opublikowano: 26-10-2010
Przypadki
Stefana Niesiołowskiego vel Aarona Nusselbauma i Kręte
drogi Julii Pitery zd. Zakrzewskiej. Prawdziwe historie liderów POrtii! Prof.
Jerzy Robert Nowak
„Precz
stąd wszyscy, którzy kochają kłamstwo i nim żyją!"
(22, 15)
GALERIA
POlityków!? Prawdziwe Oblicza POrtii - znane już z historii!?
„Ein
Volk, ein Reich, ein Euro"
PO nas choćby POTOP!!!
POwiedz
Jude-UE!!!
Jaki
kryminał ma do ukrycia człowiek ze zmienionym nazwiskiem Stefan Niesiołowski
- Aaron Nusselbaum ?
Badacz owadów, poseł Stefan
Niesiołowski, popularnie zwany "profesorem od robaków", od lat wyróżnia
się niebywałymi napadami politycznej agresji. Można wręcz podziwiać jego
wyjątkową "hojność" w obdarzaniu przeciwników politycznych
wyzwiskami. Postępowanie Niesiołowskiego najlepiej scharakteryzował satyryk
Marcin Wolski, pisząc parę lat temu: "Senator Niesiołowski tak długo
zbierał muchy-plujki, aż sam się upodobnił do jednej z nich". Za swoje
tak staranne opluwanie wszystkich inaczej myślących niż politycy z PO Niesiołowski
doczekał się upragnionej nagrody - został wicemarszałkiem obecnego Sejmu.
Ostatnio w programie Tomasza
Sekielskiego w TVN z 7 grudnia 2007 r. nowy przykład tej pasji w wykonaniu świeżo
upieczonego wicemarszałka Sejmu RP. Radio Maryja, powszechnie uważane za najważniejszy
w mediach bastion obrony wiary i polskości, zostało oczernione przez Niesiołowskiego
jako rzekomo szkodzące Polsce. Z równą furią zaatakował Niesiołowski ojca
dyrektora Tadeusza Rydzyka, apelując o jego jak najszybsze usunięcie jako
rzekomego "szkodnika". Nie zabrakło też epitetów pod moim adresem.
Stefan Niesiołowski zarzucił mi kłamstwo, choć nie znalazł, bo nie mógł
znaleźć, żadnego przykładu mego rzekomego rozmijania się z prawdą.
Najbardziej oburzający jednak był atak na księdza biskupa Józefa
Zawitkowskiego. Ten wspaniały hierarcha, słynny z jakże pięknej poetyckiej
formy wyrażania swego głębokiego zatroskania o Kościół i Naród,
"naraził się" Niesiołowskiemu jakże wzruszającą homilią, wygłoszoną
podczas uroczystości 16-lecia Radia Maryja w dniu 7 grudnia 2007 r., a zwłaszcza
stwierdzeniem, że w Toruniu "powiało polskością"! Niesiołowski
napiętnował słowa księdza biskupa jako rzekomy wyraz "niepojętego zaślepienia,
ślepoty na fakty", bo Radio Maryja "szkodzi Polsce".
Powie ktoś, po co zajmuję się tu kolejną nieobliczalną napaścią posła
Niesiołowskiego? Niestety, jest on dziś wicemarszałkiem Sejmu RP i pewno będzie
jeszcze długo zaniżał poziom polskiej debaty parlamentarnej. I będzie nadal
wprowadzał - zamiast Norwidowskiej zasady "różnienia się pięknie"
- zwyczaj równania z ziemią wszystkich inaczej myślących.
W konspiracyjnym "Ruchu"
Karierze Stefana Niesiołowskiego szczególnie mocno służył upowszechniany
przez niego na każdym kroku mit o swojej bohaterskiej przeszłości,
konspiracji i więzieniu. Niesiołowski wielokrotnie pisał o swej roli w działalności
niepodległościowego "Ruchu" (m.in. w książkach "Wysoki
brzeg", Poznań 1989; "Ruch przeciw totalitaryzmowi", Warszawa
1989 - wydany pod pseudonimem Ewy Ostrołęckiej) oraz w publikacjach prasowych.
Prawdą jest to, że Niesiołowski konspirował i siedział w więzieniu, ale ta
prawda jest jakże niepełna bez towarzyszących jej faktów, ilustrujących załamanie
się Niesiołowskiego już w pierwszym dniu śledztwa i nagminne sypanie kolegów
i koleżanek z konspiracji, począwszy od własnej narzeczonej. Przypomnijmy
konkretne świadectwa na ten temat.
Współorganizowany przez Stefana Niesiołowskiego w drugiej połowie lat 60.
konspiracyjny "Ruch" miał program jednoznacznie nastawiony na dążenia
w kierunku odzyskania niepodległości Polski, i to było jego najważniejszą
zaletą. Dużo mniej zachęcające były przyjęte przez działaczy
"Ruchu" metody zdobywania środków na konspiracyjną propagandę celów
niepodległościowych. I tak np. prawdziwą ślepą uliczką działań
konspiracyjnych wydaje się, opisany przez S. Niesiołowskiego, pomysł zdobycia
pieniędzy dla "Ruchu" przez napad na ekspedientkę. Jak zeznawał
Niesiołowski: "W rezultacie przeprowadzonych obserwacji podjęliśmy próbę
przejęcia pieniędzy, odnoszonych do banku przez ekspedientkę z tego sklepu
[przy ul. Źródłowej w Łodzi - J.R.N.], co miało miejsce w styczniu lub
lutym 1969 roku. Z tym, że idąc na miejsce, z góry byliśmy ograniczeni
naszym podstawowym założeniem w tego rodzaju poczynaniach - nie mogliśmy pod
żadnym pozorem używać przemocy. Gdyby użycie przemocy okazało się
konieczne, akcję mieliśmy odwołać. Tak też się stało, ponieważ bezpośrednio
działająca osoba - Andrzej Czuma - jak mi później powiedział, podszedł do
tej kobiety, ale kiedy zorientował się, że odebranie pieniędzy wiąże się
z koniecznością użycia siły, z zamiaru tego zrezygnował" (cyt. za E.
Ostrołęcka [S. Niesiołowski - J.R.N.] "'Ruch' przeciw
totalitaryzmowi", Warszawa 1989, s. 191).
Ostatecznie "Ruch" zrezygnował z metod zdobywania pieniędzy przy
zastosowaniu środków przemocy. Mówił o tym S. Niesiołowski w swym zeznaniu
z 1 lipca 1970 r., stwierdzając m.in.: "Doszliśmy do wniosku, że należy
zaprzestać napadów i włamań ze względów natury moralnej, ponieważ takie
działania mogą doprowadzić do wyrządzenia krzywdy jednostkom" (cyt. za
E. Ostrołęcka [S. Niesiołowski - J.R.N.], op. cit., s. 192). Stosowano
natomiast, by zabezpieczyć możliwości konspiracyjnej pracy propagandowej,
kradzież maszyn do pisania w różnych częściach Polski. Stefan Niesiołowski
zeznawał, że brał udział w kradzieży maszyn do pisania: z Katedry
Fizjologii Roślin Uniwersytetu Łódzkiego, z lokalu redakcji, z Biblioteki
Uniwersyteckiej w Łodzi, z Prezydium WRN w Łodzi, z Katedry Nauk Politycznych
PL, z Rady Narodowej dla dzielnicy Łódź Śródmieście (por. E. Ostrołęcka:
op. cit., s. 192). Sam Niesiołowski popisał się wielką zręcznością w
kradzieży maszyn do pisania, dwukrotnie osobiście wynosząc je z pomieszczeń
(por. tamże, s. 192).
Warto dodać, że niezależnie od tych trudnych do pochwalenia metod
"Ruch" wyróżnił się wydawaniem dwóch pism: ogólnopolskiego
"Biuletynu" pod redakcją Emila Morgiewicza i łódzkiego lokalnego
"Informatora" pod redakcją S. Niesiołowskiego i Stefana Turschmida
(por. S. Niesiołowski, "Niepodległość, antykomunizm",
"Ozon" z 5 lipca 2006 r.).
Według zeznań Niesiołowskiego udało mu się zniszczyć, umieszczoną na
Rysach, tabliczkę ku czci Lenina. Co najważniejsze, Niesiołowski zniszczył tę
tablicę w najodpowiedniejszym momencie - w dzień po wkroczeniu wojsk państw
Układu Warszawskiego do Czechosłowacji (por. E. Ostrołęcka: op. cit., s.
194).
Konspiratorom z "Ruchu" nie udało się jednak doprowadzić do
realizacji zaplanowanych przez nich dużo ambitniejszych celów - wysadzenia w
powietrze pomnika Lenina i spalenia Muzeum Lenina w Poroninie. Donosy położyły
kres działalności "Ruchu". Wtedy doszło jednak do mało
heroicznego, wręcz tchórzliwego, zachowania Stefana Niesiołowskiego w śledztwie,
jego sypania na współwięźniów, począwszy od pierwszych dni przesłuchań.
Zacytujmy tu konkretne dowody na to, w oparciu o protokoły z przesłuchań działaczy
z konspiracyjnego "Ruchu", znajdujące się w Instytucie Pamięci
Narodowej (nr sprawy II 3 Ds. 25/70, tom VI). Przesłuchującym był por.
Dariusz Borowczyk z KW MO w Łodzi. Oto fragmenty tych przesłuchań:
1. Na s. 11-12 wspomnianego zbioru protokołów dowiadujemy się, pod datą 20
czerwca 1970 r. o godz. 15.10, iż "Stefan Myszkiewicz - Niesiołowski
przyznaje się do tego, że istniał 'Ruch', że był organizacją konspiracyjną.
Twierdzi, że nie było przywódców".
2. W tym samym VI tomie zbioru protokołów przesłuchań, na s. 11-20, pod datą
21 czerwca 1970 r. czytamy zeznanie Niesiołowskiego, otwarcie informujące:
"Przyznaję się do winy w przedmiocie przedstawionego mi zarzutu i wyjaśniam,
co następuje..." - i tu padają nazwiska najbliższych i przyjaciół, w
tym brata S. Niesiołowskiego - Marka, Andrzeja i Benedykta Czumów, Andrzeja Woźnickiego.
3. Pod datą 25 czerwca 1970 r. Niesiołowski odsłania przesłuchującemu go
oficerowi rozszyfrowane przez niego pseudonimy działaczy "Ruchu":
"Emila" (Emila Morgiewicza), "Jurka" (Benedykta Czumę) i
innych. Równocześnie Niesiołowski starał się wyraźnie maksymalnie
pomniejszyć swoją rolę w "Ruchu", zaprzeczał swojej przynależności
do "Ruchu" i współredagowania tajnego "Biuletynu" (por. A.
Echolette: "Niesiołowski sypie 'Ruch'", "Nasza Polska" z 5
grudnia 2006 r.).
4. 28 czerwca 1970 r. następuje totalne załamanie się S. Niesiołowskiego w
czasie przesłuchania, prowadzonego przez kpt. mgr. Leonarda Rybackiego z Biura
Śledczego MSW w Warszawie (por. tom VI wspominanego zbioru protokołów, s.
11-76). Niesiołowski przyznaje: "Wyjaśnienia, jakie wówczas [przed 28
czerwca 1970 r. - przyp. aut.] składałem, odnośnie mojej przynależności i
działalności w nielegalnym związku, częściowo były nieprawdziwe... Pragnę
dziś wyjaśnić mój udział w nielegalnej organizacji w sposób szczery i
zgodny z prawdą...".
5. 29 czerwca 1970 r., w czasie zeznania złożonego przesłuchującemu go kpt.
mgr. Leonardowi Rybackiemu, Niesiołowski sypie własną narzeczoną Elżbietę
Nagrodzką, podając m.in. jakże ciężki w ówczesnej sytuacji dowód przeciw
niej - informację, że Nagrodzka miała - wg planu działań "Ruchu"
- uczestniczyć w akcji podpalenia Muzeum Lenina w Poroninie. Odpowiedni
fragment zeznania S. Niesiołowskiego brzmi: "(...) Pragnę jeszcze wyjaśnić,
że pozyskałem, wiosną 1969 roku, jako członka naszej nielegalnej
organizacji, również Elżbietę Nagrodzką, zam. w Łodzi przy ul. Bydgoskiej
30 m. 39. Nagrodzką zorientowałem, kto jest członkiem organizacji na terenie
Łodzi oraz poznałem z Andrzejem Czumą z Warszawy. Wiadomym mi jest, że
Nagrodzka miała wziąć udział w akcji podpalenia Muzeum Lenina w Poroninie".
6. Pod datą 8 lipca 1970 r. czytamy w zbiorze protokołów, że Niesiołowski
wymienia z nazwiska Andrzeja Czumę, ujawniając, iż: "Andrzej Czuma był
bardzo aktywnym członkiem naszego 'Ruchu' i inicjatorem różnych akcji
(...)".
7. Szczególnie wymowny jest tekst zeznań S. Niesiołowskiego, zaprotokołowany
pod datą 11 lipca 1970 r. (s. 11-24 zbioru protokołów): "Pragnę uzupełnić
oraz sprostować pewne wyjaśnienia, jakie złożyłem do protokołów w czasie
poprzednich przesłuchań, na temat podjętej przez nasz 'Ruch' akcji spalenia
Muzeum Lenina w Poroninie. Celowo zatajałem pewne fakty, ażeby uchronić niektóre
osoby od odpowiedzialności karnej. Dziś całkowicie zrozumiałem swoje niewłaściwe
stanowisko w tej kwestii i dlatego pragnę, tak jak i w innych sprawach, mówić
tylko szczerą prawdę...".
Sprawa b. narzeczonej S. Niesiołowskiego
Osobą, która szczególnie ciężko przeżyła załamanie się Stefana Niesiołowskiego
w śledztwie i jego sypanie na najbliższych, była jego ówczesna narzeczona Elżbieta
Nagrodzka. W dramatycznym liście do redaktora naczelnego tygodnika
"Ozon" Grzegorza Górnego, wystosowanym 1 lipca 2006 r., E. Nagrodzka
tak pisała na ten temat: "Stefan Niesiołowski zbudował swoją pozycję
polityka oraz image nieugiętego herosa na kłamstwie. Załamał się już
pierwszego dnia śledztwa i sypał nas, swojego brata Marka, przyjaciół
Andrzeja i Benedykta Czumów, i mnie, swoją narzeczoną od pierwszego przesłuchania!
Podczas gdy ja, kobieta i szeregowy członek organizacji, przez wiele dni śledztwa
twierdziłam, że 'nic nie wiem o Ruchu' (...) Stefan Niesiołowski nie
wprowadzał mnie do żadnej organizacji, (...) znałam Czumów wyłącznie
towarzysko (patrz protokół z przesłuchania 30.VI.1970 r.), on - mężczyzna i
jeden z przywódców, sypał nas od pierwszego przesłuchania (20.VI.), nie szczędząc
detali. (...) Kiedy po wielu dniach przesłuchań (30.VI.) kolejny raz zaprzeczyłam,
że istnieje 'Ruch', śledczy pokazał mi protokół z 20.VI., podpisany ręką
Niesiołowskiego, w którym podaje szczegóły mojej działalności. Dostałam
wtedy parę innych protokołów z zeznań kolegów, z których wynikało, że
Wojciech Mantaj zaczął zeznawać już 22.VI., Marek Niesiołowski - 25.VI., a
Benedykt Czuma - 28.VI. Dla pikanterii dodam, że na podobną okoliczność
'Ruch' zalecał bezwarunkowe milczenie i ja miałam odwagę się do tego
zalecenia zastosować. Załamanie Stefana i paru innych kolegów przeżyłam
boleśnie. Wyobrażałam sobie idealistycznie, a może naiwnie, że jeśli
wszyscy będą milczeli, SB będzie musiała nas wypuścić. Przecież jeszcze
wtedy nie wiedziałam, że miała wtyczki i sporo informacji o grupie. W tym
samym czasie otrzymywałam od Stefana listy z propozycją 'ślubu w więziennej
kaplicy'. Co za hipokryzja. W furii napisałam list, w którym nazwałam Niesiołowskiego
i tych, którzy sypali, tchórzami i zdrajcami".
W liście wystosowanym w dniu 4 grudnia 2006 r. do marszałka Senatu Bogdana
Borusewicza Elżbieta Nagrodzka pisała m.in.: "(...) Z rzadka mówi się o
tym etapie historii grup niepodległościowych, który jest początkiem końca,
kiedy ktoś zaczyna sypać i wszystko rozpada się jak domek z kart. Tym kimś w
naszym procesie był Stefan Niesiołowski - będąc współzałożycielem, stał
się zarazem grabarzem 'Ruchu'" [podkr. - J.R.N.].
Skazana w procesie uczestników konspiracyjnego "Ruchu" na 2 lata więzienia
Nagrodzka i tak miała dużo szczęścia. Na skutek przeciągania się śledztwa
do procesu doszło już za czasów Gierka - w 1971 roku. W rezultacie wyroki były
bez porównania łagodniejsze, niż byłyby w przypadku przeprowadzenia go
jeszcze za rządów Gomułki. Wówczas groziłoby jej nawet 10 lat więzienia.
Pani Elżbieta po wyjściu na wolność miała wielkie problemy ze zdobyciem
pracy. Będąc dziennikarką, faktycznie straciła wszelkie szanse uprawiania
zawodu. Przez kolejnych 8 lat nie mogła dostać pracy w tym zawodzie i żeby
przetrwać, zatrudniała się jako archiwistka, instruktorka w dzielnicowym domu
kultury etc.
W 1990 r. Nagrodzka wyjechała do Wielkiej Brytanii, gdzie pracując jako
publicystka i krytyk filmowy, wydała kilka książek o brytyjskim filmie. W
1992 r. E. Nagrodzka (E. Królikowska) z zaskoczeniem dowiedziała się o
nieprzyjemnym komentarzu Stefana Niesiołowskiego na temat jej postawy w śledztwie.
Natychmiast przekazała sprawę swojemu przyjacielowi mecenasowi Karolowi Głogowskiemu,
znanemu działaczowi opozycji demokratycznej. Głogowski, w oparciu o jej upoważnienie,
skontaktował się z Niesiołowskim i zażądał od niego natychmiastowych
przeprosin za oszczercze pomówienie. Zagroził również, że w przypadku
nieuzyskania przeprosin ze strony Niesiołowskiego skieruje przeciw niemu do sądu
sprawę o naruszenie dóbr osobistych.
Niesiołowski najpierw wyparł się wszystkiego (wg A. Echolette, "Niesiołowski
sypie 'Ruch'", "Nasza Polska" z 5 grudnia 2006 r.). Później
jednak, przyciśnięty do muru przez mecenasa Głogowskiego, bojąc się skutków
rozprawy sądowej i nagłośnienia całej historii, przeprosił Nagrodzką w
obecności adwokata. Podpisał wówczas (9 listopada 1992 r. w Łodzi) oświadczenie
o następującej treści: "Oświadczam, że cofam słowa wypowiedziane w
dniu 1 stycznia 1992 r. w Muzeum Kinematografii w Łodzi m.in. wobec małż.
Teresy i Bogusława Kobierskich, a dotyczące p. Elżbiety Królikowskiej, którą
przepraszam. Mając powyższe na uwadze, zobowiązuję się równocześnie do
usunięcia z mojej książki pt. 'Wysoki brzeg' fragmentów, odnoszących się
do Agnieszki, które mogą być kojarzone z osobą p. Elżbiety Królikowskiej,
a nadto w przyszłości powstrzymywać się od wypowiedzi na temat p. E. Królikowskiej
w kontekście wspomnianej sprawy. Tytułem dania moralnej satysfakcji zobowiązuję
się wpłacić dwa i pół mil. złotych na Dom Samotnej Matki, w okresie dwóch
miesięcy od daty podpisania niniejszego oświadczenia". W moim posiadaniu
znajduje się zarówno ksero cytowanych wyżej oficjalnych przeprosin ze strony
S. Niesiołowskiego, jak i ksero podziękowania dyrektora Domu Samotnej Matki p.
Ireny Kaproń, złożonego Niesiołowskiemu 18 stycznia 1993 r., po wpłaceniu
przezeń sumy dwóch i pół miliona zł na potrzeby wspomnianego Domu.
Pomimo konieczności przeproszenia Elżbiety Nagrodzkiej w 1992 r., po
kilkunastu latach - w 26. numerze tygodnika "Ozon" z 2006 r. - Niesiołowski
kolejny raz wystąpił przeciw niej (teraz już Elżbiecie Królikowskiej-Avis)
z pomówieniem, umieszczającym jej nazwisko w dwuznacznym kontekście. Pani Elżbieta
od wielu lat przebywa w Anglii (wyszła za mąż za brytyjskiego dziennikarza).
Być może Niesiołowski mniemał, że jego była narzeczona - dziennikarka w
Anglii - nie zauważy jego publikacji w niezbyt szeroko rozpowszechnionym
tygodniku "Ozon". Niesiołowski przeliczył się jednak, bo jego tekst
dotarł do p. Elżbiety, która natychmiast napisała do naczelnego
"Ozonu" red. Grzegorza Górnego sprostowanie, z żądaniem
opublikowania oraz złożyła w sądzie sprawę o naruszenie jej dóbr
osobistych.
Dziennikarz "Gazety Wyborczej" Marcin Masłowski, komentując w
numerze z 13 grudnia 2006 r. wystąpienie Elżbiety Nagrodzkiej na drogę sądową,
pisał m.in.: "Nagrodzka poczuła się urażona stwierdzeniem senatora w
lipcowym 'Ozonie' (...) - 'Niesiołowski naruszył moje dobra osobiste, moją
cześć i godność - mówiła wczoraj w sądzie. Nie miał prawa sugerować, że
zachowałam się niegodnie w śledztwie, bo to on sypał już na pierwszym przesłuchaniu
swoich przyjaciół, rozszyfrowywał pseudonimy. My milczeliśmy, a on, przywódca
- wszystko im mówił. A teraz oskarża mnie o niegodne zachowanie!' (...).
Nagrodzka na dowód pokazała protokoły przesłuchań Niesiołowskiego, które
dostała z IPN. Wynika z nich, że Niesiołowski w rozmowach z oficerami SB
rozszyfrowuje pseudonimy działaczy 'Ruchu', mówi, kto działał w
organizacji".
Redaktor M. Masłowski, informując o sposobie, w jaki Niesiołowski bronił się
przed zarzutami E. Nagrodzkiej, przytaczał jego słowa: "Mówiłem im to,
co i tak wiedzieli. Zeznawałem, i to było błędem. Trzeba było milczeć, ale
na to zdobył się tylko Andrzej Czuma".
W tym samym numerze "Wyborczej" z 13 grudnia 2006 r. znalazł się
komentarz do całej sprawy, napisany przez dziennikarkę Joannę Szczęsną, która
sama niegdyś była uwięziona za konspirację w "Ruchu". Szczęsna
przytoczyła słowa Jana Kelusa, wspominającego proces "taterników"
z 1970 r. w wywiadzie-rzece pt. "Był raz dobry świat". Kelus pisał
tam jakże realistycznie o przebiegu śledztwa w sprawie "taterników":
"'(...) Jedyną osobą, która konsekwentnie odmówiła zeznań, był Jakub
Karpiński (...). Cała reszta w śledztwie zeznawała. Jedni od razu, drudzy
trochę później, jedni kajając się, jak na świętej spowiedzi, inni kręcąc,
kombinując, składając deklaracje ideowe, odcinając się (od rzekomych
zwykle) pomówień, etc. Czyniąc to, każdy znajdował sto pięćdziesiąt
usprawiedliwień czy racjonalizacji takiego postępowania. Natomiast trochę później,
zwykle zaraz po wyjściu na wolność, a czasem jeszcze w więzieniu, zaczynał
tego żałować, dostrzegać prawdziwe powody, dla których dał się wyciągnąć
na zwierzenia - własny strach, głupotę i naiwność. No i jak to ludzie...
Zamiast być surowym w ocenie siebie i wielkodusznym wobec innych, każdy znalazł
sobie kogoś, kto - jego zdaniem - zachował się w śledztwie jak wyjątkowa
szmata, głupek, tchórz... Czyli jednym słowem, gorzej niż on sam'".
Święte słowa i odnoszą się również do procesu 'Ruchu'. Spośród
kilkudziesięciu oskarżonych zeznań w śledztwie odmówili jedynie Andrzej
Czuma i Jan Kapuściński; wszyscy inni (w tym niżej podpisana) zeznania składali.
Te proporcje między ludźmi, którzy dali się złamać czy ogłupić w śledztwie,
a tymi, którzy zachowali milczenie, zmienią się radykalnie dopiero w czasach
KOR-u (...)".
Jak z cytowanego tekstu wynika, nawet dziennikarka "Gazety Wyborczej",
z którą tak intensywnie współpracuje Stefan Niesiołowski, nie potwierdziła
lansowanych przez niego twierdzeń o swoim wyjątkowym heroizmie i przypomniała,
że on też należał do tych osób, które dały się złamać w śledztwie i złożyły
zeznania. Warto dodać, że sam S. Niesiołowski w swej książce pt.
"Wysoki brzeg", będącej skądinąd bardzo panegiryczną próbą
wybielenia swej przeszłości i upozowania się na herosa w jednym miejscu,
najwyraźniej przez niedopatrzenie, opublikował kilka prawdziwych zdań o swej
dawnej postawie w więzieniu: "Próbowałem coś kręcić, ale to prowadziło
donikąd. Musiałem się decydować - albo zaprzeczyć wszystkiemu i odmówić
zeznań, albo zeznawać wykrętnie. Nie miałem odwagi ani sił odmówić zeznań
i to był błąd największy. Potem nie rozumiałem, dlaczego. Nic mnie właściwie
nie usprawiedliwiało, poza strachem. Pewnie, że byli tacy, co zeznawali
gorzej, ale marna to satysfakcja" (por. S. Niesiołowski, "Wysoki
brzeg", Poznań 1989, s. 113).
Polityczna kariera
Warto tu przypomnieć słowa napisane przez p. Elżbietę w liście do marszałka
Senatu RP Bogdana Borusewicza z 4 grudnia 2006 r. w związku z kolejnymi, godzącymi
w nią przekłamaniami S. Niesiołowskiego: "Wnioskując także rewizję
kwalifikacji moralnych Stefana Niesiołowskiego jako senatora, który zbudował
swój autorytet na kłamstwie - jestem przekonana, że gdyby jego wyborcy oraz
media w 1989 roku znali jego tchórzliwą przeszłość, nigdy nie zostałby posłem,
ani z pewnością senatorem". Jakże wymowny komentarz do całej sprawy
niechlubnego zachowania się rzekomego herosa S. Niesiołowskiego w śledztwie
nt. "Ruchu" zamieściła Elżbieta Nagrodzka w końcowej części
swego listu do naczelnego redaktora tygodnika "Ozon" Grzegorza Górnego,
pisząc m.in.: "W międzyczasie Niesiołowski robił karierę polityka i
kreował swój wizerunek herosa, który nie ugiął się w śledztwie. Jego
przyjaciele nie oponowali, mieszkałam już za granicą (...). Wiem tylko, że
przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi i prezydenckimi, kiedy PiS reprezentujący
drogie mu niby wartości narodowo-chrześcijańskie odmówił mu miejsca na
swojej liście wyborczej, zameldował się do jego konkurencji - Platformy
Obywatelskiej! I następnie, wypłacając się PO, zaakceptował rolę
pierwszego pałkarza Platformy, w jednym szeregu z 'Gazetą Wyborczą' i innymi
liberalnymi mediami, TVN, Polsatem, Tok FM czy Radiem Zet. Zaiste, długa droga
- od najemnika do wojownika! (...) Mam nadzieję, że po kolejnych przeprosinach
i opłaceniu kolejnej nawiązki, drogi moje i tego byłego wojownika, a dziś
najemnika, nigdy już się nie spotkają".
Niesiołowski zrobił ogromnie wiele dla zatajenia opisanych powyżej ciemnych
plam ze swojego życiorysu. Przypuszczalnie jednak pamięć o tamtych ponurych
dniach załamania i strachu powraca do niego wciąż w postaci męczących
koszmarów sennych i budzi w nim potrzebę bezustannej agresji jako jedynej
szansy dowartościowania!
Napisał Prof. Jerzy
Robert Nowak
Pitera:
nie czułabym się dobrze w roli szefa CBA
- Pełnomocnik rządu ds. opracowania programu zwalczania nadużyć w
instytucjach publicznych Julia Pitera powiedziała wczoraj dziennikarzom, że
nie czułaby się dobrze w roli szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Pitera
zaznaczyła, że premier nie rozmawiał z nią na temat powołania na to
stanowisko, ale zdecydowanie nie jest zainteresowana tą funkcją. Dodała, że
po rozmowie z premierem będzie mogła powiedzieć więcej.
Kręte drogi Julii Pitery Prof. Jerzy Robert Nowak http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=my&dat=20071222&id=my41.txt
Julia
Pitera przez parę lat należała do najzajadlejszych antypisowskich zagończyków,
wyjątkowo skorych do angażowania się w kolejne pyskówki przeciw tej partii.
Doczekała się za to odpowiedniego uhonorowania poprzez mianowanie jej pełnomocnikiem
rządu Tuska ds. walki z korupcją. Dziś stara się szczególnie zasłużyć
poprzez wszczynanie kolejnych ataków na Radio Maryja i związane z nim dzieła.
Ataki te nie są oparte na żadnych argumentach merytorycznych, nie mają w ogóle
logicznego uzasadnienia. Chodzi po prostu o cel polityczny: jak największe
zaszkodzenie obrazowi Radia Maryja i Ojca Dyrektora Tadeusza Rydzyka. Nachalne
wystąpienia pani Pitery najlepiej zdefiniował poseł PiS Zbigniew Girzyński,
mówiąc: "Pani Pitera próbuje w ten sposób zatuszować swoją
niekompetencję i brak wiedzy niezbędnej do pełnienia piastowanego
stanowiska" (por. "Nasz Dziennik" z 17 grudnia 2007 r.). Trzeba
przyznać, że w porywczej naturze pani minister Pitery od wielu lat zakodowana
jest skłonność do wszczynania różnych promujących ją awantur.
Nieprzypadkowo wśród licznych osób, obserwujących jej emocjonalne działania
w samorządzie warszawskim, już dawno zyskała sobie ksywę "straszna
Julia".
Wiele krytyki wywołało zmienianie partii politycznych przez Piterę - zdążyła
zaliczyć ich aż pięć. Takie zachowanie kameleona ujawniło kolejną, dość
szczególną cechę jej osobowości: absolutny brak jakiegokolwiek poczucia wdzięczności
dla sił politycznych, które kolejno wykorzystała jako trampolinę do pchnięcia
naprzód swej kariery. Pitera parokrotnie "odwdzięczała się" za
poparcie tym większą później agresją (vide historia związków z UPR, a później
Ligą Republikańską, których poparciu zawdzięczała zdobycie kolejnych
mandatów w wyborach na radną).
Kompleks
nieudanej aktorki
Pod koniec liceum zamarzyła o dostaniu się do szkoły teatralnej. Przez cały
rok pilnie uczęszczała na lekcje tańca i dykcji prowadzone przez Krystynę Królikiewicz,
matkę scenarzysty Cezarego Harasimowicza. Lekcje nie na wiele jej się zdały -
oblała egzamin do szkoły teatralnej, co najwyraźniej mocno wówczas przeżyła.
Na internetowym blogu Andrzeja Krzemińskiego można przeczytać o Piterze, że
"cała ta polityczna kariera jest tylko narcystycznym popisem
niezrealizowanej aktoreczki" (cyt. za: E. Isakiewicz, Kompleks śledczej.
Portret Julii Pitery, "Tygodnik Powszechny" z 16 grudnia 2007 r.). Po
oblaniu egzaminu do szkoły teatralnej dostaje się na polonistykę. Dalej pielęgnuje
swe ambicje aktorskie, kieruje sekcją teatralną na Wydziale Polonistyki, bywa
częstym gościem w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej, szuka kolejnych
kontaktów z aktorami. Podobno doczekała się w czasie spotkania z Janem Łomnickim
szczególnie upragnionego komplementu: "Pani byłaby świetną aktorką"
(por. tamże). Pogrzebane szanse na własną karierę artystyczną powetowała
sobie wejściem w "odpowiedni" związek artystyczny - wyszła za
studenta reżyserii w Łódzkiej Szkole Filmowej Pawła Piterę. Jej mężowi
udało się rozpocząć artystyczną karierę - został reżyserem filmowym,
podczas gdy młoda Julia na długo musiała się zadowolić dużo nudniejszą
pracą dokumentalistki w Instytucie Badań Literackich. Nic dziwnego, że mąż
- udany reżyser filmowy - na trwałe zaimponował Julii, nieudanej aktorce. Małgorzata
Subotić pisała w "Rzeczpospolitej" z 8-9 grudnia 2007 r.: "Paweł
jest bardzo ważną osobą z punktu widzenia kariery pani Julii. To on nadaje
ton ich małżeństwu, jest w nim osobą dominującą (...). Każde zdanie
zaczynała od 'mój mąż uważa', ale ponieważ wszyscy się z niej śmiali, to
przestała - twierdzi były radny sejmiku mazowieckiego. - Paweł jest jej
mistrzem, chyba jedyną osobą, której słucha".
Według artykułu Teresy Bochwic w "Rzeczpospolitej" z 10-11 sierpnia
2002 r., Pitera uskarżała się: "W PRL? Czułam się bez przerwy
ograniczona i upokorzona. Nie dawali mi paszportu od 1976 r., bo siostra była
za granicą na stypendium. Odmowę uzasadniali 'ważnymi względami społecznymi'".
Poczucie "upokorzenia" w PRL nie przeszkadzało Julii Piterze i jej mężowi
w ciągłych staraniach u władz partyjnych i państwowych o uzyskanie
mieszkania (wraz z małym synkiem mieszkali u rodziców). Wspominała później:
"Pisaliśmy podania do spółdzielni, odwołania, skargi do KC PZPR, do
sekretarzy partyjnych, do Rady Państwa. Bez skutku" (cyt. za: T. Bochwic,
op. cit.). Pod koniec 1981 r. Piterom udało się uzyskać, niezłe jak na ówczesne
ograniczenia lokalowe, mieszkanie - 67 m kw. na Ursynowie. Nie zadowoliło ich
to, postanowili poszukać odpowiednio dużego strychu do zagospodarowania. I tu
jako młoda rodzina reżyserska zwrócili się o pomoc do Związku
Socjalistycznej Młodzieży Polskiej. W odpowiedzi na skierowane do tego związku
podanie Piterowie uzyskali promesę przyznania odpowiedniego strychu, jeśli
szybko zaczną remont. Uzyskali duży strych na Mokotowie i przystąpili do jego
adaptacji. Już sam fakt, że zwrócili się o pomoc do ZSMP, dowodzi, że nie
byli w latach jaruzelszczyzny skorzy do opozycyjnego angażowania się czy
podejrzani o opozycyjność. Działo się tak, pomimo że sama Julia pracowała
w dość opozycyjnie nastawionym Instytucie Badań Literackich, m.in. razem z
Jadwigą Kaczyńską i z żoną Antoniego Macierewicza. Według "Newsweeka"
z 16 grudnia 2007 r.: "Macierewicz korzystał z pomocy męża Pitery, a
następnie oskarżył go, że jest agentem". O całej sprawie najszerzej
pisze Małgorzata Subotić w "Rzeczpospolitej" z 8-9 grudnia 2007 r.:
"Julia Pitera ze wzburzeniem opowiada mi o tym, co znajomi dziennikarze usłyszeli
od Lecha Kaczyńskiego, gdy był prezydentem Warszawy. - Niech się państwo
dowiedzą, kim jest mąż pani Pitery - miał wtedy powiedzieć prezydent Kaczyński.
Co sugerował? Paweł Pitera znalazł się na liście Wildsteina. - To było
chyba w roku osiemdziesiątym, gdy mąż kończył szkołę filmową w Łodzi -
mówi Pitera. SB zmusiło męża do podpisania oświadczenia, że zobowiązuje
się zachować ich rozmowę w dyskrecji - wyjaśnia. Tę wersję potwierdza też
sam Paweł Pitera, ale zaznacza, że nie wie, co jest w jego teczce. - Sam sobie
nie mogę wybaczyć, że nie poszedłem do IPN, przy nadarzającej się okazji
tam pójdę - mówi, bagatelizując całą sprawę. Jednak papiery, znajdujące
się w Instytucie, jak twierdzi część znajomych Piterów, mogą być powodem
do tego, że w tym małżeństwie to Julia zajęła się aktywnie polityką".
Oskarżana
o ciągłe awanturowanie się
Dzięki pracy w IBL poznała Jarosława Kaczyńskiego. Ta znajomość mocno
procentowała po 1989 r., otwierając Piterze drogę do Kancelarii Prezydenta. W
1991 r. zaczęła tam pracę, w biurze współpracującym z partiami i
organizacjami społecznymi. Wstąpiła wówczas do kierowanej przez Jarosława
Kaczyńskiego partii Porozumienie Centrum, pisała analizy dla prezesa partii.
Według tekstu "Newsweeka" z 16 grudnia 2007 r. na temat J. Pitery:
"Przykleiła się też do Porozumienia Centrum, partii Kaczyńskich. Kiedy
między Kaczyńskimi a Wałęsą zaczęło trzeszczeć, Pitera stała z boku.
Lech Kaczyński nigdy jej nie zapomina, że została w kancelarii Wałęsy,
kiedy wszystkich ludzi z PC wyrzucono na bruk - opowiada jeden ze współpracowników
obecnego prezydenta". W 1992 r. rozpoczęła pracę w Urzędzie Rady
Ministrów, gdzie przez dwa lata pracowała w zespole przygotowującym reformę
samorządu. Później zaczepiła się przy produkcji programu "Pytania o
Polskę" dla TVP 2. W międzyczasie odeszła z PC i zapragnęła spróbować
kariery politycznej w kolejnej partii - tym razem UPR. Przed wyborami samorządowymi
Pitera nawiązała kontakt z jednym z liderów UPR, znanym publicystą Stanisławem
Michalkiewiczem, i udało się jej uzyskać miejsce na liście koalicji Prawica
Razem w wyborach do stołecznej rady miejskiej. Dzięki temu zdobyła mandat
radnej. Szybko na swój sposób odpłaciła red. Michalkiewiczowi za przyjęcie
do UPR i wejście dzięki temu na listę wyborczą. Rozpoczęła falę intryg w
partii, zmierzając dość obcesowo na sam szczyt UPR. Redaktor Michalkiewicz
wspominał: "Pani Julia podjęła próbę przejęcia władzy w partii,
kierując do statutowego organu, tzw. Straży, wniosek o usunięcie z partii
Korwin-Mikkego i mnie. Nic z tego nie wyszło i pani Julia opuściła UPR"
(wg "Newsweeka" z 16 grudnia 2007 r.).
Po wybraniu na radną Pitera rozpoczęła, zakrojoną na bardzo szeroką skalę,
akcję ciągłych oskarżeń o afery korupcyjne, oskarżeń rzucanych na ogół
na wiatr i bez żadnego udokumentowania. Jeden z bardziej znanych warszawskich
radnych, Maciej Białecki, wspominając to wszystko z perspektywy lat, powiedział:
"Nigdy jednak żadnej afery nie wykryła". Według
"Rzeczpospolitej", wiele osób ma podobną do Białeckiego ocenę w
tej sprawie ("Rzeczpospolita" z 8-9 grudnia 2007 r.). Ciągle
ponawiane donośne oskarżenia o korupcję przyniosły jednak Piterze popularność
w szerszych kręgach mieszkańców i torowały jej drogę do dalszej kariery.
Rzucane głośne oskarżenia, ciągłe pieniactwo, nie sprzyjały umacnianiu
autorytetu Pitery wśród miejskich radnych. Było raczej wręcz przeciwnie. Według
autorów "Newsweeka" (nr z 16 grudnia 2007 r.): "W ciągu
czterech lat pracy w Radzie Miasta Pitera dorobiła się opinii awanturnicy, która
wszędzie wietrzy spiski". Z kolei M. Subotić pisała w
"Rzeczpospolitej": "Była utrapieniem dla kolejnych prezydentów
miasta. - Prezydent Wyganowski mnie przed nią ostrzegał - ujawnia jego następca
Marcin Święcicki. - Podburzała ludzi, którzy mieszkali na terenach
przeznaczonych pod Trasę Siekierkowską, choć ja proponowałem im korzystne
warunki. Na szczęście się z nimi porozumiałem. Gdyby posłuchali pani Pitery,
budowa trasy przewlekłaby się o kilka kolejnych lat - twierdzi Święcicki.
Zdaniem kolegów Pitery ze stołecznego samorządu, na sesjach Rady Warszawy była
nieznośna. - Cały czas coś dogadywała, nie zawsze z sensem, komentowała
wszystko, co tylko mogła, i ciągle obsesyjnie posługiwała się słowem
'afera', używała też często określenia 'czerwone pająki' - opowiadają
radni" ("Rzeczpospolita", 8-9 grudnia 2007 r.).
Wsparcie
Pitery przez Ligę Republikańską
Po skonfliktowaniu z UPR i po opuszczeniu tej partii Pitera nie miała skąd
kandydować. W tej sytuacji zaczęła szukać gorączkowo nowej siły
politycznej, z której poparciem mogłaby znów wejść do rady miasta. Udało
się jej zbliżyć do lidera Ligi Republikańskiej Mariusza Kamińskiego
(dzisiejszego szefa CBA), który stał się orędownikiem jej wejścia na listę
wyborczą AWS mimo sprzeciwu wielu polityków tej partii. Według autorów
"Newsweeka", Mariusz Kamiński jednak "postawił sprawę na
ostrzu noża: albo Pitera znajdzie się na liście, albo Liga odejdzie z AWS".
Udało mu się przeforsować wejście Pitery na listę wyborczą, co umożliwiło
jej kolejny wybór do rady miasta. Działanie Kamińskiego w tej sprawie można
z perspektywy czasu ocenić jako jeden z największych jego błędów - ułatwił
dalszą karierę polityczną osobie, która dziś jest jednym z najzajadlejszych
jego wrogów. To Pitera robi dziś wszystko, co możliwe w ramach PO, by
doprowadzić do usunięcia Kamińskiego z kierownictwa CBA. Robi to, mimo że
sama przyznała: "To Kamiński wtedy mi bardzo pomógł" (cyt. za:
"Newsweek" z 16 grudnia 2007 r.). Kolejny raz powtórzył się
schemat, jak w przypadku S. Michalkiewicza: Pitera bez skrupułów wystąpiła
przeciw osobie, której najwięcej zawdzięczała na kolejnym etapie swej
kariery politycznej. Bez Kamińskiego nie miałaby bowiem żadnej szansy
znalezienia się na liście wyborczej w 1998 roku. Były prezydent Warszawy z
ramienia PO Paweł Piskorski, który nieraz zderzał się z Piterą, komentował:
"Ona zdradzała wszystkich, z którymi wiązała się politycznie".
Przez parę lat właśnie z Piskorskim i piskorszczykami z PO Pitera toczyła
najostrzejsze boje w ramach rady miasta, korzystając wtedy ze wsparcia PiS. Był
jednak moment, kiedy mówiła o Piskorskim z nieukrywanym podziwem, nie
wykluczając nawet, że kiedyś mógłby z powodzeniem ubiegać się o
prezydenturę Polski. Przeważającą część udziału w radzie miasta spędziła
jednak na walce z Piskorskim i jego współpracownikami z PO. Warto tu
przypomnieć słowa redaktorów "Newsweeka" z 16 grudnia 2007 r.:
"Przez lata stołeczna Platforma była dla Pitery synonimem patologii na
styku polityki i biznesu. Pozycję zbudowała przecież na walce z Piskorskim".
Głównym orężem w tej walce stały się rzucane przez Piterę pod adresem
piskorszczyków, nie bez uzasadnienia, oskarżenia o korupcję. Sam Piskorski
wspominając tamte boje, komentował w "Życiu Warszawy" z 7 grudnia
2007 r. na temat Pitery: "Walka z korupcją stała się modna, więc
postanowiła płynąć na fali, to postać nadmuchana". Z kolei "Newsweek"
z 16 grudnia 2007 r. przytoczył inną opinię Piskorskiego o Piterze: "Wzięła
na sztandary walkę z korupcją, bo uznała to za najbardziej korzystne, a na
niczym tak naprawdę się nie zna".
Spory
wokół strychu Piterów
W toku bojów między Piterą a piskorszczykami coraz silniej zaczęły padać
oskarżenia przeciwko niej o bezprawne działania. Przez całe lata atakowano ją
o sprawę użytkowania niewykupionego przez nią strychu. Zarzucano, że
remontując strych i przekształcając go w mieszkanie, nie oddała swojego dużego
skądinąd mieszkania. Piterów oskarżano o to, że mieszkanie na strychu,
powstałe po odpowiednim zaadaptowaniu, jest większe, niż wykazywali w
dokumentach. Wytoczono im proces. Trwał on szereg lat, ale wyszli z niego
obronną ręką. Według tekstu Teresy Bochwic ("Rzeczpospolita" z
10-11 sierpnia 2002 r.), "Strych Piterów stał się dziś przytulnym,
dwupoziomowym mieszkaniem. Dużo przestrzeni, drewniane belki, parę odnowionych
pięknych mebli po dziadkach". Według autorów "Newsweeka" (nr z
16 grudnia 2007 r.), sprawa sławetnego strychu Piterów nie jest jeszcze do końca
wygaszona. Według nich, "PiS kompletowało dossier na temat Pitery. Tuż
przed finałem tegorocznej kampanii wyborczej partia braci Kaczyńskich zdobyła
dokumenty, dotyczące okoliczności wykupu jej mieszkania. - Nie zdecydowaliśmy
się ich użyć, bo było za mało czasu na weryfikację i przygotowanie
uderzenia - opowiada nam jeden z polityków PiS. I sugeruje, że kwity czekają
na odpowiedni moment. (...) Według dokumentów, jakimi dysponuje PiS, była
radna miała najpierw domagać się wykupienia mieszkania za złotówkę, a
potem utrudniała obliczenie rzeczywistej powierzchni lokalu. Wygrała co prawda
przed sądem sprawę z władzami miasta, ale zdaniem PiS wyrok mógł być
oparty na niewłaściwej ekspertyzie".
Ciekawy przyczynek do ilustrowania metod działania Julii Pitery stanowi
zamieszczony w "Rzeczpospolitej" z 8-9 grudnia 2007 r. opis jej
skutecznej, zakulisowej walki o prezesurę polskiego oddziału antykorupcyjnej
organizacji Transparency International. (Pitera oszukała w całej sprawie
poprzedniego prezesa prof. Antoniego Kamińskiego, pozornie godząc się z
wyznaczeniem przez niego na następcę prof. Jacka Kurczewskiego.) Według M.
Subotić z "Rzeczpospolitej", "W zaistnieniu na krajowym forum
Piterze bardzo pomogła prezesura polskiego oddziału Transparency International.
Zdobyła tę funkcję w specyficznych okolicznościach. Gdy odchodził poprzedni
prezes - Antoni Kamiński - do ubiegania się o schedę po sobie namówił prof.
Jacka Kurczewskiego, socjologa zajmującego się m.in. korupcją. - Wśród osób,
które najgoręcej mnie namawiały, abym kandydował, była pani Pitera - mówi
Kurczewski. - Kandydatura Kurczewskiego była uzgodniona w zarządzie - zaznacza
Kamiński. - Zacząłem jednak w pewnym momencie mieć wątpliwości, czy
wszystko jest tak, jak uzgodniliśmy. Spytałem więc Julię i usłyszałem w
odpowiedzi: Antoni, czy ja ciebie kiedykolwiek zawiodłam? - opowiada Kamiński.
Jednak w trakcie rozstrzygającego głosowania okazało się, że Pitera
kandyduje i w głosowaniu poparła ją większość zarządu. - Kurczewski został
zrobiony w bambuko - ocenia Kamiński. - Julia miała rzeczywiście bardzo duże
zasługi, ale wiedziałem, że prezesurę pozarządowej organizacji wykorzysta
dla swojej politycznej kariery - dodaje. I na znak protestu w ogóle wystąpił
z Transparency. Jacek Kurczewski uważa, że Pitera zachowała się wobec niego
zupełnie nie fair. I podobnie jak Kamiński ocenia, że z TI uczyniła
trampolinę do kariery: - Tam nie było działalności społecznej, tylko
jednoosobowe wygłaszanie poglądów w mediach. Julia Pitera komentuje tę
historię krótko: - Jacek Kurczewski nie był wcześniej członkiem
Transparency, więc może nie powinien od razu kandydować na prezesa". Według
"Newsweeka" z 16 grudnia 2007 r., "Prof. Kamiński do dziś ma
pretensję: 'Pani Pitera traktowała TI jako etap w karierze politycznej. Wygrała
tylko dzięki gierkom proceduralnym'".
Czy
Pitera zdradzi Platformę?
Po paru latach walki z Platformą przy wsparciu PiS Pitera zdecydowała się
nagle zmienić front. Zauważyła, że Tusk i jego otoczenie po marnym wyniku PO
w Warszawie uznało, że Piskorski i jego ludzie zaczynają być balastem dla
Platformy. Przyjęła to za dogodny moment przystąpienia do PO - gdzie szybko
wykorzystano ją dla przeciwwagi wobec ludzi Piskorskiego. Platforma okazała się
kolejną dźwignią w politycznej karierze Pitery - jesienią 2005 r. dostała
się do Sejmu, osiągając w Warszawie trzeci wynik po Jarosławie Kaczyńskim i
Hannie Gronkiewicz-Waltz. W nowym Sejmie szybko stała się jedną z
najzajadlejszych przeciwniczek PiS, nie przebierając w epitetach pod adresem
tej partii. By przypomnieć choćby styl jej wypowiedzi o ministrze Ziobrze:
"Łowczy Ziobro i jego sfora". Ziobrę atakowała ze szczególną
predylekcją, widząc w nim swego głównego rywala politycznego od czasu
uczynienia jej ministrem sprawiedliwości w dobranym przez PO gabinecie cieni. W
jednym z jadowitych ataków wypominała Ziobrze brak żony. W odpowiedzi na
zarzut, że sięga po chwyty poniżej pasa, Pitera powiedziała: "Polityk
nie powinien być starym kawalerem, żeby nie uprawiać polityki i nie zmieniać
państwa dla partii albo dla idei. On powinien to czynić dla konkretnych
ludzi".
Przy różnych okazjach wysuwała nonsensowne wręcz zarzuty wobec PiS. Głosiła
na przykład, że CBA nakłaniało jakoby posłankę Beatę Sawicką, aby i ją
- Piterę - wciągnęła w aferę korupcyjną. Stołeczny poseł PiS Karol
Karski skomentował ten absurdalny wymysł Pitery słowami: "Chciałbym, żeby
pani Julia poświęciła tyle czasu na solidną pracę, ile poświęca na
szukanie spisków". Warto przywołać niektóre opinie na temat Pitery
zacytowane w "Newsweeku" z 16 grudnia 2007 r.: "To jest wampir,
który nie może żyć bez krwi" - mówi były radny. Zdaniem niektórych,
Pitera ma naturę prokuratora: potrzebuje ofiary, na którą będzie polować.
Woli też niszczyć, niż cokolwiek budować". Nawet tak przychylna Piterze
Elżbieta Isakiewicz przyznawała w "Tygodniku Powszechnym" z 16
grudnia 2007 r.: "(...) ciągnie się też za nią inna opinia:
skonfliktowanej ze wszystkimi, kłótliwej baby bez zaplecza politycznego".
Ku swemu ogromnemu rozczarowaniu i rozgoryczeniu Pitera nie została ministrem
sprawiedliwości w gabinecie Tuska, musząc się zadowolić dużo mniej znaczącym
urzędem pełnomocnika ds. walki z korupcją. Przypuszczalnie uznano, że Pitera,
polonistka z zawodu, na skutek braku gruntownej znajomości prawa, mogłaby
wepchnąć rząd Platformy na jakąś minę. Zdaniem autorów "Newsweeka",
o odrzuceniu kandydatury Pitery na ministra sprawiedliwości zadecydowało
jednak coś więcej niż tylko brak wykształcenia prawniczego. Wpłynął na to
również fakt, że "w PO wciąż jest ciałem obcym. Jako antykorupcyjny
sekretarz stanu jest anty-Kamińskim i anty-Ziobrą. Nikim więcej".
Swoje zepchnięcie do drugiego szeregu Platformy Pitera usilnie próbuje
nadrabiać nadgorliwością w atakach na PiS, a zwłaszcza na CBA oraz Radio
Maryja. Towarzyszy temu ciągłe przepychanie się, by jak najczęściej występować
w mediach, bez względu na to, czy ma jakąkolwiek wiedzę o temacie, w którym
się wypowiada. (Groteskowe wręcz pod tym względem było jej niedawne wystąpienie
w sporze z byłą minister Elżbietą Jakubiak na temat budowy stadionu i
przygotowań do mistrzostw Europy.) E. Isakiewicz przyznawała: "Są dni,
kiedy występuje w mediach na okrągło: otworzysz lodówkę, a wystąpi stamtąd
ona". Jeszcze wymowniejszy był komentarz Eryka Mistewicza, specjalisty od
marketingu politycznego, w dzienniku "Polska" z 14 grudnia 2007 r.:
"Julia Pitera potrafi jednego dnia wystąpić nawet w ośmiu programach.
Zmienia tylko studia telewizyjne, niezbyt dbając o meritum wypowiedzi - i
nikomu to nie przeszkadza. Ba, przestano na jej słowa zwracać uwagę. Polubiła
też sesje fotograficzne. Ostatnio wyspecjalizowała się w modzie kowbojskiej.
Robi to wszystko mimo braku rezultatów w pracy, do której została wynajęta
przez wyborców".
Popełniona przez Piterę seria zdrad politycznych w przeszłości, jaskrawe
przykłady nielojalności wobec osób, którym najwięcej zawdzięczała (vide
np. S. Michalkiewicz i M. Kamiński), wpływają bardzo osłabiająco także na
jej pozycję w PO. Trudno w tej sytuacji nie zgodzić się z opinią autorów
"Newsweeka" z 16 grudnia 2007 r.: "(...) Na czele CBA stanie ktoś
zaufany Tuska i Schetyny. Tusk wie, że nielojalna Pitera może mu prędzej czy
później wbić nóż w plecy. Dlatego nie da jej dużej władzy (...)".
Myślę, że warto byłoby osobno zrobić dokładny przegląd różnego typu
bzdurnych pomysłów pani Pitery z ostatnich tygodni, i to zarówno jej
absurdalnych oskarżeń wobec Radia Maryja, jak i dość żałosnych pomysłów
pseudoreform w dziedzinie instytucjonalnej, np. w sprawie ograniczenia
kompetencji NIK.
Napisał Prof. Jerzy Robert Nowak
„Kadry
decydują o wszystkim” W. I. Lenin
KADRY
POrtii;
Prof.
Jerzy Robert Nowak
Pytania
do Władysława Bartoszewskiego
Prof.
Jerzy Robert Nowak
Bartoszewski oddaj order!
Prof.
Jerzy Robert Nowak
Platforma
obłudników
Prof.
Jerzy Robert Nowak Kręte
drogi Julii Pitery
Prof. Jerzy Robert Nowak
Przypadki
Stefana Niesiołowskiego vel Aarona Nusselbauma
Prof.
Jerzy Robert Nowak Metamorfozy
platformersów
PO
- Platforma Obłudników... i błaznów.
Żąda
od premiera odwołania Julii Pitery
Szeryf
Pittera i inne zabawy
Prywatna
wojna Julii P.
Dwie twarze Julii Pitery
Julia Pitera –
medialny wizerunek i gorsza rzeczywistość
Julia
Pitera – Ziobro był złym ministrem /Film/
J.
Pitera podejmę prawdziwą walkę z korupcją, aby „żyło się wszystkim
lepiej”! /Film/
Sylwester
Pawłowski TW
KADRY I AUTORYTETY IV RP
„Skąd
się wziął abp T. Gocłowski?” – Lustracja gdańskiego arcypasterza.
PREZYDENT
WSZYSTKICH... BISKUPÓW
„WARTO
BYĆ POLAKIEM, ZWŁASZCZA WŚRÓD PRZYBŁĘDÓW”
–
Ex-poseł
Zbigniew Nowak lustruje Kaczyńskich
SŁYNNE GŁOSOWANIA POrtii W POPRZEDNIEJ
KADENCJI KNE-SEJMU
LISTA
POSŁÓW - którzy głosowali za przekazaniem Żydom w USA 65 miliardów dolarów
Lista
posłów, którzy nie poparli obrony życia
Czwarty Rozbiór Polski w jeden dzień… pod kogo ta ustawa?
SYTUACJA POLITYCZNA, EKONOMICZNA I SPOŁECZNA
POLSKI
I) ROZWARSTWIENIE I KRYZYSY SPOŁECZNO-EKONOMICZNE
W POLSCE SPOWODOWANE KLEPTOKRACJĄ I DOSTOSOWYWANIEM DO JUDE-UE, A WIĘC ZDRADĄ
NARODU POLSKIEGO PRZEZ OSZUSTÓW I ZŁODZIEI
Józef
Bizoń - 15 rocznica zakuwania w dyby Narodu Polskiego i Polski
Polska
ofiarą walki o globalne imperium?
Czy
Polska jest państwem demokratycznym?
Jarosław
Marek Rymkiewicz Polacy żyją dziś w świecie fikcji -
o jest kraj rządzony
przez różne kliki, koterie, mafie, gangi i grupy biznesowe.
Dokąd
zmierzasz Polsko?
Raport
Klubu „Myśl dla Polski” – Dokąd zmierzasz Polsko?
II) PRAWO – KORUPCJA, ANARCHIA,
NIEKOMPETENCJA, UKŁADY
„Transparency
International: korupcja w Polsce jak na Kubie”
Kajetan
Archanielski - Sąd czy sanhedryn zła? Wstęp do Apokalipsy w
czasach IV RP
Waldemar Łysiak
Prawo
Kaina, czy prawo Abla?
Szczygieł
- Czy pozostała nam tylko rewolucja?
III) POSTĘPY W
GERMANIZACJI POLSKI
Neonaziści
niemieccy chcą zwrotu Gdańska i Wrocławia i rewizji Holokaustu
IV) POSTĘPY W JUDAIZACJI
URZĘDÓW I INSTYTUCJI W JUDEOPOLONII
Co
demonstrują Zydzi zapalając Chanukę na terenie urzędów państwowych?
RP
z gwiazdą Dawida w tle - Państwo Polskie z
rządzącą mniejszością żydowską.
Judeopolonia.
Żydowskie państwo w państwie polskim
J. Bizoń - Zadymy sejmowe a sprawa odszkodowań.
Jednak
próba wyłudzenia odszkodowań!
Odszkodowania
dla Żydów – ABC haraczu
Encyklika
Bendykta XIV "A quo primum"o nadmiernej roli Żydów w Królestwie
Polskim
V) PODSTĘPY I POSTĘPY
WIODĄCE DO ANSCHLUSU POLSKI DO JUDE-UE
Rezolucja
“Europa Wolnych Narodów”
Dlaczego
Polacy milczą? (Orzechowski w sprawie anschlusu do JudeUE)
Nie
wystarczy być tylko Europejczykiem – rozmowa z prof. Jerzym Damroszem
Oświadczenie
ws. Traktatu Reformującego Unię Europejską
Demokracja
pieniężna
Klimaty
przedrewolcyjne
Jak
przedstawiciele środowisk naukowych i twórczych do mądrości władzę
namawiają -
PROJEKT TRAKTAT
ZMIENIAJĄCY TRAKTAT
O UNII EUROPEJSKIEJ
I TRAKTAT USTANAWIAJĄCY WSPÓLNOTĘ EUROPEJSKĄ
Zagrożone
Podstawowe Prawa Człowieka w Polsce
TRUMNA
NIEPODLEGŁOŚCI I SUWERENNOŚCI POD SEJMEM
Abp
Jan Paweł Woronicz Przekleństwo rzucone na targowiczan
VI) LIBERALIZM - KOMUNIZM
Zydowska
ucieczka do Medyny
Religijne
korzenie liberalizmu
O.
prof. Józef Maria Bocheński Komunizm
prof.
dr. hab. Feliks Koneczny ROZMNOŻENIE
BOLSZEWIZMU
Komunizm
i liberalizm - dwaj bracia wrogowie
VII) RUCH NARODOWY W
POLSCE
Ruch
Narodowy po klęsce LPR
Stowarzyszenie
Nasza Przyszłość Polska
Stowarzyszenie Obrony i
Rozwoju Polski
Polskie Lobby
przeciwko integracji Polski z „Unią Europejską”
Polska Partia
Narodowa
ROMAN DMOWSKI Strona poświęcona osobie i twórczości Wielkiego Męża Stanu
Manifestacja
ONR 11 Listopada Cz I
Apel
o zjednoczenie się sił patriotycznych w roku 2005 – nadal aktualny!!!
Gabriela
Masłowska, RLN
Nie pozwólmy na likwidację państwa polskiego!
„Módlmy
się za żydów wiarołomnych, aby Bóg i Pan nasz zdarł zasłonę
z ich
serc, iżby i oni poznali Jezusa Chrystusa Pana naszego.
Módlmy
się:
Wszechmocny
wiekuisty Boże, który od miłosierdzia Twego nawet
Żydów
wiarołomnych nie odrzucisz:
wysłuchaj
modły nasze za ten lud zaślepiony, aby wreszcie, poznawszy światło prawdy,
którym
jest Chrystus, z ciemności swoich został wybawiony.
Przez
Tegoż Chrystusa Pana naszego. Amen.”
HUSARIA (HONOR)-Skrzydła Walki, Nasz Honor
Polecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
Tematy w dziale dla
inteligentnych:
ARTYKUŁY - tematy do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
"AFERY
PRAWA" - Niezależne
Czasopismo Internetowe www.aferyprawa.com
Stowarzyszenia Ochrony Praw Obywatelskich Zespół redakcyjny: Zdzisław Raczkowski, Witold Ligezowski, Małgorzata Madziar, Emilia Cenacewicz, Zygfryd Wilk, Bogdan Goczyński, Zygmunt Jan Prusiński oraz wielu niejawnych sympatyków AP |
|
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.