opublikowano: 26-10-2010
Medialne wpadki
dziennikarskie i telewizyjne - lipcowy cykl krytyczny Mirosława
Nalezińskiego - 100
lat - nowy wiek emerytalny!

Po dwóch miesiącach, które minęły od nominacji, Anna Kalata nareszcie odsłoniła karty. Przygotowuje kompleksową reformę systemu emerytalnego. Jej najważniejszy element to zrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn.
"Kobiety pracują krócej od mężczyzn, gorzej zarabiają i mają niższe świadczenia. To niesprawiedliwe. System ubezpieczeń społecznych nie powinien nikogo dyskryminować ze względu na płeć" - przekonuje Kalata. - Dziennik (17 lipca 2006) .
Brawo dla odważnej kobiety! Nareszcie wip (tu wipka?) apeluje o sprawiedliwość. Istotnie, system emerytalny powinien być zgodny nie tylko z tym uczuciem, ale też z Konstytucją 1997, zatem nie powinien dyskryminować.
Dlatego należy opracować rzeczywiście sprawiedliwy system emerytalny.
Oto propozycja.
Każdy pracujący odprowadza należności
na swe konto, czyli w każdym momencie stan owego konta reprezentuje pewną
wartość.
Jeśli ktoś studiuje, odbywa służbę
wojskową albo zajmuje się milusińskimi, to Państwo za niego uiszcza składkę
z budżetu.
W każdej chwili można przejść
na emeryturę i otrzymywać stosowną a matematycznie obliczoną kwotę.
Wiek emerytalny należy ustalić
na... 100 lat. Każdy pracownik mógłby pracować do stu lat. Przecież
nawet urodzinowe toasty wznosimy w tej wysokości. No, może nie chodzi w
nich o pracę, lecz o dożycie, ale cóż życie jest warte bez możliwości
pracy (niekoniecznie w kopalni czy na polu, przecież można zajmować się
czymś lżejszym i ciekawszym).
Pracownik sygnalizowałby chęć
przejścia na emeryturę po przepracowaniu pewnego minimalnego okresu, np.
5 lat, aby pracodawca mógł znaleźć kolejnego pracownika. Grzecznościowe
sytuacje, kiedy to pracodawca udaje, że mu zależy na pracowniku, ale
przepisy emerytalne mu na to nie pozwalają, odeszłyby do lamusa (panie
Kowalski, pan wie, że bez pana to my sobie tu nie poradzimy, ale wie pan,
te nieludzkie przepisy zmuszają nas do wysłania pana na zasłużony
wypoczynek...).
Wysokość emerytury byłaby
obliczana wg obecnych zasad, zatem świadczenie po 5 latach pracy byłoby
znacznie niższe, niż po 10, 25, 50, czy po... 85 latach.
Wolność człowieka w dziedzinie
pracy polega na świadczeniu pracy przez okres odpowiadający
uzdolnieniom, żywotności i chęciom. Jeśli pracownik wygra na loterii,
otrzyma spadek, zaniemoże fizycznie lub umysłowo, zmieni stan cywilny
wraz z materialnym (dzięki współmałżonkowi), to ma prawo w dowolnym
momencie przejść na emeryturę. Albo jeśli kiepsko się czuje, chce
hodować króliki, łowić ryby, podróżować, pisać wiersze... Jego człowiecze
prawo! W ten sposób należy interpretować konstytucyjną wolność
jednostki do decydowania o sobie w aspekcie zgromadzonych środków na
swoim osobistym emerytalnym koncie.
Jeśli obywatel dowie się, że
jest poważnie chory i chce godnie a z fantazją pożyć parę miesięcy?
Ma prawo? A może z tych środków miałby w końcu na ekstraleczenie? A
jeśli zdarzy się cud i wyzdrowieje? To należy wprowadzić obowiązkowe
ubezpieczenie w podobnych przypadkach. Zresztą, tzw. emerytura to nie
jednorazowa wypłata wszystkich zasobów (choć i taką możliwość należałoby
również wziąć pod uwagę), ale comiesięczne wypłacanie należnych świadczeń.
Wolny obywatel, przebywający na
emeryturze (nawet już po 5 latach pracy), mógłby w dowolnej chwili podjąć
pracę i kontynuować wpłacanie stosownych kwot na swe emerytalne konto.
Wypłata dotychczasowej emerytury byłaby zawieszona albo niezawieszona
(stan emerytalnego konta w obu przypadkach byłby powiększany przez bieżące
składki oraz byłby pomniejszany w drugim przypadku o niezawieszone wypłaty).
Obecnie istnieją zawody, w których
jeden rok pracy ma wagę pracy np. dwóch lat pracy. Zapis ten byłby
anulowany. W zamian byłaby przekazywana (przez pracodawcę na fundusz
emerytalny pracownika) odpowiednio wyższa składka.
Jeśli pracownik miałby wypadek
albo zachorowałby obłożnie, to należna emerytura (obecnie renta) byłaby
obliczana wg stanu zgromadzonych środków.
Renty zasadniczo byłyby
zlikwidowane. Dla osób pracujących niecałe 5 lat oraz dla osób, które
nigdy nie pracowały (problemy zdrowotne nękające od urodzenia albo
choroby nabyte w późniejszym czasie) przewidziana byłaby renta
socjalna, która byłaby wypłacana po zatwierdzeniu przez właściwą
komisję lekarską (z prawem do odwołania się od jej decyzji).
Wolność obywatela, to nie tylko
wolność słowa i podróżowania, także wolność podejmowania i
przerywania pracy oraz swoboda w dostępie do środków przezeń
wypracowanych.
W statystykach nastąpiłoby
zmniejszenie liczby obywateli bezrobotnych i rencistów, zaś powiększyłaby
się liczba emerytów. Jest wielu rodaków, którzy chętnie przeszliby
wcześniej na emeryturę i chcieliby zająć się tym, co lubią. A na
zwolnione miejsca pracy czekają obywatele młodsi, pełni marzeń i złudzeń
oraz z wielkim zapałem do pracy. Nie musieliby aż tak licznie wyjeżdżać
poza Ojczyznę i bogacić obce narody swą pracą oraz przynosić nam tyle
wstydu.
Zatem - postuluję wprowadzenie
nieograniczonego wieku emerytalnego: wolny obywatel mógłby pracować tak
długo, jak pozwalałyby mu na to chęci i stan zdrowia, zaś świadczenia
emerytalne mogłyby być wypłacane już po 5 latach pracy.
Oczywiście, w Konstytucji byłby
mile widziany odpowiedni zapis!

Po 9 latach Lidia Chojecka otrzyma brązowy medal 6. Halowych Mistrzostw Świata, które w 1997 roku odbyły się w Paryżu. Zawodniczka Pogoni Siedlce zajęła wtedy czwarte miejsce w biegu na 1500 m, ale po dyskwalifikacji za doping drugiej na mecie Amerykanki Mary Decker-Slaney przesunęła się na trzecie.
Amerykance nakazano zwrot medalu oraz nagrody 10 tys. dolarów, jednak nie podporządkowała się zaleceniom. Replikę medalu już wykonano, ale sprawa wręczenia nagrody jest niezałatwiona. Jak to - w kraju o najlepiej skonstruowanym prawie i o najlepszym systemie jego przestrzegania, od niemal dziesięciu lat nie ma mocnych na załatwienie tej kompromitującej sprawy? Czy to Stany Zjednoczone, czy mały kraik rządzony przez marionetkowego dyktatora? A jeśli nie ma sposobu na wydobycie zawłaszczonych baksów przez nieuczciwą obywatelkę USA, to przecież taki działacz federacji w ramach dobrze pojmowanego wstydu, powinien Polce przekazać czek nawet z własnego konta, choćby dla uniknięcia wstydu. Kompromitacja Amerykanki, Stanów i Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych! I z odsetkami! Przecież jaki to problem ściągnąć z Amerykanki głupie 10 patoli? Tam prawo działa super!
W 1999 roku wyszło na jaw, że przeprowadzone u Slaney latem 1996 roku badania antydopingowe wykazały stosowanie przez nią niedozwolonego środka wspomagającego. Już wówczas amerykańska biegaczka powinna zostać zdyskwalifikowana przez macierzystą federację, co wykluczałoby jej start w halowych mistrzostwach świata w 1997 roku.
Trzy lata zwlekano z dyskwalifikacją, w milczący sposób aprobując nieuczciwe metody poprawiania rekordów. A gdyby to była nie Amerykanka, ale Polka? Także by się tak patyczkowano? Kolejna kompromitacja wielkich tego świata!
Podstępny rak toczy służbę zdrowia - trojmiasto.pl
(18 lipca 2006)
W
gdyńskim szpitalu operowano zdrowych gangsterów. Potem ich tkanki
podmieniano na próbki osób chorych na raka i wysyłano do badań. Dzięki
temu bandyci unikali więzienia - o tym jak za 40 tys. zł gangsterzy
przebywali fikcyjne choroby i uciekali od prawdziwych kłopotów z prawem
pisze Rzeczpospolita.
To piękne portowe miasto zawsze
było podatne na pokusy życia doczesnego - port i dobrobyt. I lekarze, którzy
przynieśli wstyd naszej Gdyni. Wzięli stosunkowo niewiele, ale jakie
straty społeczne? Jeśli będą kilka lat w izolacji, to wydatki na
studia częściowo przepadły, koszty śledztwa, procesu i więzienia,
koszty operacji, używania urządzeń i stosowania leków (które często
były nieosiągalne dla "normalnych" pacjentów), koszty badań
i ekspertyz wykonywanych poza Gdynią przez nieświadomych przekrętu
specjalistów. Po zliczeniu będzie milion złotych? A do tego można dodać
straty poniesione przez zwykłych rodaków, wszak złodzieje, którzy
wymigali się od Temidy, nie przebywali na urlopie wypoczynkowym... No i
niepoliczalne koszta - kompromitacja polskiej służby zdrowia, także
przed światem. Za to wszystko zapłacimy my - pieniędzmi i resztkami
dobrej opinii.
Ten przykład pokazuje, że w
Polsce to już chyba każdy bierze (jak może). Aby walczyć z przestępczością,
należy znieść humanitarną zasadę odraczenia wykonania wyroku z powodu
choroby. To nazbyt kryminogenne - lekarze nie potrafią się oprzeć
atrakcyjnym pokusom półświatka. I bardziej byłoby sprawiedliwe - popełniasz
przestępstwo, to nie licz na ulgowe traktowanie. Jesteś rachitykiem, to
nie bierz się za przekręty. A teraz to opłaca się być rencistą i
przestępcą. Ileż to razy cwaniak zdrów jak rydz, po ujęciu najmował
sprzedajne znakomitości medyczne i załatwiał sobie żółte papiery
albo (jak teraz) - rakowe. Wykorzystanie choroby uznanej za jedną z
najobrzydliwszych oraz wycinki tkanek osób chorych (może konających?)
jest szczególnie odrażające.
W sprawę zamieszani są też
prawnicy - oni nadawali bieg sprawie także za sowite koperty. Jeśli te
dwie grupy zawodowe coraz częściej są przyłapywane na szwindlach, to
jaka jest moralność polskiego społeczeństwa? Przedstawiciele zawodów
o wyższym społecznym uznaniu (w powszechnym mniemaniu) powinni podlegać
wyższym karom, niż "zwykli" obywatele. Inaczej nie zwalczymy
przestępczości wśród inteligencji.

Władza rodzicielska nad dzieckiem ma swoje granice: moim zdaniem tak samo jak nie wolno dziecka bić, nie wolno go też ośmieszać. Musimy zdawać sobie przecież sprawę, że z rozkosznego bobaska wyrośnie kiedyś być może sędzia, minister albo rektor uniwersytetu.
Wyrażenie minister Opieniek Kowalski nadaje się najwyżej do utworu satyrycznego.
Z opinią wyrażoną w liście honorowego przewodniczącego Rady całkowicie zgodził się jej Przewodniczący.***
A teraz mój tekst. Jeśli już o satyrze - załączam wykaz wymyślonych danych osobowych (ale prawdziwe, istniejące imiona z kalendarza!), które mogłyby być również skrytykowane przez RJP.
Skoro (imiona parami autentyczne, z kalendarza!) Daniel Delfin Ssakowski mógłby być dyrektorem ogrodu zoologicznego, Róża Malina Igielska - dyrektorem ogrodu botanicznego, Donata Nadzieja Kopyto-Wyciąg - specjalistą patologii sądowej (szczególnie beznadziejne przypadki), Danuta Scholastyka da Gamba - młodą obiecującą (wszystkim) wiolonczelistką w zespole "Nuta", Flora Gizela Koniecpolska - dyrektorem ostatniego (łatanie dziury budżetowej) rezerwatu w Polsce (gatunki pod szczególną ochroną), Lew Leopard Tołstoj - seksuologiem weterynarzem (specjalność - drapieżniki Afryki i Azji), Jakub Zawisza Iberyjski - ambasadorem na Kubie i w Lizbonie (rodowity bydgoszczanin), Saturnin January Styczeń - meteorologiem i (amatorsko) astronomem, Jagoda Loda Zimińska - dyrektorem "Hortexu", Karp Polikarp Rybczyński - hodowcą ryb słodkowodnych, Mieszko Prosper Podskarbiński - kiepsko prosperującym prywaciarzem (mieszka kątem w Ministerstwie Skarbu), Napoleon Metody Zalewski - dyrektorem "Polmosu", Nimfa Halka Kożuszko - projektantką mody zimowej, Olimpia Gloria Fortuna - sławną olimpijką (loty narciarskie), Witalis Paschalis Żigulis - tłumaczem przysięgłym języka litewskiego, Otylia Narcyza Słonińska - redaktorem naczelnym dwutygodnika "Nadwaga" (najpuszystsza w redakcji), Lech Olech Piwowarski - dyrektorem browaru o niewymienionej nazwie (kryptoreklama), Gromosław Pęcisław Klawiszyc - naczelnikiem więzienia, Platon Nestor Niewydupski - podstarzałym aktorem na wieloletniej rencie (zwichnął swą karierę wraz z męskością już w pierwszym filmie, ale dzięki znajomościom jeszcze jakoś załapuje się na role platonicznych kochanków w erotycznych filmach animowanych), Cezary Pompejusz Romański - wulkanologiem (urodzony we Włochach pod stolicą, pracuje we Włoszech), Sędzimir Mścigniew Ławniczak - sędzią sądu rejonowego, Faust Dzierżykraj Nagan-Strzelecki - sympatycznym dyktatorem, Arkady Bazyli Zborowski - architektem sakralnym (budowle starozakonne), Bożydar Chwalibóg Brzuchaty - ordynatorem kliniki "In vitro", Tworzysława Norma Zawodna-Plajta - znaną wynalazczynią (coś tam próbowała stworzyć zgodnego z Polskimi Normami, ale zbankrutowała po przejściu na normy narzucone przez Unię Europejską), Bernardyn Czech Słowacki - emerytowanym ratownikiem górskim na dawnej granicy polsko-czechosłowackiej (pracujący wespół z największym przyjacielem człowieka, częstokroć razem gasili pragnienie z beczułki niesionej przez jednego z nich), Telesfor Kanty Medialnyj - młodym komunikatywnym właścicielem stacji telewizyjnej i biznesmenem (jakieś bankowe machloje), Gracja i Achilles Kolankowscy - małżeństwem słynnej łyżwiarki i utykającego ortopedy, Salwator Nikifor Okapi-Daliński - malarzem prymitywistą (specjalista od płonących krótkoszyich ssaków), Apollo Kandyd Żwirkowigurski - pierwszym polskim rakietowym oblatywaczem trenującym w NASA, Dobromira Nora Slumska - pełnomocnikiem rządu RP ds. dotowanego (wyjątkowo) taniego budownictwa (dobroduszna niewiasta - wybudowaną przy okazji willę z basenem przepisała na męża), Pola Wisława Mierzejska - kuratorem ds. młodzieży z lękami depresyjnymi z siedzibą w Starym Polu na Żuławach (mieszka na Mierzei Wiślanej), Bronisz Wiktor Pyrrusowicz - twórcą doktryny defensywno-ofensywnej (nasz przedstawiciel w NATO), Lukrecja Blandyna Łysenko - światowej sławy fryzjerką (o urodzie lalki Barbie, niestety bez naturalnego owłosienia), Estera Lena Mostecka - projektantką mostów zwodzonych nowej generacji spinających przyszłe autostrady ponad pięknymi rzekami naszymi (o śmiałych planach zwodzących entuzjastów motoryzacji i zwolenników robót publicznych; pod przęsłem uwiodła swego przyszłego męża), Cyprian Hiacynt Sekatorski - ogrodnikiem i wynalazcą bezprzewodowej kosiarki do krzewów, Wieńczysława Linda Boguchwalska - pierwszą Polką, która sukcesem uwieńczyła swe starania o uzyskanie święceń kapłańskich, Amelia Amalia Emalija - urzędniczką prowadzącą dział e-mailowy w firmie produkującej naczynia emaliowane, Luba Aga Turecka - redaktorką czasopisma ornitologicznego dla miłośników ptactwa wszelakiego (wysokie loty osiągała kiedyś w poezji pod pseudonimem "Kururu", ale obecnie nieco przysiadła; jej ulubiony konik, to mitologiczny Pegaz oraz współczesne nieloty), Budzimir Jordan Kobiałko - słynnym wiklinowym wyplataczem koszykarskim (budzący podziw swym kunsztem, zwłaszcza podczas truskawkobrania) oraz Dezydery Honoriusz Pisarski - honorowym przewodniczącym Rady Języka Polskawego, to dlaczego nie mógłby być producentem boczniaków niejaki Opieniek Grzybowski (wszelkie podobieństwa do znanych postaci i instytucji są przypadkowe) .

Przez kilkadziesiąt minut (jeszcze podczas meczu) krążyły wieści - Francja wygrywa z Portugalią 1:0. Francja: Silne burze w Szampani spowodowały...
Po zakończeniu meczu natychmiast zmieniono zapis - Francja wygrała z Portugalią 1:0. Ale jak krążyła "gdyńska" (w Gdyni) przykrótka końcówka w Szampani, tak wirowała bez zmian... Czujność? Tak, ale wybiórcza - sportowa, lecz nie ortograficzna... A może nadmiar szampana? Skoro już o mundialu - w studiu logo z napisem Germany 2006. Może jednak Germanie/Germanowie (wszak nie redaktory)? Ale i tak to lepiej brzmi (po polsku) niźli... France 1998.*
W 5. rocznicę wielkiej powodzi na gdańskiej Oruni, podpis pod archiwalnym filmem (Kurier3, 9 lipca 2006) - w Orunii. Gdzie kontrola jakości? Też zalana? Ale gdyby pewien hobbysta wyhodował rybkę w zalanym akwarium i na cześć owej dzielnicy nazwał orunia (ale nie [oruńa], lecz [oruńja]), to wówczas mielibyśmy fotografie orunii, nie oruni. Zresztą - łacińska nazwa miejscowości Orunia to Orania i zapewne w odmianie jednak Oranii.
* - żart
Spaleni pośród toplaski i hot-dogów - Fakt
(6
lipca 2006)
W rubryce z tą datą
znajdujemy krótką notkę - Ośmioro
pasażerów spłonęło żywcem wskutek eksplozji autobusu w drodze do
Lwowa. Tragedia wydarzyła się ok. godz. 4 rano.
Z tekstu wynika, że koszmar
wydarzył się 3 godziny przed kupnem gazety, co jest mało
prawdopodobne. Ale mniejsza o szczegóły, bowiem może było to dzień
wcześniej (choć podają dokładny czas, a co z datą?). Czy ktoś z Państwa
dowiedział się z mediów (telewizja, radio, portale) o tym dramacie?
Informację podano w gazecie na ostatniej stronie, którą czyta się
powierzchownie, po kilkunastu stronach wyczytywania wyczerpujących a
plotkarskich tematów. Większość już tych drobnych wieści nie jest
czytywana, tylko przechodzi się do zwyczajowego oglądania toplesowych
panienek - tym razem panna Iza z Bytomia (obszary zagrożone tąpnięciami
wskutek drążenia) w aspekcie podwyżki szczęśliwego numerka (jednak
chodzi o podniesienie, ale... stawek toto-lotka). Obok obszerny artykuł
o nastolatce, która czyta książki "do góry nogami"
(inaczej nie potrafi) oraz notatka o facecie, który wrąbał prawie 54
hot-dogi. I w takim otoczeniu podaje się tragiczną informację!
Skandal!
A przecież kilka dni temu
wydarzyła się katastrofa w hiszpańskim metrze i cały świat o tym trąbił,
zaś my zastanawialiśmy się, czy (nie) ucierpiał któryś z naszych.
A tu - potworny wypadek pod Lwowem i nikt o tym nie mówi, nikt nie pyta
o Polaków, choć tereny znacznie gęściej zasiedlone rodakami niż w
Iberii. A dlaczego - bo nowoczesne redakcje chcą zainteresować nas
zamożnymi, słonecznymi i dalekimi rejonami, a ubogie, choć bliższe,
niespecjalnie leżą w obszarze naszych zainteresowań. W Hiszpanii mógł
zginąć przebojowy młody Polak, który wybrał tam pobyt i pracę w
ramach wielkiej Unii, co jest modne i rozwojowe, zaś pod Lwowem mógł
zginąć nasz niezaradny starszy rodak, który złożył papiery o powrót
do macierzy, a urzędnicy go olali z uwagi na skromne finansowe możliwości.
Bardziej trendy jest pokazać zrozpaczoną rodzinę na tle Seata i
budowanego domu, niż na tle Zaporożca i walącej się klitki. Dziady
nikogo nie interesują (poza wieszczem Adamem), a ludzie sukcesu - i
owszem. Dlatego będziemy się interesować wypadkami w dalekiej
Hiszpanii, ale nie na dawnych polskich ziemiach współczesnej Ukrainy.
Pierwsi to wzór do naśladowania, zaś drudzy to wyrzut na sumieniu. Na
naszym sumieniu. A nasze zainteresowania są sterowane przez
dziennikarzy - wolą jechać do słonecznej egzotycznej Hiszpanii i usłyszeć,
co przeżywają Iberzy* (Hiszpanie oraz Portugale*), niż odwiedzić
skromnych sąsiadów i przekazać, jakie problemy mają Ukraini*.
Wypadek nie był typowy - ani
autobus nie wpadł na przeszkodę, ani nic nie uderzyło w ów pojazd. Kierowca
zatrzymał wóz, aby zlokalizować usterkę. Nie mogąc znaleźć powodu
awarii, zaczął wypompowywać paliwo z baku do kanistra. W tym momencie
nastąpiła eksplozja.
Jeśli to prawda, to tym
bardziej ta katastrofa powinna być omówiona w Polsce, bowiem może tu
również dojść do podobnej tragedii.
* - propozycje językowe
Dziewczyna? Do ilu lat? - Fakt (7
lipca 2006)
Redakcja ogłosiła kolejny
wielki konkurs dla dziewczyn - w ankiecie uczestniczka powinna wpisać
"imię i nazwisko dziewczyny", szereg innych danych oraz zgodę
na publikację swego wizerunku. Obok zamieszczono zdjęcie toplesowo leżącej
na plaży pani Joli i podpisano -
Na jej ciele ani jednego białego
śladu od pasków po staniczku. Dziewczyny, idźcie w ślady odważnej
Joli i przysyłajcie nam swoje zdjęcia. Możecie wygrać mnóstwo
atrakcyjnych nagród.
Istotnie, pani Jola nieźle się
prezentuje, zważywszy, że ma... 46 lat. Jest to najstarsza (znana mi
wirtualnie) dziewczyna. Ale przecież młoda panna może mieć ponad sto
lat. A z kolei dziewczynki to młode osóbki do lat około dwunastu,
potem panienki, a jak zasmakują w rozrywkowej branży, to i ponownie
zostają... dziewczynkami, co może trwać niemal do pięćdziesiątki.
A cóż można robić w lipcu,
kiedy jest się ministrem Lipcem (od sportu), a polska piłka nożna sięgnęła
mundialowego dna? Otóż -
Lipiec
dobrał się do Polskiego Związku Biathlonowego,
w którym wykrył fałszowanie dokumentów i usunął nieuczciwe władze
polskiego biathlonu.
Powinien jeszcze usunąć
nieszczęsne h w nazwie dyscypliny sportowej, zwłaszcza, że
wyraz maraton (nie marathon)
wskazuje właściwą drogę...
Urodzony w Polsce piłkarz
Mirosław Kloze ma nietypowe jak dla Niemca imię, które w akcie
urodzenia miało eł, lecz obecnie przeszło w zwykłe el
tracąc kreseczkę (w nazwisku również zmiana - z/s). A my
straciliśmy kolejnego świetnego polskiego sportowca. No cóż,
pracowite a znające swoją wartość pszczoły, lecą do lepszego ula i
dają tam lepszy miód. Serce tego owada też łatwiej przestawić, jeśli
pszczelarz akuratniejszy... Ojciec p. Mirka zauważył, że syn (już
Miroslav Klose, ps. Miro) nic Polsce nie zawdzięcza, tylko nowej ojczyźnie
i właśnie jemu, czyli ojcu.
Staż dyskutanta - pilkanozna.pl (11
lipca 2006)
Czasopismo "Piłka Nożna"
ma (jak przystało) swój internetowy portal, a tamże forum. Ponieważ
parę lat temu opracowałem propozycję regulaminu gry w piłkę nożną
http://www.mirnal.neostrada.pl/futbol.html i
wysłałem do owej redakcji (rutynowo nikt nie odpowiedział), przeto
sobie pomyślałem - skoro mają witrynę, zarejestruję się i wpiszę
regulamin w nowoczesny sposób. Ustaliłem hasło, wypełniłem
formularz i wysłałem "wszystko co trzeba". Po paru minutach
zostałem przywitany -
Witamy
na Forum PilkaNozna.pl
Prosimy o zachowanie lub wydrukowanie tego
email'a [błąd].
Informacje o Twoim koncie są następujące:
[tu moje dane]
Twoje
konto jest obecnie nieaktywne. Nie możesz go używać zanim nie
odwiedzisz poniższej strony:
[tu podano namiary na tę stronę]
Nie
zapomnij swojego hasła, ponieważ zostało zakodowane w naszej bazie
danych i nie będziemy mogli go odzyskać. Jeśli jednakże zapomnisz
hasła możesz otrzymać nowe, które będziesz musiał aktywować w
identyczny sposób jak to konto.
Dziękujemy za rejestrację.
Po pewnym czasie dosłano - Twoje
konto zostało utworzone. To Forum jednakże wymaga aktywacji kont,
poprzez podanie klucza aktywującego, który otrzymasz w specjalnej
wiadomości email. W niej też znajdziesz dalsze instrukcje postępowania.
Odczekałem na aktualizację
otrzymaną w specjalnej emajlowej przesyłce, wybrałem dział do
dyskusji i wpisałem regulamin (projekt). Na wszystko (w tym także
zredagowanie pisma) straciłem (jednak) sporo czasu (wyrównanie,
pogrubienie - w końcu to ok. 15 tys. znaków). Wysłałem, ale trzeba
było dopisać temat. Wpisałem i... ukazała się informacja -
Nie
masz wystarczającej liczby postów do założenia tematu.
Z pewnością taki (zapewne
uzasadniony) wymóg podyktowany jest sprawiedliwością społeczną:
"przecież nie może nowy gościu wpisać od razu co mu ślina na język
przyniesie" i zapewne jest to omówione w bogatym dziale typowych
problemów. Ale moje pytanie brzmi - to podczas redagowania (i
kilkakrotnego podglądu przed wysłaniem) nie można było od razu wyświetlić
tej informacji? A jeszcze lepiej - podczas logowania mogli przestrzec,
że musi upłynąć jakiś staż, nim dyskutant będzie mógł napisać
swoją opinię. I taką mamy "logiczną" załogę
elektronicznej gazety... Straciłem i czas, i nerwy, a przede wszystkim
- złudzenia, że można coś załatwić w cywilizowany i przyjazny sposób...
I na tym zakończyła się moja
krótka przygoda (z francuskiego... randewa) z tym portalem.
Regulamin wysłałem również na emajlowy adres redakcji, ale
(rutynowo, a jakże...) nie otrzymałem ani potwierdzenia, ani
odpowiedzi. No i znowu się czepiam. Dlaczego to znowu ja?
z archiwum (znalazłem i właśnie zamieściłem na witrynie)
Czy Opala opala opala?
- Kancelaria Sejmu, Biuro Listów i Skarg
(7 września 2001)
Zapytałem - Czy
to prawda, że minister zdrowia p. Grzegorz Opala umieszcza na
papierosach przestrogi o szkodliwości tychże, a sam od czasu do czasu
sobie "Opala" (opala) popala?
(Opal - nazwa papierosów)
I otrzymałem odpowiedź
(BLS-II/151/274/2001) -
Szanowny
Panie,
w związku z listem nadesłanym pocztą
elektroniczną w dniu 03 września 2001r. Biuro Listów i Skarg
Kancelarii Sejmu uprzejmie wyjaśnia, że nie może zająć stanowiska w
podnoszonej przez Pana sprawie. Proponujemy, aby zwrócił się Pan do
rzecznika prasowego Ministra Zdrowia - który może udzielić stosownej
odpowiedzi.
STARSZY SPECJALISTA
(-)
O. P.-B.
[mój skrót]

Pan Jagodziński ma rację niemal w stu procentach. Światło słowników (*w świetle słowników*) dopuszczające *grapefruit* do obrotu jest nie do przyjęcia - zbyt wiele glonów osadza się na szybach akwarium-słowniku z rybami-słowami. Jak można być polskim patriotą, polonistą, uczyć młodzież szacunku do języka polskiego, a jednocześnie zamieszczać dwie wersje jednego pojęcia - angielską i polską (choć przyznaję, że raczej polskawą). Czy mamy w Polsce chociaż jednego polonistę, który by powołał się na ducha Reja i jego aluzję do gęsiego języka? *Grapefruity z grilla* to 3 słowa i kilkanaście głosek, z czego jedynie *z* jest po polsku...
*Grill* zamiast *gryl* (podobnie *krill* zamiast *kryl*) jest obrazą dla Polaków chcących mówić po polsku! Przeoczenie i zaakceptowanie tej sprawy to przejaw polskiej bylejakości charakterystycznej podczas robót drogowych, kiedy zasypuje się wykop, a zaraz ponownie go "odświeżamy", ponieważ ktoś "zawalił" sprawę. Chętnie odwołałbym się do lepszej niemieckiej roboty, gdyby nie fakt, że Niemcy również mają kilkanaście wpadek językowych. Przynajmniej w tej dziedzinie nam dorównują (a może my im).
Czy przeciętny Polak, nim coś napisze, musi sprawdzać pisownię słów, które serce każe mu pisać jednak "po polsku". I tak należy sprawdzać pisownię wielu polskich słów rzadziej stosowanych, aby mieć po dziurki w nosie nawał kolejnych słowników!
I co - mamy sprawdzać pisownię *eksodus, trolejbus, grejpfrut* itp., bo słowniki być może dopuszczają wersję obcojęzyczną (pierwsze słowo tylko z iksem!)?!
Tłuszcza zaczęła sprowadzać grille z zagranicy i po prostacku przepisała *grill* z kartonu, a poloniści to zaaprobowali, bo są bez ikry. Nie chcą się narażać. Takie lela polela! Już ledwo dyszą broniąc się przed *szłem*. A biernikowe *daj tą książkę* przyjęli dwulicowo, bo wymyka im się twórczość językowa, jak PZPR władza w 1989 roku. I będą włazić gawiedzi w (...), aby nieco się przypodobać.
Jeśli gazeta ma nazwę 'Rzeczpospolita', to jako Polak żądam, aby pisała "najbardziej" po polsku ze wszystkich polskich (i "polskich") gazet! Czy to jest jasne dla braci Polaków???
Zresztą p. Jagodziński uczciwie przyznaje, że z dwóch omawianych słów, powinno być stosowane "bardziej polskie".
Nieprawdą natomiast jest, że w tym przypadku wytykam komuś błędy i nieuctwo. Wytykam brak "patriotyzmu językowego"! Takiej subtelnej umiejętności słusznego wyboru, kiedy są dwie możliwości. I twierdzę, że tak, jak zdarza się robotnikom, lekarzom, pilotom schrzanić robotę, tak polonistom przypisuję wiele kardynalnych błędów zaniedbania szeregu spraw.
Przypomnijmy skandaliczne "polskie" wyrazy z naszych słowników - stewardesa (czytana po angielsku, choć nie pisana w tym języku), exodus, (nieodmienny) tiret, opus (rodzaju nijakiego), image (i skomplikowana odmiana), plastik (jako masa plastyczna, choć... termoplastyk), Dublin (czytany [dublin], ale ostatnio powrót do ang. [dablin]), diesel (zamiast dizel, choć wszystkie wynalazki i jednostki fizyczne oraz pierwiastki nawiązujące do nazwisk, pisane są w postaci spolszczonej). Jest chyba kilkadziesiąt błędnie funkcjonujących słów w naszym języku.
Kiedyś było słowo *hobbistyczny*, ale słusznie zmieniono na *hobbystyczny*. Dlaczego? Co takiego się stało? Poloniści twierdzą, że notują słowa wg występowania w narodzie. Bzdura! *Hobbistyczny* - popełnili błąd zaraz na początku i poprawili go. Nie było żadnego referendum narodowego, ani nie było badań, wszak wszyscy poprawni nauczyciele, studenci i dziennikarze pisali wg słowników, czyli *hobbistyczny*.
Pan Jagodziński powołuje się na słowniki. Ale to zaklęte koło - jak można zaproponować i rozpowszechnić nowe słowo (np. gryl, dizel, hobbystyczny), skoro hamulcowi wskażą na słowniki, a słowniki powołują się na uzus? W ten sposób nigdy by nie zmieniono słów typu *aljant, Biblja, bronz, bróździć, chemja, debjut, huligan, ideje, inwalid, Italja, jakto, koyot, kurytarz, ląg, legja, Marja, maroder, medjator, okuń, opłókać, orangutang, paznogieć, pendzel, ponsowy, ptastwo, ruż, spółpraca, żóraw, żórawina oraz... ortografja*; do dzisiaj słowa typu *azali, ongiś* byłyby zwyczajnie spotykanymi wyrazami.
Teraz słowniki akceptują *biling, bilbord*. I co z tego, skoro gazety pisują po angielsku? A polscy redaktorzy wskażą na
słowniki z przerżniętymi angielskimi słowami i mają podstawy do dalszego pisania po... angielsku. Wot urzędnicy! A ponadto -
w ilu słownikach musiałaby się pojawić nowa wersja rozpatrywanego wyrazu, aby sceptycy ją zaaprobowali? W jednym autorstwa znanego profesora, czy w trzech dziełach autorstwa mniej znanych doktorów?
Pan Jagodziński wylicza kilka słów z problemem *i/y*, choć dobrze wie, że słowniki podają/podawały rozmaicie *ryksza/riksza, reżym/reżim*. A za te hece też przecież nie odpowiada polski hydraulik, ale polski polonista...
Na ile słowniki odwołują się do badań frekwencji? Kto mówi *on wykonywa*? Co setny Polak? Ale słowniki mają ten wariant. Nie mają wariantu *szłem*, choć tak mawia znacznie więcej rodaków...
Typowym błędem braku konsekwencji są wyrazy *maksymalny*, choć... *maksimum*. Dobrze, że nie *maximum*.
'Rzeczpospolita' notorycznie zamieszcza *cena min./cena max.*. Jest błąd?
Zatem - jak powinniśmy pisać: *czy kupiłeś musztardę na jutrzejsze wieczorne grillowanko?*, a może *czy kupiłeś
musztardę na jutrzejsze wieczorne grylowanko?*?
Jeśli można uznać niżej podpisanego za nawiedzonego, to jak nazwać polonistów, którzy organizują dyktanda z JĘZYKA POLSKIEGO serwując wyrazy (autentyczne!) -
*beaujolais, biedermeier, boogie-woogie, businessman, chargé d'affaires, cheeseburger, chianti, cocker-spaniel, college'u, collie, come back, de facto, dossier, drink-bar, ex aequo, explicite, fair play, fifty-fifty, findesieclowy, five o'clock, foyer, frutti di mare, garden party, heavymetal, idée fixe, jive'a, Kentucky, keyboardzista, offset, peugeot, quasi, randez-vous, rockandroll, savoir-vivre, scherzo, science fiction, scrabble'a, shimmy, soap opera, squash, Tennessee, thriller, tournée, vis-a-vis*? Sadyści czy dewianci? Czy na dyktandach z języka angielskiego, niemieckiego, francuskiego tamtejsi mistrzowie ortografii także muszą znać polskie słownictwo?
Ale nikt poważnie nie bierze moich rozważań pod uwagę, ponieważ nie mam wykształcenia dopuszczającego mnie do dyskusji z szanownym Gremium...
- patrz rozumowanie z *grill*,
- niektóre słowniki mają jeszcze *koktejl* (!!!).
Dlaczego po literze *e* powinniśmy pisać jednak *majl*, nie *mejl*?
Bowiem z dwóch form *spojler/spoiler* (ang. spoiler) poloniści opowiadają się za spolszczoną postacią. Również zwyciężyły formy *bojler* i *brojler* zamiast zagranicznych *boiler* i *broiler*. Istnieje *pismo (alfabet) Braille'a* (na cześć francuskiego twórcy), przeznaczone dla niewidomych, czyli *brajl* (nie *braille*).
I gdyby poloniści merytorycznie ze sobą dyskutowali o każdym nowym wyrazie, który puka do naszych polskich drzwi, to nie byłoby takiego tałatajstwa i tylu bubli.
Sprzed godziny - (TVN24, 5 lipca 2006):
Przez kilkadziesiąt minut (jeszcze podczas meczu) krążyły wieści - *Francja wygrywa z Portugalią 1:0. Francja: Silne burze w Szampani spowodowały...*.
Po zakończeniu meczu natychmiast zmieniono zapis - *Francja wygrała z Portugalią 1:0*. Ale jak krążyła "gdyńska" (*w
Gdyni*) końcówka *Szampani* tak krążyła bez zmian... Czujność? Tak, ale wybiórcza - sportowa, lecz nie ortograficzna...
Tylko jedna mała, acz istotna uwagaDzień dobry, Redakcjo!Ponieważ nie otrzymałem odpowiedzi na mój list, przeto ponownie go wysyłam. Mam nadzieję, że błędy omówione w części niebieskiej będą sukcesywnie poprawiane.(...)Wśród notowań owoców, wścibskim okiem dostrzegamy grapefruity, choć po polsku to już grejpfruty. W internecie dostępny jest przepis na grapefruity z grilla, a powinno być grejpfruty z gryla.Słowniki dopuszczają pisownię grejpfrut na równi z grapefruit. Zgadzam się z tym całkowicie, że należy propagować pisownię polską, zgodną z powszechnie panującą wymową i ogólnymi zasadami ortografii. Jednak w świetle wskazań słowników pisowni grapefruit nie można uznać za niepoprawną. W tym punkcie można więc jedynie ubolewać, że autor tekstu, do którego odnosi się Pan Naleziński, jest snobem, i przedkłada pisownię obcą nad rodzimą. Nie można natomiast wytykać mu błędu czy nieuctwa, bo przecież taka snobistyczna pisownia wciąż widnieje w słownikach.Natomiast w kwestii grilla obawiam się, że autor żadnej poważnej publikacji nie ma niestety wyboru. Pisownia gryl nie jest zatwierdzona jako poprawna i nie figuruje w żadnym słowniku, a zatem użycie jej w publikacji byłoby niczym więcej jak naruszeniem reguł ortografii, dowodem nieuctwa autora, a nawet naruszeniem prawa. Co więcej, dla mnie osobiście wymowa [gryl] jest właśnie dowodem pewnego odstępstwa od uznanej i społecznie akceptowanej normy. Jestem i będę przeciwko takiej wrogiej przeciętnemu Polakowi wymowie. A w ślad za tym protestuję przeciwko pisowni gryl. Próba forsowania takiej pisowni jest i będzie dla mnie jedynie dowodem błędnej wymowy pomysłodawcy. Uważam natomiast za zasadne usunięcie jednego -l-: gril, grila itd. Moje stanowisko nie wynika z jakichś filozoficznych przesłanek, zresztą nieprawdziwych, ale tylko i wyłącznie z faktu, że wszyscy (bądź niemal wszyscy) Polacy wyraz ten wymawiają w ten właśnie sposób.Nigdy jednak nie ośmieliłbym się nikogo napominać, że zamiast gril pisze grill. To byłoby już jakimś grubym nieporozumieniem. Ortografia jest jednak skodyfikowana, nie może być arbitralna. Skoro słowniki nie notują pisowni gril, nikt nie ma prawa żądać od nikogo, by taką pisownię stosował, a nawet sugestia, że coś powinno być pisane gril, jest po prostu nie na miejscu, pomimo tego, że tak właśnie się na ogół mówi. Tym bardziej uwagi te odnoszą się do wyssanej z palca i niezgodnej z wymową pisowni gryl.
Liczę na kolejne poprawki w omawianej a poczytnej gazecie.A ja liczę na to, że jednak nikt w tym kraju nie odważy się ustalać zasad ortografii w sposób lekceważący powszechną praktykę (i mam po temu podstawy: na przykład na szczęście ostatnio dopuszczono pisownię mejl zgodną z wymową, choć mimo to są tacy, którzy nie uznali tej decyzji za słuszną, z całkowicie niezrozumiałych dla mnie powodów). Skoro wszyscy mówią gril, primabalerina, kris, lori, ring, ringo, karimata, Rigel, riketsja, riposta, niech nikt nie ośmiela się namawiać innych do zmiany wymowy tych wyrazów na staroświecko brzmiące gryl, prymabaleryna, krys, lory, ryng, ryngo, karymata, Rygel, ryketsja (rykecja?), ryposta. Apeluję po raz kolejny o poszanowanie praktyki społecznej i nieprzedkładanie ponad nią wymyślonych ad hoc, nieprawdziwych i wrogich duchowi współczesnego języka (jak widać z przykładów) reguł. A już przede wszystkim apeluję o wyraźne oddzielenie tego, co ustalone, od tego, co jedynie postulowane, przynajmniej w mejlach kierowanych do redakcji szanowanych periodyków, jak Rzeczpospolita, czy tak poważnych instytucji jak Ministerstwo Kultury czy Rada Języka Polskiego - choćby po to, by nie narażać się na śmieszność, niepoważne potraktowanie i zostanie umieszczonym na liście spamerów, których mejle są kasowane bez zapoznania adresata z ich treścią.W tym konkretnym wypadku: ustalona jest pisownia grejpfrut, i taką pisownię należy promować. Natomiast łączenie promocji grejpfruta w jednym zdaniu z promocją wyssanego z palca i budzącego zdecydowany protest gryla uważam za wysoce niefortunne i naganne.Pozdrawiam gorąco
AKTUALNOŚCI
STYCZNIOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGI
i przechodzimy na 2005r
AKTUALNOŚCI
GRUDNIOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGI
AKTUALNOŚCI
LISTOPADOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGI
AKTUALNOŚCI
PAŹDZIERNIKOWY MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGI
AKTUALNOŚCI
WRZEŚNIOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGI
AKTUALNOŚCI
SIERPNIOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGI
AKTUALNOŚCI
CZERWCOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGI
AKTUALNOŚCI
MAJOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGI
AKTUALNOŚCI
KWIETNIOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
ARTYKUŁY
- tematy do przemyślenia
i wiele innych w kolejnych działach wydawnictwa:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
"AFERY PRAWA" - Niezależne Czasopismo
Internetowe www.aferyprawa.com Redaktor Naczelny: mgr inż. ZDZISŁAW RACZKOWSKI |
|
WSZYSTKICH SĘDZIÓW INFORMUJĘ ŻE
PROWADZENIE STRON PUBLICYSTYCZNYCH
JEST W ZGODZIE z Art. 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ
1 - Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz
pozyskiwania i rozpowszechniania informacji.
2 - Cenzura prewencyjna środków społecznego przekazu oraz koncesjonowanie
prasy są zakazane.
ponadto
Art. 31.3
Ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób. Ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i
praw.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.