Imieniny:

AferyPrawa.com

Redaktor Zdzisław Raczkowski ujawnia niekompetencje funkcjonariuszy władzy...
http://Jooble.org
Najczęściej czytane:
Najczęściej komentowane:





Pogoda
Money.pl - Kliknij po więcej
10 marca 2023
Źródło: MeteoGroup
Polskie prawo czy polskie prawie! Barwy Bezprawia

opublikowano: 26-10-2010

AFERY PRAWO MIROSŁAW NALEZIŃSKI BŁĘDY I WPADKI KACZKI DZIENNIKARSKIE W GAZETACH I TVP TVN POLSAT

Media w Polsce i na świecie - lutowy cykl krytyczno-informacyjny Mirosława Nalezińskiego

www.mirnal.neostrada.pl

Dzień Świszcza
Z niemałym zdumieniem dowiedziałem się 3 lutego 2009 (rano, TVN24), że Dzień Świstaka obchodzony corocznie 2 lutego, powinien nazywać się... Dniem Świszcza.
Świszcz (Marmota monax) - duży gryzoń z rodziny wiewiórkowatych (największy z przedstawicieli rodzaju Marmota). W przeciwieństwie do większości przedstawicieli tego rodzaju jest zwierzęciem nizinnym. Zamieszkuje Amerykę Północną.
To do niego nawiązuje słynna amerykańska komedia romantyczna "Dzień Świstaka" (ang. "Groundhog Day") z 1993 roku (reż. Harold Ramis). Prezenter prognozy pogody wyjeżdża do miasteczka Punxsutawney. Ma zrelacjonować przebieg corocznego święta zapowiadającego nadejście wiosny (jednak Dzień Świszcza). Pod koniec dnia dochodzi do wniosku, że to był najgorszy dzień w jego życiu. Kiedy budzi się następnego ranka orientuje się, że ponownie przeżywa to samo - pętla czasu zamyka się, a dzień 2 lutego trwa w nieskończoność. Historia powtarza się jeszcze wiele razy, zanim bohater filmu nie zmieni się na lepsze.
Świstak alpejski (Marmota marmota) oraz świstak tatrzański (Marmota marmota latirostris) - duże gryzonie z rodziny wiewiórkowatych. Zamieszkują (oczywiście) Alpy i u nas jedynie wysokie rejony Tatr. Świstak po angielsku to "whistler, marmot, woodchuck", zatem widać, że niefortunnie przetłumaczono tytuł filmu; zresztą cała ta błędna sprawa została fatalnie ugruntowana znacznie wcześniej... Do tego stopnia, że niemal nikt z rodaków nie zna zwierzęcia o nazwie świszcz.
Wikipedia - Dzień Świstaka, właściwie Dzień Świszcza (z ang. "Groundhog Day") - doroczne święto obchodzone 2 lutego w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, którego bohaterem jest świszcz (wbrew popularnemu w Polsce wyobrażeniu nie chodzi tu o świstaka). Jeżeli w tym dniu zwierzę zobaczy swój cień, co sprawdza się wyciągając zwierzę z nory, zwiastuje to jeszcze sześć tygodni zimy. Jeśli nie, to oznacza, że wiosna jest już blisko. Przepowiednia ta sprawdza się w około 50% przypadków, co w praktyce oznacza zupełny przypadek.
Skoro w Alpach żyje świstak, nie zaś świszcz, zatem to jednak świstak zawija w sreberka... A od którego zwierzaka pochodzi nazwa www.swistak.pl? Pewnie również od alpejskiego (lub tatrzańskiego) świstaka; powiedzmy - od... europejskiego.
Hasło "świszcz" jest nieznane pośród Polaków (także współautorów poradników językowych) - Onet nie notuje ani w encyklopedii, ani w słownikach. "Wielki słownik ortograficzno-fleksyjny" (2001) ma wprawdzie wyraz "świszcz", ale tylko jako... tryb rozkazujący od "świszczeć".
"Inny słownik języka polskiego" (2000) ma tylko hasło "świstak" (czytamy - "gdy czuje się zagrożony, wydaje głośny świst"). Ma wprawdzie wyraz "świszcze", jednak również tu nie chodzi ani o jednego świszcza, ani o dwa świszcze, ani nawet o parę świszczy lub świszczów, lecz w zdaniu - "Jeśli świstak świszcze, to wydaje wysoki, przenikliwy głos" chodzi o... świstanie. Ponieważ "on, ona, ono świszcze" (albo "śwista") pochodzi od bezokolicznika "świstać", ale "on, ona, ono świszczy" pochodzi od "świszczeć", przeto "świstak śwista, nie zaś świszczy", natomiast "świszcz świszczy, nie zaś śwista"...
Jakby na zawołanie... Otóż 1 lutego zamieszczono wyjaśnienie Poradni Językowej dotyczące rozmaitego rozumienia wyrazów.
W podręcznikach dość często uczymy czegoś, co nie znajduje odzwierciedlenia w języku potocznym. Na przykład przedmiot, który zwykły człowiek nazywa niewypałem, dla specjalisty jest niewybuchem, a o tym, co każdy Polak nazywa akacją, specjaliści mówią robinia albo grochodrzew. Język oddaje nienaukowy, antropocentryczny obraz świata. Obraz ten zmienia się wolno, ponieważ służy innym celom niż naukowy opis rzeczywistości. Dlatego Pluton dla wielu z nas jeszcze długo będzie planetą, grzyby jeszcze długo będą należeć do roślin, a królik jeszcze długo będzie gryzoniem (a nie, jak chcą teraz zoologowie, zajęczakiem). Ważne jest, że naukowy obraz świata nie jest "lepszy" od potocznego i vice versa. One po prostu służą innym celom.
Mamy również błędnie przyjęte słowo "wieloryb". Wiele wskazuje na to, że także pozostanie uwieczniony po wsze czasy błąd "Dzień Świstaka" zamiast "Dzień Świszcza"... Google wykazują "dzień świstaka" - ok. 420 tys., zaś "dzień świszcza" - jedynie niemal 700, czyli na jedną poprawną wypowiedź przypada... 600 błędnych. O czym to świadczy???
A za rok będziemy znowu obchodzić "Dzień Świstaka" (nie zaś "Dzień Świszcza")...

Poniżenie twórcy na własne życzenie
Pewna pani (nazwijmy ją MCh-P) przez parę miesięcy produkowała się na forum Politechniki Gdańskiej www.nasza-klasa.pl pisując tamże na wątku poświęconemu żartom pod wielce atrakcyjną nazwą "Najdowcipniejszy z wątków".
Kiedy zainspirowany tą twórczością, postanowiłem przenieść (jako dziennikarz obywatelski) na www.salon24.pl co ciekawsze żarciki kilkorga najpracowitszych osób (jednak przez grzeczność podpisywałem je tylko inicjałami), pani ta zauważyła efekty swojej działalności na obcym sobie forum, zreflektowała się i oprotestowała dalsze kolportowanie dowcipów w rodzaju - http://nasza-klasa.pl/school/ 60802/forum/145?page=197 (polecam zwłaszcza czwarty od dołu na tej stronie). Nagle dostrzegła swój medialny błąd i zaczęła zacierać ślady swej nieeleganckiej działalności - zlikwidowała swoje konto (jednak teksty... pozostały) i zagroziła na S24, że naśle na mnie Policję i swojego prawnika. Prawnik okazał się skuteczny - artykuł zdjęto z Salon24. Co ciekawe, cytaty na NaszaKlasa mają tę interesującą właściwość, że nie są z nich całkowicie usuwane dane osobowe (pod skasowaną fotką znika wprawdzie imię i nazwisko, które są zastąpione przez informację "Konto usunięte", jednak w cytatach poczynionych tamże przez inne osoby można znaleźć dane cytowanego autora, choć on już zlikwidował konto; można to uznać za błąd w procedurach NK i pewnie zostanie to kiedyś zmienione).
Przy okazji powstaje problem prawny - czy Adam Mickiewicz mógłby zaprotestować przeciwko zamieszczaniu na internetowym forum w Rosji swoich sonetów, które opublikował już na forum w Szwajcarii? Czy Juliusz Słowacki mógłby skrytykować Mistrza na innym forum, cytując choćby fragmenty sonetów? No bo jak omawiać pewne zjawiska językowe, literackie, matematyczne, etyczne, społeczne, czy ekonomiczne bez zacytowania osób ofiarnie pisujących na rozmaitych forach? Dlaczego twórca udzielający się na forum A chce nasyłać Policję na krytyka albo fana działalności owego twórcy na forum B? Czy autor zamieszczający teksty na forum A może mieć pretensje, że ktoś jego cytuje na forum B bez jego zgody (komentując głębokie lub płytkie wartości dorobku)?
Na czym tu polega pomawianie twórcy, czy nawet poniżanie (bowiem taki zarzut stawia pani Magda)? Czytelników p. Magdzie znakomicie przybędzie, jeśli obok forum A będzie można zapoznać się z poglądami p. MCh-P również na forum B, przy czym na tym drugim można zapoznać się ze streszczeniem twórczości autorki oraz z oceną wyrażoną kulturalnym językiem, co nie jest charakterystyczne dla wielu portali. Przecież ja napisałem setki artykułów i każdy kto zechce może je omawiać na swoich portalach, byle nie fałszował oryginalnych wpisów. Wszak każdy bierze odpowiedzialność za swoje poglądy i swoje opinie.
To raczej niepodawanie (zatajanie) danych osobowych autorów tekstów jest zabronione w świetle prawa autorskiego... Ja nie mam nic przeciwko, aby ktoś zamieścił mój artykuł i go omówił (nawet krytycznie), bowiem biorę odpowiedzialność za moje teksty. Niestety, wielu użytkowników pisuje różne mądrości i... bzdety firmując je swoimi nazwiskami lub nikami, ale po pewnym czasie zapewne wstydzą się swych dokonań i mają pretensje nie do siebie, ale do osób omawiających poruszane tematy. Niewątpliwie lepiej mają anonimi, bowiem za parę lat trudno będzie przyporządkować im znalezione w internecie poglądy; więcej ryzykują osoby podpisujące się prawdziwymi danymi lub osoby wprawdzie ukryte pod nikami, jednak identyfikowalne.
Co ciekawe, owa pani jest typową hipokrytką - na NaszaKlasa jeździ po moim nazwisku jak po łysej kobyle, rozpowszechnia ponadto nieprawdę, że założyłem sobie kilka kont, z których obmawiam tamtejsze szlachetne a obywatelskie towarzystwo i przyczyniła się do zablokowania tamże mojego konta (po wyjaśnieniu, że od tygodnia nie dokonałem tam ani jednego wpisu, admin NK odblokował je) - http://nasza-klasa.pl/school/ 60802/forum/396?page=10; zatem owa pani zarzuca mi dokładnie to, co sama tam czyni, z tym że ja mam do niej pretensje wyłącznie w zakresie wypisywania kłamstwa, że rzekomo piszę na NK z paru kont. Ponadto na NK omawiane są (także przez ...prawomyślną p. Magdę) moje różne teksty z innych portali i jakoś to tam uchodzi. Natomiast na S24 to jest surowo wzbronione... Moderator S24 natychmiast reaguje na protesty prawnika p. Magdy, natomiast jego odpowiednik na NK nie dostrzega problemu, choć dopiero to tamże leci mięsiwo i pomówienia, w czym aktywnie uczestniczyła p. Magda (popierała młodych a nowoczesnych twórców w ich wojowniczym toczeniu dyskusji nt. śmiałego języka i interpretacji przysięgi studenckiej).

Oto przepisy, na które powoływał się prawnik praworządnej p. Magdy, a które przekonały admina S24 do skasowania wątków nawiązujących do twórczości tej pani...

Art. 212. § 1. Kto pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną nie mającą osobowości prawnej o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności, podlega grzywnie, karze ograniczenia albo pozbawienia wolności do roku.

§ 2. Jeżeli sprawca dopuszcza się czynu określonego w § 1 za pomocą środków masowego komunikowania, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

Zacytowałem jej najpikantniejsze kawały i ustosunkowałem się do nich. Jeśli ktoś publicznie zamieszcza teksty, to musi się liczyć z ich omówieniem, także na innych forach. Jeśli ktoś zamawia piwo, to musi się liczyć, że zinterpretują to jako rzymski salut. Jeśli ktoś dokonuje nagrania ubliżania nauczycielowi i zamieszcza w internecie, to czy na podstawie poniżej zacytowanego prawa, może nasyłać Policję na użytkownika, że ten ośmielił się upublicznić jego dokonania?
Kto zna wykładnię omawianego problemu? Kto jest winien - autor skandalu, czy krytyk zjawiska? Dobra osobiste obywatela, który sam o swoją renomę kiepsko dba na (publicznym!) forum A kontra wolność słowa obywatela z forum B. Twórca dobrowolnie zamieszcza teksty, komentator zaś je dobrowolnie cytuje i komentuje. Przecież po to również wynaleziono internet i fora.
Może niech autorzy sami zadbają o swoją godność w sposób uniemożliwiający jej ośmieszanie przez osoby trzecie i procesowanie się z powodu rzekomego poniżania lub narażania na utratę zaufania publicznego? Sądy mają i bez tego sporo do zrobienia - po cóż im dodawać roboty z powodu własnej niefrasobliwości?
W latach wojny również okupanci dochodzili do wniosku (kiedy grunt im zaczął palić się pod nogami), że należy niszczyć ślady swej niegodnej działalności, ale czy to oznacza, że nie mamy prawa wyciągać ukrytych w sztolniach, jeziorach, wrakach śladów ich poczynań? A może ich prawnicy mają prawo wygrażać się, że za poniżanie w opinii publicznej osób żałujących swej działalności należy demaskatorów pociągać do odpowiedzialności karnej?
PS Pani Magda jest autorką wydanej książki z dziedziny księgowości komputerowej i powinna znać prawo autorskie. Straszenie Policją jest bezprawne w opisanej sytuacji.

Eskwincja
Pyta czytelnik - "Co znaczy słowo eskwincja. Google zwracają zero trafień".
Odpowiada prof. Mirosław Bańko (Poradnia Językowa PWN, 11 lutego 2009) - "Nie udało się nam znaleźć tego słowa w słownikach ani w korpusie PWN. To, że nie ma go w internecie, można przytaczać jako przestrogę dla tych, którzy sądzą, że w internecie jest wszystko. Niby wszystko tam jest, a eskwincji nie ma... Ale za kilka tygodni, gdy wyszukiwarki zindeksują Pana pytanie (i moją niby-odpowiedź), eskwincja w internecie już będzie!".

Panie Profesorze!
Zdaje się, że nie docenia Pan Googli ("Ale za kilka tygodni, gdy wyszukiwarki zindeksują Pana pytanie"). Otóż już jest omawiany termin (eskwincja) w nader błyskawicznym terminie w Googlach!
Spolszczona nazwa jest o tyle ciekawa, że wielu polonistów uważa, że najpierw w polszczyźnie funkcjonuje obca nazwa (np. e-mail, corner, image, dealer, diesel, billboard, exodus, zeppelin, scrabble, puzzle, Zürich), aby po latach stopniowo przechodzić w spolszczone formy (mejl, imejl, emajl; korner, imaż, diler, dizel, bilbord, eksodus, cepelin, skrable, puzle, Curych - niektóre formy podałem jako rozsądne a pobożne życzenia). A w tym przypadku już mamy polski odpowiednik! Niejako na przełaj i to jakże przyjaźnie spolszczony, choć w wielu przypadkach wyrazy nie są aż w tak sympatyczny sposób przyjmowane do polszczyzny przez dziesiątki lat! Można zapytać - gdzie sprawiedliwość?! Otóż nie ma jej, jak w każdej innej dziedzinie...

PS O sprawności Googli może świadczyć i to, że dzisiaj (12 lutego rano ok. godz. 7) Poradnia Językowa PWN omyłkowo ponownie nadesłała omawiane pytanie i wyszukiwarka ok. godz. 18 miała jedynie wczorajszą poradę, natomiast ok. godz. 20 miała już obie). Skręcenie (hiszp. esguince, łac. distorsio) - uraz polegający na przekroczeniu fizjologicznego zakresu ruchu w stawie.

Kasanowa z Curychu
Dawno nie zaglądałem na stronę RJP. Zmieniono szatę graficzną i organizację zwiedzania witryny. Chciałem zorientować się, co nowego w uchwałach ortograficznych, bowiem pamiętałem, że zapoznałem się z dziesięcioma, które zostały wpisane w latach 1997-2002. Niestety, żadnych nowych uchwał nie zamieszczono. Ciekawe dlaczego? Dziesięć w ciągu pięciu lat (większość w drugiej połowie tego okresu) i żadnej przez kolejne 7 lat? Z czego wynika ten zastój - brak pomysłów, brak motywacji, brak chęci? A może kryzys ogólnoświatowy? Ale ten mamy od paru miesięcy dopiero...
A można byłoby zająć się słowami typu blog, bowiem zdania pośród profesorów są podzielone - jedni uważają, że w dopełniaczu powinno być blogu, inni - bloga. Także co do biernika zdania są dwojakie, bowiem część uważa, że prawidłowo jest blog, część zaś - bloga. Teraz jest co prawda po ptakach, ale kiedy to słowo wchodziło na (internetowe) salony, to należało w akademickim zaciszu przedyskutować wszechstronnie temat i wydać kolejną (właśnie!) uchwałę ortograficzną. Być może nie doszłoby do narodowego dyktanda (jesień 2006), które wielu rodaków rozczarowało tytułem - Z bloga drzewiarza (subtelniej - Z blogu drzewiarza). Czasami krytykuje się pilota (kierowcę, kolejarza, lekarza), że w sposób nieprzemyślany podjął decyzję, co doprowadziło do tragedii. W przypadku przyswajania obcych wyrazów w naszym języku (w tym ich deklinacji) wielu Polaków odpowiedzialnych za język nie reaguje we właściwy sposób, a profesje, które reprezentują nie są na tyle ważne, abyśmy mówili o dramatach po ich błędach...
Nie można także nie zauważyć, że podczas zmian w imażu witryny, wkradły się pewne błędy (na szczęście nie językowe). Otóż na http://rjp.pan.pl/index.php? option=com_content&task= category§ionid=14&id=39& Itemid=68 widzimy z lewej strony spis -
Uchwała ortograficzna nr 1
Uchwała ortograficzna nr 2
Uchwała ortograficzna nr 3
Uchwała ortograficzna nr 4
Uchwała ortograficzna nr 5
Uchwała ortograficzna nr 5
Uchwała ortograficzna nr 7
Uchwała ortograficzna nr 8
Uchwała ortograficzna nr 9
Uchwała ortograficzna nr 10
z podwójną obecnością uchwały numer 5 (brak nr 6), zaś z prawej strony widzimy podobny zestaw, jednak aż 11 uchwał ( bowiem nr 7 zamieszczono tam... podwójnie).
Jednak to nie koniec niespodzianek - klikając na uchwała nr 4 widzimy tekst uchwały nr 3 (oczywiście pod swoim numerem także ona tam występuje) -
UCHWAŁA ORTOGRAFICZNA NR 3 RADY JĘZYKA POLSKIEGO W SPRAWIE ZAPISU NIEMIECKICH LITER Ü, Ö, Ä (PRZYJĘTA NA XI POSIEDZENIU PLENARNYM DN. 20 LISTOPADA 2001 R.) - Niemieckie litery ü, ö, ä można w tekstach polskich pozostawiać bez zmian lub zapisywać jako ue, oe, ae
Skoro o tej uchwale - przesadzono z wersalikami i brak kropki na jej zakończenie. A jeśli chodzi o logikę oraz o lapidarność wypowiedzi, to wystarczyłoby napisać krócej - Niemieckie litery ü, ö, ä można w tekstach polskich zapisywać jako ue, oe, ae.
Klikając na zdublowany link uchwała nr 5 otrzymujemy na ekranie uchwalę nr 6, wchodząc zaś na uchwała nr 10 widzimy tekst uchwały nr 9 (po raz drugi, bowiem ta uchwała występuje już wcześniej pod swoim numerem). Jeśli skorzystamy z prawego zestawu, to klikając na uchwała nr 7 mamy tekst uchwały nr 6.
Reasumując - pośród opisanego twórczego bałaganu nijak nie można znaleźć uchwał nr 4 oraz nr 10...
Nawiązując zaś do istoty uchwały nr 3, przypominam sobie program telewizyjny z udziałem prof. Miodka, w którym omawiał nazwę szwajcarskiego miasta Zürich. Szkoda, że przy okazji nie wspomniał o jeszcze jednej możliwości zapisu w polskich tekstach (opartej właśnie na uchwale nr 3) - Zuerich, choć osobiście wolałbym pisać Zurich, czyli po niemiecku, lecz z zubożonymi umlautami (wszak Niemcy zamiast Łódź pisują Lodz). Profesor uważa ponadto, że po polsku błędna jest forma Zurich, bowiem powinniśmy pisać Zurych. Moim zdaniem, jeśli już spolszczamy tę nazwę, to dlaczego połowicznie (tylko drugą część)? Poprawne (a pełne!) spolszczenie to Curych. I tak właśnie jest po czesku. Na cześć włoskiego słynnego podrywacza o nazwisku Casanova mamy polski odpowiednik uwodziciela - casanowa (odnotowany przez szereg słowników), choć to przecież także tylko połowiczne spolszczenie (jak i omawianego miasta); po polsku wyłącznie - kasanowa.

Montgolfiery na festiwalu
Reuter (zwany zwykle Reutersem) donosi - "Festiwal latarni na Tajwanie", ale w tekście "Na Tajwanie po raz kolejny obchodzono festiwal latarń". Można na dwa sposoby, jednak w jednym tekście Reuter mógłby stosować jednolitą szkołę... I tak dobrze, że piszemy Tajwan i Tajpej (nie - Taiwan i Taipei), choć nadal mamy we wzorcowej polszczyźnie dziwny wyraz e-mail przyjety uchwałą nr 7 przez RJP... Wiele rzeczowników typu "kawiarnia, piekarnia, kopalnia" można w mnogim dopełniaczu pisać na dwa sposoby (-ni, ), ale ze stoczniami mamy nie tylko gospodarcze problemy, wszak nie piszemy "bez polskich stoczń nie ma gospodarki morskiej", choć można pisać "bez polskich kopalń nasza gospodarka upadnie".
Zatem media donosiły dwa tygodnie temu, że "setki latających świateł poszybowało do nieba z życzeniami". No tak, pewnie więcej niż setki, na pewno nie poszybowały (wszak mają napęd - są na ogrzane powietrze) i na pewno do nieba nie dolecą. Ale takie nieprawdziwe przekazy są całkiem sympatyczne. Tak więc Tajwani* wysyłają w niebo swoje życzenia podczas pierwszej pełni lub piętnaście dni po chińskim Nowym Roku. Wysyłanie latarni/latarń w niebo stało się symbolem pokoju i zdrowia.
Patrząc z jednej strony na tajwański obyczaj puszczania latarenek (unikamy wspomnianego dylematu a ponadto istotnie są to małe latarnie) i z drugiej strony przypominając sobie sylwestrową strzelaninę w niebiosa, może warto byłoby przyjąć chiński zwyczaj? Podczas bezwietrznej pogody moglibyśmy wypuszczać balony (latarenki) niczym kiedyś bracia Montgolfier? Na ich cześć nawet taki balon (na ogrzane powietrze) określono jako montgolfiera (podobnie jak na cześć Zeppelina mamy cepeliny). Należy jednak zbadać dokładniej sprawę, w szczególności w dziedzinie ochrony przeciwpożarowej, bowiem kiedy wyspiarscy Tajwani* i kontynentalni Chini* puszczają latarenki, to w innych państwach (nawet w dalekiej Australii) strażacy mają nawał roboty... Zresztą, co tam poza granicami Chin - otóż w samym Pekinie doszczętnie spłonął niewykończony 44-piętrowy wieżowiec wchodzący w skład nowej siedziby chińskiej telewizji. Miał być jednym z najbardziej luksusowych budynków w Chinach. Podobno pożar budynku wywołały fajerwerki lub latarenki, którymi rozświetlano azjatyckie niebo z powodu Święta Lampionów.
Słynni bracia (Joseph i Étienne) należeli do gromadki szesnaściorga dzieci, których ojciec był właścicielem papierni/papierń. Pierwszy wariant nazwy fabryki dotyczy obu liczb gramatycznych, drugi zaś - tylko mnogiej. Wprawdzie może być kłopot z określeniem tej liczby, jednak w dzisiejszych czasach forma bez końcówki wydaje się popularniejsza. No i swoim twórczym życiu właściciel zakładów oraz współwłaściciel czeredki radośnie czerpał nie tylko arkusze papieru, ale i akuszerkom przydawał wiele roboty.
Na internetowych aukcjach można zakupić podobne latarnie, np. w kształcie serca (przed walentynkami jak znalazł i puścił). Wymiary ok. pół metra na cały metr. Podobno wzlatują te serduszka na pół kilometra i wypuszczając je mamy pomyśleć starannie skrywane życzenie. Po latach wystrzeliwania sylwestrowych rakiet wszelakich typów, można zmienić przyzwyczajenia w kierunku owych latarenek - z pewnością będzie mniej wypadków z rękami i oczami. Zwierzęta będą mniej płochliwe. No i można takie montgolfierki puszczać cały rok bez zezwolenia. Dla dzieci i dorosłych to dodatkowo pokaz praw fizyki za parę złotych i niezła zabawa. Trzeba jednak uważać na okoliczne stodoły, lasy i rafinerie, zwłaszcza podczas upałów.
* - krócej: jeden Tajwan, Chin; dwaj Tajwani, Chini; pięciu Tajwanów, Chinów; jedna Tajwanka, Chinka.

Szczęśliwa tragedia?
Dobrze widzowie nie otworzyli jeszcze oczu a tu już podczas śniadania telewizja donosi o tragedii w walentynkowe święto. "A cóż to za tragedia?" - zastanawiają się miliony widzów... Otóż reporterka TVN24 relacjonująca porwanie dwudniowego niemowlęcia, stwierdziła, że "to tragedia - tak tragedia, bo tak trzeba to nazwać!".
No i następuje dokładny opis tragedii. Zatem - 14 lutego 2009 ok. 3.20 nad ranem 21-letnia porywaczka weszła do sali poporodowej krakowskiego szpitala i - podając się za pielęgniarkę - powiedziała matce chłopczyka, że bierze go na badania. Dziecka przez kilka godzin szukało ponad stu policjantów. Odnaleźli chłopczyka w... Nowej Hucie. Dziecko jest zdrowe i wróciło do mamy - do niesławnego szpitala. Kompromitacja firmy ochroniarskiej szpitala; dobrze że policja spisała sie na medal, choć zapewne skorzystała z zapisów kamer śpiącej ochrony. Prawdopodobnie ochroniarze uznali, że w walentynki ludziska od samego rana będą pałać do siebie aż takimi (pozytywnymi) uczuciami, że będą sobie (i owszem) kraść, ale raczej całusy, niźli niemowlęta.
Inną sprawą jest zachowanie porywaczki, która parę miesięcy temu poroniła i potrafiła sobie oraz rodzinie wmówić, że jej stan jest nadal błogosławiony. I czy matce należy się odszkodowanie za chwile grozy oraz kto zapłaci za (na szczęście) skuteczną akcję policji?
Dla przeciętnego rodaka pod określeniem "tragedia" kryje się wielkie nieszczęście. Tragedia właśnie spotkała Australię, w której spłonęło żywcem ok. dwustu ludzi, zaś parę miasteczek zniknęło z powierzchni ziemi, w czym "pomógł" strażak ochotnik. Także tragedia spotkała kilka dni temu ok. 50 pasażerów amerykańskiego samolotu, który spadł na dom w Buffalo. Dwa tygodnie wcześniej, także w USA, zginęło w małym samolocie sześciu naszych rodaków z Chicago. Dzisiaj rozbił się nasz ratunkowy helikopter - zginęły dwie osoby, które leciały ratować ofiary karambolu na autostradzie A4. To są tragedie! A jeśli nawet sprowadzimy owe rozważania do szpitalnego dramatu, to na pewno tragiczny okazał się los brazylijskiej młodziutkiej modelki - Mariana Bridi zachorowała na sepsę i po kolei amputowano jej kończyny, jednak po trzech tygodniach w cierpieniach przegrała walkę o życie. O, to jest tragedia - cała Brazylia i świat był w szoku!
Jaka zatem to tragedia w polskim szpitalu? Tragedią byłoby, gdyby los był bardziej okrutny dla porwanego chłopczyka. Wszystko zakończyło się szczęśliwie, zatem słowo "tragedia" jest całkowitym nieporozumieniem! Natomiast mamy wielką tragedię w naszych szpitalach, bowiem szacuje się, że corocznie umiera ok. 10 000 Polaków na zakażenia spowodowane brakiem odpowiedniej higieny! Kilkanaście dni temu na rzece Hudson wylądował samolot i nikt tego nie nazwał tragedią. Dlaczego? Przecież koszty katastrofy były niemałe. Nerwów i grozy także co niemiara, jednak zakończenie było na tyle szczęśliwe (jak w przypadku porwania dzieciaczka w Krakowie), że o tragedii nie może być mowy, natomiast w obu przypadkach możemy mówić co najwyżej o dramatycznych przeżyciach osób uczestniczących w tych wydarzeniach. Umówmy się, że słowo "tragedia" pozostawiamy sobie na nieszczęścia i to nie wszelakie, ale jednak na makabryczne. No chyba, że będziemy trąbić o tragedii pianisty, który złamał sobie palec i przez parę miesięcy nie będzie mógł koncertować skazując siebie i swą rodzinę na życie w nędzy. Tylko jak to się ma do tragedii naszego geologa zamordowanego 10 dni temu przed kamerą w Pakistanie...
Nie poprawiłem jeszcze literówek powyższego tekstu a tu kolejna ilustracja omawianego problemu... 16 lutego reporterka Polsatu informuje, że "doszło do prawdziwej tragedii". "A cóż to za tragedia wydarzyła się na polskich drogach?" - zadawali sobie pytania telewidzowie - "czymże znowu nas media zaskoczą?". Okazało się, że to nierozgarnięta matka przyczepiła sanki do auta i podczas takiego kuligu hulała po drodze w Rzekach Wielkich (powinna raczej latem organizować spływy kajakowe po okolicznej wielkiej rzece...). Podczas "zabawy" sanki zjechały na lewo i zderzyły się z samochodem jadącym z przeciwka, który jednak zdążył zwolnić i zjechać na pobocze. Dzięki temu dziecko przeżyło, choć miało połamane kończyny i ogólne potłuczenia. No, ale do ciężkiej cholery* - gdzież tu tragedia?! Może dziennikarzy zapisać na wykłady z zakresu znaczenia powszechnie stosowanych określeń? Również Policja na swoim portalu www.policja.pl/portal/pol/1/ 36696 opisuje to wydarzenie w notce pt. "Tragiczny finał kuligu" - "Niestety w wyniku zderzenia 13-letnia dziewczynka odniosła obrażenia ciała i ze złamaniami została przewieziona do szpitala". A jakimi słowy by nas poinformowano, gdyby tir istotnie wsmarował parę dzieciaków w asfalt? Tytuł byłby dokładnie taki sam! Kochani - stopniujcie jakoś nieszczęścia, bo skali odczuć zabraknie, jeśli wydarzy się prawdziwa tragedia!

* - nawet cholera nie musi być tragedią, wszak bywają szczęśliwe wyjścia z objęć tego choróbska

Plama na imażu i na stole - hipokryzja w mediach
Od połowy lutego trwa walka pomiędzy TVN a portalami, które zamieszczają językowy incydent nagrany przez Pola Anonima, który uwiecznił popisy znanego i nagradzanego prezentera (i redaktora naczelnego dziennika telewizyjnego "Fakty") wspomnianej telestacji - Kamila Durczoka. Ten przystojny i lubiany (zwłaszcza przez telewidzki) pan, pozwolił sobie na parominutowe zabawy językiem polskim. Nie byłoby w tym nic nagannego (nawet tego typu programy telewizyjne cieszyły się wzięciem), gdyby nie słownictwo, które było nazbyt przyziemne a właściwie... przystołowe. Można powiedzieć, że jeśli pierwsze miejsce w mediach zajmuje Okragły Stół (akurat mamy 20-lecie debat toczonych wokół niego), to drugie miejsce z pewnością zajmuje stół pana Kamila stojący w studiu TVN, a który powinien zostać przeniesiony do muzeum mediów po zakończeniu swej (blatowej a bladziowej) kariery. Na podstawie zdjęć archiwalnych powinien być podobnie zabrudzony farbą, aby zwiedzający muzeum mogli ogarnąć sytuację panującą w trudnych czasach kryzysu światowego AD 2009 i aby zwrócili uwagę na ciężkie warunki pracy w TVN wynikające z gospodarczej zapaści i ogólnego poirytowania Polaków.
Dlaczego runął mit dżentelmena Durczoka? Otóż ten pan pozwolił sobie na zmasowany atak z udziałem czołowych polskich wulgariów (na szczęście nie wspomniano o anatomicznych atrybutach, choć wtrącenia dotyczyły fizjologii nawiązującej do nich) w obecności pań przebywających w studiu, a zwłaszcza przed wizażystką, która przygotowywała facjatę mistrza mowy polskiej do występu. Ta pani była potraktowana jak robot, jak powietrze, jak nul! I kosmetyczny pędzel jej nawet nie drgnął, kiedy mistrz rzucał mięsem! Zatem ta pani była mobowana (od ang. 'mobbing') w pracy przez p. Kamila (swego szefa), zaś po zachowaniu się wszystkich w studiu można przyjąć, że sfilmowana sytuacja nie była jednostkowym wybrykiem. Jeśli zatem p. Durczok chce nas w jakiś sposób udobruchać (a tę panią przeprosić), to powinien złożyć oświadczenie w sprawie częstotliwości tego typu wybuchów i czy zamieszczenie filmiku w internecie spowodowało już zmianę w jego zachowaniu podczas dalszej kariery w TVN. Jednak sam 'bohater' wydarzenia nie widzi w swoim zachowaniu nic niestosownego, bowiem jedynie krytykuje wyciek ze studia w wykonaniu nielojalnego pracownika TVN: "Taka rzecz nie powinna mieć miejsca, to normalne sytuacje przed programem na żywo".
Pan Durczok - jako wytrawny telewizyjny dziennikarz - powinien znać powiedzenie "Każda strzelba raz do roku strzela sama". Jeśli ktoś pracuje przed kamerą i klnie, to przecież jest tylko kwestią czasu, że ta kamera (jak wspomniana strzelba) w końcu "wypali" i zarejestruje ciekawostkę typu "pracowity wieczór przesympatycznego prezentera w czołowej telestacji"...
Gdyby opisany incydent wydarzył się przez rozpatrywaniem kandydatów do Wiktora (nagroda Akademii Telewizyjnej), to zapewne p. Kamil nie wybrzydzałby na towarzystwo konkurentki - p. Kasi Cichopek.
Media to największa władza współczesnego świata. Rządy i policje demokratycznych państw nie mają takiej mocy i wpływów co media. Jeśli król, premier albo komendant policji zaklnie, potknie się, zrobi komuś świństwo, to media to bezlitośnie zamieszczą i często zapłacą informatorowi niezłą sumkę (z abonamentu albo z reklam, na które składają się konsumenci kupując dobra wszelakie). Jeśli jednak ktoś ma materiały kompromitujące media, to uruchamiana jest filozofia Kalego - jak inni klną to pokazujemy w mediach (wszak jesteśmy od obiektywnego informowania obywateli i od pokazywania, co jest moralne a co nie jest), ale jak my klniemy, to nasyłamy prawników, którzy pod pretekstem przestrzegania prawa autorskiego starają się o wykasowanie filmików kompromitujących naszą telestację (na wielu portalach zamiast filmiku mamy - "Ten film wideo jest już niedostępny z powodu otrzymania zgłoszenia o posiadaniu praw autorskich przez TVN S.A."). Cenzura i hipokryzja - oto twarz nowoczesnych mediów! Może jakaś odważna telestacja przeprowadzi wywiad z prawnikiem TNV, który wzywał do usunięcia żenujących materiałów a z drugiej strony niech przedstawi argumentację, która pozwala na ukazywanie prywatnych kontaktów (nagrania wizyjne, foniczne i przekazy esemesowe) naszych wipów. Czy podsłuchane i nagrane pokrzykiwania p. Rokity w samolocie Lufthansy nie naruszało jego dobrego imienia i czy można było je emitować w telewizji bez jego zgody? Co na to prawnicy TVN? A przecież to właśnie ta telestacja ciągnęła łacha z niedoszłego premiera, choćby w "Szkle kontaktowym", w którym reklamowano nagranie jako dzwonek do zastosowania w komórkach. Czy dzwonek w wykonaniu p. Kamila także był sugerowany? No i powody wzbudzenia obu znanych osób jakże różne - Rokitę wyprowadzili z równowagi (i z samolotu) niemieccy policjanci, zaś Durczoka zdestabilizowały jakieś plamy na stole (mebel ten stoi nadal w studiu i jest najbardziej stabilnym elementem wyposażenia). Można jedynie spekulować, w jaki stan zostałby wprowadzony słynny prezenter, gdyby to jego powalono na aluminiową glebę w aeroplanie. Dobrze, że nie nagrano p. Kamila, kiedy się wzbudził po otrzymaniu informacji o okrutnym zamordowaniu naszego geologa, skoro przy niewielkiej plamie na stole dał aż taki popis łacińskiego kunsztu wyrażając swe oburzenie...
Ponieważ trudy prawników nie dały większych efektów (filmik zainstalowano na egzotycznych portalach, np. na tureckim - http://video.azbuz.com/video- izle/Durczok-klnie-na-antenie- --TVN/41000000001052697#set:0) , przeto należało zmienić podejście do sprawy - p. Kamil zrobił sympatyczną aluzję do wydarzenia. Nim to jednak nastąpiło, prezenter (ba, redaktor naczelny!) uznał, że jego zachowanie (jako profesjonalisty i za znaczną kasę) wynikało z żołnierskiego (niemal frontowego) podejścia do swego trudu. Może dwukrotnie zmniejszyć płacę i zaobserwujemy dwukrotny spadek mięsnego zaangażowania? Wiadomo, że nikt nie obroni szewców, kiedy ktoś powie "klnie jak szewc", bowiem owych przedstawicieli - jakże szlachetnego fachu - można policzyć na palcach obu nóg (a właściwie stóp). Ale żołnierzy?! Nikt publicznie nie będzie nam obrażał pracowników MON! Teraz czekamy na protest żołnierzy - że wypraszają sobie takie porównania, że oni wprawdzie klną, ale wyłącznie w okopach, nie zaś przy damach. A i tak coraz rzadziej, bowiem miotali mięsem na poligonie tylko podczas miotania pociskami, które to znakomicie znoszą się wzajemnie w fonicznych przeciwfazach, a ponieważ rzuty kolejnych dostaw uzbrojenia są coraz skromniejsze, przeto sami żołnierze są skromniejsi w swoich mięsnych rzutach. Tak oto ograniczenia finansowe dotykające Polskie Siły Zbrojne wpływają na wzrost kultury przedstawicieli tych sił.
Osobnym a reklamowym skandalem jest przyznanie p. Kamilowi wiecznego hamburgera. Otóż firma Burger King zafundowała prezenterowi dożywotni dostęp do swego mięsnego jadła za omawiany rzut soczystym zestawem (właśnie!) mięsnym. Ciekawe, czy skorzysta z tej oferty? Jakoby dziennikarz "nie tylko zachował się jak prawdziwy mężczyzna, ale i miał odwagę być sobą" powiedział Robert Lis (Burger King), który wyraził przy tej okazji ubolewanie, że w ten sposób nie mógł wyróżnić parę lat temu swego nazewnika (Tomasza Lisa) również za "bycie sobą". Rzeczniczka spółki, Anna Robotycka, poinformowała kilkadziesiąt redakcji o wysłaniu "zaproszenia do gwiazdy" (już mniej uduchowionej a bardziej mięsnej), aby rozreklamować firmę, jednak nie poinformowała o stanowisku (jej jako kobiety oraz innych niewiast z koncernu) wobec potraktowania wizażystki TVN jak robota.
Może obiektywem ponownie zostanie uwieczniony 'Kamil The Meat King', ale tym razem podczas konsumpcji chamburgera, bowiem ta właśnie pisownia wydaje się właściwsza dla potrawy zafundowanej naszemu zapracowanemu rodakowi. Za późniejsze zaproszenie widzów do czyściutkiego stołu mógłby dożywotnio otrzymywać płyn do pielęgnacji blatów. Jednak nie jest to dobry sygnał dla społeczeństwa - równie dobrze firma produkująca narzędzia chirurgiczne mogłaby wysłać siepaczom swoje wyroby ze stali damasceńskiej. Świat zmierza ku upadkowie, jeśli premiowane jest zło.
Każdemu pewnie zdarzy się zakląć. Gorzej, jeśli to zostanie nagrane a większość uzna, że jednak nie było powodu do aż takiego wybuchu. A jeśli wpadkę zaliczy lubiana osoba, to nawet dożywotnio konsumowane chamburgery nie osłodzą dalszej kariery, chyba że Wedel albo Goplana przyjdzie z odsieczą za robienie słodkich min (co także nawiązuje do utykanych w polu pułapek - istotnie, jest kilka zagadnień wspólnych trudowi dziennikarza i żołnierza)... Miejmy nadzieję, że znani a lubiani Polacy nie będą "wyrażać się" w obecności podejrzanych urządzeń mogących ich... podejrzeć.
Dzisiaj media informują o wycieku szokującego zdjęcia pobitej lokalnej gwiazdki z krwawym wyciekiem z rozbitych ust. Skandalem jest nie pobicie owej damy przez jej ukochanego dżentelmena, ale wyciek i to nie byle skąd - otóż z akt kalifornijskiej (USA) policji! Ponieważ także z naszych tajnych akt wycieka sporo danych o wipach, przeto widać, że nienasycone media kuszą mamoną wszystkich i wszędzie.
Oto pełny zapis słynnego tekstu -
Rurku... To dobrze, że mnie słuchasz. Kto odpowiada za to, jak to wygląda w tym studiu? Taa. Nie wkurwiaj mnie, dobrze? Od dwóch dni jest tak upierdolony stół tutaj, że tylko dlatego, że zlikwidowaliśmy ten jebany przerywnik, który jedzie z góry, to jeszcze się to jakoś kurwa uchowało i ludzie tego nie widzą. Może by ktoś ruszył dupsko po prostu i to wyczyścił?! A jak tu będzie gówno leżało na stole, to też pokażesz, czy będziesz protestował?! Rurku, to nie jest "coś wymyślić", dobra? Trzeba po prostu powiedzieć Wolanowi, że ma załatwić tak, żeby tu, kurwa, się ktoś pojawił i to wyczyścił! Albo jakiemukolwiek innemu facetowi, który się poczuwa do minimum odpowiedzialności, co pokazujemy 4 milionom ludzi przed telewizorem! ... Ujebany farbą, czy nie wiem czym, kurwa!

Kłopoty z i/ii oraz problem z ka(r)nistrem
Rano 22 lutego 2009 TVN24 podaje na planszy "Zasypana dolina Narwii". Dla ułatwienia - zapamiętajmy, że Narew odmieniamy jak krew i brew, czyli Narwi. Natomiast na niedobór omawianej litery cierpi deklinacja stanu Pensylwania (i to dwukrotnie, co oznacza, że raczej nie są to literówki) na portalu Onet (w notce pt. "11-latek zabił ciężarną narzeczoną ojca") - "Do zdarzenia doszło w sobotę w zachodniej Pensylwani. Według prawa Pensylwani, każdy kto skończył 10 lat, w sprawie morderstwa może być sądzony jak dorosły". Zapamiętajmy - "Wani nie było ani w Pensylwanii, ani w Transylwanii, kiedy zasypało dolinę Narwi".
Mieszkańcy Pensylwanii i Transylwanii (inaczej Siedmiogród; kraina w Rumunii) - Pensylwanka, Transylwanka; jeden Pensylwanin, Transylwanin, dwaj Pensylwani(e), Transylwani(e), pięciu Pensylwanów, Transylwanów.
Wczoraj nasza świetna "śnieżna" biegaczka zdobyła złoty medal w biegu na 15 kilometrów. TVN24 zamieściła - "1. miejsce Justyny Kowalczyk w biegu łączonym na 15 km. na Narciarskich Mistrzostwach Świata w Libercu". Po jedynce wskazana kropka, jednak nie po km (chyba że jest to jednocześnie koniec zdania). 31 lat wcześniej, nasz znakomity Józef Łuszczek także zdobył złoty krążek na tym dystansie. Po zwycięstwie p. Justyny, p. Józef ujawnił ze swadą, że po swoim tryumfie Japończycy chcieli dogłębnie poznać tajniki jego zwycięstwa - "wzięli kartkę oraz centymetr i wszystko mi zmierzyli z wyjątkiem jednego". Miejmy nadzieję, że Japoni nie będą kontynuować swoich pomiarów i obliczeń przy udziale naszej złotej Justyny.
Zatem - Pensylwani z Pensylwanii, Transylwani z Transylwanii, Rumuni z Rumunii, Japoni z Japonii.
20 lutego 2009 w audycji radiowej Sławomir Nowak (szef gabinetu politycznego premiera Tuska) zwrócił się do prowadzącego - "Czego pan się spodziewa, że będziemy siedzieli cicho, w sytuacji, kiedy PiS biega z kanistrem i zapałkami i wywołuje kryzys, modli się po nocach o ten kryzys, a co, my mamy siedzieć cicho", natomiast Jarosław Kaczyński (prezes PiS) zripostował - "Jeśli ktoś lata z kanistrem i podpala to pan Nowak, mówiąc o bankructwie Polski".
Oba cytaty osobiście nausznie słyszałem i twierdzę, że obaj panowie błędnie mówili o karnistrach, zaś uprzejmi dziennikarze zamienili karnister na kanister. Owszem, kiedy byłem pacholęciem, to również mówiłem błędnie i nie wiem - skąd to R się wzięło... Po angielsku canister, po niemiecku Kanister, z greckiego kánistron. Na internetowych aukcjach wpisywane są obie wersje, bowiem tam nie chodzi o wymądrzanie, ale o interes: nie można sobie pozwolić na utratę części potencjalnych nabywców tylko dlatego, że są... "poinformowani inaczej".

Mirosław Naleziński, Gdynia
www.mirnal.neo

Mirosław Naleziński, Gdynia
www.mirnal.neostrada.pl


PUBLIKACJE MIRKA 2009r

Media w Polsce i na świecie - styczeń 2009

PUBLIKACJE MIRKA 2008r
AKTUALNOŚCI GRUDNIOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
LISTOPADOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI PAŹDZIERNIKOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI WRZEŚNIOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI SIERPNIOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI czerwcowe MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI kwietniowe MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI marcowe 2008 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI lutowe 2008 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI styczniowe 2008 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO

PUBLIKACJE MIRKA w 2007r
AKTUALNOŚCI grudniowe 2008 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI listopadowe 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI październikowe 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI wrześniowe 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI sierpniowe 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI lipcowe 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI czerwcowe 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI majowe 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI kwiecień 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
marzec 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI luty 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI styczeń 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO

PUBLIKACJE MIRKA w 2006r
AKTUALNOŚCI GRUDZIEŃ MIROSŁAW NALEZIŃSKI

AKTUALNOŚCI LISTOPADOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI PAŹDZIERNIKOWY MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI SIERPNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI LIPCOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI MAJOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKIEGI
AKTUALNOŚCI KWIETNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI MARCOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI LUTOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI STYCZNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI

i przechodzimy na 2005r
AKTUALNOŚCI GRUDNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI LISTOPADOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI PAŹDZIERNIKOWY MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI WRZEŚNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI SIERPNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI CZERWCOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI MAJOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI KWIETNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI

Polecam sprawy poruszane w działach:
SĄDY PROKURATURA ADWOKATURA
POLITYKA PRAWO INTERWENCJE - sprawy czytelników

Tematy w dziale dla inteligentnych:
ARTYKUŁY - tematy do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA

"AFERY PRAWA"
Niezależne Czasopismo Internetowe www.aferyprawa.com
redagowane przez dziennikarzy AP i sympatyków z całego świata których celem jest PRAWO, PRAWDA SPRAWIEDLIWOŚĆ DOSTĘP DO INFORMACJI
ORAZ DOBRO CZŁOWIEKA

uwagi i wnioski proszę wysyłać na adres:

aferyprawa@gmail.com
redakcja@aferyprawa.com
Dziękujemy za przysłane teksty opinie i informacje.

WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.

zdzichu

Komentarze internautów:

Komentowanie nie jest już możliwe.