opublikowano: 26-10-2010
Medialne wpadki
dziennikarskie i telewizyjne -
kwietniowy cykl krytyczny Mirosława
Nalezińskiego.

Pod takim tytułem zamieszczono wymianę zdań (Dziennik, 19 maja 2006) , jednak bez pytajnika.
- Kardynał Stanisław Dziwisz zaapelował do wiernych, by nie chodzili do kina na "Kod da Vinci". Czy to błąd?
- A jak zaapelował? Twardo czy łagodnie?
- Co znaczy twardo?
- Twardo byłoby wtedy, gdyby kardynał zagroził ekskomuniką wszystkim, którzy chcą pójść na film.
- W takim razie miękko. Kardynał raczej sugerował, niż zakazywał.
- To bardzo dobre posunięcie.
- A gdyby zareagował twardo?
- Mogliby zakwestionować ten głos. Bo brzmiałoby to tak, jakby odebrał im wybór. Gdyby mówił o ekskomunice, to Kościół wzbudziłby niechęć wielu wiernych.
Otóż to - Kościół zachował się roztropnie, bo inaczej nie mógł! Nie mógł, podobnie jak teraz byłoby trudno, wzorem Cyrankiewicza, grozić utratą kończyn podniesionych ongiś na PRL. Polski Kościół (w dobie demokracji, wolności i internetu) musi przyjąć dyplomatyczne a kompromisowe stanowisko zbliżone bardziej do wypowiedzi Gorbaczowa, niźli Breżniewa. Kościół nie funkcjonuje w oderwaniu od rzeczywistości - musi być praktyczny, nie tylko doktrynalny.
Gdyby kardynał zagroził ekskomuniką, to ludziska snadniej i liczniej ruszyliby przed zakazany ekran, zaś Kościół uczyniłby krok w kierunku średniowiecza. I co istotniejsze - powinien wówczas być równie zasadniczy w poważniejszych i ważniejszych (w normalnym życiu) sprawach. Powinien zatem wykląć odwiedzających agencje towarzyskie oraz tamtejsze pracownice, złodziei, oszustów i kombinatorów maści wszelakiej. A wówczas okazałoby się, że do kościołów zachodzi jedynie dziatwa komunijna i starszyzna emerytalna, czyli grupy, których zwykle nie obkłada się ekskomuniką. Nie byłoby kogo pouczać i tacowe by gwałtownie spadło. Czyli polski Kościół okazał się tyle roztropny, co... praktyczny.
A to, że amerykański film chce zaszokować widza i zedrzeć kasę, to jest znane od lat, zwłaszcza w tej kinematografii.
Reżyserzy chcą przejść do historii, zbulwersować, narzucić pewne mody każdym kosztem - nie myślą, że w skali świata ten czy inny film przyniesie więcej zła, niż pożytku. Oni wezmą nagrody, forsę i zajmą miejsce w galerii sław. I o to chodzi w tym przemyśle. A koszta społeczne? To niech się martwią etycy, szkoły, rodzice i wymiar sprawiedliwości, a w tym przypadku również Kościół. Typowe robienie kasy cudzym kosztem (i to podwójnie - pierwszoplanowe zyski producentów, bo koszty nabycia biletów teraz oraz drugoplanowe straty nieproducentów, bo koszty społeczne w przyszłości).
Czy zawsze Kościół był roztropny? Nie wgłębiając się w historię, można powiedzieć, że nawet obecnie bywa zapóźniony albo po prostu zaszokowany i zagubiony. Zwłaszcza w odniesieniu do błądzących kapłanów. Oficjalnie Kościół potępia zdradę i zboczenia, jednak jeśli dochodzi do rozliczania konkretnych osób związanych z Kościołem, to syndrom strusia bierze górę - głowa w piasek i popularna technika "na przeczekanie".
Dzisiaj w Dzienniku zamieszczono także szereg artykułów dotyczących działalności ks. prof. Czajkowskiego. W artykule Zapadł się pod ziemię - Na razie brak oficjalnych informacji, co z ks. Czajkowskim zrobią władze Kościoła. Ks. Isakowicz-Zaleski apeluje, aby zareagował formalny przełożony, czyli biskup diecezji, z której wywodzi się ks. Czajkowski. Wspomniany ksiądz powiedział, że wcześniej zwrócił się kościelnej komisji Pamięć i Troska. Komisja została powołana przez kard. Stanisława Dziwisza, aby zbadać postawę duchownych w czasach PRL. Według Isakowicza-Zaleskiego komisja jednak nie była zainteresowana badaniem tematu.
W wywiadach telewizyjnych ks. Isakowicz-Zaleski zapowiada ujawnienie nazwisk księży, którzy nie incydentalnie zapomnieli się w gabinetach esbecji, ale przesyłali meldunki dzień w dzień. Na co liczyli? Znali pouczający przykład Judasza? A swoją drogą - na jakiej podstawie oskarża się tego apostoła? Gdyby zastosować dzisiejsze standardy prawne, to powinien odbyć się sąd nad tym człowiekiem, zwłaszcza że ostatnio wychodzą nowe fakty na światło dzienne.
Gdyby niegodnych księży zapytać o rodaków wpisujących się na listy folksdojczów - jaką mieliby o nich opinię? Surową czy łagodną? A przecież od wykształconych księży żyjących w zdradzie kilkanaście powojennych lat należałoby jednak wymagać więcej, niż od zdezorientowanych Polaków błądzących przez parę okupacyjnych lat. Jednak starajmy się uczciwie ocenić obie piętnowane a zdradliwe grupy.
W przypadku zboczeń i zdrad, Kościół przyjmuje dokładnie taktykę Moskwy po katastrofie w Czarnobylu - dopiero zajmie się sprawą, gdy wszyscy dookoła będą dyskutować i domagać się ingerencji. Kłania się też taktyka pani Dulskiej - swoje brudy powinniśmy zamiatać pod własny dywan, zatem ks. Isakowicz-Zaleski jest postrzegany jako wichrzyciel, choć oczywiście nikt oficjalnie tego nie powie. Niejednemu uczciwemu a naiwnemu partyjniakowi, który istotnie chciał usprawnić system władzy robotniczo-chłopskiej, władze partii odpowiadały - towarzyszu, oczywiście macie rację, ale wicie, rozumicie, wrogowie PZPR czyhają na takie nieporozumienia, trzeba spokojnie odczekać i robić swoje. A do zażenowanych sytuacją, bezpośrednich zwierzchników naprawiacza PRL - "towarzyszu, kogóż wy tam macie w swoich szeregach? Nie ma on przypadkiem rodziny na Zachodzie? Dajcie mu awans, wyślijcie do eksportowej roboty - liźnie dolary, to i światopogląd mu się wyprostuje". Przy okazji - nasz Kościół także ks. Popiełuszkę postrzegał jako zbyt energicznego młodego działacza, którego najchętniej wysłano by na nauki do Rzymu.
Ksiądz Isakowicz-Zaleski przypomina rewolucjonistę, który wierzy, że coś jeszcze może zmienić na lepsze w Polsce i w polskim Kościele. Chyba jest niepoprawnym naiwnym romantykiem. Elita polskiego Kościoła to mało mobilna grupa starszych panów, których zadaniem jest samemu przetrwać i poprowadzić Kościół o kolejne kilkanaście lat bez wzlotów i upadków. Mają bardziej komfortową sytuację, niż dawni partyjni działacze - nikt ich nie chce obalić, co najwyżej stracą wiernych odwiedzających kościoły. A władza i tak się wyżywi...
Całkowicie nieprzyjaznym (a nawet nierozumnym!) działaniem pewnych rodaków jest wygrzebanie omawianej sprawy na parę dni przed pierwszą wizytą w Polsce papieża Benedykta XIV. Więcej - to skandal!
Mełła
dwa dolce na sekundę - Fakt (18
maja 2006)
Paul McCartney dojrzał do
rozstania ze swą żoną furiatką Heather Mills. Po 4 latach małżeństwa
zażądał separacji. Gorycz życiowej porażki, w razie rozwodu, osłodzona
będzie przez ćwierć miliarda dolarów, które ściągnie Heather.
Ikona
młodzieżowej ongiś piosenki ma aż tyle forsy, że może eksperymentować
w dziedzinie rozwodowego dawania na otarcie łez. W końcu co ma zrobić z
taka kasą? Najlepiej podzielić się z wybranką swego serca, choćby byłą.
Gdyby ową ćwiarę podzielić na okres porównywalny z kolejnymi
igrzyskami olimpijskimi, to można obliczyć, że dama za swe towarzystwo
(i stracony czas) nabierze (oprócz eksmęża) kasy w tempie 2 dolary na
sekundę (licząc także godziny nocne, co nie jest przecież pozbawione
sensu).
Przyjmując, że przeciętny
Polak zarabia 2 tys. zł miesięcznie, bogacimy się tu, nad Wisłą, o
0,077 grosza w ciągu sekundy, czyli potrzeba 13 sekund, aby zarobić 1
grosz. Jeżeli podzielimy oba strumienie wzbogacania się (owej pani i
zwykłego rodaka) to pierwszy jest około 8 tysięcy razy większy od
drugiego, a to oznacza, że jeśli dzisiaj zarobiliśmy 100 zł, to ta
pani (w tym samym czasie) - 800 000 zł, czyli prawie milion!
Ale czegóż to mógł się
spodziewać pan Paweł po pani Mills, skoro mill oznacza one
million dollars (pomylił się tylko... 250 razy)? A ponadto - młyn,
fabryka, mleć, zwalcować, grzmocić. No cóż, gościu zignorował słownikowe
interpretacje i niewiarę w przesądy przypłaci miliardową ćwiartką...
Jednak niejeden z naszych rodaków miał jeszcze większy dryg do interesów,
bowiem pomnożył swój majątek w szybszym tempie i pani Mills mogłaby
się nająć u takiego na pomoc domową.
Skądinąd wiadomo, że eksbitels
miał romantyczne podejście do kobiet - Nie chciał, żeby podpisywała
umowę przedmałżeńską, ponieważ uważa, że to nieromantyczne. Poza
tym zna ją na tyle, żeby wiedzieć, że to niepotrzebne.
No i podzieli nie tylko majątek,
ale i los podobnych mu jeleni. Zwykle takim przyprawia się poroże, ale
tutaj potrąca należne. Co lepsze?
Nieruchawi Bryci - Fakt (18
maja 2006)
Aż 17 lat potrzebowała pewna
Angielka, aby zorientować się, że jej mąż jest... kobietą. Wychodząc
za mąż, mogła sądzić, że jej wybranek to facet. Ale był to
transseksualista (wcześniej przeszedł operację zmiany płci), który
sprytnie oszukiwał swą partnerkę w sypialni.
Nie
wiadomo, w jaki sposób sprytnie oszukiwał. Ale i dlaczego to czynił?
Jaki miał w tym... interes? A pani, skoro miłowała, to chyba inność
nie powinna jej przeszkadzać - wszak zachodnioeuropejscy obywatele szanują
nowoczesne konstytucje zabraniające szykanowania odmieńców.
A swoją drogą - ci Bryci to
flegmatyczni a nieruchawi wyspiarze! Pomyślmy, takie leniwce - inne
ssaki, które w przyrodzie są zadziwiająco niemrawe - połapałyby się
kilka lat wcześniej, że ichnie przyrodzenia nie w pełni są
kompatybilne (a niby bardziej debilne od ludzi).
Brawa dla Martyny - Dziennik (19
maja 2006)
Martyna weszła na Dach Świata.
Po prawie dwóch miesiącach wspinaczki Martyna Wojciechowska stanęła
wczoraj na szczycie Mount Everestu. Jest trzecią Polką, która zdobyła
najwyższą górę świata.
Gratulacje
dla wszechstronnej Polki! Gdzież jej jeszcze nie było? Nawet na stronach
magazynu dla panów, także w jakże pagórzastej branży, aż stoczyć z
wrażenia się można... Istotne różnice - teraz w zimnych śnieżnych górach
i okutana w kombinezon, zaś kiedyś, przed obiektywem - żar i
niedostatek strojów. Tylko pozazdrościć tylu przygód!
Mam nadzieję, że skoro ów Dach
został tak wielkoliterowo uczczony przez gazetę, to również będzie
ona pisywać Mur Chiński oraz Biegun Północny - jakaś
konsekwencja by się przydała (choć teraz to jednak jest błędnie).
Ponadto, skoro już stanęła, to raczej na szczycie Mount Everest
(nie Mount Everestu). Można być w stanie Alaska, w mieście
Gdynia, w miejscowości Wisła, na szczycie Rysy (albo
po prostu - na Alasce, w Gdyni, w Wiśle, na
Rysach). Innym problemem jest - czy była na Mount Evereście,
czy na Mouncie Evereście? Po powrocie należałoby zapytać...
Ludzie jak żubry? - Dziennik (19
maja 2006)
Po II wojnie światowej
postanowiono odbudować gatunek. Odkupiono kilka żubrów nizinnych. Od
nich pochodzi dzisiejsza populacja, czyli ok. 2 tys. sztuk. Jednak ciągłe
krzyżowanie się spokrewnionych osobników spowodowało, że gatunek
staje się coraz słabszy. Bez dopływu świeżej krwi może wymrzeć. Żubry
mogą uratować tylko genetycy, którzy nad tym pracują.
Od
czasu do czasu ludzkość popada w obłęd, zapewne dlatego, że na początku
swej drogi krzyżowała się tylko jedna rodzina w okolicach jabłoni o
smakowitych owocach i to przy grzesznym udziale węża zwodnika. Genetyków
a pomagierów wówczas raczej nie było... Nie wiadomo, co zostanie po
ludzkości za parę tysięcy lat, ale po żubrach to oczywiście nam
wiadomo - żubrówka!

Zaskakujące są takie "ludzkie" odruchy osób na świeczniku, zwłaszcza kościelnym. Swego czasu Jezus pogonił ze świątyni towarzystwo kupczące drobiazgiem jarmarcznym. Przez dwa tysiące lat zmienił się towar i skala handlu. Kapłani zwykle stawiają wysokie wymagania wobec swych owieczek, które nękane i prowadzone są również przez świeckich etyków. Jednak wobec siebie stosują jakby inne miary. Przecież taka informacja niesie w sobie większy ładunek sabotażu, niźli najbardziej wymyślne antyreligijne intrygi przeciwników Kościoła. I żeby to chociaż czynili kapłani po tej stronie żelaznej kurtyny (wyrzuconej już na złom), ale w świecie o wyższym poziomie cywilizacji i etyki? Przecież rzekomo Zachód wytyczał kierunki Wschodowi. Skandal! Często złośliwcy maści wszelakiej mawiają o niektórych księżach, że bez sowitej opłaty, to nic u nich nie załatwisz. Łudzimy się, że to niegodne pomówienia na jakże niskim szczebelku. A tu interesy na całego i bez żenady.
Jeszcze większym skandalistą okazał się były kanclerz Niemiec, który wszedł do rosyjskiej spółki za bajońskie wynagrodzenie, niejako na otarcie łez po zakończeniu politycznej kariery. I uczynił to niedługo po wejściu Polski do Unii, w której tego typu transakcje powinny być ustalane i negocjowane wewnątrz, niejako we wspólnym interesie. To kolejny skandal w wykonaniu obywatela pochodzącego z lepszej części Europy. Gdyby to rząd Polski podjął analogiczne gospodarcze działania z partnerami spoza Unii, to każdy jej obywatel (w tym politycy) uznałby to za krańcowy przejaw braku lojalności wobec "starych" państw UE. Od razu widać różnicę pomiędzy wpływowymi Niemcami a lekceważoną Polską - nasi sąsiedzi natychmiast by wezwali nas na konsultacyjny dywanik oraz do anulowania porozumień, natomiast w przypadku odwrotnym - ani nie rozumieją popełnionej gafy, ani nie pojmują naszego dyskomfortu.
Jako opowiadający się za przystąpieniem Polski do UE, jestem oburzony takim obrotem sprawy - zarówno nonszalanckim stanowiskiem Niemców, jak również brakiem właściwiej reakcji pozostałych państw wspólnoty. Gdzie solidarność oraz dobre obyczaje? I całkowicie popieram stanowisko zajęte przez ministra Sikorskiego - dzięki niemu może coś Niemcy zaczną "kumać w sprawie", bowiem do dzisiaj w ogóle nie "czują blusa"..

Tunezyjskie miasto o nazwie Djerba spolszczono jako Dżerba (podobnie jak wspomnianą nazwę szczytu) zatem nie bójmy się spolszczeń.

Do incydentu doszło w środę w nocy klubie w Monachium. Dwaj policyjni kadeci w wieku 23 i 25 lat wszczęli bójkę z bramkarzem, który poprosił ich o opuszczenie klubu. W odpowiedzi jeden z nich wyciągał rękę i krzyczał do bramkarza "Sieg Heil". Obaj krzyczeli również "jesteśmy z policji". Awanturnicy zostali zatrzymani pod zarzutem pogwałcenia przepisów antynazistowskich. Grozi im wydalenie ze służby. - Onet (11 maja 2006).
Należy wprowadzić surowsze kary dla funkcjonariuszy państwowych i innych służb mundurowych. Także wobec przedstawicieli zawodów podwyższonego zaufania społecznego - lekarzy, prawników, nauczycieli. Kary byłyby orzekane w wysokości zwiększonej o 25-100% w stosunku do kary przewidzianej wobec "zwykłego" obywatela - przy wyroku do jednego roku więzienia wyrok podnoszono by niejako automatycznie o 100%, przy 5-6 latach - 50%, przy 10-11 latach - 25%, powyżej 15 lat - 12,5% itd. (przy odpowiedniej interpolacji). Nie może być tak, że za identyczne przestępstwo hydraulik i policjant są zagrożeni tym samym wyrokiem za przestępstwo/wykroczenie choćby opisane powyżej. Lekarzowi orzecznikowi powinna grozić wyższa kara za oszustwo rentowe, niż pracownikowi biura turystycznego za oszustwo wycieczkowe.
Za sfałszowanie jakiejkolwiek listy, wyższa kara powinna być orzeczona wobec radnego, posła czy ministra, niż wobec tapicera.
Za posługiwanie się fałszywymi listami (albo tylko sprawienie wrażenia posiadania takowych), aby odroczyć (albo unieważnić) licytację przez jakiegokolwiek cwaniaka, kara powinna być wyższa wobec wipa niż wobec przeciętnego rodaka.
Nie ulega wątpliwości, że sędzia, adwokat, komornik, prokurator za przestępstwa, w szczególności dotyczące wykorzystywania swego stanowiska, powinni otrzymywać wyższe kary niż kierowca autobusu.
Aby uniknąć spłaszczeniu orzekanych kar, proces należy przeprowadzać według procedur "jak dla zwykłych obywateli" i po orzeczeniu kary byłaby ogłaszana kara dodatkowa w przypadku sprawowania, przez daną osobę, funkcji uznanej w społeczeństwie za szczególną.
Polityczni pyskacze wyższego szczebla (od radnego) byliby surowiej traktowani niż zwykli (bazarowi, piwni, ogródkowi, wczasowi) awanturnicy.
Prawo powinno być sprawiedliwe. Ale sprawiedliwe to nie znaczy równe. Jeśli kogoś społeczeństwo wyniosło ponad swoją średnią, a ów wyniesiony sprzeniewierzył się zaufaniu w nim pokładanym, choć przecież korzystał z rozmaitych przywilejów, to sprawiedliwa kara będzie wyższa, niż w przypadku osądu zwykłego obywatela. Aby nie było nieporozumień - na umowie dotyczącej zatrudnienia, osoby pełniące wybrane funkcje, podpisywałyby formułę informującą je, że *Znana mi jest szczególna rola do spełnienia w społeczeństwie. W przypadku popełnienia przestępstwa, zgadzam się na surowsze potraktowanie przez wymiar sprawiedliwości*.
Osobną grupą są nasi rodacy, którzy swoimi przestępczymi działaniami przynieśli ujmę naszej Ojczyźnie. Niestety, sporo Polaków poza granicami kraju, dopuszcza się nie tylko alkoholowych hec, kradzieży i oszustw, ale również morderstw, także niewybrednych zachowań naszych narodowych reprezentantów, zwłaszcza sportowców. W takich przypadkach procesy byłyby prowadzone według normalnych procedur (w kraju lub poza Polską), jednak po ogłoszeniu lub jeszcze podczas trwania procesu w niegodnej sprawie, w Polsce odbyłby się dodatkowy "proces o przyniesienie ujmy Narodowi Polskiemu". Dodatkowa wysokość kary zależałaby od skali przysporzenia szkód moralnych Polsce, czyli nam - Polkom i Polakom. Nie może być tak, że polski złodziej, oszust, zabójca, czy sportowiec czyniący rasistowskie gesty lub machający swastyką, oburza swym postępowaniem w dwójnasób, przyczyniając się do spadku zaufania obcych narodów do Narodu Polskiego.
W ramach Unii Europejskiej należy zunifikować i uprościć przepisy o wzajemnej ekstradycji wobec obywateli Unii. Nie może być tak, że wszyscy jesteśmy za sprawiedliwym osądem, ale każdy z osobna chciałby utrudnić przekazanie podejrzanego (bo to nasz, swojak i rodak) do kraju popełnienia przestępstwa (to oni - nie nasi). Przecież w obrębie polskich krain czy województw przekazuje się podejrzanych bez dodatkowych przeszkód. Jeśli autentycznie chcemy zwalczać przestępczość w Europie bez granic a wierzymy w sprawiedliwe europejskie sądy, to nie możemy studiować konstytucji, aby znaleźć jakiekolwiek powody przeciwko ekstradycji podejrzanego. Oczywiście, wszystkie konstytucje państw członkowskich powinny być niezwłocznie zmienione, aby ułatwić przekazywanie złoczyńców pomiędzy unijnymi państwami. Skoro w obrębie krajów UE pojęcia import/eksport zostały radykalnie zmodernizowane, zatem również pojęcie ekstradycja powinno zostać właściwie potraktowane, czyli uznane jedynie za... historyczne.

Inżynierowie odpowiedzą za kradzież projektów. Dziewięciu śląskich inżynierów, którzy przechodząc do konkurencyjnej firmy zabrali ze sobą projekty i programy komputerowe warte kilka milionów złotych, odpowie przed sądem m.in. za kradzież i paserstwo. Może im grozić nawet pięć lat więzienia. To największa ze spraw dotyczących kradzieży własności intelektualnej i myśli technicznej, rozpracowanych w ostatnich latach przez śląską policję i prokuraturę.
Przeciętny Polak nie wymieni nazwiska choćby jednego polskiego inżyniera, który coś zrobił dla naszego kraju, mieszkał w nim, a jednocześnie uczciwie się dorobił. Owszem, bywają inżynierowie, którzy czegoś dokonali za granicą. Jeśli funkcjonowali w Polsce, to swym stanem majątkowym przypominają radzieckiego dziada a geniusza od broni maszynowej - Kałasznikowa. Polski inżynier, jeśli pracuje w swoim zawodzie, ale nie został prezesem lub głównym projektantem, to po 30 latach pracy jest zwykłym dziadem. A kapitalistyczne społeczeństwo ocenia ludzi według stanu majątkowego albo według wpływów politycznych (co zresztą często idzie w parze). Ceny na projekty, a zwłaszcza oprogramowanie, osiągają poziom światowy, jednak płace są żenujące. Kilkanaście lat transformacji nic nie dało - Polskę rozkradziono, a moralność inteligencji (w tym także inżynierów) schodzi na psy. Mamy też krezusowych inżynierów. Tacy "pracują" w branżach typu rafineria, energetyka, chemia i "wymyślają" rozmaite "wynalazki". Znane są wnioski racjonalizatorskie dotyczące produkcji silnikowego oleju, za co "wynalazca" a prezes wziął kilkaset tysięcy złotych (tu bez cudzysłowu, bowiem to jedyne prawdziwe precjoza w wirtualnym "twórczym" świecie). Słyszano o "modernizacjach" w branży wydobywczej (w szczególności produkcja miedzi). Inżynierowie (prezesi a kumple) rozpisują swoje pomysły na formularzach, wzajemnie się popierają i ciągną szmalec z oślego a oszukiwanego narodu. Zwykle zresztą zgodnie z... prawem.
Dlaczego polski inżynier (robotnik, nauczyciel, lekarz) jest dziadem w porównaniu z zachodnim odpowiednikiem? Ponieważ w swej płacy zawarty jest jakiś ukryty podatek związany z zadłużeniem naszego kraju. W każdej płacy (zgodnie z zasadą zachowania materii) musi być ten podatek, bowiem ileś miliardów dolarów rocznie spłacamy długów powiększonych o odsetki. I sytuacja się pogarsza z co najmniej trzech powodów - coraz więcej Polaków przechodzi na emeryturę i rentę (tu bijemy rekordy światowe), coraz więcej młodych i energicznych rodaków wyjeżdża za granicę oraz coraz więcej cwaniaków stosunkowo bezkarnie okrada wszystkie sektory, które można jeszcze oskubać, a demokratyczne prawo (cwani adwokaci, mierne sądy, przepełnienie więzień, rozmaite komitety helsińskie) sprzyja owemu szabrownictwu. Mało tego - im więcej wyjeżdża rozgarniętych rodaków i swoje najlepsze lata pracy i pomysły wtłaczają w już wyżej cywilizowaną gospodarkę krajów zachodnich, tym trudniej będzie - mało walecznym, a pozostałym w Ojczyźnie - rodakom dogonić uciekający peleton.
Spójrzmy na autobus, czyli na taki sobie wytwór robotnika i inżyniera. Firmy przewozowe podają koszty nabycia - od 800 tys. zł do miliona złotych. Zwykły, miejski autobus. No, te droższe to z bajerami typu przegub lub przyklęk. Ale ich cena dochodzi do 1,3 mln zł!
Tydzień temu podano, że autobusy, które będą wozić piłkarskie kadry narodowe podczas mistrzostw świata w Niemczech, kosztują po 300 tys. europów, czyli poniżej 1,2 mln zł. Polski autobus jest seryjnym niewyuzdanym wozem, przy czym polskiemu pracownikowi płaci się parę razy mniej niż niemieckiemu. A ten niemiecki autobus to jednak małoseryjny, specjalnie malowany w barwy narodowe i ma WC oraz małą kuchnię. I pewnie sporo innych bajerów. To kto kogo nabiera z tymi cenami autobusów? Czy ktoś to wyjaśni? W końcu takim niemieckim autobusem nie jeżdżą polscy inżynierowie, czy inne dziady, ale piłkarze, którzy na co dzień mają takie bryki, o których przeciętnemu Polakowi to nawet się nie śniło.
I porównajmy - nasz robotnik i inżynier za pracę ma kilka razy mniej niż niemieccy koledzy po fachu, a ceny autobusów są mniej więcej podobne. Kwadratura koła... autobusowego?
Polski inżynier może przez całe swoje zawodowe życie kupić jeden taki autobus. A dokładniej - nie przez, ale po, czyli przechodząc na emeryturę. Oczywiście - nic nie wydawać i lokować na koncie gwarantującym zachowanie mocy nabywczej zbieranych banknotów NBP. I jeśli trafi mu się okazja zakombinowania, to kilka milionów złotych (nawet do spółki) to niezła gratka, zwłaszcza że nie jest to bandycki napad rabunkowy, czy oskubanie lokatorów domu starców, a szansa niewyjścia sprawy na jaw - spora. Zwłaszcza, że polski inżynier codziennie czyta prasę i wie, że w Polsce w parę lat nie dorobi się na uczciwej pracy, lecz na kombinacjach wszelakich - widzi kariery polityków, którzy ze zwykłych ludzi za komuny, w parę lat zostali krezusami finansjery. Przecież nie z normalnej, chrześcijańskiej pracy, jak Pan Bóg przykazał.
Niemiecki inżynier musiałby być niespełna rozumu, aby połaszczyć się na programy, które dla niego są relatywnie kilkunastokrotnie tańsze. Tam inżyniera, lekarza i nauczyciela szanuje się i odpowiednio wynagradza. I pewnie nie jest to tylko sprawa godniejszego życia i ekonomii - to także sprawa prestiżu. Ten ostatni aspekt został dostrzeżony przez nowego ministra edukacji, który będzie walczyć o wyższe płace dla nauczycieli nie pod sztandarem wzrostu stopy życiowej w aspekcie pustawych żołądków, ale pod hasłem podniesienia prestiżu tej grupy zawodowej. Po kilkunastu latach III PR nareszcie zaczyna się mówić o prestiżu. Transformatorzy naszej polityki raczej o tym nie wspominali. Oni jedynie wyjaśniali, że popełniano wprawdzie błędy podczas zmian ustrojowych, jednak w skutek wypaczeń to nie oni ponosili straty - im prestiżu i bogactwa jakoś dziwnie przybywało...
Porządne firmy płacą swoim pracownikom godnie, to znaczy, aby społeczeństwo widziało, że praca w danej firmie to sprawa także prestiżu. Jak kolejarzom w II RP. A polski inżynier to zwykle autentyczny dziad, i jeśli mu się coś nie podoba, to usłyszy niemal salonowe spierdalaj lub "kaczyńskie - spierdalaj dziadu" i będzie to właściwa odzywka pracodawcy, zresztą najczęściej też z... dziadowskiej firmy.
Pani
Europa w rozkroku - TVN24 (13
maja 2006)
Z okazji
25. rocznicy zamachu na papieża...
Redakcja miała 25 lat na przemyślenie tego zdania, a jednak popełniła
fopa. I tak dobrze, że kilkanaście dni temu o Wielkanocy nie napisano,
że to święto z okazji ukrzyżowania Jezusa.
Henryk Piecuch, autor ok. 40 książek
(w tym kontrowersyjnej o Polkach służących albo "służących"
w Batalionie im. Emilii Plater) w wywiadzie udzielonym z okazji (sic!)
zamachu na JPII, na pytanie - kto jest odpowiedzialny za tę tragedię?,
zagadkowo wyjaśnił - odpowiedź jest prosta jak konstrukcja sierpa i
młota.
Polska
wśród państw organizujących komitet ds. budowy pokoju.
Od paru miesięcy telestacja stosuje manierę pisania wieści wyłącznie
wielkimi literami (małe zostały wyeliminowane). Radykalnie spadła
liczba błędów językowych, ale mogą być problemy ze zrozumieniem
tekstu, bowiem cytowaną informację można odczytać (zwłaszcza - a może
wyłącznie - w naszym języku) jako kontynuację wyborczych zapowiedzi
PiS. Wprawdzie my, Polacy, oczekujemy (jeśli już muszą powstawać)
komitetów do spraw budowy całych mieszkań i dzielnic, ale od czegoś
trzeba zacząć - niech budują choć tylko pokoje. Może także - wzorem
zamożniejszych państw - w kontenerach tudzież przyczepach kampingowych.
W felietonie nt. czasu pracy w UE,
autorka zauważyła, że *Europa stoi w
rozkroku* po szerszym otwarciu granic państw
Unii. Istotnie, coraz więcej naszych rodaków, w szczególności tej ładniejszej
połowy, upodabnia się do wspomnianej Europy, jednak ową pozycję
preferuje jako leżącą na wznak. Niemieccy fachowcy od sportu i
"sportu" wróżą, że szczytowanie tej formy spędzania wolnego
czasu przypadnie podczas Mundialu (dlaczego nazwa nie z niemiecka?), w
czym górować mają reprezentantki z Europy Wschodniej, a konkretnie (o,
tu nie powinniśmy mieć kompleksów w odstawaniu od czołówek) Polki.
Zdaje się, że kibice będą mieli jednak co wspominać, nawet jeśli wyczynów
naszych członków (narodowej kadry piłkarskiej) nie będą sławić
poeci.
AKTUALNOŚCI
STYCZNIOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGI
i przechodzimy na 2005r
AKTUALNOŚCI
GRUDNIOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGI
AKTUALNOŚCI
LISTOPADOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGI
AKTUALNOŚCI
PAŹDZIERNIKOWY MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGI
AKTUALNOŚCI
WRZEŚNIOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGI
AKTUALNOŚCI
SIERPNIOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGI
AKTUALNOŚCI
CZERWCOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGI
AKTUALNOŚCI
MAJOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGI
AKTUALNOŚCI
KWIETNIOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
ARTYKUŁY
- tematy do przemyślenia
i wiele innych w kolejnych działach wydawnictwa:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
"AFERY PRAWA" - Niezależne Czasopismo
Internetowe www.aferyprawa.com Redaktor Naczelny: mgr inż. ZDZISŁAW RACZKOWSKI |
|
WSZYSTKICH SĘDZIÓW INFORMUJĘ ŻE
PROWADZENIE STRON PUBLICYSTYCZNYCH
JEST W ZGODZIE z Art. 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ
1 - Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz
pozyskiwania i rozpowszechniania informacji.
2 - Cenzura prewencyjna środków społecznego przekazu oraz koncesjonowanie
prasy są zakazane.
ponadto
Art. 31.3
Ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób. Ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i
praw.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.