opublikowano: 26-10-2010
Według 53% Polaków służba zdrowia jest najbardziej skorumpowaną dziedziną życia społecznego; na kolejnych miejscach znaleźli się politycy (35%), szczególnie ci wyższego szczebla, sądy i prokuratura (32%) oraz policja (31%) - wynika z raportu na temat korupcji przedstawionego w siedzibie Fundacji im. Stefana Batorego.
Skorumpowanie lekarzy to nie tylko przyjmowanie tzw.
dowodów wdzięczności w postaci kwiatków czy czekoladek, czy za dobrą opiekę
nad chorym. Ich oszustwa przede wszystkim polegają na wydawaniu odpłatnie
"lewych zwolnień" za które płacą właściciele firm prywatnych i
państwowych - słowem pracujące społeczeństwo. Zakład Ubezpieczeń Społecznych
tylko w 2007 r. obniżył lub cofnął wypłaty świadczeń z ubezpieczenia
chorobowego na łączną kwotę 74,8 mln zł.
To rezultaty kontroli prawidłowości orzekania o czasowej niezdolności do
pracy oraz wykorzystania zwolnień lekarskich. Tak więc skala oszustw lekarzy
jest ogromna.
Dobrze wiemy, że jak komuś grozi zwolnienie to bez trudności znajdzie lekarza
który wystawi mu chorobowe. Korzystają z tego nie tylko strajkujący lekarze i
pielęgniarki, ale np. policjanci, celnicy, urzędnicy itp. i co ciekawe
oczywiście prezesi firm państwowych "na wylocie".
W 2007 r. Zakład Ubezpieczeń Społecznych przeprowadził 264,1 tys.
badań kontrolnych w zakresie prawidłowości orzekania o czasowej niezdolności
do pracy. W ich efekcie, 24,5 tys. osób wydano decyzje wstrzymujące dalszą
wypłatę zasiłku chorobowego, co oznacza, że 9,3 % badanych uznano za
zdolnych do pracy, 67,7 tys. ubezpieczonych pozbawiono itp.
Łącznie kwota obniżonych i cofniętych świadczeń pieniężnych z
ubezpieczenia społecznego w razie choroby i macierzyństwa w 2007 r. wyniosła
74,8 mln zł. W 2007 r. ZUS wypłacił natomiast zasiłki chorobowe na kwotę
3,9 mld zł. Około 3,4 mld zł wypłacili ze swoich środków pracodawcy.
ARCHIWUM
UDOKUMENTOWANE
FAKTY POMYŁEK LEKARSKICH 2007r
Przejdźmy do udokumentowania nieetyki, oszustw i błędów lekarskich:
2008-03-31, Profesor
Rudolf K., legenda krakowskiej ginekologii, nie tylko przyznał się do brania
łapówek, ale też będzie musiał je oddać. 120 tys. zł, które wziął
m.in. za zapłodnienia in vitro, wróci do kilkudziesięciu pacjentek.
Sprawa zaczęła się od Małgorzaty D., byłej pacjentki prywatnej
Polsko-Amerykańskiej Kliniki Płodności i Chorób Kobiecych "Fertility
Clinic" (kierował nią wtedy prof. Rudolf K.).
- Chodziłam prywatnie do profesora. Ale na zabieg miałam zgłosić się
do szpitala na Kopernika. Przyszliśmy z mężem. Były jeszcze dwie inne
pary. Tuż przed zabiegiem dowiedziałam się, że muszę zapłacić 1800
zł. Nie mieliśmy tyle pieniędzy, myślałam, że skoro jestem w
szpitalu, to w ramach ubezpieczenia. Spisali więc nasze numery dowodów
osobistych i mieliśmy dopłacić brakujące kwoty następnego dnia -
opowiadała nam kobieta.
Gdzie wpłacała pieniądze? W Szpitalu Uniwersyteckim. Dostała fakturę,
tyle że wystawioną przez... Fertility Clinic. Kto wypisał rachunek? -
Pracownica szpitala - relacjonowała Małgorzata D.
Jak ustaliła potem prokuratura, takich pacjentek było dużo więcej. Według
śledczych nielegalne opłaty pobrał od 64 innych kobiet za badania
laparoskopowe, zabiegi inseminacji i zapłodnienia in vitro. Pacjentki płaciły
od stu do nawet kilku tysięcy złotych. W zamian dostawały w prywatnym
gabinecie Rudolfa K. kartkę z zapisanym rodzajem zabiegu i terminem, która
zastępowała skierowanie do szpitala. Z taką karteczką zgłaszały się
w uniwersyteckiej klinice kierowanej przez Rudolfa K. Trafiały na oddział
bądź wprost do gabinetu na zabieg. Wcześniej musiały jednak zapłacić,
od tego uzależniono leczenie.
Część pacjentek, podobnie jak Małgorzata D., dostawała rachunki w
szpitalu, zaświadczające, że do zabiegu doszło w Fertility Clinic. -
Pacjentki nie zdawały sobie sprawy, że zabiegi w szpitalu, za które płaciły
z własnej kieszeni, w istocie były finansowane przez NFZ - mówi Bogusława
Marcinkowska, rzeczniczka prasowa krakowskiej prokuratury.
Prokuratura po przesłuchaniu ponad 1500 świadków odkryła, że praktyki
profesora powielali inni lekarze uniwersyteckiej kliniki. Dwoje zostało
już prawomocnie skazanych, m.in. za branie pieniędzy za opiekę po
zabiegach.
Rudolf K. przyznał się do zarzucanych mu 75 przestępstw korupcyjnych
(niektóre kobiety płaciły po kilka razy) i dobrowolnie poddał karze
pozbawienia wolności z warunkowym jej zawieszeniem. Będzie też musiał
zapłacić kilkadziesiąt tysięcy złotych grzywny oraz oddać pacjentkom
wyłudzone 120 tys. zł.
Cóż, całkiem podobną praktykę naciągania klientek
prowadzi opisywany wcześniej w AP prof. Waldemar
Kuczyński z Klinika Leczenia Niepłodności
Małżeńskiej "Kriobank" w Białystoku
2008-03-19 59%
Polaków jest przeciwnych wprowadzeniu częściowej odpłatności za usługi
publicznej służby zdrowia, nawet jeśli poprawiłoby to jej funkcjonowanie -
wynika z sondażu CBOS.
Przeciwnego zdania jest 41% ankietowanych. Jednak tylko 14% respondentów
deklaruje, że chętnie ponosiłoby dodatkowe koszty. 27% badanych, choć uważa,
że wprowadzenie częściowej odpłatności jest dobrym pomysłem, to jednak
jednocześnie zaznacza, że nie byłoby ich stać na dodatkowe opłaty.
Z badania wynika też, że na wykupienie dodatkowego ubezpieczenia
zdrowotnego byłaby skłonna zdecydować się jedna trzecia Polaków. 61%
badanych zadeklarowało, że nie chce wykupywać dodatkowych, dobrowolnych
ubezpieczeń. Jak zauważa CBOS, w ciągu ostatniego roku liczba osób
niezainteresowanych dodatkowym ubezpieczeniem wzrosła o pięć punktów
procentowych.
Według badania przeciwnikami częściowej odpłatności za leczenie, a także
dodatkowych ubezpieczeń są przede wszystkim osoby najgorzej sytuowane,
robotnicy, rolnicy i emeryci, a także mieszkańcy małych miejscowości.
Najwięcej zwolenników takich rozwiązań jest natomiast wśród kadry
kierowniczej i prowadzących własną działalność gospodarczą.
CBOS zapytał także o konieczne działania jakie należy podjąć,
aby naprawić system opieki zdrowotnej w Polsce. Według 93% badanych
niezbędne jest zlikwidowanie korupcji w służbie zdrowia, natomiast 84%
uważa za konieczne podwyższenie płac pielęgniarek.
Badanie przeprowadzono w dniach 1-4 lutego bieżącego roku na
reprezentatywnej próbie losowej liczącej 1137 dorosłych Polaków.
12.03. Krośnieńska
prokuratura sprawdza, czy personel miejscowego szpitala zbyt późno udzielił
pomocy pacjentce która zmarła, czekając na wizytę w poradni
kardiologicznej
- Prokuratura została powiadomiona o tym zdarzeniu dziewięć dni po śmierci
kobiety. Jej mąż najpierw pisemnie, a potem ustnie zgłosił popełnienie
przestępstwa przez personel szpitala. Jego zdaniem zbyt późno udzielono
jej pomocy. Przekazaliśmy sprawę policji, która teraz prowadzi
dochodzenie - wyjaśnia Janusz Ohar, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Krośnie.
Tragedia wydarzyła się blisko miesiąc temu. Wczesnym rankiem 48-letnia
Krystyna D. razem z mężem przyjechała do Szpitala Wojewódzkiego w Krośnie,
żeby zarejestrować się do kardiologa. Razem z innymi pacjentami czekała
w holu szpitala na otwarcie rejestracji. W pewnym momencie poczuła się źle,
upadła i straciła przytomność. Mąż próbował ją reanimować.
Portier, który pełnił wtedy dyżur, telefonicznie wzywał na pomoc
lekarzy. Kobiecie pospieszyła z pomocą załoga karetki R. Przez jakiś
czas reanimowano ją w holu, potem odwieziono na OIOM, ale kobieta zmarła.
Zdaniem rodziny zbyt dużo czasu minęło zanim Krystynę D. zaczęto
reanimować, zbyt długo trzeba było czekać na przybycie lekarza.
- Po śmierci
tej pacjentki z urzędu zrobiliśmy sekcję zwłok. Znamy przyczynę śmierci,
był nią rozległy zawał. - Jak każdy przypadek śmierci w szpitalu w tak
nietypowych okolicznościach, ten także będzie dokładnie analizowany. W
sytuacji, gdy sprawę bada prokuratura, będziemy czekać na jej ustalenia -
mówi dyr. J.Gołąb.
8 marca 2008 A
jednak lekarzom powodzi się b. dobrze - za 12mln. zł kupili szpital w którym
pracują. Jedna z najlepszych placówek urologicznych w Polsce,
Szpital im. prof. Emila Michałowskiego w Katowicach, przestaje być własnością
miasta. Decyzję o sprzedaży przynoszącego straty szpitala Katowice podjęły
jeszcze jesienią.
Będzie to pierwsza sytuacja, kiedy ktoś w Polsce kupuje wielki szpital z całym
majątkiem i kontraktem na leczenie - cieszy się ordynator urologii dr Wiesław
Duda.
Likwidator szpitala Krzysztof Zaczek poinformował "Dz", że wraz ze
sprzedażą placówki nowym właścicielom NFZ zgodził się także na cesję
wynegocjowanego ze szpitalem kontraktu. Na razie obowiązuje on do kwietnia i
opiewa na ponad 5 mln zł - wyjaśnia Zaczek. Później będzie
renegocjowany - dodaje. (PAP)
2008-03-08, 100
podejrzanych w lekarskiej aferze korupcyjnej
Kolejnym siedmiu lekarzom radomska prokuratura przedstawiła zarzuty. To
dalszy ciąg gigantycznego śledztwa w związku z aferą korupcyjną.
W tym tygodniu policja zatrzymała m.in. Stanisława W. - ordynatora
oddziału ginekologiczno-położniczego ze szpitala w Wolsztynie (zarzut
przyjęcia 14 tys. zł łapówek), Zbigniewa M. - b. ordynatora szpitala
im. Kopernika w Łodzi (dwa zarzuty dotyczące przyjęcia 17 tys. zł),
Andrzeja S. - wicekierownika kliniki chirurgii ogólnej Szpitala
Uniwersyteckiego w Łodzi (18 tys. zł), , Wacława S. - dyrektora wojewódzkiego
szpitala w Jastrzębiu-Zdroju (trzy zarzuty, 10 tys. zł). Do tej pory
zarzuty przedstawiono 101 osobom, w tym 49 pracownikom służby zdrowia.
Pozostali to w większości pracownicy firmy Johnson & Johnson. Firmy
medyczne miały kupować przychylność osób mających w szpitalach wpływ
na rozstrzyganie przetargów na zakup środków medycznych.
27 lutego 2008 Miliony
wyłudzane na fałszywe recepty
Narodowy Fundusz Zdrowia odkrył zorganizowany proceder
wyłudzania pieniędzy na podstawie sfałszowanych recept - pisze DZIENNIK.
Uczestniczą w nim "apteki ogólnodostępne, lekarze i zakłady opieki
zdrowotnej" - alarmuje szef mazowieckiego NFZ w piśmie do rządu. Pieniądze są wyłudzane z budżetu przeznaczonego na refundowanie leków.
"Tylko na Mazowszu może chodzić o nieprawidłowości na ok. 12 milionów
złotych, ale podobnie może być w innych regionach kraju"
Jak działa mechanizm wyłudzeń? Lekarze
wykorzystują numery PESEL swoich pacjentów bez ich wiedzy i wypisują
recepty na leki refundowane. Recepty przekazywane są do aptek, które
otrzymują refundację. NFZ dopłaca do wszystkich leków refundowanych ok. 7
miliardów złotych.
Ile na takich wyłudzeniach można zarobić? Trudno o precyzyjne szacunki,
ale na wyobraźnię działają przykłady, które nieoficjalnie podawali nam
kontrolerzy z NFZ. Gdyby receptę rzeczywiście wykupił pacjent, musiałby
zapłacić za nią tylko tę kwotę, której nie refunduje fundusz, a ten dopłaca
od 30 do nawet 100 procent. Najwięcej zarobić można na lekach refundowanych
wydawanych na ryczałt. - Refundacja niektórych z tych leków dochodzi nawet
do kilku tysięcy złotych za jeden lek. Wszystko trafia do kasy apteki, a
leki mogą zostać sprzedane ponownie - mówi nasz informator z mazowieckiego
NFZ.
Lekarzowi
ginekologowi i położnej z tarnobrzeskiego szpitala prokurator zarzuca nieumyślne
spowodowanie śmieci dziecka w łonie matki.
Dramat wydarzył się w grudniu 2006 roku. Na dzień przed nim ciężarna
kobieta poddała się badaniu tętna płodu. Wszystko było w porządku.
Następnego dnia podobne badanie wykazało jednak zaburzenia tętna
dziecka. Niestety, położna Alina S. nie powiadomiła o tym na czas
lekarza dyżurnego na oddziale ginekologiczno-położniczym Ryszarda S.
Podjęcie decyzji o cesarskim cięciu nastąpiło dopiero dwie godziny później.
Dziecko już nie żyło.
Biegli orzekli, że jeżeli po badaniu KTG, które wykazało zaburzenia tętna
dziecko, natychmiast przeprowadzono by cesarkę, dziecko
najprawdopodobniej by żyło.
- Alina S. i Ryszard S. mają zarzuty nieumyślnego spowodowania śmierci.
Nie przyznają się do winy. Grozi im od trzech miesięcy do pięciu lat
więzienia - mówi Robert Killiański, zastępca prokuratora rejonowego w
Tarnobrzegu.
2008-01-07, Sprawa 22 lekarzy i pielęgniarki z pogotowia oskarżonych o informowanie
zakładów pogrzebowych o zgonach pacjentów została wczoraj umorzona.
Pięć lat temu opisaliśmy, jak w ramach konkurencyjnej walki firm
pogrzebowych w Warszawie opłacały one pracowników pogotowia za
informacje o zgonach. Mówił o tym m.in. prezes Stołecznego
Stowarzyszenia Przedsiębiorców Pogrzebowych. Mówili inni, bo poruszyła
ich wykryta przez "Gazetę" łódzka afera "łowców skór".
W Łodzi użyto pavulonu, by zabijać pacjentów (i są wyroki, choć
nieprawomocne). W stolicy pavulonu nie było. Po naszym tekście
prokuratura w trakcie żmudnego śledztwa dowodów korupcji nie znalazła.
Po analizie dokumentacji z pogotowia i ponad tysiąca pochówków na Wólce
Węglowej śledczy potwierdzili jednak układ pogotowie - zakłady
pogrzebowe. Większość zgonów obsługiwało sześć z ponad stu firm.
Przesłuchane przez policję rodziny zmarłych wskazały na lekarzy, którzy
ich tam skierowali. Z umów kontraktowych o pracę w pogotowiu wynikało,
że lekarze zobowiązali się tego nie robić. Skończyło się na
zarzutach o ujawnienie tajemnicy służbowej.
2008-01-06, O
błędną diagnozę, której konsekwencją była śmierć pacjenta,
prokuratura oskarża lekarza z krakowskiego pogotowia.
Zdaniem śledczych lekarz przez brak krytycyzmu diagnostycznego, złe
rozpoznanie dolegliwości i zaniechanie odpowiednich badań naraził
pacjenta na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia.
Sytuacja ta wydarzyła się w listopadzie 2006, gdy do ambulatorium
pogotowia przy ul. Teligi zgłosił się mężczyzna skarżący się na bóle
podbrzusza. Zbadał go Józef P., lekarz z wieloletnim doświadczeniem w
zawodzie. Stwierdził kolkę i na nią też przepisał choremu leki. Mężczyznę,
bez dalszych badań, zwolniono do domu. W kilka godzin później pacjent
zmarł. Okazało się, że miał rozległy zawał.
Lekarz twierdzi, że działał w dobrej wierze i postawił diagnozę
zgodnie ze stanem swojej wiedzy. Według niego pacjent skarżył się na
dolegliwości gastryczne, a wywiad lekarski i badania palpacyjne, jakie
wykonał, potwierdziły bolesność w podbrzuszu, co wykluczało zawał.
Prokuratura powołuje się jednak na opinię biegłego z zakresu medycyny,
według którego lekarz nie wykonał niezbędnej diagnostyki wykluczającej
ostry zespół wieńcowy, przez co nie rozpoznał zawału. Nie zlecił
m.in. badań EKG, nie przeprowadzono również laboratoryjnych badań
krwi. Autor opinii zaznaczył też, że w dokumentacji brakowało
informacji o ewentualnych wcześniejszych chorobach serca, a badający nie
określił nawet, jak długo trwała bolesność w podbrzuszu. - Biegły
wskazał na istnienie związku między niewłaściwym rozpoznaniem i
leczeniem a zgonem pacjenta - informuje Bogusława Marcinkowska,
rzeczniczka krakowskiej prokuratury.
Lekarzowi grozi do 5 lat pozbawienia wolności.
2008-01-02, Były
ordynator stanie przed sądem
O łapówkarstwo oskarżyła krakowska prokuratura Ryszarda Cz., byłego
ordynatora z Kliniki Neurochirurgii Szpitala Uniwersyteckiego. Lekarz miał
brać pieniądze od pacjentów i ich rodzin. Były ordynator zaprzecza.
Ryszardowi Cz. postawiono 25 zarzutów. Według prokuratury miał przyjąć
blisko 25 tys. zł od pacjentów i ich krewnych. - Przeważnie były to
kwoty od stu do kilkuset złotych. Od jednej z rodzin oskarżony przyjął
w sumie ponad 8 tys. zł - mówi Bogusława Marcinkowska, rzeczniczka
prokuratury. Proceder miał zacząć się jeszcze w 1999 roku, kiedy
Ryszard Cz. był starszym asystentem w klinice.
Lekarz miał brać pieniądze za przyjęcie na oddział, przeprowadzenie
zabiegów bądź ich przyspieszenie. Śledczy przekonują, że było to możliwe,
bo ordynator sam decydował, kto zostanie przyjęty na oddział. On też
miał mieć decydujący głos w sprawie kolejności zabiegów. Dowodami są
zeznania kilkunastu osób, które potwierdziły, że dawały Ryszardowi
Cz. koperty z gotówką. Jedna z nich zeznała, że za przyjęcie córki
na oddział, przeprowadzenie operacji i założenie lepszej zastawki do
spuszczania płynu mózgowo-rdzeniowego wręczyła ordynatorowi 3,5 tys. zł.
Inna z pacjentek opowiedziała prokuratorowi, że w dwie godziny po tym,
jak położyła u ordynatora kopertę z 500 zł, miała już wykonane
badanie angiograficzne. Część zeznała też, że płaciła "z wdzięczności
za opiekę podczas leczenia".
Ryszarda Cz. policja zatrzymała pod koniec kwietnia, tuż po tym, jak z
jego gabinetu wyszły dwie osoby, które przyznały się do pozostawienia
lekarzowi pieniędzy. Policjanci podczas przeszukania znaleźli w szafie
kopertę z banknotami. Prokuratura chciała wtedy aresztować ordynatora
Cz., ale sąd uznał, że wystarczy kaucja w wysokości 90 tys. zł.
2007-12-30, Trzej
lekarze z oddziału chirurgicznego w dębickim szpitalu zostali osądzeni. Odpowiadali
za nieumyślne spowodowanie śmierci. Wyroki zapadły w dębickim sądzie. Ordynator Ryszard P. oraz Andrzej S.
i Robert B. sami zaproponowali karę, sąd i prokuratura przyjęli te
wnioski. Ryszard P i Andrzej S. zapłacą po pięć tysięcy złotych
grzywny, a Robert B. - cztery tysiące złotych. Cała trójka została
skazana na pół roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata.
Czwarty lekarz, Stanisław P. również oskarżony o nieumyślne
spowodowanie śmierci, nie przyznał się do zarzucanych mu czynów. Jego
wina zostanie oceniona w procesie, który odbędzie się w późniejszym
terminie.
Ordynator jego zastępca i dwaj asystenci odpowiedzieli za to co wydarzyło
się sześć lat temu. Do szpitala w Dębicy przyjęto wówczas pacjenta z
krwotokiem. Najpierw Artur M. trafił na oddział zakaźny, potem na
oddział chirurgiczny. Ponieważ był to czynny alkoholik, przyjmujący go
lekarz jako rozpoznanie wpisał krwawienie z żylaków przełyku i
zastosował leczenie zachowawcze. - Błąd diagnostyczny tego lekarza
został powielony przez kolejnych lekarzy opiekujących się pacjentem,
nie został również zweryfikowany przez ordynatora oddziału. Żaden z
lekarzy nie zrobił pacjentowi usg, choć takie urządzenie było na
oddziale - informował prowadzący śledztwo w tej sprawie prokurator
Zygmunt Zięba z prokuratury w Ropczycach.
Sprawą śmierci pacjenta zajął się sąd lekarski , który uznał, że
lekarze popełnili błąd diagnostyczny. Trzech lekarzy zostało ukaranych
naganą. Śledztwo w prokuraturze trwało kilka lat, bo tak długo trwał
czas oczekiwania na opinie biegłych z zakładu medycyny sądowej we Wrocławiu.
Na podstawie tej opinii prokuratura postawiła lekarzom zarzut nieumyślnego
spowodowania śmierci pacjenta
21.12.07 Kardiochirurg
z białostockiego szpitala klinicznego Tomasz Hirnle został skazany za wzięcie
łapówki na:
• osiem miesięcy w zawieszeniu na dwa lata
• roczny zakaz zajmowania stanowisk kierowniczych w placówkach
służby zdrowia.
• Sąd zaznaczył, że okoliczności wręczenia łapówki spowodowały,
że kara jest z najniższej półki.
Okoliczności te wyglądały tak: w czerwcu 2005 r. córka pacjenta przyszła
do docenta Hirnle z 5 tys. zł za przyspieszenie operacji ojca. Chwilę po
jej wyjściu do gabinetu wkroczyli policjanci z wydziału do walki z korupcją.
Kopertę z pieniędzmi znaleźli w szufladzie biurka. Lekarza nie zatrzymali
od razu, bo na stole operacyjnym czekał pacjent z otworzoną klatkę
piersiową. Dopiero po operacji policjanci skuli lekarza i wyprowadzili ze
szpitala.
Kulisy sprawy ujawnili po kilku miesiącach reporterzy "Superwizjera"
TVN: jeden z podwładnych docenta Hirnle - Wojciech S. - chciał się zemścić
za to, że nie został przyjęty na specjalizację. Znalazł człowieka
cierpiącego na chorobę wieńcową, który za 20 tys. zł zgodził się wziąć
udział w mistyfikacji. Potem dotarł do policjantów z wydziału korupcji i
opowiedział o skorumpowanym szefie. Policjanci, choć już rok pracowali w
specjalnym wydziale, nie mieli żadnych znaczących wyników. Zgodzili się
na współpracę. Wojciech S. brał nawet udział w planowaniu prowokacji.
Sprawa wyszła na jaw, bo S. wynajętemu pacjentowi zapłacił tylko 15 tys.
zł. Reszty nie chciał oddać i chory - z warszawskiego półświatka -
rzecz nagłośnił. Śledztwo w tej sprawie kończy już krakowska
prokuratura. Podejrzanymi są tu Wojciech S., jeden z policjantów z wydziału
do walki z korupcją i osoby, które brały udział we wręczaniu łapówki.
06.12. Według
prokuratury Grzegorz Sz.i ośmiu dyrektorów szpitali miało brać łapówki za
ustawianie przetargów na dostawy aparatury medycznej
Do specyfikacji zamówienia wpisywali takie warunki techniczne sprzętu, że
spełniała je tylko jedna firma.
Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, chodzi o Philips Polska, który
sprzedaje szpitalom mnóstwo urządzeń, od aparatów rentgenowskich po
tomografy i wyposażenie pracowni kardiologicznych. Pracownik działu
medycznego firmy Marian R. miał dostarczać szpitalom szczegółowe dane o
sprzęcie. Za ustawianie przetargów dyrektorzy szpitali mieli dostawać około
5 proc. wartości zamówienia.
- Mamy dowody, że Grzegorz Sz. jako dyrektor chorzowskiego Centrum
Pediatrii i Onkologii w taki sposób rozstrzygnął trzy przetargi, za co
wziął łapówkę w wysokości 535 tys. zł - mówi prokurator Andrzej
Laskowski, rzecznik prasowy biura przestępczości zorganizowanej
Prokuratury Krajowej w Poznaniu.
Trzy zarzuty usłyszał też Wojciech O., dyrektor Górnośląskiego Centrum
Medycznego w Katowicach. Zdaniem prokuratury za ustawienie przetargów wziął
70 tys. zł. - Pozostali dyrektorzy brali od kilkunastu do kilkudziesięciu
tys. zł - mówi Laskowski.
Pozostali to m.in. Włodzimierz M., dyrektor Szpitala im. Leszczyńskiego w
Katowicach, Jaromir W., dyrektor Szpitala Wielospecjalistycznego w
Gliwicach, Marek S., dyrektor dwóch szpitali miejskich w Sosnowcu, oraz
Andrzej P., dyrektor Szpitala Klinicznego im. Mielęckiego w Katowicach.
6 grudnia Polscy
biegli na zlecenie prokuratury badają cztery nowe przypadki śmierci pacjentów,
których operował kardiochirurg Mirosław G.
Śledczy pytają, czy śmierć czterech chorych nie była wynikiem błędu
lekarskiego, a nawet świadomego godzenia się na skutek w postaci
zgonu pacjenta. Mówiąc wprost, chcą wiedzieć, czy dr G. ich nie zabił. O to
samo - tyle że w odniesieniu do innego pacjenta - prokuratorzy pytali
prof. Rolanda Hetzera z Niemiec. Jego opinia była niekorzystna dla lekarza.
Czworo chorych, którymi teraz interesuje się prokuratura, trafiło do
szpitala MSWiA w latach 2001-2006. Sześć lat temu dr G. przeszczepił
serce 10-letniej wtedy Monice z Gdańska. Dziewczynka trafiła na Wołoską
w ciężkim stanie, z zaburzeniami krzepnięcia krwi. Zmarła kilka
dni po operacji. 16-letni Wojtek miał wrodzoną wadę serca. Nikt nie chciał go operować
- dr G. się podjął. Przy zabiegu był prof. Antoni Dziatkowiak, który
skierował tu chorego. Chłopak zmarł kilka dni po zabiegu. Inna pacjentka,
Ewa, miała serce uszkodzone po zawałach. Dwa lata temu przyjechała na
konsultacje, ale dostała obrzęku płuc i już została. Kardiochirurg
wykonał u niej nowatorski zabieg, tzw. przeszczep heterotopowy. Ostatni pacjent, który interesuje śledczych to Piotr. W 2006 roku
z aresztu przy Rakowieckiej w trybie nagłym trafił na Wołoską.
Personel szpitala pamięta zabieg, bo chory był podejrzany o zabójstwo.
Gdy kardiochirurg wszczepiał mu zastawki, pod salą stali policjanci z bronią.
Pacjent wrócił do aresztu, po jakimś czasie znów trafił na stół
operacyjny, bo jedna z zastawek była nieszczelna. Zmarł długo po wyjściu
z więzienia.
Powołany we wrześniu zespół tworzą: prof. Seweryn Wiechowski, prof.
Stanisław Woś, prof. Bohdan Maruszewski i konsultant krajowy ds.
medycyny sądowej prof. Roman Mądro. Nie chcieli rozmawiać na temat
zleconej opinii.
- Policyjna interwencja miała miejsce we wtorek, pani doktor ciągle
przebywa w szpitalu - podała w środę rzecznik policji z Katowic kom.
Magdalena Szymańska-Mizera. - Trwają czynności wyjaśniające okoliczności
zasłabnięcia.
O prof. Gierek-Łapińskiej głośno było m.in. w marcu tego roku. Jerzy
Jurecki z "Tygodnika Podhalańskiego" zawiadomił wtedy policję
po tym, jak stwierdził, że lekarka podczas rozmowy z nim w gabinecie
lekarskim jest pod wpływem alkoholu. Policja wszczęła wtedy dochodzenie
z art. 160 KK - "Kto naraża człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo
utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, podlega karze
pozbawienia wolności do lat 3."
24.11. Pijany
ginekolog z ośrodka zdrowia w Korszach (woj. warmińsko-mazurskie) w ciągu
półtorej godziny przyjął 22 pacjentki. Miał ponad 2 promile alkoholu w wydychanym powietrzu. Policja zatrzymała
go po anonimowym telefonie. Ma być przesłuchany po wytrzeźwieniu. Biegły
oceni, czy mógł narazić kobiety na niebezpieczeństwo utraty życia lub
zdrowia. Grozi mu do trzech lat więzienia
21 listopada 700
tys. zł zadośćuczynienia, 1,9 tys. zł renty i blisko 20 tys. zł
odszkodowania dostanie dziewięcioletni Piotr Soszka, od ponad pięciu lat
sparaliżowany od pasa w dół w wyniku błędu personelu Górnośląskiego
Centrum Zdrowia Dziecka i Matki w Katowicach (GCZDiM). Prawomocny wyrok w tej sprawie zapadł w środę przed Sądem
Apelacyjnym w Katowicach. To najwyższa kwota zasądzona w Polsce za
błąd medyczny. Sąd utrzymał kwotę zadośćuczynienia przyznaną Piotrkowi
w lutym przez katowicki sąd okręgowy. Obniżył co prawda wysokość
renty i odszkodowania, ale w przyszłości rodzice będą mogli
ubiegać się o zwiększenie tych kwot.
W marcu 2002 r. 4-letni wówczas Piotrek był operowany w związku
z nieprawidłowym umiejscowieniem pęcherza moczowego. Po operacji chłopca
przewieziono na oddział intensywnej terapii; miał założony cewnik do
znieczulenia zewnątrzoponowego, którym do kręgosłupa podaje się środki uśmierzające
ból. W wyniku pomyłki personelu do cewnika podłączono niewłaściwą
kroplówkę i do kręgosłupa chłopca wtłoczono ok. 1,5 litra płynu. U dziecka
nastąpił paraliż.
16.11. W
szpitalu Czerniakowskim przy Stępińskiej wstrzymano odwiedziny na oddziale
chorób wewnętrznych. U trzech pacjentów stwierdzono rotawirusa.
Szpital zgłosił to do sanepidu i zdecydował o wstrzymaniu odwiedzin.
Dyrektor lecznicy Leszek Wójtowicz: - Oddział internistyczny został
zdezynfekowany. Nie ma nowych zachorowań. Pobraliśmy posiewy, które wysłaliśmy
do sanepidu. W poniedziałek prawdopodobnie wznowimy odwiedziny.
15.11. Gdy czteroletni Patryk zaczął sinieć, byli przy nim tylko rodzice,
20 minut wcześniej dziecko przywieziono z bloku operacyjnego. Zanim
nadbiegli lekarze, stanęło serce chłopca

Patryk miał wyjść ze szpitala 24 sierpnia wieczorem. A ciągle tam leży Dlaczego w renomowanej klinice z certyfikatem Bezpieczny Szpital tuż po operacji nie było przy dziecku nikogo z personelu?
24 sierpnia Patryk przeszedł nieskomplikowany zabieg stulejki w Szpitalu Pomorskiej Akademii Medycznej, w Klinice Chirurgii i Onkologii Dziecięcej przy ul. Unii Lubelskiej. Wieczorem dziecko miało być już w domu. Wszystko szło dobrze. Patryk został wybudzony po znieczuleniu jeszcze na sali operacyjnej. I przewieziony... do zwykłego szpitalnego pokoju.
Beata Błaszyńska, mama Patryka: - Syn zaczął sinieć. Biegałam po korytarzu i krzyczałam, że trzeba ratować dziecko. Nie wiem, jak długo szukałam lekarza.
Patrykowi przestało bić serce. Zaalarmowany przez matkę lekarz podjął reanimację. Ale doszło już do niedotlenienia mózgu.
Od trzech miesięcy Patryk leży w szpitalu. Jego stan lekarze określają jako utratę świadomości. Dziecko ma poważne zaburzenia neurologiczne, sztywne nóżki i rączki, nie porusza się, nie mówi, karmione jest za pomocą sondy, ma ataki epilepsji.
- Wyjaśniamy sytuację - mówi dyrektor szpitala Maria Ilnicka-Mądry. - Wykluczyliśmy pomylenie leków. Jest to dla nas również tragedia, oczywiście nie tak duża jak dla rodziców.
Nieszczęście zdarzyło się, w momencie gdy - zgodnie z procedurami i zaleceniami ministra zdrowia - dziecko powinno leżeć na sali pooperacyjnej i być pod kontrolą pielęgniarki. Żeby dostać kontrakt z NFZ, szpital musi poświadczyć, że gwarantuje taką opiekę. I dyrektor ds. medycznych tej placówki Sławomir Jaroszewicz podpisał się pod oświadczeniem, że Klinika Chirurgii i Onkologii dziecięcej ma "salę wzmożonego nadzoru ze stałym nadzorem pielęgniarskim".
Ale takiej sali w Klinice Chirurgii w ogóle nie było! Dzieci z ryzykiem komplikacji kierowane były na intensywną terapię (dla dzieci są tam tylko dwa miejsca), pozostałe - na zwykłe sale, gdzie pilnowali je rodzice.
- Gdyby Patryk był podłączony do pulsoksymetru, już przy zaburzeniach oddechowych urządzenie zaczęłoby wyć, pielęgniarka zaalarmowałaby anestezjologów. Mogłoby w ogóle nie dojść do niedotlenienia i uszkodzenia mózgu - powiedział nam jeden z lekarzy szpitala, w którym wydarzył się wypadek.
Dopiero po tragedii Patryka Klinika Chirurgii zorganizowała salę pooperacyjną - są tam urządzenia, które monitorują funkcje życiowe pacjentów, w sali siedzi pielęgniarka, ma kontakt z dyżurnym anestezjologiem. Ale o tym, że zdarzyć się może nieszczęście, anestezjolodzy alarmowali już wcześniej. - Ostrzegaliśmy dyrekcję, że na 10 tys. znieczuleń 4-6 ma okołooperacyjne komplikacje - takie są światowe statystyki - mówi jeden z lekarzy.
Jeśli oddział szpitalny nie spełnia podstawowych warunków, może go wykreślić ze swojego rejestru wojewoda. Niedawno wykreślono np. oddział intensywnej terapii w Szpitalu Pediatrycznym w Bielsku-Białej, bo zdaniem konsultanta wojewódzkiego nie miał ani dosyć sprzętu, ani specjalistów do ratowania dzieci. Co zrobić jednak, kiedy - jak w Szczecinie - konsultant nie dba o własny oddział?
Naciąganie i kombinowanie nieraz doprowadziło już do nieszczęścia
• Trzy lata temu wydało się, że oddział dializ w Kutnie nie dawał pacjentom EPO - hormonu niezbędnego w terapii. Dyrektor tłumaczył to zadłużeniem szpitala. By chorzy nie umarli na anemię, robiono im transfuzję krwi. Zabieg przetaczania ma jednak dramatyczny skutek uboczny - wyklucza przeszczep nerki.
• Dyrektorzy kilku szpitali przekonali urzędników NFZ, że neonatologów, którzy odeszli z pracy, zastąpią u nich z powodzeniem pediatrzy. W jednym ze szpitali w Łódzkiem doszło do tragedii. - Pediatrzy nie umieli zaintubować noworodka - mówi neonatolog prof. Andrzej Piotrowski. - Wezwali karetkę, ale nim dojechała, dziecko zmarło.
2007-11-13, Na
recepty wyłudzili dwa miliony złotych
Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie wystąpiła o areszt tymczasowy dla pięciu
osób, które oskarża o wyłudzenie z Narodowego Funduszu Zdrowia 2 mln zł
Sprawa ma początek w 2005 roku, kiedy wyszło na jaw, że Zdzisław L.,
lekarz w jednej z dębickich przychodni, wystawia fałszywe recepty na lek
onkologiczny.
Na podstawie 1700 recept grupa przestępcza wyłudziła z NFZ blisko 2 mln
zł. W skład grupy wchodziło 15 osób. Oprócz lekarza, przedstawiciel
handlowy jednego z producentów leków, dwaj przedstawiciele hurtowni leków
oraz jedenastu właścicieli aptek.
- Wystawiane przez Zdzisława L. recepty przekazywane były Piotrowi R.,
przedstawicielowi medycznemu firmy farmaceutycznej. Za jego pośrednictwem
recepty trafiały do aptek m.in. w Rzeszowie, Mielcu, Przeworsku, Leżajsku
i Krośnie. W 33 aptekach farmaceuci dokonywali fikcyjnego obrotu lekiem -
mówi Elżbieta Kosior, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie.
Innym pięciu podejrzanym prokurator zarządził dozór policyjny i zakaz
opuszczania kraju. Pozostałych pięć osób czeka na decyzje prokuratora.
Za udział w zorganizowanej grupie przestępczej, oszustwa, potwierdzanie
nieprawdy w dokumentach i osiąganie z tego zysków w wielkich rozmiarach
grozi więzienie od roku do 10 lat.
07.11
Policja
zatrzymała chirurga ortopedę, który przyjmował pacjentów, mając 2,6
promila alkoholu we krwi.
Przed godz. 20 we wtorek do gabinetu Piotra Ś. wszedł młody mężczyzna.
Był ósmym tego dnia pacjentem lekarza w przychodni przy ul. Wrocławskiej.
Miał dostać zastrzyk w staw kolanowy. Poczuł od lekarza woń alkoholu,
odmówił zabiegu i wezwał policję. Piotr Ś. wcześniej nie tylko
diagnozował choroby i przepisywał leki, ale również przeprowadzał
badanie USG. Noc spędził w izbie wytrzeźwień, a wczoraj został przesłuchany
przez prokuraturę.
Co
z tą odpowiedzialnością lekarską za popełnione "błędy w sztuce
medycznej"?
- mówi Adam Sandauer Prezes Stowarzyszenia Pacjentow Primum Non Nocere
BŁĘDY
LEKARSKIE Odpowiedzialność lekarska...? - czym to się je?, jak ukrywa?
TYLKO
PRZEBIEGLI BIEGLI ? - a może chodzi o coś więcej?
Ministerstwo
Zdrowia wini szpital za nieszczęście mojego dziecka Anna Kranczkowska
Błędy
medyczne - Co roku ponad 45 tys. osób pada ofiarą pomyłek lekarskich -
informacje do wiadomości ministra zdrowia Zbigniewa Religi.
Psychiatryczne
przekręty skorumpowanych lekarzy i prokuratorów.
Antoni
Ferenc - żydowski lekarz psychiatria i alkoholik, ordynator szpitala w Jarosławiu,
biegły sądowy?, ukrywający się przed PRAWEM? - kim naprawdę jest???
Kalectwo przez lekarza
Czarna
Lista Lekarzy
BŁĘDY
LEKARSKIE Odpowiedzialność lekarska...? - czym to się je?, jak ukrywa?...
ZUS
- Raport o stanie Zakładu Ubezpieczeń Społecznych w Polsce - czyli jak
oszukiwane jest pracujące społeczeństwo.
Wyrok
w sprawie nekroafery dla "łowców skór" w wykonaniu sanitariuszy i
lekarzy pogotowia w Łodzi... zabijali zamiast ratować życie za pieniądze
otrzymywane od właścicieli zakładów pogrzebowych.
Kolejne
strony dokumentują stale uzupełniane cykle nieodpowiedzialnego zachowania się
funkcjonariuszy władzy i urzędników państwowych.
Sędziowie
- oszuści. W tym dziale przedstawiamy medialne dowody łamania prawa przez sędziów
- czyli oszustwa "boskich sędziów". Udowodnione naruszania procedury
sądowej, zastraszania świadków, stosowania pozaproceduralnych nacisków na
poszkodowanych i inne ich nieetyczne zachowania. Czas spuścić ich "z
nieba na ziemię" :-)
Prokuratorzy -
czyli tzw. "odpady prawnicze", śmiecie, najczęściej nieetyczni i
nie dokształceni funkcjonariusze władzy. Aktualizacja na rok 2008.
Adwokaci
- czyli mecenasi chałtury prawniczej, a tak naprawdę to jedyni usługodawcy którzy
nie ponoszą odpowiedzialności za odstawiane fuszerki typowi pasożyci społeczeństwa
Oszustwa
polityków - przekręty i wpadki znanych "mniej lub więcej" polityków,
czyli urzędników państwowych oszukujących i pasożytujących na narodzie -
stale uzupełniany cykl: POLITYKA WŁADZA PIENIĄDZ
Policyjne
afery 2008 - handel tajnymi informacjami ze śledztw, narkotykami, wymuszenia
policyjne, pijani policjanci, policjanci terroryzujący własną rodzinę i świadków...
- słowem "psie przękręty".
oszustwa
komornicze - pasożytów społeczeństwa, często typowych chamów i nieuków,
którzy oszukują właścicieli firm, poszkodowanych i wierzycieli oraz w dupie
mają obowiązujące PRAWO
Urzędnicy
państwowi i ich matactwa 2007 - dokumentujemy tu oszustwa urzędników państwowych
takich jak: polityk, wójt, starosta, burmistrz, prezydent, rzecznik - wszelkich
kombinatorów na których utrzymanie pracujące całe społeczeństwo, a którzy
swoje publiczne stanowisko wykorzystują dla swojej prywaty i zysku.
UDOKUMENTOWANE
FAKTY POMYŁEK LEKARSKICH
Psychiatryczne
przekręty pseudo-biegłych udających lekarzy - aktualny stale uzupełniany
cykl przedstawiający typowych schizofreników, decydujących o zdrowiu i majątkach
ludzi, którzy bez wiedzy za to za kasę wydają opinie niezgodne z prawdą i
nie mające nic z fachowością...
Aferzyści
- czyli wszelkiej maści kombinatorzy grający rolę biznesmenów, politycy mający
dojście do tajnych informacji i wiedzy
Media
manipulują, osądzają i są sądzone - wpadki sądowe, wyroki skazujące na
dziennikarzy za nierzetelność, pomówienie, wprowadzenie w błąd społeczeństwa.
Poseł
to ma klawe życie :-)
Dziennikarz
- to zawód podwyższonego ryzyka.
Krytyka
wyroków sądowych nie jest godzeniem w niezawisłość sędziowską. Nadmiar
prawa prowadzi do patologii w zarządzaniu państwem - Profesor Bronisław
Ziemianin
Strasburg
- wyroki Trybunału - ukarana Polska i polskie sądy za wydane wyroki naruszające
prawo - efekty skorumpowania polskich sędziów.
Polecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
Tematy w dziale dla
inteligentnych:
ARTYKUŁY - tematy do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
"AFERY
PRAWA" - Niezależne
Czasopismo Internetowe www.aferyprawa.com
Stowarzyszenia Ochrony Praw Obywatelskich Zespół redakcyjny: Zdzisław Raczkowski, Witold Ligezowski, Małgorzata Madziar, Emilia Cenacewicz, Zygfryd Wilk, Bogdan Goczyński, Zygmunt Jan Prusiński oraz wielu niejawnych sympatyków AP |
|
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.