opublikowano: 26-10-2010
Dziennik
Fakt jaskrawy, przeżyłem ten tydzień okropnie i rzeczowo. Wszedłem jakoby w okres medytacji, co będzie z tym światem w którym żyję, co będzie z ludźmi dobrymi i z ludźmi złymi, co będzie z wiarą, z religią, i na koniec, co będzie z tą ohydną polityką w naszym kraju.
Że choć trapiły Go choroby, przezwycięży je. Więc nie regulowałem mojego codziennego życia na żywo z Nim, Ojcem Świętym. Nigdy nie pojechałem tam, gdzie był, z pielgrzymką w Polsce. Byłem wygodny, włączyłem odbiornik telewizyjny, i miałem jak na dłoni te całe cudowne uroczystości.
Dzisiaj On jest pokutnikiem, a ja jako grzesznik, żałuję.
To żałowanie jest moją karą dośmiertną - a nawet i po śmierci!
Damnica; święto poetów ziemi słupskiej, święto twórców wiejskich i miejskich, szereg poukładanych "cnót"... w kulturze. W holu Pałacu napotykam się na Mirosława Kościeńskiego. To od niego dowiaduję się o dramatycznej sytuacji Papieża. Jakoś zabrzmiało to niepoważnie z jego ust. To znaczy powiedział prawdę, tylko ja jakiś w roli suchego oportunisty zadarłem z losem najważniejszego obywatela świata. Nie chciałem od razu w to uwierzyć. Znajdując czas, jak poeta z poetą wypiliśmy za zdrowie naszego Papieża, też poety. Nie było w tym nic wulgarnego, taka jest kolei rzeczy, bo wsparliśmy i poetycko też, by wrócił do nas w dobrym stanie fizycznym.
Ustka; jestem w domu. Niczego się nie spodziewam, bo co można się spodziewać wieczorem w domu. Byłem w dobrym samopoczuciu. Nagroda za cały miniony rok, antologia: "Wiersze jak chabry w pszenicznym łanie". Wierzcie mi, pisanie dobrych wierszy to żaden relaks, to ciężka harówka...
- nie tylko drogiego nam Papieża Jana Pawła II, ale i każdego człowieka na globie ziemskim, było jakoby egzaminem najważniejszego przeżycia w dotychczasowym życiu. Ciężkie chmury, choć ich nie było widać tego wieczora, bo i ciemność w Europie głęboka, to była ta cisza niespotykana w cywilizacji. Polska i Polacy milczeli, tylko Watykan w Rzymie był w tym czasie centralną komunikacją, czy w swoim pokoju papieskim schorowany Ojciec Święty przeżyje, przezwycięży ten kryzys.
Mijały następne minuty. Nie wiedzieliśmy, my, Polacy i cała ludność na kontynentach, że Wielki Papież już nie żył. Do mnie ta ( czarna chwila ) w uszach nastąpiła o godzinie 21:58. Zaniemówiłem. Zresztą nic nie mówiłem, bo byłem sam w moim saloniku. A gdyby, to co w ogóle mówić z kimś o tym, co trudno nazwać. Jak nazwać coś, co znika dziwną prędkością. Powiem tak;
On nie powinien nigdy umrzeć...
Taki człowiek nie umiera!
Nie
należę do ludzi z kamienia - jestem
niewolnikiem wrażliwości.
Gdybym na żywo spowiadał
się Panu Bogu, ale naprawdę tak w
oko w oko, to bym powiedział, że
żalu mam tyle w sobie, bo przecież
Karol Wojtyła to najpierw poeta liryk i,
w tej kolejności gromadziłem łzy z
oczu. Papieżem jest dla wszystkich, poetą tylko
dla poetów i sympatyków poezji. A zatem
dla mnie odszedł Wielki Poeta, z napięciem
filozoficznej głębi. Zresztą, taka poezja
jest mi bliska, bo nie jest uzewnętrzniona.
Filozofia to tajemnica. Wiara jest też
tajemnicą. Tylko religia musi być otwarta,
bo zaprasza nowoprzybyłych w nasze ludzkie
istnienie. A Papież potrafił naturalnie
zachowywać się przyjaźnie jak dobry pasterz.
To był pasterz., z niewielu współczesnych.
Tak tylko z ludźmi potrafił jeno lub
podobnie, sam Jezus Chrystus. Jak jeden
nie miał armii tak i drugi to samo.
Bo SŁOWO jest silniejsze od wojska.
Jak ktoś powiedział, a przekazał Tomasz
Lis w swoim watykańskim programie w
Rzymie: "Cezar miał armię i przegrał.
Józef Stalin miał armię i też przegrał"...
Nad tym trzeba się zastanowić, dziś
i za sto lat.
We mnie narastała emocja z minuty na minutę. Wiem, byłem pewny, że nie wytrzymam. Że ogarnie mnie szaleństwo zapisu, że będę pisał. Temperatura nabierała siły. Polska płacze. Europa płacze. Świat płacze. 2 kwietnia 2005 roku, i ta tragiczna nowina... Zaczynam wchodzić w element iskrzenia i piszę po godzinie 23:00 wiersz pt. To "Amen" z Twoich ust. W niedługim czasie ( wiry i prądy ) jak rzeka życia wyrzuca - ze mnie - następny wiersz, jakże w symbolice ważny: Godzina 21:37. Wzbogacam słowami Jana Pawła II, jako motto: "Cierpienie i śmierć, bez tego nie można niczego wyjaśnić".
Pierwszy raz przywarłem do ekranu
telewizora. Rzym, a w nim jego serce
Watykan był dla mnie Ogrodem Smutku. Tam,
w środku nie tyle Papież Jan Paweł
II, co kolega, tak kolega po piórze
Karol Józef Wojtyła. On, poeta zgasły tylko
ciałem - bo Duch Jego był przy
mnie i do końca moich dni zawsze będzie.
Poeta kłania się poecie. Piszę wiersz "Dekalog
w poezji". Jakoś dotrwałem do końca.
Po kilku godzinach, znowu mnie bierze świat
ukrytego liryzmu... Nadaję tytuł "Krople
deszczu pod naszymi oczami". I tu
są trudy, jakbym szedł pod górę
wielkiej otoki światła. A jednak nie mogę,
nie mogę związać delikatnie słów w całość.
Zostało tylko tyle: Chcę być serdeczny
wedle Twoich modlitw, / ale dławi mnie
strach, jaka będzie Polska? / Moje burze
w sercu i w strumieniu - i tak
zostało, i nie wiem czy do tego
wiersza wrócę i go dokończę. Tak,
"Moje burze w sercu i w
strumieniu" kołaczą się z Twoim życiem
tuż obok, a teraz i ze śmiercią o
której wiem, że nie napiszesz już na
ziemi żadnego wiersza. I to dla mnie
jest stratą wiecznego dłużnika, tak, jako
czytelnika, że nie będę miał w swoich
rękach tomiku poezji i tak bogatego
"Ogrodu Filozofii", Twojej szlachetnej
filozofii.
kiedy okrzyknięto na Placu Św. Piotra "Mamy papieża!" Prawdę powiedziawszy, nie interesuje mnie kto nim został, choć wiem. Ja nie umiem odłożyć na półkę zapomnienia największej straty dla Polski i Polaków. Boję się tylko by nie wyschła we mnie emocjonalność dotyku tych spraw w pobliżu Jana Pawła II. Nie chcę sztucznie pisać. To ma być wilgotne i słoneczne. Nowelka tygodnia dawno zamieniła się w esej. Nie wiedziałem że do takiej ilości dotrwam. Tu chodzi o "Wielki Tydzień". - Z przyjemnością byłem domowym więżniem, by nie stracić żadnej minuty. Choć papież umarł, to dla mnie nadal żył. Trafnie i idealnie pasuje tu cytat z filmu "Hemingway i Callaghan": "Rzadko można spotkać Boga śród ludzi, i rzadko człowieka śród Bogów".
nie-zimny jak przybiera tylko taką temperaturę ciało. - Czy "O" stopni, czy poniżej zera? Tego nigdy nie będę wiedział - nawet, jeśli i ja zamienię się ( z człowieka w trupa ). - Jak wtedy nazwać: "naturę martwą"? Organizm wystygł. Jego "organy" od stóp do mózgu przestały "grać"... Człowiek, jego budowa, to niczym za życia orkiestra... Dyrygentem w życiu człowieka jest sam Pan Bóg, a ta ludzka istota na ziemi posługuje się niewidocznymi nutkami. To są biologiczne dźwięki, niesłyszalne dla słuchu ludzkiego. Choć wielu - za życia - nie słucha i tych wskazań. Człowiek, pojedynczy w swej budowie zewnętrznej i autonomii wewnętrznej chce górować nawet nad liściem akacji, nad trawą, nad motylem i muchą. Chce nad czymś, a często i nad kimś górować, władać swoją pospolitością - być "władzą". Chyba to są instynkty zła. Człowiek sam w sobie jest kruchy za życia, ale nie chce do siebie tego przyjąć. Namiętności są wielkie. Najczęściej, nie ma podania ręki drugiej osobie, nie ma uśmiechu szczerego, choćby dla tej trawy i akacji. Dopiero jak się zbliża "śmierć", analizuje swoją totalną bezsensowność swoich narodzin, swojego pędu za życia w niedoskonałości. Już w czasie teraźniejszym chciałby naprawić, ale jest bezsilny i sztuczny. To w czasie przeszłym trzeba naprawić, kiedy wszystkie organy grają.
I Ty mój Wielki Mistrzu, reprezentujący "Człowieczeństwo", zostałeś tam zaproszony ).
- gdyby czytał, już nie Nowelkę Tygodnia a Esej Tygodnia, który rozpocząłem jakoby symbolicznie od 1 kwietnia 2005 roku, pod głównym tytułem: "Ojciec księżyca i gwiazd", nie zrozumiałby ( tych dwóch czasów ), dwie jednocześnie inne daty, bo kończąc każdą część podaję datę zapisu aktualnego dnia. Mało tego, Wielki Tydzień zmuszony będę zmienić na Nowelę Miesiąca. Bo to moje pisanie wciąż płynie, wypływa ze mnie wszystkimi sokami... Pisanie zawsze musi być "wilgotne" i "soczyste". Jak często mawiałem: "Poezja ma mieć mięso"... Dziś zamieniłbym to w znaczeniu takim: Poezja ma mieć krew i ciało.
Nie zważałem i na to, że przyszło pismo sądowe z 7-dniowym terminem z Gdańska. Sąd Okręgowy zażartował sobie, bo zażyczył od nędzarza 6,600 złotych w ramach tak zwanego zabezpieczenia; wpisowe. Nawet nie drgnąłem. Rzuciłem w kąt (ten "bazar" sądowy), kopertę. Moje serce i oczy związane były z Watykanem. Tam mój Papież , ostatnie godziny na katafalku, jakby tylko poszedł spać. Może wstanie., i takie przechodziły we mnie myśli... Moje pisanie też nie było płynne. Piszę wiersz VII pt. "Poznawanie uczuć...". To nie zrywanie jabłek z dzikiego zaniedbanego sadu. Chce się dobre rzeczy pisać a jednak. Ale początek jest prowokujący: "Nie znałem Jezusa Chrystusa, / znam go tylko z Biblii, / z treści słów kronikarza. / Jana Pawła II znam z życia; / żył
Ostatnie Pożegnanie. Największy Pogrzeb Świata.
Tego jeszcze nie było na kuli ziemskiej.
Kilkanaście czy kilkadziesiąt miliardów ludzi
umarło, to jednak On, Wielki Polak, Wielki
Słowianin był "magnezem" przyciągania za
życia i po śmierci.
- Tego nie
czyni się na ładne oczy...
On sobie
zasłużył swoją ciężką pracą, ale i
nie dlatego że był Janem Pawłem, a
właśnie Karolem Wojtyłą.
Będą tylko życzenia, krótki pocałunek i, powrót do czegoś bliskiego a zarazem przygotowanie do czegoś obcego. Odejdzie z moich oczu, na zawsze, Człowiek - Papież, dwa razy w życiu na żywo oglądany z dwóch - trzech metrów. To było w czasie mojej politycznej emigracji w Austrii, w latach 1981 - 1994. Papież Jan Paweł II odwiedził Wiedeń w 1983 roku na Placu Karla: "Karlsplatz" i na "Kalembergu", tam na wzgórzu, gdzie nasz król Polski Jan III Sobieski zatrzymał i pokonał hordę turecką. Stoi tam na tej górze mały polski kościółek. Drugim razem było to w roku 1988 w Mathausen, w Koncentracyjnym Obozie Śmierci. Akurat byłem wówczas wiedeńskim korespondentem dla "Orła Białego" w Londynie. Redaktor Edward Chudzyński zaproponował mi bym zrobił z tego reportaż podparty materiałami fotograficznymi.
Wtedy Papieża miałem tak blisko, nie żałowałem filmów...
zszedłem na sam dół, w głęboką dolinę, gdzie onegdaj była w tym miejscu skalna góra. Góry nie ma, jest dolina. Obszedłem ją dookoła, czułem czyjeś oczy, czułem jakiś cień przeszłości z tamtych okrutnych lat. Chyba i coś zapisałem wierszem, notowałem światłem i dźwiękiem. A te schody z góry, patrzyły na mnie...
Gdy wracałem po tych kamiennych schodach wyobrażałem , ile stóp przeszło tędy, by przeżyć każdą śmierć tuż obok zwalających się każdego dnia słabnących niewolników kacetu. Kamień i człowiek. Kamień miał twarde serce. Człowiek zwalczał go gołymi rękoma. A przed nim dwieście schodów. - Bez jakikolwiek najmniejszego kamienia, było mi trudno wejść z powrotem.
Mógłbym po tylu latach za nim powiedzieć, z mojego niedokończonego wiersza: "Papież w drewnianych butach, poznał faszyzm faryzeuszy".
...te i kolejne wiersze poświęcone
WIELKIEMU POLSKIEMU PAPIEŻOWI W ROCZNICĘ JEGO ŚMIERCI.
Zygmunt Jan Prusiński
Zygmunt Jan Prusiński... tak trochę z jego twórczości żyjącej niespokojną codziennością...
Zygmunt Jan Prusiński... jest taki patriotyczny, nieustraszony, walczący poeta...
...i odszedł do lepszego świata Karol Wojtyła - Jan Paweł II WIELKI
Niezależne Czasopismo Internetowe Stowarzyszenie Ochrony Praw Obywatelskich (-) ZDZISŁAW RACZKOWSKI Dziękuję za przysłane teksty opinie i informacje. |
www.aferyprawa.com
|
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.