opublikowano: 26-10-2010
Media w Polsce i na świecie - listopadowy cykl krytyczno-informacyjny Mirosława Nalezińskiego
Polska
nie jest normalnym państwem?
Na początku listopada czytamy o młodym
Polaku, któremu nie udało się dorobić w krótkim czasie - wprawdzie wylądował
szczęśliwie, jednak wpadł
na cle w Wielkiej Brytanii: podaje -
20 milionów funtów - tyle była
warta na czarnym rynku kokaina, którą 25-letni Polak próbował wwieźć do
Wielkiej Brytanii. Służba graniczna zatrzymała go z 5 kilogramami
narkotyku. Krzysztof Z. został zatrzymany przez na lotnisku w Birmingham, gdy
próbował wwieźć 5 kg kokainy - poinformował w środę brytyjski urząd
celny. Polak został aresztowany pod zarzutem przemytu narkotyków.
Czarnorynkową wartość narkotyku oszacowano na co najmniej 20 mln funtów
szterlingów. Pochodzący z Gorzowa Wielkopolskiego Polak przyleciał
samolotem z Cancun w Meksyku.
Tyle u nas, czyli dane poufne. A co
czytamy w normalnym państwie? Wrzucamy do Gogli słowa: Krzysztof, Solihull,
Cancun i mamy -
A Polish national has been charged
with drug smuggling offences after police seized cocaine with a street value
of about? 500,000 at Birmingham Airport. About 5kg of the class A drug, which
can double or treble once it is "cut" by street dealers, was found
in a suitcase and laptop bag as Krzysztof Zoledziejewski arrived from Cancun
on Friday. Mr Zoledziejewski, 24, from Gwiazdzisat in western Poland, was
remanded in custody and is due to appear before Solihull Magistrates' Court on
Thursday.
W normalnych państwach zatem podają
pełne dane (choć bez polskich czcionek). Więcej można dowiedzieć się z
zagranicznych mediów, niż u nas, czyli jak za komuny. U nas
postsocjalistyczny sąd najczęściej nie udziela zgody na podawanie pełnych
danych, a jeśli się zgadza, to po paru latach, czyli po uprawomocnieniu się
wyroku. Ale nasze media nawet nie pytały sądu, wszak opisana sprawa nie
podlega polskiemu sądownictwu, lecz brytyjskiemu. Po prostu - nasi odważni
dziennikarze od razu przyjęli domniemanie, że NIE WOLNO. A mogli zapytać
stronę brytyjską o zgodę? Mogli, ale zastanawiali się pewnie, czy Bryci
zorientują się o co pytają - pewnie ich niezrozumienie zagadnienia byłoby
uznane za wynik niedoskonałej znajomości języka angielskiego z naszej
strony... Wyspiarze po prostu nie zrozumieliby istoty pytania - Jak to, Polacy
nas pytają, czy my wyrażamy zgodę na przepisanie danych osobowych ich
obywatela z naszej gazety do polskiej?! Cudzoziemcy po prostu nie mogą
zrozumieć pewnych naszych zwyczajów, które mogą uznawać za odbiegające
od umysłowej normy w Europie.
Ponieważ po otwarciu Polski na świat
coraz więcej rodaków hańbi nie tylko swoje nazwiska, przeto powstaje
pytanie - Czy Polacy, którzy przynoszą nam wstyd poza Polską, nie powinni
mieć na ojczystej ziemi dodatkowego procesu o zniesławienie? Może przy
okazji zmian w Konstytucji 1997 wnieść stosowny zapis?
I na zakończenie - ilu Polaków
zaryzykowałoby w podobny sposób? Choćby z mniejszą ilością i jadąc
autem (łatwiej przemycić niż samolotem)? Można się urządzić u progu
dorosłego życia nie czekając na wyniki emerytalnych dyskusji i obliczeń,
nie rozważając terminu wejścia do strefy E i nie grając w totka... A w
razie wpadki można skończyć studia (mocno stacjonarne) w najbardziej światowym
języku, czyli nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło...
Odradza się takie machlojki w
wybranych krajach, np. azjatyckich i to nie tylko z powodu niezbyt światowych
języków tam obowiązujących - tamtejsze sądy nie dają czasu na studia. Więcej
- tam nie dają czasu już na nic...
PS Wartości narkotyków
znacznie się różnią w wycenie... I Wyspiarzom coś nie wyszło z naszą piękną
nazwą miasta - pokręcono 'Gwiazdzisat'.
Internetowa makabra
W Sejmie język coraz nikczemniejszy,
obyczaje również. Ale skąd te maniery? Proszę przejść się po ulicach i
po korytarzach szkolnych. Z pewnością dawniej był większy wersal tamże niż
obecnie. I to stamtąd mamy... posłów.
Ale także media mają w tym udział.
Co najmniej paru Polaków nie powinno prowadzić swoich programów w radiu i
telewizji.
Co sądzić o internecie? Anonimowi
dyskutanci to przykład daleko posuniętej "odwagi", wulgarności i
bezczelności. Pewnie kiedyś będą zablokowane te niemal nieograniczone możliwości.
A cóż się dzieje w internetowych
mediach - w artykułach na portalach? Bywa, że w smutne albo wręcz w
tragiczne wieści wplecione są radosne reklamki. Od paru lat wplatane są
linki sponsorowane - wybrane słowo z tekstu łączy nas z informacjami hasłowo
nawiązującymi do danego wyrazu.
I na cóż można było dzisiaj
natrafić? Otóż, na
PolskaLokalna.pl
czytamy
-
Opieka społeczna nie zleca zakładom
pogrzebowym ubierania do pochówku ciał
osób nieznanych. Zwłoki chowa się do trumny w czarnym worku. Zakaz
ubierania to polecenie od pracowników zakładu medycyny sądowej. Ale nie
chodzi tu o niskie koszta pochówku, ale o bezpieczeństwo pracowników firmy
pogrzebowej.
I dokąd nas wiedzie link "ciał"?
Nie na katedrę patologii czy kryminalistyki, ale na oferty dla - a jakże -
jeszcze całkiem żywych rodaków - "Zdrowy wypoczynek - tajemnicą urody
i długowieczności"... na witrynie http://www.familytour.pl/?s=
Czy to nie przesada? Link dotyczy
urody i długowieczności, zatem spraw całkiem odmiennych od nastroju wywołanego
artykułem. Czy to wypadek przy pracy, czy już całkowita i stała a coraz
szerzej rozlewająca się bezduszność?
I jak ten skandal ma się do (również
dzisiejszego) szczecińskiego wyroku sądowego w toples(s)owej sprawie? To za
takie skandaliczne linki w wirtualnych branżach stróże prawa powinni
rozdawać mandaty, nie zaś za ponętne biusty w realu!
PS 10 listopada zamieszczono
informację o tragedii rodaków w Skandynawii.
Na http://fakty.interia.pl
/swiat/news/dramat-polakow-w-
Dramat Polaków w Norwegii. Ile osób
zginęło? W norweskim Drammen rozpoczęto dziś rano przeszukiwanie
pogorzeliska z udziałem przybyłych z Oslo techników kryminalistycznych oraz
policji. Głównym celem jest poszukiwanie ciał
ofiar sobotniego pożaru.
O zgrozo, link prowadzi do tej samej
reklamy wczasów! Jakiś patologiczny specjalista od ciał nie odróżnia
nieboszczyków od żywych? Nie ma poczucia przyzwoitości?
Najkrótsza linia kolejowa w
Polsce - do Księgi Guinnessa!
Od
kilkunastu lat przechodzę obok znaków drogowych ustawionych przy skrzyżowaniu
ul. Waszyngtona i ul. św. Piotra w Gdyni. Zwykle są w zachlapanym stanie i
wymagają ustawicznego mycia oraz wymiany w razie uszkodzenia - a to przez
przejeżdżające wielkie tiry, a to przez zirytowanego przechodnia. Znaki te
(parowóz i wykrzyknik oraz krzyż św. Andrzeja) ostrzegają nas przed pociągiem
mogącym przejechać przez niestrzeżony przejazd kolejowy. Szkopuł jednak w
tym, że od dziesięciu lat nie przejechał przezeń żaden nawet... wagon. Z
prostego powodu - wprawdzie szyny jeszcze leżą, ale są zasypane ziemią i
zarośnięte zielskiem, częściowo są zdemontowane, zaś tor od pół roku
wchodzi pod... trotuar!
Przez wiele lat każdy kierowca
szanujący prawo, z szacunkiem właściwym powadze uczestnictwa w ruchu
drogowym, powinien zwiększyć uwagę na odcinku pomiędzy owymi znakami a
kolejowym szlakiem. Mieszkańcy okolicznych domów, ich znajomi oraz codzienni
tranzytowi kierowcy wiedzą, że te znaki to bujda na (kolejowych) resorach,
jednak pozostali użytkownicy tego fragmentu ulicy zwiększają czujność, co
niepotrzebnie ich stresuje, zwłaszcza kiedy spostrzegą, że zrobiono ich w
konia (niemal mechanicznego, choć teraz moce podajemy nie w KM, ale w
kilowatach - kW).
Gdyby policjanci chcieli wręczać
mandaty za niezatrzymywanie się przed torami, to zarobiliby fortunę (oczywiście
dla swej firmy...), bo obeznani z sytuacją kierowcy ignorują te bezsensowne
blaszyska. Urzędniczy beton zapewne powie - dopóki tory leżą, dopóty
znaki są poprawnie ustawione. No to sytuacja jest patowa - kilkanaście znaków
stoi, straszy i rdzewieje, kierowcy zaś stawiają swe auta wprost na
omawianych torach! Rozsądni policjanci nie wystawiają mandatów, choć
nagminnie i z tupetem łamane są zasady ruchu drogowego! Kto i kiedy zakończy
tę farsę?
Wskażmy także na aspekt
psychologiczny - jeśli kierowca widzi zbędnie a niefrasobliwie ustawione
znaki drogowe, to kiedyś popełni błąd i zignoruje podobne, lecz bardzo ważne
dla życia oznakowanie. I cóż napiszemy mu na klepsydrze? Że zbagatelizował
istotną wskazówkę po uznaniu, że urzędnicy setki razy zlekceważyli go
jako obywatela i użytkownika drogi wprowadzając go w błąd?
Można jeszcze dodać, że w skali
kraju rokrocznie z naszego budżetu idzie spora kwota na wytwarzanie, naprawy
i na kosmetykę tysięcy podobnie zbędnych znaków. Czy mamy nadmiar pieniędzy?
Są kraje, w których demontuje się nawet rozsądnie ustawione znaki i stan
bezpieczeństwa tam... wzrasta, ale u nas stoją całkiem zbędne znaki! Jak długo
jeszcze?
Opisaną linię kolejową proponuję
uznać za najkrótszą w Polsce i zgłosić do Księgi Guinnessa w dziedzinie
"Najkrótsze linie kolejowe w Europie". Gdynia ma szansę znowu być
sławnym miastem, znanym nie tylko z planszy Monopoly...
Znaki drogowe straszące parowozami,
wykrzyknikami i krzyżami (czyżby to były krzyże na drogę?) nie wystawiają
dobrego świadectwa ani Policji, ani Urzędowi Miejskiemu w Gdyni. Podnoszą
one nastrój dramatyzmu i wyzwalają większą adrenalinę, jeśli przyjdzie
nam złamać kodeks drogowy. W jakiej wysokości przewidziane są mandaty za
łamanie zasad ruchu drogowego w bezsensownej sytuacji?
Zdjęcia w portowym rejonie trzeba
wykonywać z ukrycia, bo i teren kolejowy, i pobliskie zakłady straszą
znakami "fotografowanie wzbronione" (zapewne terroryści planują
zamach na... wyzłomowaną linię kolejową).
Po wyremontowaniu budynku (teraz jest
to piękny hotel) położono przy nim trotuar.
Uczyniono to jednak łamiąc opisane znaki drogowe, bowiem chodnikiem zakryto kilkudziesięciometrowy odcinek torów kolejowych biegnących do portu i to od zarania miejskiej historii Gdyni. Firma kładąca kostkę zapewne nie otrzymała mandatu za wjechanie z robotą na tory, choć nieopodal stoją wspomniane znaki ostrzegające przed pociągiem mogącym zajechać im drogę. Może po niniejszym artykule w końcu ktoś wlepi mandat za parkowanie trotuaru na torach, choć trudno sobie wyobrazić, aby inwestor odjechał do swej bazy z dawno ułożonym już chodnikiem... Byłby to chyba pierwszy mandat za wjazd nieruchomości na równie nieruchawy tor.
Ze strategicznej linii kolejowej
pozostało kilkadziesiąt metrów pomiędzy końcem hotelowego chodnika a
zardzewiałą bramą straszącą przy słynnym klubie "Ucho". Ucho
można przykładać do szyn i znanym sposobem wsłuchiwać się w stukot pociągu
- bezskutecznie (jednak niewykluczone, że policjant wypisze nam mandat za
majstrowanie przy torach albo za ignorowanie znaków...). Za bramą widać
zerwane podkłady kolejowe, które sugerują, że szyny wiodące do portu to
już historia i wsad miły każdemu hutniczemu piecowi. A swoją drogą -
dlaczego owa linia nie została zaliczona do zabytków naszego miasta? A może
ta muzealna resztka linii to właśnie efekt decyzji o ochronie obiektu szczególnie
cennego dla historii naszego miasta? Albo po prostu koszty wyrwania szyn z
asfaltu oraz jego załatanie po ekstrakcji przewyższają cenę oferowaną
przez składnicę złomu?
Szkoda, że na tym odcinku toru nie
zaanektowano parowozu, którego maszynista wyszedł (podczas ostatniego
przetaczania) do pobliskiego pubu - mielibyśmy cenny pojazd na historycznym
torze. Byłaby murowana (choć ze stali) atrakcja turystyczna, zwłaszcza że
widok na nią byłby z innej wysokiej atrakcji - ze słynnych gdyńskich wieżowców
Sea Towers.
PS Okazuje się, że owa linia
kolejowa, która została zabudowana hotelową infrastrukturą, ma swój
kolejny odcinek! Otóż tory odradzają się po ok. dwustu metrach na ich
skrzyżowaniu z ul. Węglową, aby ponownie "zapaść się pod ziemię"
po dalszych kilkuset metrach i ujawnić się (w okolicach WTC Gdynia i
siedziby lokalnej telewizji kablowej) przed kolejnym nibyprzejazdem... Nie
przeszkadzają nikomu kolekcje znaków, które ostrzegają kierowców przed
(wirtualnymi?) ciuchciami na tych wszystkich skrzyżowaniach? Może kogoś
jednak pociągnąć do odpowiedzialności, skoro pociągi nie mają tam
niczego do ciągnięcia? Ciekawostką jest i to, że słupki (a właściwie słupy)
niosące krzyże św. Andrzeja są wykonane z solidnych kawałków... szyn
kolejowych. A jeszcze większą niespodzianką jest i to, że na planach
miasta (także w internecie) omawiane szlaki kolejowe widnieją w pełnej swej
krasie!
Niewłaściwy dobór wariantów sondy
W sondzie, jeśli jest więcej możliwości
do wyboru, należy określić pola wyboru jako zbiory niezachodzące na siebie
(oczywiście wówczas, jeśli można oznaczyć tylko jeden wariant), gdyż wówczas
część uczestników może myśleć podobnie, ale z powodu niejednoznaczności
dokona wyboru na zasadzie rzutu monetą.
Autorzy sondy (http://uwaga.onet.pl)
wzięli na tapetę temat "Nie lubię niepełnosprawnych!" (naklejki
z tym sloganem trafiają na szyby samochodów, które parkują w miejscach
zarezerwowanych dla niepełnosprawnych) i z pytaniem "Co sądzisz o tej
akcji?" z trzema możliwościami:
- kontrowersyjna akcja,
- popieram ten pomysł,
- słowa mogą zostać mylnie odebrane jako atak na
niepełnosprawnych.
Nie wzięli jednak pod uwagę, że można
akcję uznać za kontrowersyjną a jednocześnie ją popierać. Uznano, że jeśli
"popieram pomysł", to pozostałe dwie możliwości oznaczają brak
poparcia. Podczas układania tekstu sondy oraz podczas głosowania nie należy
filozofować, ale dawać najprostsze możliwości do wyboru. W Polsce większość
akcji to kontrowersyjne akcje (i na tym polega szokujące oddziaływanie pomysłodawców
na społeczeństwo). Należało zatem zignorować pierwszą możliwość (można
było ją wpleść w objaśnienie sondy) i poprzestać na dwóch wariantach -
"popieram pomysł" oraz "nie popieram pomysłu". Trzecia
możliwość także jest niejednoznaczna, bowiem można przecież uznać, że
słowa mogą być wprawdzie uznane za atak, jednak (biorąc wszystkie za i
przeciw) ostatecznie poparlibyśmy propozycję.
Tekst sondy mógłby brzmieć -
Prosimy o uczestnictwo w sondzie
oceniającej kontrowersyjną akcję dotyczącą niepełnosprawnych, nawet jeśli
słowa mogą być mylnie zinterpretowane:
- popieram pomysł,
- nie popieram pomysłu.
Jednak określenie
"kontrowersyjna" powinno być pominięte, bowiem sugeruje stanowisko
autorów sondy (takie jedno słowo może "położyć" obiektywizm
testu).
Ale co zrobić, jeśli autorzy
koniecznie chcą wpleść to określenie? W takim przypadku ostateczny tekst
sondy mógłby mieć "kształt":
- popieram akcję, choć jest kontrowersyjna,
- popieram akcję, choć może zostać mylnie odebrana
jako atak na niepełnosprawnych,
- nie popieram akcji, bowiem jest kontrowersyjna,
- nie popieram akcji, bowiem może zostać mylnie
odebrana jako atak na niepełnosprawnych.
Jeśli autorzy uznają, że możliwości
jest zbyt wiele, a ponadto, że kontrowersyjność akcji wynika z możliwości
jej zinterpretowania jako ataku na niepełnosprawnych, to wówczas redukujemy
tekst do dwóch wariantów:
- popieram akcję, choć jest kontrowersyjna i może
zostać mylnie odebrana jako atak na niepełnosprawnych,
- nie popieram akcji, bowiem jest kontrowersyjna i może
zostać mylnie odebrana jako atak na niepełnosprawnych.
Ponieważ są plany przeprowadzenia
referendum, niech ten przykład uświadomi autorom (politykom) i wyborcom
(obywatelom), że wadliwie ułożony tekst ośmieszy nas wszystkich i nie da
wiążącej jednoznacznej odpowiedzi w znacznie ważniejszej sprawie. No i będzie
sporo kosztować!
Czy rozmawiać z dziećmi o homoseksualiźmie?
To tytuł dyskusji toczonej w
programie "Dzień dobry TVN" (23 listopada 2008). Goście i prowadzący
roztrząsali modny (choć zainteresowanie publiki marszami równości
cokolwiek przygasa) temat homoseksualizmu, który - jeśli zanadto traci
powiew świeżości - jest podgrzewany przez kolejne wydarzenia, w tym
literackie.
Tym razem omawiano bajkę o dwóch
panach pingwinkach zakładających rodzinę (z powierzonego im jaja). Być może
publikacja ta uprzyjaźni młodemu pokoleniu mniej radosne strony
homoseksualizmu i spowoduje sympatyczniejsze nastawienie dorastającego
pokolenia wobec ludzi skrzywdzonych przez los (moim zdaniem mamy trzy rodzaje
inwalidztwa - fizyczne, umysłowe i seksualne), zatem to pewien plus tej
akcji.
Popierając ten literacki sposób
krzewienia wiedzy, można jednak zaniepokoić się, czy za 20 lat statystyki
nasze nie odnotują nie tylko obniżenia poziomu uprzedzenia do ludzi zmagających
się z piętnem losu, ale także odnotują procentowy wzrost osób deklarujących
odmienność seksualną...
Idąc wszak zaproponowanym
"bajkowym" tropem, można wydać bajki o wiewiórkach, które za
ofiarowane orzeszki są gotowe podnosić kity przed przygodnie napotkanymi
wiewiórami. Sympatyczne zwierzątka, które zamiast w znoju zbierać owoce w
łupinkach, potrafią na wesoło urządzić się w luksusowych dziuplach (w
przeciwieństwie do rudych "mało zaradnych" koleżanek urobionych
pracą po pędzelki na uszach) a zatem mogą być wzorcem dla panienek (z
dobrych i gorszych domów oraz... przedszkoli), które po kilkunastu latach
gremialnie zasilą szeregi najstarszego zawodu na świecie...
Kiedyś bajka Disneya o wesołym
koniku polnym a obiboku oraz o mrówkach pracusiach, ukazywała dzieciom ogólnie
akceptowany kierunek wychowania. Ale obyczaje się nam poluzowały, zatem i
bajki są i będą pisane pod coraz "nowocześniejszą" publikę
poczynając już od przedszkolnej dziatwy...
Jednak aby rozmawiać z dziećmi o
homoseksualiZmie, należałoby redaktorów odpowiedzialnych za język polski uświadomić,
że należy poprawnie pisywać, zatem nie o homoseksualiŹmie, bowiem dziatwa
szkolna chłonie wiedzę z teleekranów nie tylko metodą foniczną, ale i
optyczną... Czyżby nie posiadano komputerowego programu sprawdzającego
ortografię?
PS Tegoż dnia odbył się
kolejny turniej "Tańca z gwiazdami". I tu pomysł - może w
kolejnej edycji wystąpiłoby kilka par nawiązujących swymi skłonnościami
do nowoczesnej bajki o pingwinach? TVN chwalebnie zapisałaby się w walce z
homofobią, a i telefoniczna frekwencja byłaby rekordowa.
Mirosław Naleziński,
Gdynia
www.mirnal.neostrada.pl
AKTUALNOŚCI
marcowe
2008 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI lutowe 2008 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI styczniowe 2008 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
PUBLIKACJE MIRKA w
2007r
AKTUALNOŚCI grudniowe 2008 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI listopadowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI październikowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI wrześniowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI sierpniowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
lipcowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
czerwcowe 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
majowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI kwiecień 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
marzec
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
luty 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
styczeń 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
PUBLIKACJE MIRKA w 2006r
AKTUALNOŚCI
GRUDZIEŃ MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
LISTOPADOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
PAŹDZIERNIKOWY MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
SIERPNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
LIPCOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
MAJOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKIEGI
AKTUALNOŚCI
KWIETNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
MARCOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
LUTOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
STYCZNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
i przechodzimy na 2005r
AKTUALNOŚCI
GRUDNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
LISTOPADOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
PAŹDZIERNIKOWY MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
WRZEŚNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
SIERPNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
CZERWCOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
MAJOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
KWIETNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
Polecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
Tematy w dziale dla
inteligentnych:
ARTYKUŁY - tematy do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
"AFERY
PRAWA" Niezależne Czasopismo Internetowe www.aferyprawa.com redagowane przez dziennikarzy AP i sympatyków z całego świata których celem jest PRAWO, PRAWDA SPRAWIEDLIWOŚĆ DOSTĘP DO INFORMACJI ORAZ DOBRO CZŁOWIEKA |
aferyprawa@gmail.com |
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.