opublikowano: 26-10-2010
Media w Polsce i na świecie - lutowy cykl krytyczno-informacyjny Mirosława Nalezińskiego
Dzień Świszcza
Z niemałym zdumieniem dowiedziałem się 3 lutego 2009 (rano, TVN24), że Dzień
Świstaka obchodzony corocznie 2 lutego, powinien nazywać się... Dniem
Świszcza.
Świszcz (Marmota monax) - duży gryzoń
z rodziny wiewiórkowatych (największy z przedstawicieli rodzaju Marmota). W
przeciwieństwie do większości przedstawicieli tego rodzaju jest zwierzęciem
nizinnym. Zamieszkuje Amerykę Północną.
To do niego nawiązuje słynna
amerykańska komedia romantyczna "Dzień Świstaka" (ang. "Groundhog
Day") z 1993 roku (reż. Harold Ramis). Prezenter prognozy pogody wyjeżdża
do miasteczka Punxsutawney. Ma zrelacjonować przebieg corocznego święta
zapowiadającego nadejście wiosny (jednak Dzień Świszcza). Pod koniec dnia
dochodzi do wniosku, że to był najgorszy dzień w jego życiu. Kiedy budzi się
następnego ranka orientuje się, że ponownie przeżywa to samo - pętla czasu
zamyka się, a dzień 2 lutego trwa w nieskończoność. Historia powtarza się
jeszcze wiele razy, zanim bohater filmu nie zmieni się na lepsze.
Świstak alpejski (Marmota marmota)
oraz świstak tatrzański (Marmota marmota latirostris) - duże gryzonie z
rodziny wiewiórkowatych. Zamieszkują (oczywiście) Alpy i u nas jedynie
wysokie rejony Tatr. Świstak po angielsku to "whistler, marmot, woodchuck",
zatem widać, że niefortunnie przetłumaczono tytuł filmu; zresztą cała ta błędna
sprawa została fatalnie ugruntowana znacznie wcześniej... Do tego stopnia, że
niemal nikt z rodaków nie zna zwierzęcia o nazwie świszcz.
Wikipedia - Dzień Świstaka, właściwie
Dzień Świszcza (z ang. "Groundhog Day") - doroczne święto
obchodzone 2 lutego w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, którego bohaterem jest
świszcz (wbrew popularnemu w Polsce wyobrażeniu nie chodzi tu o świstaka). Jeżeli
w tym dniu zwierzę zobaczy swój cień, co sprawdza się wyciągając zwierzę
z nory, zwiastuje to jeszcze sześć tygodni zimy. Jeśli nie, to oznacza, że
wiosna jest już blisko. Przepowiednia ta sprawdza się w około 50% przypadków,
co w praktyce oznacza zupełny przypadek.
Skoro w Alpach żyje świstak,
nie zaś świszcz, zatem to jednak świstak zawija w sreberka... A od którego
zwierzaka pochodzi nazwa www.swistak.pl?
Pewnie również od alpejskiego (lub tatrzańskiego) świstaka; powiedzmy -
od... europejskiego.
Hasło "świszcz" jest
nieznane pośród Polaków (także współautorów poradników językowych)
- Onet nie notuje ani w encyklopedii, ani w słownikach. "Wielki słownik
ortograficzno-fleksyjny" (2001) ma wprawdzie wyraz "świszcz",
ale tylko jako... tryb rozkazujący od "świszczeć".
"Inny słownik języka
polskiego" (2000) ma tylko hasło "świstak" (czytamy - "gdy
czuje się zagrożony, wydaje głośny świst"). Ma wprawdzie wyraz "świszcze",
jednak również tu nie chodzi ani o jednego świszcza, ani o dwa świszcze, ani
nawet o parę świszczy lub świszczów, lecz w zdaniu - "Jeśli świstak
świszcze, to wydaje wysoki, przenikliwy głos" chodzi o... świstanie.
Ponieważ "on, ona, ono świszcze" (albo "śwista") pochodzi
od bezokolicznika "świstać", ale "on, ona, ono świszczy"
pochodzi od "świszczeć", przeto "świstak śwista, nie zaś świszczy",
natomiast "świszcz świszczy, nie zaś śwista"...
Jakby na zawołanie... Otóż 1
lutego zamieszczono wyjaśnienie Poradni Językowej dotyczące rozmaitego
rozumienia wyrazów.
W podręcznikach dość często
uczymy czegoś, co nie znajduje odzwierciedlenia w języku potocznym. Na przykład
przedmiot, który zwykły człowiek nazywa niewypałem, dla specjalisty jest
niewybuchem, a o tym, co każdy Polak nazywa akacją, specjaliści mówią
robinia albo grochodrzew. Język oddaje nienaukowy, antropocentryczny obraz świata.
Obraz ten zmienia się wolno, ponieważ służy innym celom niż naukowy opis
rzeczywistości. Dlatego Pluton dla wielu z nas jeszcze długo będzie planetą,
grzyby jeszcze długo będą należeć do roślin, a królik jeszcze długo będzie
gryzoniem (a nie, jak chcą teraz zoologowie, zajęczakiem). Ważne jest, że
naukowy obraz świata nie jest "lepszy" od potocznego i vice versa.
One po prostu służą innym celom.
Mamy również błędnie przyjęte
słowo "wieloryb". Wiele wskazuje na to, że także pozostanie
uwieczniony po wsze czasy błąd "Dzień Świstaka" zamiast "Dzień
Świszcza"... Google wykazują "dzień świstaka" - ok. 420 tys.,
zaś "dzień świszcza" - jedynie niemal 700, czyli na jedną poprawną
wypowiedź przypada... 600 błędnych. O czym to świadczy???
A za rok będziemy znowu obchodzić
"Dzień Świstaka" (nie zaś "Dzień Świszcza")...
Poniżenie
twórcy na własne życzenie
Pewna pani (nazwijmy ją MCh-P) przez
parę miesięcy produkowała się na forum Politechniki Gdańskiej www.nasza-klasa.pl
pisując tamże na wątku poświęconemu żartom pod wielce atrakcyjną nazwą
"Najdowcipniejszy z wątków".
Kiedy zainspirowany tą twórczością,
postanowiłem przenieść (jako dziennikarz obywatelski) na www.salon24.pl
co ciekawsze żarciki kilkorga najpracowitszych osób (jednak przez grzeczność
podpisywałem je tylko inicjałami), pani ta zauważyła efekty swojej działalności
na obcym sobie forum, zreflektowała się i oprotestowała dalsze kolportowanie
dowcipów w rodzaju - http://nasza-klasa.pl/school/
Przy okazji powstaje problem prawny -
czy Adam Mickiewicz mógłby zaprotestować przeciwko zamieszczaniu na
internetowym forum w Rosji swoich sonetów, które opublikował już na forum w
Szwajcarii? Czy Juliusz Słowacki mógłby skrytykować Mistrza na innym forum,
cytując choćby fragmenty sonetów? No bo jak omawiać pewne zjawiska językowe,
literackie, matematyczne, etyczne, społeczne, czy ekonomiczne bez zacytowania
osób ofiarnie pisujących na rozmaitych forach? Dlaczego twórca udzielający
się na forum A chce nasyłać Policję na krytyka albo fana działalności
owego twórcy na forum B? Czy autor zamieszczający teksty na forum A może mieć
pretensje, że ktoś jego cytuje na forum B bez jego zgody (komentując głębokie
lub płytkie wartości dorobku)?
Na czym tu polega pomawianie twórcy,
czy nawet poniżanie (bowiem taki zarzut stawia pani Magda)? Czytelników p.
Magdzie znakomicie przybędzie, jeśli obok forum A będzie można zapoznać się
z poglądami p. MCh-P również na forum B, przy czym na tym drugim można
zapoznać się ze streszczeniem twórczości autorki oraz z oceną wyrażoną
kulturalnym językiem, co nie jest charakterystyczne dla wielu portali. Przecież
ja napisałem setki artykułów i każdy kto zechce może je omawiać na swoich
portalach, byle nie fałszował oryginalnych wpisów. Wszak każdy bierze
odpowiedzialność za swoje poglądy i swoje opinie.
To raczej niepodawanie (zatajanie)
danych osobowych autorów tekstów jest zabronione w świetle prawa
autorskiego... Ja nie mam nic przeciwko, aby ktoś zamieścił mój artykuł i
go omówił (nawet krytycznie), bowiem biorę odpowiedzialność za moje teksty.
Niestety, wielu użytkowników pisuje różne mądrości i... bzdety firmując
je swoimi nazwiskami lub nikami, ale po pewnym czasie zapewne wstydzą się
swych dokonań i mają pretensje nie do siebie, ale do osób omawiających
poruszane tematy. Niewątpliwie lepiej mają anonimi, bowiem za parę lat trudno
będzie przyporządkować im znalezione w internecie poglądy; więcej ryzykują
osoby podpisujące się prawdziwymi danymi lub osoby wprawdzie ukryte pod nikami,
jednak identyfikowalne.
Co ciekawe, owa pani jest typową
hipokrytką - na NaszaKlasa jeździ po moim nazwisku jak po łysej
kobyle, rozpowszechnia ponadto nieprawdę, że założyłem sobie kilka kont, z
których obmawiam tamtejsze szlachetne a obywatelskie towarzystwo i przyczyniła
się do zablokowania tamże mojego konta (po wyjaśnieniu, że od tygodnia nie
dokonałem tam ani jednego wpisu, admin NK odblokował je) - http://nasza-klasa.pl/school/
Oto przepisy, na które powoływał się prawnik praworządnej p. Magdy, a które przekonały admina S24 do skasowania wątków nawiązujących do twórczości tej pani...
Art. 212. § 1. Kto pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną nie mającą osobowości prawnej o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności, podlega grzywnie, karze ograniczenia albo pozbawienia wolności do roku.
§ 2. Jeżeli sprawca dopuszcza się czynu określonego w § 1 za pomocą środków masowego komunikowania, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
Zacytowałem jej najpikantniejsze kawały i ustosunkowałem się do nich. Jeśli
ktoś publicznie zamieszcza teksty, to musi się liczyć z ich omówieniem, także
na innych forach. Jeśli ktoś zamawia piwo, to musi się liczyć, że
zinterpretują to jako rzymski salut. Jeśli ktoś dokonuje nagrania ubliżania
nauczycielowi i zamieszcza w internecie, to czy na podstawie poniżej
zacytowanego prawa, może nasyłać Policję na użytkownika, że ten ośmielił
się upublicznić jego dokonania?
Kto zna wykładnię omawianego
problemu? Kto jest winien - autor skandalu, czy krytyk zjawiska? Dobra osobiste
obywatela, który sam o swoją renomę kiepsko dba na (publicznym!) forum A
kontra wolność słowa obywatela z forum B. Twórca dobrowolnie zamieszcza
teksty, komentator zaś je dobrowolnie cytuje i komentuje. Przecież po to również
wynaleziono internet i fora.
Może niech autorzy sami zadbają o
swoją godność w sposób uniemożliwiający jej ośmieszanie przez osoby
trzecie i procesowanie się z powodu rzekomego poniżania lub narażania na
utratę zaufania publicznego? Sądy mają i bez tego sporo do zrobienia - po cóż
im dodawać roboty z powodu własnej niefrasobliwości?
W latach wojny również okupanci
dochodzili do wniosku (kiedy grunt im zaczął palić się pod nogami), że należy
niszczyć ślady swej niegodnej działalności, ale czy to oznacza, że nie mamy
prawa wyciągać ukrytych w sztolniach, jeziorach, wrakach śladów ich poczynań?
A może ich prawnicy mają prawo wygrażać się, że za poniżanie w opinii
publicznej osób żałujących swej działalności należy demaskatorów pociągać
do odpowiedzialności karnej?
PS Pani Magda jest autorką
wydanej książki z dziedziny księgowości komputerowej i powinna znać prawo
autorskie. Straszenie Policją jest bezprawne w opisanej sytuacji.
Eskwincja
Pyta czytelnik - "Co znaczy słowo
eskwincja. Google zwracają zero trafień".
Odpowiada prof. Mirosław Bańko
(Poradnia Językowa PWN, 11 lutego 2009) - "Nie udało się nam znaleźć
tego słowa w słownikach ani w korpusie PWN. To, że nie ma go w internecie, można
przytaczać jako przestrogę dla tych, którzy sądzą, że w internecie jest
wszystko. Niby wszystko tam jest, a eskwincji nie ma... Ale za kilka tygodni,
gdy wyszukiwarki zindeksują Pana pytanie (i moją niby-odpowiedź), eskwincja
w internecie już będzie!".
Panie
Profesorze!
Zdaje się, że nie docenia Pan Googli
("Ale za kilka tygodni, gdy wyszukiwarki zindeksują Pana pytanie").
Otóż już jest omawiany termin (eskwincja) w nader błyskawicznym
terminie w Googlach!
Spolszczona nazwa jest o tyle ciekawa,
że wielu polonistów uważa, że najpierw w polszczyźnie funkcjonuje obca
nazwa (np. e-mail, corner, image, dealer, diesel, billboard, exodus, zeppelin,
scrabble, puzzle, Zürich), aby po latach stopniowo przechodzić w spolszczone
formy (mejl, imejl, emajl; korner, imaż, diler, dizel, bilbord, eksodus,
cepelin, skrable, puzle, Curych - niektóre formy podałem jako rozsądne a pobożne
życzenia). A w tym przypadku już mamy polski odpowiednik! Niejako na przełaj
i to jakże przyjaźnie spolszczony, choć w wielu przypadkach wyrazy nie są aż
w tak sympatyczny sposób przyjmowane do polszczyzny przez dziesiątki lat! Można
zapytać - gdzie sprawiedliwość?! Otóż nie ma jej, jak w każdej innej
dziedzinie...
PS O sprawności Googli może świadczyć i to, że dzisiaj (12 lutego rano ok. godz. 7) Poradnia Językowa PWN omyłkowo ponownie nadesłała omawiane pytanie i wyszukiwarka ok. godz. 18 miała jedynie wczorajszą poradę, natomiast ok. godz. 20 miała już obie). Skręcenie (hiszp. esguince, łac. distorsio) - uraz polegający na przekroczeniu fizjologicznego zakresu ruchu w stawie.
Kasanowa
z Curychu
Dawno nie zaglądałem na stronę RJP.
Zmieniono szatę graficzną i organizację zwiedzania witryny. Chciałem
zorientować się, co nowego w uchwałach ortograficznych, bowiem pamiętałem,
że zapoznałem się z dziesięcioma, które zostały wpisane w latach
1997-2002. Niestety, żadnych nowych uchwał nie zamieszczono. Ciekawe dlaczego?
Dziesięć w ciągu pięciu lat (większość w drugiej połowie tego okresu) i
żadnej przez kolejne 7 lat? Z czego wynika ten zastój - brak pomysłów, brak
motywacji, brak chęci? A może kryzys ogólnoświatowy? Ale ten mamy od paru
miesięcy dopiero...
A można byłoby zająć się słowami
typu blog, bowiem zdania pośród profesorów są podzielone - jedni uważają,
że w dopełniaczu powinno być blogu, inni - bloga. Także co do
biernika zdania są dwojakie, bowiem część uważa, że prawidłowo jest blog,
część zaś - bloga. Teraz jest co prawda po ptakach, ale kiedy to słowo
wchodziło na (internetowe) salony, to należało w akademickim zaciszu
przedyskutować wszechstronnie temat i wydać kolejną (właśnie!) uchwałę
ortograficzną. Być może nie doszłoby do narodowego dyktanda (jesień 2006),
które wielu rodaków rozczarowało tytułem - Z bloga drzewiarza
(subtelniej - Z blogu drzewiarza). Czasami krytykuje się pilota (kierowcę,
kolejarza, lekarza), że w sposób nieprzemyślany podjął decyzję, co
doprowadziło do tragedii. W przypadku przyswajania obcych wyrazów w naszym języku
(w tym ich deklinacji) wielu Polaków odpowiedzialnych za język nie reaguje we
właściwy sposób, a profesje, które reprezentują nie są na tyle ważne, abyśmy
mówili o dramatach po ich błędach...
Nie można także nie zauważyć, że
podczas zmian w imażu witryny, wkradły się pewne błędy (na szczęście nie
językowe). Otóż na http://rjp.pan.pl/index.php?
Uchwała ortograficzna nr 1
Uchwała ortograficzna nr 2
Uchwała ortograficzna nr 3
Uchwała ortograficzna nr 4
Uchwała ortograficzna nr 5
Uchwała ortograficzna nr 5
Uchwała ortograficzna nr 7
Uchwała ortograficzna nr 8
Uchwała ortograficzna nr 9
Uchwała ortograficzna nr 10
z podwójną obecnością uchwały numer 5 (brak nr 6), zaś
z prawej strony widzimy podobny zestaw, jednak aż 11 uchwał ( bowiem nr 7
zamieszczono tam... podwójnie).
Jednak to nie koniec niespodzianek -
klikając na uchwała nr 4 widzimy tekst uchwały nr 3 (oczywiście pod
swoim numerem także ona tam występuje) -
UCHWAŁA ORTOGRAFICZNA NR 3 RADY JĘZYKA POLSKIEGO W
SPRAWIE ZAPISU NIEMIECKICH LITER Ü, Ö, Ä (PRZYJĘTA NA
XI POSIEDZENIU PLENARNYM DN. 20 LISTOPADA 2001 R.) - Niemieckie litery ü,
ö, ä można w tekstach polskich pozostawiać bez zmian lub
zapisywać jako ue, oe, ae
Skoro o tej uchwale - przesadzono z
wersalikami i brak kropki na jej zakończenie. A jeśli chodzi o logikę oraz o
lapidarność wypowiedzi, to wystarczyłoby napisać krócej - Niemieckie litery
ü, ö, ä można w tekstach polskich zapisywać jako ue,
oe, ae.
Klikając na zdublowany link uchwała
nr 5 otrzymujemy na ekranie uchwalę nr 6, wchodząc zaś na uchwała nr
10 widzimy tekst uchwały nr 9 (po raz drugi, bowiem ta uchwała występuje
już wcześniej pod swoim numerem). Jeśli skorzystamy z prawego zestawu, to
klikając na uchwała nr 7 mamy tekst uchwały nr 6.
Reasumując - pośród opisanego twórczego
bałaganu nijak nie można znaleźć uchwał nr 4 oraz nr 10...
Nawiązując zaś do istoty uchwały nr
3, przypominam sobie program telewizyjny z udziałem prof. Miodka, w którym
omawiał nazwę szwajcarskiego miasta Zürich. Szkoda, że przy okazji
nie wspomniał o jeszcze jednej możliwości zapisu w polskich tekstach (opartej
właśnie na uchwale nr 3) - Zuerich, choć osobiście wolałbym pisać Zurich,
czyli po niemiecku, lecz z zubożonymi umlautami (wszak Niemcy zamiast Łódź
pisują Lodz). Profesor uważa ponadto, że po polsku błędna jest forma
Zurich, bowiem powinniśmy pisać Zurych. Moim zdaniem, jeśli już
spolszczamy tę nazwę, to dlaczego połowicznie (tylko drugą część)?
Poprawne (a pełne!) spolszczenie to Curych. I tak właśnie jest po
czesku. Na cześć włoskiego słynnego podrywacza o nazwisku Casanova
mamy polski odpowiednik uwodziciela - casanowa (odnotowany przez szereg słowników),
choć to przecież także tylko połowiczne spolszczenie (jak i omawianego
miasta); po polsku wyłącznie - kasanowa.
Montgolfiery na festiwalu
Reuter (zwany zwykle Reutersem) donosi
- "Festiwal latarni na Tajwanie", ale w tekście "Na Tajwanie po
raz kolejny obchodzono festiwal latarń". Można na dwa sposoby, jednak w
jednym tekście Reuter mógłby stosować jednolitą szkołę... I tak dobrze,
że piszemy Tajwan i Tajpej (nie - Taiwan i Taipei),
choć nadal mamy we wzorcowej polszczyźnie dziwny wyraz e-mail przyjety
uchwałą nr 7 przez RJP... Wiele rzeczowników typu "kawiarnia,
piekarnia, kopalnia" można w mnogim dopełniaczu pisać na dwa sposoby (-ni,
-ń), ale ze stoczniami mamy nie tylko gospodarcze problemy, wszak nie
piszemy "bez polskich stoczń nie ma gospodarki morskiej", choć można
pisać "bez polskich kopalń nasza gospodarka upadnie".
Zatem media donosiły dwa tygodnie
temu, że "setki latających świateł poszybowało do nieba z życzeniami".
No tak, pewnie więcej niż setki, na pewno nie poszybowały (wszak mają napęd
- są na ogrzane powietrze) i na pewno do nieba nie dolecą. Ale takie
nieprawdziwe przekazy są całkiem sympatyczne. Tak więc Tajwani* wysyłają w
niebo swoje życzenia podczas pierwszej pełni lub piętnaście dni po chińskim
Nowym Roku. Wysyłanie latarni/latarń w niebo stało się symbolem pokoju i
zdrowia.
Patrząc z jednej strony na tajwański
obyczaj puszczania latarenek (unikamy wspomnianego dylematu a ponadto istotnie są
to małe latarnie) i z drugiej strony przypominając sobie sylwestrową
strzelaninę w niebiosa, może warto byłoby przyjąć chiński zwyczaj? Podczas
bezwietrznej pogody moglibyśmy wypuszczać balony (latarenki) niczym kiedyś
bracia Montgolfier? Na ich cześć nawet taki balon (na ogrzane powietrze) określono
jako montgolfiera (podobnie jak na cześć Zeppelina mamy cepeliny).
Należy jednak zbadać dokładniej sprawę, w szczególności w dziedzinie
ochrony przeciwpożarowej, bowiem kiedy wyspiarscy Tajwani* i kontynentalni
Chini* puszczają latarenki, to w innych państwach (nawet w dalekiej Australii)
strażacy mają nawał roboty... Zresztą, co tam poza granicami Chin - otóż w
samym Pekinie doszczętnie spłonął niewykończony 44-piętrowy wieżowiec
wchodzący w skład nowej siedziby chińskiej telewizji. Miał być jednym z
najbardziej luksusowych budynków w Chinach. Podobno pożar budynku wywołały
fajerwerki lub latarenki, którymi rozświetlano azjatyckie niebo z powodu Święta
Lampionów.
Słynni bracia (Joseph i Étienne)
należeli do gromadki szesnaściorga dzieci, których ojciec był właścicielem
papierni/papierń. Pierwszy wariant nazwy fabryki dotyczy obu liczb
gramatycznych, drugi zaś - tylko mnogiej. Wprawdzie może być kłopot z określeniem
tej liczby, jednak w dzisiejszych czasach forma bez końcówki -ń wydaje
się popularniejsza. No i swoim twórczym życiu właściciel zakładów oraz
współwłaściciel czeredki radośnie czerpał nie tylko arkusze papieru, ale i
akuszerkom przydawał wiele roboty.
Na internetowych aukcjach można zakupić
podobne latarnie, np. w kształcie serca (przed walentynkami jak znalazł i puścił).
Wymiary ok. pół metra na cały metr. Podobno wzlatują te serduszka na pół
kilometra i wypuszczając je mamy pomyśleć starannie skrywane życzenie. Po
latach wystrzeliwania sylwestrowych rakiet wszelakich typów, można zmienić
przyzwyczajenia w kierunku owych latarenek - z pewnością będzie mniej wypadków
z rękami i oczami. Zwierzęta będą mniej płochliwe. No i można takie
montgolfierki puszczać cały rok bez zezwolenia. Dla dzieci i dorosłych to
dodatkowo pokaz praw fizyki za parę złotych i niezła zabawa. Trzeba jednak
uważać na okoliczne stodoły, lasy i rafinerie, zwłaszcza podczas upałów.
* - krócej: jeden Tajwan, Chin; dwaj
Tajwani, Chini; pięciu Tajwanów, Chinów; jedna Tajwanka, Chinka.
Szczęśliwa
tragedia?
Dobrze widzowie nie otworzyli jeszcze
oczu a tu już podczas śniadania telewizja donosi o tragedii w walentynkowe święto.
"A cóż to za tragedia?" - zastanawiają się miliony widzów... Otóż
reporterka TVN24 relacjonująca porwanie dwudniowego niemowlęcia, stwierdziła,
że "to tragedia - tak tragedia, bo tak trzeba to nazwać!".
No i następuje dokładny opis
tragedii. Zatem - 14 lutego 2009 ok. 3.20 nad ranem 21-letnia porywaczka weszła
do sali poporodowej krakowskiego szpitala i - podając się za pielęgniarkę -
powiedziała matce chłopczyka, że bierze go na badania. Dziecka przez kilka
godzin szukało ponad stu policjantów. Odnaleźli chłopczyka w... Nowej Hucie.
Dziecko jest zdrowe i wróciło do mamy - do niesławnego szpitala.
Kompromitacja firmy ochroniarskiej szpitala; dobrze że policja spisała sie na
medal, choć zapewne skorzystała z zapisów kamer śpiącej ochrony.
Prawdopodobnie ochroniarze uznali, że w walentynki ludziska od samego rana będą
pałać do siebie aż takimi (pozytywnymi) uczuciami, że będą sobie (i
owszem) kraść, ale raczej całusy, niźli niemowlęta.
Inną sprawą jest zachowanie
porywaczki, która parę miesięcy temu poroniła i potrafiła sobie oraz
rodzinie wmówić, że jej stan jest nadal błogosławiony. I czy matce należy
się odszkodowanie za chwile grozy oraz kto zapłaci za (na szczęście)
skuteczną akcję policji?
Dla przeciętnego rodaka pod określeniem
"tragedia" kryje się wielkie nieszczęście. Tragedia właśnie
spotkała Australię, w której spłonęło żywcem ok. dwustu ludzi, zaś parę
miasteczek zniknęło z powierzchni ziemi, w czym "pomógł" strażak
ochotnik. Także tragedia spotkała kilka dni temu ok. 50 pasażerów amerykańskiego
samolotu, który spadł na dom w Buffalo. Dwa tygodnie wcześniej, także w USA,
zginęło w małym samolocie sześciu naszych rodaków z Chicago. Dzisiaj rozbił
się nasz ratunkowy helikopter - zginęły dwie osoby, które leciały ratować
ofiary karambolu na autostradzie A4. To są tragedie! A jeśli nawet sprowadzimy
owe rozważania do szpitalnego dramatu, to na pewno tragiczny okazał się los
brazylijskiej młodziutkiej modelki - Mariana Bridi zachorowała na sepsę i po
kolei amputowano jej kończyny, jednak po trzech tygodniach w cierpieniach
przegrała walkę o życie. O, to jest tragedia - cała Brazylia i świat był w
szoku!
Jaka zatem to tragedia w polskim
szpitalu? Tragedią byłoby, gdyby los był bardziej okrutny dla porwanego chłopczyka.
Wszystko zakończyło się szczęśliwie, zatem słowo "tragedia" jest
całkowitym nieporozumieniem! Natomiast mamy wielką tragedię w naszych
szpitalach, bowiem szacuje się, że corocznie umiera ok. 10 000 Polaków na
zakażenia spowodowane brakiem odpowiedniej higieny! Kilkanaście dni temu na
rzece Hudson wylądował samolot i nikt tego nie nazwał tragedią. Dlaczego?
Przecież koszty katastrofy były niemałe. Nerwów i grozy także co niemiara,
jednak zakończenie było na tyle szczęśliwe (jak w przypadku porwania
dzieciaczka w Krakowie), że o tragedii nie może być mowy, natomiast w obu
przypadkach możemy mówić co najwyżej o dramatycznych przeżyciach osób
uczestniczących w tych wydarzeniach. Umówmy się, że słowo
"tragedia" pozostawiamy sobie na nieszczęścia i to nie wszelakie,
ale jednak na makabryczne. No chyba, że będziemy trąbić o tragedii pianisty,
który złamał sobie palec i przez parę miesięcy nie będzie mógł
koncertować skazując siebie i swą rodzinę na życie w nędzy. Tylko jak to
się ma do tragedii naszego geologa zamordowanego 10 dni temu przed kamerą w
Pakistanie...
Nie poprawiłem jeszcze literówek powyższego
tekstu a tu kolejna ilustracja omawianego problemu... 16 lutego reporterka
Polsatu informuje, że "doszło do prawdziwej tragedii". "A cóż
to za tragedia wydarzyła się na polskich drogach?" - zadawali sobie
pytania telewidzowie - "czymże znowu nas media zaskoczą?". Okazało
się, że to nierozgarnięta matka przyczepiła sanki do auta i podczas takiego
kuligu hulała po drodze w Rzekach Wielkich (powinna raczej latem organizować
spływy kajakowe po okolicznej wielkiej rzece...). Podczas "zabawy"
sanki zjechały na lewo i zderzyły się z samochodem jadącym z przeciwka, który
jednak zdążył zwolnić i zjechać na pobocze. Dzięki temu dziecko przeżyło,
choć miało połamane kończyny i ogólne potłuczenia. No, ale do ciężkiej
cholery* - gdzież tu tragedia?! Może dziennikarzy zapisać na wykłady z
zakresu znaczenia powszechnie stosowanych określeń? Również Policja na swoim
portalu www.policja.pl/portal/pol/1/
* - nawet cholera nie musi być tragedią, wszak bywają szczęśliwe wyjścia z objęć tego choróbska
Plama na
imażu i na stole - hipokryzja w mediach
Od połowy lutego trwa walka pomiędzy
TVN a portalami, które zamieszczają językowy incydent nagrany przez Pola
Anonima, który uwiecznił popisy znanego i nagradzanego prezentera (i redaktora
naczelnego dziennika telewizyjnego "Fakty") wspomnianej telestacji -
Kamila Durczoka. Ten przystojny i lubiany (zwłaszcza przez telewidzki) pan,
pozwolił sobie na parominutowe zabawy językiem polskim. Nie byłoby w tym nic
nagannego (nawet tego typu programy telewizyjne cieszyły się wzięciem), gdyby
nie słownictwo, które było nazbyt przyziemne a właściwie... przystołowe.
Można powiedzieć, że jeśli pierwsze miejsce w mediach zajmuje Okragły Stół
(akurat mamy 20-lecie debat toczonych wokół niego), to drugie miejsce z pewnością
zajmuje stół pana Kamila stojący w studiu TVN, a który powinien zostać
przeniesiony do muzeum mediów po zakończeniu swej (blatowej a bladziowej)
kariery. Na podstawie zdjęć archiwalnych powinien być podobnie zabrudzony
farbą, aby zwiedzający muzeum mogli ogarnąć sytuację panującą w trudnych
czasach kryzysu światowego AD 2009 i aby zwrócili uwagę na ciężkie warunki
pracy w TVN wynikające z gospodarczej zapaści i ogólnego poirytowania Polaków.
Dlaczego runął mit dżentelmena
Durczoka? Otóż ten pan pozwolił sobie na zmasowany atak z udziałem czołowych
polskich wulgariów (na szczęście nie wspomniano o anatomicznych atrybutach,
choć wtrącenia dotyczyły fizjologii nawiązującej do nich) w obecności pań
przebywających w studiu, a zwłaszcza przed wizażystką, która przygotowywała
facjatę mistrza mowy polskiej do występu. Ta pani była potraktowana jak
robot, jak powietrze, jak nul! I kosmetyczny pędzel jej nawet nie drgnął,
kiedy mistrz rzucał mięsem! Zatem ta pani była mobowana (od ang. 'mobbing') w
pracy przez p. Kamila (swego szefa), zaś po zachowaniu się wszystkich w studiu
można przyjąć, że sfilmowana sytuacja nie była jednostkowym wybrykiem. Jeśli
zatem p. Durczok chce nas w jakiś sposób udobruchać (a tę panią przeprosić),
to powinien złożyć oświadczenie w sprawie częstotliwości tego typu wybuchów
i czy zamieszczenie filmiku w internecie spowodowało już zmianę w jego
zachowaniu podczas dalszej kariery w TVN. Jednak sam 'bohater' wydarzenia nie
widzi w swoim zachowaniu nic niestosownego, bowiem jedynie krytykuje wyciek ze
studia w wykonaniu nielojalnego pracownika TVN: "Taka rzecz nie powinna mieć
miejsca, to normalne sytuacje przed programem na żywo".
Pan Durczok - jako wytrawny telewizyjny
dziennikarz - powinien znać powiedzenie "Każda strzelba raz do roku
strzela sama". Jeśli ktoś pracuje przed kamerą i klnie, to przecież
jest tylko kwestią czasu, że ta kamera (jak wspomniana strzelba) w końcu
"wypali" i zarejestruje ciekawostkę typu "pracowity wieczór
przesympatycznego prezentera w czołowej telestacji"...
Gdyby opisany incydent wydarzył się
przez rozpatrywaniem kandydatów do Wiktora (nagroda Akademii Telewizyjnej), to
zapewne p. Kamil nie wybrzydzałby na towarzystwo konkurentki - p. Kasi Cichopek.
Media to największa władza współczesnego
świata. Rządy i policje demokratycznych państw nie mają takiej mocy i wpływów
co media. Jeśli król, premier albo komendant policji zaklnie, potknie się,
zrobi komuś świństwo, to media to bezlitośnie zamieszczą i często zapłacą
informatorowi niezłą sumkę (z abonamentu albo z reklam, na które składają
się konsumenci kupując dobra wszelakie). Jeśli jednak ktoś ma materiały
kompromitujące media, to uruchamiana jest filozofia Kalego - jak inni klną to
pokazujemy w mediach (wszak jesteśmy od obiektywnego informowania obywateli i
od pokazywania, co jest moralne a co nie jest), ale jak my klniemy, to nasyłamy
prawników, którzy pod pretekstem przestrzegania prawa autorskiego starają się
o wykasowanie filmików kompromitujących naszą telestację (na wielu portalach
zamiast filmiku mamy - "Ten film wideo jest już niedostępny z powodu
otrzymania zgłoszenia o posiadaniu praw autorskich przez TVN S.A.").
Cenzura i hipokryzja - oto twarz nowoczesnych mediów! Może jakaś odważna
telestacja przeprowadzi wywiad z prawnikiem TNV, który wzywał do usunięcia żenujących
materiałów a z drugiej strony niech przedstawi argumentację, która pozwala
na ukazywanie prywatnych kontaktów (nagrania wizyjne, foniczne i przekazy
esemesowe) naszych wipów. Czy podsłuchane i nagrane pokrzykiwania p. Rokity w
samolocie Lufthansy nie naruszało jego dobrego imienia i czy można było je
emitować w telewizji bez jego zgody? Co na to prawnicy TVN? A przecież to właśnie
ta telestacja ciągnęła łacha z niedoszłego premiera, choćby w
"Szkle kontaktowym", w którym reklamowano nagranie jako dzwonek do
zastosowania w komórkach. Czy dzwonek w wykonaniu p. Kamila także był
sugerowany? No i powody wzbudzenia obu znanych osób jakże różne - Rokitę
wyprowadzili z równowagi (i z samolotu) niemieccy policjanci, zaś Durczoka
zdestabilizowały jakieś plamy na stole (mebel ten stoi nadal w studiu i jest
najbardziej stabilnym elementem wyposażenia). Można jedynie spekulować, w
jaki stan zostałby wprowadzony słynny prezenter, gdyby to jego powalono na
aluminiową glebę w aeroplanie. Dobrze, że nie nagrano p. Kamila, kiedy się
wzbudził po otrzymaniu informacji o okrutnym zamordowaniu naszego geologa,
skoro przy niewielkiej plamie na stole dał aż taki popis łacińskiego kunsztu
wyrażając swe oburzenie...
Ponieważ trudy prawników nie dały większych
efektów (filmik zainstalowano na egzotycznych portalach, np. na tureckim - http://video.azbuz.com/video-
Osobnym a reklamowym skandalem jest
przyznanie p. Kamilowi wiecznego hamburgera. Otóż firma Burger King zafundowała
prezenterowi dożywotni dostęp do swego mięsnego jadła za omawiany rzut
soczystym zestawem (właśnie!) mięsnym. Ciekawe, czy skorzysta z tej oferty?
Jakoby dziennikarz "nie tylko zachował się jak prawdziwy mężczyzna, ale
i miał odwagę być sobą" powiedział Robert Lis (Burger King), który
wyraził przy tej okazji ubolewanie, że w ten sposób nie mógł wyróżnić
parę lat temu swego nazewnika (Tomasza Lisa) również za "bycie sobą".
Rzeczniczka spółki, Anna Robotycka, poinformowała kilkadziesiąt redakcji o
wysłaniu "zaproszenia do gwiazdy" (już mniej uduchowionej a bardziej
mięsnej), aby rozreklamować firmę, jednak nie poinformowała o stanowisku
(jej jako kobiety oraz innych niewiast z koncernu) wobec potraktowania wizażystki
TVN jak robota.
Może obiektywem ponownie zostanie
uwieczniony 'Kamil The Meat King', ale tym razem podczas konsumpcji chamburgera,
bowiem ta właśnie pisownia wydaje się właściwsza dla potrawy zafundowanej
naszemu zapracowanemu rodakowi. Za późniejsze zaproszenie widzów do czyściutkiego
stołu mógłby dożywotnio otrzymywać płyn do pielęgnacji blatów. Jednak
nie jest to dobry sygnał dla społeczeństwa - równie dobrze firma produkująca
narzędzia chirurgiczne mogłaby wysłać siepaczom swoje wyroby ze stali
damasceńskiej. Świat zmierza ku upadkowie, jeśli premiowane jest zło.
Każdemu pewnie zdarzy się zakląć.
Gorzej, jeśli to zostanie nagrane a większość uzna, że jednak nie było
powodu do aż takiego wybuchu. A jeśli wpadkę zaliczy lubiana osoba, to nawet
dożywotnio konsumowane chamburgery nie osłodzą dalszej kariery, chyba że
Wedel albo Goplana przyjdzie z odsieczą za robienie słodkich min (co także
nawiązuje do utykanych w polu pułapek - istotnie, jest kilka zagadnień wspólnych
trudowi dziennikarza i żołnierza)... Miejmy nadzieję, że znani a lubiani
Polacy nie będą "wyrażać się" w obecności podejrzanych urządzeń
mogących ich... podejrzeć.
Dzisiaj media informują o wycieku
szokującego zdjęcia pobitej lokalnej gwiazdki z krwawym wyciekiem z rozbitych
ust. Skandalem jest nie pobicie owej damy przez jej ukochanego dżentelmena, ale
wyciek i to nie byle skąd - otóż z akt kalifornijskiej (USA) policji! Ponieważ
także z naszych tajnych akt wycieka sporo danych o wipach, przeto widać, że
nienasycone media kuszą mamoną wszystkich i wszędzie.
Oto pełny zapis słynnego tekstu -
Rurku... To dobrze, że mnie słuchasz.
Kto odpowiada za to, jak to wygląda w tym studiu? Taa. Nie wkurwiaj mnie,
dobrze? Od dwóch dni jest tak upierdolony stół tutaj, że tylko dlatego, że
zlikwidowaliśmy ten jebany przerywnik, który jedzie z góry, to jeszcze się
to jakoś kurwa uchowało i ludzie tego nie widzą. Może by ktoś ruszył
dupsko po prostu i to wyczyścił?! A jak tu będzie gówno leżało na stole,
to też pokażesz, czy będziesz protestował?! Rurku, to nie jest "coś
wymyślić", dobra? Trzeba po prostu powiedzieć Wolanowi, że ma załatwić
tak, żeby tu, kurwa, się ktoś pojawił i to wyczyścił! Albo jakiemukolwiek
innemu facetowi, który się poczuwa do minimum odpowiedzialności, co
pokazujemy 4 milionom ludzi przed telewizorem! ... Ujebany farbą, czy nie wiem
czym, kurwa!
Kłopoty
z i/ii oraz problem z ka(r)nistrem
Rano 22 lutego 2009 TVN24 podaje na
planszy "Zasypana dolina Narwii". Dla ułatwienia - zapamiętajmy, że
Narew odmieniamy jak krew i brew, czyli Narwi.
Natomiast na niedobór omawianej litery cierpi deklinacja stanu Pensylwania
(i to dwukrotnie, co oznacza, że raczej nie są to literówki) na portalu Onet
(w notce pt. "11-latek zabił ciężarną narzeczoną ojca") -
"Do zdarzenia doszło w sobotę w zachodniej Pensylwani.
Według prawa Pensylwani,
każdy kto skończył 10 lat, w sprawie morderstwa może być sądzony jak dorosły".
Zapamiętajmy - "Wani nie było ani w Pensylwanii, ani w Transylwanii,
kiedy zasypało dolinę Narwi".
Mieszkańcy Pensylwanii i Transylwanii
(inaczej Siedmiogród; kraina w Rumunii) - Pensylwanka, Transylwanka;
jeden Pensylwanin, Transylwanin, dwaj Pensylwani(e), Transylwani(e),
pięciu Pensylwanów, Transylwanów.
Wczoraj nasza świetna "śnieżna"
biegaczka zdobyła złoty medal w biegu na 15 kilometrów. TVN24 zamieściła -
"1. miejsce Justyny Kowalczyk w biegu łączonym na 15 km.
na Narciarskich Mistrzostwach Świata w Libercu". Po jedynce wskazana
kropka, jednak nie po km (chyba że jest to jednocześnie koniec zdania).
31 lat wcześniej, nasz znakomity Józef Łuszczek także zdobył złoty krążek
na tym dystansie. Po zwycięstwie p. Justyny, p. Józef ujawnił ze swadą, że
po swoim tryumfie Japończycy chcieli dogłębnie poznać tajniki jego zwycięstwa
- "wzięli kartkę oraz centymetr i wszystko mi zmierzyli z wyjątkiem
jednego". Miejmy nadzieję, że Japoni nie będą kontynuować swoich
pomiarów i obliczeń przy udziale naszej złotej Justyny.
Zatem - Pensylwani z Pensylwanii,
Transylwani z Transylwanii, Rumuni z Rumunii, Japoni z Japonii.
20 lutego 2009 w audycji radiowej
Sławomir Nowak (szef gabinetu politycznego premiera Tuska) zwrócił się do
prowadzącego - "Czego pan się spodziewa, że będziemy siedzieli cicho, w
sytuacji, kiedy PiS biega z kanistrem i zapałkami i wywołuje kryzys, modli się
po nocach o ten kryzys, a co, my mamy siedzieć cicho", natomiast Jarosław
Kaczyński (prezes PiS) zripostował - "Jeśli ktoś lata z kanistrem i
podpala to pan Nowak, mówiąc o bankructwie Polski".
Oba cytaty osobiście nausznie słyszałem
i twierdzę, że obaj panowie błędnie mówili o karnistrach, zaś uprzejmi
dziennikarze zamienili karnister na kanister. Owszem, kiedy byłem
pacholęciem, to również mówiłem błędnie i nie wiem - skąd to R się
wzięło... Po angielsku canister, po niemiecku Kanister, z
greckiego kánistron. Na internetowych aukcjach wpisywane są obie
wersje, bowiem tam nie chodzi o wymądrzanie, ale o interes: nie można sobie
pozwolić na utratę części potencjalnych nabywców tylko dlatego, że są...
"poinformowani inaczej".
Mirosław Naleziński,
Gdynia
www.mirnal.neo
Mirosław
Naleziński, Gdynia PUBLIKACJE MIRKA 2009r
Media w Polsce i na świecie
- styczeń 2009
PUBLIKACJE MIRKA 2008r
www.mirnal.neostrada.pl
AKTUALNOŚCI GRUDNIOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI LISTOPADOWE
MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
PAŹDZIERNIKOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
WRZEŚNIOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
czerwcowe
MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
kwietniowe MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
marcowe
2008 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI lutowe 2008 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI styczniowe 2008 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
PUBLIKACJE MIRKA w
2007r
AKTUALNOŚCI grudniowe 2008 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI listopadowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI październikowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI wrześniowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI sierpniowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
lipcowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
czerwcowe 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
majowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI kwiecień 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
marzec
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
luty 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
styczeń 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
PUBLIKACJE MIRKA w 2006r
AKTUALNOŚCI
GRUDZIEŃ MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
LISTOPADOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
PAŹDZIERNIKOWY MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
SIERPNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
LIPCOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
MAJOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKIEGI
AKTUALNOŚCI
KWIETNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
MARCOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
LUTOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
STYCZNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
i przechodzimy na 2005r
AKTUALNOŚCI
GRUDNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
LISTOPADOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
PAŹDZIERNIKOWY MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
WRZEŚNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
SIERPNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
CZERWCOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
MAJOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
KWIETNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
Polecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
Tematy w dziale dla
inteligentnych:
ARTYKUŁY - tematy do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
"AFERY
PRAWA" Niezależne Czasopismo Internetowe www.aferyprawa.com redagowane przez dziennikarzy AP i sympatyków z całego świata których celem jest PRAWO, PRAWDA SPRAWIEDLIWOŚĆ DOSTĘP DO INFORMACJI ORAZ DOBRO CZŁOWIEKA |
aferyprawa@gmail.com |
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.