opublikowano: 26-10-2010
Kontynuatorzy
ubeckich praktyk. Jak prokuratura i sąd w Pruszkowie fabrykują oskarżenia.
Jakiś
rok temu Zbigniew
Ziobro w wywiadzie dla Gazety Polskiej powiedział, że w czasie jego
urzędowania jako ministra sprawiedliwości rozbita została krakowska szajka
zajmująca się rozbojami, która na podstawie sfabrykowanych umów notarialnych
przejmowała kamienice i domy. Gdy ofiary się broniły, składano na nich fałszywe
zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa, fabrykowano sprawy karne, skazywano
ich i odbierano im dobre imię. W tym procederze mieli brać udział członkowie
tamtejszej palestry, ludzie z tzw. salonów krakowskich i pospolici bandyci. Były
minister nie wspomniał jednak wprost o udziale prokuratorów i sędziów a bez
nich raczej trudno sobie wyobrazić skazywanie na podstawie sfabrykowanych oskarżeń.
Z
moich obserwacji jednak szajka nie została rozbita a działa w najlepsze i to
nie tylko w Krakowie ale w całym kraju. Co więcej, ludzie ci wcale się nie
kryją ze swoim procederem. Robią to otwarcie, za wiedzą przełożonych i
pochodzących z wyboru władz państwowych, w tym ministra sprawiedliwości.
Dodatkowo, żeby sobie nie robić kłopotu z procesem, chętnie sięgają do
metody „na
wariata” a oporna ofiara ląduje w psychuszce. Niekoniecznie
też muszą uciekać się do fałszowania aktów notarialnych. Równie dobrze,
usłużny sędzia może wydać postanowienie o arbitralnie wysokich alimentach,
żeby zadłużyć ofiarę ataku i przejąć majątek za sztucznie stworzony dług.
Metody, do jakich sięga sitwa mają swoje korzenie w praktykach ubeckich, z tym
ze kiedyś chodziło o władzę, teraz dodatkowo ma to wymiar kryminalny.
Proceder
ów opisałem w artykułach „Numer
na bitą żonę” i „Jak
szajka wymiaru sprawiedliwości dokonuje rozbojów”. Sprawa karma,
jaką mi wytoczono w Pruszkowie, nosi wszelkie cechy procederu opisanego przez
Zbigniewa Ziobrę a jej sposób prowadzenia potwierdza oskarżenie zawarte w
tytule. Jest ona jednocześnie powiązana z procesem, jaki im wytoczono w sądzie
okręgowym w Warszawie dla zniszczenia finansowego. Z informacji, jakie
docierają do Afer Prawa, wiem, że nie jestem wyjątkiem, lecz że jest to
zorganizowany proceder.
Dzięki
nagłośnieniu historii w Aferach Prawa i badaniu wariografem, w drugiej
instancji wyrok został uchylony i proces-cyrk rozpoczął się w Pruszkowie od
nowa. Ponieważ badanie wykrywaczem kłamstw wypadło na moją korzyść a oskarżycielki
odmówiły poddania się takiemu badaniu, normalnie podczas procesu należałoby
jedynie wyjaśnić kulisy oszustwa.
Jednak
sitwa jest wyjątkowo zajadła a nowy, młody sędzia – Przemysław Dziwański
wie, że spraw zgodnie ze zdrowym rozsądkiem w polskich sądach prowadzić nie
można. Przekrętów zaś dopiero się uczy. Początkowo proces miał trwać ok.
miesiąca, od końca marca tego roku. Jest już wrzesień i nie wiadomo czy się
to szybko skończy.
Bogatszy
o wcześniejsze doświadczenia, zacząłem wydobywać dokumenty, które
zaprzeczają oskarżeniu, w tym zeznaniom składanym pod odpowiedzialnością
karną. Analiza dokumentów procesowych i sposobów działania osobników w
togach ;wskazuje wyraźnie na zorganizowaną przestępczość, która przejęła
struktury państwa.
Mimo,
że historię moją opisywałem już wcześniej i większość dokumentów jest
dostępna poprzez linki pod artykułem, powtórzę ją w skrócie. Dla przejęcia
majątku w wyniku korzystnego rozwodu, żona sprowokowała awanturę, w trakcie
której została pogryziona przez psa. Odpowiedzialnością za to chciała
obarczyć mnie. 0czywiście załatwiła sobie szczegółową obdukcję u
niejakiego dr.Suchcickiego.
O pogryzieniu przez psa w obdukcji nie ma mowy, natomiast jest szczegółowy
opis rzekomego bicia przeze mnie. Charakterystyczne, że ów Suchcicki nie był
biegłym, mimo, że jako taki do tej pory reklamuje się w Internecie. Gabinet
swój ma kilkadziesiąt kilometrów od miejsca gdzie mieszkaliśmy, podczas gdy
w pobliskim Pruszkowie było wówczas dwóch biegłych lekarzy. Podczas przesłuchania
dr.Suchcicki zaprzeczył możliwości pogryzienia przez psa, twierdząc, że
rana szarpana żony mogła była spowodowana kopnięciem butem.
Tymczasem
w aktach sprawy jest kilka zeznań, w tym policji, mówiących o pokąsaniu
przez psa. Dodatkowo, mimo niechęci sędziego Dziwańskiego, udało mi wydobyć
ze szpitala kartę informacyjną z opisem obrażeń żony. Nie ma tam mowy o
pobiciu. Jest jedynie informacja o pogryzieniu przez psa. Co więcej durna
kobieta złożyła w sądzie jako dowód mojego rzekomego znęcania się, zaświadczenie
z tzw. niebieskiej linii dla kobiet „ofiar przemocy domowej”. Ciekawe jest,
że zaświadczenie owo obejmuje okres od czerwca 2005, podczas gdy awantura była
sprowokowana pod koniec lipca. Do połowy lipca byłem za granicą w pracy,
jakieś 20 tys. km od domu. Do Polski przyjechałem bez zapowiedzi,
zaniepokojony brakiem jakichkolwiek wiadomości, podczas gdy wcześniej żona
wyczyściła wspólne konto bankowe. Data na zaświadczeniu z niebieskiej linii,
ewidentnie fałszywa obdukcja, jak również szereg innych dokumentów dowodzących
fałszywych zeznań, pokazują wyraźnie, że była to świadomie zorganizowana
prowokacja. Powinno to wystarczyć, żeby wydać wyrok uniewinniający w
stosunku do mnie, odwrócić role i postawić w stan oskarżenia moją byłą.
Być może byłoby to możliwe, gdyby nie fakt, że w proceder ustawiania spraw
i fabrykowania oskarżeń jest zaangażowana sitwa wymiaru, w tym prokuratura i
sądy, wspierani przez biegłych.
Ponieważ
Suchcicki nie był biegłym, „profesjonalną” opinię na temat pobicia wydał
dr. Wojciech Wall z Pruszkowa. Normalnie biegłemu udostępnia się akta sprawy
w taki sposób, żeby miał wyczerpujący jej obraz. Jednak dr. Wall otrzymał
od policji jedynie „obdukcję” wykonaną przez Suchcickiego i zeznania oskarżycielek,
bez notatki i zeznań policji, ani jakichkolwiek innych. A dowiedziałby się z
nich, że owa kobieta udająca biedną ofiarę przemocy, w rzeczywistości została
pogryziona przez psa. W opinii przygotowanej przez dr. Walla o pokąsaniu przez
psa nie ma wzmianki, jest tylko mowa o biciu. Oczywiście dr. Wall nie zadał
sobie trudu, żeby poprosić policję o uzupełnienie akt, czy żeby poprosić o
kopię notatki pogotowia czy też karty informacyjnej ze szpitala, które to
dokumenty dałyby mu zupełnie inny obraz zajścia. Oczywiście nie badał on
poszkodowanej i spotkał ją dopiero w sądzie. Mimo to, podczas przesłuchania
autorytatywnie wypowiadał się w jaki sposób mogłem pobić żonę i zaprzeczał
możliwości pogryzienia przez psa. Fakty opisujące preparowanie obdukcji
przedstawiłem wcześniej w artykule „Jak
się fabrykuje obdukcje”, chociaż wówczas nie miałem
jeszcze karty informacyjnej ze szpitala, która potwierdziła jednoznacznie moją
wersję.
Gdy
dr. Wall był przesłuchiwany ponownie, karta informacyjna ze szpitala była już
dostępna i można było skonfrontować jego wcześniejsze zeznania z nowymi
faktami zaprzeczającymi jego opinii. Jednak sędzia Dziwański nie był tym
zainteresowany. Bardzo szczegółowo natomiast wypytywał biegłego o to jak mogłem
pobić żonę i jej córkę a nawet czy możliwe było żeby pobicie nie
pozostawiło śladów. Przypomina mi to sowieckie pojęcie schizofrenii
bezobjawowej.
Na
moje pytane o rzetelność opinii opartej na wybiórczej informacji, dr Wall
odpowiedział, że jest to normalna procedura i że on ma tylko „ubierać”
wcześniejszą obdukcję w paragrafy. Sędzia Dziwański zaś zareagował
nerwowo mówiąc, że ocena rzetelności dowodów nie jest rolą biegłego. Jest
to co najmniej kuriozalne podejście.
W
aktach sprawy rozwodowej natomiast znalazłem ciekawe pismo z 15 grudnia 2005r.
Do tego czasu przesłuchane były tylko oskarżycielki. Nie byli przesłuchani
policjanci przybyli po pokąsaniu żony przez psa, ani żadni inni świadkowie.
W piśmie tym jednak moja była, powołując się na policję, informowała sąd
rozwodowy, że akt oskarżenia przeciwko mnie będzie wkrótce gotowy. Widać
wyraźnie, że sprawa była ustawiona a wszelkie dodatkowe przesłuchania miały
służyć jedynie zachowaniu pozorów. Zgodnie ze z góry przyjętym
scenariuszem, już na pierwszej rozprawie zostałem skierowany na badanie
psychiatryczne. Wyraźnie szajce chodziło o zamknięcie mnie w psychuszce. Można
było wtedy mieć wolną rękę w rozkradaniu majątku.
Jak
nachalnie sprawa była ustawiona, świadczy też reakcja na mój wniosek o
sprowadzenie akt z sądu w Tarnowskich Górach dotyczących kontaktów z dziećmi.
Akta to pokazałyby jak owe sfabrykowane oskarżenia były wykorzystywane dla
odizolowania mnie od dzieci. Wniosek ten złożyłem na początku kwietnia i
akta wciąż (połowa września) są Tarnowskich Górach. Nie udało się ich
sprowadzić. A to podobno nie było ich w sądzie, a to skserowanie kilkudziesięciu
stron było zbyt czasochłonne. W końcu, po kilku kolejnych rozprawach, sędzia
Dziwański sprowadził z Tarnowskich Gór mało istotne postanowienie sądu w
Warszawie (!!!) i pokazał, że mój wniosek jest zrealizowany. Był wyraźnie
niezadowolony, gdy zaproponowałem wtedy złożenie moich własnych kopii z
owych akt.
Co
ciekawe jednak, sędzia bez najmniejszego problemu sprowadził akta sprawy, które
miały mnie obciążyć za pomocą kolejnego sfabrykowanego oskarżenia. Zrobił
to nawet bez żadnego wniosku - mojego czy strony przeciwnej. Kulisy owego
kolejnego fałszywego oskarżenia opisałem wcześniej w artykule „Świry
w togach” .
Na
rozprawie pokazałem manipulacje dochodzenia policyjnego i złożyłem wniosek o
przesłuchanie prowadzącego dochodzenie policjanta Gołyńskiego i nadzorującej
przekręty asesor Mokrosińskiej z prokuratury. Mimo, że ich zeznania byłyby
bardzo istotne dla wyjaśnienia sprawy, sędzia Dziwański wnioski odrzucił.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że sitwa z wymiaru ma wbite w głowy, że państwo
to oni, że są ponad prawem i nie będzie byle śmiertelnik ich przesłuchiwał.
Nietykalni
mają w zanadrzu niezliczoną ilość sposobów na przekręty, zgodnie z zasadą
- dajcie mi człowieka a paragraf się znajdzie. Tak więc, ponieważ oryginalne
oskarżenie zaczęło się sypać, sędzia
zaproponował siedzącemu drętwo osobnikowi z prokuratury, artykuły 157§2kk i
217§1kk o naruszeniu nietykalności cielesnej. Niewątpliwie będąc szarpany
przez kobietę, starałem się ją od siebie odsunąć, więc zgodnie z logiką
Dziwańskiego naruszyłem jej nietykalność. O tym, że ona naruszyła moją,
nie raczył wspomnieć. Prokurator zaś skwapliwie przytaknął, że poprze
takie oskarżenie. Wyraźnie było to z góry uzgodnione. Wcześniej, porównując
zeznania żony i jej rodziny z dokumentami, jednoznacznie wykazałem składanie
przez nich fałszywych zeznań. Ponadto, dla ukrycia rzeczywistych motywów
oskarżenia, w faksie do sprawy karnej, żona dokonała przeróbki postanowienia
sędzi Kąckiej z Warszawy o przyznaniu jej 7 tys. zł. miesięcznie alimentów.
Pomijając fakt, że sam sposób uzyskania owego „postanowienia” był co
najmniej podejrzany, na wszelki wypadek wycięła z niego na kopiarce ów
niewygodny punkt o alimentach. Ani sędzia, ani prokuratura nie byli tym
zainteresowani, mimo że fałszowanie dokumentów jest ścigane z urzędu i
grozi za to do 5 lat.
Charakterystyczne
jest też zachowanie się przedstawicieli prokuratury podczas procesu. Są całkowicie
bierni. Pojawili się dopiero gdy pokazałem, że ich protegowana fałszuje
dokumenty. Praktycznie nie padło z ich strony żadne pytanie a prokurator
Koszelnik-Kluska nawet nie wiedziała jak się nazywam. Jedyne co potrafiła, to
wyrecytować formułkę, że przesłuchanie prokuratora nie ma znaczenia dla
sprawy. To, że o sprawie miała mgliste pojęcie, było nieistotne. Ani razu
nie było też protestu prokuratora przeciwko moim pytaniom. Tę rolę zwykle
spełniał sędzia. Ciekawy był wygląd jednego z prokuratorów, bodajże na
rozprawie 8 lipca 2009. Przyszedł ze zmierzwionymi włosami i podpuchniętą,
zaczerwienioną twarzą, wskazującą na stan po znacznym spożyciu. Nic
dziwnego, że nie miał głowy do procesu.
Bierność
prokuratury na sali sądowej, to nawet nic dziwnego. W polskich sądach sprawy są
z góry ustawiane a rolą sędziego jest doprowadzić do skazania oskarżonego.
Proces to cyrk pozorów. Od czasów komuny i przywiezionych ze wschodu polskojęzycznych
sędziów, nic się nie zmieniło. Dlatego sitwa przyzwyczaiła się do łatwizny.
Akty oskarżenia są prymitywne i niejednokrotnie spreparowane. Oskarżony zaś
jest automatycznie skazywany, szczególnie jeśli broni się sam.
Niedawno
znajomy urzędnik, argumentując w rozmowie ze mną przeciw ławie przysięgłych,
podał w wątpliwość kwalifikacje ławników wyłonionych w drodze losowania.
Warto zauważyć, że typowo ława przysięgłych rozpatruje proces w ciągu
kilku dni. W mojej sprawie przeciętny człowiek z ulicy nie miałby problemu z
właściwym werdyktem. Jednak polskim „profesjonalnym” sędziom proces zabrał
już ponad trzy lata a sędzia Dziwański zasugerował dalsze jego przedłużenie.
W praworządnym kraju z ławą przysięgłych, prymitywne oszustki znalazłyby
się dawno za kratkami zamiast chodzić wokół i udawać biedne poniewierane
kobiety. Za kratki powędrowałby również sędzia z Tarnowskich Gór za
utrudnianie procesu poprzez nieudostępnianie akt. Sędzia Dziwański,
natomiast, ze swoimi umiejętnościami i etyką nie mógłby nawet pełnić roli
woźnego a prawdopodobnie podzieliłby też los kolegi z Tarnowskich Gór.
Bogdan
Goczyński
Załączniki
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Zaświadczenie z Niebieskiej Linii
Inne teksty związane powyższym artykułem.
Niepełnosprawny
intelektualnie „biegły” – Lech Suchcicki wydaje opinie dla sądu.
Czy
fałszowanie dokumentów na kopiarce jest w porządku?
Psychopaci
i kryminaliści u władzy. Jak sądy niszczą polskie rodziny.
Numer
na wariata w wykonaniu sądu w Pruszkowie.
Polski
wymiar sprawiedliwości – przestępcza organizacja psychopatów.
Wariograf
potwierdza ustawianie spraw.
Zawiadomienie
o przestępstwie sędziów, biegłych i innych psychicznych. .
Upadek
sędziego? Ślepa Temida co najwyżej żebrze pod polskim sądem...
System
ławy przysięgłych w Irlandii.
Ława
przysięgłych z powrotem w Japonii.
Tematy w dziale dla
inteligentnych:
ARTYKUŁY - do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
Polecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
"AFERY PRAWA" Niezależne Czasopismo Internetowe www.aferyprawa.com redagowane przez dziennikarzy AP i sympatyków z całego świata których celem jest PRAWO, PRAWDA SPRAWIEDLIWOŚĆ DOSTĘP DO INFORMACJI ORAZ DOBRO CZŁOWIEKA |
|
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.