opublikowano: 26-10-2010
Media w Polsce i na świecie - październikowy cykl krytyczno-informacyjny Mirosława Nalezińskiego
Dołożyliśmy
Austriakom na parkingu - co na to strusie ładu publicznego?
2 października, pod Rydzyną,
jeszcze przed meczem Lecha Poznań z Austrią Wiedeń, doszło do bandyckiego
napadu na kibiców drużyny gości. Grupa ok. 30 Polaków w kominiarkach wszczęła
bójkę z Austriakami, z których paru zostało rannych. Do autokaru wrzucono
petardę.
Hańba dla polskiej gościnności i
dla polskiego sportu! Przy takim bandyckim usposobieniu części mieszkańców
Polski (i to w regionie uważanym za kulturalny)? I przy całkowitej
indolencji naszych strusi(ów) ładu publicznego? Być może trzeba będzie
organizować policyjne konwoje. A może Austriacy (i inne narody) będą
przysyłać własne wozy bojowe, aby chronić swoich obywateli? I my mamy
organizować ważne imprezy międzynarodowe?!
Do poczucia wstydu za opisanych
pseudokibiców przyłożyły się media. Otóż portal TVN24.pl nadał
wielce bulwersujący tytuł - "Polacy dołożyli Austriakom nie tylko na
boisku". Któż to wymyśla takie tytuły? Zamiast napiętnować rodaków
już w tytule, to poważnie rozmyto zagadnienie sprowadzając bandytyzm niemal
do poziomu szlachetnego pojedynku sportowego albo do podwórkowej szarpaniny.
Czytelnik mógł to odebrać - no cóż, dołożyliśmy gościom na boisku, dołożyliśmy
także poza stadionem. I co się dziwić kibolom, skoro sami dziennikarze
bandyckie rozróby sprowadzają do niewinnego machania szabelkami szlachciur z
epoki liberum veto...
Dzisiaj rano natknąłem się na ten
bulwersujący tytuł i wpisałem komentarz - "Żenujący tytuł! Spłyca
zagadnienie. Nie zawiera potępienia kiboli! Kto taki tytuł dał?!". I
jednak... poskutkowało! Redakcja natychmiast zmieniła tytuł na "Polacy
napadli na autokar kibiców Austrii Wiedeń". Portal zastrzega się -
"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
TVN24.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii". Ale przecież
za swoje artykuły chyba jednak ponosi odpowiedzialność?!
Redakcjo, gwoli uczciwości - lepiej
późno, niż wcale... Jednak uznano słowny nietakt. Teraz należy liczyć na
nierozpatrywanie tej napaści pod kątem ewentualnego orzeczenia walkowera na
rzecz gości, których nie uraczyliśmy zgodnie z wielowiekowymi tradycjami.
No i ciekawe, jakie jest stanowisko strusi(ów) porządku publicznego oraz
naszego rządu i... PZPN.
Śpiące policjanty a superdokładność
Z jaką
dokładnością można podawać odległości znaków drogowych od śpiącego
policjanta, aby nie narazić się na śmieszność? Odległości hoteli,
restauracji i innych ważnych obiektów są podawane z dokładnością do 50
m, przy bliższych odległościach pewnie do 10 m. Najczęściej są solidnie
zaniżane (z oczywistych powodów - zachęta i łowienie klienta a
konsumenta).
Ale na uliczkach Redłowa (dzielnica
Gdyni) mamy znaki z informacjami, że dwa "śpiące policjanty"
znajdują się w odległości (z obu stron)... 16, 22, 27, 29 m. Nie można było
napisać 15, 20, 25, 30 m? Zresztą ta wspomniana uliczna budowla ma swoją
szerokość i można byłoby zapytać, czy liczba jest odległością (w
metrach) do początku "śpiącego policjanta", do środka, czy też
do końca owego wału. Pewnie do początku. Niektóre znaki umieszczono na
istniejących słupach energetycznych, ale jeden na własnym słupku, zatem można
było go wkopać wyrównując liczbę do pełnej dziesiątki...
Ograniczenia prędkości najazdu na
garby pewnie brane są z kapelusza, bowiem oznakowano dwojako: 20 i 30 km/h,
ale dokładność podawania dystansu wręcz aptekarska. Gdyby choć nieopodal
znajdowała się placówka oferująca leki albo ulica nazywałaby się (właśnie!)
Aptekarska, to przynajmniej byłby "garbaty" znak z humorem... I któremu
kierowcy potrzebne są takie dokładne informacje? W jakiej sytuacji? A może
widząc na blasze liczbę 29 ma obserwować licznik i ewentualnie oddać go w
ręce fachowca, jeśli jednak uzna, że błąd pomiaru przekracza np. 3%?
okazuje się, że tabliczki T-1 są niewłaściwe...
Patrząc na zdjęcia i widząc sześć
blaszysk (koszta!) przed każdym wałem (po dwa komplety, z obu stron), aż
nasuwa się oczywisty pomysł. Otóż nad trójkątnym znakiem garbu powinna
znajdować się liczba N oznaczająca zarówno odległość znaku od śpiocha,
jak również dopuszczalną prędkość. Dwa w jednym a nawet trzy! Widząc
nad brzuszkiem liczbę 20 byłoby wiadomo, że uliczny spowalniacz znajduje się
w odległości 20 m oraz że nie możemy jechać szybciej niż 20 km/h.
Dodatkowo dla osiedlowych uliczek należy zastosować mniejsze formaty znaków
(po co takie wielkie blaszane płachty?!). I miliony złotych zaoszczędzamy
na chore dzieci. I mamy kolejny problem załatwiony przyjaźnie w ramach państwa
o wspomnianej a pożądanej cesze. A ileż krajobraz przeładowany dzisiaj
blachami zyskałby na urodzie? Przecież aż wierzyć się nie chce, że takie
wielkie, kosztowne i koszmarne zestawy znaków wiszą sobie w pięknej Gdyni!
Wyblakłe nibyczerwone marginesy dopełniają obrazu biedaznaków...
Są państwa, których narody słyną
z dokładności i staranności wykonywanych szos i autostrad. Może chociaż
dokładnością danych uwiecznionych na znakach chcemy im dorównać... A
gdzie rozsądek?
Ostatnio wiele dyskutuje się na
temat stawiania fotoradarów, w tym nibyradarów (psychologiczne pułapki), które
mają wprowadzać w błąd kierowców, jednak podnosząc bezpieczeństwo
jazdy, zatem kierowcy są oszukiwani... w słusznej sprawie. Wielu uważa, że
jest to jednak niezgodne z konstytucją... A może te śpiące policjanty także
nie są zgodne? Przecież powodują uszkodzenia pojazdów (nawet przy
niewielkiej prędkości auta drapią podwoziami owe wybrzuszenia, niszcząc
swe metalowe brzuszyska) oraz mogą spowodować wypadek motocyklisty albo
rowerzysty, jeśli nocą nie zauważą omawianego znaku i garbu (materialna pułapka).
Może na geometrię i masowe występowanie omawianych przeszkód ma wpływ
lobby... warsztatów samochodowych? Znane są przypadki demontażu owych garbów
- np. w mieście Derby (Anglia) zdemontowano niemal 150 garbów za prawie pół
miliona funtów.
W załączniku do
Dz.U. nr 220/2003 jest zalecenie, aby znak ostrzegawczy (dla prędkości
dopuszczalnej do 60 km/h) znajdował się w odległości 50-100 m od obiektu.
Przewidziano odstępstwo od tej zasady "na ulicach staromiejskich lub w
innych w miejscach o bardzo ograniczonej przestrzeni". Oczywiście, jeśli
przeszkoda znajduje się za skrzyżowaniem w odległości mniejszej niż 50 m,
to znak musi znajdować się bliżej, jednak z przeciwnej strony? Tamże
opisano znak A-11a o nazwie próg zwalniający, czyli zewnętrzny spowalniacz
pojazdu oraz omówiono tabliczki T-1, na których podawana jest odległość z
dokładnością do 10 m. Zatem tabliczki z liczbami 16, 22, 27, 29 nie są właściwe
i powinny być wymienione - ustawa nie przewidziała takich liczb; powinny być
zakończone zerem. Można byłoby się umówić, że nad symbolem garbu nie
zanosimy liczby, a to oznaczałoby (domyślnie), że przeszkoda znajduje się
w odległości nie większej niż 50 m oraz że dopuszczalna prędkość
najazdu na nią wynosi 20 km/h. W ten sposób eliminujemy dwa znaki (informację
o odległości do progu oraz ograniczenie prędkości). Kiedyś wyeliminowano
zakaz stosowania sygnałów dźwiękowych, który był umieszczany wraz z nazwą
miejscowości - uznano, że nazwa domyślnie wprowadza ten zakaz.
Chciałem sobie pożartować z
aptekarskiej dokładności Gdynian*, ale z ustawy wynika, że superdokładne
tabliczki nie tyle są humorystyczne, ale są wręcz niedopuszczalne, zatem...
nielegalne!
* - niestety, słowniki proponują
formę gdynian.
Błędy na znaku drogowym
Prawdopodobnie większość Polaków
błędnie pisuje nazwy województw, placów, skwerów, rond, nabrzeży, bulwarów.
Dowody znajdujemy w prasie, ale nie tylko. Także na wizytówkach, plakatach,
reklamach i... znakach drogowych.
Obiekt na mapie i na znaku drogowym:
gmina Kruszyna - gmina wiejska w województwie śląskim, w powiecie częstochowskim.
W latach 1975-1998 gmina położona była w województwie częstochowskim.
Siedziba gminy to wieś Kruszyna.
Porównajmy powyższe wymienione
nazwy z opisem na dołączonym typowym znaku drogowym, na którym wszystkie
wyrazy napisane są od wielkich/dużych liter. Posiłkując się słownikiem
ortograficznym snadnie dojdziemy do wniosku, że na drogowej tablicy poprawnie
napisano jedynie nazwę własną wsi - Kruszyna. Pozostałe wyrazy napisano błędnie
(niezgodnie z aktualnymi słownikami, choć to również nazwy własne!)...
W związku z opisanymi (a częstymi)
błędami, należałoby ujednolicić pisownię nazw geograficznych, niezależnie
od rodzaju obiektu. Wówczas znaki drogowe byłyby bezbłędne, w przeciwnym
bowiem przypadku, należałoby je... poprawić.
Jeżeli nazwa mikro- lub
makrogeograficzna składa się z co najmniej dwóch członów, z których
pierwszy jest rzeczownikiem, drugi zaś jest określeniem odpowiadającym na
pytania jaki, czyj, to wszystkie rozpatrywane wyrazy nalezy pisać od
wielkiej/dużej litery.
Zatem -
nie aleja Zwycięstwa a Aleja Zwycięstwa
nie plac Kaszubski a Plac Kaszubski
nie skwer Kościuszki a Skwer Kościuszki
nie bulwar Nadmorski a Bulwar Nadmorski
nie trasa Łazienkowska a Trasa Łazienkowska
nie nabrzeże Albańskie a Nabrzeże Albańskie
nie cmentarz Łostowicki a Cmentarz Łostowicki
nie jezioro Drwęckie a Jezioro Drwęckie
nie morze Śródziemne a Morze Śródziemne
nie ocean Spokojny a Ocean Spokojny
nie góra Kościuszki a Góra Kościuszki
nie las Kabacki a Las Kabacki
Niektóre z powyższych terminów są
już od dawna pisane w proponowanej formie, ale celowo zostały przemieszane
wraz z jeszcze nieuznanymi formami, aby przekonać sceptyków do zunifikowanej
zasady proponowanej na wstępie. Przyjęcie sugestii zmniejszyłoby liczbę błędów
popełnianych we wszystkich dziedzinach nauki, techniki i życia codziennego.
Powyższe propozycje nie dotyczą (a
zatem nie naruszają dotychczasowej pisowni) przykładowych określeń:
kontynent Europa, państwo Polska, stolica Warszawa, miasto Gdynia, dzielnica
Redłowo, morze Bałtyk, wyspa Wolin, rzeka Wisła, jezioro Śniardwy,
wodospad Niagara, cieśnina Dardanele, zatoka Alaska, ulica Zakręt...
Kruszyna, a jednak może przyczynić
się do obalenia nielogicznych zasad naszego trudnego języka... Pokruszy
skostniałe reguły?
Kanadyjska Kupa Wojewódzka
Pewien
20-letni Kanad* zamiast jeszcze wiele lat poświęcić rozwojowi swej
inteligencji i w nieco późniejszym wieku spróbować zaistnieć w mediach
(jako postać cokolwiek już ukształtowana), postanowił przebić się, nie
czekając na zakończenie procesu fałdowania swych nazbyt jeszcze młodych a
szarych komórek półkul zawartych w pudle kostnym. Zaznajomił się z
procedurami (o tym poniżej) stosowanymi w polskich mediach, sądach oraz w
naszym artystycznym świecie (a raczej w półświatku) i został nimi
zainspirowany, zatem ruszył na podbój świata korzystając z YouTube.
Ponadto oglądał naszą (pół)intelektualistkę
- Kupę Wojewódzką, która to kojarzy się z utykaniem. Utykała bowiem
flagi Narodu Polskiego w końcowych psich produktach przemiany materii. I żeby
utykała również na kończynę dolną (choćby z powodu uwierania półbuta),
to moglibyśmy jej współczuć, jednak ciągle utyka na bezrozumne półkule
uwierające jej półinteligencję. Może telewizyjne studio powinna zamienić
na ciche a bezklamkowe pomieszczenie? I wlać (dla towarzystwa) co bardziej
treściwe resztki jej ulubionej zawartości szamba? Mucha nawet już nie chce
siadać na tej oszołomskiej Kupie...
Ponieważ aby coraz bardziej szokować,
należy podnosić poprzeczkę wyrafinowanej głupoty, ów zaoceaniczny przygłup
przebił polską Kupę zmasowaniem pomysłów - hostię... ciął piłą,
przypalał papierosem, przybijał gwoździami, spuszczał z wodą w toalecie i
gotował w garze. Ten młody "geniusz" proponuje (jak widać) cały
wachlarz instalacji - od statycznych po dynamiczne. I jakaż ekspresja bije
podczas zmagań z uduchowionym opłatkiem! To jedynie część jego
artystycznych występów. Po kilku procesach w Polsce, w których nie dostrzeżono
znamion przestępstwa w twórczości artystycznej polskich twórców typu
Znalskie i Nieznalskie, niewykluczone, że owego Kanada warszawska "Zachęta"
zaprosi do wtopienia się swoją instalacją w naszą artystyczną rzeczywistość.
Na drugiej półkuli (tym razem
ziemskiej) emitowane filmiki zostały oprotestowane przez katolików, jednak z
marnym skutkiem, bowiem po parogodzinnej przerwie, ponownie je zamieszczono.
Przecież należy walczyć z kołtunerią oraz zaściankowością i Kanadzi
sobie z tym coraz lepiej radzą... YouTube jest oskarżana, że na wizji
pozostawia antykatolickie "dzieła sztuki", podczas gdy natychmiast
usuwa ruchome obrazki obrażające muzułmanów i żydów (także Żydów).
Oczywiście, owi odważni i twardzi ludzie Północy, nie walczą ze średniowieczem
innych religii, bowiem kolejny samolot mógłby zboczyć z rejsowej trasy, a
wieżowców jednak ci u nich jest całkiem sporo...
Najwyraźniej ludzkość nie może
dojść do konsensusu na linii podziału 'wolność poglądów' a 'szacunek
wobec symboli'. Są ludzie, których otoczenie nie uwrażliwiło na to drugie
pojęcie, zatem myślą, że hostia to okrągły wafelek, flaga to pozszywane
kolorowe płachty, zaś krzyż to dwa prostopadle zmontowane patyki. Większość
to prowokatorzy, którzy jedynie anonimowo w internecie są odważni, bowiem
dyskutując z nazwiska nie pisaliby wielu bzdur, niemniej istnieje grupa osób
rzeczywiście zagrażająca dobrym obyczajom i bezpieczeństwu globalnej
wioski. Osoby te mogłyby wiele dobrego zdziałać w rozmaitych dziedzinach,
jednak wybrały destrukcję zamiast twórczości przydającej blasku światu.
Idioci wszystkich krajów, wyłączcie się!
Pewien amerykański profesor biologii
rzekł był - "Niszczenie hostii jest doskonałą formą protestu
przeciwko agresji katolików". No cóż, niektórzy się zastanawiają
(choćby sprawa polskiego astronoma), czy można być z jednej strony
profesorem, z drugiej zaś mieć poważne braki w etyce. I widać, że...
(niestety) można!
Pewnie każdy naród ma swoją
powiatową, wojewódzką lub nawet narodową Kupę. I takie coś najczęściej
wypływa, kiedy diamenty toną. (I żeby choć ta kanadyjska Kupa chciała
pachnieć żywicą, niczym wielka i piękna Kanada według książki Arkadego
Fiedlera).
* - zbyt długie i niezbyt eleganckie "Kanadyjczyk", nieprawdaż?
Oceń wygląd zmarłego!
11 października
2008 zmarł Dariusz Siatkowski. Był aktorem i miał 48 lat. Zmarł nagle, w
pełni sił twórczych. Wielkie zaskoczenie - w takim wieku nie powinno
schodzić się ani ze sceny, ani ze Sceny. Drugie zaskoczenie zaserwowała nam
Wirtualna Polska. Wiadomość o śmierci zamieściła 2 dni później, jednak
na swoim portalu ma (zapewne od paru lat) wizerunek aktora, zaś obok (klikając
na "O twórcy") mamy dwa rankingi - "oceń talent" oraz
"oceń wygląd". Można sobie kliknąć na gwiazdki (od 1 do 5
sztuk) oceniając a to talent, a to... wygląd. Trzy dni po Jego odejściu
wpisałem na forum - "Widzę fotos i gwiazdki, abym ocenił talent i wygląd.
A wypada to tak?".
Te rozważania piszę 18 października.
Jest już po pogrzebie, jednak ranking jest nadal zamieszczony! Nadal
portal namawia nas do oceny wyglądu twarzy Zmarłego (jakby nigdy nic!). I
taki ranking będzie tam "do końca świata" (aby się o tym
przekonać, wystarczy wpisać tamże inne nazwisko wcześniej zmarłego aktora
albo aktorki), chyba że w końcu ktoś się opamięta. Czy tak się godzi?
A poniżej mamy zachętę -
"Rekomendacje: dodaj tę osobę do swoich Ulubionych (po zalogowaniu się
do WP)". Można ponadto kliknąć w temat "fankluby" i... mamy
- "Jesteś fanem tego twórcy? Stworzyłeś jego fanklub lub jesteś jego
członkiem? Niech inni się o Was dowiedzą! Dodaj informację o fanklubie
tego twórcy do naszego serwisu. Nie masz gdzie go założyć. Zrób to w WP!".
No jeszcze co?! Być może, że zakładane są pośmiertnie fankluby, jednak
ta propozycja jest podsuwana na monitorze automatycznie, niezależnie od stanu
istnienia omawianej osoby. I tu także kłania się etykieta tudzież szacunek
wobec Finału.
Moim zdaniem, jeśli umiera osoba, która
jest wyeksponowana na jakimkolwiek portalu, to dobre wychowanie nakazywałoby
otoczenie wizerunku symboliką charakterystyczną dla smutnego a ostatecznego
wydarzenia. No i wyłączenie zabawowej opcji oceny talentu i wyglądu, wszak
to po prostu nie wypada. Znaczenie ostatnich dwóch słów jest coraz częściej
zapominane, tak w polityce, jak i w mediach.
W dobie komputeryzacji, to chyba
niewielki problem, aby opiekun portalu wpisując datę śmierci, powodował
automatyczne (w aplikacji) zawieszenie obu opcji "oceń" na rok. Po
dwunastu miesiącach opcja oceny talentu byłaby wznawiana, jednak opcję wyglądu
chyba jednak należałoby bezterminowo skasować, czyż nie? Gdyby dawniej
istniał internet - czy można sobie wyobrazić utrzymanie wyboru "oceń
wygląd" dla sławnej naszej piosenkarki, która zginęła w katastrofie
lotniczej?
2 listopada na linku dotyczącym
zgonu widzimy...- "Płonące gacie Roberta Downeya Jr.". Skandal!
Gamoń, bo odmówił aktorce?
Dziennikarze
powinni być etyczni i sugerować społeczeństwu moralniejsze warianty postępowania
w życiu? Takie pewnie jest deklarowane posłannictwo dziennikarzy, wszak
wszystkim przyjaznym ludziom zależy na dobru, nie zaś na złu.
Ale jak to wygląda w konkretnych
sytuacjach?
23 października gazeta
"Fakt" zamieszcza artykuł z wielkim tytułem "Żora Korolyov -
Gamoń pięciolecia?".
Podobno ukraiński aktor miał grać namiętne sceny łóżkowe
z Paris Hilton. Odrzucił ofertę, ponieważ miało być w filmie zbyt wiele
scen erotycznych, a nawet perwersyjnych. "Nie będę robił wszystkiego,
żeby błyszczeć, bo taka spraw jak seks, jest dla mnie zbyt intymna" -
stawia sprawę jasno.
I dziennik ów zamiast pochwalić, że
nie wszyscy chcą osiągnąć sławę za wszelką cenę, że znalazł się
pierwszy, który dał kosza superdziewczynie; otóż ta gazeta zadaje pytanie,
czy Żora jest gamoniem? Wprawdzie w artykule odpowiada zaraz - "Wcale
nie! Jest młody, przystojny, kariera stoi przed nim otworem. Może z pewnością
osiągnąć sukces w bardziej ambitny sposób...". Ale cóż z tego, że
gazeta usprawiedliwia spławienie panny Hilton, skoro każdy czytelnik jest
zasugerowany wydźwiękiem tytułu - oczywiście, że Żora to frajer, przecież
większość panów skorzystałaby z oferty.
Na koniec artykułu czytamy - "Żora
swoją szansę na seks z Paris stracił na zawsze". Co autor rozumie
przez "seks", skoro zastanawia się nad seksem z Amerykanką?
Ponadto - nie można było napisać, że to Paris straciła szansę na seks z
Żorą? Przecież to dotyczy obojga na zasadzie symetrycznej wzajemności.
Znowu eksponowany jest pogląd wyłącznie męski...
A przy okazji - Żora Koroliow
(wł. Georgij Korolow) - ukraiński tancerz; jego nazwiska nie powinniśmy
zapisywać z angielska Korolyov (jak na wstępie; imię jednak z
polska?). I jest Ukrainem (nie Ukraińcem; pod. Rumun,
wszak nie Rumuniec).
Nieporozumienia (niezrozumienie?) z
dziwnymi tytułami to codzienność dla wielu mediów. Tamże mamy notkę pt.
"Pies rozszarpał głowę raczkującego chłopczyka". Przepraszam,
ale czy ktoś w redakcji wie, jak wygląda rozszarpane ciało, zwierzę, człowiek,
głowa? Jednak w tekście już mniej sensacyjnie - "pies ugryzł w główkę
rocznego chłopczyka". Lekarze wprawdzie walczą o jego życie, jednak
nie piszcie, że pies rozszarpał głowę!
No i dziwna jest ta dziennikarska brać
- pisze ona, że dziecko wpełzło wprost pod budę psa obgryzającego kość
i zaraz zastanawia się - "Nie wiadomo, dlaczego zwierzę rzuciło się
na malca". Może redakcja ogłosi konkurs z nagrodami na poprawną
odpowiedź?
PS O co w życiu ocierał się rolnik? Albo - o co to się w życiu rolnik nie naocierał? Pewnie o wszystko, co można spotkać na wsi, ale także (podczas gościnnego wyjazdu do miasta) ocierał się o napotykane tam przedmioty i osoby. Jednak notatka (obok wieści o pełzającym dziecku) oznajmia swym tytułem, że "Rolnik otarł się o śmierć". Istotnie, facet miał szczęście - tłoki silnika traktora ocierały się o cylindry, ale na kolejowym przejeździe zatarły się i skład stanął na torach. Ponieważ nadjeżdżał pociąg, przeto zmyślny rolnik rozłączył zestaw, przepychając ciągnik na bezpieczniejszą odległość i pozostawiając ładunek na pastwę lokomotywy, która rozniosła w drobiazgi przyczepę zawierającą ziemniaki, a które to migiem otarły się o siebie nawzajem i nadają się teraz na kartoflankę albo na placki ziemniaczane. Od ocierania zaczyna się życie i - jak czytamy - w każdej chwili można otrzeć się o jego zakończenie. Zatem uważajmy na siebie i nie ocierajmy się (przesadnie) o Finał, choć przecież i tak on nas kiedyś dopadnie...
Wcale nie zgwałcił kursantki
Pod takim tytułem ukazał się w
internecie frapujący artykuł. W połowie października sąd uniewinnił
instruktora nauki jazdy oskarżonego o gwałt na 20-letniej kursantce. Do
zdarzenia miało dojść w 2006 roku. Poszkodowana nie poinformowała o tym wówczas
nikogo. Jak argumentowała, dopiero, kiedy jej siostra chciała pójść do
tej samej szkoły na kurs prawa jazdy, powiedziała o gwałcie rodzinie, a ta
zawiadomiła prokuraturę. Sąd nie dał wiary oskarżeniom i dowodom w tej
sprawie. Oskarżony od początku postępowania nie przyznawał się do winy.
Artykuł jest ciekawy z paru powodów.
Dotyczy stosunków międzyludzkich pomiędzy parą ludzi (to powód pierwszy z
paru...).
Po drugie... Ukazał się w dziale
"Motoryzacja" pośród tytułów nieco bardziej związanych z ruchem
samochodów - Niesportowa postawa Ferrari! Miss i jej galeria! Policja w
35-letnim aucie! Polka w kalendarzu Pirelli! Pracę straci 1500 osób! Auta
rozcinali strażacy. A1 dłuższa o 65 km! Wśród nich są dwa również
nawiązujące do pań, jednak w aspekcie ich związku z autami, zatem są to
związki dobrowolne, niewinne i wysoko opłacane. Czytając owe sądowe wieści
w motoryzacyjnym dziale, nie można przejść (a nawet... przejechać) obojętnie
obok pytania - a co byłoby, gdyby kursantkę zwabił sztygar, pilot, kucharz,
policjant? Czy wówczas notka ukazałaby się w dziale górnictwo, lotnictwo,
kuchnia polska, kronika kryminalna? (Choć ostatnia klasyfikacja wydaje się
przypadkiem właściwie dobrana)...
Trzeci aspekt... Owszem, bywają gwałty
urojone przez panie, jednak wiele jest prawdziwych, ale nie do udowodnienia,
zwłaszcza po paru latach. Wskazówka dla potencjalnych gwałcicieli - od początku
nie przyznawać się do winy. Złodzieje także wyznają zasadę - złapią
cię za rękę, wmawiaj, że nie twoja.
Po czwarte... "Sąd nie dał
wiary oskarżeniom i dowodom w tej sprawie" - no cóż, sąd jest
niezawisły, ale nie jest z istoty swej nieomylny. Inny skład, inne miasto,
inne czasy, a wyrok mógłby być odmienny od zasądzonego. Facet został
uniewinniony, co nie oznacza, że nie popełnił przestępstwa; oznacza, że
dowody były niewystarczające. Można zastanowić się - a niby jaki interes
miałaby ta dziewczyna, aby po dwóch latach wymyślić (w końcu wstydliwe i
szokujące) wydarzenie? Jeśli fałszywie oskarżyła ujeżdżacza
(samochodowego), to powinna ponieść odpowiedzialność karną. Wskazane byłoby
skorzystanie z wariografu. Jeśli panna nie jest znana jako konfabulantka, zaś
instruktor ma podobne sprawy na swoim koncie... Lecz cóż - sąd ma lepszych
specjalistów do dyspozycji. I podobno zależy mu na poznaniu prawdy. Taki
przynajmniej powszechny panuje osąd.
Piąty punkt, to konkretne
propozycje. Wskazówka dla pań - wdziewajcie pełen rynsztunek wzorując się
na panach (spodnie, kufajka, gumofilce) i nałóżcie na twarz szary makijaż
(albo zastosujcie bezmakijażowe a naturalne odstraszanie). Wasz imaż ma
odstręczać nawet półniewidomego, przygłuchego, kulawego i wyposzczonego
satyra. Młodzi instruktorzy nie powinni być dopuszczeni do tej pracy. Nabór
na kursy organizować po czterdziestce. Firmy organizujące kursy na prawo
jazdy powinny stosować zniżki dla osób stosujących solidne zabezpieczenie
całego steku - kto pamięta Nielsena, który wybrał się pod więzienny
prysznic w "Nagiej broni", kiedy to w więzieniu nachyla się po mydło
i jakież rozczarowanie maluje się na facjacie niedoszłego amanta?
Dodatkowo za pazuchą trzymajcie
magnetofon. Na bereciku z antenką powinny być szczere ostrzeżenia -
"nie daję" (zarówno w znaczeniu "nie wręczam", jak również
w sensie "nie roznóżam") oraz "rozmowa może być
rejestrowana" (takie nawiązanie do czasów młodości matek). Zamiast
zbyt obszernych napisów, mile widziane urocze a graficzne ogólnie znane
symbole - przekreślone banknoty oraz krzyżyk na wyrazie SEX, tudzież
wizerunek magnetofonu. W regulaminie egzaminu powinno być zastrzeżenie (i to
w związku z unijną unifikacją prawną modą na nierozróżnianie płci w
przepisach) - kursanci mogą zdawać wyłącznie w długich niejaskrawych
spodniach. Im mniejsze rozumki, tym dłuższe nogawki, jednak mogą być
obiektywne trudności z tym oszacowaniem... Taki zapis jednocześnie uniemożliwiałby
panom walczącym o równość, usadowianie się w sukienkach i w stringach
obok instruktora (wszak są tacy, co to na znak protestu gotowi są nosić
damskie fatałachy!)... Lesbijki i geje powinni (sami dla własnego dobra)
wyraźnie sugerować instruktorowi swoje niewinne (jak to ustalono kilkanaście
lat temu) odchylenia od normy (podobno) niesprawiedliwie ustalonej przez większość
społeczeństwa. Zresztą instruktorki i instruktorzy również powinni wysyłać
odpowiednie sygnały, aby podczas szkolenia nie dochodziło do całkiem
grzesznych sytuacji...
Powyższe propozycje powinny być
przeanalizowane również przez związki studentów, które (wespół z władzami
uczelni) powinny sformułować odpowiednie zapisy w regulaminie dotyczącym
strojów wdziewanych z okazji egzaminów, w szczególności ustnych.
No i jaką moc ma dodany wyraz
"wcale"? "Wcale nie zgwałcił"? A czym się to różni
od "Nie zgwałcił". Jest to zbędna interpretacja wyroku, ponadto
wyraźnie sugerująca, że dziennikarz przesadnie uwierzył w niewinność
instruktora, zatem ujawnił swą stronniczość. Żurnalista nie powinien
wypowiadać się po jednej ze stron, wszak to jest notka sądowa, nie
felieton. Potocznie ów wyraz funkcjonuje dość powszechnie (wzmacnia
przeczenie), jednak w oficjalnych tekstach jest zbędny, a nawet składniowo
niepożądany: "Wcale nie podpisano umowy", "Wcale nie
zniesiono wiz", "Wcale nie chorujemy częściej", "Wcale
nie jest instruktorem", zatem powinien być pomijany.
Chwila, termin, rzetelność - nowe definicje?
Ciekawą nowinkę wprowadził portal
tvn24.pl. Po paru tygodniach działania, czyli przewijania się u dołu
monitora, 3 września 2008 nowinka padła. Ostatnie wieści brzmiały:
4. rocznica ataku terrorystów na szkołę w Biesłanie.
Na Westerplatte obchodzono 69. rocznicę wybuchu II
wojny.
Prezydent i premier udali się na szczyt UE w sprawie
Gruzji.
W całym kraju uczniowie rozpoczynają rok nowy
szkolny.
1000 pracowników oświaty ma pikietować przed MEN.
W szpitalu zmarł górnik ranny w kopalni "Bielszowice".
Nim je zdjęto, krążyły (przewijały
się) one na pasku w swej niezmienionej formie już od 1 września, stopniowo
(z dnia na dzień) tracąc swą świeżość.
4 września zostały zastąpione wyjaśnieniem
-
Uwaga! W związku z konserwacją aplikacji pasek
TVN24, usługa jest chwilowo niedostępna. Za utrudnienia przepraszamy.
Od dawna aplikacje kojarzą się z
praktyką prawników przygotowujących się do wykonywania poszczególnych
zawodów oraz z ozdobnym wzorem z tkaniny, skóry lub innego materiału, który
naszywa się na tło. Od niedawna z. (właśnie) komputerowym programem użytkowym
(np. wspomniany pasek TVN24). Jednak jak sobie wyobrażamy konserwację
programu? Czyszczenie, malowanie, smarowanie?
No i nie ma co przepraszać za
utrudnienia. Jeśli są korki na drodze, to można mówić o utrudnieniach.
Tutaj nie ma utrudnienia - w tym przypadku jest... niemożliwość
(odpowiednik raczej zawalonego mostu).
Chwilowa niedostępność? Ileż to
godzin? A może dni? Paskowa informacja ruszyła dzisiaj, zatem niemal po dwóch
miesiącach. I to ma być "chwilowa niedostępność"?
Z ustaleniem
terminu zakończenia robót ma pewnie większość firm. 7 sierpnia 2008 rozesłano
komunikat, w którym uprzedzono, że od 11 sierpnia "przez okres ok.
miesiąca nastąpią zmiany tras" kilku linii wiodących do Redłowa. 4
września ukazał się komunikat, że autobusy paru linii będą ponownie
kursować po stałych trasach od 6 września, czyli miesięczny termin remontu
byłby dochowany (i to z małym przyspieszeniem). Zatem sukces!
Jakież było zdumienie pasażerów,
kiedy 5 września zamieszczono rozczarowujący komunikat - "Wcześniej
podany przez nas termin przywrócenia stałych tras linii 133, 134, 192 i 292,
tj. od dnia 6 września br., jest nieaktualny. Jak wynika ze sprostowania, które
otrzymaliśmy od Zarządu Dróg i Zieleni w Gdyni, zakończenie prac na ul.
Redłowskiej, a tym samym przywrócenie stałych tras ww. linii, nastąpi ok.
21 września 2008 r.".
2 października przekazano kolejną
informację - "Zamknięcie ul. Redłowskiej w Gdyni. Zmiana tras linii
133, 134, 192 i 292 od 11 sierpnia 2008 r., do ok. 10 października 2008
r.".
Niestety, ale i ten termin nie został
dotrzymany. Ostatecznie remontowaną ulicę udostępniono 25 października,
zatem prace przeterminowano o 1,5 miesiąca....
Ponieważ ukazał się kolejny
komunikat (tym razem wybiegający w daleką przyszłość): "Zamknięcie
ul. Polskiej w Gdyni. Zmiana trasy linii 119... od 16 czerwca 2008 r. przez
ok. 9 miesięcy", przeto należy podchodzić z dużą dozą ostrożności
(i humoru) do terminów branych z kapelusza...
Parę dni temu media podały, że nie
tylko nie wykonamy ok. 1000 km (z zaplanowanych 3000 km) szos na Euro 2012,
ale że optymistyczni informatorzy od początku wiedzieli, że to (polski!)
informacyjny szwindel...
Zatem - czy określenie
"chwila" zmienia swe znaczenie w naszym języku? A "termin zakończenia
prac"? A "rzetelność"?
Media podają prawdę... niekoniecznie pełną
24 października redakcja Onetu
aż tak została zaskoczona informacją o wypadku pewnej reporterki, że w dwóch
różnych artykułach opisano to wydarzenie.
O godz. 9:05 zamieszczono artykuł
"Śmiertelnie potrąciła pieszego i uciekła" -
W Żywcu na Podbeskidziu pijana kobieta śmiertelnie
potrąciła pieszego i uciekła z miejsca wypadku - informuje RMF FM. W nocy
policja bezskutecznie poszukiwała kierującej samochodem kobiety. Ostatecznie
to mąż przywiózł ją na komendę. Kiedy kobieta tam trafiła, miała ponad
półtora promila alkoholu w organizmie.
Natomiast o godz. 10:45 opublikowano
artykuł pt. "Pijana reporterka śmiertelnie potrąciła pieszego" -
Pijana dziennikarka "Dziennika Zachodniego"
śmiertelnie potrąciła pieszego i uciekła z miejsca zdarzenia. Do wypadku
doszło w Żywcu. Kobieta potrąciła 47-latka tuż przed skrzyżowaniem i
odjechała z miejsca wypadku. Policjanci w wyniku rozmów ze świadkami
zdarzenia ustalili kto mógł być sprawcą wypadku. Kobieta została
przywieziona do żywieckiej komendy przez małżonka. 31-letnia dziennikarka
miała 1,7 promila w wydychanym powietrzu godzinę po wypadku. Kobieta trafiła
do policyjnej izby zatrzymań. Grozi jej 12 lat więzienia.
Po zorientowaniu się w dublu,
redakcja zdjęła jeden z tytułów ze strony głównej. A jakiż to?
Obstawiamy? Zdjęto drugi link ze strony głównej (liczba dyskutantów - ok.
70, pierwszy zaś osiągnął ok. 350 wpisów).
Można spekulować, czym kierowała
się redakcja zdejmując wybrany artykuł - przypadek (rzut monetą?), czy
zbyt kontrowersyjny tytuł, bijący w dziennikarski a szlachetny stan?
Pierwszy artykuł wskazuje na kobietę jako sprawcę wypadku. Drugi nie tylko
podaje płeć, wiek, stopień upojenia, ale także tytuł medium. A to już
zbyt wiele jak na... bezstronną notatkę.
Media to największa władza - jeśli
wypadek był spowodowany przez księdza, policjanta, posła, to w tytule
eksponowano ten fakt bez kosmetycznego tuszowania. Przedstawiciele Kościoła,
Policji czy Sejmu nie zapytaliby redakcji - "a dlaczego tak wyraźnie
określacie funkcję sprawcy, czy nie można byłoby to przemilczeć?",
bowiem gdyby takie pytanie ujawniono (z niemałą satysfakcją!), to dopiero
byłaby sensacja, której media oczywiście nie zatuszowałyby w ramach walki
o prawdę w demokratycznej Polsce! Ale przecież nie ma nakazu podawania
wszystkich szczegółów, jeśli redakcja nie uzna ich za społecznie pożądane.
No i redakcja tak uznała. Mogła tak uczynić? Mogła i... uczyniła.
Oceńmy działalność Wojewódzkiego,
Majewskiego i innych medialnych postaci, w tym dziennikarzy. Oni mogą każdego
wziąć na swój warsztat i ośmieszyć, obgadać, obrazić, sponiewierać. Jeśli
przesadzą, to najwyżej po paromiesięcznym medialnym rozgardiaszu zapłacą
grzywnę (z konta ich wydawców), zdobędą sławę kosztem swych ofiar i zażyczą
sobie wyższego wynagrodzenia, bo i oglądalność wzrośnie...
Niby wszyscy są równi wobec prawa,
jednak społeczeństwo oczekuje od księdza, policjanta, polityka,
dziennikarza, prawnika, czy lekarza jednak wyższych standardów, tak w życiu
osobistym, społecznym, zawodowym. Na drogach z jednej strony zabijają pijane
menelowate indywidua, jednak z drugiej strony także osoby społecznie
zaszeregowane cokolwiek wyżej. I nie ma recepty na nich wszystkich. Rocznie
100 tysięcy zatrzymań potencjalnych zabójców? Przewidziano dwa lata za
jazdę po pijanemu? Kto tyle odsiedział? Furman? Rowerzysta? Śmiechy z
Temidy! Czas jest sprzymierzeńcem pijanicy, a jeśli ofiara wypadku nie
zajmowała wystarczająco wysokiego miejsca w naszym społeczeństwie, to
sprawiedliwość będzie iluzoryczna. Możemy obstawiać uczciwy wyrok dla
owej dziennikarki? A może proces powinien odbywać się w odległym mieście?
A przy okazji całkiem inna sprawa,
także szokująca! Trudno orzec, czy każdy prawy mąż odwiózłby winną żonę
na komisariat po ucieczce z miejsca wypadku, ale raczej nie, bowiem jeszcze
nie słyszałem o takim przypadku. Po raz pierwszy przeczytałem tę zaskakującą
wiadomość w aspekcie małżeństwa przynajmniej w połowie...
dziennikarskiego. Spekulacje - "dlaczego to uczynił?", to osobny
rozdział dziennikarstwa polskiego... Zwykle (taki jednak zwyczaj i to raczej
na całym świecie) współmałżonek nie denuncjuje drugiej połówki (bez
aluzji do alkoholu!), choć w historii znane są przypadki donosu na kogoś ze
swojej rodziny pod wpływem mniej lub bardziej wartościowych ideologii...
Nawet sądy podczas procesów zezwalają na odstąpienie od zeznań mogących
zaszkodzić rodzinie. Ciekawe są zatem kulisy tego dziennikarskiego wypadku i
to aż w dwóch aspektach...
PS Gdyby w Polsce prawo
było prawem, to sprawczyni otrzymałaby wstępnie trzymiesięczny areszt, co
uzmysłowiłoby wszystkim potencjalnym sprawcom tragicznych wypadków
drogowych, że Temida jest istotnie surowa wobec nietrzeźwych kierowców. A
jest tragifarsa! Zanosi się na kolejną kompromitację "surowego"
prawa z udziałem zmotoryzowanego a pijanego zabójcy.
Mirosław Naleziński,
Gdynia
www.mirnal.neostrada.pl
AKTUALNOŚCI
marcowe
2008 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI lutowe 2008 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI styczniowe 2008 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
PUBLIKACJE MIRKA w
2007r
AKTUALNOŚCI grudniowe 2008 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI listopadowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI październikowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI wrześniowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI sierpniowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
lipcowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
czerwcowe 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
majowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI kwiecień 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
marzec
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
luty 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
styczeń 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
PUBLIKACJE MIRKA w 2006r
AKTUALNOŚCI
GRUDZIEŃ MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
LISTOPADOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
PAŹDZIERNIKOWY MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
SIERPNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
LIPCOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
MAJOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKIEGI
AKTUALNOŚCI
KWIETNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
MARCOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
LUTOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
STYCZNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
i przechodzimy na 2005r
AKTUALNOŚCI
GRUDNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
LISTOPADOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
PAŹDZIERNIKOWY MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
WRZEŚNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
SIERPNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
CZERWCOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
MAJOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
KWIETNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
Polecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
Tematy w dziale dla
inteligentnych:
ARTYKUŁY - tematy do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
"AFERY
PRAWA" Niezależne Czasopismo Internetowe www.aferyprawa.com redagowane przez dziennikarzy AP i sympatyków z całego świata których celem jest PRAWO, PRAWDA SPRAWIEDLIWOŚĆ DOSTĘP DO INFORMACJI ORAZ DOBRO CZŁOWIEKA |
aferyprawa@gmail.com |
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.