opublikowano: 26-10-2010
Naleziński - Media w Polsce i na świecie - listopadowy cykl krytyczno-informacyjny Mirosława Nalezińskiego

Oznajmia sekretarz Rady Języka Polskiego w artykule Inżynier zabronił "H" (Super Express). I dalej - "Nie możemy zabronić ludziom używania już utrwalonych nazw". A co z nowymi nazwami? Czy język polski zastał się*?
Zatem, nie wiedzieć dlaczego, szef pani sekretarz zwrócił kiedyś mi uwagę, że powinniśmy mawiać od wielkiej litery, a nie z wielkiej litery? Wszak większość społeczeństwa mówi z, a to jest rusycyzm (także wg RJP), czyli be. Społeczeństwo podobno tworzy język, ale Rada nie zgadza się na szłem, włańczać i na wydaj tą książkę w oficjalnych wypowiedziach. Może społeczeństwo także zmieniło ustalone wcześniej nazwy geograficzne - NRF na RFN oraz Malajzja na Malezja, Erywań na Erewan? Z tą ostatnia nazwą jest największe zamieszanie.Także społeczeństwo znielubiło hobbista i zażądało hobbysta? Czy to nasze polskie społeczeństwo chociaż wie, że może aż tyle? To może zgłaszać pomysły językowe i zbierać sto tysięcy podpisów albo zorganizować referendum? Ale po co w takim razie RJP?
Społeczeństwo jednak chyba nie wie, że tyle może ... A ponieważ w grupie musi być ktoś, kto zaproponuje nowe słowo, to może na początek - dizel (zamiast diesel), imaż (zamiast image), emajl (zamiast e-mail, skoro koktajl), eksodus (zamiast exodus) oraz Dublin [dublin] (zamiast [dablin])? Ta ostatnia sprawa jest zresztą omówiona przez słowniki, które uważają [dublin] jako formę właściwszą i (co ciekawe!) jako... częstszą (co jest nieprawdą!). Innym proponowanym wariantem spolszczonej nazwy stolicy Irlandii jest Dablin [dablin]. Oczywiście Dublin [dablin] nie jest słowem polskim! Może być stosowane (i jest), ale nie może być włączone do polskiego zbioru zawierającego nazwy typu Waszyngton, Paryż, Londyn.
Dziwne, ale nazwa stolicy Nigerii (ang. Abuja , hiszp. Abuya, isl. Adútja, esperanto Abugo) została spolszczona jako Abudża (podobnie uczyniono w paru innych słowiańskich językach), choć nazwa ta jest znacznie rzadziej stosowana niż Dublin (jedna z teoryj polonistów zakłada, że w pierwszej kolejności spolszczamy słowa częściej stosowane). Jeśli przykładów znajdziemy więcej, to teoria ta legnie w gruzach...
PS1 Już 20 lat temu istniały słowa - acydofile, acydoliza, acydoza, acydymetria, acyliczne, acyl, acylowanie (Encyklopedia Popularna PWN 1982). Na kosztownych plakatach reklamowane jest mleko acidofilne. A powinno być acydofilne.
PS2 W związku z ustaleniem pisowni rzeczowników typu supercena oraz super-Polak, to zapewne nazwę gazety Super Express powinni(śmy) zmienić na Superekspres lub na Super-Ekspres biorąc również pod uwagę, że litera x nie należy do alfabetu polskiego? Takoż nie Teleexpress, ale Teleekspres. Dawniej pisano Kuryer, ale obecnie Kurier (w nazwach gazet i programów). Mimo że Dunikowskiemu dano na imię Xawery, to w encyklopediach widujemy Ksawery Dunikowski.
Patrz opinia RJP - "Piszemy ks, nie x (nie ma litery x we współczesnym alfabecie polskim), np. Aleksandra, Ksenia, Ksymena, także na końcu wyrazu, np. Aleks, Aleksa, Aleksowi... nie: Alexandra, Xenia, Xymena, Alex".
PS3 No i nie wiem, dlaczego skrót min. to od minister oraz minimalny, zaś min to od minuta? Czy to bezkropie to kolejna kompromitacja... polonistów?
Co na to RJP, ustawa o języku polskim i... organa ścigania? Niniejszym składam doniesienie...
* zastać się - (o stawach lub mięśniach oraz o... języku**): zesztywnieć wskutek braku ruchu
** - język jako narząd mowy może stanąć kołkiem, zaś jako narzędzie międzyludzkiej komunikacji może stanąć przed ścianą niemocy (impotencji) polonistów (jednak w pierwszym znaczeniu choć sztywnieje...).
Warmia czy Mazury, drzewo czy drewno, Ubiji czy Ubii?
1 listopada 2007 TVN24 zamieszcza wieści
pisane u dołu ekranu - Polski pojazd został trafiony granatnikiem.
Prawdopodobnie tubylcy po wystrzelaniu całej amunicji rzucili sprzętem w
nasz wóz. Potem pomyślano i zmieniono - został ostrzelany przez
granatnik.
Dziennikarz twierdzi, że jedynie
kamera TVN ukazuje wypadek, w którym uczestniczyły dwie ciężarówki (w tym
jedna z przyczepą wypełnioną drewnianymi balami). Widok koszmarny i dobrze,
że nikt nie zginął. Jednak reporter parokrotnie mówił o drzewie - wywróciła
się naczepa z drzewem, nie wiadomo, kiedy zostanie uprzątnięte to drzewo.
W bodaj wszystkich językach odróżnia się drzewo od drewna. Drzewo to roślina,
która rośnie w ziemi albo jest przesadzana a nawet jest ścinana, jednak po
rozdrobnieniu (rąbanie, cięcie) zamienia się w drewno.
Wypadków (niestety nie tylko językowych)
było więcej. Na pasku - Łódzkie: samochód zderzył się z...; Warmia i
Mazury: jedna osoba zginęła w wypadku... I redakcyjna wpadka - byłoby
poprawnie, gdyby napisano Warmińsko-Mazurskie (jak owo Łódzkie),
jednak - choć obie krainy są zwykle wymieniane jednocześnie - są to jednak
dwa obszary, zatem wypadek wydarzyć się mógł albo na Warmii, albo na
Mazurach, chyba że zdarzył się dokładnie na granicy obu tych regionów.
Słusznie dostrzega problem Wikipedia,
że Olsztyn jest stolicą województwa warmińsko-mazurskiego*, leży w południowej
części Warmii oraz "wbrew powszechnej opinii nie jest położony na
Mazurach".
Jest państwo o nazwie Trynidad i
Tobago. Wypadek mógłby się wydarzyć albo na wyspie Trynidad,
albo na wyspie Tobago. Jednak można byłoby napisać, że
"katastrofa miała miejsce w Trynidadzie i Tobago" mając na myśli
państwo, a nie konkretną wyspę. U nas nie ma krainy Warmia i Mazury,
a zatem mieszkać (konkretny adres) można albo na Warmii, albo na Mazurach,
nie zaś na Warmii i Mazurach.
Nazajutrz Dzień Dobry TVN
podano ciekawe przepisy kulinarne, z których jeden sugerował nam, aby wziąć
3 kg mąki przennej,
zaś inny miał 9 składników z podaną masą wyrażoną w dekagramach skróconych
do dkg, choć
od kilkudziesięciu lat uczą w szkołach, że skracamy jako dag
(identyczny błąd popełniono kilka dni później w programie p. Kuronia -
nie tylko parokrotnie napisano dkg, ale z kropką, czym całkowicie
dobito błędną pisownię).
TVN24 obwieścił (na planszy), że
najbogatszym człowiekiem jest pewien Hindus, który jest chojny.
Zapewne nasz ekranowy pisarz nie dostanie po premii (smutne święta i bez
tego), jednakowoż nie dorobi się majątku na polskiej ortografii...
Minister obrony narodowej przekazał
tragiczną wiadomość - "dzisiaj w godzinach rannych trzech Polaków
zostało rannych i jeden zabity". Niby poprawnie, jednak niefortunnie -
raczej porannych a lepiej - wczesnych. Taki lapsus (nie... lapsós).
Okazuje się, że Pojazd najechał
na minę w Diwaniji. Ponieważ nazwa tej miejscowości została
spolszczona, zatem podlega ona polskim zasadom językowym, czyli - Diwanii
(napój rakija - rakii, samolot Mrija - Mrii, nazwiska Gdynija
- Gdynii, Linija - Linii, Marchwija - Marchwii, Odija -
Odii, Ubija - Ubii, Wywija - Wywii, Zabija - Zabii).
Postać Diwanii jest/byłaby w trzech przypadkach; nie tylko od nazwy Diwanija,
ale również gdyby nazwano to miasto Diwania albo Diwaniya.
Najwłaściwsza para (w naszym języku) to Diwania - Diwanii. Pierwsze
hasło powinno mieć parę rakia - rakii. Jeśli komuś nie podobają
się obecne zasady, to może zaproponować ich zmianę, choćby Radzie Języka
Polskiego, która wprawdzie uważa, że to społeczeństwo tworzy język,
jednak ma plan zajęć własnych i pewnie nie znajdzie czasu na rozpatrzenie
społecznych pomysłów, a na pewno nie sugestii od osób prywatnych.
* - historyczne i administracyjne
nazwy województw, obwodów, ziem powinny być pisane jak przystało na nazwy
własne - od wielkich liter (wg zasad dotyczących nazw mórz, jezior, wysp, półwyspów...),
zatem Województwo Warmińsko-Mazurskie (wszak Jura Krakowsko-Częstochowska).
100
tysięcy zł czeka na Ciebie
Kilkanaście dni temu radio WAWA zakończyło
radioturniej (skoro mamy wyraz teleturniej...) pt. "Sto tysięcy za dychę".
Niemal codziennie o godz. 8.15 podawany był numer banknotu dziesieciozłotowego,
który to banknot do obiegu komisyjnie wprowadzał organizator konkursu. Słuchacze
mieli godzinę na
poinformowanie o posiadaniu banknotu o podanym numerze.
Setki tysięcy słuchaczy owładniętych było amokiem poszukiwania numeru wśród
zgromadzonych dych.
Niektórzy mieli w domu ponad tysiąc
banknotów; jeden z konkursowiczów znakomicie przygotował się do walki o
mamonę - zamroził (wycofał z obiegu)
ponad 4 tysiące dziesięciozłotowych banknotów. W
skali kraju z pewnością zamrożono niezły kapitalik. Ale nie to było
destruktywne. Otóż tysiące Polaków
sprawdzało, zapisywało numer, poszukiwało, nadsłuchiwało
wieści z radia, krótko pisząc - w skali kraju miliony godzin było
marnotrawionych przez rodaków. I jeśli były to
godziny prywatnie tracone, to można powiedzieć - osobista sprawa
radioturniejowicza. A jeśli co setny pracownik (kasjer, bankier, sprzedawca,
urzędnik, nauczyciel, lekarz, maszynista, pilot, górnik)
wciągnął się w turniej i codziennie o tej porze sprawdzał numer?
Oczywiście redakcja tego czy innego
medium nie musi zastanawiać się nad reperkusjami wprowadzania swoich pomysłów,
choć jednak powinna, zwłaszcza
że media często krytykują polityków za ich nieprzemyślane
czyny. Oni chcą pokonać konkurencję, która również wymyśla rozmaite
chwyty zachęcające do
słuchania, oglądania lub czytania właśnie ich i
tylko ich programów lub artykułów.
Parę razy dziennie ogłaszano hasło
- "Nie wydawaj dziesięciozłotówek. Każda dycha może być warta 100
000 zł", co skutecznie podgrzewało atmosferę walki o kasę... Nawet
emitowano reklamkę, w której szef zarządza naradę o porannej porze, a podwładni
sugerują zmianę czasu spotkania z oczywistego powodu, co spotyka
się z całkowitym zrozumieniem...
Ponieważ numer podawany był wyłącznie
o wspomnianej godzinie, to oczywiście bywał wielki zamęt wśród pracusiów
w okolicach tej godziny oraz wśród... śpiochów.
Pierwsi wydzwaniali nerwowo (bo pamiętali wprawdzie, ale akurat mieli nawał
roboty i byli z dala od odbiornika) do redakcji, znajomych i
nieznajomych, także grzebali po internecie. Drudzy
czynili to samo, ale z powodu przespania. Oczywiście, redakcja mogłaby umieścić
poszukiwany numer na swym portalu albo po prostu
podawać co parę minut na falach eteru, ale nie byłoby to aż tak zabawne.
Ile to utrudnienie kosztowało i nerwów, i czasu w skali pracującej
Polski?
Szkoda, że organizatorzy nie
zdradzali w ramach codziennych porcji danych np. że dzisiaj ujawniany banknot
został wprowadzony do obiegu na przykład 3
dni temu. Wówczas rodacy uwalnialiby do obiegu pieniążki
blokowane ponad owe trzy dni i... w dwójnasób zaopatrywaliby się w "świeższe"
walory... Polak
potrafi.
Wszystkie bodaj ujawniane dwuliterowe
serie miały początkowe G oraz H. Z tego wynika, że serie o "wcześniejszych"
literach zostały wycofane z obiegu i
zmielone, zaś następne litery będą dopiero
zastosowane podczas druku kolejnych banknotów. Zwykle NBP twierdził, że
tego typu informacje są objęte
tajemnicą, a przecież można dość łatwo obliczyć
ile banknotów dziesięciozłotowych jest w obiegu...
19 września konkurs wygrała
dziewczyna, która zadzwoniła do redakcji i bez emocji podała cyfry numeru
wzbudzając wielkie zainteresowanie owym
spokojem. Potem okazało się, że ma tylko 15 lat.
Redakcja - "Jadziu, jutro nam
powiesz, na co planujesz wydać nagrodę, bo pewnie jeszcze nie wiesz?".
A młodociana Jadwiga z rozbrajająca szczerością -
"już wiem - na rower i komputer"...
Wyciąg z postanowień ogólnych
konkursu -
W konkursie mogą uczestniczyć wyłącznie
osoby pełnoletnie, mające obywatelstwo polskie, spełniające wymagania nałożone
niniejszym
regulaminem.
Posiadacz wybranego banknotu od
momentu odczytania numeru banknotu ma 60 minut na skontaktowanie się ze
studiem RADIA WAWA
telefonicznie lub sms-em pod wskazane numery telefonu,
osobiście lub faxem.
Po polsku nie piszemy fax
podobnie jak nie televisor, telephon, xerokopia.
No i nie wiadomo, w jaki sposób
redakcja potraktowała niepełnoletność panny Jadzi. Czy wypłacono nagrodę,
czy powołano się na regulamin? W końcu który z uczestników czyta
regulamin dość poufnie zagnieżdżony w internecie? Podstawowe warunki
powinny być uczciwie cytowane tuż przed odczytywaniem serii i numeru
poszukiwanego banknotu. W takim przypadku dziecię dzwoniłoby do rodzica i onże
zgłaszałby banknot do zamiany na sto tysięcy złotych.
Kiedyś TVP spaprała sprawę, kiedy
to pewien niepełnoletni młodzian w konkursie telefonicznym wylosował samochód,
ale czujnie prowadzący redaktor
zorientował się w jego niepełnoletności i podziękował
za udział oraz zachęcił do dalszego brania udziału w konkursach (ale już
jako osoba starsza albo w przy
udziale swoich rodziców). Następny telewidz zadzwonił
i wygrał auto, zaś rodzina chłopaka oddała sprawę do sądu. I słusznie,
bowiem konkursy powinny być przyjaźnie
organizowane! I jeśli obywatel płaci za udział w turnieju, to ma prawo do
wygranej bez ograniczeń!
Nawet detektyw Inwektyw (nowa a
kultowa postać w radiu WAWA) nie odkrył regulaminowej "niewłaściwości
wiekowej" owej panienki. Miejmy nadzieję, że zapis o pełnoletności
nie był przeszkodą w przekazaniu wygranej małoletniej Jadzi lub jej
rodzicom.
Parę dni później echo owego
problemu pojawiło się podczas telefonicznego zgłoszenia numeru banknotu
przez słuchaczkę o imieniu Estera. Prowadzący
(nie)dyskretnie zapytali o wiek zaraz po oświadczeniu
przez nią, że wiadomością podzieli się z mamą. Zwyciężczyni oszacowała
swój wiek na 29 lat. Jednak po godzinie zmieniła
zdanie w kwestii rzekomo posiadanego banknotu wartego 100 000 zł, ponieważ...
błędnie zinterpretowała zasady turnieju. Trudno ocenić, co można
było źle zrozumieć, ale redakcja grzecznościowo i z wrażenia (w końcu
zaoszczędzono niezła kasę tego dnia) nie zapytała o kolor fryzury owej
damy...
Wymóg polskiego obywatelstwa w
dzisiejszych czasach (wszak należymy do Unii, zaś nierówne traktowanie
obywateli jest problemem konstytucyjnym) to
nadzwyczaj ryzykowna sprawa. Że też żaden prawnik i
żaden redaktor nie poddał tego warunku pod dyskusję? Przecież to przejaw
dyskryminacji! Byłyby hece, gdyby szczęśliwą dychę miał cudzoziemiec!
Afera byłaby na cała Unię i Polska znowu byłaby postrzegana jako wieś
tylko dla Polaków.
A może każdy taki konkurs powinien
być oceniany z urzędu i otrzymywać zgodę na emisję (albo i... nie).
Swen
czy Sven?
Na sąsiedniej Ukrainie można nadawać
chyba dowolne imiona, nawet Traktor... Ale czy to dobrze? Sprawować kuratelę
nad obywatelami, czy nie - oto problem demokratycznego państwa.
Sympatyczny aktor Edward
Linde-Lubaszenko apeluje na łamach prasy do syna Olafa (również aktora) o
wnuka, który godnie kontynuowałby drzewo genealogiczne, bowiem wnuczka
Marianna najprawdopodobniej zmieni swoje (taty i dziadka) nazwisko. Ponieważ
ród pochodzi ze Skandynawii, aktor wymarzył sobie nawet imię dla wnuka - Sven.
Niby drobiazg, ale imię w takiej postaci raczej nie zostanie nadane polskiemu
obywatelowi w RP.
Otóż urzędy stanu cywilnego mają
wytyczne dotyczące nadawania imion. Na portalu RJP www.rjp.pl mamy
"Zalecenia dla urzędów stanu cywilnego dotyczące nadawania imion
dzieciom osób obywatelstwa polskiego i narodowości polskiej".
Zatem kilka wskazówek z owych zaleceń
-
Piszemy ks, nie x (nie ma
litery x we współczesnym alfabecie polskim), np. Aleksandra, Ksenia,
Ksymena, także na końcu wyrazu, np. Aleks, Aleksa, Aleksowi...
nie: Alexandra, Xenia, Xymena, Alex.
Piszemy w, nie v, a
więc np. Wirginia, Wioleta.
Piszemy -j-, nie -i-,
w połączeniach: samogłoska + j-, np. Rajmund, nie Raimund.
Piszemy k, nie c, w
imionach pochodzenia łacińskiego, a więc Benedykt, nie Benedict;
Klaudia, nie Claudia; Klemens, nie Clemens.
Z powyższego tekstu wynika, że
polskie imiona nie mogą mieć niepolskich liter x oraz v;
zapewne również q, którą to literę przeoczono. Prawnik mógłby być
bezlitosny (co nie jest zabronione, jest dozwolone), a skoro nie wykluczono
litery q z imion, to nie musimy wnikać, dlaczego to uczyniono. Czy
prawnicy znają instytucję przeoczenia ("ustawodawca zapomniał")?
Czyżbyśmy przez nieuwagę mogli nadać imię Jacqueline zamiast Żaklina?
Na portalu RJP można zapoznać się
z opiniami na temat innych imion -
Imieniu Oliwier (pisanemu
przez w, nie przez v) nie można niczego zarzucić - pozwala na
odróżnienie płci dziecka, nie jest ośmieszające ani nieprzyzwoite. Nikola
to często stosowany polski odpowiednik imienia Nicole. Z dwóch form Oliwia
oraz Olivia jedynie pierwsza jest odpowiednia jako polskie imię. Forma
Olivia zawiera literę v, a więc nadanie go obywatelce polskiej
stałoby w sprzeczności z zaleceniami. Podobnie Iweta to odpowiednik
francuskiego Ivette/Yvette. Kewin zamiast Kevin.
Pewna entuzjastka imienia Liv
otrzymała odpowiedź RJP -
Rada Języka Polskiego jest
instytucją opiniodawczo-doradczą w zakresie używania języka polskiego, w
związku z czym do jej kompetencji nie należy wydawanie zakazów czy nakazów
dotyczących używania jakichś form, także imion. O tym, czy - jak to Pani
ujęła - istnieje możliwość nadania dziecku jakiegoś imienia, zgodnie z
art. 50 ustawy Prawo o aktach stanu cywilnego (DzU 1986 nr 36, poz. 180),
decyduje kierownik urzędu stanu cywilnego.
Zatem ostatecznie kłopot
zrzucono na kierownika, choć ten ma przecież Zalecenia cytowane na wstępie.
Można jeszcze przedyskutować
znaczenie "zalecenie", bo może się okazać, że te wytyczne nadają
się do dyskusji, lecz nie mają umocowania prawnego. Jeśli ktoś obywatelowi
zaleca, aby udał się na przejście graniczne A, to obywatel może skorzystać
z zalecenia albo udać się na przejście B a nawet na C. Jeśli producent
auta zaleca korzystanie z punktu usługowego U, to obywatel może to wziąć
pod uwagę, ale nie musi się dostosować. Zalecenia są fakultatywne czy
obligatoryjne? W razie kłopotów ze zrozumieniem owego hasła, ponieważ to
tu, to tam coś zalecają, można po prostu pozalecać się do... kogoś.
Ryzyko jednak także istnieje - można dostać kosza (i to po wybraniu zeń
kwiatostanu przez wybrankę serca). A najlepiej zalecać się po sprawdzeniu,
czy wybranka ma poprawne... polskie imię.
Imię Sven jest na tyle
interesujące, że mogłoby funkcjonować w naszym języku, jednak jako Swen.
Imię Olaf pochodzi również
ze Skandynawii i Skandynawi (polecam, wszak to krócej niż Skandynawowie;
podobnie Rumunii i Rumuni, nie Rumunowie) nadają chłopcom
je w formie także Olaff, Olav, Olave i Olov, które
nie spełniają "polskich wymagań językowych".
W internecie można znaleźć
odpowiedniki imienia Sven - Svein, Sveinn, Svend, Swain,
Swen, Swensen oraz Swenson, wśród których istnieje już
forma przyjazna naszemu językowi, co wybawia nas z językowej opresji, bowiem
nie musimy wymyślać polskiego odpowiednika, lecz wystarczy przyjąć imię Swen
i przekazać tę informację p. Edwardowi.
Przy okazji - co począć, kiedy
Polacy (patrioci?) najpierw nieźle poczynają sobie, potem poczynają dzieci,
zaś na koniec owych poczynań nadają im imiona typu - Etiennette, Fabienne,
czy Xavier? Zmienić pogląd na współczesny patriotyzm, czy udawać,
że nic się nie dzieje? Można sobie i tak poczynać?.
Refleks
szachisty
Złośliwego dziadka można szukać
miesiącami, zaś rewelacyjne wyniki mogą oczekiwać tysiące lat na swoich
odkrywców.
Pewien staruszek w Kaliszu strzelał
z procy do pojazdów na najbliższym parkingu - uszkodził szyby i karoserie
wielu aut. Do zatrzymania doszło dzięki sąsiadom, którzy w końcu
zamontowali na bloku kamerę. Jak długo zajęło to obywatelom wspomaganym
przez policję? Okazuje się, że... półtora roku. Gdyby ostrzelano parking
wipów z Ministerstwa Sprawiedliwości, to funkcjonariusze okazaliby się
znacznie szybsi. Równość obywateli jest deklarowana w Konstytucji 1997 (a
ponadto bezpłatność w dostępie do ochrony zdrowia i nauki), ale codziennie
media obalają te sympatyczne skądinąd mity.
W mieszkaniu nerwowego pana
znaleziono proce i spory zapas kamieni. Seniorowi grozi teraz nawet do pięciu
lat więzienia. Z pewnością nie posiedzi ani dnia, bowiem kodeks straszy
wszystkich, ale sadzają tylko nielicznych (a to wiek - podeszły albo
przedszkolny, a to choroba, a to wzorowy obywatel, a to trudne dzieciństwo, a
to immunitet, a to kaucja i niechęć do mataczenia).
Ale również Amerykanie wykazali się
refleksem szachisty, choć całkiem w innej dziedzinie (może już obcej
dziadziusiom?).
Otóż tamtejsi psycholodzy
ewolucyjni (a nawet... owulacyjni) szukają motywacji dla ludzkich działań w
chęci rozpowszechniania swoich genów (rozmnażanie się oraz chęć
przetrwania). Amerykańscy badacze u striptizerek stwierdzili większe zarobki
w płodnej fazie cyklu niż pozą tą fazą - wydają się wówczas bardziej
urodziwe. Wprawdzie ten fach jedynie zazębia się z najstarszym zawodem,
zatem już tysiące lat temu wystarczyło zaproponować "opiekunom"
dłubanie w glinianych tabliczkach i wyznaczanie w ten sposób zależności
kasy od stanu ciała.
Naukowcy konstatują, że dzięki nim
tancerki posiadły wiedzę, w jaki sposób powiększyć swoje zarobki... Parę
miesięcy uczeni spędzili w interesującym towarzystwie za pieniądze
podatników i doszli do dość oczywistych a odkrywczych wniosków - skoro z
nich odkrywcy to i odkrywali...
Jest to również dowód na to, iż
mieszkanki całej Ziemi ciągle mogą czerpać z mądrości najlepszych
naukowców i to bez kosztownych opłat za badania czy licencje. Zatem to
nieprawda, że Amerykanie każą sobie płacić za wszystkie swoje wiekopomne
teorie...
Pieprz pod prysznicem
Męska rzecz? Cóż to takiego? To
cotygodniowy dodatek do dziennika "Polska".
Po raz pierwszy wczoraj zajrzałem do
dodatku "Męska rzecz" (cotygodniowy dodatek do dziennika
"Polska"), który okazał się dość archiwalny (22 października
2007) i od razu notatka zachęcająca do ostrej jazdy (o tytule jak wyżej),
zwłaszcza że obok artykulik o prawdziwym czadzie czterech kółek, z którego
dowiadujemy się, że Napoleon, Dżyngis-chan* i Juliusz Cezar razem wzięci
mniej zdziałali na polu zmian społecznych, niż wynalazca auta.
Okazuje się, że nie jest to mało
romantyczna zachęta do igraszek pod tuszem (czyżby głodnemu chleb na myśli?),
nie jest to również kulinarna propozycja na kolację w łazience, lecz jest
to reklama... żelu pod prysznic (zaprawionego czarnym pieprzem i energetyzującą
guaraną), który przeznaczony jest dla (zaprawionego w bojach) polskiego
woja, a któremu (jeśli wierzyć ulotce) "kąpiele z nową Naturią
upodobnią cerę dorosłego nosorożca do pupy niemowlaka".
Co komu jednak po błędnie
zrozumianej odezwie, skoro może być awaria? I tym problemem zajęto się
kilka stron dalej - całostronicowe zdjęcie (w znaczeniu fotografii, nie
demontażu, bowiem to subtelny dodatek) spodni (choć żaden spodni atrybut
nie wyziera spod karteczki z napisem "AWARIA" wiszącej na pasku na
tle rozporka). Nie trzeba kupować Viagry, bowiem Clavin to (jak napisano na
opakowaniu) "podpora erekcji o natychmiastowym działaniu". I tak
dobrze, że nie sup(p)ort (jak w przypadku występów na estradzie).
Na następnej stronie p. Lato spłodził
artykuł "Ten mały drań", w którym powołuje się na znany
autorytet (to prof. Lew-Starowicz), który im starszy, tym bardziej lwią
grzywą potrząsa i zapewne (skoro taki mądry) sam ostro pląsa (i to nie w
"Tańcu z gwiazdami"!). Obok zachwalane są bezreceptowe środki
wspomagające męską silną wolę, zatem temat "jak na lato",
choć już pogoda zimą trąca. M.in. jest tam korzenna herbatka dla panów,
którą uczciwie oceniono - "Aby wprowadzić w życie** reklamujące
produkt hasło 'Im człowiek starszy, tym korzeń twardszy', trzeba by tej
herbatki wypić kilka wiader". I tak gagatek nie utrzymałby nawet
jednego wiadra z czajem na swym końcu, bowiem moment gnący w utwierdzeniu (długość
nicponia rzucona na poziom razy ciężar napełnionego naczynia) byłby
koszmarnie duży (rząd dwudziestu niutonometrów) i trwający właśnie...
moment.
W rogu strony znany i lubiany
rysownik Mleczko (od dawna niebojący się żadnych wyzwań) zamieścił
kolejną szykanę komunizmu w Polsce - gościu stoi (sam, z mizerią zamiast
jurnego hultaja) przed swą roznegliżowaną wybranką, a ta z rozczarowaniem
(także marksizmem) w głosie zrzędzi - "wybacz, ale nie możesz zwalać
wszystkiego na czterdzieści lat komunizmu". Żadnej wyrozumiałości dla
rodaka walczącego ze wspomnianym systemem. Taka krytyka może zwalić*** co
najwyżej z nóg - nic ponadto. Nasze wiekowe panie są jak wino - łudzą się,
że z latami są coraz lepsze, zaś w winie utwierdzają (miast nim uraczyć)
swoich panów...
Na sąsiedniej stronie kłujący po
oczach tytuł - "Dla kochających wnętrza". Jednak to nie
kontynuacja delikatnej tematyki. Nie, żadnych trzewi - to redakcja zachęca
do doboru modnego koloru ścian i do zaprojektowania swoich czterech kątów
(mieszkalnych). No cóż, skoro herbatki nie podziałają na huncwota, to
pozostaje choć zadbać o domowe**** pielesze...
Tenże dodatek (ale 12 listopada
2007) ukazuje cykl rysunkowy (również mistrza Mleczki). Na pierwszym szkicu
(zagajenie historyjki) pewien pan pyta napotkaną damę: czy mógłbym panią
zaprosić na kolację? Na drugim (rozwinięcie) - pani stosunkowo
romantycznie odpowiada: a potem chciałby pan mnie wydymać?! Na
trzecim (finał) - zdegustowany a nieudany inicjator kolacji i dalszych
rutynowych tzw. innych czynności seksualnych: już nie. Nie dojdzie do
podniosłego aktu erekcyjnego z udziałem zagęszczonego mleczka, zatem szanse
na poczęcie kolejnego naszego rodaka zostały spalone na panewce. Może i
dobrze? Mało to choróbsk i donosów na szefów, kiedy podwładne tracą
mandaty społecznego zaufania?
* - kiedyś pisano i
zamiast y (co dobrze rokuje wyrazom typu intyfada, reżym,
ryksza)
** - dobrze, że nie "w rzycie"
*** - "konia z rzędem temu, kto zgadnie, co
wchodzi w skład suszu" czytamy nieopodal nt. reklamowanej owocowej
herbatki miłości
**** - skoro słowniki podają: pielesze - zacisze
domowe, to może przymiotnik jest zbędnym powtórzeniem?
Ateiści chcą pokazać pornografię w kościele!
No, nie
sposób przejść obojętnie obok takiego tytułu bijącego z ekranu monitora!
Pojęcia "kościół" oraz "pornografia" są bardziej
dysonansowe niż woda i ogień.
Dziennik (26 października 2007)
szokuje -
To będzie skandal, jakiego jeszcze
nie było. Ateiści chcą w zabytkowym kościele w Toledo pokazać zdjęcia
pornograficzne. W dodatku przedstawiające postaci Jezusa, Maryi i świętych.
To wyjątkowo perfidna prowokacja, bo właśnie w Toledo mają swoją siedzibę
hiszpańscy prymasi. Lubieżnie uśmiechający się Jezus pokazujący środkowy
palec w obraźliwym geście, Maryja trzymająca na kolanach świnię zamiast
dzieciątka, naga święta Juana Ines w wyuzdanej pozie. Oto zdjęcia, jakie
zamierzają wystawić ateiści w Toledo. Wcześniej opublikowano je w albumie.
Trudno się dziwić, że budzą ogromne oburzenie. Na zlot w Toledo umówili
się członkowie Międzynarodowej Federacji Ateistów. Za nic mają uczucia
religijne hiszpańskich biskupów i wielu organizacji protestujących przeciw
tym planom. Ateiści postanowili wywołać szok i tego się trzymają.
Dodatkowo oburza fakt, że wystawa ma się odbyć w zabytkowym kościele św.
Wincentego. Jednak władze kościelne nie mogą jej zakazać, bo bazylika od
15 lat jest pod zarządem Koła Artystów w Toledo. A ono jest współorganizatorem
skandalicznej wystawy. Autorem oburzających zdjęć jest niejaki Montoya.
Analizując nazwisko
"artysty" (mont, toy, toi - języki romańskie oraz angielski) to
mamy mieszankę górowania (głupoty), szczytowania (ale nie w pięknych górach,
lecz w mrocznych intelektualnych dolinach), zabawowego traktowania poważnych
spraw, a także nikczemne pomysły rodem z sedeski na porcelitowym meblu.
Zwykle Hiszpania, jako kraj (liczba
ludności oraz historyczne przejścia), jest porównywana do Polski. Najczęściej
jawi się jako wzorzec do naśladowania i (póki co) jest raczej niedościgła
w gospodarce, autostradach oraz w... piłce nożnej. Ale w kategorii etyki
oraz religii także przekroczyła wszelkie nasze wyobrażenia. Na minus!
Polskie skandale wywoływane przez naszych "twórców" oraz przez
"artystki" (w rodzaju Znalskich) zostały przelicytowane przez
Hiszpanów, którzy przez wieki byli postrzegani jako spokojni i religijni
(poza inkwizycją, podbijaniem ludów Ameryki i wojną domową). Oczywiście,
po umocnieniu swej pozycji na sekstargach w Barcelonie można było jedynie
typować termin wybuchu kolejnego sekskandalu. No i mamy! "Postępowi"
Europi (Europejczycy) uważają, że Hiszpania od lat zrzuca jarzmo
ciemnogrodu i zaścianku (we wspomnianej niemal dwumilionowej Barcelonie jest
aż 30 tysięcy prostytutek).
Koło artystów organizuje taką
wystawę? To jednak w Polsce jeszcze nie jest do pomyślenia, aby w kościele
jakieś koło mogło tak profanować nobliwe miejsca. Ile Hiszpanom brakuje do
wprowadzenia seksaktorów do katedry i uczynienia z koła innej figury, choćby
trójkąta albo i czworokąta? Jeden krok lub nawet kroczek? A może krocze?
Nie dzieliłbym ludzi na wierzących
i niewierzących. Jednak i owszem - na przyzwoitych obywateli i na prowokujących
głupców. Wygląda na to, iż Polska oraz Hiszpania, które są postrzegane
jako katolickie państwa, konkurują ze sobą w (jeszcze) nieolimpijskiej
dyscyplinie o nazwie "perfidne religijne prowokacje". Zapewne idzie
o świadome albo tylko o podświadome dowodzenie, że oba kraje wyszły ze średniowiecznych
ciemności, czym chcą zyskać tani poklask wśród innych unijnych krajów.
Szkoda, że w prostackich dziedzinach, które wywlekane są na szerokie fora*.
To przypomina młodzieńca lub pannę, którzy chcąc zyskać prymitywną
akceptację wśród mało ambitnych rówieśników, zniżają się do
nieetycznego (a często i przestępczego) postępowania. Rosjanie i Hiszpanie
byli kiedyś omamieni szaleńczymi ideami, ale kiedy pierwsi zlikwidowali
magazyny i kinoteatry w świątyniach, to drudzy kilkadziesiąt lat później
wprowadzają tam "sztukę ze środkowym wyprostowanym palcem". Koło
historii i koło artystów... Miejmy nadzieję, że żaden polski "twórczy
intelektualista" nie będzie próbować przelicytować owego Montoi o
manierach rodem z toi-toi.
Tamże (4 października 2007)
dostrzegamy tytuł "Amerykańscy ateiści zwierają szeregi". Jeden
z organizatorów konferencji twierdził - "Moralność ateistów w niczym
nie różni się bowiem od moralności wierzących". Jednak (w aspekcie
opisanej wystawy w Toledo) można mieć poważne wątpliwości co do tego
twierdzenia. Wprawdzie nie było tam "dzieł sztuki" podobnych jak w
Toledo, ale rozwieszone hasła i nadruki na koszulkach w rodzaju "Głupie
chrześcijańskie legendy są dla dzieci" dowodziły intelektualnego ubóstwa
tej imprezy. Owszem, ateistą można być, jednakże pewien fason należy
utrzymywać, pewne minimum jest wymagane. A amerykańscy ateiści uznają, że
mają mniej praw niż homoseksualiści. Zapewne to opinia nielicznej (choć
niestety uznającej się za przywódców) grupy. Coraz głośniej o zespołach
ludzi, które się a to zespalają, a to zwierają. Dokąd to zmierza?
* - fora ze dwora i z kościoła!
Klient nasz Pan...
Takie hasło (o, paradoksie!) mniej
lub bardziej obowiązywało w systemie, który doktrynalnie zwalczał panów.
Teraz panowie ponownie rządzą, ale klienci do nich się już nie zaliczają...
Nie wiem, jak to się stało -
wieczorem 15 lipca 2006 poprzez internet poleciłem przelać kwotę 80 zł na
konto pewnego dżentelmena. Chyba cofnąłem coś (nie byłem pewny adresu
odbiorcy) i drugi raz pojawiła się prośba o wpisanie numeru z następnej
zdrapki. Po kilkunastu minutach zorientowałem się, że chyba przelano podwójną
kwotę, czyli 2 razy po 80 zł. Ponieważ polecenie wystosowałem w piątek
wieczorem, a dopiero w poniedziałek od rana realizowane są przelewy, przeto
pomyślałem, że przetestuję system bezpieczeństwa klienta w banku, w
szczególności czytanie i reagowanie na emajlowe pisma w sprawach
finansowych. Suma niewygórowana, zatem można przeprowadzić spokojne doświadczenie.
Internetowo wypełniłem bankowy formularz. Zaproponowałem bankowi, aby w
przyszłości (proceduralnie, komputerowo) założył blokadę, która działałaby,
gdyby klient dwukrotnie polecił wysłanie dwóch identycznych kwot. Chyba
prosty i łatwy pomysł do realizacji. Odpowiedź przyszła dopiero po
przelewie (jednak!) podwójnym. Niestety, odpowiedź banku nie była zielonym
światłem dla tego pomysłu - dość skomplikowanie wytłumaczyli, że to można
załatwić w inny sposób (oczywiście, nie w tak prosty, jak zaproponowałem)
i że nic nie zmienią w procedurach. Dali tym samym do zrozumienia, że
klient nie zawsze ma rację, nawet jeśli daje rozsądne propozycje... Tak po
prawdzie, to podświadomie i jako Polak żyjący w tym dziwnym kraju byłem
pewny, że polski bank nie kiwnie palcem, aby coś zmienić wskutek
przedstawienia pomysłu przez byle jakiego polskiego obywatela. Owszem, jeśli
taki standard wymyślą na Zachodzie, to bardzo szybko go wdrożą, ale nie z
powodu jakiegoś rodaka namolniaka podsyłającego kłopotliwe pomysły.
Ja
piszę do banku
15 lipca 2006 pomyliłem się i
dwukrotnie przelałem z mojego konta kwotę 80 zł plus koszty manipulacyjne
2x50 gr. Ponieważ faktyczne przelewy są wykonywane w dni robocze, wiedziałem,
że dopiero 17 lipca br. pieniądze te będą rzeczywiście przelane na konto
pewnego dżentelmena. Spokojnie wszedłem na właściwą internetową stronę
Banku i wpisałem - "Wczoraj omyłkowo podwójnie poleciłem przelać
kwotę 80 zł. Drugą operację proszę anulować". Liczyłem na to, że
przez kilkadziesiąt godzin nowoczesny Bank przeczyta mój monit i zareaguje,
to znaczy - anuluje drugie polecenie przelewu, które przez dwa dni leżały w
dziale "środki nierozliczone". Niestety, w poniedziałek (17 lipca
br.) przelano 2x80 zł. Zatem mój apel nie zdał się na wiele, aby nie
powiedzieć - "zdał się psu na budę". I teraz - skoro Bank mnie
zawiódł - będę musiał przetestować odbiorcę, czy istotnie jest dżentelmenem.
Powyższa pomyłka każe zastanowić
się nad dwoma sprawami - dlaczego Bank nie reaguje (odpowiednim programem
sprawdzającym) na podwójne identyczne kwoty z identycznym tytułem płatniczym,
nadane w tym samym czasie? Przecież to oczywiste, że taki przypadek powinien
być wychwycony jako pomyłka. No i co by się stało, gdyby to nie było
tylko 80 zł, a znacznie więcej? Proszę zbadać sprawę - dlaczego nie
zareagowano na mój monit oraz wprowadzić odpowiednie zmiany w programach
komputerowych, co uniemożliwiłoby popełnianie podobnych błędów przez
roztargnionych klientów. I ciekawe - jak podobne sprawy rozwiązywane są w
zachodniej części naszej Unii?
Pozdrawiam!
MN
Bank
odpowiada 21 lipca 2006
Szanowny Panie,
W odpowiedzi na Pana zgłoszenie
informujemy, że Centrum Bankowości ***, w ciągu ostatnich trzech miesięcy,
nie otrzymało od Pana żadnego zgłoszenia, dotyczącego transakcji na kwotę
80,00 PLN. Jeżeli zgłoszona sytuacja jest nadal aktualna, prosimy o ponowny
kontakt i wskazanie odpowiednich szczegółów, które pozwolą na rozwiązanie
zgłoszenia i przedstawienie Panu wyjaśnień w tej kwestii.
Z poważaniem,
Barbara K.
Bank
odpowiada także 24 lipca 2006
Szanowny Panie,
W odpowiedzi na Pana korespondencję
dziękujemy za przekazane w niej uwagi dotyczące funkcjonowania serwisów
bankowości elektronicznej oraz jakości obsługi Klientów. W odniesieniu do
Pana uwag dotyczących dwóch przelewów zrealizowanych w dniu 17 lipca 2006
roku, na kwotę 80,00 PLN, informujemy, że usunięcie przelewu w serwisie
internetowym lub telefonicznym *** jest możliwe wyłącznie w przypadku
dyspozycji zleconych z przyszłą datą realizacji. Takie przelewy są
prezentowane na liście transakcji oczekujących, a ich usunięcie jest możliwe
poprzez wybranie opcji "anuluj". Jeśli przelew został zlecony z
datą bieżącą i znajduje się w "środkach nierozliczonych", Bank
nie ma możliwości jego usunięcia.
Informujemy, że Bank nie wprowadzi zmian w
przedmiotowym zakresie. Przepraszamy, jeżeli przedmiotowa sytuacja była dla
Pana przyczyną jakichkolwiek niedogodności. W przyszłości proponujemy
upewnianie się po zleceniu transakcji, czy została przyjęta do realizacji.
Przelewy z bieżącą datą realizacji są prezentowane w "środkach
nierozliczonych", a transakcje zlecone z datą przyszłą są
prezentowane na liście transakcji oczekujących, w sekcji
"Transakcje".
Jednocześnie zapewniamy, że w przypadku sytuacji
podobnych do opisanej przez Pana Bank może na Pana prośbę podjąć próbę
kontaktu z bankiem odbiorcy dwukrotnie zrealizowanego przelewu, w celu
uzyskania zwrotu błędnie przekazanych środków.
Wyjaśniamy również, że Bank
dokłada wszelkich starań, aby odpowiedzi na wszystkie zgłoszenia Klientów
udzielać w możliwie najkrótszym terminie. Zaznaczamy przy tym, zgodnie z
informacjami przekazanymi Panu w poprzedniej korespondencji nie otrzymaliśmy
od Pana żadnego zgłoszenia dotyczącego przedmiotowej sprawy, przekazanego
po zalogowaniu w serwisie internetowym ***. W związku z tym nie mieliśmy możliwości
przekazania Panu wyjaśnień w tej sprawie.
Zapewniamy, że zadowolenie Klientów
z naszych usług jest dla nas niezwykle ważne. Dlatego udzielamy odpowiedzi
na wszystkie zgłoszenia Klientów. Jest nam przykro, że w przedmiotowym
przypadku nie mieliśmy takiej możliwości.
Ponownie dziękujemy za przekazane uwagi, wyrażając
jednocześnie nadzieję, że dalsze korzystanie z naszych usług będzie dla
Pana źródłem zadowolenia.
Z poważaniem,
Beata S.
Ja
piszę do banku 25 lipca 2006
Piszę do Państwa jako zwykły
klient i obywatel, który nie zna się na przepisach bankowych, ale po prostu
jako użytkownik, który ma prawo pomylić się podczas wydawania polecenia
przelewu.
Otóż w piątek błędnie poleciłem
drugi przelew 80 zł, choć minutkę wcześniej uczyniłem to samo. Zatem
drugi przelew był zbędny. Ponieważ oba te polecenia leżały sobie w dziale
oczekującym (do poniedziałku), a kwota nie jest bajońska, przeto postanowiłem
przetestować procedurę zaniepokojenia Państwa zaistniałą sytuacją i wysłałem
alarmujący emajl drogą przewidzianą po zalogowaniu.
Byłem niemal pewien, że przez dwa dni ktoś z Banku
przeczyta mój monit i zareaguje. Niestety - w poniedziałek obie wpłaty
przepłynęły z mojego konta na konto kontrahenta...
Nie mam zamiaru robić Państwu większych
wymówek, ale opisane zdarzenie nasuwa pewne rozwiązanie.
I tak - jeśli w jednym czasie
Bank otrzymuje dwa identyczne polecenia (te same kwoty, ten sam odbiorca), to
program komputerowy powinien zadać pytanie - "czy jesteś pewien, że
chcesz podwójnie dokonać identyczną operację?". Przecież można
sobie zadać logiczne pytanie - po cóż miałby ktoś dwukrotnie i jednocześnie
przelewać identyczne kwoty, skoro związane to jest z podwójnym wykonywaniem
czynności (w tym zdrapywanie kodu) oraz z podwójną prowizją? Pierwszy
lepszy detektyw zorientowałby się, że "coś nie jest w porządku".
Albo (mniej elegancko) pracownik
przeglądający transakcje powinien wyłapać tę sytuację, pomijając
zdumiewający fakt, że przez dwa dni mój emajl nie spowodował reakcji
Banku. A gdyby ktoś przesłał do kolei informację o zagrożeniu na przejeździe
i przez parę godzin nikt z kolejarzy by nie zareagował?
Ja rozumiem, że łatwiej jest mnie zbyć eleganckim
pismem, niż wdrożyć dodatkową procedurę, ale Bank, jeśli chce się
unowocześniać, to powinien czerpać z mądrości ludu i uzupełniać
(rozszerzać) program komputerowy, aby podnosić jakość i bezpieczeństwo
swych usług ku zadowoleniu klientów, nieprawdaż?
Podobno Bank mógł porozumieć się z bankiem
odbiorcy, zatem w czym problem - w piątek wysłałem informację, zaś w
poniedziałek można było wysłać prośbę do owego banku.
Ze swej strony przygotowuję
artykuł na ten temat. Oczywiście - nie podam nazwy Banku, ani żadnego
nazwiska, ponieważ nie zwykłem donosić na ludzi ciężkiej pracy, niemniej
za jakiś czas zadam pytanie - co się zmieniło w proponowanej procedurze. Więcej
- dokonam świadomie podwójnego przelewu (tzw. podwójny przelew
kontrolowany) i będę miał natychmiast odpowiedź, bez specjalnej wymiany
grzeczności, które prowadzą donikąd...
Z poważaniem
MN
PS Oczywiście, że korzystanie z
usług Banku będzie w dalszym ciągu źródłem mojego nieustającego
zadowolenia, jednak ucieszyłbym się, gdyby Bank podjął starania opisane w
mojej propozycji. W tej chwili można się jednak zastanowić, czy nos jest do
tabakiery, czy tabakiera do nosa...
Bank
odpowiada 31 lipca 2006
Szanowny Panie,
W odpowiedzi na Pana zgłoszenie
dotyczące dwukrotnie zrealizowanego przelewu informujemy, że wyjaśnienia w
tej kwestii zostały Panu przekazane w korespondencji z dnia 24 lipca 2006
roku.
Ponownie informujemy, że usunięcie przelewu w
serwisie internetowym lub telefonicznym jest możliwe wyłącznie w
przypadku dyspozycji zleconych z przyszłą datą realizacji. Takie przelewy są
prezentowane na liście transakcji oczekujących, a ich usunięcie jest możliwe
poprzez wybranie opcji "anuluj". Jeśli przelew został zlecony z
datą bieżącą i znajduje się w "środkach nierozliczonych", Bank
nie ma możliwości jego usunięcia.
Dziękujemy również za
przekazane uwagi i sugestie dotyczące przedmiotowej kwestii. Informujemy
jednak, że Bank nie przewiduje wprowadzenia zmian w tym zakresie.
Serdecznie przepraszamy, jeśli będąca
przedmiotem zgłoszenia sytuacja była dla Pana przyczyną jakichkolwiek
niedogodności. W przyszłości proponujemy, po zlecaniu transakcji,
upewnianie się, czy zostały przyjęte do realizacji. Przelewy z bieżącą
datą realizacji są prezentowane w "środkach nierozliczonych", a
transakcje zlecone z datą przyszłą są prezentowane na liście transakcji
oczekujących, w sekcji "Transakcje".
Z poważaniem
Anna N.
Centrum Bankowości Elektronicznej
***
Pewnie zapomniałbym o opisanej sprawie, gdyby nie... powtórka z
internetowo-bankowej rozrywki. Otóż po kolejnym a podwójnym przelaniu środków
dokonuję zgłoszenia w internetowym bankowym formularzu -
Skarga
Kategoria Bankowość elektroniczna
Podkategoria Serwis internetowy
Opis zgłoszenia
Parę minut temu próbowałem
przelać 50 zł. Po wpisaniu zdrapki spod nr. 07 pojawił się napis
"Transakcja nie może być zrealizowana. W tej chwili transakcja nie może
być zrealizowana. Spróbuj ponownie w innym terminie". Po chwili spróbowałem
ponownie i po wpisaniu zdrapki spod nr. 8 Bank (program) zaakceptował
transakcję. Wszedłem w dział "Nierozliczone transakcje na
rachunku" chcąc skopiować dane (aby wysłać do kontrahenta) i widzę...
że pewnie dwukrotnie przelano 50 zł pobierając podwójną prowizję. Zatem
- proszę wstrzymać drugi zbędny (niezamierzony) przelew oraz wyjaśnić
zaistniałą sytuację.
Dobrze, że to tylko 50 zł. A gdyby było znacznie
więcej?
Pozdrawiam
MN
Bank
odpowiada 8 listopada 2007
Szanowny Panie,
W odpowiedzi na Pana zgłoszenie,
dotyczące dwukrotnej realizacji przelewu na kwotę 50,00 PLN, w dniu 18 października
2007 roku, przekazujemy wyjaśnienia.
Informujemy, że przeprowadzona
przez Bank analiza zapisów systemowych potwierdza, że obydwa przelewy do
wskazanego odbiorcy zostały zlecone przez Pana za pośrednictwem serwisu
internetowego , w dniu 18 październikiem 2007 roku. Pierwszy przelew został
potwierdzony poprzez podanie kodu z pozycji numer 7 z karty kodów
jednorazowych. Po jego potwierdzeniu wystąpił błąd komunikacyjny, w wyniku
którego w serwisie został wyświetlony komunikat mogący sugerować, że
przelew nie został przyjęty do realizacji. Serdecznie przepraszamy za wystąpienie
tej sytuacji i wszelkie związane z nią niedogodności.
Informujemy, że jeśli nie ma Pan pewności, czy
zlecony przelew został przyjęty do realizacji, istnieje możliwość
sprawdzenia tego w serwisie internetowym. Dane przelewów zleconych z bieżącą
datą wykonania są prezentowane w "środkach nierozliczonych",
natomiast przelewy z datą przyszłą są widoczne na liście transakcji
oczekujących. W przedmiotowej sytuacji, w kolejnym kroku, ponownie zlecił
Pan przelew o szczegółach identycznych ze zleconym wcześniej, potwierdzając
dyspozycję kodem z pozycji numer 8 z karty kodów.
W związku z faktem, że obydwa
przedmiotowe przelewy zostały zlecone z bieżącą datą realizacji, nie było
możliwości ich anulowania. W celu uzyskania ewentualnego zwrotu jednej z
transakcji prosimy o kontakt z jej odbiorcą.
Ponownie przepraszamy za wystąpienie
przedmiotowej sytuacji i związane z nią niedogodności.
Z poważaniem,
Beata S.
Centrum Bankowości Elektronicznej
***
*** - nazwy banku nie podaję; również pełnych nazwisk urzędników tej instytucji (w końcu nie oni zasłużyli sobie na publiczną krytykę, lecz ich/mój wieloletni bank).
Komentarz.
Rok wcześniej zaproponowałem, aby
bank rękoma swoich programistów uzupełnił program, który każdą kolejną
wpłatę porównywałby z bieżącą. W opisanym przypadku, kiedy to kwota,
dane właściciela konta (otrzymującego wpłatę), opis transakcji są
identyczne z danymi poprzedniego przelewu, a ponadto jest niewielki rozziew
czasowy - to wszystko wskazuje, że wpłacający omyłkowo wpłacił podwójnie,
zatem drugi przelew był zbędny i narażał klienta banku na utratę pieniędzy,
zbędnej prowizji oraz niepotrzebną irytację. No i oczywiście - w istotny
sposób podważa wiarygodność banku prowadzącego konto zleceniodawcy.
Bank jednak odmówił wprowadzenia
zmian w programie, choć jego najważniejszym bodaj mottem jest
"wiarygodność Banku i zadowolenie Klienta".
Nie wiem, ilu rocznie klientów banków w Polsce ma
takie problemy, ale w końcu banki oraz federacje konsumentów powinny
zainteresować się tematem. No i istotne jest - w jaki sposób traktowani są
klienci w podobnej sytuacji w bardziej cywilizowanych państwach Unii
Europejskiej; czy dokładnie mają te same problemy i czy banki również
lekceważą sugestie namolnawych i być może nawet (samych sobie) winnawych
klientów? I cóż - klient opisanego (o przemilczanej nazwie) banku nie jest
panem.
Program komputerowy banku zapewne
jest bardzo drogi. Proponowana zmiana to symboliczne koszty. Ale bankierzy nie
wprowadzą zabezpieczenia, bo... nie. I wielu klientów rocznie wpada w pułapkę.
Kiedyś ktoś straci parę tysięcy złotych i da sprawę do sądu cytując
moją korespondencję. I czy opłaca się to bankowi? Procesy, koszty,
kompromitacja i wstyd. No i po werdykcie odszkodowanie oraz wyższe niż
obecnie (bo ekspresowe) wydatki na proponowane przeze mnie zabezpieczenia. W
przypadku reklamy negatywnej to jakiś bank będzie się reklamował, że właśnie
ma omawianą blokadę, której nie ma ów jeden z najbardziej znanych (i tu
wymienią nazwę...) banków w Polsce. I kolejne śmiechy z tego banku. I będzie
mądry Polak po szkodzie... Jak zwykle.
Dżentelmen, na konto którego wpłynęła
rok temu podwójna kwota, jednak nie okazał się godny tego określenia, choć
to intelektualista.
www.mirnal.neostrada.pl
październikowe 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI wrześniowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI sierpniowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
luty 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
styczeń 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
PUBLIKACJE MIRKA w 2006r
AKTUALNOŚCI
GRUDZIEŃ MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
LISTOPADOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
PAŹDZIERNIKOWY MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
SIERPNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
LIPCOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
MAJOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKIEGI
AKTUALNOŚCI
KWIETNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
MARCOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
LUTOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
STYCZNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
i przechodzimy na 2005r
AKTUALNOŚCI
GRUDNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
LISTOPADOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
PAŹDZIERNIKOWY MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
WRZEŚNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
SIERPNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
CZERWCOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
MAJOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
KWIETNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
ARTYKUŁY
- tematy do przemyślenia
i wiele innych w kolejnych działach wydawnictwa:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
"AFERY PRAWA" - Niezależne Czasopismo
Internetowe www.aferyprawa.com
Stowarzyszenia Ochrony Praw Obywatelskich Zespół redakcyjny: Zdzisław Raczkowski, Witold Ligezowski, Małgorzata Madziar, Zygfryd Wilk, Bogdan Goczyński, Zygmunt Jan Prusiński i sympatycy SOPO |
|
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.