opublikowano: 26-10-2010
Naleziński - Media w Polsce i na świecie - kwietniowy cykl krytyczno-informacyjny Mirosława Nalezińskiego

I cóż w tym dziwnego? Przecież każde ubezpieczenie (mieszkania, podróże, biznes, kariera) polega na solidarnym wnoszeniu składek niezależnie od uczestnictwa w nieszczęśliwych
zdarzeniach. Solidarne, czyli wspólne i wnoszone przez społeczność biorącą udział w danym ubezpieczeniu. Im więcej uczestników umowy, tym niższe składki. A najliczniejsi w ubezpieczeniach to udziałowcy, którzy nigdy nie będą uczestniczyć w tragicznym wypadku (i całe szczęście!), mimo że płacić będą przez wiele lat.
Media ostrzegają również, że zmiana przepisów doprowadzi do likwidacji systemu zniżek w ubezpieczeniach dla kierowców za bezwypadkową jazdę. A niby z jakiej racji? Wręcz przeciwnie - system zniżek powinien być rozbudowany! Czy są darmowe obiady? Podobno nie ma, ale od czasu do czasu ktoś chce się za darmo najeść. Z pustego przecież nikt nie naleje.
Użytkownicy dróg powodują wypadki i ktoś musi płacić za leczenie ofiar. Możliwości są dwie - albo cały naród leczy ofiary wypadków drogowych, albo węższy krąg, bo tylko użytkownicy pojazdów. W pierwszym przypadku za skutki wypadku spowodowanego przez motocyklistę, motorniczego albo kierowcę tira lub malucha zapłaci w podatkach każda osoba, także nieposiadająca pojazdu, zaś w drugim przypadku - tylko osoby posiadające pojazdy. Z oczywistych powodów - w drugim wariancie składki są wyższe niż w pierwszym. Czy jest to sprawiedliwsze? Jeśli ktoś jeździ komunikacją miejską to płaci za bilety. Wprawdzie pasażerowie mają dotację do biletu fundowaną także przez osoby niejeżdżące autobusami, jednak główną cenę biletu ponoszą sami zainteresowani. I to jest uczciwe. W cenach biletów komunikacyjnych tkwi również składka ubezpieczenia.
Idea płacenia za swoje wydatki i ponoszenia kosztów ryzyka za swoją działalność jest słuszna. Tak powinno być "od zawsze". Jak to jest, że człowiek dowiaduje się o proponowanym pomyśle i dziwi się, że przez setki lat istnienia pojazdów (przecież nie tylko auta), ubezpieczeń komunikacyjnych, prawa wraz z orzecznictwem, nagle ktoś wpada na pomysł, który powinien być niejako "od zawsze" jako naturalnie logiczny?
Za naukę dzieci płacą wszyscy, nawet rodziny bezdzietne. Czy ktoś protestuje, że w podatku płaci za edukację cudzych dzieci? A wielu rodziców płaci podatki, zaś dzieci posyła do prywatnych szkół, czyli za ich edukację płaci dwukrotnie. Jednak podnoszą się słuszne
głosy protestu, że koszty studiów wyższych powinny być ponoszone przez zainteresowanych żaków (owszem, przy przyjaznym systemie kredytowania!). Zatem społeczeństwo pomału przekonuje się do zasady, że wykształcenie powinniśmy fundować wszystkim, jednak do pewnego poziomu. A wyższy poziom wiedzy można osiągnąć ponosząc własne nakłady. Dzięki temu można (zgodnie z zasadą zachowania energii) zmniejszyć podatki płacone przez wszystkich na szkolnictwo wszelakie.
Podobna sytuacja jest w kosztach leczenia ofiar wypadków drogowych. W tej chwili każdy podatnik ponosi pewne koszty. Po wprowadzeniu omawianych propozycji, rząd powinien określić - w jakim stopniu można obniżyć podatki z tytułu przemieszczenia daniny na rzecz ubezpieczenia albo (przynajmniej) w jakim stopniu poprawi to sytuację w służbie zdrowia. Prawdopodobnie najwłaściwszy system polegałby na płaceniu przez wszystkich obywateli polskich za straty materialne "pozaludzkie" (zniszczone mosty, budynki, drogi oraz urządzenia techniczne), natomiast straty "ludzkie" (koszty leczenia) byłyby ponoszone przez właścicieli pojazdów.
Może powstać problem prawny, kiedy w wypadku uczestniczy nieubezpieczona osoba (pieszy lub zmotoryzowany rodak albo cudzoziemiec). W pierwszym przypadku koszty leczenia powinien pokryć Skarb Państwa, podobnie w drugim przypadku, jednak kierowca powinien ponieść dotkliwą finansową karę, zaś w trzecim przypadku koszty pokrywa ambasada właściwego państwa (i rozlicza się ze swoim obywatelem). Dla ułatwienia procedury ubezpieczenia, każdy obywatel wypełniający PIT powinien wnosić minimalną opłatę ubezpieczeniową, co znakomicie ułatwiłoby (i upowszechniłoby) ubezpieczanie.
Zatem wszyscy kierowcy powinni płacić za leczenie ofiar wypadków. Jeśli ktoś zawinił w wypadku, to powinien wnosić podwyższą składkę. Ponadto należy z mandatów odprowadzać np. 10% na fundusz ofiar, czyli należałoby ewentualnie odpowiednio podnieść opłaty za mandaty. W cenie paliwa zawarty jest podatek drogowy i powinna być tam zawarta część (np. połowa) na koszty leczenia ofiar wypadków. Pijani kierowcy powinni płacić za przestępstwo i te znaczne kwoty powinny iść także na fundusz pomocy ofiarom. W szczególnych przypadkach - przepadek auta na rzecz funduszu. I kary finansowe powinny być stopniowane wg zamożności. Po ujawnieniu jazdy na podwójnym gazie, należy natychmiast podnieść stawkę ubezpieczenia na auto, niezależnie czy w tym nieodpowiedzialnym stanie prowadził właściciel samochodu, czy osoba zaprzyjaźniona (np. ktoś z rodziny albo znajomy). Niech partnerzy w użyczaniu wozu rozliczają się pomiędzy sobą, jeśli właściciel będzie płacić wyższą składkę z powodu cudzej nieodpowiedzialności. Jeśli posiadacz ma więcej niż jeden samochód, to należy wprowadzić współczynnik zmniejszający, np. 10-20%.
Czy minister Religa podał, jakie są roczne koszty leczenia ofiar? I nie zapominajmy, że jeśli będziemy płacić dodatkowo na fundusz, to z drugiej strony uczciwe Państwo powinno zdjąć pewną kwotę (procentowo) z podatku (choćby w PIT), no bo tam zmniejszą się obciążenia, nieprawdaż? Zasada zachowania materii obowiązuje także w polskich finansach... Oczywiście, za bezkolizyjną jazdę należy zmniejszyć składkę. Wysokość składki należy także uzależnić od koloru auta (widoczność dla współużytkowników drogi), posiadanych pasów bezpieczeństwa, poduszek powietrznych itp. Jeśli kierowca znacznie a notorycznie przekracza dopuszczalne prędkości, to powinien płacić równie znacznie podwyższoną składkę. Jeśli zostanie zamontowany ogranicznik prędkości pojazdu, to składka powinna być odpowiednio obniżona. Właściciele samochodów o wielkiej ładowności powinni wnosić składki podwyższone stosownie do prawdopodobieństwa wyrządzenia szkód w sferze zdrowia potencjalnych poszkodowanych osób oraz proporcjonalnie do szkód materialnych wyrządzanych obiektom drogowym.
Jeśli ktoś chce ścigać się z ptakami szybowcem albo motolotnią, szarżować na motocyklu lub dostojnie kołysać się jachtem, to powinien uiszczać stosowne składki ubezpieczeniowe. Jeśli ryzykuje swoim i cudzym życiem czy zdrowiem, to powinien także ryzykować zawartością swojego portfela. Jeśli czyni to w klubie albo w firmie, to odpowiednie koszty powinny ponosić te podmioty. I tak - w pewnym sensie - za te wszystkie podwyższone opłaty dotyczące kierowców zawodowych oraz samochodów firmowych, zapłacimy my - konsumenci, bowiem podwyżki zostaną wliczone w koszty utrzymania firmy, zatem podniesione zostaną ceny frachtu i innych usług i zostanie wywarty pewien nacisk na koszty towarów na końcu łańcucha cenowego.
Zaraz ktoś podpowie - to może będziemy pobierać opłaty od palaczy papierosów, bo przecież także koszty leczenia schorzeń u tych osób są ogromne. Oczywiście! Zapewne w cenach papierosów (także alkoholu) zawarta jest danina na rzecz opieki zdrowotnej. Jeśli Ministerstwo Zdrowia uzna, że jest ona zbyt mała, to należy ją także podnieść. Ponadto - osoby palące tytoń oraz pijące alkohol bez akcyzy można oskarżyć o uchylanie się od płacenia podatków na rzecz opieki zdrowotnej. W przypadku konieczności leczenia,
można byłoby zażądać dopłaty do leczenia, jeśli z danych o pacjencie wynikałoby, że korzystał z używek bez akcyzy. Najprościej byłoby uznać, że osoba konsumująca używki bez znaków akcyzy uchyla się od wnoszenia stosownych podatków, zatem powinna być sądzona wg przepisów karno-skarbowych. W przypadku nieściągalności zobowiązań wobec fiskusa, długi byłyby pokrywane przez Państwo, jednak mamy wielu zamożnych rodaków, którym można byłoby uszczknąć nieco z oszczędności.
Reasumując - ubezpieczenia powinien płacić każdy uczestnik transportu, także niezmotoryzowany, przy czym najniższe składki powinny być pobierane w ramach rozliczenia PIT, także na dzieci. Osoby niepracujące a ubogie byłyby ubezpieczone ze środków publicznych, zaś niepracujące a zamożne opłacałyby składki poza formularzem PIT. Dla prostoty można uznać, że piesi są ubezpieczeni bez wnoszenia opłat, ale wówczas nieco wyższe byłyby składki pobierane od osób zmotoryzowanych.
Nikt nie lubi płacić podatków i ubezpieczeń, jednak - im powszechniejsze i uczciwsze są owe daniny, tym niższe dla każdego obywatela.
Nowoczesny Kościół?
Kiedy
już przyzwyczaimy się do masturbacyjnych zwierzeń i frywolnych sztuk, to
podniesiona zostanie poprzeczka - panna dokładnie omówi ręczne techniki, zaś
aktorki będą przed ołtarzem symulować zbliżenie. I to bynajmniej nie z
Bogiem.
Czy Kościół nie jest zbyt
nowoczesny? Były już przedstawienia teatralne oraz występy muzyczne w świątyniach.
Poprzeczka idzie w górę. Kilkanaście dni temu ze zdumieniem przeczytałem, że
uczniom podczas rekolekcji wielkopostnych o wieloletniej nałogowej masturbacji
opowiadała zaproszona studentka. Po kazaniu opowiadała, że została
zniewolona przez złe moce i ciężko uzależniła się od onanizmu oraz że to
Jezus pomógł jej wyzwolić się od grzechu. Uczniowie byli zaskoczeni
powszechną spowiedzią z takich osobistych wydarzeń i rozmaicie się
zachowywali, reagując także śmiechem. Ksiądz uznał, że zwierzenia wpisują
się w walkę Kościoła z grzechem, bowiem w ten sposób traktowany jest
samogwałt przez ideologów kościelnych. Pewnie jest rozdźwięk pomiędzy nimi
a lekarzami, bowiem ci drudzy uważają owe manipulacje za normalne, a niektórzy
nawet... za wskazane (ciekawe, czy osobiste doświadczenia mają tu jakieś
znaczenie).
Kilka miesięcy temu uczennice z
Katolickiego Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcące im. Jana Pawła II, skąpo i
wyzywająco odziane, odegrały (swe życiowe?) role prostytutek przed... ołtarzem.
To z okazji z okazji 28. rocznicy wyboru Karola Wojtyły na papieża. Spektakl
odbył się tuż po mszy świętej, którą odprawił arcybiskup metropolita łódzki
Władysław Ziółek. On też zasiadał na widowni i... podobno był zmieszany z
powodu zaistniałej niezręcznej sytuacji. Sztuka miała przedstawić (i pewnie
przedstawiła) pozytywny wpływ naszego papieża (nawet po śmierci), który
pomaga młodzieży walczyć ze złem. Ponieważ panienki z katolickiej szkoły
były ubrane na modłę (sic!) paryskiego Czerwonego Młyna, przeto wielu widzów
było zniesmaczonych tymi występami, jednak (było nie było) u stóp... ołtarza.
Księża, nauczyciele i psychologowie
bronią przedstawienia (a dokładniej - miejsca jego wystawienia) argumentując
głębokim przesłaniem, uzasadnieniem przyobleczonych strojów oraz zmianami
społecznymi (granica przyzwolenia) także w Kościele. Podobno bardziej
krytykowali występ ci, którzy nie widzieli całości lub poznali ową sprawę
ze słyszenia (w tym niżej podpisany). Wielu widzów określiło spektakl jako
fajny. Pewnie się starzeję, bo jestem niemile zaskoczony opisanymi "postępowymi"
przypadkami. Czyżby księża chcieli w ten sposób zachęcić młodzież do
odwiedzania świątyń Pana? Nie jestem zbyt aktywnym katolikiem, ale
masturbacyjne wyznania tudzież pląsy panienek z podwiązkami przed
tabernakulum (a nie pod latarnią) mogą wprawić nawet ateistę w zakłopotanie.
Oczywiście pomijam byłego a zasadniczego radzieckiego ateistę, który każdy
kościół najchętniej przeistoczyłby w magazyn, dom kultury, a nawet w
bardziej "publiczne domostwo".
Walka walką (nawet ze złem), ale
paradowanie zgrabnych zalotnic w czerwonych fatałaszkach o niewinnych
(przynajmniej oficjalnie) minkach i udach przed starszymi kapłanami, którzy
nigdy nie byli aż tak blisko frontu walki ze złem (znaleźli się wręcz w
okopach na froncie tej walki z niemal namacalnym obyczajowym złem!), to jednak
nieporozumienie. Ci (w końcu jednak panowie) zapewne mają założone blokady
na pewne kanały telewizji kablowej i miejmy nadzieję, że nie nawrócą się
na utracone uroki życia frywolnego... Ciekawe, czy owi notable byli
zaznajomieni ze scenariuszem? Kto wpadł na (szatański?) pomysł wniesienia
widowiska na ołtarze i zrobienia widowiska z kościoła? Czy rodzice owych
panien wiedzieli o planach wystawienia sztuki, czy widzieli próby (choćby u
siebie w domu), czy zdawali sobie sprawę, że ich ukochane córeczki z
katolickiej szkoły mogą nie tyle kulturalnie sprzedawać sztukę, ale opacznie
mogą być postrzegane przez widzów jako niezłe sztuki (w młodzieżowym
slangu), które mogą się kiedyś sprzedawać, bo wyjdą poza rolę i zechcą
walczyć ze złem na prawdziwym froncie? Ile panienek "z porządnych domów"
po obejrzeniu podobnych obrazów (filmy w telewizji), w których ukazywane są
przyjemne i beztroskie żywoty pań swawolnych, przejdą najśmielsze
oczekiwania swoich rodziców i przechodząc również na druga stronę? Jeśli
ktoś gra złodziejkę i odnosi sukcesy na scenie, to może takiej artystce
przyjść ochota na występ "na żywo" w prawdziwym markecie, poza
reflektorami, zaś omawianym aktoreczkom przed już niezupełnie siedzącymi
widzami...
Zwolennicy owego (jednak wybryku)
teatralnego uważają, że przecież Kościół nie powinien stronić od
prawdziwego życia. To może przed ołtarzem pokażmy sceny miłosne, aborcję,
poród, kłopoty żołądkowe i gejowskie zapasy (w tym dylematy współczesnych
księży)? To przecież takie ludzkie problemy... Jeśli przedstawienie zyska
poklask kościelnych oficjeli, to może zobaczymy w świątyniach uznane i światowe
dzieła? No i w ramach krzewienia kultury chrześcijańskiej w zacofanym świecie
może sesje wyjazdowe? Do Chin i Iranu? Zainteresowanie naszą wiara znakomicie
wzrośnie, a i tacowe podobnież.
Czy miejsce kultu może upodobniać się
do pikantnego różowego teatrzyku? Żenująca forma wykorzystywania osoby
naszego zmarłego papieża. Albo jestem zacofany albo panny z katolickiej szkoły,
ich rodzice oraz księża są zbyt postępowi. Niejeden ateista nie zgodziłby
się na zagranie latarniowej roli przez córę, a tu katolicy... Jeśli na
amerykańskiej (dość frywolnej) scenie, wyczyn pani Janett Jackson
("przypadkowe" wypadnięcie gruczołu mlecznego na widok i osąd
publiczny) uznano za skandal i kazano zapłacić wysoką karę, to jak określić
opisane inicjatywy w kościołach?
Społeczeństwo wyraźnie zaczyna się
dzielić. Na nazbyt szczerych dyskutantów (na każdy temat) oraz na hipokrytów
uważających, że pewne tematy (choć istniejące we współczesnym świecie)
nie są do omawiania w niektórych kręgach. Jestem jednak zacofanym hipokrytą.
Hipokryzja? Fachowcy wyliczają - tyle a tyle młodzieży zajmuje się rękodziełem,
ale nie słyszałem, aby konkretna osoba, z krwi i kości, o znanym nazwisku
powiedziała - tak, w owych procentach i ja się mieszczę. Czy śladem
studentki podążą teraz duchowni? Zamiast do studia pani Drzyzgi - przed ołtarze?
Pokażcie ojca, który odwiedza tanie panienki, a który opowiada swojej córce
(w tym samym wieku) o zaletach takiego życia. Czy jest hipokrytą, jeśli
korzysta z usług określonych panien, a swoją córkę przestrzega przed takim
życiem, a nawet wręcz pilnuje na każdym kroku (sic!)? Czy grający w totka i
marzący o milionowej wygranej pragnie, aby wszyscy grający mieli wysyp trafień?
Nie, bowiem wie, że im mniej szczęściarzy, tym on ugra więcej. Czy zatem
jest hipokrytą? Czy sportowiec widzący kontuzję swego największego
przeciwnika nie może wyrazić radości z powodu nieszczęścia konkurenta, jeśli
dzięki temu zdobędzie złoty medal? Okaże radość, to będzie prostakiem,
wyrazi ubolewanie, to zapewne uznamy go za hipokrytę. Ołtarz to nie cyrk,
gdzie można pokazywać wszystkie kuglarskie sztuczki wszetecznic i alfonsów.
Już nawet telestacje uznały lub zostały zmuszone do uznania, że pewne filmy
dopiero po godzinie dwudziestej drugiej mogą być oglądane. To również
hipokryci?
Brudy należy prać w domowym zaciszu
(jak u pani Dulskiej) albo w klubach dyskusyjnych, na łamach prasowych i w
telestacjach, najczęściej późnym wieczorem, ale nie w kościele, chyba że
jesteśmy już tak szczerzy, bezpruderyjni i "postępowi", że jeśli
ktoś z naszej rodziny udaje się na aborcję, to też dyskutujemy o tym ze
wszystkimi sąsiadami z naszej klatki...
Watykan chce być postrzegany jako
sympatyk młodości, nowoczesności i widywaliśmy spotkania naszego polskiego
papieża z cyrkowcami, aktorami. Ale słyszeliśmy również o odmowach gościny
wobec ludzi, którzy jawnie obnoszą się z obniżonymi granicami moralnymi. Czy
to hipokryzja?
Za parę lat, kiedy już przyzwyczaimy
się do omawianych zwierzeń i sztuk, to podniesiona zostanie poprzeczka - panna
dokładnie omówi ręczne techniki, zaś aktorki będą przed ołtarzem symulować
zbliżenie i to bynajmniej nie z Bogiem. A kolejni nawiedzeni psychologowie,
lekarze i księża będą bronić nowoczesnej sztuki przed zaściankową (jak
niniejsza) krytyką...
Czy
1 000 000 zł to dużo?
Tytuł niczym marzenie z totka. Czy to
dużo? I dla kogo?
Tabloidalna gazeta Fakt (19
kwietnia 2007) zastanawia się skąd p. Kwaśniewska ma 17 milionów złotych
na zakup 17 tysięcy metrów kwadratowych zabetonowanego placu byłej zajezdni
tramwajowej w Gdańsku? Pyta wręcz - Kto wyłożył tak gigantyczne
pieniądze za atrakcyjny teren?"
Gigantyczne? Owszem, dla przeciętnego
Polaka to abstrakcyjna, okrągła i wielce ponętna kwota. Nasz rodak w Polsce
pracować musi całe życie na jeden milion złotych. Jeśli opłaci co należne,
to i tak niewiele mu z tego zostanie. Za te olbrzymie pieniądze Zakład
Komunikacji Miejskiej w Gdańsku zakupić może raptem 17 eleganckich autobusów,
bowiem taki pojazd kosztuje około milion(a) złotych. Polak "za całe życie"
mógłby sobie kupić jeden taki wehikuł (czasu, bo chodzi o... całe jego
75-letnie życie). Na pracowniku ZKM taka kwota zrobiłaby prywatnie wielkie wrażenie,
ale służbowo większego nie zrobi...
A skoro już o wielkich kwotach (choć
przecież nie bajońskich - właśnie podano, że w Rosji przez ostatni rok
przybyło paru dolarowych miliarderów; o, to są majątki!), to wspomniana
gazeta podaje, że pewien angielski hydraulik spalił dom. Otóż 17-letni chłopak,
podczas
remontu domu, zaprószył ogień na poddaszu. Spalony
przez niego dom był wart (jeszcze parę godzin wcześniej) 30 mln zł, czyli równowartość
30 nowiutkich i nowoczesnych autobusów. Jak się mógł czuć ów młodzian, który
w życiu może dostał dopiero parę wypłat? Gdyby jeszcze mu przetłumaczyć
na angielski, że z ogniem puścił całożyciowe pensje 30 Polaków - czyli ich
2000 lat sumarycznego życia (przedszkole, nauka, praca, emerytura)... Pomyślmy
- na początku naszej ery, po narodzeniu Chrystusa, idzie pierwszy nasz rodak do
pracy i zarabia dzisiejszą średnią płacę. Wszystko, co zarobi, odbierają
mu na fundusz mieszkaniowy z przeznaczeniem na dom, który spłonie za 24 000
miesięcy. Załóżmy, że nic nie jada i niczego nie musi kupować. Kiedy
umiera, rodzi się jego prawnuk, który po szkolnych naukach udaje się do pracy
zastępując pradziadka. Sytuacja powtarza się trzydziestokrotnie. Wszyscy (30
Polaków) przez dwa tysiące lat odkładają na dom, który kilka dni temu spłonął
pewnemu Anglikowi, bo hydraulik był uprzejmy zapalić sobie papieroska. I ten
"uczynny" pracownik musiałby odpracowywać w Polsce dwa milenia, aby
pokryć szkodę! Ale nie przepracuje ani dnia na rzecz właściciela budynku, bo
pewnie dom był ubezpieczony, a jeśli nawet nie był, to kamienicznika sprawa
i... strata.
Jeśli sobie uzmysłowimy, że przeciętny
nauczyciel, lekarz, inżynier przez całe swe zawodowe życie zarobi milion złotych
lub nieco więcej (dla uproszczenia zakładam dzisiejszą kwotę i przeliczenie
przy dzisiejszych wartościach), czyli równowartość mieszkania o powierzchni
100-200 metrów kwadratowych, to można w ciemno poprzeć nauczycieli, lekarzy i
innych rodaków w protestach, które rozlewają się po Polsce. Coś tu nie gra
w naszej ekonomii - ceny mamy mniej więcej europejskie, na Zachodzie sobie
radzimy i nasza praca jest tam doceniana, a w Polsce płacą parę złotych za
godzinę pracy. W płacach są pewnie ukryte podatki na rzecz spłaty długów,
odsetek od nich, przeurzędniczenie państwa, rabunkowa prywatyzacja majątku
narodowego oraz niewłaściwy dobór kadr. Czy to jest wyzysk czy paranoja? A może
i jedno, i drugie? Bo chyba nigdy tak relatywnie mało Polacy nie zarabiali
(pomijam okupację i komunę). Ile jeszcze dziesięcioleci polski pracownik będzie
otrzymywał znacznie niższe wynagrodzenie niż niemiecki kolega za tę samą
pracę? I tylko dlatego, że urodził się, mieszka i pracuje w państwie
beznadziejnie zarządzanym od kilkudziesięciu lat? Ma się pocieszyć, że w
wielu innych miejscach na Ziemi miałby jeszcze gorzej?
A całkiem niedawno dowiedzieliśmy się,
że mąż pewnej sympatycznej działaczki ze Śląska (która urodziła się w
solidnej a skromnej rodzinie, jednak z czasem miała tendencje ku luksusowym
samochodom), wystąpił o milionowe odszkodowanie od Państwa, czyli od nas,
bowiem jego małżonka psychicznie nie wytrzymując wizyty fiskusowych kontrolerów,
dokonała żywota. Losowo wytypujmy 30 Polaków, którzy będą wdowcowi
(i spadkobiercom) przekazywać przez 2000 lat swoje wynagrodzenia. I przygotujmy
się na kolejne milionowe roszczenia - podczas kontroli biletów, gapowicze (o słabych
nerwach, o nadmiernym poczuciu winy i o wielkich wyrzutach sumienia) będą
wyskakiwać z pędzących pociągów ku rozpaczy ich rodzin i usłużnych
mecenasów, którzy ignorując winę oszustów, dopatrzą się uchybień w
kontrolnych procedurach.
Mirosław
Naleziński, Gdynia
www.mirnal.neostrada.pl
www.wiadomosci24.pl
AKTUALNOŚCI
luty 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
styczeń 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
PUBLIKACJE MIRKA w 2006r
AKTUALNOŚCI
GRUDZIEŃ MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
LISTOPADOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
PAŹDZIERNIKOWY MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
SIERPNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
LIPCOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
MAJOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKIEGI
AKTUALNOŚCI
KWIETNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
MARCOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
LUTOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
STYCZNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
i przechodzimy na 2005r
AKTUALNOŚCI
GRUDNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
LISTOPADOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
PAŹDZIERNIKOWY MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
WRZEŚNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
SIERPNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
CZERWCOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
MAJOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
KWIETNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
ARTYKUŁY
- tematy do przemyślenia
i wiele innych w kolejnych działach wydawnictwa:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
"AFERY PRAWA" - Niezależne Czasopismo
Internetowe www.aferyprawa.com
Stowarzyszenia Ochrony Praw Obywatelskich Zespół redakcyjny: Zdzisław Raczkowski, Witold Ligezowski, Małgorzata Madziar, Zygfryd Wilk, Bogdan Goczyński, Zygmunt Jan Prusiński i sympatycy SOPO |
|
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.