Imieniny:

AferyPrawa.com

Redaktor Zdzisław Raczkowski ujawnia niekompetencje funkcjonariuszy władzy...
http://Jooble.org
Najczęściej czytane:
Najczęściej komentowane:





Pogoda
Money.pl - Kliknij po więcej
10 marca 2023
Źródło: MeteoGroup
Polskie prawo czy polskie prawie! Barwy Bezprawia

opublikowano: 26-10-2010

AFERY KORUPCJA BEZPRAWIE MIROSŁAW NALEZIŃSKI

Medialne wpadki - listopadowy cykl krytyczny Mirosława Nalezińskiego...

Urzędniczyny i ich czyny 
Po okradzeniu mieszkania i zniszczeniu mienia, którego złodzieje nie byli w stanie wynieść, właścicielka mieszkania napisała pismo o zgodę na założenie krat w oknach. Ponad rok temu otrzymała od spółdzielni mieszkaniowej pozwolenie.
Kraty spełniały wszystkie warunki, które stawiają przepisy - w jednym oknie krata otwiera się tak, aby w razie pożaru można było uciec. Zamontowane są też szpikulce uniemożliwiające dostanie się po kracie na pierwsze piętro. Poszły na to wszystkie oszczędności. - Chwila dla Ciebie (10 listopada 2005).
W ciągu trzech miesięcy inspektorzy dwukrotnie oglądali owo cudo techniki. Na zamieszczonych zdjęciach widać nierzucające się w oczy pręty zbrojeniowe o średnicy ok. 10 mm. Są umieszczone pomiędzy podobnie ogrodzonymi balkonami parteru (bohaterki artykułu) a pierwszego piętra (sąsiadki); nawet kolorystycznie cały zestaw wygląda podobnie - dobrze trzeba się przyjrzeć, aby je dostrzec z kilkunastu metrów. Inżynier, który zaprojektował okratowanie, zasugerował wybieg, czyli pozorowany kompromis pomiędzy obywatelem a władzą - chwilowy demontaż, wystąpienie do urzędu miasta o zgodę (i zapłatę 50 zł) oraz ponowny montaż. Właścicielka nie zgodziła się na owe bezsensowne oraz kosztowne (wszak nie za darmo) manipulacje kratami. No to za upór otrzymała propozycję nie do odrzucenia - 2500 zł za legalizację krat. Okradziona "przestępczyni", opływająca w emeryturę 800 zł, spłacająca owe stalowe pionowe gryle, napisała odwołanie do sądu. 
- Jeśli przegram, to i tak nie zapłacę. Niech mi przeliczą to na dni do odsiedzenia w więzieniu.
O ile się nie mylę - jeśli budowlana propozycja inwestora (tu - montaż... aż kilkunastu prętów na balkonie) nie zostaje przez dwa tygodnie oprotestowana przez odpowiednie instancje, to istnieje domniemanie zatwierdzenia projektu. Cóż stoi na przeszkodzie, aby każda spółdzielnia mieszkaniowa, po otrzymaniu wniosku od obywatela, (automatycznie) przesłała kopię do urzędniczej władzy? Nie byłoby takich nieporozumień, szarpania nerwów, wystawiania ważnych instytucji na ryzyko kompromitacji. I co za różnica, kto ma rację, kiedy tryby już ruszyły? Teraz kilkadziesiąt podmiotów (właścicielka, spółdzielnia, inspektorat, sąd, dziennikarze) będą mieli zajęcie, które napsuje wszystkim krwi, a dochodu narodowego nie przysporzy. Jak samochody stojące przed czerwonym światłem - zużywają paliwo, ale nic z tego nie wynika, oprócz zatruwania atmosfery...
Podsumujmy - okradziona mieszkanka otrzymała błędną decyzję spółdzielni mieszkaniowej (przyznali, że zgodę wydano "nieco na wyrost"), zamontowała niepozorne pręty, inspektorat nadzoru budowlanego finansowo chce ukarać niepokorną (i chyba jedyną rozsądnie myślącą osobę w opisanym gronie!) emerytkę. Kolejna kompromitacja urzędników w kraju, w którym tysiące budów (całoroczne letniskowe domki za miastem) jest wznoszonych tyleż nielegalnie, co bezkarnie. Właściciele tych zamczysk (w porównaniu z okratowaniem...) śmieją się z państwa i emerytki - oni doskonale wiedzą, jak te sprawy się załatwia. W kraju, w którym "poważne" państwowe instytucje kontrolne przyznają, że nie mogą efektywnie sprawdzić paliwa sprzedawanego do baków milionów aut, gdzie bodaj co dziesiąty litr paliwa jest fałszowany a to chemicznie, a to fakturalnie. Nasze biedne (i głupie, bowiem oba pojęcia są synonimami w nowobogackich kręgach) państwo jest ośmieszane w mediach przez paliwowych cwaniaków i nieprofesjonalnych urzędasów, tak ze stołecznego szczebla, jak i gminnego. A tu starsza kobieta testuje idiotyzmy na szczeblu inspektora budowlanego i prezesa spółdzielni, zaś redakcja daje do zrozumienia tysiącom czytelników, że żyją w jednak durniejszym państwie, niż myśleli przed rozpoczęciem lektury. Więcej, owi czytelnicy konstatują - masz coś do zalegalizowania (budowa, cło, spadek), to nie stawiaj się, ale "dogadaj sprawę" i to w odpowiednim momencie, a skoro już idziesz na udry, to licz się ze zmasowanym atakiem najmądrzejszych prawników firm opłacanych z naszych podatków, zarabiających wielokrotność emerytki, a gdyby sprawdzić, co oni takiego wielkiego zrobili w swym urzędniczym życiu, to pewnie znacznie mniej dali ojczyĽnie, niż owa pani.

Dziennik Bałtycki (16 listopada 2005) opisuje co najmniej niezręczną sytuację, w której znalazła się matka niepełnosprawnego dziecka, którą ukarano za jazdę autobusem bez biletu (z tego powodu drugi raz w ciągu paru miesięcy).
Przykładów ukarania opiekunów osób niepełnosprawnych jest więcej. Kary nakładano nawet na rodziców jadących z dziećmi na zajęcia terapeutyczne, choć już w listopadzie 2003 takie właśnie osoby uzyskały przywilej podróżowania za darmo. Ostatnia sprawa to jednak największy skandal. Trzy dni przed zdarzeniem kontrolerzy uczestniczyli w szkoleniu zorganizowanym przez ZKM, na którym uczulano ich, aby nie karali opiekunów osób niepełnosprawnych.
I cóż tu dodać? Dyrekcja zapewnia, że potrąci premię swym nadgorliwym pracownikom. I co przyjdzie firmie z tej kary? O, gdyby tak przekazano te pieniądze poszkodowanej matce (w ramach przeprosin). Ale to jeszcze nie u nas. A może jakiś lotny prawnik pomoże wytoczyć proces przewoĽnikowi? Ciekawy byłby ten spór o zasądzenie odszkodowania za straty moralne. Także nowość u nas. I mogłoby się okazać, że wykonując swoją pracę wśród obywateli, bylibyśmy nagle bardziej uprzejmi i profesjonalni. I cóż z tego, że z musu, a nie z wyniesionego z domu (ani nabytego) dobrego wychowania? Lepszy taki powód, niż przaśne zachowanie wobec pasażerów (klientów, pacjentów), kiedy nic nam za to nie grozi...

Telekurier (także 16 listopada) zapoznał nas, widzów, z kolejną głupotą panującą w służbie zdrowia (od strony funduszu zdrowia, zwanego buńczucznie "narodowym" - to górnolotne określenie, a ostatnio coraz mniej szanowane; zapewne chodzi o znakomite samopoczucie wyłącznie wybrańców naszego Narodu). I nawet szkoda czasu na największy skandal z ostatnich dni - niepłacenie za pacjentów zmarłych przed upływem połowy doby leczenia, bo już za tego typu pomysł (i za zamieszanie wśród milionów Polaków oraz za kompromitację w UE), powinien ktoś wylecieć na zbitą mordę (której plastyczne zoperowanie byłoby potraktowane wzorcowo w kategorii finansowej - bez refundacji i bez znieczulenia). Otóż - omówiono sprawę zwrotu poniesionych kosztów protezy dla kobiety poszkodowanej w wypadku (utraciła nogę). Po kilku latach zużyła się jakaś ważna część i naprawa wyniosłaby 2000 zł. Wyniosłaby, ale nie wyniesie, bowiem baczni urzędasi starannie przewertowali papierzyska - refundacja nie może przekroczyć kwoty 900 zł (ale w jakim terminie powinni odpowiedzieć na apelację obywatela - nie wiedzieli!). Mądrale paplają przed kamerą o limitach, przepisach i... nic z tego nie wynika! Pewnie słyszeli sporo o dobroci serca, ale każdy dorosły Polak wie, że chwile tkliwości i miłości do bliĽniego mamy wyłącznie podczas niedzielnych spotkań z duszpasterskimi hasłami albo podczas telewizyjnych felietonów wspominających naszego Papieża - w limitowanym urzędniczym życiu nie pora na słabości; jest bariera, to należy jej przestrzegać. Oczywiście, można byłoby podać sumy comiesięcznie przeznaczane na urzędników funduszu, na pojazdy służbowe, na czynsze i remonty i porównać z praworządnie ustalonymi limitami. Konstytucja zapewnia równość i opiekę zdrowotną. Ale jeśli ważnemu urzędnikowi zachoruje ktoś z rodziny, to czy także powołuje się na limity?! Może dziennikarze przejrzą faktury na protezy, drogie leki, operacje załatwione komuś z rodziny (albo sobie!) przez urzędnika stojącego na straży publicznego grosza? Czy ktoś przegląda podpisane decyzje, które dotyczą osób spowinowaconych? Kilka lat temu, pewien amerykański kongresmen czynił wyrzuty prezydentowi Clintonowi za niemoralne prowadzenie się i... udowodnili mu podobne zachowania. A swoją drogą - ileż warta jest nasza Konstytucja?

Najmłodsza gazeta (ukazuje się od 14 listopada) - Nowy Dzień (17 listopada 2005) donosi, że Kaliski stomatolog wyłudził z NFZ ponad pół miliona złotych refundacji
Udało mu się to zrobić w zaledwie dwa lata. Grozi mu 10 lat. Policzmy - ile można byłoby załatwić spraw pokazanych w telewizji za owe pieniądze oraz za paroletni więzienny wikt dentysty (okazuje się, że wyrywał nie tylko zęby, ale i niezłą społeczną kasę...). Ty, ja i kobieta, która nie doczeka się naprawy protezy (bo przepisy nie pozwalają) zafundujemy cwaniakowi sanatorium za ogrylowanym oknem (bo przepisy pozwalają na taką społeczną zrzutkę). Czyli ów posadzony złodziej a lekarz ma większe prawa niż wolny a schorowany obywatel. Paranoja! Miejmy nadzieję, że nie dadzą mu do ręki ulubionych narzędzi - mógłby jeszcze nazbyt gorliwie dłubać przy korzeniach wspomnianego okiennego rusztu... 

Błędy ortograficzne w mediach - TVN24 (11 listopada 2005)
W Iraku zmarł człowiek nr. 2. Ma związek z trwającymi od 2 tygodni zamieszkami. 1000 zł na każdego nowozatrudnionego. W Sejmie "za" głosowało ..., przeciw ... Po nr, mgr, płk (w mianowniku) nie stawiamy kropek. Ładniej od dwóch tygodni (czekamy na... po 1 tygodniu). Popieram - nowozatrudniony, nowonarodzony, nowowybudowany, ale słowniki każą pisać rozdzielnie. Typowy błąd niekonsekwencji - za i przeciw powinny być w cudzysłowie.
Dwa dni póĽniej - Warmińsko-mazurska: zatrzymano czterech mieszkańców. Raczej Warmińsko-Mazurskie, chyba że to jakaś prowincja albo obłast'.
Tegoż dnia, w teleturnieju Kochamy polskie komedie, napisano na planszy - filip z konopii. Istotnie, redaktorzy odpowiedzialni za program wyrwali się jak filip (zając) z konopi i słuchy powinny im się powiększyć ze wstydu (jak nos Pinokiowi), aby sprawniej wychwytywać wszelkie słuszne głosy krytyki.
Na mojej witrynie zebrałem dziesiątki błędów ortograficznych popełnionych przez telestacje i prasę. Nie widzę poprawy, choć niedawno NIK pozytywnie oceniła media...
Media spełniają pożyteczną rolę w walce z błędami popełnianymi przez lekarzy, prawników, polityków i - z oczywistych powodów - nie zyskują poklasku krytykowanych grup społecznych. Czekamy zatem na dziennikarzy, którzy dostrzegając szkodliwy wpływ błędów (choćby ortograficznych) na czytające, słuchające i oglądające a urabiane masy, sami dobrowolnie nałożą na swój stan katalog kar za popełniane gafy. Czy poprą tę inicjatywę poloniści (w tym RJP i TMJP) oraz NIK? Telestacja popełnia błąd ortograficzny przy jednomilionowej oglądalności i losowo wybranym szkołom przekazuje słowniki o wartości 1000 zł, o czym informuje widzów (jeśli błąd popełniono na pasku u dołu ekranu i krążył tamże kilkanaście godzin, to i na pasku przez ten sam czas powinien ukazywać się tekst wyjaśniający powód zamieszczenia tej edukacyjnej informacji). Ale jak znam życie - media nie poprą owego pomysłu, zaś ani poloniści, ani instytucje zajmujące się ochroną naszego języka, ani Najwyższa Izba Kontroli, nie zajmą konstruktywnego stanowiska. I naród w dalszym ciągu będzie (bezkarnie) bombardowany błędami poważnego kalibru. A media nadal będą krytykować wszystkich dookoła, zaś siebie (jako największą władzę) pozostawią w błogim spokoju... 
No i 13 listopada obejrzeliśmy czwarte wydanie turnieju Eureko, ja to wiem. Po ubiegłotygodniowej przygodzie z paryskim kabaretem "Czerwony Młyn" nie było teraz o kasztanach ze słynnego paryskiego placu, ale poważne i trudne pytanie - Jak nazwano bunty chłopskie we Francji w 1789? (odpowiedĽ - Wielka Trwoga). Trwały ponad dwa tygodnie, czyli krócej niż obecne bunty imigrantów, podczas których podpalono tysiące samochodów (kilka dni temu ogłoszono z satysfakcją - zamieszki słabną, bo ostatniej nocy spalono tylko 400 aut). Miejmy nadzieję, że historycy tego wolnego narodu nie określą chuligańskich rozrób jako Największa Trwoga.
Inne pytanie - Jaka kurtyna dzieliła Europę na wolny Zachód i sowiecki Wschód? Oczywiście - żelazna, jednak pytanie niezupełnie precyzyjne, bowiem była sobie taka Albania oraz Jugosławia, które to państwa były niezbyt prosowieckie, a to drugie miało nawet wymienialną walutę, zaś obywatele mogli dość swobodnie wyjeżdżać na Zachód (i czynili to podobnie jak wolni dzisiaj Polacy, którzy w większości pracują jako gastarbeiterzy w zachodniej części Unii). Niewiele wniosło pytanie - Ile iglic ma Statua Wolności w Nowym Jorku? Okazuje się, że siedem. Można było skomentować, że owa siódemka reprezentuje kontynenty na naszym globie i wówczas edukacyjna wartość pytania znacznie by wzrosła.
Pani Ewa Gawryluk pyta - Ile osób dobrze odpowiedziało? Widzimy. Niestety - wytężam wzrok i nie widzę. Zresztą przez dwie sekundy większość telewidzów nie jest w stanie określić poprawnych/niewłaściwych proporcji. Jednak pani Ewa powinna podać wyniki.
Na koniec moje dwa pytania - dlaczego widownia klaszcze zawodnikowi, jeśli błędnie odpowiedział (albo wcale), wszak po przestrzeleniu karnego w piłce nożnej, kibicami pechowego strzelca targają różne uczucia, ale na oklaski jakoś im się nie zbiera... Może ktoś dyryguje widownianym towarzystwem niezupełnie z sensem? No i - dlaczego pytania są numerowane 1, 2, 3 itd. (bez kropki po liczbie), ale warianty odpowiedzi są oznakowane A., B., C. (z kropką po literze)? Błąd braku konsekwencji?

Gimnazjaliści a Moulin Rouge - Polsat (6 listopada 2005)
To już trzecie wydanie ciekawego teleturnieju "Eureko, ja to wiem!". Urocza pani świetnie sobie radziła z czytaniem roku z trzeciego tysiąclecia - "w dwa tysiące czwartym" (a nie jak większość z nas - "w dwutysięcznym czwartym"; wszak "w tysiąc dziewięćset trzydziestym dziewiątym", a nie "w tysięcznym dziewięćsetnym trzydziestym dziewiątym").
Pytania zahaczały o współczesne twarde realia - czym zajmuje się bukmacher (odpowiedĽ - zakładami). Można zajrzeć do słownika Kopalińskiego, który wyjaśnia: "bookmaker - osoba trudniąca się prywatnie (i nielegalnie) zawieraniem z publicznością zakładów...", czyli sugeruje, że jest to dyskretny krętacz i przestępca (a jego klienci?). Słowniki zwykle podają bukmacher, co jest jednak dziwne - z języka angielskiego powinno być bukmaker, zaś z niemieckiego - buchmacher. I mamy... językowy mieszaniec.
I podchwytliwe pytanie dla gimnazjalistów - "z jakim kolorem kojarzy się kabaret Moulin-Rouge?". (Poprawnie jednak bez dywizu). Jeśli ktoś nie zna francuskiego (języka), to obstawiał różowy (a tu... czerwony). Spośród masy potencjalnych pytań, wybrano pytanie w dwójnasób nietaktowne - język francuski nie jest powszechnie znany i tego typu pytania faworyzują wąskie grupy gimnazjalistów. No i powinno być stosowne do wieku zawodników. Powinna być sprawdzana wiedza ogólna (uczniów), wartościowa (dla milionowej widowni) i niekontrowersyjna (dla zawodników i widzów). Nie został tu spełniony żaden z trzech podanych warunków. Czy we Francji zapytają - z jakim kolorem kojarzy się Plac (wg słowników - "plac") Czerwony (czytany po rosyjsku)? Następnym razem proponuję zadać równie nastrojowe pytanie (w ramach kontynuacji propagowania rozrywkowej kultury wiodącego europejskiego narodu) - "z jakim placem kojarzą się kasztany?".
Niefortunna była składnia pytania - którego gazu jest najwięcej w suchym powietrzu? A gdyby tak - którego narodu (metalu; której cieczy, energii; których ssaków, samochodów) jest najwięcej? Google nie notują ani jednego podobnego przykładu, ale ów zarzut jest najmniej istotny.
Po turnieju, na końcu prezentacji osób i firm uczestniczących w realizacji programu, typowy błąd - Telewizja Polsat S.A. Rada Języka Polskiego usilnie walczy na swej witrynie z kropkami (powołując się na słownik z 1997), ale redakcje wolą kropki (choć U.S.A. jednak nie pisują).

Najtrudniejsze województwo - Polsat (30 paĽdziernika 2005)
Wyemitowano drugie teleturniejowe spotkanie "Eureko, ja to wiem!" z udziałem gimnazjalistów z (tym razem) województwa zachodniopomorskiego. Właśnie - sympatyczna prowadząca a aktorka, zapowiedziała tę nazwę, ale u dołu ekranu zaserwowano podwójny błąd: "zachodnio-pomorskie". Otóż piszemy bez dywizu oraz od wielkiej litery, zatem "Zachodniopomorskie". Owszem, można było napisać "województwo zachodniopomorskie" (bo w taki dziwnawy sposób proponują autorzy słowników pisać nazwę własną) albo jedynie "Zachodniopomorskie". Aby w pełni dostrzec krnąbrność naszego języka, nadmienię, że piszemy "ZachodniopomorskiE", ale "w ZachodniopomorskiEM", co nie jest najłatwiejsze, jednak na szczeblu znakomitej redakcji (która przekazuje ciekawostki i cenną wiedzę milionom telewidzów) te subtelności powinny być dostrzegane... Jednak, aby całkowicie nie pogrążać szanownej redakcji, podam, że imaż znakomitego polonisty został uwieczniony przy równie błędnej nazwie "woj. zachodnio-pomorskie" (http://www.mirnal.neostrada.pl/tmjp.jpg; inne błędy - http://www.mirnal.neostrada.pl/bwTMJP.html). Błąd zapewne został zasugerowany (poprawnymi!) formami - "województwo warmińsko-mazurskie" oraz "województwo kujawsko-pomorskie". Z tego płynie oczywisty wniosek - nazwa omawianego województwa (pośród kilkunastu największych jednostek podziału administracyjno-terytorialnego w Polsce) jest najtrudniejszą nazwą pod względem ortograficznym... Z żadną inną "wojewódzką" nazwą, redakcja nie będzie miała już podobnych kłopotów.
A przy okazji - podając aktualne wyniki (przy imionach), można byłoby podawać również maksymalną punktację możliwą do uzyskania. No i po ogłoszeniu prawidłowej odpowiedzi - słabo widoczne są kolory symbolizujące poprawne/błędne odpowiedzi (ni to staromodne tarki, ni to nowoczesne grzejniki łazienkowe) zawodników. Do pełni szczęścia brakuje mi informacji (w procentach albo w ułamku właściwym) o poprawności udzielonych odpowiedzi ("wskaĽnik poprawności").
Dwa dni wcześniej, na pasku z wieściami serwowanymi przez TVN24, przez kilkanaście godzin krążyło zdanie krytykujące stanowisko Iranu (wymazanie Izraela z mapy świata) - Szef dyplomacji Stolicy Apostolskiej nazwał tą wypowiedĽ "szczególnie groĽną i nie do przyjęcia". Czym wytłumaczyć aż tak długotrwałe molestowanie ocząt i półkul telewidzów błędną formą zaimka? Przecież media kształtują poglądy mas i nie jest obojętne dla odbiorcy, czy w dziedzinie języka ojczystego popełniane są uchybienia... Są procesy o odszkodowania za błędy popełniane w branży lekarskiej, konstrukcyjnej, wojskowej, ekonomicznej. Ciekawe, kiedy pierwszy zirytowany czytelnik (albo instytucja, np. NIK, RJP, TMJP) poda (w końcu) do sądu nazbyt błądzącą telestację? Dlaczego dziennikarze wywlekają błędy przedstawicieli rozmaitych zawodów, ale sami są poza poważnymi kontrolami swego językowego warsztatu?
Pracoseksoholizm nie jest przestępstwem... - Gazeta Wyborcza (28 paĽdziernika 2005)
Umorzono śledztwo w sprawie seksafery we wrocławskim komisariacie Psie Pole Osiedle. Nie ma dowodów na to, że 20-letnia kobieta była przymuszana do współżycia z policjantami. Prokuratura stwierdziła, że uprawianie seksu w pracy nie jest przestępstwem.
I ja się dowiaduję o tym po pięćdziesiątce? Dlaczego wcześniej nie było takiej wykładni? Przecież nawet ludowy (za Gierka) sąd podałby chyba taką konkluzję - no bo co w rozumowaniu prawników zmieniło się przez ćwierć wieku? Teraz każda uczelnia, stocznia, kopalnia, huta czy tartak będzie się zastanawiać (męska część załogi) nad sprowadzeniem uroczej nimfomanki i włóczeniem jej po katedrze, pochylni, sztolni, walcowni czy wedle traka oraz wedle uznania, zdrowia (i ewentualnej kasy) panów, którzy zamiast zaciągać się dymem z papierosa, zaciągać będą pannę na zaplecze, choć nie jej plecami będą zaintrygowani...
Dziesiątki lat rozpisywano się o zakazie picia alkoholu, ale żaden sąd ani związek zawodowy nie zasugerował przyjemniejszej (a niezakazanej!) rozrywki dotyczącej słowa po "zakazie". Może gwałtownie spadłoby spożycie wódy w pracy (i w drodze do niej), komuna upadłaby znaczenie wcześniej (bo budżet opierał się na półlitrówkach), a Włosi i Hiszpanie zaniepokojeni byliby wyśrubowaną słowiańską statystyką, która wprawiłaby w prawdziwe zakłopotanie te gorące narody. Właściwie - co nie jest zabronione jest dozwolone. Może istotnie należałoby skorzystać z owej (wydawałoby się wyświechtanej) zasady...
W ostatnich latach obserwujemy zmiany w obyczajach - można palić, ale tylko w wyznaczonych miejscach, co gwarantuje zbiorowy układ pracy. Cóż stoi (sic!) na przeszkodzie, aby związki zawodowe podpisały zbiorowy układ towarzyski i wygospodarowały różowe pomieszczenia dla dżentelmenów, którzy pełną dniówkę wykonali w 7 godzin i mają jeszcze niespożyte siły? Przecież uprawianie tytoniu i konsumpcja papierosów niemal niczym nie różni się od uprawiania seksu i konsumpcji nimfy. Sam niezawisły sąd tak ocenił i wskazał szerokie możliwości wykorzystania prawa (i pań) w tym zakresie...
Ale co z kierownikiem? Ma nienormowany czas pracy i może się okazać, że to on najczęściej dobija się do różowych odrzwi, i kiedy reszta pada na swoją twarz, on pada na mniej inteligentne fragmenty cudzego ciała... Albo nagle okaże się, że senni faceci, co nigdy nie udzielali się w nadgodzinach tudzież w wolnych dniach, nagle z niezrozumiałą nadgorliwością tłumaczą małżonkom, że jednak trzeba dawać firmie z siebie znacznie więcej...
A co sądzi o panience jej rodzina? Jaka ona zaradna i daleko zajdzie? Że podczas rekreacyjnych zajęć załatwi coś dla siebie i rodziny? A jeśli zajdzie, ale nie w drabince społecznej? Jeśli masowa rekreacja zamieni się w jednorazową prokreację?
Nazwa dzielnicy nawiązuje do bohaterskich naszych przodków - patrzą ci oni z nieba na prawną wykładnię i oczy przecierają w dwójnasób ze zdumienia (skoro innych organów nie mogą już przetrzeć)? Jaki epitet jest damskim odpowiednikiem czworonoga symbolizującego słynne podwrocławskie pole?
A co o swych ojcach, mężach i braciach sądzą (bo co sąd, to wiemy) ich rodziny? A podatnicy, którzy płacą (może niezbyt wiele), jednak za innego rodzaju drążenie (śledczych tematów). A co z nimbem niebieskiego munduru - może był zdejmowany w frywolnych momentach i (na szczęście) nie doszło do profanacji?
Monika (imię zmienione) odwiedzała wrocławski komisariat w ubiegłym roku przez sześć miesięcy. Uprawiała seks z funkcjonariuszami, biegała nago po komisariacie, bawiła się bronią jednego z nich. Policjanci robili zdjęcia.
Dlaczego zmieniono imię? Czyżby półroczna bezwstydnica, wstydziła się ujawnić swe imię, choć bez żenady ujawniała wszystko (poza swymi danymi osobowymi!), w szczególności szczegóły powłoki doczesnej, danej jej przez naturę (rozumu jednak zdecydowanie poskąpiono)...
Nawiązując tematycznie do udostępnionej broni, redakcja mogła ją nazwać po prostu Bronia. I tekst nawiązujący do fotek - Broni u nas dostatek. Wala (też dość ładne imię, ale w innych gramatycznych przypadkach mogłoby wydawać się nazbyt figlarne) się wręcz po stołach. Wręcz bilet NBP, a wielodostęp zapewniony. Osprzęt policjantów ciągle na chodzie i o niezłym kalibrze (jak rzadko w której komendzie). Niemal codzienne ćwiczenia z Bronią - która z komend ma lepsze wyniki?
Policjant, z którego pistoletem sfotografowana została Monika, stanie przed sądem oskarżony o przekroczenie uprawnień i ujawnienie tajemnicy.
I sugerowany podpis pod zdjęciem - Policjant nie żałuje broni, a i Broni niczego nikt nie broni. On zdradził jej tajemnicę służbową, ona jemu - osobistą...
Uprawienie [raczej Uprawianie] seksu w pracy nie jest przestępstwem. Nie ma dowodów na to, aby kobieta była do tego zmuszana w jakikolwiek sposób - powiedział rzecznik prokuratury. Dodał, że prokuratura - z oczywistych względów - nie zajmowała się oceną moralną całego zajścia.
Jednak to raczej służba, niĽli praca, i to w zobowiązującym mundurze z orłem w koronie. Bodaj w każdym pomieszczeniu znajduje się godło państwowe. To gdzie uznano by owe figle za przestępstwo, jeśli nie tam?
Czy zbadano wątek podkupywania dziewczęcia przez funkcjonariuszy państwowych bez uiszczania podatku? Nie jest to przypadkiem wykroczenie? A może poloniści uznają, że półroczne całokroczne udostępnianie dolnokończynowego zawiasu służącego zwykle do stawiania kroków, to także "wykroczenie"? Jak "tarcie" i "wytarcie"? Ponieważ omawiane (wy)czyny odbywały się zwykle po godzinach normalnej pracy, zapewne następnego dnia szef chwalił swych podwładnych - aleście wczoraj spory kawał roboty popchnęli. Albo zachęcał swych pracowników - może byście w końcu coś ruszyli wieczorem?!
Telewizyjny Wydział Śledczy W11 zbytnio obfituje w "mięsiwo" (rzucane a "wypipane" ze względu na uszy telewidzów), natomiast komendzie na Psim Polu udało się połączyć owe cudzysłowy w bardziej ekscytujący, wręcz namacalny (sic!), związek...
Z oczywistych powodów prawnicy nie zajęli się moralną stroną "całego zajścia" (określenie to sugeruje osamotniony incydent, nie zaś wielomiesięczną praktykę przerwaną wścibstwem gazety, która już skomplikowała życie producentowi filmowemu Lwowi, zaś teraz popędziła mniejszego kota fotogenicznemu kociakowi), zatem spróbowałem ich w tym zastąpić, ubolewając, że nad Odrą mieszkają bardziej wyzwolone panny niż nad Bałtykiem...
Jeśli takie dziwy (sic!) bywają w komendach policji (gdzie najwyższy priorytet, niejako z definicji, ma przestrzeganie zasad prawa i jego siostry - moralności), to co dzieje się w urzędach, redakcyjnych biurach, na uczelniach i w koszarach?

Mirosław Naleziński, Gdynia
www.mirnal.neostrada.pl     

AKTUALNOŚCI PAŹDZIERNIKOWY MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGI
AKTUALNOŚCI WRZEŚNIOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGI
AKTUALNOŚCI SIERPNIOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGI
AKTUALNOŚCI CZERWCOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGI
AKTUALNOŚCI MAJOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGI
AKTUALNOŚCI KWIETNIOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO

Patologia systemu sądownictwa - cykl artykułów rozpoczynamy od listu czytelnika...

Zapraszamy wszystkich sędziów, prokuratorów, adwokatów, polityków i resztę urzędniczego "badziewia" zamieszanego we wszelkie oszustwa do ogólnopolskiej "czarnej listy Raczkowskiego"... 
miłego towarzystwa wzajemnej  adoracji ...
tym samym dochodzimy do setna sprawy, czyli "Raportu o stanie sądownictwa polskiego"

Niezależne Czasopismo Internetowe 
"AFERY - KORUPCJA - BEZPRAWIE" 
Ogólnopolskiego Ruchu Praw Obywatelskich 
i Walki z Korupcją.
prowadzi: (-)  ZDZISŁAW RACZKOWSKI
Dziękuję za przysłane teksty opinie i informacje. 
www.aferyprawa.com  

    uwagi i wnioski proszę wysyłać na adres: Z.Raczkowski@aferyprawa.com 

WSZYSTKICH SĘDZIÓW INFORMUJĘ ŻE PROWADZENIE STRON PUBLICYSTYCZNYCH
JEST W ZGODZIE z  Art. 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ 
1 - Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji. 
2 - Cenzura prewencyjna środków społecznego przekazu oraz koncesjonowanie prasy są zakazane.
ponadto Art. 31.3
Ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądĽ dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób. Ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i praw.
 

zdzichu

Komentarze internautów:

Komentowanie nie jest już możliwe.

~Mohammed
24-12-2014 / 09:20
At last, soenmoe" rel="nofollow">rnlusrtbrm.com">soenmoe who comes to the heart of it all