Imieniny:

AferyPrawa.com

Redaktor Zdzisław Raczkowski ujawnia niekompetencje funkcjonariuszy władzy...
http://Jooble.org
Najczęściej czytane:
Najczęściej komentowane:





Pogoda
Money.pl - Kliknij po więcej
10 marca 2023
Źródło: MeteoGroup
Polskie prawo czy polskie prawie! Barwy Bezprawia

opublikowano: 26-10-2010

KTO I W JAKIM STYLU OGRANICZA DEMOKRACJĘ? Waldemar Korczyński

O czym to jest?
Tekst poniższy jest trochę zmodyfikowanym fragmentem dłuższego artykułu (por. Kontrateksty z 29.11.2009, ) o wpisanych w pojęcie tzw. demokratycznego państwa prawa patologiach. Chodzi o dwie powiązane ze sobą sprawy.

  1. „Delegowanie” uprawnień Narodu do nielicznej grupy ludzi mianowanych przez jakieś władze oraz
  2. niebezpiecznej dla funkcjonowania sądów tendencji do wzmocnienia w postępowaniu sądowym roli rozmaitych pośredników; adwokatów, radców prawnych i innych ludzi, których sądy uznają za godnych rozmowy z sądem.

Innym, w tym tekście marginalnym, ale równie niebezpiecznym, procesem jest zalecanie sędziom, by na sali rozpraw ograniczali rozmowę ze stronami, a tylko po wysłuchaniu ich (stron) wypowiedzi wydawali wyroki. Zmiany te powodują coraz to większe ubezwłasnowolnienie zarówno Narodu jako suwerena Państwa, jak i pojedynczego obywatela zmuszanego do opłacania reprezentujących go prawników, którzy w praktyce i tak za swe – z konieczności liczne – błędy nie odpowiadają.

O czym gadają sędziowie?
Ostatnio przeglądałem poświęcony sędziom i przez nich chyba stworzony portal Forum Dyskusyjne Sędziów Rzeczypospolitej Polskiej . Szukałem tam dyskusji na – jak mi się wydawało – typowe tematy nurtujące sędziów. Myślałem o czymś w rodzaju filozofii prawa, jakichś podstawach aksjologii, problemach psychologicznych czy psychofizycznych (np. nie tak dawno „Spiegel” zainicjował arcyciekawą dyskusję o wolności ludzkiej woli), czy choćby społecznym odbiorze wymiaru sprawiedliwości. Szukałem też jakiejś refleksji na tematy praktyczne; jak karę „wymierzać” tzn. jak „mierzyć stopień winy”, jak dbać o tzw. jednolitość orzecznictwa, a nade wszystko jak korzystać z własnego sumienia, do czego Ustawa sędziów obliguje. Poszukiwałem też gorących sporów o sens immunitetu, o możliwości samooczyszczania się środowiska sędziowskiego z ludzi, którzy sędziami być nie powinni, a którym immunitet gwarantuje bezkarność. Nie ma środowisk idealnych, więc byłoby to normalne. Oczekiwałem, że znajdę dyskusję o zagrożeniach przed którymi immunitet sędziów chroni, o dziurach w immunitecie, które umożliwiają naciskanie na sędziego za pośrednictwem jego rodziny (np. mobbingowaniu małżonka). Generalnie poszukiwałem jakiejś merytorycznej dyskusji ludzi, którzy decydują o ważnych dla społeczeństwa sprawach, o jakości życia wielu z nas, a często o tragedii ludzi dotkniętych wątpliwymi moralnie czy prawnie wyrokami. Niczego takiego nie znalazłem. Znalazłem za to trochę rozmów technicznych (o konkretnych przepisach, jak dyskutują urzędnicy) i namiętną dyskusję o forsie. Ale może ja źle szukałem? Może ktoś z Państwa wytknie mi błąd wskazując równocześnie konkretne wypowiedzi na wspomniane tematy? Masochistą nie jestem, ale bardzo bym się ucieszył, gdyby mnie ktoś sensownie za moje gapiostwo opierniczył. Mam ku takiej uciesze poważne powody.

Demokracja z sądokracją trudno się dogaduje.
Demokracja to, z definicji rządy ludu. Niezależnie od tego, czy przedstawicielska, czy bezpośrednia zakłada jednak jakiś wpływ szarego obywatela na skład zespołu, który Państwem zarządza i może mu (obywatelowi) nakazać np. płacić większe podatki, wymusić jego (obywatela) określone zachowania, czy np. wsadzić go do pierdla. Aby wpływ ten był realizowalny lud musi mieć szanse dogadać się z aktualną władzą i kandydatami do jej sprawowania w przyszłości w jakimś wspólnym języku. Ale wygląda na to, że sąd z ludem dogadywać się nie ma zamiaru. Sąd nie ma ochoty słuchać ludzi mówiących językiem potocznym. A typowy obywatel RP innego języka nie zna. Jeśli nawet zna jakiś inny język, to jest to zwykle również język etniczny, którego przeciętny sędzia nie zna, bo znajomość języków obcych nie jest wśród naszych sędziów standardem. Sąd, jeśli już zniży się do dyskusji ze zwykłym obywatelem, to wymaga od niego, by do wysokiego sądu mówił językiem prawników. Jest nawet gorzej, bo znajomość tego języka też nie gwarantuje, że sąd zechce obywatela wysłuchać. W wielu przypadkach wymagany jest certyfikat w postaci bycia adwokatem lub radcą prawnym. Sąd za taki certyfikat uznaje też stopień naukowy doktora prawa. Nauka zajmuje się odkrywaniem prawidłowości, które formułuje potem w postaci praw. Konia z rzędem temu, kto wśród naszych doktorów prawa znajdzie 1 (słownie jeden) procent takich odkrywców. Ale stopnie i prestiż stosowny mają. Jeśli obywatel nie jest adwokatem, radcą prawnym lub doktorem prawa, to musi sobie takiego tłumacza wynająć (a tanie to to nie jest) i dopiero za jego pośrednictwem usiłować swoje racje zakomunikować sądowi. O problemach związanych z tłumaczeniem z jednego języka na drugi (a chodzi tu nie tylko o języki etniczne) przeciętny sędzia pojęcie ma mętne, ale bierze to tłumaczenie na serio i jak się nawet coś popieprzy to winnym i tak jest obywatel, bo mógł przecież dopilnować, by jego pełnomocnik gadał co gadać powinien. Jak obywatel ma to uczynić, to już jego sprawa. Co to sędziego obchodzi. A jak obywatel nie potrafi tego sprawdzić w terminie wyznaczonym przez sąd, to wina tego obywatela. Jest on (obywatel) po prostu za głupi, aby dostąpić zaszczytu proszenia sądu o dostrzeżenie jego (obywatela) krzywdy.

Quid prodest?
Ale może to, tak per saldo, dla dobra ludu, bo język prawniczy jest o kilka klas precyzyjniejszy od tego, którym obywatel szary o swych mało ważnych sprawach gada? Może jego semantyka (znaczenie wypowiedzi) jest tak dobrze określona, że warto ten potoczny język durnego obywatela dla jego (obywatela) dobra poświecić i jednoznacznym językiem prawa o jego (obywatela) sprawach gadać? Albo może ten język prawa daje się łatwo przetwarzać i do jakiejś dobrej logiki pasuje? Nic z tych rzeczy, niestety. Semantykę języka prawa wyznaczają, z jednej strony, podobnie jak języka potocznego nawyki jego używania (konteksty, w których występują wypowiedzi), a z drugiej rozmaite wcześniejsze orzeczenia, najlepiej sądów wyższej instancji, a jeszcze lepiej niż najlepiej, Sądu Najwyższego. Te „udoskonalenia” zwykłego znaczenia wypowiedzi poprzez dodanie owych orzeczeń mają to do siebie, że – zapewne w trosce o tzw. jednolitość orzecznictwa – nikt nigdy nie sprawdzał ich niesprzeczności. W Polsce nie ma po prostu nikogo, kto z mocy prawa dbałby o jego (prawa) niesprzeczność, czyli o to, by jedno orzeczenie nie przeczyło drugiemu. A przynajmniej ja nie słyszałem, by ktokolwiek z tytułu takich – ewidentnych nawet – sprzeczności poniósł odpowiedzialność. Ta precyzja języka prawa, to zwykła lipa. No to zobaczmy jak to jest z logiką. Jedyną, tak naprawdę powszechnie znaną i jako tako w różnych miejscach stosowaną, logiką jest klasyczny rachunek kwantyfikatorów. Dziś jest to już nie tyle logika w znaczeniu przypisywanym jej np. w czasach Monteskiusza, ale kawałek najzwyklejszej matematyki. I taka właśnie logika jest na większości wydziałów prawa wykładana. Jak wyglądało to na jednym z uniwersytetów (podobno jeden z dwóch najlepszych w Polsce) wiem, bo tam pracowałem. Opowieści o tym jak studenci prawa rozumieją logikę przebijały nawet dowcipy o milicjantach. I w tym zakresie wiele się raczej nie zmieniło. Aby było weselej, logika, którą teoretycznie stosować powinni prawnicy obejmować powinna jeszcze tzw. logikę deontyczną, tzn. odnoszącą się do norm (prawnych) oraz jakąś postać logiki intensjonalnej, bo sąd ma oceniać intencje (zamiary) swych klientów. Obie są o parę klas trudniejsze od logiki klasycznej, a w przypadku pierwszej istnieje sporo zasadniczych kontrowersji związanych z pojęciem dowodu. Nawet bardzo naiwny matematyk miałby poważne problemy z uwierzeniem, że da się toto prawnikom sensownie podczas studiów wyłożyć. A o dokształcaniu się naszych orłów Temidy w tym akurat aspekcie ich pracy jakoś nie słyszałem.

Ale może ja przesadzam z tymi wymaganiami pod adresem sędziów? Może oni po prostu robotę zwyczajną jak np. sprzątaczka dobrze odwalają i wielkich szkód społecznych wyrządzić nie mogą? A ta sądokracja to termin wymyślony przez złośliwych pismaków, którzy z natury rzeczy szacunku właściwego dla władzy nie mają i jak mogą to od razu dziury w całych jej pięknych (jak jednego króla z bajki Andersena) szatach szukają? Niestety nie. Mnie dziś już tylko bawi grożenie, że nadchodzi czas sądokracji, kiedy to sądy przejmą uprawnienia Narodu.
Tu nie ma czym grozić. My to już mamy.
O tym, kto może zostać wybrany decydują sądy. Człowiek karany nie ma szans reprezentowania kogokolwiek, choćby opowiadało się za nim 90% Polaków. A ukaranym być można za wiele przewinień. I to sąd decyduje o tym, czy były one umyślne. Ja nie wiem nawet czy chcę jeszcze wierzyć w niezawisłość sędziów i w konsekwencji przypadkowość orzeczeń o posiadaniu przez obywatela RP biernego prawa wyborczego czy też wolałbym uznac, że sądy są ręcznie sterowane. Konsekwencją tego ostatniego byłaby przynajmniej jasność sytuacji. Tak jak w PRL-u. Wiadomo by było kto jest kim i żadne dywagacje nt. wyborczych preferencji obywateli nie byłyby potrzebne. Jeśli ktoś z Państwa wie co lepsze, niech napisze. Ale tak czy siak o jedno możemy się dopominać. Aby nie traktować nas jak durniów i gadać nam, że to dla naszego dobra panowie (i panie pewnie też) prawnicy te reformy prawa robią. Jeśli już robią nas w konia, to dopraszajmy się uprzejmie, by odbywało się to w lepszym stylu, bo jakby się tak dokładniej przyjrzeć, to durniów znaleźlibyśmy wszędzie. Wśród robiących nas w bolo też. I jeszcze jedno. Tego typu teksty generują zawsze pytanie; dla czyjego to dobra (korzyści) opisane sytuacje i fakty egzystują?. Ja na to pytanie odpowiedzieć nie umiem. Dla mnie jest to zbyt trudne. Ale nie wydaje mi się by przeciętny obywatel RP (numer obojętny) coś na tej sądokracji zyskał. Jeśli się mylę, będę wdzięczny za sprostowanie.
Do kogo to jest?
Ja mam świadomość, że takie jak wyżej opinie są dla wielu sędziów krzywdzące. Nie wiem jednak dla jak wielu, bo w Internecie, przynajmniej w znanych mi miejscach tych „innych” nie widać. I z konieczności reprezentują ich ludzie, których ja jestem w stanie dostrzec. I to jest problem. Nie wiem czy bardziej mój czy środowiska sędziowskiego, które jako część (i to chyba znacząca!) narodowej elity (a zdaje się, że do roli elity, nie „elyty”, aspiruje), powinno mieć zdolność do samooczyszczania.

PostScriptum
Usłyszałem dziś w telewizji, że w królewsko – akademickim mieście Krakowie rusza tzw. Szkoła Sędziów i Prokuratorów (kojarzy mi się to z miastem Biecz, gdzie paręset lat temu też jakaś taka albo podobna szkoła istniała. Szczegółów nie znam; jak kto wie, niech przypomni, bo może krakowska uczelnia do tradycji nawiązać by chciała.). Może tam właśnie ktoś naszych mistrzów sprawiedliwości trochę do parteru sprowadzi i powie im jasno jakie formalne wymogi spełniać powinien facet (facetka też), który czyny innych ludzi osądza. Nie wydaje mi się, by znalazł się taki, co powie im, aby posłuchali, co o nich ludzie zwyczajni myślą, ale może ktoś pośle szefom tej uczelni informacje o portalach, gdzie się o sądach, sędziach i prokuratorach rozmawia. Może słuchacze i wykładowcy tej uczelni rzecz całą na jakimś seminarium przedyskutują i „odpór” właściwy takim, co to na tych portalach piszą, dadzą. Ja chętnie przeczytałbym coś takiego w „Aferach Prawa”.

Waldemar Korczyński

Poczet patologii wymiaru sprawiedliwości - Waldemar Korczyński

PS.
Rosyjski prokurator opisuje szokujące rozmiary nieudolności i korupcji w rosyjskim wymiarze sprawiedliwości. System karno-procesowy jest nastawiony nie na ustalenie prawdy, ale na skazanie człowieka. Bo o wiele łatwiej, niż ustalać fakty, jest ukarać, szczególnie tych, którzy nie mają znajomości. W takich warunkach oficerowie śledczy piszą w protokołach nie to, co mówi przesłuchiwany, ale to, co im jest potrzebne. Kiedy akt oskarżenia trafia już do sądu, wszyscy uczestnicy procesu znakomicie zdają sobie sprawę z tego, że oczekuje się od nich tylko wyroku skazującego. Uniewinnia się tylko co setnego oskarżonego. To gorzej niż za Stalina, wtedy uniewinniali co dziesiątego.
W Polsce jest lepiej, ale również bywają równi i równiejsi oraz zastraszanie i karanie poszkodowanych, m.in. dlatego, że nie przyznają się do winy i mają czelność zarzucać organom władzy niekompetencje...

Prosimy Państwa komentujących artykuły o wypowiedzi merytoryczne odnoszące się do treści tych artykułów. Komentarze nie mające związku z artykułem, pomówienia i bezpodstawne oskarżenia psują opinię "Afer Prawa" i szkodzą nam wszystkim.
Tak samo wulgarne i agresywne wypowiedzi. To nie jest próba ograniczania swobody wypowiadania się, ale zamiar uporządkowania dyskusji na tematy, które poruszane są w artykułach naszych autorów.
Redakcja "AFER PRAWA"


Tematy w dziale dla inteligentnych:

ARTYKUŁY - do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA

Polecam sprawy poruszane w działach:
SĄDY PROKURATURA ADWOKATURA
POLITYKA PRAWO INTERWENCJE - sprawy czytelników

"AFERY PRAWA"
Niezależne Czasopismo Internetowe www.aferyprawa.com redagowane przez dziennikarzy AP i sympatyków z całego świata których celem jest PRAWO, PRAWDA SPRAWIEDLIWOŚĆ DOSTĘP DO INFORMACJI
ORAZ DOBRO CZŁOWIEKA

uwagi i wnioski proszę wysyłać na adres: afery@poczta.fm - Polska
redakcja@aferyprawa.com
Dziękujemy za przysłane teksty opinie i informacje.

WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.

zdzichu

Komentarze internautów:

Komentowanie nie jest już możliwe.

~mffskthf
08-09-2011 / 15:26
~fwbicrnds
06-09-2011 / 20:04
~frqdbew
06-09-2011 / 09:31
~Patch
06-09-2011 / 01:37
Kudos to you! I hadn't thoghut of that!