opublikowano: 26-10-2010
Policyjne afery 2008 - handel
tajnymi informacjami ze śledztw, narkotykami, wymuszenia policyjne, pijani
policjanci, policjanci terroryzujący własną rodzinę i świadków... - słowem
"psie przękręty".
Przechodzimy
do stałego cyklu medialnego dokumentowania faktów i przekrętów z udziałem
policjantów, przypominając
wiadomości
archiwalne z 2007r oraz
archiwum 2006r - popularne wpadki
policjantów i ich komediantów .
Niestety w naszym kraju wszystko jest możliwe, nawet to że policjanci okradają, handlują narkotykami, bronią i chronią grupy przestępcze i oczywiście polityków.
Kolejny stały cykl informacyjny wpadek policyjnych w 2008r
23 marca Policja
i prokuratura wyjaśniają przyczynę śmierci 27-letniego mieszkańca Łańcuta
osadzonego w areszcie Komendy Miejskiej Policji w Rzeszowie -
poinformował w niedziele Paweł Międlar z zespołu prasowego
podkarpackiej policji.
- W niedzielę policjanci, którzy pełnili służbę w pomieszczeniach
dla osób zatrzymanych, stwierdzili, że mężczyzna nie daje znaków życia.
Mężczyzna nie żył, kiedy przybył lekarz - powiedział Międlar. Lekarz
nie określił przyczyn zgonu.
- Kluczowym momentem w postępowaniu w tej sprawie będzie sekcja zwłok.
Czynności w komendzie nadzorował prokurator, brali w nich udział
policjanci z komendy wojewódzkiej w Rzeszowie - podkreślił Międlar.
2008-03-14, Policjant
wśród zatrzymanych za handel narkotykami
Czterech mężczyzn, w tym policjanta, podejrzewanych o posiadanie i handel
znaczną ilością narkotyków, zatrzymano w Ostrowcu Świętokrzyskim -
poinformował rzecznik świętokrzyskiej policji kom. Krzysztof Skorek.
W jednym z mieszkań policjanci zabezpieczyli 13,5 kg marihuany oraz 50
tys. zł pochodzących prawdopodobnie z handlu narkotykami. Policjanci
podejrzewają, że narkotyki miały trafić na rynek kielecki. Zatrzymanym
przedstawiono już ponad 30 zarzutów. Na poczet przyszłych kar
zabezpieczono trzy samochody osobowe.
Zatrzymani mają od 24-35 lat. 27-letni funkcjonariusz ma czteroletni staż
w policji, pracował w pionie prewencji ostrowieckiej komendy powiatowej.
Grozi im do 10 lat pozbawienia wolności.
2008-03-11, Śmierć
w policyjnym areszcie
30-letni mężczyzna zmarł w areszcie Komendy Miejskiej Policji w Krośnie.
Wcześniej został zatrzymany bo awanturował się w sklepie.
Pijany 30-latek awanturował się w jednym ze sklepów w Jedliczu.
Sprzedawczyni zgłaszająca interwencję poinformowała policję, że ubliża
ludziom, przestawia towar na półkach. - Gdy policjanci z Jedlicza
przyjechali na miejsce mężczyzna był już na zewnątrz sklepu. Ten człowiek
był już znany policji bo od kilku lat miał kłopoty z alkoholem. Został
zatrzymany - mówi Marek Cecuła, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Krośnie.
Zanim jednak trafił do aresztu został zawieziony do krośnieńskiego
pogotowia. - To normalna procedura. Lekarz musi wyrazić opinię o stanie
zdrowia zatrzymanego i zgodzić się na zatrzymanie. Spokojnie położył
się spać, nie protestował i nie awanturował się podczas zatrzymania i
później kiedy trafił do aresztu - tłumaczy Marek Cecuła.
Mężczyzna trafił do celi w KM Policji w Krośnie około 14.30. Był tak
pijany, że nie udało się przeprowadzić badania alkomatem. O godzinie
17.45 już nie żył. Według policji aresztant - zgodnie z procedurami -
był kontrolowany co pół godziny. Wszystko było w porządku. Mężczyzna
spał. Do 17.45 kiedy policjant po raz kolejny wszedł do celi bo coś go
zaniepokoiło. 30-latek nie dawał oznak życia. - Policjant natychmiast
rozpoczął reanimację. Wezwaliśmy pogotowie. Niestety nie udało się
go uratować - opowiada Marek Cecuła.
Dlaczego młody mężczyzna zmarł wyjaśnia prokuratura Rejonowa w Krośnie.
- Wstępne oględziny wykluczają np. pobicie, ale pewność będziemy
mieli dopiero po sekcji - mówi prokurator Cezary Pelczarski.
2008-02-23, Szefowie
policji od lat wyłudzają mieszkania od resortu
- Bezdomny - w rubryce "miejsce zamieszkania" wpisują w całym
kraju komendanci policji. Dostają mieszkanie z przydziału, przepisują je na
kogoś z rodziny i biorą kolejne w ten sam sposób. Miał tak robić nawet
Antoni Kowalczyk, były szef polskiej policji - alarmuje "Newsweek"
po ujawnieniu wyników swojego śledztwa.
Tygodnik pisze, że zrobił tak obecny zastępca komendanta głównego
policji, Henryk Tusiński. Tusiński zrobił na tym świetny interes -
najpierw w 1999 roku przejął mieszkanie w Wałbrzychu, gdzie był
wiceszefem policji. Jak donosi "Newsweek" wykupił je za 20
proc. wartości. Później przepisał lokal na córkę i przeniósł się
do Wrocławia, gdzie dostał awans. Tam dostał do dyspozycji piękne,
wyremontowane, 72-metrowe mieszkanie.
"Newsweek" przypomina, że ustawa o policji zabrania, by
funkcjonariusz zajmował jednocześnie dwa mieszkania otrzymane z resortu.
To dlatego, komendant Tusiński przepisał mieszkanie na córkę.
Według tygodnika nie tylko on miał tak robić - w artykule napisano, że
podobnie zrobił również były szef polskiej policji, generał Antoni
Kowalczyk. Po przeniesieniu się do Warszawy, podarował córce swoje
krakowskie mieszkanie uzyskane z zasobów policji, a za chwilę przyznano
mu kolejny 54-metrowy lokal na Mokotowie. Kowalczyk mieszkanie to wykupił
za 15 proc. wartości, a po zakończeniu służby wrócił do Krakowa.
Warszawski lokal wynajmuje innym do dziś - pisze "Newsweek".
Inny przykład to sprawa byłego komendanta wojewódzkiego policji w
Krakowie, nadinspektora Andrzeja Woźniaka. Tuż przed swoim odwołaniem
na przełomie 2005/2006 otrzymał przydział mieszkania od ówczesnego
szefa KGP, Marka Bieńkowskiego. Wystarczyło, że podarował swój dom w
Andrychowie córce - pisze "Newsweek".
2008-02-22, Policjant
sadysta pobił a potem oskarżył o napaść - mamy wiele takich doniesień.
Policjant sadysta bił pałką czwórkę młodych ludzi, choć to oni byli
ofiarami napaści i wezwali funkcjonariuszy. Teraz mają sprawę o naruszenie
nietykalności funkcjonariuszy, a policjant nadal pracuje na śródmiejskiej
komendzie.
4 października ubiegłego roku o godz. 5.05 w klubie Cinnamon w budynku
Metropolitanu przy pl. Piłsudskiego 1 dochodzi do sprzeczki między Michałem
Królem a nieznajomym Hiszpanem bawiącym się w klubie. Obcokrajowiec łamie
Michałowi nos. Kamila, narzeczona młodego mężczyzny, widząc go
zakrwawionego, dzwoni po policję. Tymczasem Hiszpanie wychodzą i szarpią
się ze sobą na zewnątrz klubu. Widać to wyraźnie na nagraniu z
monitoringu budynku, do którego dotarliśmy.
Wtedy nadchodzi łysy mężczyzna w białej kamizelce. W ręku trzyma pałkę
teleskopową. Nie przedstawia się, od razu zachodzi od tyłu niewidzących
go Hiszpanów i bije ich pałką gdzie popadnie. Jest sprawny i
skoncentrowany na zadawaniu uderzeń. W tym momencie z klubu wychodzi
Michał i jego kolega Przemek Kaźmierczak. Rzucają się w stronę
bijatyki, bo widzą tych, którzy ich przed chwilą zaatakowali. Chcą pomóc
ich obezwładnić, ale niespodziewanie łysy mężczyzna rzuca się na
nich. Uderza jeszcze kilka razy i dopiero jego partner mówi, że obaj są
policjantami. Ten, który bił, to starszy posterunkowy Mikołaj Fałkowski.
Sytuacja uspokaja się na chwilę. Czwórka Polaków (do grupy dołączają
jeszcze Kamila i jej siostra Diana) próbuje agresywnemu policjantowi wytłumaczyć,
że to oni wezwali patrol i że to oni są pokrzywdzeni. Drugi policjant,
posterunkowy Adam Mirosz, próbuje dogadać się z cudzoziemcami, ale bez
powodzenia. Fałkowski wybucha bez powodu i atakuje stojących spokojnie
Polaków. Najpierw na ziemię rzuca Michała, potem odwróconego plecami
do niego Przemka. Uderza go kilkakrotnie pałką.
- Zachowywał się jak dzikie zwierzę albo jakby chciał zrobić pokazówkę
przed kumplami, którzy stali na bramce w klubie. Byłam w totalnym szoku,
nie wiedziałam, co zrobić - opowiada Kamila.
Padają ostre słowa pod adresem policjanta. Fałkowski rzuca się na
Kamilę, która ucieka. Michał i Przemek usiłują odciągnąć rozwścieczonego
funkcjonariusza od dziewczyny. Policjanci wpychają obu mężczyzn na ścianę.
Przyjeżdżają kolejne patrole. Przemek i Michał zostają przewróceni
na ziemię, kopani i bici pięściami. Dziewczyny krzyczą na policjantów,
są w histerii. Fałkowski powala je na ziemię. Cała czwórka zostaje
zakuta w kajdanki. Na tym nagranie się urywa.
- Na komendzie zabrano nas do ubikacji - nas do damskiej, chłopaków do męskiej.
Wszystkim kazano rozebrać się do naga, niby do przeszukania. Chłopców
wzięli jeszcze do pokoju i bili po całym ciele - wspomina Kamila.
Potem czwórka znajomych dowiedziała się, że postawione im zostały
zarzuty napaści na funkcjonariuszy. I wypuszczono.
Michał od razu pojechał do szpitala na Banacha. Zrobiono mu obdukcję.
Lekarze stwierdzili siniaki i ślady pałki na całym ciele. Obdukcja
razem ze skargą trafiła na komendę. Pobici podważyli zasadność
zatrzymania i oskarżyli policjantów o brutalność.
Skarga Michała wysłana do śródmiejskiej komendy przy ul. Wilczej została
odrzucona. Poszkodowani nie poddali się i wysyłali pisma wszędzie,
gdzie się da. Szukali też świadków zdarzenia. W przeciwieństwie do
policji. Sprawa o zasadność zatrzymania trafiła na wokandę. 10 marca
ma zostać ogłoszony wyrok.
- Jest słowo przeciw słowu. Wszystko wyjaśni postępowanie - mówi
starszy aspirant Tomasz Oleszczuk, oficer prasowy komendy na Śródmieściu.
Gówno prawda - znany niejedną taką sprawę - choćby
Szeszeniów, gdzie policjanci napadli, pobili i jeszcze oskarżyli - "rączka
rączkę myje", normalny obywatel nie jest w stanie wyegzekwować swoje
prawa w schorowanym i skorumpowanym układzie (nie)sprawiedliwoći.
Skandal na budowie Muzeum Policji dotowanej przez Unię Europejską. Zamiast
wystawy na tyłach Pałacu Mostowskich jest dziura jak lej po bombie. Sprawą
zajęła się prokuratura. Byłym szefom policji grożą poważne zarzuty. Policjanci w dniu swojego święta oglądają eksponaty
przyszłego Muzeum Policji
Przy ul. Nowolipki na Muranowie od kilku miesięcy straszy wielki dół.
Okoliczni mieszkańcy rozpętali na forum w portalu Gazeta.pl dyskusję na
temat rozgrzebanej inwestycji. Remont piwnic na tyłach Pałacu Mostowskich
miał być najważniejszym etapem prac przy Muzeum Policji, ale wykonawca,
firma Bomadol, został wyrzucony z budowy. Inspektorzy nadzoru prac
prawdopodobnie dostaną zarzuty prokuratorskie. Sprawa, którą zajmuje się
Prokuratura Okręgowa Warszawa- Praga dotyka też niegospodarności i zaniedbań na najwyższych szczeblach w stołecznej
policji.
Inwestycja to wspólne przedsięwzięcie warszawskiej komendy i Muzeum
Narodowego. Zaczęła się w 2005 r. Większość z 14 mln zł miała
pochodzić z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego i rezerwy budżetowej
na rozwój polskiej kultury. Policja dostała te pieniądze kosztem innych
projektów, np. remontu budynku przy Zamku Ujazdowskim. Na konferencjach
prasowych ówczesny stołeczny komendant Ryszard Siewierski zachwalał
projekt.
Prokuratura przyznaje, że sprawdzanie budowy Muzeum Policji jest dużą częścią
jej postępowania. - Ogólnie sprawa dotyczy niegospodarności w Komendzie
Stołecznej. Na razie nie przedstawiliśmy żadnych zarzutów - zastrzega
Renata Mazur, rzeczniczka prokuratury.
Do przekrętów i zaniedbań miało dochodzić za rządów dwóch komendantów
stołecznych: oprócz Ryszarda Siewierskiego również Jacka Kędziory, który
go zastąpił, a w kwietniu 2007 r. wyleciał z hukiem za brak nadzoru nad
podwładnymi. Doniesienie do prokuratury złożył obecny komendant stołeczny,
inspektor Jacek Olkowicz, gdy sprawy nie można było już ukryć.
2008-02-14, Czy
policja
odpowie za swój bład i pobicie?
Helsińska Fundacja Praw Człowieka pomoże Piotrowi, któremu podczas pomyłkowego
zatrzymania policjanci złamali kręgosłup, dochodzić swoich praw. Prawnicy
Fundacji twierdzą - takich przypadków jest coraz więcej
Przedstawiciele Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka zadzwonili do naszej
redakcji po przeczytaniu wczorajszego artykułu opowiadającego historię
Piotra D., informatyka, i jego narzeczonej, których policjanci pobili,
wkraczając przez pomyłkę do ich mieszkania, poszukując zabójców związanych
z gangiem Rafała Skatulskiego ps. "Szkatuła". Złamali mężczyźnie
kręgosłup, jego anrzeczoną uderzyli kolba pistoletu.
Prawnicy Fundacji są zaniepokojeni narastającą falą podobnych przypadków.
- Prowadzimy wiele spraw brutalnych i nieuzasadnionych zatrzymań. Na ogół
ich ofiary boją się sprawy nagłaśniać. Może ta sprawa pozwoli
zatrzymać tego typu przypadki - zastanawia się Kładoczy.
2008-01-28, Strażnik
zatrzymany za łapówki 50 lub 100 zł w zamian za niewypisywanie mandatu
Informację o korupcji w straży od jakiegoś czasu sprawdzali policjanci
z wydziału przestępczości gospodarczej Komendy Miejskiej Policji w
Krakowie. W zamian za kilkadziesiąt złotych jeden z municypalnych miał
odstępować od wypisania mandatu za złe parkowanie. 32-letni Łukasz Dz.
został wzięty pod lupę. Okazało się, że mężczyzna, który
zazwyczaj pełnił służbę w rejonie Dworca Głównego, szczególną
uwagę zwracał na źle zaparkowane samochody. Od ich właścicieli miał
pobierać 50 lub 100 zł w zamian za niewypisywanie mandatu. W ubiegłym
tygodniu Łukasz Dz. został zatrzymany na gorącym uczynku - gdy przyjął
100 zł łapówki od jednego z kierowców. Po zatrzymaniu okazało się,
że chwilę wcześniej za podobne wykroczenie wziął 50 zł od innej
osoby. W tej chwili policjanci mają udokumentowane dwa kolejne przypadki
korupcji.
Prokuratura przedstawiła mu zarzut przyjmowania korzyści majątkowych,
za co grozi kara do 10 lat więzienia. Strażnik przyznał się do
stawianych zarzutów. Twierdził, że nie żądał łapówek, a jedynie
przyjmował pieniądze, gdy proponowali to sami kierowcy. Miał również
stwierdzić, że to bardzo częsty proceder w straży miejskiej.
2008-01-21, 42-letni
policjant stanie przed sądem za umyślne spowodowanie wypadku, w którym zginęło
dwoje trzyletnich dzieci.
Do Sądu Rejonowego w Brzozowie trafił akt oskarżenia przeciwko
42-letniemu Krzysztofowi K. 14 sierpnia ubiegłego roku we miejscowości
Blizne koło Brzozowa policjant jechał samochodem renault. Gdy zaczął
wyprzedzać inny samochód, na drogę wybiegł mu pies. Mężczyzna chcąc
ominąć psa wjechał na chodnik i potrącił idącą nim kobietę i troje
trzyletnich dzieci. Dwóch chłopców - braci bliźniaków zginęło na
miejscu. - Biegły stwierdził, że policjant jechał z prędkością 107
km, przy ograniczeniu do 50 km. Dlatego ma zarzut umyślnego działania -
wyjaśnia prokurator Janusz Ohar, rzecznik prasowy krośnieńskiej
Prokuratury Okręgowej. Policjant , który od 17 lat służył w policji
był trzeźwy. W śledztwie nie przyznał się do zarzucanych mu czynów.
Grozi mu kara od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności, sąd może mu
również zabrać prawo jazdy.
20.12.07.Pracownik
BOR-u spowodował kolizję po wypiciu alkoholu i próbował uciekać. Już
jest zawieszony.
Al. Krakowska, Łazy pod Warszawą. Skrzyżowanie z ulicą Przyszłości. Północ
ze środy na czwartek. W kierunku Radomia jedzie mercedes vito prowadzony
przez Andrzeja P. Nagle zakręca, zajeżdżając drogę innemu samochodowi
ciężarowemu, który ratuje się gwałtownym hamowaniem. Vito wyjeżdża na
pas ruchu w przeciwnym kierunku, którym jedzie mercedes osobowy. Auta
zderzają się.
Gdy pojawiają się policjanci, kierowca z osobowego mercedesa Mirosław Z.
mówi im, że sprawca kolizji Andrzej P. zaproponował mu łapówkę za
"dogadanie się". Przedstawił się jako funkcjonariusz BOR-u, a
gdy jego koneksje nie zrobiły wrażenia, próbował odjechać swoim autem.
- Mężczyzna był ewidentnie pijany. Stał w skarpetkach - opowiada nam świadek
zdarzenia. Policjanci wsadzili go do radiowozu i zawiadomili przełożonych,
że sprawcą kolizji jest prawdopodobnie pracownik BOR-u. - Wtedy ten mężczyzna
wypadł z radiowozu i zaczął uciekać. Pobiegł za nim Mirosław Z., obaj
się przewrócili - mówi dalej świadek.
Andrzej P. szamotał się z policjantami, dopóki nie założyli mu
kajdanek. Na miejscu pojawił się prokurator, wyższy rangą policjant z
komendy w Piasecznie i przełożeni pracownika BOR-u. Okazało się się, że
sprawca wypadku ma ok. 2 promili alkoholu we krwi, nie ma przy sobie dowodu
rejestracyjnego ani prawa jazdy, a w bagażniku przewozi alkohol bez akcyzy.
Został przewieziony do izby wytrzeźwień. - W BOR-ze nie tolerujemy
takiego zachowania. Ten pan został zawieszony w obowiązkach i ma postępowanie
dyscyplinarne - mówi kapitan Dariusz Aleksandrowicz, rzecznik biura. 1
03.12.07 Na
karę roku i 2 miesięcy więzienia skazał w poniedziałek Sąd
Rejonowy w Kielcach byłego komendanta głównego policji generała
Antoniego Kowalczyka.
Był on oskarżony o niedopełnienie obowiązku służbowego oraz składanie
fałszywych zeznań i zatajanie prawdy w związku z tzw. aferą
starachowiską.
- Stopień winy i społecznej szkodliwości czynu popełnionego przez
byłego komendanta głównego policji gen. Antoniego Kowalczyka jest wysoki -
powiedziała w jawnej części uzasadnienia wyroku kieleckiego sądu sędzia
Dorota Baran.
Sąd Rejonowy w Kielcach uznał w poniedziałek Kowalczyka winnym
obu zarzucanych mu czynów i wymierzył mu karę łączną roku i dwóch
miesięcy pozbawienia wolności. Orzekł wobec niego także trzyletni zakaz
zajmowania stanowisk w administracji publicznej.
Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie zarzuciła generałowi niedopełnienie
obowiązku służbowego oraz składanie fałszywych zeznań podczas śledztwa
dotyczącego tzw. przecieku starachowickiego. Według prokuratury, Kowalczyk,
jako komendant główny policji, nie poinformował prokuratury o popełnieniu
przestępstwa ściganego z urzędu. Chodzi o wyciek tajnych
informacji z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji o planowanej
akcji policji przeciw grupie przestępczej w Starachowicach.
Drugi z zarzutów dotyczy wielokrotnego składania fałszywych zeznań
przez generała i zatajania prawdy w Prokuraturze Okręgowej w Kielcach.
Sprawa dotyczy wydarzeń z marca 2003 roku. Według ustaleń sądów w Kielcach
i Krakowie, ówczesny szef MSWiA Zbigniew Sobotka uzyskał od gen.
Kowalczyka informacje o tajnej akcji CBŚ przeciwko starachowickim przestępcom.
Przekazał je następnie posłowi SLD Henrykowi Długoszowi, a ten posłowi
Andrzejowi Jagielle. Informacja o zamiarach policji dotarła do dwóch
samorządowców starachowickich, a następnie do osoby podejrzewanej o kierowanie
rozpracowywaną grupą przestępczą - Leszka S.
2007-11-30, Policja ma czas, pobity może poczekać
Matka 12-letniego Karola, pobitego i okradzionego przez grupę nastolatków,
przez dwie godziny czekała, aż policjanci przyjmą od niej zawiadomienie o
przestępstwie. Młodocianych sprawców do dziś nie zatrzymano, choć kobieta
podała pełne dane jednego z nich.
Karol i jego kolega w środę po południu wracali do domu ze zbiórki
harcerskiej. Po drodze zaczepiła ich grupka nastolatków. Chłopcy usłyszeli,
że "dostaną nożem w brzuch", napastnicy zaczęli ich szarpać.
Gdy Karol stanął w obronie kolegi, został pobity. Sprawcy zabrali mu z
kieszeni 20 zł i kilkakrotnie uderzyli butelką w głowę. - Straciłem
świadomość - opowiada Karol. Jego kolega zdołał się wyrwać
napastnikom i prosił przechodniów o pomoc, ale nikt nie zareagował. Młodocianych
chuliganów spłoszył dopiero policyjny patrol.
Rodzice Karola postanowili złożyć zawiadomienie o rozboju na policji, czekała prawie dwie godziny. -
Dopiero po mojej interwencji przesłuchał mnie jeden z dzielnicowych -
opowiada.
Karola policjanci mieli przesłuchać w szpitalu. - Od pielęgniarki
dowiedziałam się, że policjant ma przyjść w czwartek o godz. 19.
Przed godz. 20 dostałam telefon z komisariatu, że jest już późno i
czy nie mogłabym sama przyjść z Karolem, jak wyjdzie ze szpitala -
opowiada matka. Jej syna przesłuchano w końcu w piątek po południu,
gdy opuścił szpital i sam z matką stawił się w komisariacie.
Jedną z tych informacji, które od początku mieli policjanci, były dane
jednego ze sprawców. Matka Karola mówi, że podała je już podczas składania
zawiadomienia. - Syn go zna, dlatego podaliśmy imię, nazwisko tego chłopca,
a nawet szkołę, do której chodzi - wylicza. Chłopak do dziś jednak
jest bezkarny. - Sęk w tym, że ten chłopiec nie ma skończonych 13 lat
i według prawa pomimo tego, że popełnił przestępstwo, nie odpowiada
za nie. Wystąpimy jednak do sądu dla nieletnich o niedopełnienie władzy
rodzicielskiej - tłumaczy Cisło. Zapewnia, że zaraz po napadzie
policjantom z sekcji kryminalnej i dzielnicowym polecono ustalić
personalia dwóch pozostałych napastników.
23.11. Trzech
kolejnych policjantów z krakowskiej drogówki zatrzymanych w aferze "łowców
blach". Jeden z nich trafił do aresztu. Prokuratura w Tarnowie
podejrzewa, że mężczyzna po pracy brał udział w ustawionym wypadku.
W sumie w ciągu ostatnich dwóch dni zatrzymano i postawiono zarzuty
kolejnym pięciu osobom w aferze "łowców blach". Tym samym w śledztwie
dotyczącym wyłudzeń odszkodowania z firm ubezpieczeniowych liczba
podejrzanych wzrosła do 40 osób.
Trzech zatrzymanych w czwartek to policjanci z wydziału ruchu drogowego
krakowskiej policji. Jeden z nich został aresztowany. Prokuratura w
Tarnowie podejrzewa, że po służbie funkcjonariusz brał udział w
sfingowanym wypadku. Jego dwóch kolegów miało w czasie służby fałszować
dokumentację dotyczącą stłuczek, dzięki czemu wypłacano nienależne
odszkodowania. W piątek zatrzymano też trzech kierowców, którzy w ten
sam sposób wyłudzali pieniądze od ubezpieczycieli.
Śledztwo w Tarnowie toczy się od kilkunastu miesięcy. Jednym z
podejrzanych jest m.in. młodszy aspirant Grzegorz M., tegoroczny wicemistrz
Polski w konkursie na policjanta ruchu drogowego, najlepszy funkcjonariusz
krakowskiej drogówki 2003 roku. Śledczy zarzucają mu, że brał łapówki
za organizowanie ustawianych stłuczek. Grzegorz M. i zatrzymany w czwartek
policjant są w tej chwili jedynymi osobami przebywającymi w areszcie w związku
z tarnowskim śledztwem.
17.11. Biuro
Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji i prokuratura sprawdzają
okoliczności wypadku, podczas którego w rowie wylądował samochód Jana K.,
zastępcy komendanta łańcuckiej policji. Dwa dni później Jan K. poprosił
o zgodę na przejście na emeryturę.
Wieczorem 13 listopada w rowie w Albigowej wylądował samochód zastępcy
komendanta łańcuckiej policji. Wcześniej kierowca omal nie potrącił
pieszego. Policję o zdarzeniu poinformował mężczyzna mieszkający w
pobliżu drogi. - Gdy dyżurny otrzymał informację od patrolu, który
przyjechał na miejsce, że to samochód komendanta, powiadomił prokuratora
i Biuro Spraw Wewnętrznych - mówi Mariusz Skiba, oficer prasowy KWP w
Rzeszowie.
W piątek do redakcji z różnych źródeł docierały informacje, że
wiceszef łańcuckiej policji prowadził samochód po pijanemu, potrącił
pieszego, po czym wjechał do rowu. Po wszystkim miał zadzwonić po swojego
brata, a gdy na miejscu zjawiła się policja, zeznał, że samochód
prowadził brat.
Prokurator Kantorowski potwierdza, że początkowo pojawiły się
informacje, że w zdarzeniu w Albigowej był potrącony pieszy. - Po przesłuchaniu
okazało się jednak, że potrącenia nie było. Osoba, która miała być
potrącona, twierdzi, że odskoczyła, a wtedy samochód wpadł do rowu - mówi
prokurator. Zeznania tej osoby i człowieka, który powiadomił policję,
znacznie różnią się od zeznań Jana K. Świadkowie twierdzą, że w
samochodzie była jedna osoba. Tymczasem sam zainteresowany mówi, że nie
prowadził samochodu, bo był po imprezie i poprosił o podwiezienie swojego
brata. Wpadli do rowu z powodu gołoledzi. - Człowiek, który zawiadomił
policję, mówi, że w samochodzie była jedna osoba. Komendant twierdzi
jednak, że jeden z nich poszedł po pomoc, a drugi został na miejscu
zdarzenia - tłumaczy Kantorowski.
Z zastępcą komendanta łańcuckiej policji nie udało nam się porozmawiać,
bo nie ma go w pracy. - W piątek dostarczył zwolnienie lekarskie - mówi
Andrzej Reizer, komendant policji w Łańcucie. Potwierdza nasze informacje,
że dzień wcześniej jego zastępca złożył wniosek o przejście na
emeryturę. - Raport z prośbą o zwolnienie ze służby wpłynął do
komendy wojewódzkiej - potwierdza Skiba.
Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie już otrzymała akta sprawy. - Wraz z nimi
dotarł do nas wniosek o przekazanie materiałów poza prokuraturę rejonową
z Łańcuta. Decyzja o tym, kto będzie ją prowadził, zapadnie w poniedziałek
- mówi Elżbieta Kosior, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie.
15.11. Policja
zatrzymała wczoraj aktywistów Greenpeace'u.
Młodzi ludzie zwiesili się z dachu krakowskiego hotelu z transparentem:
"Brudne i przełowione - witamy nad Morzem Bałtyckim". W tym
czasie w hotelu ministrowie środowiska dziewięciu krajów nadbałtyckich i
przedstawiciel Komisji Europejskiej przyjmowali program ochronny morza.
Cała akcja trwała nie dłużej niż godzinę. Działacze - pięcioro Polaków,
dwie osoby ze Szwecji i Danii - na wezwanie policji zwinęli transparent,
ale wcześniej nie reagowali na wezwania ochrony budynku. Prokuratura
Rejonowa Kraków-Podgórze zdecydowała, że aktywiści odpowiadać mają za
"wdarcie się do cudzego domu, lokalu, pomieszczenia" i że
zrobili to z pobudek chuligańskich. Na noc zostali w policyjnym areszcie, a
jutro staną przed sądem 24-godzinnym, które to sądy wprowadził minister
Zbigniew Ziobro. - To zdarza się po raz pierwszy w historii naszych działań.
Uważamy zastosowanie tego trybu za nieuzasadnione, a przyrównanie nas do
chuliganów czy pijaków - za zniewagę - komentuje dyrektor Greenpeace
Polska Maciej Muskat. - To ideowcy, nie ma mowy o chuligańskim charakterze
tej sprawy - protestuje adwokat ekologów Mikołaj Pietrzak.
2007-11-13, Sąd:
Obywatel miał rację a nie policja
Rzeszowski sąd uniewinnił we wtorek Zdzisława Barłoga, którego policja
oskarżyła o nieuzasadnione wezwanie patrolu. Mieszkaniec rzeszowskiej Starówki
- zdaniem sądu - nie miał obowiązku ustalać, z którego lokalu dochodzi
muzyka, która budzi go po nocach
Wtorkowy werdykt Sądu Grodzkiego Wydziału XIII w Rzeszowie był dla
Zdzisława Barłoga przełomowy. Sąd uznał, że jest niewinny. - Mam
satysfakcję z faktu, że zostałem uniewinniony, ale nikt mi nie zwróci
straconych nerwów i czasu - powiedział nam tuż po rozprawie pan Zdzisław.
Dodatkowo Skarb Państwa ma pokryć
koszty adwokata Barłoga i koszty sądowe.
Policja jednak nadal nie uznaje, że popełniła jakikolwiek błąd: -
Policjanci podjęli decyzję o oskarżeniu pana Barłoga na podstawie
obserwacji. Kierowali się tym, co zastali na miejscu. Nie było głośnej
muzyki z innych lokali, a ten, który wskazał pan Barłog, był zamknięty
- mówi Mirosław Wośko, szef prewencji w Komendzie Miejskiej Policji.
09.11 Policjanci
z Biura Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji zatrzymali funkcjonariusza
z komisariatu na Bemowie.
Policjanci z Biura Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji zatrzymali
funkcjonariusza z komisariatu na Bemowie. 34-letniemu sierż. szt.
Sebastianowi S. (13 lat służby) zarzuca się kradzież z włamaniem do
pokoju hotelowego w Hrubieszowie w sierpniu 2006 r. Policjant miał stać na
czatach. Razem z nim we włamaniu brały udział jeszcze dwie osoby.
Prokurator rejonowy z Hrubieszowie zastosował wobec niego środek
zapobiegawczy w postaci zawieszenia w czynnościach służbowych.
Kolejne
strony dokumentują stale uzupełniane cykle nieodpowiedzialnego zachowania się
funkcjonariuszy władzy i urzędników państwowych.
Sędziowie
- oszuści. W tym dziale przedstawiamy medialne dowody łamania prawa przez sędziów
- czyli oszustwa "boskich sędziów". Udowodnione naruszania procedury
sądowej, zastraszania świadków, stosowania pozaproceduralnych nacisków na
poszkodowanych i inne ich nieetyczne zachowania. Czas spuścić ich "z
nieba na ziemię" :-)
Prokuratorzy -
czyli tzw. "odpady prawnicze", śmiecie, najczęściej nieetyczni i
nie dokształceni funkcjonariusze władzy. Aktualizacja na rok 2008.
Adwokaci
- czyli mecenasi chałtury prawniczej, a tak naprawdę to jedyni usługodawcy którzy
nie ponoszą odpowiedzialności za odstawiane fuszerki typowi pasożyci społeczeństwa
Oszustwa
polityków - przekręty i wpadki znanych "mniej lub więcej" polityków,
czyli urzędników państwowych oszukujących i pasożytujących na narodzie -
stale uzupełniany cykl: POLITYKA WłADZA PIENIąDZ
Policyjne
afery 2008 - handel tajnymi informacjami ze śledztw, narkotykami, wymuszenia
policyjne, pijani policjanci, policjanci terroryzujący własną rodzinę i świadków...
- słowem "psie przękręty".
oszustwa
komornicze - pasożytów społeczeństwa, często typowych chamów i nieuków,
którzy oszukują właścicieli firm, poszkodowanych i wierzycieli oraz w dupie
mają obowiązujące PRAWO
Urzędnicy
państwowi i ich matactwa 2007 - dokumentujemy tu oszustwa urzędników państwowych
takich jak: polityk, wójt, starosta, burmistrz, prezydent, rzecznik - wszelkich
kombinatorów na których utrzymanie pracujące całe społeczeństwo, a którzy
swoje publiczne stanowisko wykorzystują dla swojej prywaty i zysku.
UDOKUMENTOWANE
FAKTY POMYŁEK LEKARSKICH
Psychiatryczne
przekręty pseudo-biegłych udających lekarzy - aktualny stale uzupełniany
cykl przedstawiający typowych schizofreników, decydujących o zdrowiu i majątkach
ludzi, którzy bez wiedzy za to za kasę wydają opinie niezgodne z prawdą i
nie mające nic z fachowością...
Aferzyści
- czyli wszelkiej maści kombinatorzy grający rolę biznesmenów, politycy mający
dojście do tajnych informacji i wiedzy
Media
manipulują, osądzają i są sądzone - wpadki sądowe, wyroki skazujące na
dziennikarzy za nierzetelność, pomówienie, wprowadzenie w błąd społeczeństwa.
Poseł
to ma klawe życie :-)
Dziennikarz
- to zawód podwyższonego ryzyka.
Krytyka
wyroków sądowych nie jest godzeniem w niezawisłość sędziowską. Nadmiar
prawa prowadzi do patologii w zarządzaniu państwem - Profesor Bronisław
Ziemianin
Strasburg
- wyroki Trybunału - ukarana Polska i polskie sądy za wydane wyroki naruszające
prawo - efekty skorumpowania polskich sędziów.
Polecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
Tematy w dziale dla
inteligentnych:
ARTYKUŁY - tematy do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
"AFERY
PRAWA" - Niezależne
Czasopismo Internetowe www.aferyprawa.com
Stowarzyszenia Ochrony Praw Obywatelskich Zespół redakcyjny: Zdzisław Raczkowski, Witold Ligezowski, Małgorzata Madziar, Emilia Cenacewicz, Zygfryd Wilk, Bogdan Goczyński, Zygmunt Jan Prusiński oraz wielu niejawnych sympatyków AP |
|
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.