opublikowano: 26-10-2010
KTO I W JAKIM STYLU OGRANICZA DEMOKRACJĘ? Waldemar Korczyński
O czym to jest?
Tekst poniższy jest trochę
zmodyfikowanym fragmentem dłuższego artykułu (por. Kontrateksty z
29.11.2009, )
o wpisanych w pojęcie tzw. demokratycznego państwa prawa patologiach.
Chodzi o dwie powiązane ze sobą sprawy.
- „Delegowanie” uprawnień Narodu do nielicznej grupy ludzi mianowanych przez jakieś władze oraz
- niebezpiecznej dla funkcjonowania sądów tendencji do wzmocnienia w postępowaniu sądowym roli rozmaitych pośredników; adwokatów, radców prawnych i innych ludzi, których sądy uznają za godnych rozmowy z sądem.
Innym, w tym tekście marginalnym, ale równie niebezpiecznym, procesem jest zalecanie sędziom, by na sali rozpraw ograniczali rozmowę ze stronami, a tylko po wysłuchaniu ich (stron) wypowiedzi wydawali wyroki. Zmiany te powodują coraz to większe ubezwłasnowolnienie zarówno Narodu jako suwerena Państwa, jak i pojedynczego obywatela zmuszanego do opłacania reprezentujących go prawników, którzy w praktyce i tak za swe – z konieczności liczne – błędy nie odpowiadają.
O czym gadają sędziowie?
Ostatnio przeglądałem
poświęcony sędziom i przez nich chyba stworzony portal Forum Dyskusyjne Sędziów
Rzeczypospolitej Polskiej . Szukałem
tam dyskusji na – jak mi się wydawało – typowe tematy nurtujące sędziów.
Myślałem o czymś w rodzaju filozofii prawa, jakichś podstawach aksjologii,
problemach psychologicznych czy psychofizycznych (np. nie tak dawno
„Spiegel” zainicjował arcyciekawą dyskusję o wolności ludzkiej woli),
czy choćby społecznym odbiorze wymiaru sprawiedliwości. Szukałem też jakiejś
refleksji na tematy praktyczne; jak karę „wymierzać” tzn. jak „mierzyć
stopień winy”, jak dbać o tzw. jednolitość orzecznictwa, a nade wszystko
jak korzystać z własnego sumienia, do czego Ustawa sędziów obliguje.
Poszukiwałem też gorących sporów o sens immunitetu, o możliwości
samooczyszczania się środowiska sędziowskiego z ludzi, którzy sędziami być
nie powinni, a którym immunitet gwarantuje bezkarność. Nie ma środowisk
idealnych, więc byłoby to normalne. Oczekiwałem, że znajdę dyskusję o
zagrożeniach przed którymi immunitet sędziów chroni, o dziurach w
immunitecie, które umożliwiają naciskanie na sędziego za pośrednictwem jego
rodziny (np. mobbingowaniu małżonka). Generalnie poszukiwałem jakiejś
merytorycznej dyskusji ludzi, którzy decydują o ważnych dla społeczeństwa
sprawach, o jakości życia wielu z nas, a często o tragedii ludzi dotkniętych
wątpliwymi moralnie czy prawnie wyrokami.
Niczego takiego nie znalazłem. Znalazłem za to trochę rozmów
technicznych (o konkretnych przepisach, jak dyskutują urzędnicy) i namiętną
dyskusję o forsie. Ale może ja źle szukałem? Może ktoś z Państwa wytknie
mi błąd wskazując równocześnie konkretne wypowiedzi na wspomniane tematy?
Masochistą nie jestem, ale bardzo bym się ucieszył, gdyby mnie ktoś
sensownie za moje gapiostwo opierniczył. Mam ku takiej uciesze poważne powody.
Demokracja z sądokracją trudno się dogaduje.
Demokracja
to, z definicji rządy ludu. Niezależnie od tego, czy przedstawicielska, czy
bezpośrednia zakłada jednak jakiś wpływ szarego obywatela na skład zespołu,
który Państwem zarządza i może mu (obywatelowi) nakazać np. płacić większe
podatki, wymusić jego (obywatela) określone zachowania, czy np. wsadzić go do
pierdla. Aby wpływ ten był realizowalny lud musi mieć szanse dogadać się z
aktualną władzą i kandydatami do jej sprawowania w przyszłości w jakimś
wspólnym języku. Ale wygląda na to, że sąd z ludem dogadywać się nie ma
zamiaru. Sąd nie ma ochoty słuchać ludzi mówiących językiem potocznym. A
typowy obywatel RP innego języka nie zna. Jeśli nawet zna jakiś inny język,
to jest to zwykle również język etniczny, którego przeciętny sędzia nie
zna, bo znajomość języków obcych nie jest wśród naszych sędziów
standardem. Sąd, jeśli już zniży się do dyskusji ze zwykłym obywatelem, to
wymaga od niego, by do wysokiego sądu mówił językiem prawników. Jest nawet
gorzej, bo znajomość tego języka też nie gwarantuje, że sąd zechce
obywatela wysłuchać. W wielu przypadkach wymagany jest certyfikat w postaci
bycia adwokatem lub radcą prawnym. Sąd za taki certyfikat uznaje też stopień
naukowy doktora prawa. Nauka zajmuje się odkrywaniem prawidłowości, które
formułuje potem w postaci praw. Konia z rzędem temu, kto wśród naszych
doktorów prawa znajdzie 1 (słownie jeden) procent takich odkrywców. Ale
stopnie i prestiż stosowny mają. Jeśli obywatel nie jest adwokatem, radcą
prawnym lub doktorem prawa, to musi sobie takiego tłumacza wynająć (a tanie
to to nie jest) i dopiero za jego pośrednictwem usiłować swoje racje
zakomunikować sądowi. O problemach związanych z tłumaczeniem z jednego języka
na drugi (a chodzi tu nie tylko o języki etniczne) przeciętny sędzia pojęcie
ma mętne, ale bierze to tłumaczenie na serio i jak się nawet coś popieprzy
to winnym i tak jest obywatel, bo mógł przecież dopilnować, by jego pełnomocnik
gadał co gadać powinien. Jak obywatel ma to uczynić, to już jego sprawa. Co
to sędziego obchodzi. A jak obywatel nie potrafi tego sprawdzić w terminie
wyznaczonym przez sąd, to wina tego obywatela. Jest on (obywatel) po prostu za
głupi, aby dostąpić zaszczytu proszenia sądu o dostrzeżenie jego
(obywatela) krzywdy.
Quid prodest?
Ale może to, tak per saldo, dla dobra
ludu, bo język prawniczy jest o kilka klas precyzyjniejszy od tego, którym
obywatel szary o swych mało ważnych sprawach gada? Może jego semantyka
(znaczenie wypowiedzi) jest tak dobrze określona, że warto ten potoczny język
durnego obywatela dla jego (obywatela) dobra poświecić i jednoznacznym językiem
prawa o jego (obywatela) sprawach gadać? Albo może ten język prawa daje się
łatwo przetwarzać i do jakiejś dobrej logiki pasuje? Nic z tych rzeczy,
niestety. Semantykę języka prawa wyznaczają, z jednej strony, podobnie jak języka
potocznego nawyki jego używania (konteksty, w których występują wypowiedzi),
a z drugiej rozmaite wcześniejsze orzeczenia, najlepiej sądów wyższej
instancji, a jeszcze lepiej niż najlepiej, Sądu Najwyższego. Te
„udoskonalenia” zwykłego znaczenia wypowiedzi poprzez dodanie owych orzeczeń
mają to do siebie, że – zapewne w trosce o tzw. jednolitość orzecznictwa
– nikt nigdy nie sprawdzał ich niesprzeczności. W Polsce nie ma po prostu
nikogo, kto z mocy prawa dbałby o jego (prawa) niesprzeczność, czyli o to, by
jedno orzeczenie nie przeczyło drugiemu. A przynajmniej ja nie słyszałem, by
ktokolwiek z tytułu takich – ewidentnych nawet – sprzeczności poniósł
odpowiedzialność. Ta precyzja języka prawa, to zwykła lipa. No to zobaczmy
jak to jest z logiką. Jedyną, tak naprawdę powszechnie znaną i jako tako w różnych
miejscach stosowaną, logiką jest klasyczny rachunek kwantyfikatorów. Dziś
jest to już nie tyle logika w znaczeniu przypisywanym jej np. w czasach
Monteskiusza, ale kawałek najzwyklejszej matematyki. I taka właśnie logika
jest na większości wydziałów prawa wykładana. Jak wyglądało to na jednym
z uniwersytetów (podobno jeden z dwóch najlepszych w Polsce) wiem, bo tam
pracowałem. Opowieści o tym jak studenci prawa rozumieją logikę przebijały
nawet dowcipy o milicjantach. I w tym zakresie wiele się raczej nie zmieniło.
Aby było weselej, logika, którą teoretycznie stosować powinni prawnicy
obejmować powinna jeszcze tzw. logikę deontyczną, tzn. odnoszącą się do
norm (prawnych) oraz jakąś postać logiki intensjonalnej, bo sąd ma oceniać
intencje (zamiary) swych klientów. Obie są o parę klas trudniejsze od logiki
klasycznej, a w przypadku pierwszej istnieje sporo zasadniczych kontrowersji związanych
z pojęciem dowodu. Nawet bardzo naiwny matematyk miałby poważne problemy z
uwierzeniem, że da się toto prawnikom sensownie podczas studiów wyłożyć. A
o dokształcaniu się naszych orłów Temidy w tym akurat aspekcie ich pracy
jakoś nie słyszałem.
Ale może ja przesadzam z tymi wymaganiami pod adresem sędziów?
Może oni po prostu robotę zwyczajną jak np. sprzątaczka dobrze odwalają i
wielkich szkód społecznych wyrządzić nie mogą? A ta sądokracja to termin
wymyślony przez złośliwych pismaków, którzy z natury rzeczy szacunku właściwego
dla władzy nie mają i jak mogą to od razu dziury w całych jej pięknych (jak
jednego króla z bajki Andersena) szatach szukają? Niestety nie. Mnie dziś już
tylko bawi grożenie, że nadchodzi czas sądokracji, kiedy to sądy przejmą
uprawnienia Narodu.
Tu nie ma czym grozić. My to już mamy.
O tym, kto
może zostać wybrany decydują sądy. Człowiek karany nie ma szans
reprezentowania kogokolwiek, choćby opowiadało się za nim 90% Polaków. A
ukaranym być można za wiele przewinień. I to sąd decyduje o tym, czy były
one umyślne. Ja nie wiem nawet czy chcę jeszcze wierzyć w niezawisłość sędziów
i w konsekwencji przypadkowość orzeczeń o posiadaniu przez obywatela RP
biernego prawa wyborczego czy też wolałbym uznac, że sądy są ręcznie
sterowane. Konsekwencją tego ostatniego byłaby przynajmniej jasność
sytuacji. Tak jak w PRL-u. Wiadomo by było kto jest kim i żadne dywagacje nt.
wyborczych preferencji obywateli nie byłyby potrzebne. Jeśli ktoś z Państwa
wie co lepsze, niech napisze. Ale tak czy siak o jedno możemy się dopominać.
Aby nie traktować nas jak durniów i gadać nam, że to dla naszego dobra
panowie (i panie pewnie też) prawnicy te reformy prawa robią. Jeśli już robią
nas w konia, to dopraszajmy się uprzejmie, by odbywało się to w lepszym
stylu, bo jakby się tak dokładniej przyjrzeć, to durniów znaleźlibyśmy wszędzie.
Wśród robiących nas w bolo też. I jeszcze jedno. Tego typu teksty generują
zawsze pytanie; dla czyjego to dobra (korzyści) opisane sytuacje i fakty
egzystują?. Ja na to pytanie odpowiedzieć nie umiem. Dla mnie jest to zbyt
trudne. Ale nie wydaje mi się by przeciętny obywatel RP (numer obojętny) coś
na tej sądokracji zyskał. Jeśli się mylę, będę wdzięczny za
sprostowanie.
Do kogo to jest?
Ja mam świadomość, że takie jak wyżej opinie są
dla wielu sędziów krzywdzące. Nie wiem jednak dla jak wielu, bo w Internecie,
przynajmniej w znanych mi miejscach tych „innych” nie widać. I z konieczności
reprezentują ich ludzie, których ja jestem w stanie dostrzec. I to jest
problem. Nie wiem czy bardziej mój czy środowiska sędziowskiego, które jako
część (i to chyba znacząca!) narodowej elity (a zdaje się, że do roli
elity, nie „elyty”, aspiruje), powinno mieć zdolność do samooczyszczania.
PostScriptum
Usłyszałem dziś w telewizji, że w
królewsko – akademickim mieście Krakowie rusza tzw. Szkoła Sędziów i
Prokuratorów (kojarzy mi się to z miastem Biecz, gdzie paręset lat temu też
jakaś taka albo podobna szkoła istniała. Szczegółów nie znam; jak kto wie,
niech przypomni, bo może krakowska uczelnia do tradycji nawiązać by chciała.).
Może tam właśnie ktoś naszych mistrzów sprawiedliwości trochę do parteru
sprowadzi i powie im jasno jakie formalne wymogi spełniać powinien facet
(facetka też), który czyny innych ludzi osądza. Nie wydaje mi się, by znalazł
się taki, co powie im, aby posłuchali, co o nich ludzie zwyczajni myślą, ale
może ktoś pośle szefom tej uczelni informacje o portalach, gdzie się o sądach,
sędziach i prokuratorach rozmawia. Może słuchacze i wykładowcy tej uczelni
rzecz całą na jakimś seminarium przedyskutują i „odpór” właściwy
takim, co to na tych portalach piszą, dadzą. Ja chętnie przeczytałbym coś
takiego w „Aferach Prawa”.
Poczet patologii wymiaru sprawiedliwości - Waldemar Korczyński
PS.
Rosyjski
prokurator opisuje szokujące rozmiary nieudolności i korupcji w rosyjskim
wymiarze sprawiedliwości. System karno-procesowy jest nastawiony nie na
ustalenie prawdy, ale na skazanie człowieka. Bo o wiele łatwiej, niż ustalać
fakty, jest ukarać, szczególnie tych, którzy nie mają znajomości. W
takich warunkach oficerowie śledczy piszą w protokołach nie to, co mówi
przesłuchiwany, ale to, co im jest potrzebne. Kiedy akt oskarżenia trafia już
do sądu, wszyscy uczestnicy procesu znakomicie zdają sobie sprawę z tego, że
oczekuje się od nich tylko wyroku skazującego. Uniewinnia się tylko co
setnego oskarżonego. To gorzej niż za Stalina, wtedy uniewinniali co dziesiątego.
W Polsce jest lepiej, ale również bywają równi i równiejsi oraz
zastraszanie i karanie poszkodowanych, m.in. dlatego, że nie przyznają się do
winy i mają czelność zarzucać organom władzy niekompetencje...
Prosimy Państwa
komentujących artykuły o wypowiedzi merytoryczne odnoszące się do treści
tych artykułów. Komentarze nie mające związku z artykułem, pomówienia i
bezpodstawne oskarżenia psują opinię "Afer Prawa" i szkodzą nam
wszystkim.
Tak samo wulgarne i agresywne wypowiedzi. To nie jest próba ograniczania
swobody wypowiadania się, ale zamiar uporządkowania dyskusji na tematy, które
poruszane są w artykułach naszych autorów.
Redakcja "AFER PRAWA"
Tematy w dziale dla
inteligentnych:
ARTYKUŁY - do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
Polecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
"AFERY PRAWA" Niezależne Czasopismo Internetowe www.aferyprawa.com redagowane przez dziennikarzy AP i sympatyków z całego świata których celem jest PRAWO, PRAWDA SPRAWIEDLIWOŚĆ DOSTĘP DO INFORMACJI ORAZ DOBRO CZŁOWIEKA |
|
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.