na inne procesy.
- Na tym etapie nie ma już podstaw do stosowania aresztu - powiedziała gazecie sędzia Piwnik. 18 stycznia sąd apelacyjny utrzymał decyzję sądu okręgowego.
Konflikt na linii sąd-prokuratura i policja dotyczy nie tylko przepychanek śledczych i oskarżających z sądzącymi. Ci pierwsi zarzucają sędziom, że poza podważaniem wiarygodności zabranych przez nich dowodów, sąd dezawuuje także ich samych. Śledczym chodzi głównie o zachowanie Barbary Piwnik na sali rozpraw, jej wrogość do śledczych i pozytywny stosunek do oskarżonych.
- Nigdy nie widziałem sędziego, który zwracałby się do oskarżonych, i to o tak poważne przestępstwa, po imieniu - relacjonuje jeden z policjantów. - Panie Krzysztofie, panie Grzegorzu. To niebywałe - dodaje.
2008-01-20, Kto rozsądzi Zolla i Mularczyka - nie ma kompetentnych niezależnych sędziów?
Obrońcy profesora Andrzeja Zolla już wystąpili o umorzenie sprawy, którą wytoczył mu poseł PiS-u Arkadiusz Mularczyk. Decyzji w tej sprawie nie ma, bo na razie sędziowie sami wyłączają się z prowadzenia procesu.
Z uwagi na układy i wnioski adwokatów byłego rzecznika praw obywatelskich wszystko wskazuje, że sprawa zostanie umorzona ze względu na "oczywisty brak podstaw oskarżenia".
Arkadiusz Mularczyk, jeden z głównych autorów ustawy lustracyjnej, wytoczył mu proces karny po tym, jak prof. Zoll skomentował jego ubiegłoroczne postępowanie przed Trybunałem Konstytucyjnym właśnie w sprawie tej ustawy. Poseł PiS-u powiadomił bowiem Trybunał badający wówczas ustawę lustracyjną, że w IPN-ie są teczki dwóch sędziów figurujących rzekomo jako kontakty operacyjne SB. Prezes TK wyłączył obu z rozprawy.
- Mieliśmy do czynienia z nadużyciem władzy, swoich obowiązków i publicznym pomówieniem - stwierdził wówczas prof. Zoll w radiu TOK FM. Za to stwierdzenie poseł PiS-u skierował przeciwko niemu akt oskarżenia.
Nikt nie chce jednak podjąć się prowadzenia procesu. Najpierw sąd śródmiejski, gdzie trafił prywatny akt oskarżenia, chciał wysłać sprawę do Warszawy, bo - jak argumentował- wypowiedź padła na falach stołecznej stacji. Po zażaleniu prof. Zolla, który mówił, że wypowiadał się w Krakowie do słuchawki telefonu, sprawa pozostała pod Wawelem. Z wydziału karnego skierowano ją do sądu grodzkiego, będącego najniższą instancją. Jednak sąd apelacyjny uznał, że ze względu na wagę sporu i osoby w nim występujące proces powinien toczyć się przed sądem okręgowym. Tyle że sędzia, któremu przydzielono prowadzenie procesu, wystąpił właśnie o wyłączenie go z tej sprawy. Studiował razem z Mularczykiem i jego pełnomocnikiem, zaś profesor Zoll był jego wykładowcą.
- W jego ocenie mogło to rodzić ewentualne zarzuty o brak bezstronności - mówi sędzia Rafał Lisak, rzecznik krakowskiego sądu.
Niewykluczone jednak, że w podobnej sytuacji będą inni sędziowie, którzy mogli zetknąć się z profesorem na uczelni. A dopóki nie zostanie wybrany nowy sędzia, nie będzie najprawdopodobniej decyzji w sprawie wniosku o umorzenie postępowania.
Hee, a przecież nie brak młodych asesorów - niech oni osądzą tego żydowskiego prof. z zakupionym tytułem :-)

2008-01-15, 30 tysięcy złotych - tyle miało kosztować zwolnienie z aresztu. W sprawę zamieszani są były sędzia ze Śląska oraz pielęgniarz z aresztu śledczego na Montelupich. Obaj zostali zatrzymani przez funkcjonariuszy CBŚ.
Pielęgniarzowi postawiono zarzut pomocnictwa w płatnej protekcji. Byłemu sędziemu Andrzejowi P. - dokonania oszustwa oraz płatnej protekcji. Według śledczych trzydziestokilkuletni sanitariusz miał wyszukiwać w areszcie osoby, którym oferował pomoc w uchyleniu tymczasowego aresztowania. Jednym z nich miał być mężczyzna podejrzany o handel narkotykami w ramach zorganizowanej grupy przestępczej. Za załatwienie wyjścia pielęgniarz żądał 30 tys. zł. Według prokuratury pieniądze trafiły do b. sędziego z okręgu katowickiego. Mężczyzna prowadzi w Krakowie biuro świadczące usługi prawne. Według ustaleń policji i prokuratury w tej sprawie podawał się za adwokata.
- Wszystko wskazuje na to, że prawnik podejmował pewne pozorowane działania, wysyłając np. pisma, które miały uwiarygodnić ich zaangażowanie w tę sprawę - mówi Dariusz Nowak, rzecznik małopolskiej policji.
Pieniądze za uwolnienie z aresztu przekazała żona podejrzanego mężczyzny. Wbrew obietnicom b. sędziego i pielęgniarza jej mąż nie wyszedł jednak z aresztu w zapowiedzianym terminie. Areszt uchylono mu dwa miesiące później. - Ta decyzja nie miała jednak żadnego związku z działaniami podjętymi przez podejrzanych - zapewnia Bogusława Marcinkowska, rzeczniczka krakowskiej prokuratury.
Pielęgniarz został tymczasowo aresztowany na dwa miesiące. Przyznał się do zarzutów. Były sędzia zaprzeczył im. Prokuratura zamierza wystąpić o jego tymczasowe aresztowanie. Obu grozi do ośmiu lat więzienia.

Sobota, 29 grudnia - Dowód mataczenia sędziów Trybunału Konstytucyjnego - umorzenie sprawy weksli Lellera.

fot. M. NabrdalikCzy weksle Samoobrony były nielegalne? Tego być może już nigdy się nie dowiemy. Trybunał Konstytucyjny na niejawnym posiedzeniu umorzył sprawę weksli - informuje "Dziennik".

Trybunał podał informację o umorzeniu na swojej stronie internetowej 11 dni po rozprawie. Samoobronie groziła nawet delegalizacja. Okazało się jednak, że jest już po sprawie.
- Jestem zdziwiony, liczyłem na roztropność sędziów Trybunału; składając wniosek chciałem bronić pewnej normy, pozostawienie tej sprawy bez reakcji publicznej jest bardzo groźne, chodzi o pewne standardy - ocenia były marszałek Sejmu Marek Jurek.
Równie zaskoczony był szef Samoobrony - Nic nie wiedziałem, że sprawa się skończyła. Ale dziękuję za informacje, za dobre wieści - powiedział Lepper.
Aż 10 dni od wydania postanowienia potrzebował TK, by przesłać odpis postanowienia do marszałka Sejmu.
Trybunał powołał się na zasadę dyskontynuacji: skoro nie ma już marszałka Sejmu V kadencji, to nie ma sprawy. - Taka zasada nie jest nigdzie zapisana. Tak samo dzieje się z wnioskami w sprawie ustaw: jeśli zostały złożone w poprzedniej kadencji, to nie są kontynuowane w nowej. I Trybunał przejął tę zasadę - tłumaczy konstytucjonalista prof. Piotr Winczorek.
Julia Pitera z PO uważa, że sprawa weksli nie powinna zakończyć się na umorzeniu. - Teraz marszałek Komorowski powinien spróbować złożyć swój wniosek w tej sprawie do Trybunału.

21.12.2007 Sędziowie i prokuratorzy nie będą odpowiadać za oskarżanie i skazywanie organizatorów i uczestników strajków w pierwszych dniach stanu wojennego Taki będzie skutek wczorajszej uchwały siedmiu sędziów Sądu Najwyższego. Teraz IPN umorzy kilkadziesiąt spraw przeciw sędziom i prokuratorom. Tylko katowicki oddział IPN chciał oskarżyć 24 sędziów.
Od początku istnienia IPN usiłował doprowadzić do procesów sędziów i prokuratorów skazujących po 13 grudnia 1981 r. za czyny, które w myśl dekretu o stanie wojennym stały się przestępstwami, m.in. niezaprzestanie działalności związkowej czy organizowanie strajków. Chodzi o te skazania i aresztowania, które dotyczyły zdarzeń pomiędzy 13 a 16 grudnia 1981r.
Zdaniem IPN w tych sprawach prokuratorzy i sędziowie złamali zasadę niedziałania prawa wstecz, bo skazywali za czyny, które nie były przestępstwem w momencie ich popełniania. A więc uczestnicząc w represjach politycznych, popełnili zbrodnię komunistyczną.
Dekret o stanie wojennym ogłoszony został w radiu i telewizji 13 grudnia. W "Dzienniku Ustaw" - który jest oficjalną formą publikacji - ukazał się 17 grudnia, z datą 14 grudnia. Prawo zawsze obowiązuje od dnia ogłoszenia, bo inaczej obywatele nie byliby mu się w stanie podporządkować. Ale w przepisach przejściowych dekretu napisano, że wchodzi w życie z dniem uchwalenia, a nie ogłoszenia. I na tej podstawie aresztowano, oskarżano i skazywano m.in. uczestników i organizatorów strajków z pierwszych dni stanu wojennego.
IPN argumentuje, że sędziowie i prokuratorzy powinni byli odmówić stosowania tego przepisu przejściowego, bo był sprzeczny z zasadą niedziałania prawa wstecz wyrażoną w kodeksie karnym i przyjętym przez Polską paktem praw obywatelskich i politycznych ONZ. Wskazuje też, że opublikowany w "Dzienniku Ustaw" dekret był antydatowany, bo naprawdę skierowano go do druku 17 grudnia. W latach 80. informacja o antydatowaniu dekretu była znana, ale nieoficjalnie. Formalnie potwierdził ją Sąd Najwyższy dopiero w 1991 r.
Jednak IPN uważa, że sędziowie i prokuratorzy powinni byli być bardziej świadomi i nie stosować dekretu, zanim nie ukazał się w "Dzienniku Ustaw".
Tej argumentacji nie podzielały od blisko dziesięciu lat sądy dyscyplinarne dla sędziów i prokuratorów. I odmawiały wnioskom IPN-u o uchylanie sędziom i prokuratorom immunitetów, żeby można było ich osądzić.
Sąd Najwyższy uznał, że sędziowie i prokuratorzy nie mieli oficjalnej wiedzy o antydatowaniu dekretu, więc nie mogli z tego powodu odmówić jego stosowania. Nie mieli też prawnych podstaw, żeby badać zgodność przepisu o działaniu dekretu wstecz z ONZ-owską konwencją. Wczorajsza uchwała siedmiu sędziów SN praktycznie oznacza zamknięcie śledztw IPN w tych sprawach. Nie ma wprawdzie mocy powszechnie obowiązującej, ale praktyka jest taka, że tego rodzaju uchwały wpisywane do Księgi Zasad Prawnych sądy traktują jako wiążące.


Tak więc pajace z czym do Boga?

Po tej lekturze chyba jasne, że są sędziowie którzy zakupują swoje aplikacje i to nie koniecznie na bazarach. Od tego są przecież rodzinne mafijne korporacje prawnicze. Tę patologię starał się zwalczyć minister Ziobro. Tylko co może zrobić mrówka porywająca się z motyką na słońce...?

Kolejne strony dokumentują stale uzupełniane cykle nieodpowiedzialnego zachowania się funkcjonariuszy władzy i urzędników państwowych.
Przepraszamy, że z braku czasu nie wszystkie działy zostały zaktualizowane na 2008r - ale co się odwlecze to nie uciecze.... wiadomości archiwizujemy na okrągło, to tylko kwestia czasu kiedy zostaną opublikowane.

Kolejne strony dokumentują stale uzupełniane cykle nieodpowiedzialnego zachowania się funkcjonariuszy władzy i urzędników państwowych.

Prokuratorzy - czyli tzw. "odpady prawnicze", śmiecie, najczęściej nieetyczni i nie dokształceni funkcjonariusze władzy. Aktualizacja na rok 2008.

Adwokaci - czyli mecenasi chałtury prawniczej, a tak naprawdę to jedyni usługodawcy którzy nie ponoszą odpowiedzialności za odstawiane fuszerki typowi pasożyci społeczeństwa
Oszustwa polityków - przekręty i wpadki znanych "mniej lub więcej" polityków, czyli urzędników państwowych oszukujących i pasożytujących na narodzie - stale uzupełniany cykl: POLITYKA WŁADZA PIENIĄDZ
Policyjne afery 2008 - handel tajnymi informacjami ze śledztw, narkotykami, wymuszenia policyjne, pijani policjanci, policjanci terroryzujący własną rodzinę i świadków... - słowem "psie przękręty".
oszustwa komornicze - pasożytów społeczeństwa, często typowych chamów i nieuków, którzy oszukują właścicieli firm, poszkodowanych i wierzycieli oraz w dupie mają obowiązujące PRAWO
Urzędnicy państwowi i ich matactwa 2007 - dokumentujemy tu oszustwa urzędników państwowych takich jak: polityk, wójt, starosta, burmistrz, prezydent, rzecznik - wszelkich kombinatorów na których utrzymanie pracujące całe społeczeństwo, a którzy swoje publiczne stanowisko wykorzystują dla swojej prywaty i zysku.
UDOKUMENTOWANE FAKTY POMYŁEK LEKARSKICH
Psychiatryczne przekręty pseudo-biegłych udających lekarzy - aktualny stale uzupełniany cykl przedstawiający typowych schizofreników, decydujących o zdrowiu i majątkach ludzi, którzy bez wiedzy za to za kasę wydają opinie niezgodne z prawdą i nie mające nic z fachowością...
Aferzyści - czyli wszelkiej maści kombinatorzy grający rolę biznesmenów, politycy mający dojście do tajnych informacji i wiedzy
Media manipulują, osądzają i są sądzone - wpadki sądowe, wyroki skazujące na dziennikarzy za nierzetelność, pomówienie, wprowadzenie w błąd społeczeństwa.
Poseł to ma klawe życie :-)
Dziennikarz - to zawód podwyższonego ryzyka.

Krytyka wyroków sądowych nie jest godzeniem w niezawisłość sędziowską. Nadmiar prawa prowadzi do patologii w zarządzaniu państwem - Profesor Bronisław Ziemianin
Strasburg - wyroki Trybunału - ukarana Polska i polskie sądy za wydane wyroki naruszające prawo - efekty skorumpowania polskich sędziów.

Polecam sprawy poruszane w działach:
SĄDY PROKURATURA ADWOKATURA
POLITYKA PRAWO INTERWENCJE - sprawy czytelników

Tematy w dziale dla inteligentnych:
ARTYKUŁY - tematy do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA

"AFERY PRAWA"
Niezależne Czasopismo Internetowe www.aferyprawa.com
redagowane przez dziennikarzy AP i sympatyków z całego świata których celem jest PRAWO, PRAWDA SPRAWIEDLIWOŚĆ DOSTĘP DO INFORMACJI
ORAZ DOBRO CZŁOWIEKA

uwagi i wnioski proszę wysyłać na adres: afery@poczta.fm - Polska
redakcja@aferyprawa.com
Dziękujemy za przysłane teksty opinie i informacje.

WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.

zdzichu

Komentarze internautów:

Komentowanie nie jest już możliwe.

~freee
11-02-2017 / 18:10
Ze sady federalne, w tym apelacyjne, sa przepelnione poprawiaczami konstytucji (activist judges) nie jest to zadna tajemnica. Moglbym przytoczyc od reki tuzin przykladow. Oczywiscie, ze prezydent ma nie tylko takie prawo ale i obowiazek. W przeciwnym razie bedzie oskarzonym o dereliction of duty. Prosze nie sadzic, ze Supreme Court Justices wydaja opinie tylko i wylacznie along ideological party lines. 49 1klimatyzator.blox.pl 50 stecowy.blogspot.com/ 51 1klimatyzacja.blogspot.com/ 52 amilk.zz.mu/ 53 xc122.besaba.com/xp 54 tetute.pen.io/ 55 khleothomas.com/profiles/blog/list?user=2oajl4x9veb5i 56 71a.keed.pl 57 58 klimatyzacjawarszawa.wordpress.com/ 59 klimatyzuje.blox.pl 60 61 klimatyzacja.pen.io/ 62 klimatyzacja.wjo.pl/ Trywializuje pan, ale czytelnikom Polityki wystarczy.
~NBA Canotte 2016
14-05-2016 / 09:33
www.2016nbacanotte.com/ NBA Canotte 2016 www.lefenil.fr/ Chaussures NIKE www.icefandom.com/ NHL Jerseys www.06annonces.fr/ Nike Air Max pas chers www.computer-slave.fr/ Nike Air Max pas cher www.3610.fr/ Chaussures Nike Air Max 90 www.vitameen.fr Nike Air Jordan
~lulu
23-12-2015 / 08:51
„Sowiecki sąd do Sowieckiego Sojuza” Rzeczywiście wymiar sprawiedliwości stoczył się w III RP na samo dno. Zawiadomienie Prokuratora Generalnego o uzasadnionym popełnieniu przestępstwa przez sędziego Daniela Strzeleckiego na szkodę Bogusława Biedrzyńskiego – czyn z art. 231 § 1 k.k. barwybezprawia.pl/2015/12/15/zawiadomienie-prokuratora-generalnego-o
~ijcufztlgb
21-08-2012 / 18:51
~ehodfpou
20-08-2012 / 11:46
~Ankita
19-08-2012 / 21:23
Nie wierzyłem, że to pdarwa! Testowałem na Excelu 2007 łamanie trwało u mnie jakieś 20 sekund i zakończyło się pełnym sukcesem z hasłem typu AAAABABAABA. Nieco się załamałem aczkolwiek pamiętam, że w takim Wordzie 2.0 bodajże hasło było jawnie zapisane w pliku (wystarczyło otworzyć go choćby listerem z TotalCommandera), więc w sumie :oDCiekawe, czy MS został o tym fakcie poinformowany i czy ukaże się jakaś łatka? ;o)