opublikowano: 26-10-2010
Media w Polsce i na świecie - czerwcowy cykl krytyczno-informacyjny Mirosława Nalezińskiego

W rocznicę upadku komunizmu zamieszczono wywiad red. Świetlika z dr. Dudkiem (Dziennik Bałtycki, 4 czerwca 2008). Rzucono tam snop światła (naświetlono) w sprawach prowadzonych przez naukowca, który niejednego działacza wystrychnął na ptaka z czubkiem. Tamże redaktorka Kula rozmawia o nauce polskiej, także o schodach piętrzących się przed rodakami z naukowym zacięciem. Szkoda nawet czasu na cytowanie, bo od lat wiadomo, że polscy naukowcy ze swoimi pomysłami, życzeniami i wskazywaniem na europejskie standardy, są jedną wielką kulą u nogi naszej przaśnej cywilizacji. Redaktor Zalesiński przeprowadził wywiad na temat nowoczesnej zabudowy miast, niekoniecznie z wieżowcami w roli głównej, przy właściwym podejściu do przestrzeni (także zielonej) otaczającej betonowe budowle. W Stanach Zjednoczonych Barack Obama (napisano o prawyborach w Puerto Rico, choć po naszemu to już 'Portoryko') zmierza ku prezydenturze i trzymam kciuki za faceta. Jeśli mu się nie powiedzie, to zaprosiłbym do naszego rządu, byle nie na ministra budownictwa, choć w dziedzinie produkcji bungalowów (model Obama, czyli 'ma oba = mieszkanie + garaż') z pewnością by mu się powiodło (jak to u nas mówią - "odniósł sukces za oceanem", mając oczywiście na myśli drugą stronę wielkiej wody)... No i felieton niezastąpionego Jana Chrzana; tym razem o antypodach. Przy takim nazwisku aż nieładnie byłoby sugerować, że czasami pan Jan chrzani, nawet jeśli uprzejmie byłby łaskaw to uczynić...
Nazajutrz ten sam dziennik (str. 9 u dołu) donosi, że pewien mieszkaniec zatłukł drewnianym kołkiem swojego kundelka. Informacje przekazał prasie oficer policji, p. Kłudka. Tuż obok poruszono inną psią sprawę - burmistrz jednego z miast Woj. Pomorskiego*, p. Klata, rozpatrzy wniosek o odebranie psa opiekunom (psiak dogorywał w upale na balkonie). Może w końcu zabierzemy się ostrzej za ludzi bez serca wobec naszych braci mniejszych, zwłaszcza że dane osobowe notabli wyraźnie i dobitnie sugerują, jaki los powinien spotkać tych złoczyńców. W sąsiedniej notatce mieszkańcy miasteczka Miastka skarżą się na panią Klasę, która zaindagowana o sprawy mieszkaniowe, miała odpowiedzieć "czego wy k... chcecie?!", pokazując swą osobistą wysoką klasę właściwą niektórym urzędnikom naszej Najjaśniejszej. Pan Ramion, burmistrz Miastka, miast zwodzić w typowy (w Polsce) sposób zainteresowane osoby, obiecał wyjaśnić sprawę i wyciągnąć konsekwencje w przypadku potwierdzenia łacińsko-kuchennego znaku przestankowego. Widać, że pana Romana Ramiona ramiona są przyjaźnie wyciągnięte do społeczeństwa (część poszkodowanych już otrzymała mieszkania od ręki), jednak dyscyplinujące działania wobec nieeleganckich sług ludu (jak znam życie) nie jest powszechnie stosowaną metodą wśród naszych wyższych urzędników. Również pan Pet wraz z innymi interesantami (jakże elegancko brzmi to określenie wobec bezklasowej wypowiedzi omawianej pani...) twierdzi, że oburzająca odzywka była rzucona w towarzystwie dziatwy. A sprawa dotyczy pogorzelców i miejmy nadzieję, że ów pan jest obywatelem nowoczesnym, czyli niepalącym.
Poprzedni system budował społeczeństwo bezklasowe i jednak coś po nim zostało - urzędnicy i politycy właśnie tacy/takimi bywają...
* - w ten sposób powinniśmy pisać nazwy własne, w tym podmiotów administracyjnych
Miodkowy
"full time"
6
czerwca 2008 znalazłem artykuł prof. Miodka "Full time z
Chrystusem"(Dziennik Bałtycki). Już w pierwszym zdaniu
najmedialniejszy nasz polonista popełnił zdanie, z którym się nie zgadzam:
"Właściwie bez przerwy mówię i piszę o tym, że w niczym nie zagrażają
polszczyźnie zapożyczenia typu komputer, kompakt, skaner, laptop, dżojstik,
e-mail czy ploter".
Pisownia dosłowna, choć można byłoby
mieć małe zastrzeżenie (wyliczone wyrazy powinny być wyróżnione). Wielu
Polaków mawia "nie mów nigdy", ale Profesor twierdzi, że
"bez przerwy mówi i pisze". Wybitny polonista wybitnie przesadził,
wszak jednak czyni przerwy na inne ważne czynności życiowe i znajduje czas
na wiele innych językowych rozważań... Wracając do podanych przykładów -
polszczyźnie zagraża ów e-mail, bowiem ma konstrukcję niespotykaną
w naszym języku, a ponadto (jako słowo, które powinno być spolszczone) nie
spełnia znanych zasad. Poprawne i możliwe przyjęcie do naszego języka, to emajl,
bowiem po samogłoskowych literach pisujemy j zamiast oryginalnego i
- spojler (spoiler), bojler (boiler), brojler
(broiler). Także koktajl (cocktail), sejner (typ
statku rybackiego - seiner). Splajnowanie to komputerowe
rysowanie krzywych linii (wszak nie splainowanie). Od lat uczestniczymy
w rajdach, a nie w raidach. Pismo (alfabet) Braille'a (na cześć
francuskiego twórcy), przeznaczone dla niewidomych, to po polsku brajl
(nie braille). Abigajl to spolszczone imię cudzoziemki Abigail.
Nawet nazwa egipskiego kurortu Sharm el-Sheikh bywa zapisywana w formie
Szarm el-Szejk. Wielu uważa, że od pewnego czasu obowiązuje zasada
niespolszczania nazw geograficznych, ale ten przykład wskazuje właściwy a
tradycyjny kierunek rozwoju naszego języka.
RJP uchwaliła, że "Poprawna
forma nazwy listu elektronicznego to e-mail, potocznie: mejl",
zatem wyjaśnienie, że przecież można stosować wyraz mejl jest równie
dobre, co zachęta, aby zamiast trolejbus (jednak nie trolleybus)
pisać trajtek. W oficjalnych wypowiedziach oraz w podręcznikach nie
stosujemy potocznych form. Sprawa wydaje się genialnie prosta (i jest taka!)
- angielskie i zastępujemy polskim j, zaś poprzedzającą
literę (oznaczającą samogłoskę) pozostawiamy. I po co komplikować reguły
ustalone przez naszych protoplastów? Bo mamy coraz więcej znawców i wyznawców
języka angielskiego? I oni decydują o kształcie polskiego języka a poloniści
boją się z nimi zadzierać?
Zatem wg mnie - emajl, emajlik,
emajliczek, emajlować, emajlowanie, emajlowy, (wy)emajlowany, emajlowano (by),
zaś wg polonistów - e-mail, e-mailik, e-mailiczek, e-mailować,
e-mailowanie, e-mailowy, (wy)e-mailowany, e-mailowano (by)...
Panie Profesorze! Niestety, Pańskie
podejście do tego słowa zagraża polszczyźnie! Nie wymienił Pan innych
wyrazów, które również stanowią zagrożenie, choćby grill. Zastanówmy
się - skoro mamy grylaż (nie grillage) oraz kryl (nie krill),
to z pewnością "tradycyjni a konserwatywni" poloniści woleliby
pisać grylowanko, grylowy.
Wszystkie ważne europejskie nazwy
stolic zostały spolszczone. Co ze stolicą Irlandii? Dublin [dublin],
czy Dablin [dablin], wszak nie Dublin [dablin],
gdyż tylko dwie pierwsze nazwy są spolszczone poprawnie. Zresztą Profesor
podał łatwo przyswajalne (do polszczyzny) słowa angielskie. A co z notebook
oraz z windsurfing, że o weekend jedynie złośliwie wspomnę?
Nie razi - "sprzedaż komputerów i notebooków" oraz "wypożyczalnia
nart i windsurfingów"? A podczas lotu stewardesa dodaje otuchy pasażerom
(zwłaszcza obcokrajowcom, którzy akurat zgłębiają znaczenie naszego słowa
samolot, który przecież sam nie lata), jednak tracę tu entuzjazm dla
naszego stosowanego języka... Dlaczego bowiem stewardesa (które to słowo
nie jest słowem angielskim) wymawiamy po angielsku? Niech sobie Anglicy
inaczej wymawiają sympatyczne imię Edward, ale my mówimy "po
naszemu", zatem Edward i stewardesa albo zmieńmy pisownię
na stiuardesa, jednak skończmy z obecną paranoidalną sytuacją! I od
tego jest Pan, Panie Profesorze! A co z niesfornymi słowami scrabble i
puzzle? O, tego typy wyrazy "kładą" nam polszczyznę... Większość
Polaków nie zaliczyłaby testu z deklinacji tych słów.
Natomiast zgadzam się co do uwag, że
wszechobecny projekt wypiera znane (i sprawdzone) pomysł, zamiar,
plan, program oraz mapa drogowa nachalnie zastępuje harmonogram.
A kilka razy dziennie atakują mnie Polacy odzywką dokładnie, w czym
przodują wykształceni dziennikarze. Jeśli tokarz dokładnie (z wymaganą
dokładnością) wykonał sworzeń lub cukiernik dokładnie (starannie)
wymieszał składniki, to mamy poprawne przykłady na zastosowane słowo, ale
niemal wszystkie wypowiedzi rodaków są (o)błędne! Gdzie rodzice,
nauczyciele, media? Porażka!
A jakie mamy inne wyrazy zastosowane
w ostatnich wydaniach gazety zamieszczającej artykuły prof. Miodka? Tytuły
- "Patrole na quadach" oraz "Kevlar lepszy od gumy". Także
"Gdynia bluesowa i gratisowa" (a w tekście dodatkowo rock).
Zapewne można kewlar, blus, rok ("konstrukcje kewlarowe",
"blusowe i rokowe przeboje"). Jednak co z quadami?
W innym miejscu czytamy - "Matka
Oliviera usłyszała zarzuty. Nietrzeźwa matka upuściła niemowlę z trzech
metrów". Coraz częściej patologiczne rodziny mają potomstwo o
imionach nieaprobowanych przez RJP. A to Nicole, a to Samantha, Roxana,
Olivia, Sven. A towarzycho nie napisze poprawnie zdania po polsku... Są
imiona, które z oczywistych powodów nie znajdą u nas uznania - Nora,
Melina, Gary, Jeb. No i dobrze, bo ostatnie to wołaczem trąca i do czynu
wzywa...
W dzienniku ponadto czytamy - plac
Zebrań Ludowych, ulica Królowej Jadwigi, Płyta Redłowska.
A dlaczego nie plac zebrań ludowych, ulica królowej Jadwigi, płyta
Redłowska? No i dlaczego ta płyta od większych liter, zaś województwo
pomorskie od małych? Skoro jednak Płyta Redłowska, Grzbiet
Modry, Bajoro Nadmotławskie, to dlaczego tylko województwo
mazowieckie? Podmiot posiadający flagę, herb, stolicę, ważne urzędy
(z bukietem przywódców) oraz sporą powierzchnię i parę milionów mieszkańców
(co stawia go wyżej od niejednego państwa o wielkoliterowej nazwie), jest
potraktowane gorzej niż owo Bajoro Nadmotławskie? I co Pan na to,
Panie Profesorze?!
W obwieszczeniach widzimy - Burmistrz
Miasta Puck, Burmistrz Gminy Kartuzy, Burmistrz Miasta Skórcz,
w siedzibie Urzędu Miasta Gdynia, zagospodarowanie przestrzenne wsi
Głazica, gmina Szemud, ale Prezydent Miasta Gdańska, Prezydent
Miasta Wejherowa. Większość Polaków posiada plastikowe dowody
osobiste. Ja mam... plastykowy. I cóż na nim czytam? Otóż organem wydającym
ów dokument jest PREZYDENT MIASTA GDYNIA. Na elewacji Urzędu
Miejskiego w Gdyni widnieje napis... PREZYDENT MIASTA GDYNI. Nawet jeśli
można pisać na dwa sposoby (w mianowniku i w dopełniaczu), to zalecenie
powinno być odgórne (skonsultowane z polonistami) i jednoznaczne. Owa gafa
jedynie utwierdza Polaków (przejmujących się naszym językiem), że mamy...
trudny język i co gorsza - niedopracowany i... nieznany! Obywatele z Gdańska
i Poznania poinformowali mnie, że ową formułę mają w dopełniaczu, zatem
inaczej niż w Gdyni. Za wydawane dowody odpowiada centrala, czyli stolica. I
co - nie ujednolicono tam omawianej formy?
W nekrologu (znany okrętowiec)
napisano "pracował w charakterze profesora". Zwykle pracodawcy
poszukują osób do zatrudnienia w charakterze konserwatorów, pokojówek,
kontrolerów, ale nie dotyczyło to zawodów i funkcji z wyższych społecznych
półek. Może doczekamy się czasów, kiedy poszukiwani będą kandydaci w
charakterze prezydentów i ministrów?
Na zakończenie ciekawostka - w ogłoszeniach
różnych mamy niepozorny anonsik "Kupię Byczki". I można się
zastanawiać - dlaczego od dużej litery oraz czy poszukiwane są rybki,
ssaczki, czy... błądki ortograficzne. Tylko co komu po tych ostatnich? To
najmniej chodliwy towar w językowo zagubionej Polsce.
To w jaki sposób powinniśmy napisać
- "ten artykuł właśnie przee-mailowano/wye-mailiowano", czy
"ten artykuł właśnie przeemajlowano/wyemajliowano"? I nie
proponujmy wykpić się zamiennikami, ale rozwiązać ten konkretny problem.
Dawniej listy słano gołębiem, umyślnym, pocztą. Gdy język polski zawodzi
a angielski tryumfuje...
Archaiczny
spalony
Rzecz
bez precedensu - sędzia przyznał się do błędu! Norweski arbiter, który
prowadził spotkanie Włochy - Rumunia (Euro 2008) przyznał się do błędu
(także przed komisją UEFA), jakim było nieuznanie gola zdobytego przez
italskiego piłkarza - "Nie ma o czym dyskutować, w sprawie anulowanego
gola, pomyliłem się". U nas (13 czerwca 2008) podczas dyskusji na temat
zaliczenia gola strzelonego Austriakom przez naszego sympatycznego a nowego i
ekspresowego rodaka (Roger Guerreiro), pewien piłkarski sędzia miał mniej
odwagi - uznał, że należy do świata sędziowskiego, zatem nie może się
wypowiadać wprost a przeciw. I takich mamy również lekarzy i prawników - rączka
rączkę myje i żaden na innego słowa złego nie powie (solidarność
zawodowa a społeczny interes odłogiem leży).
W ostatnich latach wprowadzono pewne
nowości uatrakcyjniające grę w piłkę nożną. Ustanowiono przepis
ograniczający mało widowiskową grę "na czas" - podanie piłki do
własnego bramkarza (nie dotyczy odbicia głową) powoduje utratę piłki na
rzecz przeciwnika. Zatem w omawianej dyscyplinie, choć silna jest frakcja
betonu, zachodzą zmiany małymi krokami.
Obecne zasady gry w piłkę nożną są
nienowoczesne, a w niektórych przypadkach wręcz absurdalne. Nie nadążają
za szybkimi zmianami w innych dziedzinach, także w innych dyscyplinach
sportowych. Dawniej gry sportowe (jak i całe życie) toczyły się znacznie
wolniej. Nie było technicznych możliwości powtórzeń najważniejszych
momentów zmagań sportowych. Sędzia był wyrocznią - może zawodnicy i
kibice widzieli dobrze, ale on widział najlepiej. Dzisiaj miliony obserwatorów
widzi i ocenia lepiej, niż najlepsi piłkarscy sędziowie. Oni muszą podjąć
sprawiedliwą decyzję w chwilę, my zaś możemy analizować godzinami, uznając
werdykty sędziowskie za karygodne. Prędzej czy później dojdzie do poważnych
zamieszek na stadionach z powodu kompromitującej decyzji sędziego dotyczącej
uznania "spalonego gola" albo nieuznania "niespalonego
gola". Już premier rządu RP publicznie głosi, że jako kibic zabiłby
sędziego, zaś prezydent RP wygłasza niezrozumiałe zdanie "Nie wygrywa
się meczu dyktując rzut karny w 92. minucie" (obaj pod wpływem emocji
wezbranych na końcu meczu Polska-Austria 1:1). Gwoli uczciwości kibica i
polityka - tamże padł gol dla nas ze spalonego (z nogi naszego nowego rodaka
Rogera), ale zasada Kalego i tutaj święci tryumfy.
Obecnie szereg dyscyplin korzysta z
technicznych osiągnięć, które kiedyś były nowinkami, a dzisiaj są
kanonami. Sporty o niemodernizowanych regulaminach stają się relatywnie
wolniejsze oraz mniej widowiskowe. Tracą atrakcyjność i kontakt z bardziej
krytycznym widzem, który może po prostu może wybrać inny program...
Instytucja spalonego ma długą
tradycję i została wprowadzona, aby przeciwdziałać "podwórkowemu"
zwyczajowi wyczekiwania na piłkę przez napastników pod bramką przeciwnika.
Wyglądało to mało atrakcyjnie, nieelegancko i nieprofesjonalnie. Ale jak
wiele pomysłów, wraz z rozwojem teorii o spalonym, zawodnicy nauczyli się
zastawiać tak zwane pułapki ofsajdowe, które często kończyły się ośmieszeniem
drużyny nieudolnie zakładającej taką pułapkę, co bywało całkiem
tragiczne dla wyniku niejednego meczu. Często pułapka była prawidłowo założona,
jednak sędzia nie poznawał się na podstępie i zaliczał gola
przeciwnikowi, co z kolei wypaczało ideę sprawiedliwości i deprecjonowało
umiejętności gry drużyny tracącej (niesłusznie!) gola.
Po wprowadzeniu techniki umożliwiającej
obserwację powtórek kontrowersyjnych fragmentów meczów, sędziowie
utracili pozycję nieomylnych półbogów decydujących w sposób
bezdyskusyjny o (nie)uznaniu gola zdobytego z (nie)spalonego. Często miliony
widzów widziało, że arbiter pomylił się niczym młodzian początkujący w
branży. Nie służy to poprawnemu wizerunkowi tej powszechnej dyscypliny
sportu, jak również stawia w niekorzystnym świetle sędziego, którego większość
kibiców (najczęściej niesłusznie) posądza o finansowe a bezpodatkowe powiązania
z co najmniej z jedną z drużyn.
No i w końcu doszło do uczciwego
postawienia sprawy przez wspomnianego Norwega, który jednak nie przydał
blasku stanowi sędziowskiemu - z pewnością żadna organizacja piłkarska
nie pogłaszcze sędziego za takie wyznanie. Bo sędzia musi być twardy,
apodyktyczny i bezkompromisowy, jak dawniej, a ten ma zbyt słabą konstrukcję
psychiczną. Tu nie ma miejsca na słabostki.
Podczas Euro 2008 co 3.-4. sytuacja
na boisku powtórzona na ekranie telewizora dowodzi, że arbiter nie miał
racji (albo uznał gola strzelonego niezgodnie z przepisami o spalonym, albo
nie uznał bramki zdobytej prawidłowo, bowiem dopatrzył się spalonego). I
potem komentatorzy wraz z kibicami godzinami mogą poklatkowo analizować
przebieg sytuacji - czy położenie połowy obuwia napastnika względem obrońcy,
prawidłowo zostało zinterpretowane jako powód do (nie)uznania gola. I ciągną
łacha z gościa niemożebnie! Nie o to chyba chodziło twórcom omawianego
przepisu mającego wiekową tradycję. Słuszną skądinąd regułę o
spalonym wypaczono przez lata uprawiania owej dyscypliny, kiedy to szlifowano
wszelkie możliwe sztuczki. Gwoździem do trumny obecnej instytucji spalonego
jest coraz doskonalsza technika podglądania i rejestrowania gry.
Aby uatrakcyjnić grę pod bramkami
należy zmienić przepis o spalonym. Obecnie przepis ten jest zawieszany, jeśli
zawodnik otrzymuje piłkę zagraną bezpośrednio z wyrzutu piłki z autu,
rzutu rożnego oraz z rzutu karnego. Teoretycznie w okolicach ostrzeliwanej
bramki mogłoby się wówczas gromadzić 11 zawodników drużyny przeciwnej,
jednak z dość oczywistych powodów nie widuje się aż takich przegrupowań...
Również nie przerywa się gry, jeśli zawodnik znajduje się na własnej połowie
pola gry a piłka została mu podana na tej połowie.
Może poszerzyć ów wykaz zawieszeń?
Oto propozycja... Należy przedłużyć (do obu linii autowych) linię
ograniczającą pole karne (od strony środka boiska). Po prawidłowym wejściu
piłki w to poszerzone pole (żaden z przeciwników nie powinien być na
pozycji spalonej), przepis o spalonym zostałby zawieszony. Podczas
egzekwowania rzutu wolnego z poszerzonego pola, ponownie obowiązywałby
przepis o pozycji spalonej, ale tylko na tę chwilę.
Nim dojdzie do wprowadzenia
proponowanej zasady, należy ustanowić trzech sędziów technicznych, którzy
będą oceniać problem spalonego w studiu. W przeciągu pół minuty ocenią
(poprzez naciśnięcie właściwych przycisków), czy gol został zdobyty we właściwy
sposób. Decydowałaby przewaga głosów (stąd nieparzysta liczba sędziów).
Taka zasada obowiązuje w podnoszeniu ciężarów (także problem...
spalonego). Teraz znacznie więcej czasu zajmuje wprowadzanie porządku na
boisku przez sędziego w razie kontrowersyjnej decyzji oraz wielodniowe
dyskusje w mediach.
Sędzia boczny mógłby sygnalizować
pozycję spaloną, jednak sędzia główny nie przerywałby gry. Po zakończeniu
akcji o dalszym przebiegu meczu decydowaliby wspomniani trzej sędziowie
techniczni. I nie tylko w przypadku zdobycia gola, ale również w innych
sprawach, np. czy grę wznowić od rzutu z linii autowej, czy od linii
bramkowej. Byłby jednak kłopot, gdyby sędzia nie zawiesił gry, zaś po
parunastu sekundach gol zostałby zdobyty po... przeciwnej stronie boiska. No
i wracamy do wprowadzenia proponowanych zmian w spojrzeniu na spalonego... Owi
trzej sędziowie ocenialiby również niesportowe zachowania zawodników, których
czyny uszłyby uwadze sędziów na boisku. Decyzje o karach (w tym
finansowych) byłyby podejmowane już po meczu.
Propozycje zmiany zasad dotyczących
spalonego będą sprzyjać zwiększeniu liczby sytuacji podbramkowych,
zmniejszeniu liczby błędnych werdyktów sędziowskich, zwiększeniu dynamiki
gry oraz nagradzaniu gry ofensywnej i ograniczaniu gry defensywnej. Zasady będą
czytelniejsze, będą obowiązywać w stosunku do obu drużyn, będzie padać
więcej goli.
Nie będziemy rozpatrywać, czy
podczas zmagań napastnik przekroczył linię spalonego o czubek adidasa, bo
to nie ma żadnego sportowego znaczenia w podbramkowych sytuacjach.
Nieuznawanie gola z powodu mało przekonującego, kilkunastocentymetrowego
przekroczenia owej linii albo uznawanie bramki po niezauważeniu problemu
spalonego przy obecnej interpretacji, jest w dzisiejszej piłce nożnej poważnym
mankamentem, mającym niewiele wspólnego z rycerskim współzawodnictwem. Czy
istnieje inna dyscyplina sportowa, w której jedna błędna decyzja sędziego
powoduje aż tak poważne przetasowania w tabeli wyników i aż tak wielkie
protesty medialne i społeczne? I w imię jakich wartości należy utrzymywać
tę paranoidalną sytuację?! Duch przyjaznej rywalizacji wymaga wprowadzenia
zmian w najpopularniejszej dyscyplinie sportowej!
Przekropkowany Polsat News
Po
sobotnim wydaniu pierworodnego (syna) za żonę (określenie sugerowane w
ramach propagowania równości płci w naszym języku; należy sporządzić
spis tego typu zamienników!) i hucznym weselu (Noc Kupały) oraz po
niedzielnych skromnych poprawinach, przyszedł jednodniowy okolicznościowy
urlop. Gdzież wrodzone wścibstwo mogło znaleźć lepsze ujście, jeśli nie
w nowo odkrytej (modna aluzja do działalności niejakiego Kolumba) telestacji
Polsat News (pośród bogatej kolekcji w telewizji kablowej)? I coż
tam mamy? Ano sama nazwa, jakby dosłownie angielska... Przecież wiadomo, że
Polsat Wieści to żadna nazwa. Już za komuny podobnie uznano, bowiem
zamiast polskiej nazwy Teleekspres, przyjęto światową nazwę Teleexpress.
Mniejsza o wyjaśnienia, ale przecież nazwy gazet w rodzaju Kurjer/Kuryer zamieniono
ongiś na Kurier. Zasady były wówczas ważniejsze od medialności
(nie istniało "coś takiego").
No i wynotowałem co ciekawsze "przekropkowane"
rodzynki z jednodniowego przeglądu przewijanych wieści u dołu ekranu - Irak:
15. zabitych i 35. rannych w samobójczym zamachu. 2. mężczyzn utopiło się
w zalewie w Kryspinowie. Protest kierowców ciężarówek potrwa 3. godziny.
Fale zatopiły prom z prawie 800. pasażerami. Ratownicy uratowali 38. osób. Wprawdzie
w datach mamy liczebnik porządkowy, jednak wyjątkowo bezkropkowy, ale na
pasku czytamy - 8. lipca Czesi podpiszą z USA umowę o tarczy.
Redakcyjny klawiszowiec nie jest kumaty w (nie)stawianiu kropek; oblałby
testy gimnazjalne - ciało pedagogiczne wyniosłoby go na tarczy... Tyle błędów
w jednym dobrze płatnym wypracowaniu?
O kropce zapomniano w nibyzdaniu (równoważnik
zdania) - Kubica na 5 miejscu w Grand Prix. Natomiast prawidłowo
napisano - Prezydent po raz 20. wręczył nominacje sędziowskie. No cóż,
kropki są stawiane wg uznania, bez przemyślenia, czyli "na dwoje babka
wróżyła"... Czy ktokolwiek to kontroluje? Czy ktokolwiek zna się na
tej robocie?
Ponadto - B.wiceprezes (brak
spacji po kropce). Także - Tornado w Chinach zniszczyło 650 domów, jedna
osoba nie żyje. Przy całym szacunku, ale gdyby w Polsce halny zerwał
100 dachów przy jednoosobowej stracie, to czy w Państwie Środka byłaby o
tym wzmianka? I przy okazji - zamiast przecinka powinien być niedoceniany średnik.
A cóż "słychać" w TVN24?
Kierowcy rozpoczęli 3-godz. akcję. Dobry pomysł, jednak nieznany słownikom.
Może poszerzymy o inne przykłady? 2-mies. niemowlę uległo wypadkowi. Zwędzono
12-kg wędzonego łososia. Ustawiono nowy 1,5-m płot. 90-min. mecz zakończył
się remisem (podobno ktoś nie był dysponowany i wymyślił, że po min
nie stawiamy kropki?).
Poinformowano także, że Wojciech K.
(skazany za pedofilię) powrócił za solidnie ogrylowane okno. Czy jest
drugie państwo, w którym nie są podawane pełne dane powszechnie znanego więźnia
po wszystkich procesach? Bodaj we wszystkich normalnych krajach sądy i media
zdają sobie sprawę, że podawanie pełnych danych (nawet przed wyrokiem),
jest jedną z dolegliwości, która w zamyśle jednak ogranicza przestępczość.
Ale nie u nas.
Z okazji Dnia Ojca, telestacja (nadal
TVN24) zamieściła informację - Od 1965 roku Dzień Ojca w Polsce.
Wówczas uczęszczałem do podstawówki, potem do liceum i nikt mi nie
podpowiedział, że "coś takiego" istnieje. Chyba od kilkunastu lat
przyzwyczajamy się dopiero do tego święta... Szkoda, że nie połączono
Dnia Matki i Dnia Ojca w Dzień Rodziców. W migawce pokazano tatę z podpisem
- Ojciec dwuletniego Noah. Nietuzinkowe imię, zatem nie wiadomo, w
jaki sposób odmieniać? To może trzeba było pokazać ojca 2-l.
(wykorzystano uprzednią propozycję) Radka, skoro są kłopoty z deklinacją
(Noah, Noaha)?
Nazajutrz, tuż przed wysłaniem powyższego
tekstu, ponownie zaglądam do Polsatu News. Kontynuacja błędnych
kropek - Afganistan: zginęło 2. żołnierzy NATO. ... za 60 mln. euro.
... wycofa się z Polski do 15. lipca. Oooo!
Także ciekawostka - Do chińskiego
portu wpłynął japoński okręt pierwszy raz od II wś. (zapewne chodzi
o II w.św.). I uwaga: poprawiono błędne wczorajsze zdanie - Fale
zatopiły prom z prawie 800 pasażerami. Jednak ktoś (wybiórczo) czuwa!
Teraz trochę o poprawnych formach - Awansował
do 2. rundy (prawidłowo, choć śmiesznawo) oraz ... przekazano do I
instancji (poprawnie a dostojnie). O sportowcu napisano - był czwarty
na czwartym etapie, ale mogli napisać - był 4. na 4. etapie.
No i smakowity deser na gorąco - 800
pożarów w Kaliforni. Częsty błąd, ale skoro - Komborni, waltorni,
guberni, hydroforni, to dlaczego nie... Kaliforni? Nie
mogą płonąć lasy w stanach o łatwiejszych nazwach?
Na www.dziennik.pl jest dział
Gdzie warto jechać. A może właściwiej Dokąd warto jechać?
Owszem, dopuszczalna jest pierwsza forma, jednak dopuszczalna nie znaczy najwłaściwsza...
Pewnie dziennikarze lepiej znają język
angielski niż ojczysty?
A w Polsce
okradają w majestacie prawa...
Agencje
donoszą, że w USA niejaki Hardin zjawił się domu państwa Goffów, aby
oddać ok. 20 litrów benzyny. Paliwo pożyczył przed 34 laty i podobno wcześniej
nie miał okazji oddać. Mr. Goff orzekł, że inwestycja opłaciła się - dał
benzynę, która była warta 5 dolarów, teraz dłużnik oddał mu paliwo 5
razy droższe.
Wszystko wskazuje na to, iż p. Goff
(oraz wielu dziennikarzy bezkrytycznie opisujących tę sprawę) nie zauważa
błędu w swoim rozumowaniu...
Otóż p. Goff przekazał w ramach
pomocy panu Hardinowi towar X i po wielu latach otrzymał dokładnie ten sam
towar (i to ani mniej, ani więcej). A cóż to oznacza? Ano to, że nic na
tym nie zarobił a ponadto sam przez te lata (jeśli pamiętał) czuł pewien
dyskomfort, który obniżał mu poziom życia i wiarę w człowieka. Ponadto
naraził dłużnika na takie same męki (a tenże mógłby tylko raz napomknąć
o długu podczas spowiedzi i w ramach pokuty zwróciłby natychmiast kanister
z zawartością; gościu żył w grzechu 34 lata!).
Interes to ów Goff zrobiłby, gdyby
za n godzin pracy kupił paliwo i pożyczył p. Hardinowi a po latach zwrócone
paliwo sprzedałby za równowartość m godzin pracy i to jedynie w przypadku,
kiedy wartość m przekraczałaby wartość n. Inna sprawa, że pożyczył
paliwo, nie zaś kalkulator, bo wyszedłby na interesie, jak nasz Zabłocki na
mydle...
Gwoli uczciwości kupieckiej - p.
Hardin powinien zwrócić p. Goffowi kanister paliwa powiększony o całkiem
skromne odsetki, liczone jednak w towarze. Przyjmując roczną stopę 3%,
facet powinien oddać nie jeden, ale prawie trzy kanistry paliwa (a dokładnie
2,73 kanistra) i to niezależnie od dawnej czy aktualnej ceny.
Gdyby Polak pożyczył komuś 34 lata
temu 25 dolarów (przeciętna miesięczna płaca), a dłużnik oddałby
dzisiaj tę samą kwotę, to jakiż byłby to interes? Nawet gdyby uwzględnić
obliczone wcześniej odsetki, to byłoby to niecałe 70 dolarów... Czekać połowę
życia na takie ochłapy? Ongiś za 25 dolców można było kupić 25 połówek,
dzisiaj zaś za 70 baksów kupimy niespełna dziesięć. Za komuny, jeśli ktoś
rzucił na tacę dolara, to uchodził za gościa, dzisiaj zaś wartość
takiego papiera* oscyluje pomiędzy dwoma polskimi najwartościowszymi
monetami...
34 lata temu benzyna u nas kosztowała
tyle samo, co dzisiaj - ok. 5 zł za litr. I ten "krajowy" przykład
pokazuje błędność rozumowania p. Goffa - wszak wg niego Polak na
transakcji nic by nie zarobił, a przecież obaj mieliby dokładnie taką samą
sytuację - dali pełen kanister i otrzymali takiż. Nawet tu nie ma
znaczenia, że złotówki przewijające się z tym akapicie to całkiem różne
walory.
Natomiast dziennikarze krajowi (a może
i zagraniczni) powinni zająć się poważniejszymi transakcjami, w których
Polacy zostali najzwyczajniej okradzeni przez... innych Polaków. Otóż wielu
z nas zapożyczyło się w PKO w latach 70., aby uzupełnić wkład w spółdzielniach
mieszkaniowych. Przez szereg lat pożyczki były spłacane, zaś spółdzielnie
pobudowały za ów kapitał wiele mieszkań naszym współrodakom. Polski pan
Goff (poprzez spółdzielnię) pomógł zbudować mieszkanie polskiemu panu
Hardinowi, ale obecnie p. Hardin śmieje się z p. Goffa poprzez złodziejską
(a polską!) facjatę spółdzielni, która polskiemu frajerskiemu Goffowi
odmawia zwrotu równowartości kilkunastu metrów kwadratowych powierzchni
mieszkalnej. I z drobnego żartobliwego artykuliku o grzecznościach świadczonych
w USA, mamy doniesienie o popełnieniu przestępstwa w Polsce, na które
oczywiście nikt w tym "praworządnym" kraiku nie zareaguje...
Nasz pan Hardin nie odda polskiemu
panu Goffowi "mieszkaniowego kanistra". Solidarność? Owszem, to
znane polskie zjawisko, ale aby szarpać, nie zaś współodpowiadać; aby brać,
nie zaś oddawać... System sądowniczy RP (Trybunał Konstytucyjny) za spore
pieniądze właśnie ogłosił wyrok w sprawie mało istotnej dla przeciętnego
obywatela. Nie zajmie się sprawami konkretniejszymi dla ludu. Szybciej oddamy
wielkie pieniądze bogatym spadkobiercom mieszkającym poza Polską (którzy
nic nie uczynili dla naszej ojczyzny), niźli znacznie uboższym rodakom a
tubylcom (którzy całe życie przepracowali w ojczyźnie).
* - odmiana dopuszczalna w potocznym
znaczeniu dolara
Draby a
polowanie
Onet na
swej witrynie omawia (16 czerwca 2008) jednocześnie dwa poniższe tematy
zahaczające o "draby".
Na początek o zalanej (wodą)
almadrabie. Cóż to takiego? Almadraba jest tradycyjną techniką odłowu tuńczyka,
stosowaną od setek lat w rejonie Cieśniny Gibraltarskiej, gdzie migrują tuńczyki.
Praktykują ją mieszkańcy Andaluzji. Technika polega na ustawianiu w wodzie
labiryntu z sieci, który ciągnie się przez kilometr. Tuńczyki nie mają
szans uciec z tej pułapki.
A obok o latającym Drabie w artykule
pt. "Draba latał z handlarzem broni". Otóż minister w Kancelarii
Prezydenta, Robert Draba, w czerwcu 2007 podróżował do Gruzji m.in. w
towarzystwie międzynarodowego handlarza bronią. Na pokładzie samolotu
Drabie towarzyszył również były wiceprezes Bumaru. Mieli oni negocjować
warunki dostawy dla Gruzji uzbrojenia produkowanego przez spółkę.
Bywa, że na jednej stronie (zbiegiem
okoliczności) natrafiamy na podobne a rzadkie słowa. Takie ciekawe rodzynki
nie sposób przeoczyć. A tu jeszcze mamy tajemnicze ładunki dostarczane do
Gruzji a przecież "gruz" to "ładunek" (po rosyjsku), choć
po polsku kojarzy się z ruinami, do których zwykle prowadzi zastosowanie
przehandlowanej broni... I ciekawostka - angielska nazwa tego państwa
(Georgia) jest dwuznaczna, bowiem jeden ze stanów USA nazywa się
identycznie... Gdybyśmy chcieli ją spolszczyć (podobnie jak Newada,
Teksas), to jako... Dżordżja.
Cóż łączy almadrabę i pana Drabę?
Ano - inteligentne podchody z odpowiednią bronią w celu osiągnięcia zysku.
Jak walczyć
ze stereotypami?
Czy
znamy Francuzkę Jeannie Longo? Wczoraj zostałem mile zaskoczony informacją
o tej pani. Wikipedia podaje -
Jeannie Longo-Ciprelli (ur. 31 października 1958) jest
najbardziej utytułowaną kolarką* szosową na świecie. Uprawia również
narciarstwo i odnosi w tej dziedzinie wiele sukcesów. Wiele tytułów
mistrzowskich w kolarstwie odniosła nie tylko na szosie, ale również w
kolarstwie torowym. Ze swoimi 13 tytułami mistrzyni świata jest bardziej
utytułowana niż jakikolwiek mężczyzna uprawiający kolarstwo. Wygrywała
ponad 950 razy w kobiecym peletonie.
Gdyby była mężczyzną, to niemal
wszyscy znalibyśmy wszystkie jej (jego) wyczyny. A ja pierwszy raz czytam o
tej damie. Ponadto studiowała informatykę i matematykę oraz posiada dyplom
z ekonomii sportu i jest wykładowcą. To zbyt wiele jak na męskich
szowinistycznych dziennikarzy, którzy najwyraźniej niezbyt tolerują kobiety
lepsze od nich. Więcej - nawet kobiece kolorowe pisma wolą plotki o
aktorkach i kuchenne przepisy, niż zapoznawanie pań (a przy okazji panów) z
kobietami dzielnymi, zdolnymi i (co tu dużo owijać w bawełnę) sławniejszymi
od facetów zwłaszcza w dziedzinach zastrzeżonych jako męskie...
Prawdopodobnie panowie redaktorzy lubią rozpisywać się o kobietach lepszych
od nich w dziedzinach typowo kobiecych (sylikonowe bufory), panie redaktorki
zaś również nie przepadają za kobietami zbyt inteligentnymi i
wysportowanymi.
Pani Longo jest fenomenem na skalę
światową. W październiku skończy 50 lat i wygrywa z dziewczynami, których
nie było jeszcze na świecie, kiedy ta super-Francuzka odnosiła swoje
pierwsze zwycięstwa. Właśnie zdobyła kolejny w swojej karierze tytuł
kolarskiej mistrzyni Francji (z trzyminutową przewagą nad resztą grupy!) i
zapewniła sobie udział w pekińskiej olimpiadzie w Pekinie.
O rok starsza od wspomnianej
sportsmenki jest komedia "Książę i aktoreczka" (emitowana wczoraj
i dzisiaj), w której gra niezapomniana i seksowna Marylin Monroe. Jeśli mamy
walczyć ze stereotypami, to tego typu filmy powinny być zdjęte z afisza. Być
może będą kiedyś wyświetlane podczas zamkniętych a prywatnych pokazów,
podczas których będą opowiadane dowcipy o różnych narodowościach, a które
to żarciki (niestety!) sprzyjają negatywnemu ugruntowaniu stereotypów.
Oczywiście w roli tytułowej mamy pana księcia oraz panienkę aktoreczkę
(nawet nie aktorkę...). Bogaty i mądry pan kontra biedna a głupia
dziewczyna. Nawet w filmie pada zdanie z ust księcia - "mój ty śliczny
głuptasie" (jakież to słodkie, nieprawdaż?).
Wikipedia - "Książę pragnie
uwieść aktoreczkę. Zaprasza ją do ambasady, gdzie próbuje swoich sztuczek
wobec dziewczyny, lecz zaloty nie kończą się sukcesem". Czy wyobrażamy
sobie "lustrzaną" komedię pt. "Księżniczka i aktorek"?
Nawet nie ma polskiego odpowiednika aktoreczki, wszak aktorzyna to mierny
aktor. I fabuła - "Emerytowana księżniczka pragnie uwieść młodego
aktorka. Zaprasza go do ambasady, gdzie próbuje swoich sztuczek wobec
kawalera, lecz zaloty nie kończą się sukcesem"? A tak mamy odwieczny i
znany podział ról - starszy i zamożny pan (do tego władca w pewnym państewku)
oraz młoda i śliczna aktorka. Jedyną różnicą, dzięki której jest to
film fabularny a nie erotyczna krótkometrażówka, jest niestereotypowy spryt
osoby granej przez światowy symbol seksu.
W życiu jest najczęściej całkiem
zwyczajnie i typowo; wystarczy przeglądać kroniki towarzyskie, w których
bohaterami są znani a bogaci politycy, aktorzy, biznesmeni oraz nieznane a
biednawe panienki, choćby sławni panowie z Zachodu i nasze rodaczki. Owszem,
na przygodę się kwalifikują, ale nie do ślubu...
26 czerwca (3 dni temu) w Gdyni zginął
młody motocyklista (znacznie przekroczył dopuszczalną prędkość), ponieważ
przez nieuwagę zajechała mu drogę kobieta prowadząca fiata. Na forach
zderzali się zwolennicy dwóch stereotypów - motocyklistów (jako dawcy
nerek pędzący z zawrotnymi prędkościami) oraz kobiet (jako kiepscy
kierowcy). Większość była po stronie pani, która przeżyła, zaś o
opinie o Zmarłym były najczęściej poniżej kulturalnego minimum (portale
powinny jednak więcej uwagi poświęcać cenzurze w tak delikatnych
sprawach). Stereotypy... A w jaki sposób potoczyłyby się dyskusje, gdyby to
ścigacz był dosiadany przez doświadczoną motocyklistkę, zaś za kierownicą
auta siedziałby młokos ze świeżym prawem jazdy?
* - word nie notuje wyrazu "kolarka"
jako kobiecego odpowiednika męskiego znaczenia "kolarz", czym nie ułatwia
walki ze stereotypami
www.mirnal.neostrada.pl
AKTUALNOŚCI
kwietniowe MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
marcowe
2008 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI lutowe 2008 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI styczniowe 2008 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
PUBLIKACJE MIRKA w
2007r
AKTUALNOŚCI grudniowe 2008 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI listopadowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI październikowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI wrześniowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI sierpniowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
lipcowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
czerwcowe 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
majowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI kwiecień 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
marzec
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
luty 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
styczeń 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
PUBLIKACJE MIRKA w 2006r
AKTUALNOŚCI
GRUDZIEŃ MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
LISTOPADOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
PAŹDZIERNIKOWY MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
SIERPNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
LIPCOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
MAJOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKIEGI
AKTUALNOŚCI
KWIETNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
MARCOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
LUTOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
STYCZNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
i przechodzimy na 2005r
AKTUALNOŚCI
GRUDNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
LISTOPADOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
PAŹDZIERNIKOWY MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
WRZEŚNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
SIERPNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
CZERWCOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
MAJOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
KWIETNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
ARTYKUŁY
- tematy do przemyślenia
i wiele innych w kolejnych działach wydawnictwa:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
"AFERY PRAWA" - Niezależne Czasopismo
Internetowe www.aferyprawa.com
Stowarzyszenia Ochrony Praw Obywatelskich Zespół redakcyjny: Zdzisław Raczkowski, Witold Ligezowski, Małgorzata Madziar, Zygfryd Wilk, Bogdan Goczyński, Zygmunt Jan Prusiński i sympatycy SOPO |
|
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.