Imieniny:

AferyPrawa.com

Redaktor Zdzisław Raczkowski ujawnia niekompetencje funkcjonariuszy władzy...
http://Jooble.org
Najczęściej czytane:
Najczęściej komentowane:





Pogoda
Money.pl - Kliknij po więcej
10 marca 2023
Źródło: MeteoGroup
Polskie prawo czy polskie prawie! Barwy Bezprawia

opublikowano: 26-10-2010

AFERY PRAWO MIROSŁAW NALEZIŃSKI BŁĘDY I WPADKI KACZKI DZIENNIKARSKIE W GAZETACH I TVP TVN POLSAT

Naleziński - Media w Polsce i na świecie - marcowy cykl krytyczno-informacyjny Mirosława Nalezińskiego

www.mirnal.neostrada.pl

Śmierć czatuje na sportowców a Temida na urzędników
Tuż po południu 29 września 1989 szosą do Raciborza zmierzali znani i lubiani autorzy popularnonaukowego programu telewizyjnego "Sonda" - Zdzisław Kamiński i Andrzej Kurek. Prowadził kierowca rajdowy Andrzej Gieysztor. Spieszyli się na spotkanie w sprawie materiałów do kolejnego programu bijącego rekordy popularności. Wyprzedzili ciężarówkę leniwie wspinającą się pod wzniesienie, nie przeczuwając, że zza niego, z przeciwka zbliża się ku nim zasłonięta Śmierć, która zabrała całą trójkę.
Znany rajdowiec, Marian Bublewicz, zmarł 20 lutego 1993 po wypadku podczas Zimowego Rajdu Dolnośląskiego, kiedy to auto wypadło z zakrętu i uderzyło w drzewo. Śmierci sprzyjała niezbyt profesjonalna pomoc medyczna. Zasadniczo ów wypadek podlega innej statystyce, bowiem miał miejsce podczas zawodów, na drodze zamkniętej dla normalnego ruchu drogowego. I takich podobnych a tragicznych wypadków było jeszcze kilka.
Bodaj największe żniwo w polskim świecie sportu zebrała Śmierć 17 sierpnia 1998, kiedy to w czołowym zderzeniu zginęli Władysław Komar i Tadeusz Ślusarski jadący razem oraz Jarosław Marzec (z przeciwka) - trójka naszych olimpijczyków.
Inny słynny kierowca rajdowy, Janusz Kulig, zginął 13 lutego 2004 na strzeżonym przejeździe kolejowym, który akurat... nie był strzeżony. Fatalny układ szosy i torów kolejowych oraz usytuowanie domku dróżniczki a do tego jej nieuwaga oraz także kierowcy. Nie, takiej okazji nie mogła przeoczyć Śmierć. Po latach przebudowano ów węzeł.
Bywa, że posiadamy auta o zbyt wielkich możliwościach, do których to pojazdów - jako kierowcy - jeszcze nie przyzwyczailiśmy się. Kilka lat temu, 16 września 2005, żona naszego świetnego siatkarza na zagranicznej autostradzie oraz kilkanaście dni później, 1 października 2005, nasza najlepsza pływaczka na krajowej szosie, popełniły błędy i Śmierć zabrała im męża i brata - Arkadiusza Gołasia i Szymona Jędrzejczaka.
No i ostatni (do dzisiaj...) dramat rajdowców - 27 lutego 2008 dwóch dziennikarzy motoryzacyjnych o zacięciu sportowym wsiada do italskiego czerwonego cacka przemysłu samochodowego. Po kilku minutach szaleńczej jazdy ulicami (a raczej wertepami) stolicy dużego kraju w centrum Europy, Śmierć w połowie wykonała swój makabryczny taniec pod wiaduktem, rozpoczynając go od podrzutu na garbie, zaś kończąc go na filarze w pożarowym blasku - zginął młody a utalentowany dziennikarz Jarosław Zabiega, zaś Jego nieco starszy i bardziej doświadczony kolega, Maciej Zientarski, został ciężko ranny. Gdyby mieli zapięte pasy, zapewne obaj spłonęliby w wozie.
Zwykle bywa, że o tragedii nie decyduje jeden czynnik, lecz kilka, które nastąpiły jednocześnie. Jechali zdecydowanie zbyt szybko. Prawdopodobnie obaj w sposób świadomy wybrali się w tę podróż, aby wieczorową porą przetestować pożyczony bolid. Tuż przed katastrofą najechali na garb, który przy kosmicznej (w mieście) prędkości, wytrącił ich z planowanego toru jazdy. Okazuje się, że urzędnicy odpowiedzialni za stan polskich dróg, z braku środków i wyobraźni, zamiast zlikwidować garb, umieścili przed nim znak ograniczający prędkość. Większość rodaków uznaje winę dziennikarzy, choć na świecie zapewne komentarze będą w rodzaju - Polska to ubogi kraj trzeciego świata, skoro ludzie zabijają się na koleinach i to... stołecznych. Owszem, nawet w Stanach ginie się w koszmarny sposób, ale jest cywilizacyjna przepaść - tam, za oceanem wali się skorodowany most (jeden wśród kilkudziesięciu tysięcy) ułatwiający przemieszczanie, a tu wypadamy z trasy na garbie utrudniającym komunikację...
Czy mądry Polak po szkodzie? Oczywiście! Ponieważ nie przebudujemy wszystkich przejazdów kolejowych oraz wszystkich garbów, to (podobnie jak po wypadku Janusza Kuliga) zabierzemy się za wybrane przejazdy i garby. Gdyby na tamtym przejeździe i na tym garbie zginęli zwyczajni Polacy (i tacy ginęli!), to nie byłoby ani dyskusji, ani remontów, a to znaczy, że ci znani nie zginęli daremnie. Gdyby jednak przebudowano te felerne miejsca już po wcześniejszych wypadkach, to żyliby nadal, choć (zdaniem sceptyków) niewykluczone, że "prędzej czy później pozabijaliby niewinne dzieci przechodzące przez zebry". Oczywiście, gdyby żyli w bardziej ucywilizowanym kraju, to mogliby także zginąć, jednak raczej nie na przejeździe i nie na garbie.
Pana Zientarskiego już osądziła większość rodaków - wystarczy przejrzeć dyskusyjne fora. Mnie chodzi o osądzenie urzędowych osób. Mam nadzieję, że proces ujawni kulisy polskiej bylejakości remontowanych dróg - brak środków, chęci, przewały, niekompetencję i bezduszność. Są prezydenci polskich miast (ostatnio Olsztyna), którzy wydają dziesiątki tysięcy (naszych) złotych na kwiaty oraz latają do Watykanu po różańce, aby wygrać kolejne wybory i nie ma już pieniędzy na łatanie dziur ulicznych. Może doczekamy się pierwszego wyroku na urzędasów? I to w stolicy. Już pewnie są preparowane dokumenty i ustalana jest linia obrony osób zainteresowanych...
PS Czatować - słowo, które w ostatnich latach kojarzy się niemal wyłącznie z internetem, jednak ma jeszcze inne i znacznie starsze znaczenie

Odbojnica ratuje życie
Podpory w tunelach oraz pod wiaduktami powinny być oddzielone od pechowców i szaleńców dodatkowymi zderzakami.
Samochód księżnej Diany, która zginęła ponad 10 lat temu w paryskim tunelu, wypadł ze swego toru jazdy i nadział się na jeden z filarów stojących pomiędzy obiema jezdniami. A wystarczyłoby zamontować poziome odbojnice rozpostarte wzdłuż tunelu, które przejęłyby cały impet rozpędzonego pojazdu, którego styczna droga hamowania podczas wypadku uległaby znacznemu wydłużeniu, a to przyczyniłoby się do ocalenia życia wielu osobom obecnie ginącym w gwałtowny sposób na nieodkształcalnych słupach. Pomijając oczywistą niefrasobliwość kierowcy (kielich i nadmierną prędkość) oraz niezapięcie pasów przez ofiary wypadku, to należy ze zdumieniem podkreślić brak opisanej belki o pomijalnych kosztach w porównaniu z kosztem tunelu i z wypłacanymi odszkodowaniami (że nie rozwinę tematu bezcenności ludzkiego życia). Zdumienie jest tym większe, że owa bezmyślność nie została dostrzeżona w jakimś ubogim kraju (o znikomej wartości człowieka), ale w samej Francji i to w jej stolicy! O zgrozo! - nawet po wypadku niczego podobnego tam nie zamontowano! A przecież już w Polsce widujemy takie płozy, odgradzające obie "przeciwne" jezdnie.
Wypadek naszych motoryzacyjnych dziennikarzy miał jednak inny przebieg. Ich samochód stracił kontakt z nawierzchnią z powodu garbatego uskoku (słowiańskie brakoróbstwo?) i wypadł daleko poza jezdnię, bezwładnie ślizgając się po trawniku, jednak również uderzając w kolumnę nośną wiaduktu. W takim przypadku należałoby umieścić wspomniane płozy w większej odległości od filarów, bowiem niekontrolowany ruch auta byłby prostopadły do słupa.
Odbojnice te powinny być podatne (plaster miodu), aby wpadający nań pojazd wytracał stopniowo swą prędkość oraz aby nie zatrzymał się na podporze (aby nie dotarł do niej). Należałoby zastanowić się nad ustawieniem walcowych stoperów, czyli rozmieszczonych kilka metrów od kolumny i dookoła niej, przy czym właściwa (i najszersza) część konstrukcji powinna być ustawiona od strony o największym prawdopodobieństwie uderzenia, zatem każda podpora powinna być rozpatrywana z osobna. Aby obniżyć koszta można byłoby wykorzystać zbędne już drewniane albo plastykowe beczki poustawiane wokół filaru, jednak znacznie szerzej od strony największego zagrożenia kolizją. Zamiast beczek można byłoby zawiesić sieci, które z jednej strony w interesujący sposób rozbijałyby surowe bryły konstrukcji nośnych, zaś z drugiej - zapobiegałyby rozbijaniu mobilnych brył automobilów jakże często niefrasobliwych kierowców. Dlaczego pomysł nie przejdzie? Bo beczki rozkradną a sieci podpalą - taka Polska.
A do tego jakiś zabójczy garb na jezdni? Cóż to za polski wynalazek? Pomijając ograniczenie prędkości, to przecież skandal! Równie dobrze można byłoby przewody elektryczne zawieszać na niewielkiej wysokości i uczciwie umieszczać masę znaków ostrzegawczych. Taka uczciwość po polsku... Gdyby jednak ktoś wpadł w pułapkę, to z niemałą satysfakcją pokazalibyśmy mu środkowy palec oraz odpowiedni znak przy drodze: przecież uczciwie przestrzegaliśmy...
Oczywiście, owo wybrzuszenie będzie zlikwidowane i komuś to jeszcze uratuje życie. Szkoda, że po tragedii (i to nie pierwszej w tym miejscu!). A sceptycy znający realia i tak wiedzą swoje - jeśli nie byłoby garbu, to kierowca wprawdzie nie wpadłby na kolumnę, ale na najbliższych czerwonych światłach zabiłby staruszków i... czasami miewają rację.
Indolencja zarówno kierowców, jak też urzędników osób (nie)odpowiedzialnych za stan bezpieczeństwa naszych jezdni jest porażająca! Tyle że pierwsi giną, a drudzy mają się dobrze.

Wszyscy rodzimy się uczciwi, ale tylko nieliczni umierają jako przyzwoici
Pan Dorn na swoim blogu poinformował rodaków, którym jeszcze nie tak dawno przewodniczył w Sejmie jako marszałek, że będąc w jednej z Korei otrzymał dwa supertelewizory warte po 8500 zł, z których oba przekazał na szczytne cele - jeden na publiczny (pewnie jakiś dom dziecka), drugi na prywatny (swoją mieszkaniową ścianę). Podobno z bólem sumienia zaopiekował się, bo słyszał, że Azjaci to tacy wrażliwi ludzie, że mogliby się obrazić, gdyby również drugi ciekłokrystaliczny aparat przyozdobił ścianę jakiegoś domu starców. Media nie podały drugiej prawdy o południowych Koreanach* - otóż Koreanie należą nie tylko do przewrażliwonych darczyńców, ale również do rekordowych łapbiorców; tam ujawniane są przewały na co najmniej dziesiątki milionów dolarów na każdego zamieszanego wipowskiego Koreana/Koreanina.
Właściwie to każde z nas powinno sobie odpowiedzieć na pytanie - a cóż byś uczynił(a), gdybyś był(a) podobnie obdarowan(a)? Bo każdy może się wymądrzać, ale jak co do czego, to bierze "ile się da", skoro dają, powołując się na ryby, że tylko one jakoś nie chcą brać (taki polski żart rozgrzeszający tysiące wielkich oraz miliony małych cwaniaczków). Taki charakter ma większość z nas. Czy myślicie, że nasi wielcy i mali politycy urodzili się z rękoma "ku sobie"? Wielu z nich to szlachetne osoby, których charaktery zostały złamane dopiero po wejściu na polityczną karuzelę (rządową, partyjną, sejmową). Gdyby pan Dorn należał do jakiejkolwiek partii, to można byłoby jedynie poP(i)Sioczyć nad przaśną polską codziennością, jednak onże (wespół z całą partyjną kadrą) podczas wygranych wyborów w 2005 przekonywał (i przekonał!) swoich wyborców sloganem (niestety, tylko sloganem) o zasadniczej odmienności jego partii - zbiór tych szlachetnych ludzi zebranych w organizacji, publicznie uznał, że będzie wobec siebie stosował bardzo wysokie etyczne wymagania nieznane w innych partiach. Drugim sloganem było hasło (szkoda, ale na tym poprzestano) "tanie państwo". Lansowaną "wyższą" etykę można było zauważyć w obejściu przepisów, kiedy to mianowano ministrów w kilka godzin po ich zdymisjonowaniu, a taniość państwa było widać po coraz wyższych kosztach prowadzenia rozmaitych urzędów i wypłacaniu horrendalnych odpraw.
Lud Polski powinien zapisać rękoma swych wybrańców - "wszystkie wartościowe prezenty otrzymywane przez notabli powinny być ujawniane w internecie i sprzedawane na internetowych aukcjach". Zapewne domom dziecka i starców (czyli sympatycznego dzieciństwa i spokojnej starości) nie są niezbędne supertelewizory, które za dwa lata będą dwukrotnie tańsze. Mają kłopoty z niską stawką żywieniową. A zawsze znajdzie się jakiś mniej lub bardziej uczciwy biznesmen, który za wylicytowany przedmiot z certyfikatem podpisanym przez wipa, gotów dać "więcej niż w sklepie", czy to w ramach reklamy, czy dobroczynności, a najczęściej z obu tych powodów. Wrażliwość interpretowania etyki przez ważniaka jest typu "zwykli obywatele powinni przekazywać podarki na Skarb Państwa, ale ja, wybraniec Narodu, muszę je testować (dla Jego dobra)". Gdyby był jasny zapis, to nikomu by nie przyszło do głowy wziąć coś do domu, kiedy współdelegaci i dziennikarze wiedzieliby o prezencie, zaś sama obawa przed ujawnieniem takiego wykroczenia byłaby paraliżująca (choć z pewnością nie wszystkich).
Dorn ('cierń' po niemiecku) uznał, że ciekłokrystaliczny aparat mu się należy i tym samym wbił sobie dorn (kolec) w swój coraz mniej kryształowy imaż**, który przy twardych zasadach głoszonych przez jego partię - ścieczał*** i ściekł był po moralnych resztkach kryształu. Taki (ciekło)krystaliczny cierń/dorn.
Co innego głosić szczytne idee będąc na dole w ramach kampanii wyborczej (to nic nie kosztuje oraz jakież to szczytne i fascynujące tłuszczę!), a co innego utrzymać je na górze po wygranej walce politycznej (jakże to jest kosztowne i bez widocznego patosu, a przecież godnie żyć trzeba odcinając kupony po zwycięstwie!). Rodząc się jesteśmy wszyscy uczciwi, ale tylko nieliczni umierają jako wzorce przyzwoitości.

* - obecnie Koreańczycy - przydługawa i niezbyt elegancka nazwa
** - wszak chyba nie image?! (tego image'u, temu image'owi, tym image'em; te image'e, tych image'y a. image'ów, tym image'om?)
*** - z postaci stałej przeszedł w ciekłą

Ikona muzyki frajerem?
Paul McCartney dojrzał do rozstania ze swą żoną furiatką Heather Mills. Po 4 latach małżeństwa zażądał separacji. Gorycz życiowej porażki, w razie rozwodu, osłodzona będzie przez ćwierć miliarda dolarów, które ściągnie Heather.
Powyższą informację o dojrzewaniu mistrza muzyki do podjęcia decyzji i przejrzenia na oczy, media podały w maju 2006. Ikona młodzieżowej muzyki ma aż tyle forsy, że może eksperymentować w dziedzinie rozwodowego rozdawania na otarcie łez. W końcu co ma zrobić z taką kasą? Najlepiej podzielić się z wybranką swego serca, choćby byłą. Gdyby ową ćwiarę podzielić na okres porównywalny z kolejnymi igrzyskami olimpijskimi, to można obliczyć, że dama za swe towarzystwo (i stracony czas) nabierze (oprócz eksmęża) kasy w tempie 2 dolary na sekundę (licząc także godziny nocne, co nie jest przecież pozbawione sensu).
Przyjmując, że przeciętny Polak zarabia 2 tys. zł miesięcznie, bogacimy się tu, nad Wisłą, o 0,077 grosza w ciągu sekundy, czyli potrzeba 13 sekund, aby zarobić 1 grosz. Jeżeli podzielimy oba strumienie wzbogacania się (owej pani i zwykłego rodaka) to pierwszy jest około 8 tysięcy razy większy od drugiego, a to oznacza, że jeśli dzisiaj zarobiliśmy 100 zł, to ta pani (w tym samym czasie) - 800 000 zł, czyli prawie milion!
Ale czegóż to mógł się spodziewać pan Paweł po pani Mills, skoro mill oznacza one million dollars (pomylił się tylko... 250 razy)? A ponadto - młyn, fabryka, mleć, zwalcować, grzmocić. No cóż, gościu zignorował słownikowe interpretacje i niewiarę w przesądy przypłaci miliardową ćwiartką... Jednak niejeden z naszych rodaków miał jeszcze większy dryg do interesów, bowiem pomnożył swój majątek w szybszym tempie i pani Mills mogłaby się nająć u takiego na pomoc domową.
Skądinąd wiadomo, że eksbitels miał romantyczne podejście do kobiet - Nie chciał, żeby podpisywała umowę przedmałżeńską, ponieważ uważa, że to nieromantyczne. Poza tym zna ją na tyle, żeby wiedzieć, że to niepotrzebne. Tak uważał, no to podzieli nie tylko majątek, ale i los podobnych mu jeleni. Zwykle takim przyprawia się poroże, ale tutaj mamy uszczerbek (sic!) finansowy. Co lepsze?
Ale kilka dni temu media podały, że byli małżonkowie dogadali się w sprawie wspólnego rozbicia kasy muzycznego geniusza, na którą składali się m.in. fani kupując płyty i bywając na koncertach. Zamiast 250 mln dolarów (dzisiaj to ok. 575 mln zł; po 2,30 zł/dol.) pani Mills musi zadowolić się 25 mln funtów (teraz to ok. 115 mln zł; po 4,30 zł/F), a to oznacza, że jedna strona "straciła" ok. 460 mln zł, zaś druga dokładnie tyle "zyskała". Oznacza to również, że podane poprzednio dane dotyczące strumienia lejącego się na konto pani Mills, należy podzielić przez 5. Nie wiadomo ile na tym zarobili czcigodni prawnicy... A swoją drogą: frajerów nie sieją - miłość i jej skutki bywają wielce kosztowne...

Upadek polskich mediów
Cichopek ucieka z Polski - tytuł i dalej - Kasia Cichopek jest potwornie zmęczona. Żeby odpocząć od nawału obowiązków, razem ze swoim narzeczonym Marcinem Hakielem wyjeżdża na święta w Alpy. - informuje dziennik.pl powołując się na poczytną gazetę "Fakt" i (jak oceniają złośliwcy) zniżając swoje loty do jej poziomu. Jak przystało na typowo polski portal, tłuszcza, która dorwała się do internetu, dała upust swoim niskim instynktom - krytyka urody, talentu, pracowitości. To wszystko w wykonaniu zazdrośników, zawistników, nieudaczników albo prowokatorów... A kto stoi za podpuszczoną gawiedzią?
21 marca 2008 dziennik.pl zaskoczył swych czytelników sensacyjnym tytułem. Oczywiście - niemal każdy zaraz otworzył artykuł, aby przeczytać oburzającą informację, że p. Kasia uciekła z Polski. Jestem zdumiony nieprawdziwością tytułu! Wyjazd na parę dni za granicę redakcja nazywa ucieczką z Polski?! Do 1989 roku uciekano z Polski na wiele lat albo na zawsze, bo system większości się nie podobał, ale teraz niemal nikt nie ucieka (nie licząc kilkunastu osób dziennie, które pewnie nigdy do nas nie wrócą, ale są na tyle mało istotne dla redakcji dziennik.pl, aby o nich wspominać). Ale nie przesadzajmy - parodniowy wyjazd na święta nie jest ucieczką z Polski! Czyżby słowo "ucieczka" zmieniło swe znaczenie? Dawniej wśród milionów uciekinierów byli ambasadorzy, piloci, marynarze, sportowcy, aktorzy. Obecnie z naszej ojczyzny uciekają raczej przestępcy, których dopadamy w ostatniej chwili w drodze na prom albo już ściągamy helikopterem z pokładu takiego statku w drodze do Skandynawii. Także cwani posłowie i senatorowie są pochwytywani i odstawiani z ościennych krajów oraz wystawiane są listy gończe za uciekinierami wybierającymi atrakcyjne państwo o najlepszym systemie demokracji...
Na zagraniczne wojaże wybiera się masa rodaków, w tym pracownicy mediów. Czy któreś z nich zamieściło tytuł Nasz naczelny uciekł za granicę? Nadawanie tytułu bijącego po oczach typu właśnie X ucieka z Polski jest nieetycznym działaniem mediów, które w ten sposób chcą wymusić klikniecie w dany artykuł. Jest to sprzeniewierzenie się dziennikarskiej uczciwości a jednocześnie jest to pomówienie danej osoby. Redakcja nie jest bezmyślna - dobrze wie, że jeśli ta osoba odda sprawę do sądu, to i tak akcje medium wzrosną wskutek całego tego zamieszania. Nawet są gotowe zapłacić znaczne odszkodowania. Podnoszenie swojej wartości, tak w znaczeniu finansów, jak w kategorii sławy, być może wpisuje się w burżuazyjne sposoby walki o przetrwanie, poklask i zyski, jednak nijak się ma do etyki zawartej w duchu prawa prasowego. I tego typu działania powinny być piętnowane przez... no właśnie - przez kogo? Które z mediów skrytykuje albo odda sprawę do sądu koleżeńskiego, skoro niemal wszystkie media stosują takie niegodne chwyty? A jeśli jeszcze nie stosują, to się przymierzają? A jakież to medium, zwłaszcza początkujące i starające się wybić, jest na tyle moralnością silne, aby publicznie skarcić lawirantów?
Aby choć nieco odegrać się za wspomniany tytuł, czepię się artykułu opublikowanego 23 marca 2008 na omawianym portalu -
Piłkarscy bandyci ranili 21. policjantów - 39. pseudokibiców w areszcie, 21. rannych policjantów - to przerażające żniwa regularnej bitwy, do której doszło na dworcu kolejowym w Tarnowie.
w którym tenże dziennik.pl trzykrotnie (i błędnie!) kropkuje liczebniki uważając je za porządkowe. Zapewne pomylono kategorię liczebników ze służbami porządkowymi... Jednak takie gafy nie podlegają sądowi koleżeńskiemu, jedynie osądowi zawodowych polonistów tudzież miłośników naszego języka...
Następny dowód na upadek obyczajów w mediach znajdujemy w kolejnym odcinku "Milionerów" i to w Wielką Niedzielę - 23 marca 2008. Pytanie - Co porabiał premier Tusk podczas spotkania z kanclerz Merkel? Wśród czterech możliwości mamy do wyboru - wiązał krawat, żuł gumę, dłubał w nosie, ziewał? Teleturnieje powinny pełnić rolę edukacyjną i być maksymalnie przyjazne wobec świata, inaczej powinny otrzymać ostrzeżenie albo nawet zostać zdjęte z anteny.
Dziennikarstwo to misja. Jaki przykład media dają młodzieży? Jątrzenie, kłamstwa, złośliwości, szyderstwa? Politykierstwo nawet w teleturniejach? Żenada! Zdumiewające zdziczenie obyczajów! Jeśli nie powstrzymamy takiego procederu, to co będzie za parę lat?! Za jakość naszej młodzieży odpowiadają także władze, w szczególności czwarta władza! I musi ktoś ją wreszcie kontrolować i rozliczać!

Niech panie latają z panami
Są dyscypliny sportowe, tzw. kontaktowe, w których zawodnicy i zawodniczki podczas zmagań mają ze sobą bliższy kontakt (stąd wspomniana nazwa, może nieco myląca...). W piłce nożnej, ręcznej, koszykówce, boksie, hokeju na poważnych zawodach nie mogą walczyć panie z panami z oczywistych powodów.
Media ostatnio przekazały, że kobiety ani nie poskaczą, ani nie polatają (na nartach) na olimpiadzie. I znów dyskryminacja kobiet. Otóż nie ma już szans, aby zawodniczki trenujące skoki narciarskie wystartowały w Vancouver. Przewodniczący MKOl uważa, że jest zbyt mało skoczkiń (ok. 80 pań).
A przecież sprawa jest prosta - skoki i loty narciarskie nie należą do sportów kontaktowych, zatem dlaczego zabraniać wspólnych startów kobiet i mężczyzn? Owszem, są inne niekontaktowe dyscypliny (np. pływanie, biegi, podnoszenie ciężarów, skok wzwyż), które jednak są podzielone na dwie kategorie (panie i panowie), jednak jest to racjonalne choćby z powodu porównywalnej liczebności zawodniczek i zawodników. Jeśli w skokach narciarskich pań jest znacznie mniej, to dlaczego nie połączyć przyjemnego z pożytecznym a do tego ku chwale konstytucyjnym zasadom równości płci?
Łatwo zapisać, a dlaczego tak trudno zrealizować? Zawody jedynie zyskałyby na popularności. Może co słabsi panowie czuliby pewien dyskomfort, że pewna lotna pani zostawiła ich nieco za sobą w klasyfikacji, ale przecież podobne obawy żywią panowie obecnie, wszak nie każdemu uśmiecha się dopuszczać do konkursu 14-latka, który może wygrać na skoczni z dwukrotnie starszym kolegą... Życie to nie je(st) bajka - jak mają się czuć panowie ministrowie pod wodzą pani premier, a jak panowie policjanci pod czujnym okiem pani komendant?
Jeśli tylko panie zechcą startować z panami i raczej być tłem dla większości z nich, to ich wola a dla kibiców dodatkowa atrakcja. Prawdopodobnie konserwatywni panowie reprezentujący zawodników nie są entuzjastami wspólnych lotów, ale szefowie telestacji zapewne są całkiem odmiennego zdania, wszak oglądalność tylko wzrośnie, a przy okazji wpływy z reklam... Jeśli panie kiedykolwiek skakałyby ze skoczni, jednak nie razem z kolegami, to przecież i tak będzie można porównać wyniki i ustalić wspólną tabelę z punktami, z której odczytamy, że któraś z narciarek była lepsza od kilku gwiazdorów lotów narciarskich...
Panie latają jako pilotki, spadochroniarki, zaś jako kobiety wyzwolone latają po imprezach wszelakich, nawet co bardziej podejrzanych. Wdarły się do nauki, polityki, biznesu, armii a nawet do stanu duchownego, zatem niech padnie kolejna bariera rozgraniczająca płcie!

Panna DupRe zarabia na dupIe
Najczęściej to panie żerują na panach. Panie zaradne a wyzwolone, panowie bogaci i podatni na wdzięki. Cała inteligencja pewnych pań koncentruje się na oskubaniu pana, którego inteligencja poszła w kierunku zdobywania bogactwa i sławy. I tak jest od tysięcy lat, bowiem taki jest podział ról w społeczeństwie (w alkowianej sferze). I takie przykłady umacniają ten stereotypowy podział. Bardzo rzadko łamane są schematy i nieczęsto dowiadujemy się o sytuacjach odwrotnych.
Niedawno media rozgłosiły, że gubernator Nowego Jorku korzystał z usług ekskluzywnej agencji towarzyskiej. Tamże zapłacił ponad 4000 dolarów za słodkie chwile z rezolutną panienką Ashley Dupre. Zatem każde z nich dało od siebie, co miało "pod ręką" (obie strony bez zbędnych ceregieli skorelowały bezpruderyjny nadmiar dolarów i takiż nadmiar seksu). Facet podał się do dymisji, kompromitacja w rodzinie (kłopoty z żoną i dziećmi), ośmieszenie w środowisku. Popęd i nadmiar wolnej gotówki zgubił zacnego polityka. Ale dwukrotnie młodsza zdzira/ździra o twarzy niewiniątka ma się dobrze - już media okrzyknęły ją: "oto najsłynniejsza prostytutka na świecie". Nawet wydawca magazynu Hustler złożył jej ofertę sesji fotograficznej za milion dolarów. Ponieważ media podały pełne dane oraz zamieściły fotki (u nas chyba jednak nie do pomyślenia) owej początkującej kurtyzany, jej adwokat zaprotestował przeciw komercyjnemu wykorzystywaniu zdjęć, a to zapowiada znany scenariusz finansowy - pozwy z milionami w tle...
Gdyby świat był zarządzany przez etyków, to zdemoralizowani ludzie byliby wytykani palcami za handel własnym ciałem. Ale mamy świat rządzony przez mamonę, zatem ulicznica wprawdzie dostanie po buzi od ojca i będzie wytykana jako ostatnia przez sąsiadów, natomiast ekskluzywną lampucerę będą przyjmować na salonach, zaś ona sama będzie pisać pamiętniki i będzie dawać przykład młodzieży, że nie należy iść uczciwą drogą, ale należy wiedzieć - nie tyle komu cichaczem wejść do łóżka, ale komu wyjść z niego w możliwie najgłośniejszy sposób, najlepiej od razu na pierwsze strony gazet. Rodzice i rodzeństwo mają powód do dumy - córka a siostra waginalnie zarabia miliony i nie puszcza się za byle centy.
Podobną karierę zrobiła Monika Levinsky - na ujawnionej znajomości z prezydentem. Nie kazała jednak sobie płacić za biurkowo-cygarowe sekscesy. Clinton zarzekał się, że nie ślizgał się po dziewczęciu, jednak niemal wyślizgano go z urzędu, ponieważ zapobiegliwa panienka dała prezydencki susz do przebadania na DNA (ze swej kiecki przechowywanej latami "na wszelki wypadek"). Egzotyczny termin "impiczment" jakże swojsko pobrzmiewa w naszym języku, nawiązując do omawianej tematyki...
My, polska gawiedź, słyszymy, że Amerykanie nie wpuszczają nas na swoje szlachetne terytorium, bowiem zamiast zwiedzać, pracujemy u nich nielegalnie za parę dolców na godzinę. Z drugiej strony pokazują nam filmiki, z których wynika, że (poza Newadą) prostytucja jest nielegalna i że wielkim przestępstwem jest niepłacenie podatków. A tu cały świat widzi, że gubernator wraz z dziwką społem łamią prawo, a ponadto młódka nie płaci podatku od wielotysięcznych dochodów. I co? Zamiast hańby, procesu i kary zdobędzie miliony na nielegalnym i nieetycznym procederze? I to ma być wzorzec do naśladowania w moralnym państwie? Owszem, nie bądźmy zatwardziałymi moralistami, ale dysonans pomiędzy amerykańskim prawem a nieegzekwowanymi przykładami, są kompromitujące! To jakie wzorce mają rodzice pokazywać swoim córkom? Taką pannę DupRe, która zarabia na swej dupIe?
W 1963 roku niejaka Keeler złamała karierę brytyjskiemu ministrowi Profumo. Zarobiła na pamiętnikach, zrealizowano film "Scandal".
Nawet w wyjątkowo spokojnej Finlandii znalazła się dama o wątpliwej reputacji. Premier tego niezbyt skandynawskiego kraju ma znacznie mniej roboty niż nasi politycy z górnej półki - tam od lat nic się nie dzieje i można się zanudzić. I z braku roboty ów facet (ale jednak premier!) poznał rodaczkę (rozwódka a matka trojga dzieci) w jakże nowoczesny sposób - na internetowych czatach. Przez niemal rok byli parą, jednak kiedy pojawiły się komentarze, że romans szkodzi władzy, a premier zachowuje się jak "Clinton z Moniką Lewinsky", tenże zerwał związek. Susan (to już czwarta wszetecznica w tym artykule) również pokazała, ile warta jest kobieca godność w kapitalistycznych warunkach - jak tylko zwęszyła interes, to nie tylko zaczęła do zimnych rodaków rozgrzewająco łypać gołym biustem, ale również wydała książkę z opisem wyczynów szefa rządu i to bynajmniej nie na polu polityki. Taka z niej ostra Finka - bardziej niż niejedna finka...
Są kobiety, które jeśli tylko zasmakują w sławie i pieniądzach, to zapominają o wstydzie, choćby wobec rodziców i swoich dzieci (że o spostponowaniu swej ojczyzny tylko nadmienię) i są gotowe wywlec wszystkie podkołdrzane sprawy na światło dzienne.
Oczywiście - trudno zmienić świat, zwłaszcza że większość panów prędzej czy później skusi się na mniej czy bardziej cnotliwe panie, które okażą się nie tylko lafiryndami, ale i judaszkami (za kasę zdradzą wszystkie pikantne szczegóły), jednak prawo powinno być zapisane i respektowane - na niemoralnych plotkach, zdjęciach, pamiętnikach, filmach nie można zarabiać. Podobnie trudno sobie wyobrazić, aby morderca odniósł korzyści majątkowe na wydanej książce, w której opisuje swoje zbrodnie. Co jak co, ale pewne minima w cywilizowanym świecie powinny być określone! Zjawisko (obszar i zakres) dziwkarstwa się powiększa, jednak nie może być tak, że dziwki ośmieszają lub obalają rządy i że dziwki wskazują alternatywny sposób bycia, który nie jest piętnowany; więcej - jest coraz powszechniej aprobowany, jednak głównie dlatego, że uzyskiwane apanaże przesłaniają coraz mniej modną etykę! Jeśli przepisy stanowią, że nie można handlować narządami ludzkimi (i dorabiać się na tym procederze), to można również zabronić wzbogacania się na nieetycznym prowadzeniu. Choćby dlatego, żeby młodzież nie stawiała sobie za wzór osób, które całkowicie nie zasługują na bycie ikonami do naśladowania. I póki nie jest zbyt późno...
A przy okazji - czy jest ojciec, który by się wyrzekł sławnej i bogatej córki pracującej metodą Dupre?

Kolejny wypadek naszego autokaru na obczyźnie
To tylko kwestia czasu - co parę miesięcy dochodzi (a właściwie dojeżdża) do kolejnego tragicznego wypadku w wykonaniu polskiego autokaru i to najczęściej na zagranicznych trasach. Zapewne tamtejsi mieszkańcy (nie tylko okoliczni, ale - dzięki mediom - większość obywateli państwa, w którym wydarza się kolejna tragedia) mają nas już serdecznie dość. Jeśli słyszą o nowym tragicznym wypadku, to zapewne pierwsze pytanie - czy to znowu Polacy? Ja również nadsłuchuję z obrzydliwym cieniem nadziei, że to może autokar jednak z jakiegoś państwa "starej Unii". Jeśli tak bywa (a bywa rzadko - tamtejsi turyści pewnie latają, a nie wędrują w pudłach na kółkach), to jeszcze trzeba poczekać na informację, czy aby kierowca nie jest z naszego kraju...
Po wypadku zostaje uruchomionych wiele procedur. Za nimi kryje się mobilizacja ratowników, policjantów, lekarzy, urzędników oraz karetek pogotowia, a nawet helikopterów. Do tego blokada autostrady (tamci kierowcy klną biednego Polaka, który zasnął za kierownicą albo wybrał się niesprawnym pojazdem lub nie przestrzega przepisów drogowych). Doliczmy również koszty całej tej tragedii, którą ponoszą tamtejsi obywatele - przecież trzeba posprzątać, załatać, pomalować, odnowić. Oczywiście, to niewiele w porównaniu z tragedią ludzi, ale dla cudzoziemców to przecież jest kłopot. To oni są gospodarzami, a my tranzytowymi gośćmi. A jeśli do tego wypadek zdarzy się w dzień wolny od pracy albo po godzinach pracy, to dodatkowe pretensje kierowane pod naszym adresem, bo trzeba zmienić swoje plany (a tam ludziska w wolne dni to myślą o wypoczynku a nie o robocie). Jedyny zysk to pewnie mają tam firmy, które pracują na zlecenie, ale większość to pracownicy na dniówce i nawet jeśli dostaną parę nadgodzin, to i tak klną Polaków za zamieszanie. Zresztą - wyobraźmy sobie dowolny naród, którego autobusy permanentnie rozbijałyby się na naszej ziemi (niszcząc barierki, mosty, ekrany akustyczne, rabaty, nawierzchnię) i obiektywnie oceńmy tę sytuację.
Powtarzam - w obliczu tragedii to pomijalna sprawa, jednak w dłuższej ocenie, to przecież opinia o nas, naszych kierowcach, sprzęcie i o organizacji buduje stereotypy i to (w tych przypadkach) negatywne. Owszem, z naszej strony posypią się podziękowania, odznaczenia za odwagę dla okolicznych dzielnych ludzi, tamtejsi urzędnicy zrobią eleganckie gesty, jak przystało na nowoczesnych Europów*. To na pokaz, ale co tamci ludzie czują poza oficjalnymi spotkaniami? Co mówią o naszych wypadkach w domach i knajpach? Nie oszukujmy się - jeszcze parę takich wypadków, a będziemy szczególnie niepożądanymi gośćmi na europejskich autostradach. Jeszcze parę takich zdarzeń, a przed naszymi autokarami będą jechać miejscowe wozy policyjne pilotujące naszych turystów. O czasie pracy polskich kierowców i oszustwach w tej materii to pewnie już legendy są przekazywane po naszym kontynencie...
Być może holenderscy, niemieccy i włoscy kierowcy są przyzwyczajeni do jazdy po autostradach i jakoś nie zasypiają. Nasi zwykle jeżdżą po dziurawych drogach i nie mogą zasnąć podczas tąpnięć, choćby i chcieli. Ponadto muszą uważać na szarżujących pacanów z przeciwka, na czające się drzewa z korzeniami wcinającymi się w szosę, na przebiegające zwierzęta leśne oraz na spacerujące udomowione, także na rowery, kombajny i furmanki. Po kilku czy kilkunastu godzinach dudnienia po polskich rozpadlinach i wytężonej obserwacji trasy, wjeżdżają na równe, bezpieczne a szerokie autostrady, zatem ich czujność zostaje uśpiona i to (bywa)... dosłownie, zwłaszcza że nowoczesna kabina działa na nich jak kołyska na niemowlę. A do tego tkwiące w podświadomości przekonanie, że w razie wypadku w Polsce, to nie wiadomo, czy szpitale pracują normalnie, a może je zamknięto, czy nie mają wyczerpanych (finansowo) limitów lub (fizycznie) lekarzy, a może już oni wyjechali na Zachód? Natomiast wiedzą, że w cywilizowanej Europie służba zdrowia ma się do naszej tak jak ich szosy do naszych, zatem już całkowicie spokojni uderzają w kimono i w... barierki ochronne. Taki syndrom rozanielonego kierowcy w przyjaznym kraju o wysokim poziomie usług medycznych i gładkiej nawierzchni?
A w sobotni poranek jeszcze irytuje TVN24, która najpierw informowała, że ok. 30 Polaków jest rannych, w tym ok. 10 ciężko. Po sprawdzeniu niemieckojęzycznego portalu komunikują - "właśnie dowiedzieliśmy się, że jest jedna ofiara". Może to przejęzyczenie? Zabrakło przymiotnika "śmiertelna"? Ale nie - jeszcze jeden komentator potwierdza, że "jest jedna ofiara", zaś u dołu na pasku oraz na czerwonej planszy - "jedna ofiara". Co jest, do kroćset? Czyżby słowo "ofiara" zmieniło swoje znaczenie i kiedy? Zawsze wyliczano ofiary w znaczeniu zabitych i rannych, a teraz tylko zabitych? Cała załoga TNV24 zna termin "ofiara" w znaczeniu wyłącznie "zabity"? Jeśli już o możliwie krótkich wieściach przekazywanych na pasku u dołu ekranu - można było napisać lakonicznie: 1 Z, 30 R, w tym 10 C.
Nie dość, że nasze media informują o kolejnej katastrofie, to dobijają, że to kolejny polski autokar oraz irytują błędnie interpretując znaczenie słowa. No to jak się nie denerwować? Sobota w plecy!

* - Europ, Europi (zamiast przydługawych form Europejczyk, Europejczycy)...

Mirosław Naleziński , Gdynia
www.mirnal.neostrada.pl


AKTUALNOŚCI lutowe 2008 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO

AKTUALNOŚCI styczniowe 2008 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO

PUBLIKACJE MIRKA w 2007r
AKTUALNOŚCI grudniowe 2008 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
listopadowe 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
październikowe 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
wrześniowe 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
sierpniowe 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
lipcowe 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI czerwcowe 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI majowe 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI kwiecień 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
marzec 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI luty 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI styczeń 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO

PUBLIKACJE MIRKA w 2006r
AKTUALNOŚCI GRUDZIEŃ MIROSŁAW NALEZIŃSKI

AKTUALNOŚCI LISTOPADOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI PAŹDZIERNIKOWY MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI SIERPNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI LIPCOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI MAJOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKIEGI
AKTUALNOŚCI KWIETNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI MARCOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI LUTOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI STYCZNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI

i przechodzimy na 2005r
AKTUALNOŚCI GRUDNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI LISTOPADOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI PAŹDZIERNIKOWY MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI WRZEŚNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI SIERPNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI CZERWCOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI MAJOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI KWIETNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI

ARTYKUŁY - tematy do przemyślenia
i wiele innych w kolejnych działach wydawnictwa:
SĄDY PROKURATURA ADWOKATURA
POLITYKA PRAWO INTERWENCJE - sprawy czytelników

"AFERY PRAWA" - Niezależne Czasopismo Internetowe www.aferyprawa.com
Stowarzyszenia Ochrony Praw Obywatelskich
Zespół redakcyjny: Zdzisław Raczkowski, Witold Ligezowski, Małgorzata Madziar, Zygfryd Wilk, Bogdan Goczyński, Zygmunt Jan Prusiński i sympatycy SOPO

uwagi i wnioski proszę wysyłać na adres: afery@poczta.fm
redakcja@aferyprawa.com
Dziękujemy za przysłane teksty opinie i informacje.

WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.

zdzichu

Komentarze internautów:

Komentowanie nie jest już możliwe.

~Aundre
04-01-2015 / 22:46
Thank God! Soeomne with brains speaks! qhrkbiyefzo.com [url=sayxpaan.com]sayxpaan[/url] [link=lrqsqarntaq.com]lrqsqarntaq[/link]
~Farah
23-12-2014 / 23:26
Dude, ignore women for a while and they will come to you.They all intefioriry" rel="nofollow">mbphrjj.com">intefioriry complex and will run to you as soon as you treat them like dirt
~Selka
20-12-2014 / 10:03
Rehabilitačne9 pomf4cky, ktorfdch falohou je napraviť, upvraiť orge1novfd defekt alebo čiastočne alebo faplne obnoviť funkciu chorobou postihnute9ho orge1nu. Druhy a postupy rehabilite1cie ze1visia vždy od toho, čo je potrebne9 urobiť v prospech postihnute9ho. Ak ide o telesne postihnute9 dieťa, je potrebne9 ho liečiť, vychove1vať, pripravovať na zaradenie do spoločnosti, ide teda o komplexnfa rehabilite1ciu. Patria sem rf4zne kliny, matrace, molitanove9 kocky, kolieska, valčeky, suche9 baze9ny, plastove9 preliezky, ske1kacie lopty, rf4zne mase1žne ležadle1 a pod.