opublikowano: 26-10-2010
MAFIA W TOGACH - PROCEDURA KARNA PO POLSKU - wspomnienia z pobytu w więzieniu Andrzeja Kursa. Jak zostaje się sędzią w Polsce, biegli i inne psy sądowe, prawda o więzieniach i aresztantach.
Polska
mafia w togach AD’ 2006
„Każdy
prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw
wymiarowi sprawiedliwości w Polsce, niech będzie pewien, że mu tę rękę władza
sądowa odrąbie, w interesie klasy niezawisłych sędziów, w interesie walki o podniesienie poczucia nieomylności i szacunku dla polskich sędziów,
w interesie dalszej demokratyzacji naszego życia, w interesie dobra
wymiaru sprawiedliwości, które to jest dobrem najwyższym naszej Ojczyzny”.
mgr inż. Andrzej
Kursa
Kraków, 16.09.2006
„Polityka”
19.09.2006
Wróg
sądowy w Polsce 2006 to nie tylko kułak, nie tylko inteligent, dorobkiewicz, burżuj, nie tylko
agent imperialistyczny, ale to jest zgniłek drobnomieszczański, narcystyczny,
paranoiczny i
psychopatyczny, który nie rozumie konieczności związanych z budowaniem dobra
wymiaru sprawiedliwości, który żyje frazesami i chce te
frazesy zaszczepić masom.
Konstytucja
RP:
Art. 179 ust. 1 : Sędziowie są niezawiśli.
Art. 180 ust. 1 : Sędziowie są nieusuwalni.
ust. 2 : Złożenie sędziego z urzędu … wbrew jego woli może nastąpić
jedynie na mocy
orzeczenia sądu.
Multimedialna
Encyklopedia Powszechna:
Mafia … współcześnie
wielka … organizacja przestępcza oparta na bezwzględnie przestrzeganych
zakazach, nakazach (nakazach milczenia, zachowania tajemnicy, posłuszeństwa i
lojalności wobec szefa). Nieodzowną cechą działania jest pozyskanie na swoją
stronę łapówką, szantażem lub terrorem przedstawicieli policji, sądownictwa,
administracji państwowej i samorządowej i polityków.
Mafia może powstać gdy istnieje społeczne poparcie, tak szerokie, że zwykli
ludzie wiążą z mafią swój los. …
ojciec chrzestny pomagał w uzyskaniu mieszkania czy pracy, udzielał kredytów;
odpowiada na masowe potrzeby ludności - w USA rozwinęła się w okresie
prohibicji, gdy ludzie nie mogli żyć bez alkoholu. Wzmacnia ją odrębność
etniczna (mafia włoska w USA) …
A
teraz proszę zastąpić w definicji mafii słowo „zwykli ludzie” na „sędziowie”
i będziemy mieli dzisiejszy mechanizm działania polskiego wymiaru
„sprawiedliwości”.
Zawsze
działa stara reguła: „Władza absolutna demoralizuje się absolutnie”.
Na tej zasadzie skonstruowane były wszystkie systemy totalitarne, z
hitlerowskimi Niemcami i Związkiem Sowieckim na czele. Nieograniczona władza +
gwarancja bezkarności (po polsku à
immunitet) zawsze demoralizuje. Meritum
systemu totalitarnego polega na tym, że jednostka nie ma żadnych realnych praw
w przypadku jakiegokolwiek zetknięcia się z władzą realną. Władza
totalitarna ustanawia prawa, które jej samej (elity) nie dotyczą. Ludzie są równi.
Ale sędziowie są równiejsi. I zawsze istnieje jakaś szczytna filozofia,
stawiająca jakieś utopijne dobro jako „wartość najwyższą”. Jako
parawan do wszelkiego łamania prawa i czynienia zła innym ludziom.
Historia
przypomina nam, jak rabowano i mordowano Indian pod pięknym hasłem krzewienia
religii, jak rabowano domy i ziemie, i mordowano Żydów w hitlerowskich
Niemczech pod hasłem czystości rasy, wreszcie jak realizowano „dobro
socjalizmu”, czy też „dobro partii”, które to były „dobrem najwyższym”
tego komunistycznego raju, jakim jeszcze niedawno była Polska. Te puste slogany
skutecznie powodowały, że dobro jednostki – nie istniało.
Dzisiaj
w Polsce XXI wieku – w kraju należącym do Unii Europejskiej – dobrem najwyższym
w polskim sądach jest „dobro
wymiaru sprawiedliwości” (vide np. art. 37 k.p.k.). W polskim sądownictwie
PRL nadal żyje i ma się doskonale. Tylko zmieniły się transparenty i
dekoracje na ścianach sal sądowych. Na salach sądowych, na ścianach nie wiszą
już portrety Marksa, Lenina czy Stalina. Ale bolszewicka ideologia tych
wybitnych legislatorów nadal żyje w mózgach wielu sędziów.
Jednostka
nie ma żadnej szansy na dochodzenie swoich elementarnych praw w praktycznie
mafijnej strukturze polskich sądów. W taki sposób całkowicie dysfunkcyjne (po polsku mówiąc
– beznadziejne) polskie sądy powodują totalny chaos, a w dalszej
konsekwencji zamiast porządku i
spokoju społecznego powstają tragedie, jak ta, która zrujnowała życie także
i mojej rodziny.
Jeżeli zachodzi obawa o naruszenie „dobra wymiaru sprawiedliwości” – np.
poprzez ujawnienie, że konkretna sędzia sprzedała wyrok, a w dalszej
konsekwencji tego jej nieprawdopodobnego wyroku dochodzi do tragicznych wydarzeń,
które jak w moim przypadku doprowadziły do strzelaniny i śmierci 3 osób, to
„sąd” (krakowski) w parodii „procesu” uniemożliwił mi na jakąkolwiek obronę – robiąc ze mnie
medialnego mordercę i skazując mnie na dożywotnie pozbawienie wolności, za
de facto przekroczenie granic obrony koniecznej i chwilową utratę poczytalności
na skutek ekstremalnego stresu i skrajnej paniki.
Faktyczny sprawca, który doprowadził do tragedii – sędzia Hanna Błasiak
(dzisiaj Hanna Nowińska) – jest nadal bezkarnym mordercą w todze.
Dzisiaj jest ona już nominowana do krakowskiego Sądu Apelacyjnego –
czyli jest w samej elicie mafii sądowej.
Polskie
prawo jest w teorii oparte na wzorcach europejskich (prawa rzymskiego). Prawo
karne i procedura jest napisana spójnie, logicznie i uczciwie.
Jednak jego sprecyzowania i wykładni dokonali już polscy prawnicy –
profesorowie wychowani na bolszewickich wzorach myślenia i tacy sami sędziowie,
dla których prawo pisane, to tylko zbiór pobożnych życzeń. Formalnie nie
mamy dzisiaj już PRL-u.
W rzeczywistości polscy sędziowie są dzisiaj bądź to reliktami
dawnego systemu totalitarnego (nikt nie przeprowadził dekomunizacji wśród
starszych sędziów), bądź też mamy w sądach nową kadrą, ale wykształconą
przez starych – bolszewickich profesorów prawa i stare, ale
nadal aktualne z czasów PRL-u wzorce działania sądów.
Wielu dzisiejszych najważniejszych sędziów było w PZPR. Należy ich zapytać,
czy byli komunistami dlatego, że wierzyli w bolszewicki system prawny (czyli,
że byli głupi), czy byli w partii, bo dawało im to konkretne korzyści (czyli
sprzedajni). Uważam, że każdy powód bycia członkiem PZPR-u przez sędziego,
czyli głupota lub sprzedajność, powinna dyskwalifikować takiego człowieka z
pracy współczesnego wymiaru sprawiedliwości. Niestety PRL nadal żyje w
polskich sądach.
Znam niestety z autopsji ten mechanizm działania polskiego sądownictwa, jak mało
kto. Moja rodzina – dziadek, wujkowie, teściowie, kuzyni, żona – byli bądź
są sędziami lub adwokatami. Z racji pracy żony, sędziego w krakowskim sądzie,
całe moje środowisko znajomych do dnia tragicznych wydarzeń, to byli
krakowscy sędziowie.
Jak
polskie sądownictwo doprowadza do totalnego chaosu i tragicznych konfliktów?
W
dniu 27.09.2001 miała miejsce tragedia wywołana wieloletnią dysfunkcją
krakowskiego sądu oraz – bezpośrednio – szokującym wyrokiem sprzedajnej sędzi
Hanny Błasiak (dzisiaj Hanna Nowińska). Zaszczuty i bezradny, w konsekwencji
straciłem chwilowo kontakt ze światem i z legalnie posiadanego pistoletu
zastrzeliłem swojego wieloletniego prześladowcę – mojego sąsiada, 33
letniego filozofa z U.J. – Artura R. (+ dwie inne osoby z jego rodziny).
Do tragedii doszło na skutek wieloletniej całkowitej nieudolności
krakowskiego sądu w rozwiązaniu
pozornie banalnej sprawy. To krakowski sąd
wyhodował ekstremalny konflikt, zakończony totalnym zrujnowaniem życia 2
rodzin (w tym mojej z
dwojgiem malutkich dzieci).
Opiszę
w skrócie mój tragiczny przypadek.
17 lat temu w swoim rodzinnym domu kupiłem od reszty rodziny prawo do
wybudowania dodatkowej kondygnacji. W 1990 roku uzyskałem wszelkie wymagane
prawem pozwolenia i wybudowałem całą dodatkową kondygnację (całe II piętro),
zawierające 5 pokojowe mieszkanie dla mojej rodziny. Cztery lata po wybudowaniu
mojego własnego mieszkania na II piętrze w 1994 roku jedno mieszkanie na
parterze odkupiło od mojej kuzynki małżeństwo Artura i Agnieszki R. – 27
letniego asystenta filozofii i 24 letniej studentki 1 roku filologii szwedzkiej. I tak zaczęło
się piekło w moim rodzinnym domu.
27
letni filozof wymyślił sobie, że skoro moje nadbudowane 4 lata przed jego
przybyciem do Krakowa mieszkanie na 2 piętrze w dniu zakupu przez niego
mieszkania na parterze jeszcze nie było formalnie wpisane w księgi wieczyste,
to „ma do niego prawo”! Oczywiście wpis do księgi wieczystej lub jego brak
nie czyni stanu faktycznego, a jest tylko formalnością[1].
Każda budowa trwa dłuższy czas i dopiero po ukończeniu budowy, po
dokonaniu wszystkich czasochłonnych odbiorów (od gazowni po kominiarza) można
wpisać formalnie wybudowane mieszkanie do ksiąg wieczystych.
Gdy
okazało się, że 27 letni filozof przez dwa lata rozmów (1996-1997) nie chce
się zgodzić na wpisanie mojego własnego mieszkania na moją rzecz, a nawet
gdy oświadczył, że postara się „mnie wykończyć” i po tym przejąć
moje własne mieszkanie wniosłem sprawę do Sądu Rejonowego w Krakowie – Śródmieście,
aby ten z urzędu stwierdził, że moje własne legalnie wybudowane w 1990 roku
mieszkanie z moich własnych pieniędzy jest moje i wówczas mógłbym wpisać
moją własność do ksiąg wieczystych.
Przez
kilka lat w sprawie co chwilę zmieniali się sędziowie. Sam filozof zaczął
zgłaszać jakieś abstrakcyjne - gigantyczne roszczenia pod moim adresem. Żądał
ode mnie opłaty 98.202,- zł za ich „zgodę” na wpisanie mojego mieszkania
na moją rzecz, za „zmniejszenie wartości ich mieszkań na parterze przez
wykonaną moją nadbudowę 2 piętra o
pow. 140 m2 w 1990 roku”, chociaż za dwa swoje własne mieszkania
na parterze (o identycznej powierzchni 140
m2) zapłacili w 1994 roku łącznie 87.000,- zł, a kupili je z
wykonaną już od kilku lat nadbudową całego piętra !
Inaczej mówiąc filozof domagał się, abym jemu zwrócił całą kwotę, za którą
on kupił 2 mieszkania w moim domu (cały parter) + dodał mu 11.202,- zł !!!
W
1998 roku dokonałem wymiany przeciekającego dachu, po pisemnych wcześniejszych
ustaleniach z sąsiadami i ich deklaracjami, że pokryją ich część kosztów
remontu dachu (podczas nadbudowy kondygnacji istniejący dach z 1939 roku był
tylko podniesiony). Po wykonaniu tego remontu z moich pieniędzy filozof nie
tylko odmówił zapłacenia (jak zawsze przez 7 lat) chociażby 1 złotówki za
wspólny remont, ale dodatkowo wnieśli do: sądów, policji i nadzoru
budowlanego żądania, abym został zmuszony do … przywrócenia stanu
poprzedniego dachu, ponieważ nie mają dostępu do strychu - tak jakby
kiedykolwiek mieli.!!!
Lata
mijały, beznadziejny krakowski sąd powoływał kolejnych zupełnie
niepotrzebnych „biegłych” na kolejne chore żądania filozofa (oczywiście
za wszystko ja musiałem zapłacić kilkadziesiąt tysięcy złotych opłat –
haraczu dla sądu i jego „biegłych”) i sprawa stawała się z roku na rok bardziej odległa od finału.
W międzyczasie filozof utwierdzał się w swoim przekonaniu, że „ma prawo do
mojego mieszkania[2]”
i ten konflikt zaczął w ciągu 7 lat eskalować w sposób niewyobrażalny.
Latem
2000 roku filozof sprowadził do Krakowa do swojego drugiego mieszkania na
parterze swoich rodziców z Rzepina (oboje wykształcenie podstawowe – niepełne)
i konflikt o moje własne mieszkanie nabrał takich rozmiarów, że już
dochodziło do fizycznych ataków na mnie. Nie można mi było nawet wejść do
mojego własnego domu – bez spotkania wybiegających
z awanturą ze swoich mieszkań na parterze kogoś z rodziny filozofa.
Wszystko przeszkadzało tym sąsiadom z piekła rodem.
Dysfunkcyjność krakowskiego sądu – formalny brak wpisu do ksiąg
wieczystych mojego własnego mieszkania - uniemożliwiał mi nawet na sprzedaż
i wyprowadzenie się z tego piekła, które mi zrobił filozof z mojego
rodzinnego domu. Nie dało się już ani normalnie żyć, ani nawet uciec od tej
gehenny. Dodając nieprawdopodobną
chłopską zaciętość filozofa w dążeniu do zabrania mi mojego całego majątku,
ich chorą chciwość, cwaniactwo, zachłanność i zawiść pod moim adresem +
„prawa filozoficzne do mojego mieszkania”, którym „no przecież coś się
(od Kursy) należało, bo byli znaną w Krakowie rodziną” (to cytat z
wypowiedzi w sądzie w 2003 roku teścia – Mariana S, oficera Milicji
Obywatelskiej z lat 1966 – 1985) – to tragedia była nieunikniona[3].
Pytaniem było tylko, kiedy i co się wydarzy. Jadwiga R. zeznała, że w
tragicznym dniu ma odgłos sygnału pogotowia „pobiegła do domu pocieszona myślą,
że sąsiad dostał zawału”. Niestety nie padłem na serce.
Podczas
farsy mojego „procesu” jeden ze świadków powołanych przez rodzinę
filozofa zeznał, że wiedziały o tym, że posiadam w domu legalnie broń ostrą.
Nawet to ich jednak nie powstrzymało przed skrajną agresją ma moje
mienie (a nawet już przed agresją fizyczną na mnie w ostatnim roku przed
tragedią). Niestety zawsze tylko uciekałem od prześladowców, na wszystkie
oszustwa codziennie wmawiając sobie, że przecież w końcu krakowski sąd
wpisze moje mieszkanie na moją rzecz i będę mógł się wyprowadzić z piekła.
Nigdy w życiu nikogo nie uderzyłem. To prawdopodobnie
wzmagało poczucie siły u filozofa.
Cóż, każda istota żywa, nawet najłagodniejsze zwierzę, gdy zostaną
zaszczute i pozbawione drogi ucieczki w końcu mogą zareagować w swojej
obronie agresją obronną.
Tak samo może zareagować nieprzewidywalnie każdy człowiek. Z obcego terytorium można uciec. Ale z własnego domu, to już nie jest to takie łatwe, bo już nie ma dokąd. Ze strachu ludzie często reagują w sposób nieprzewidywalny i odruchowy. Gdy wroga armia Wehrmachtu zaatakowała Warszawę w 1939 roku, to nawet najwięksi pacyfiści chwycili za broń w obronie swoich domów. Tak nasze mózgi wykształciło 50.ooo lat ewolucji gatunku ludzkiego. W sytuacjach ekstremalnych negatywnych emocji + zaskakującego i nagłego urazu psychicznego myślenie rozumne automatycznie zastępowane jest instynktownymi nieświadomymi reakcjami emocjonalnymi. Ludzka wolna wola ma swoje biologiczne ograniczenia. Niestety czasami ludzka chciwość i pazerność na cudze powoduje, że wyobraźnia co do możliwych konsekwencji terroryzowania i szykanowania drugiego człowieka staje się zbyt płytka. Jak wiadomo – płytka wyobraźnia to kalectwo. Niestety Rojszczaki były zbytnio zaślepione możliwością zabrania mi mojego całego dorobku życia - mojego mieszkania. Czasami od bycia wieloletnim oprawcą, a później ofiarą, dzieli nas bardzo cienka granica lub jeden tragiczny przypadek.
To nieprawdopodobne dziadostwo w polskich sądach, głupota sędziów, którzy latami nie potrafią prawnie rozstrzygnąć (i zakończyć) najprostszego konfliktu, powoduje, że ludzie uwikłani w polskie beznadziejne sądownictwo, w wieloletnie „procesy”, o miedzę, czy o swoje własne mieszkanie trafiają w końcu do jakiegoś totalnego konfliktu, zakończonego w finale katastrofą. Polacy – zawistni i pazerni na cudze mienie jak żaden inny naród w Europie, dzięki brakowi skutecznie działającego systemu prawnego zaczynają wierzyć, że „mają prawo do cudzego”. A sądy są zawsze „niezawisłe” i z immunitetem od draństwa. W Polsce istnieje chora reguła, że nie wolno komentować wyroków sądowych. Tak, jak dawniej tabu była jakakolwiek krytyka partii i jej kierownictwa.
Przeanalizujmy,
czy polskie sądownictwo spełnia te kryteria, jakie podaje definicja
encyklopedyczna mafii.
1.
Czy jest to wielka organizacja ?
Dziesiątki tysięcy prawników wspomagane przez skrajnie dyspozycyjnych dla sądów
i prokuratur rzeczoznawców, ekspertów, biegłych sądowych,
wydających opinie wzięte z sufitu (a dokładniej mówiąc – z
portfela).
2.
Czy jest to organizacja przestępcza ?
Niestety TAK! Ten jest przestępcą, kto łamie prawo. Osoba łamiąca
prawo jest przestępcą bez względu na to, czy ma sędziowską togę, czy też
jej nie ma. Śledztwa prokuratorskie, procesy sądowe toczą się z całkowitym
lekceważeniem przepisów zapisanych w ustawach. Jeżeli zwykły człowiek złamie
prawo, to jest przestępcą. Ale jeżeli w sposób skrajnie bezczelny łamie
prawo - ustawy (np. kodeks postępowania
karnego) prokurator, czy też sędzia, to „wszystko jest w porządku”.
Wszystkie skargi są zawsze wtedy „bezzasadne”. Jak
w PRL-u.
Zawsze
Rzecznikiem Dyscyplinarnym sądu jest jakiś Steve Wonder[4].
W
Polsce tymczasowe aresztowanie jest w praktyce stosowane do wymuszania zeznań
– takich, jakie oczekuje równie „niezawisła” prokuratura. Tak, jak w
innej mafii pozbawia się ludzi wolności do wymuszenia okupu. Co raz nazywa się haraczem i okupem, a drugi raz „środkiem
zapobiegającym”. Z mojej
obserwacji: jeżeli jest się majętną osobą, to istnieje szansa „dogadania
się” w „śledztwie” z prokuratorem,
aby on
wypuścił tymczasowo
aresztowanego. Np. rodzina przekazuje kwotę 30.000 zł adwokatowi, który zna
prokuratora prowadzącego nieszczęśnika i po podziale okupu, i kilku miesiącach
rujnowania życia opuszcza się areszt.
Inny wariant. Po wpłaceniu okupu 30.000 zł prokurator powołuje „biegłego”
lekarza, który wystawia lipną opinię, że aresztowany nie może przebywać w
więzieniu. Tylko wtedy do podziału
30.000 zł okupu mamy trzy osoby – prokuratora, biegłego i adwokata.
Nie
ma praktycznie żadnej kontroli, żadnej odpowiedzialności prawnej sędziów,
prokuratorów, za to, jak oni realizują wymogi kodeksowe. „Kontrolą” jest
sam sąd, czyli jakiś wujek lub ciocia sędziego, albo jego koleżanka. W
praktyce, to jak pijany sędzia nie wjedzie samochodem w przechodnia, to nigdy
żadnemu sędziemu nie spadnie włos z głowy za jakiekolwiek draństwa popełnione
„w imieniu Rzeczpospolitej”.
3.
Czy w polskich sądach są przestrzegane nakazy milczenia, zachowania
tajemnicy za sądowe draństwa, lojalności ważniejszej niż uczciwość i sumienie?
Niestety TAK !
Wszystkie sądowe patologie są skrzętnie zamiatane pod dywan.
W sądzie mojej żony – Sąd rejonowy dla Krakowa Nowej Huty tajemnicą
poliszynela były szaleństwa kilku sędziów np. Mieczysława Borka, czy też
Wojciecha Maczugi. Jako sądową „ciekawostkę” opowiadała mi moja żona,
że zakompleksiony Borek, czy też Maczuga – na imprezach sądowych siedzą cicho
w kącie, za to na sali sądowej przeistaczają się w szaleńców, krzyczących
na strony, awanturujących się, poniżających ludzi, a swoją głupotę
kompensują skrajną surowością wyroków.
Jak taka „ciekawostka” w praktyce funkcjonuje
– mogłem się samemu przekonać, gdy moją sprawę o zastrzelenie 2 osób
i postrzelenie trzeciej dostał … Wojciech Maczuga (delegowany sędzia rejonowy)! W
nagrodę za skrajną surowość swoich wyroków – w ciągu 3 lat sędzia rejonowy Maczuga awansował do Sądu Apelacyjnego!
Nie tylko działa w polskich sądach zasada, że zawsze g….
wypłynie na wierzch. Tak szybki awans nie jest możliwy bez wyjątkowego
wsparcia oszołoma w sądzie przez wysokiego rangą innego sędziego – jakiegoś
wujka Maczugi. Nie tylko wieloletnią tajemnicą sądową jest np. to, że sędzia
Janusz Makowski jest głuchy, a pomimo tego nadal pracuje jako sędzia. Makowski
był formalnie w trzy osobowym składzie sędziowskim z Błasiakową i sędzią
Jamrogiem przy tym wyroku w dniu 27.09.2001, który był bezpośrednim
wyzwalaczem tragicznych zajść, niestety nawet w dniu ogłaszania tego wyroku
przez Błasiakową – ani Makowskiego, ani Jamroga („przewodniczącego składu”)
nie było. Tak w praktyce wyglądają kilkuosobowe „składy” sędziowskie. W
praktyce decyduje o wszystkim jeden sędzia (referent).
Tak samo, jak czystą fikcją jest udział ławników w sądzie. Żona tłumaczyła
mi, że nie ma praktycznie żadnej możliwości, aby 2 ławnicy „przegłosowali”
1 sędziego, bo wtedy to ławnicy musieliby napisać uzasadnienie wyroku, co
jest praktycznie niemożliwe. Jedyną umiejętnością wymaganą od polskich ławników
jest zdolność do snu z otwartymi oczami.
Ławnik, który byłby na tyle głupi, aby włączyć się aktywnie do
rozprawy, nie zostanie powołany więcej do „sądzenia”.
Inną
tajemnicę sądową stanowi fakt, że jedna sędzia orzekająca w Sądzie
Rejonowym dla Krakowa Nowej Huty sześć lat temu przyniosła zaświadczenie, że
od kilku lat jest chora psychicznie i przechodzi w stan spoczynku. Kolegium sądu
okręgowego w Krakowie pod przewodnictwem Prezesa Tadeusza Wołka postanowiło
utajnić ten fakt. Jeżeli już ktoś zostaje w polskich realiach sędzią, to
jest to zawsze osoba powiązana rodzinnie lub towarzysko z resztą sądu. Tak,
jak członkiem sycylijskiej mafii mógł zostać tylko rodowity sycylijczyk. A
swoich trzeba zawsze chronić. A kwestia wydawania przez kilka lat setek wyroków
skazujących ludzi na więzienia przez osobę chorą psychicznie jest dla sądowej
mafii równie ważna, jak dla rzeźnika los kilkuset baranów, które błędnie
trafiły na taśmę w ubojni. Najważniejsze
jest przecież dobro wymiaru sprawiedliwości.
4.
„Nieodzowne jest
pozyskanie w mafii przedstawicieli policji, sądownictwa…”. Co jest już spełnione
z samej definicji.
5.
„istnieje społeczne poparcie, tak szerokie, że zwykli ludzie wiążą
z mafią swój los”. W praktyce
nikt spoza układu nie dostaje się do sądownictwa. Albo się jest w tej sądowej
mafii, albo nigdy się nie dostanie obcy prawnik do tej elity niezawisłej
inaczej. Oficjalnie nabór na aplikacje i asesury sędziowskie odbywa się
poprzez egzaminy. Ale egzaminy prowadzi sąd, co opisałem poniżej.
6.
„odrębność etniczna”. Środowisko prawnicze jest niezwykle
hermeneutyczne. Będąc mężem sędziego wakacje, wspólne imprezy, życie
towarzyskie toczyło się w zamkniętym kręgu prawników.
Po
tragedii w dniu 27.09.2001 zostałem całkowicie sam. Od pierwszego dnia moja żona
sędzia w Krakowie, która była ze mną 11 lat, którą 11 lat nosiłem na rękach,
z którą mieliśmy dwie małe córeczki, a także wszyscy znajomi z
Krakowa – również sędziowie w Krakowie zapomnieli całkowicie o mnie. Nikt
nie rozumiał w więzieniu z moich współwięźniów, jak to jest możliwe, aby
tak od pierwszego dnia odrzucić totalnie człowieka, który jest w tak skrajnym
nieszczęściu. Odpowiedz jest
niestety prosta. Moja żona - sędzia
to taki dzisiejszy odpowiednik Pawlika Morozowa ze wsi Gierasimowa z
1932 roku. W mafii albo jest się
całkowicie po jej stronie, albo jest się jej wrogiem. A skoro w mojej tragedii
jeżeliby ujawniono, że faktycznym sprawcą tragedii jest beznadziejne
funkcjonowanie krakowskiego sądu, a impuls do tragedii spowodowała sprzedajna
sędzia Hanna Błasiakowa (dzisiaj Nowińska), to okazałoby się, że zagrożone
jest to „najwyższe dobro”, jakim jest dobro wymiaru sprawiedliwości.
Mafia niszczy bez skrupułów swoich przeciwników. A wiernych nagradza.
Mafia krakowskiego sądu uniemożliwiła mi na jakąkolwiek obronę w farsie
mojego procesu.
Jaki jest motor tego chorego środowiska prawniczego, które przekształciło się
w Polsce w regularną mafię? Pieniądze + władza. Oraz immunitet, zapewniający gwarancję
od jakiejkolwiek odpowiedzialności. Sądy są niezawisłe, a sędziowie są
nieusuwalni.
Sędzia,
prokurator ma praktycznie immunitet od wszelkiego łamania prawa. Np. nie
odpowiada za jakiekolwiek wykroczenia jako kierowca. Co to ma do wykonywania
zawodu sędziego? Kompletnie nic. Moja krewna jest starszą sędzią w Bawarii.
Jej nie mieści się w głowie, że polski sędzia może bezkarnie łamać np.
prawo drogowe. W Niemczech sędzia, prokurator zawsze płaci mandaty, a gdy popełni
poważniejsze wykroczenie drogowe, to jest maksymalnie wysoko karany. Bo w jego
przypadku łamanie prawa jest szczególnie naganne.
Ale my jesteśmy w Polsce. Najważniejsze jest
przecież dobro wymiaru sprawiedliwości. Tej polskiej rodziny mafijnej z
immunitetem od wszelkiej odpowiedzialności za draństwo, bezprawie i skazywanie
niewinnych ludzi.
JAK
ZOSTAJE SIĘ SĘDZIĄ W POLSCE ?
Tak
samo, jak zostaje się członkiem mafii sycylijskiej. Najpierw trzeba się
urodzić na Sycylii. A w Polsce trzeba się urodzić w rodzinie prawniczej.Oczywiście,
aby zostać polskim sędzią trzeba spełnić kryteria.
Tak to w praktyce wygląda:
1.
Najpierw mamy egzamin pisemny. Przystępujący do egzaminu przyszli sędziowie
przygotowują gotowce i ściągi. Praktycznie taki pisemny egzamin niczym się
nie różni od pisemnej matury, na której każdy ściąga, jak tylko można.
Gdy moja żona zdawała egzamin pisemny na sędziego w krakowskim sądzie, to większość
jej koleżanek miała powszywane w ubrania ściągi, a w pomieszczeniu obok
toalety w sądzie znajdowały się przygotowane gotowce. Egzamin pisemny jest
taki sam, jak późniejsze sądzenie ludzi. Korzysta się z gotowców – tych
samych standartowych pustych ogólników, jako późniejszych „uzasadnień”
swoich wyroków.
2.
Następnie jest egzamin ustny. Prowadzą go sędziowie z danego sądu.
Pytania też są przecież różne. Można zapytać: „Ile kolorów na polska
flaga. Można się pomylić o jeden”. Albo inne pytanie: „Ile metrów wysokości
ma wulkan Kilimandżaro. Można się pomylić o jeden”.
Gdy zadawała ustny egzamin moja żona, to czekałem na wyniki przed salą,
gdzie odbywał się egzamin. Przed
żoną zdawała jej koleżanka. Gdy naiwnie zapytałem się mojej żony, jak zdała
jej koleżanka, to w odpowiedzi usłyszałem, że ta dziewczyna jest córką sędzi
Sądu Najwyższego. Oczywiście tylko ktoś zupełnie naiwny nie wiedziałby,
jaką jedyną możliwą ocenę mogła ta osoba otrzymać.
3.
Po zdaniu egzaminów dopiero zaczyna się faktyczne obsadzanie etatów sędziowskich.
Decyduje o tym tzw. Kolegium Sądu Okręgowego, czyli przede wszystkim
prezes sądu okręgowego (gdy żona otrzymywała etat, to był nim sędzia
Tadeusz Wołek[5],
późniejszy wiceminister sprawiedliwości) oraz kilku wybranych do tego
kolegium ważniejszych sędziów. W
zależności od poziomu układów w sądzie z prezesem lub członkiem tego
kolegium są obsadzane etaty. Z
reguły w kolejności od ważności w sądzie mamusi lub wujka kandydata na sędziego.
Oczywiście zdarzają się nieliczne wyjątki. Np. gdy atrakcyjna fizycznie
kandydatka na sędziego zdoła podczas aplikacji zaciągnąć do łóżka ważniejszego
sędziego. Czasami jest w końcu warto się trochę poświęcić dla zostania pełnoprawnym
członkiem mafii.
STATYSTYKA.
W
Polsce przebywa aktualnie 87.000 więźniów, a skazanych i oczekujących na
wolne miejsce w zatłoczonych powyżej jakichkolwiek granic przyzwoitości więzieniach
jest dodatkowo prawie 30.000. Czyli skazanych na bezwzględne więzienie jest w
Polsce prawie 120.000 osób. Na 38
milionów mieszkańców Polski.
W
Niemczech przebywa aktualnie ok. 40.000 więźniów.
Na 82 miliony mieszkańców.
Na 100.000 mieszkańców w Polsce skazuje się na bezwzględne więzienie ponad
6 razy więcej ludzi. Powinno być w Polsce 6 razy bezpieczniej i uczciwiej, niż
w Niemczech. A jest dokładnie
odwrotnie !!! Mieszkałem ostatnie 10 lat na wolności zarówno dużym mieście
w Bawarii, jak i w Krakowie. Znam z autopsji poziom bezpieczeństwa
i uczciwości w obydwóch krajach. Nie ma nawet najmniejszego porównania.
Przy polskich realiach żyje się w Niemczech, jak w oazie spokoju i praworządności.
Nie można tego paradoksu wytłumaczyć idealnym charakterem Niemców. Przecież
ten naród był w stanie wywołać obydwie wojny światowe. Nie są to więc
genetyczne anioły. Dodatkowo mieszka w Niemczech wiele obcych grup etnicznych
(np. Turcy), kraj nie jest tak homogeniczny religijnie, jak Polska.
Ludzie
w Polsce są faktycznie wyjątkowo nieuczciwi, roszczeniowi i skrajnie zawistni.
Przez wiele lat pracowałem jako pilot wycieczek zagranicznych. Jeździłem z
polskimi wycieczkami po świecie, jeździłem z obcokrajowcami po Polsce.
Kilkanaście lat żyłem za granicą i równolegle w Polsce. I dzisiaj wiem, że
Polska pasuje do Unii Europejskiej, jak grzybica do zdrowej nogi.
W
Niemczech zasadą życia jest uczciwość, dotrzymywanie swoich zobowiązań i
poszanowanie cudzej własności.
W
Polsce prawie wszyscy uważają nieuczciwy tryb życia za coś nie nagannego,
ale wręcz pozytywnego, swoisty spryt ( nazwałbym to raczej cwaniactwem ). Jednocześnie
wszyscy domagają się obłudnie surowego karania przestępców w sądach, bo
wszędzie widzą zło. Czemuż tak
jest ? Może dlatego, że codziennie siebie samych widzą w lustrze, a surowe
skazywanie INNYCH stwarza im złudzenia,
że sami nie są jeszcze najgorsi, że inni też kradną, biorą łapówki,
oszukują, to IM też wolno ?
Skrajnie wysokie kary za przestępstwa, a także eksponowanie w mediach
wszelkich spraw sądowych, jakby był to najważniejszy temat polskich reportaży
powoduje, że ludzie wierzą, iż żyją w kraju, w którym zło i przestępczość
to norma.
Gdy
widzą, że INNI są skazywani na skrajnie wysokie kary więzienia w pokazowych
procesach, a ONI są na wolności, to znaczy, że inni nieuczciwi ludzie są
jeszcze gorsi od ich samych. Dodatkowo ludzie zawsze wierzą, że IM nigdy nic
się złego nie stanie. Jeżdżą po pijanemu samochodem, ale INNI powodują w
tym stanie wypadki. Oni sami płacą
i biorą łapówki, ale INNYCH trzeba za to samo przykładnie karać.
ONI chodzą do kościołów, ale dla INNYCH to najlepiej byłoby przywrócić
karę śmierci (co rzekomo popierał Jan Paweł II – w prymitywnej
propagandzie polskich faszystów, nazywających się Ligą Polskich Rodzin)[7].
Poza
główną cechą Polaków, jaką jest zawiść, obserwujemy dzisiaj wyjątkową
hipokryzję. Polacy jadą do Iraku budować autostrady, a w Polsce za cały rok
2007 planowanych jest wybudowanie 6 (słownie sześć) kilometrów autostrad.
Zamiast 100 polskich żołnierzy w Afganistanie teraz 1.000 Polaków będzie
wprowadzało porządek w tym obcym kraju, który jakoś nie tęskni do obcych
wojsk i obcej kultury. Polska żyje z miliardowych dotacji Unii Europejskiej,
ale kupuje nikomu nie potrzebną eskadrę samolotów F-16 u konkurencji, czyli w
USA. Polska krytykuje Białoruś Łukaszenki,
jego sądownictwo, ale nikt nie powinien krytykować tego polskiego szamba,
jakim są polskie sądy.
Policzmy.
Średnio jeden więzień kosztuje skarb państwa 1.650,- zł / miesięcznie.
Rocznie każdy jeden więzień kosztuje więc
12 x 1.650,- zł = ok. 20.000 zł
Mnożąc to przez 87.000 więźniów otrzymujemy zawrotną kwotę 1,7 miliarda zł
rocznie.
Ale widocznie Polskę na to stać. Tak
samo nikt nie liczy, ile dodatkowych miliardów traci Polska z powodu
pozbawiania wolności ludzi 6 razy częściej, niż to jest potrzebne.
Polska krytykuje bandycki system stalinowskiego wymiaru „sprawiedliwości”,
ale dzisiaj ta sama ideologia Stalina jest w praktyce realizowana w sądach.
Polskie
sądy albo skazują niewinnych ludzi, albo wydają absurdalnie wysokie wyroki. Dlatego mamy 6 krotnie więcej więźniów, niż średnia w
dzisiejszej Europie. Oznacza to, że na jednego słusznie osadzonego w więzieniu
siedzi z nim pięciu niewinnych ludzi !!! Tak samo, jak na 1 przestępcę siedziało w sowieckich łagrach
5 niewinnych ludzi.
Żeby
podać realne kwoty, to w Polsce powinno przebywać ok. 20.000 więźniów (per
analogiam do np. Niemiec), gdybyśmy mieli uczciwe sądownictwo.
Innymi słowy ok. 67.000 więźniów + ok. 30.000 oczekujących na
miejsce skazanych to ludzie, którzy nie powinni trafić w normalnym kraju do więzienia
!!!
100.000 osób niesłusznie skazanych na więzienie w Polsce AD 2006 !!!
Ileż to tragedii, dramatów i zrujnowanych rodzin w Polsce !!!
100.000 ludzi niesłusznie pozbawianych wolności + ich rodziny, małe
dzieci wychowywane bez rodzica, powoduje nieprawdopodobne straty, których nie
da się przeliczyć na żadne pieniądze !!!
Szósty
rok jestem już w polskich więzieniach – urągających jakimkolwiek
minimalnym wymogom humanitaryzmu. Zwiedziłem już 9 polskich więzień i poznałem
setki więźniów, którzy niewinnie zostali skazani za polską plagę à
pomówienia. A „sądy” przyjmują
bezkrytycznie te pomówienia za „dowody” i uzasadniają wyrok „całokształtem[8]”
– czyli wszystkim i niczym.
Statystyka jest nieubłagana i prawdziwa. Jeżeli w Polsce w wypadkach drogowych
ginie rocznie około 6.000 osób, to jest ta kwota praktycznie niezmienna od
lat. Bo zależy ona nie tyle od czystego przypadku, tylko od stanu polskich dróg,
od umiejętności i kultury polskich kierowców i od ilości użytkowników dróg.
Są to parametry praktycznie niezmienne
i dlatego ta ilość wypadków śmiertelnych (rannych, pijanych kierowców,
etc.) jest praktycznie stała.
W Niemczech statystycznie na 10.000 samochodów w wypadkach ginie dziesięciokrotnie
mniej osób, niż w Polsce. Dlaczego?
Bo Niemcy mają lepsze drogi
i lepsze samochody. A w
Polsce mamy beznadziejne drogi. Tak
samo jest z polskimi sądami. Mamy równie beznadziejne sądy i sędziów, jak
polskie drogi.
Statystyka
jest zawsze nieubłagana. I zawsze jest bardzo prawdziwa.
PROCEDURA
KARNA – PO POLSKU.
Trochę
teorii ogólnej: art. 32, ust. 1 Konstytucji RP: „Wszyscy są wobec prawa równi.
Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne”
Art. 14 ust. 3 Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych: „każda
osoba oskarżona o popełnienie przestępstwa ma prawo na
zasadach pełnej równości do następujących GWARANCJI:
…
b) dysponowania odpowiednim czasem
i możliwościami w celu przygotowania
obrony…
d) obecności na rozprawie, bronienia się osobiście…
e) przesłuchania świadków oskarżenia i zapewnienia obecności i przesłuchania
świadków obrony na tych samych warunkach, co świadków oskarżenia
Art. 6 ust. 3 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka: - to samo, co powyżej w
MPPOiP
Art. 7 § 2 ustawy o ustroju sądów powszechnych: „postępowanie przed sądami
powszechnymi toczy się na
zasadzie równości stron, z zapewnieniem stronom prawa do obrony…”
Piękna
teoria.
Ale już przepisy szczegółowe dokonują trochę innej wykładni „równości
stron”:
Art. 147 § 3 kpk: Jeżeli czynność procesową utrwala się za pomocą urządzenia
rejestrującego obraz lub dźwięk, protokół można ograniczyć do
zapisu najbardziej istotnych oświadczeń… Zapis obrazu lub dźwięku… staje
się załącznikiem do protokołu.
§ 4: Strona ma prawo otrzymać … jedną kopię zapisu dźwięku lub obrazu.
I jest to zrozumiałe, bo żyjemy w XXI w. w Europie.
W art. 216 § 1 k.k.w. ustalono, że: „Tymczasowo aresztowany nie może
posiadać środków łączności, urządzeń technicznych służących do
rejestrowania i odtwarzania informacji, sprzętu komputerowego.”
I to jest także zrozumiałe, bo w polskim wymiarze sprawiedliwości i w
polskich aresztach oraz więzieniach żyjemy w epoce głębokiego PRL - u.
Żeby
było jeszcze śmieszniej, to art. 207 k.k.w. wyjaśnia
nam, że „tymczasowe aresztowanie służy w szczególności zabezpieczeniu
prawidłowego toku postępowania karnego”,
a art. 207 a k.k.w.
nakazuje, że: „sposób wykonywania tymczasowego aresztowania nie może
naruszać uprawnień procesowych tymczasowo aresztowanego”.
W
Polsce przez wiele lat Rzecznikiem Praw Obywatelskich był
Andrzej Zoll. Jest on profesorem prawa karnego na U.J. i autorem licznych
komentarzy. Niemniej nawet takiego człowieka nie dziwi realizacja „równości
stron” w polskich sądach. Wszyscy
widocznie przyzwyczaili się do smrodu tego polskiego sądowego szamba.
Jak widać wyjątkowo trafne były spostrzeżenia George Orwella, który chyba
wizjonersko opierał się na polskim wymiarze „sprawiedliwości’ 2006 pisząc
swoją książkę „Rok 1984”. A
przewidując proroczo „równiejszość” i niezawisłość polskich sędziów
AD 2006 napisał „Folwark zwierzęcy”. Oczywiście dzisiaj bez dostępu to
komputera, na którym znajduje się orzecznictwo SN i S.A. (ponad 6 GB na dysku
komputera !), bez dostępu do pełnych protokołów z rozpraw, mając dostęp do
kartki i ołówka nie ma żadnej możliwości prowadzenia skutecznej obrony
przed zarzutami.
Tak samo słowo „powinno” z procedury karnej ma dwa diametralnie różne
znaczenia.
Jeżeli dotyczy ono praw więźnia, to słowo „powinno” oznacza bezwzględny
przymus. Np. gdy kodeks stwierdza, że apelacja lub kasacja od wyroku powinna być
sporządzona przez adwokata. To
nazywa się „przymus adwokacki”.
Dla
odmiany słowo „powinno” dotyczące czynności sędziego oznacza tylko pobożne
życzenia. Mało tego. Są uregulowania kodeksowe, które nakazują konkretne
postępowanie. Np. art. 365 kpk: „ Rozprawa odbywa się ustnie”. W moim
przypadku sąd I jak i II instancji żądali ode mnie zadania pytań biegłym na
piśmie !!! W efekcie uniemożliwiono
mi na jakąkolwiek weryfikację tych skrajnie fałszywych opiniopodobnych bredni
psychiatrów.
Jak
w praktyce wyglądała realizacja mojej „gwarancji na zasadach pełnej równości”
do prowadzenia mojej własnej obrony w mafijno – bolszewickim sądzie
krakowskim?
Nie
pozwolono mi na złożenie moich własnych zeznań, nie pozwolono na przesłuchanie
nawet jednego świadka, o których wnosiłem, oddalono wszystkie moje wnioski
dowodowe, z wnioskiem o dokonanie wizji lokalnej (czyli 400 m od budynku sądu).
Uniemożliwiono mi na zadanie pytań „świadkom” – czyli tylko
wybranym przez prokuratora osobom, bo gdy przychodziła kolej na moje pytania
(jako oskarżonego) – czyli na końcu, to po kilku moich pytaniach, jakie sąd
uchylał („nieistotne”) czas rozprawy „się kończył”, a na następnej
rozprawie byli już inni świadkowie. Podczas
zeznań najważniejszych świadków (a dokładniej przed ich zeznaniami)
wyrzucano mnie z sali sądowej. Gdy
prosiłem adwokata o interwencję przy takim bezprawiu adwokat (Andrzej Patela)
mówił mi, że „on nic nie może zrobić, ale żebym ja sam protestował”.
Więc protestowałem i domagałem się prowadzenia procesu zgodnie z prawem.
Wtedy „odbierano mi głos” i karano
mnie karą więziennego karceru – w najwyższym możliwym wymiarze (nawet ze złamaniem
terminów gwarancyjnych, po których nie wolno wymierzać takiej kary, a jeden
raz – ponad 2 razy dłuższym, niż dopuszcza to prawo polskie – art. 222 §
2 pkt. 5 k.k.w. – tak zna polskie prawo „sędzia” Maczuga – skrajny głupek.)
Całość „materiału dowodowego” – nawet wbrew ewidentnym i najprostszym
do wykazania dowodom – stanowiły jakieś nieprawdopodobne wymysły ojca
Agnieszki Rojszczak – Mariana Szczygła, esbeka i oficera Milicji
Obywatelskiej w latach 1966 – 1985. To
takie same skrajne kłamstwa, jakie cytowała w wyroku lustracyjnym prof. Zyty
Gilowskiej sędzia Mojkowska. Godzinna litania esbeckich wymysłów w każdym
innym sądzie by wystarczyła na 10 – krotne skazanie takiej pani Gilowskiej w
procesie karnym. Niestety nie każdy jest prof. Gilowską i nie każdej sprawie
towarzyszą kamery dziennikarzy. Na
mojej tragicznej parodii rozprawy, a raczej pokazowi średniowiecznej inkwizycji
nie było nikogo na sali sądowej. Sąd łamał prawo, jak tylko chciał.
Spotkałem setki więźniów, którzy zostali skazani wyłącznie na
podstawie paskudnych pomówień, którzy cały czas w więzieniu nie potrafią
zrozumieć tego nieprawdopodobnego draństwa. Ci ludzie nienawidzą tej przeklętej
– zdegenerowanej Polski, w „imieniu której” zostali skazani.
Trudno im się dziwić, bo są to w większości prości ludzie, skoro
nawet profesor Gilowska nie potrafi sama zrozumieć, jak dzisiaj stek kłamstw
potrafi stanowić dla sądu substytut dowodów.
Szkoda tylko, że prof. Gilowska dostrzegła to nieprawdopodobne
bezprawie, gdy sama wpadła do tego bolszewickiego sądowego szamba.
Niestety
w moim „procesie” wymysły bolszewickiego oficera Milicji Obywatelskiej
z Gorzowa Wielkopolskiego (z lat 1966-1985) – esbeka Mariana S. –
ojca rannej Agnieszki R, który w pierwszym dniu roboczym po tragedii pobiegł
do prokuratury aby natychmiast zajmować cały mój majątek „na poczet
roszczeń finansowych”. „Informujemy równocześnie, że aktualnie w
godzinach wieczornych odbywa się wynoszenie z mieszkań Andrzeja Kursy różnego
rodzaju składników majątkowych” (!!!) – nawet w dniu tragedii moje meble
uważali za swoją własność.
Filozofki
w załobie wnieśli natychmiast pozew o gigantyczne odszkodowanie do sądu
cywilnego w Krakowie. „Rozprawa”
odszkodowawcza toczyła się pod moją nieobecność (!!!), chociaż domagałem
się umożliwienia mi na uczestnictwo w niej. Adwokat z urzędu powiedział mi,
że „jest taki zwyczaj, że osoby aresztowane nie sprowadza się do sądu
cywilnego”. Takie są „zwyczaje” w tej zdegenerowanej Polsce. Podawały, że 30 letnia studentka
filologii „mogła zarabiać 11.000 zł miesięcznie, a po przystąpieniu do
Unii Europejskiej – kilkakrotnie więcej”, a 33 letni asystent
filozofii „zarabiał ponad 100.000 zł rocznie netto” i zdegenerowany
„sąd” okręgowy, a później „sąd” apelacyjny w Krakowie – czyli sędzia
Paweł Rygiel przyjmuje te brednie.
Pół
roku temu, jeszcze przed wyrokiem karnym, z notatki prasowej w „Dzienniku
Polskim” dowiedziałem się, że krakowski „sąd” wydał prawomocne
postanowienie o 700.000 zł odszkodowania. Ponieważ Agnieszka R. nie żyje od
roku, to te pieniądze zabierze jej esbecki ojciec Marian S. Po 07.02.1985 –
gdy skazano kolegów S. z jego pracy za zamordowanie księdza Jerzego Popiełuszki,
Marian S. uciekł z Milicji Obywatelskiej na „wcześniejszą emeryturę”.
Po 15 latach esbeckiej emerytury – w okresie 2000 – 2002 S. pracował
jako komornik w Urzędzie Skarbowym
w Gorzowie Wlkp. Do dzisiaj nie dostałem wyroku autorstwa Rygla.
Pamiętam natomiast tego sędziego z jego błyskawicznej kariery w sądach.
Zawsze był znany z dyspozycyjności (szczególnie wobec prezesa Tadeusza Wołka).
Jak widać to nie jest prawda, że w Polsce mało się zarabia, skoro sędzia
apelacyjny Rygiel przyjmuje, że 30 letnia studentka filologii „traci
dochody” „11.000 zł miesięcznie”,
a 33-letni asystent filozofii „zarabiał na U.J. ponad 100.000 zł
rocznie” - a to nawet idiota jest przeciez w stanie sprawdzić.
Ja wszystko straciłem przez ten przeklęty – zdegenerowany mafijny
krakowski sąd. Całe moje życie. A na dodatek okazało się, że chore z
pazerności ma moje mieszkanie filozofowie i tak osiągną swój cel. Zabranie
mi mojego mieszkania – całego mojego dorobku 41 lat uczciwego życia.
Przeklinam tą całą Polskę i jej zdegenerowane „sąd” wydające wyroki w
jej imieniu. Mam nadzieję, że te
pieniądze, które po trupach zabrali nie przyniosą tym bolszewikom szczęścia.
Nagłe wzbogacenie się i to cudzym kosztem, z reguły nie przynosi szczęścia.
A wręcz odwrotnie. Ludzie wygrywający
na loteriach duże kwoty stają się po upływie pewnego czasu mniej szczęśliwi,
niż byli przed nagłym wzbogaceniem się. Mam nadzieję, że te ukradzione mi
„w imieniu Rzeczypospolitej” pieniądze, ten mój cały majątek – zawsze
będą śmierdziały trupem - kradzione nie tuczy.
Biegli
- ŻOŁNIERZE MAFII SĄDOWEJ.
W
polskich sądach czasami nie wystarczają do skazania ludzi same pomówienia
i łamanie praw ludzi do obrony. Mafia zatrudnia tzw. „żołnierzy”,
którzy wykonują dla niej brudną robotę, a w zamian są sowicie opłacani i
zapewnia im się wszelką ochronę.
Tak
widzi polskich „biegłych” sądowych społeczeństwo („Wprost”
17.09.2006, str. 10):
Takimi
pomocnikami diabła są w sądach BIEGLI,
rzeczoznawcy, różnej maści eksperci. W
praktyce sądy przerzucają często odpowiedzialność na biegłych, a ci stają
się takimi specyficznymi „sędziami”, którzy zawsze wykonują swoją brudną
robotę tak, aby dogodzić oczekiwaniom ich zleceniodawców – płatników.
To prokurator zatrudnia biegłego i on podpisuje rachunki biegłym, płacone
z kieszeni skarbu państwa. Później tymi astronomicznymi kwotami, wziętymi z
realiów finansowych chyba Kuwejtu lub Szwajcarii niezawisłe „sądy” obciążają
oskarżonych.
Opinie
„biegłych” psychiatrów lub psychologów kosztują 8.ooo – 13.ooo zł (u
mnie). Czterokrotnie powoływano w moim „procesie” biegłych.
Ostatniej „opinii” biegłych sąd apelacyjny w Krakowie nie pozwolił
mi zweryfikować, uniemożliwiając zadanie biegłym przeze mnie pytań (m.in. o
konkretne kryteria ich „diagnozy”). Poprzednie trzy opinie biegłych sąd
uznał po mojej krytyce za „niepełne, niejasne, nielogiczne i niczego nie
wyjaśniające”. Ale i tak na koniec zostałem obciążony kosztami wykonania
tych wszystkich opinii !!!
Jakie
są te polskie opinie biegłych inaczej ? - Otóż wszystkie są takie same !!!
Czytając dziesiątki opinii psychiatrycznych, analizując opublikowane
statystyki tych opinii, prawie wszystkie „diagnozują”
„nieprawidłową osobowość”. Ich
„odmiany”, to „osobowość dyssocjalna”, „osobowość przestępcza”,
„psychopatia”.
Zaburzenia osobowości to „jedne z najbardziej spornych dzisiejszych diagnoz,
brak jest jednoznacznych kryteriów[9]”,
a opinie psychiatryczne to bezwartościowy szmelc[10].
Są
oczywiście nowoczesne metody badawcze, są także konkretne kryteria
diagnostyczne, które dzisiaj OBOWIĄZUJĄ. Takimi konkretnymi kryteriami jest
wprowadzona przez WHO[11]
à
ICD – 10 „Badawcze kryteria diagnostyczne”. Ona tak samo obowiązuje w
psychiatrii, jak kodeks karny w polskim prawie karnym. W teorii.
W
sumie jest 12 typów rozpoznawanych dzisiaj zaburzeń osobowości (F60.0 –
F60.9 oraz F61.0 – F61.1). Aby
takie zaburzenie rozpoznać, trzeba spełnić tzw. ogólne kryteria (F60) oraz
konkretne kryteria specyficzne dla danego zaburzenia.
Dla
przykładu: zaburzenie oznaczone jako F 60.2 >> osobowość dyssocjalna
<< obejmuje psychopatię (to jest archaiczna nazwa, ale ładnie brzmi w sądach).
Aby jednak można było takie zaburzenie rozpoznać, koniecznym jest (oczywiście
wg tego podręcznika, a nie „biegłych”) rozpoznanie co najmniej trzech z sześciu podanych cech
zachowania osoby. Ogólne kryteria,
które także oczywiście musi się spełnić przy rzetelnej diagnozie wymagają
spełnienia 6 kryteriów (G 1 – G 6). Dla przykładu pozycja G 4 wymaga, aby
dana cecha z kryteriów specyficznych „wykazywała stabilność i długi czas
trwania, z początkiem w okresie późnego dzieciństwa lub w wieku młodzieńczym”.
A kryterium G 2 wyklucza z diagnozy „jednorazowe zachowania, przy jednym
wyzwalającym bodźcu lub sytuacji”.
Jest
to oczywiste, bo osobowość człowieka z definicji jest trwała. Każdy człowiek
może w specyficznej sytuacji zareagować strachem, płaczem, śmiechem, agresją.
Niestety polscy „biegli” psychiatrzy i psychologowie nigdy nie podają
konkretnych kryteriów i konkretnych dowodów na ich diagnozy.
Jako
„diagnozy” stosują testy psychologiczne – pochodzące z okresu II wojny
światowej, a „wynik” tych swoich „testów” po prostu przepisują z książek,
karmiąc sędziów samymi ogólnikami.
Dzisiaj większość wykształconych ludzi doskonale wie, że testy to taka sama
fikcja, jak kiedyś procesy czarownic w średniowieczu. Żeby nie być gołosłownym
podam przykład z mojej „diagnozy” ostatnich biegłych, której sąd nie
pozwolił mi w żaden sposób zweryfikować:
Kazano
mi narysować szkic drzewka.
Tak
je narysowałem (to jedyny wykonywany mój „test”, który mi pokazano):
A
taki opis urodzili „biegli” m.in. prof. Józef K. Gierowski z U.J. (kolega
patrona zastrzelonego Rojszczaka – prof. Jana Woleńskiego także z U.J.) oraz
doc. Janusz Heitzman (także z U.J.):
„Wyniki
projekcyjnego testu „Drzewo” Kocha potwierdzają nadwrażliwość emocjonalną
badanego, pobudliwość, dużą reaktywność (gałęzie z subtelnymi rozgałęzieniami
skierowanymi do góry). Ponadto wskazują na przeżywanie stałego napięcia
emocjonalnego, okresowo napadów gniewu. Linia podłoża umieszczona powyżej
podstawy pnia jest charakterystyczna dla człowieka odizolowanego od rzeczywistości
(w tym przypadku przebywającego w więzieniu) i świadczy o bierności, i tęsknocie
do odosobnienia. Silnie zaznaczone korzenie wskazują na przewagę instynktów,
popędów nad rozumem, poszukiwanie oparcia.”
Takie
nieprawdopodobne brednie wypisywane są do „opinii” psychiatrycznych. Pytałem
się jedną z moich „biegłych”, w jaki sposób uzyskała ona ten genialny
opis. W odpowiedzi usłyszałem, że
„przepisałam z książki” !!!!!!!
W
ogóle jeżeli już cokolwiek biegli „uzasadniają”, to są tylko jakieś
bezwartościowe ogólniki. Na tej
samej stronie (s.112) „opinii”, co ten „wynik” testu drzewka Kocha
czytamy z innego „testu”: „opiniowany
może przejawiać nastawienie zarówno rywalizacyjne, jak i kooperatywne. W
obliczu konfliktów z ludźmi jest w równym stopniu skłonny przyjmować postawę
agresywną oraz podporządkowaną.” Cała
moja opinia to same puste ogólniki i brak jakichkolwiek konkretów. Jak
wszystkie polskie opinie „biegłych” psychiatrów.
Główny autor tej mojej ostatniej opinii – 59 letni prof. z U.J. Józef K.
Gierowski[12]
jest kolegą prof. Jana Woleńskiego z U.J., patrona zastrzelonego filozofa
Rojszczaka. Także z U.J.
Takie
same śmieci pisane są w większości „opinii” psychiatrycznych.
A dokładniej mówiąc – we wszystkich „opiniach”, jakie miałem
przyjemność analizować.
Jak łatwo zostaje się „samodzielnym biegłym sądowym” – decydującym o
życiu ludzi ? Trzeba wziąć udział w „szkoleniu”. Trwa ono 3 x 5 dni (w
tym 3 weekendy) !!! I
to wszystko ! Ja sam, aby w
pełni zrozumieć najnowszą wiedzę o działaniu ludzkiego mózgu potrzebowałem
2 lat intensywnej nauki, po 16 godzin na dobę i to codziennie
(to jedyna pozytywna cecha więzienia, bo poza snem, to kompletnie nic
nie ma do roboty w więzieniu. Nawet nie wychodzi się z zamkniętej przez całą
dobę celi po posiłek.)
Porównywałem podręczniki do psychiatrii i psychologii współczesne
i napisane 10 lat temu lub dawniej.
Dzisiejsza wiedza o działaniu ludzkiego mózgu
w ostatniej dekadzie zrobiła gigantyczny postęp, o wiele większy, niż
rozwój komputerów. Psychiatra lub psycholog, wykształcony na starociach wierzy w „testy”,
jak moi „biegli”. Dlatego w żadnej
z dziesiątków przestudiowanych „opinii” polskich biegłych sądowych nigdy
nie spotkałem aktualnie obowiązujących kryteriów lub nowych metod
badawczych. Oni po prostu nie mają pojęcia
o aktualnym stanie neurologii, a „biegli” jak doc. Heitzman lub prof.
Gierowski przepisują w swoich książkach plagiaty ze światowej literatury,
natomiast nie potrafią tej wiedzy zastosować w praktyce !!!
W
swojej (?) książce[13]
napisał Heitzman: „krytyka psychiatrów sądowych, tkwią
z uporem w przestarzałych pojęciach”, a w opinii „rozpoznaje”
Heitzman u mnie „psychopatię” (archaiczne i nie używane dzisiaj pojęcie,
do którego nie ma żadnych współczesnych kryteriów), natomiast jego
„kryteria” to jakaś książka z 1968 roku[14]
!!! Równie aktualne są książki
z tamtego okresu o budowie komputerów.
A teraz wystarczy, aby „psycholog” z praktycznie zerowym pojęciem i wykształcony
na „testach” z okresu II wojny światowej poświęcił 3 weekendy na
„szkolenie”.
No i jeszcze jest rzecz najważniejsza !!! Trzeba zapłacić za szkolenie (Gierowskiemu, Heitzmanowi i innym „specjalistom”) 2.300 zł (1-rata 850 zł).
![]() |
Żeby nie być gołosłownym, pozwolę sobie przedstawić materiały reklamowe „biegłych” sądowych.
Najważniejsza
informacja: „nasze Stowarzyszenie (pisane z dużej litery) ma poważne
problemy finansowe !!!” Po prostu
potrzebne są pilnie „opłaty licencyjne”.
Natomiast nigdzie nie ma słowa o tym, że poziom biegłych sądowych, to dno, o czym podobno wiedzą nawet sądy (np. Sąd Apelacyjny w Krakowie à Krakowskie Zeszyty Sądowe 2002 lipiec - sierpień, poz. 53 notka: „Jeszcze raz sygnalizujemy kryzys ekspertyz sądowych i wyrażamy przekonanie, że trzeba pilnie naprawić tę pomocniczą dziedzinę sądową”).
![]() |
Ale Stowarzyszenie do „rekomendowania” biegłych (J. K. Gierowski jest posiadaczem „legitymacji nr 1” tego Stowarzyszenia”) widzi „kryzys”, ale tylko w swoim portfelu!
Pierwszy
„zespół biegłych” – z którego na oczy nie widziałem jednego z 2
podpisanych biegłych ( Antoniego Ferenca) to 34 przepisane strony z akt
+ 2 banalne zdania „pseudoanalizy” na końcu – typu „nie był
niepoczytalny, bo był poczytalny”. Za tą „opinię” otrzymał Adamczyk i
Ferenc 8.250 zł (dokładna kwota jest w aktach). To
znaczy, że za bezmyślne przepisanie i poprzekręcanie przypadkowych fragmentów
z akt, podanie ewidentnie
nieprawdziwych faktów (co stanowi przestępstwo) i podbicie tego
opiniopodobnego bełkotu pieczątką „biegłego”, którą dzisiaj może
dostać praktycznie każdy ci „specjaliści” dostali prawie 250 zł
za każdą stronę!
Jakie
wyjątkowe kryteria trzeba spełnić, aby zostać np. „biegłym psychologiem sądowym”.
Praktycznie żadne. Wystarczy wpłacić 2.300 złotych i przejść 15
dniowe szkolenie (w tym 3 weekendy – realnie kilka godzin „wykładów”
swoich kolegów). I już można decydować o ludzkim życiu. Dodatkowo stajemy
się członkami innej mafii – mafii biegłych sądowych.
Jest to bardziej elitarna (mniej liczna) mafia, niż sędziowska. Wszyscy
biegli zawsze się ślepo popierają. Dlatego
mogą pisać dowolne brednie i brać łapówki, prawie tak samo bezkarnie, jak sędziowie.
Po
uznaniu przez sąd pierwszej „opinii” Adamczaka i Ferenca z Jarosławia za
bezużyteczny szmelc, trafiłem na drugi zespół „biegłych”, Birecką i
Juskowiak z aresztu we Wrocławiu. Sędzia rejonowy Maczuga, prowadzący mój
„proces” napisał dosłownie do Bireckiej: „A jakie cechy osobowości należałoby
u oskarżonego rozpoznać, aby u niego można było stwierdzić wyraźnie
nieprawidłową osobowość?” !!! Odmówiłem
badania, a pomimo tego Birecka wydała „opinię”.
Jako „wnioski” z badania przepisała ona dosłowny plagiat ze strony
117 podręcznika diagnostycznego ICD-10 (1997). I od tego czasu już „mam”
„nieprawidłową osobowość”. Nie pozwolono mi już w sądzie Maczugi
zweryfikować „opinii” Bireckiej i Maczuga skazał mnie na dożywocie.
Sąd
Apelacyjny, po mojej krytyce wyroku sądu I instancji i opinii „biegłych”
(liczącego 234 strony maszynopisu) przyznał mi rację i powołał kolejnych
biegłych. Tym razem „dobierano” mi potrzebny skład biegłych przez ponad pół
roku. W końcu po ostatniej wymianie pojawił się prof. J. K. Gierowski –
kolega prof. Jana Woleńskiego, który szósty rok z rzędu prowadzi intensywną
nagonkę na mnie.
Prof. Jan Woleński z U.J. pomagał swojemu pupilowi Rojszczakowi w jego wysiłkach
w odebraniu mi mojego mieszkania. Oczerniając
mnie i szkalując publicznie – Woleński chroni własną skórę. A pomógł
mu w tym jego wieloletni kolega z tego samego Instytutu – Gierowski.
Praktycznie
„skazał” mnie Gierowski. Podawał
on same ogólniki, powoływał się na jakieś testy z okresu II wojny światowej,
ale krakowski Sąd Apelacyjny nie pozwolił mi na dostęp do tych
„bezcennych” „testów”. Gierowski powiedział, że on się „nie
zgadza”, bo to stwarza możliwość „handlowania” testami. W efekcie zostałem
„skazany” na podstawie „dowodów”, których nie tylko nie pozwolono mi
zweryfikować, ale nawet nie zezwolono na mój dostęp do nich !!!
W
ostatnich latach stale w mediach były podawane przykłady handlowania, ale
opiniami „biegłych” psychiatrów, którzy za łapówki pisali wszystko.
Nawet nieważne jest, że skazano mnie ostatecznie na dożywocie, a krakowski Sąd
Apelacyjny sam opublikował kilka lat temu w innym procesie[15]
swój własny wyrok, że obrona „ma prawo kontrolować testy”, ale jak widać
mafijny sąd krakowski publikuje wzorce prawne dla sądów, które jednak samego
S.A. w Krakowie nie obowiązują.
Kali publikuje zasady, ale Kalego te zasady nie obowiązują.
W
podręcznikach od psychiatrii na
pierwszej stronie rozdziału o psychiatrii sądowej zawsze czytamy, że
„wymaga od lekarza dodatkowego specjalistycznego przygotowania i znajomości
przynajmniej podstawowych zasad prawnych”. To zdanie napisał Gierowski i
Heitzman w „Psychiatrii” U & P 2003, tom 3, s. 429.
To ma na celu zniechęcić innych psychiatrów od wtrącania się do ich
ogródka. W rzeczywistości
Gierowski i Heitzman mają zerowe
pojęcie o prawie karnym. No może nie do końca. Bo doskonale wiedzą, jakie
„opinie” od nich oczekują sądy i jakie ogólniki powiedzieć w sądzie,
aby ich opinia wydawała się fachowa. I jaki maksymalny rachunek wystawić za
„fachową” opinię, aby sąd im ten rachunek zapłacił. U mnie za 150 stron
bełkotu, w
którym „biegli” przepisali najpierw część materiału z akt, a później
wszystko tłumaczyli moją „głęboko zaburzoną osobowością”, powtórzoną
1.000 razy i ubarwioną jakimiś ogólnikami przepisanymi z różnych książek
w stylu: „ludzie zachowują się tak lub inaczej” i za to otrzymali ponad
13.000 zł. (trzynaście tysięcy !!!).
Czytamy
np. w ww. Psychiatrii tom 3 (powtórzmy – autor Gierowski i Heitzman) na str.
432, że są dwa możliwe kryteria utraty poczytalności. Mówiąc w
uproszczeniu – można być niepoczytalnym z powodu np. choroby psychicznej,
albo jako reakcję na skutek ostrego lub przewlekłego stresu. Gdy mamy do
czynienia z tym drugim przypadkiem, to oznacza wówczas, że osoba całkowicie
zdrowa psychicznie musi zostać uniewinniona, a nie można jej zamknąć
w szpitalu, bo nie jest chora psychicznie. W efekcie podanie takiej prawdy byłoby nie do przyjęcia
przez polskie „sądy”, całkowicie zależne żądnej krwi, igrzysk i wódki
ulicy.
Analizowałem
książkę Heitzman „Stres w etiologii przestępstw agresywnych” U.J. 2002. W
rozdziale XI „omówienie wyników” możemy przeczytać jakie „wyniki”
diagnoz psychiatrycznych ma Heitzman. Otóż NIGDY nie stwierdził on
niepoczytalności na skutek stresu, co w konsekwencji spowodowałoby odzyskanie
wolności przez sprawcę. Niepoczytalność stwierdził Heitzman tylko w jednym
przypadku (ibidem s. 203) i jednocześnie
zalecił tą jedną osobę zamknąć w szpitalu psychiatrycznym.
W
prawie wszystkich pozostałych przypadkach Heitzman „zdiagnozował” znacznie
ograniczoną poczytalność („91,4 % miało znacznie
ograniczoną poczytalność” Heitzman, 2002 s. 196), co w praktyce dla
sądu kompletnie nic nie znaczy. U mnie także „zdiagnozował” Heitzman i
Gierowski to samo (pozostałe 3 biegłe były takimi samymi figurantami, jakimi
są ławnicy w sądach: 80 letnia staruszka i dwie młode dziewczyny, które żyją
ze zlecania im „udziału” w badaniach, a dokładniej w udziale z sypiących
się pieniędzy za „opinie”). Jak
widać nawet przy „diagnozie” znacznie ograniczonej poczytalności można było
mi dać dożywocie. Kolejnym standardem „opinii” Heitzmana jest
„diagnoza” „nieprawidłowej osobowości”. A we wszystkich „opiniach”
Heitzmana brał udział J. K. Gierowski (ibidem, s.176).
Praktycznie u każdego badanego „diagnozował” Heitzman te
„zaburzenia osobowości”. Co
ciekawe, to w książce prof. Ackermana „Podstawy psychologii sądowej” GWP
2005 (recenzja J. K. Gierowski – s. 4) możemy
przeczytać, że „trafienie do więzienia: gniew, lęk, depresja, ogromny
stres tworzy mieszankę skutkującą prawie w 100% zaburzeniami zachowania”
(s.123), ale jak widać potrzeba wydać ponad 13.000 zł, aby dowiedzieć się
od Heitzmana i Gierowskiego, że ludzie zamknięci w więzieniach zachowują się
inaczej („nieprawidłowo”), niż na wolności.
Można w opiniach też stwierdzać, że ryby wyrzucone z morza na piasek
zachowują się „nieprawidłowo”. Za
kolejne 13.000,- zł.
Jakie
są powody, dla których Heitzmanowi nigdy nie udało się zdiagnozować
przypadku, że ktoś zdrowy psychicznie na skutek ekstremalnego stresu popełnił
czyn zabroniony, ale z powodu chwilowej niepoczytalności powinien zostać
uniewinniony i pójść do domu ?
a.)
nie ma takiego przypadku w rzeczywistości (istnieje tylko w
zagranicznych podręcznikach, z których Heitzman i Gierowski przepisują swoje
plagiaty),
b.)
są takie przypadki, ale zleceniodawcy Heitzmana (sądy i prokuratury)
nie życzą sobie takich opinii.
Nigdy
nie spotkałem się z opinią psychiatryczną, w której byłaby rzetelna
analiza osoby, a nie zabawa w „sądzenie” przez „biegłych” oskarżonego.
Nigdy nie ma podanych konkretnych kryteriów i konkretnych DOWODÓW na
wyniki ich „opinii”. A te
opinie bazują na jakichś zupełnie archaicznych „testach” i na ich „doświadczeniu”.
Chciałem zapytać w sądzie, jakie KONKRETNE kryteria „spełniam” do
zdiagnozowania u mnie tych wszystkich „zaburzeń osobowości”, jakie są na
te kryteria konkretne dowody, ale usłyszałem, że „dowodem” jest
posiadanie przez Gierowskiego „legitymacji nr 1 jakiegoś towarzystwa” oraz
„doświadczenie” Heitzmana. W ten sam sposób nie byłbym w stanie udowodnić,
że równie trafna „diagnoza” moich biegłych z U.J., że np. zdiagnozowali,
że jestem wielbłądem – też nie miałaby żadnych szans na podważenie.
Gierowski
oświadczył w sądzie, że to, iż nauczyłem się najnowszej psychiatrii,
neurologii i prawa w więzieniu, stanowi „utrudnienie” w diagnozowaniu mnie.
Zawsze uważałem, że solidna wiedza jest konstruktywna i pożyteczny. Gdy
przeczytałem
w 2003 roku wyrok
SN 2000.11.06
IV KKN 477/99
LEX nr 51136 :
„Całkowita
dyskwalifikacja dowodów z opinii biegłych wymaga uprzedniego wykazania,
że były one oparte na błędnych przesłankach, nie
odpowiadają aktualnemu stanowi wiedzy w danej dziedzinie lub są sprzeczne z
zasadami logicznego rozumowania. … realna możliwość zakwestionowania
należytego poziomu tych wiadomości specjalnych również
wymaga odpowiedniego zasobu wiedzy specjalistycznej.”, to postanowiłem tą
wiedzę samemu zdobyć. Ale dla biegłych i sądu jest to „dowód” na moją
„psychopatię”.
Pierwszą
książkę otrzymałem w dniu: 14.05.2004.
Była to „Osobowość a ekstremalny stres ”
Strelau Jan, GWP
2004 . Z załączonego
do tej książki katalogu wydawnictwa GWP.PL sukcesywnie nabywałem kolejne podręczniki.
Gierowski stwierdził, że dzięki tej wiedzy uzyskanej z książek
„naginam” fakty. Jest to niemożliwe,
bo wszystkie swoje analizy opieram wyłącznie na protokołach zeznań
uzyskanych w dniu tragedii - 27.09.2001 (policjanci, świadkowie, lekarze, moje
zeznania) lub w najbliższych dniach po tragedii. Absurdem jest stwierdzenie
Gierowskiego, że wiedza uzyskana z książek (wydanych w
większości dopiero w latach 2003 – 2005), które otrzymałem do więzienia
dopiero po zezwoleniu sądu
z maja 2004 roku (!!!) mogła mieć wpływ na jakiekolwiek zeznania złożone
zaraz po tragedii. To nie ja
„wymyśliłem sobie” zaburzenia stresowe, tylko o
tym przeczytałem w moich aktach wiosną 2003 roku (gdy dostałem do nich dostęp
pierwszy raz w więzieniu). Diagnoza „ostra reakcja na stres” pierwszego
lekarza psychiatrii, który miał ze mną kontakt po tragedii nic mi nie mówiła
do maja 2004 roku !
Co ciekawe, to Gierowski powiedział, że „jestem osobą wyjątkowo
inteligentną”, a tym samym niebezpieczną i do końca życia powinienem
przebywać w więzieniu. (oczywiście jest to odciążenie sędziego
apelacyjnego Dziubana i jego pozostałych 4
kolegów z mojego składu od odpowiedzialności za niesprawiedliwy wyrok, bo
skoro „biegły” coś „stwierdził”, to już można mnie skazać na dożywocie).
Otóż
myślę, że jest to przesada z tą moją „niebezpiecznością” dla sędziów
i biegłych. Choćby niewiadomo jak
inteligentny człowiek się pojawił w Polsce i wykazał to, co jest faktem, że
te całe opiniowania psychiatryczne to jedna wielka lipa, a polskie sądy to
mafia w Orwellowskim stylu, to i tak w tym kraju nic się nigdy nie zmieni. W
grudniu 2005 roku trzech biegłych psychiatrów publicznie oświadczyło, że większość
opinii psychiatrycznych to totalna lipa. W efekcie jeden z nich przestał być
dyrektorem szpitala psychiatrycznego, a mafia pozostałych „biegłych” sądowych
zareagowała tak skutecznie, że ci uczciwi ludzie do dzisiaj żałują swojej
prawości. Witamy w Polsce.
Jestem
pewien, że gdyby nawet sam Jezus Chrystus zstąpił dzisiaj do Polski, to nie
byłby w stanie oczyścić tego szamba, jakim jest polski
wymiar „sprawiedliwości”.
Jest
jeszcze jedna ciekawa kwestia. J. K. Gierowski – profesor z U.J. stwierdził,
że jestem „niebezpieczny”, bo jestem inteligentny i nauczyłem się
psychiatrii. Nie jest to novum, bo np. w dniu 06.11.1939 roku hitlerowcy wywieźli
183 profesorów do obozów koncentracyjnych (vide: Sonderaktion Krakau). Zawsze
intelekt i wiedza stanowi zagrożenie. Szczególnie, gdy oszustom grozi
zdemaskowanie.
Gierowski
stwierdził, że skoro uważam się za poszkodowanego całą tragedią, to „mógłbym
się zemścić”. Jest to także
znany sposób myślenia. Z tego samego powodu
67 lat temu ludzie myślący tak samo, jak dzisiaj Gierowski „usunęli”
„możliwość zemsty” w Katyniu, Ostaszkowie i Starobielsku. Jeżeli ktoś
wbije nam nóż w plecy i do tego zdaje sobie z tego sprawę, to w pojęciu
wielu ludzi (oficerowie NKWD, esbecki oficer Szczygieł, Gierowski, krakowscy sędziowie,
etc.) „może być niebezpiecznym”.
„Biegli”
wyręczyli sąd w ocenie, czy faktycznie zostałem skrzywdzony przez filozofa i
sędzię Błasiakową, gdy po 7 latach agresji i usiłowania odebrania mi całego
mojego dorobku życia – mojego mieszkania, gdy po wyroku sądu I instancji, który
stwierdził, że moje mieszkanie jest moje (i w końcu będę mógł się
wyprowadzić z tego piekła) przyszedłem
do sądu 27.09.2001, aby formalnie zakończyć tą chorą sprawę o MOJE WŁASNE
MIESZANIE.
Biegły
specjalista od psychologii, posiadacz „legitymacji nr 1 towarzystwa biegłych
psychologów sądowych” - prof. Gierowski w dniu 04.07.2006 w sądzie wyjaśnił:
„Biegli nie tak samo traktują przeżywaną krzywdę jak oskarżony. Nie
intensyfikują tej krzywdy jak czyni to subiektywnie oskarżony”.
To
też nie jest jakieś nowe spostrzeżenie. 70 lat temu jakiś NKWD-dysta Josif
Gierowskij też „nie intensyfikował subiektywnej krzywdy”, gdy zabierał kułakowi
i burżujowi cały jego majątek. W NKWD też „nie tak samo
przeżywali krzywdę”, jak ich ofiary.
Albo
gdy 60 lat jakiś Johann Heitzman
zabierał Żydowi jego mieszkanie w Berlinie. Taki Heitzman też „nie tak samo
przeżywał krzywdę” i „nie intensyfikował subiektywnej krzywdy” jakiegoś
Żyda, któremu zabierano w bandycki sposób wszystko, co posiadał w życiu i
wysyłano do Oświęcimia.
Być może jednak słusznie Sąd Apelacyjny zapłacił (z moich pieniędzy, które
mi i tak wcześniej w całości zabrano) za tak mądrą i trafną opinię
Gierowskiego i Heitzmana.
W
dniu 13.01.2006 podwładna doc. Heitzmana – dr Małgorzata Opio powiedziała
mi, że Heitzman potrzebuje oparcia wśród innych psychiatrów, bo niedawno
został kierownikiem Kliniki Psychiatrii Sądowej w Warszawskim IPiN. Teraz to
Klinika Heitzmana zajmuje 6 pokoi w parterowym baraku. Ale Heitzman
oczekuje, że zostanie niedługo profesorem i
Instytut wybuduje mu się „prawdziwą klinikę – na co najmniej 2.000 m2,
z własnymi lekarzami, oddziałami do obserwacji, z oddziałami
detencji (czyli bezterminowego umieszczenia pacjentów)”. Analizując
statystykę swoich „diagnoz” Heitzman w swojej książce podał, że tylko
jeden raz stwierdził niepoczytalność i zalecił detencję.
Zapewne gdy wybuduje się tą klinikę Heitzmanowi „na co najmniej
2.000 m2”, to Heitzman będzie częściej „rozpoznawał”
niepoczytalność i zlecał detencję. Puste ZOO nie jest tak atrakcyjne, jak ZOO wypełnione
człekopodobnymi zwierzętami.
Straszny
kraj, ta cała Polska. Tutaj
istnieje tylko jedna możliwość uniknięcia tego całego szamba.
Trzeba wyjechać na zawsze z Polski i nigdy nie powrócić do tego przeklętego
kraju sprzedajnych, pazernych i zawistnych kundli. Tutaj nic się nie zmieniło
po upadku komunizmu. PRL nadal żyje w zdegenerowanych mózgach sędziów
niezawisłych inaczej, lekarzy sądowych biegłych inaczej. I nigdy nic się nie
zmieni.
Reasumując:
Biegli sądowi w Polsce to dyspozycyjne kundle, którzy wydają fałszywe
i pseudofachowe opinie, byle takie, które oczekują od nich ich
zleceniodawcy, czyli sądy lub prokuratury. Za sowite wynagrodzenia sądy dostają
merytorycznie identyczne i bezwartościowe gotowce od „biegłych”. Wszystkie
„opinie” to taki sam bezwartościowy szmelc o „nieprawidłowej osobowości”
i „znacznie ograniczonej poczytalności”. A to kompletnie nic nie znaczy dla
sądów. Jest tylko „podkładką” do skazywania. Za to sądy czują się
zwolnione z jakiejkolwiek odpowiedzialności za swoje wyroki. Dzięki „biegłym”
i „immunitetowi” od wszelkiego draństwa umywają ręce. Jak
2.000 lat temu Piłat[16].
POLSKIE
ARESZTY
Postaram
się przedstawić, jak wyglądają te miejsca, gdzie całymi latami stosuje się
„środki zabezpieczające” „prawidłowy” proces, czyli polskie areszty
śledcze.
Teoria
jest piękna.
Konstytucja
RP: Art. 42 ust. 2: Każdy, przeciw komu prowadzone jest postępowanie karne, ma
prawo do obrony we wszystkich
stadiach postępowania.
Art. 42 ust. 3: Każdego uważa się za niewinnego, dopóki jego wina nie
zostanie stwierdzona prawomocnym
wyrokiem sądu.
A
w praktyce dzisiaj to wyglądają te gwarancje konstytucyjne, jak „prawo”
obywateli dawnej NRD do swobodnego wyjazdu do RFN.
Przez
pięć lat, do dnia 12.07.2006 (wyrok prawomocny) byłem osobą, która realnie
została pozbawiona nie tylko wolności, ale też i jakiejkolwiek możliwości
obrony. Trafienie do tymczasowego
aresztu jest w praktyce zamknięciem człowieka w trumnie. Gdy nie ma się poza
murem więzienia osób, które będą się starały pomóc człowiekowi, to jest
się z góry skazanym na wyrok.
W
pierwszym okresie decydentem ludzkiego życia staje się prokurator. Nie ma
kompletnie żadnej kontroli nad tym, co taka osoba wyprawia z człowiekiem. Na
życzenie filozofek przekazano moje śledztwo prokuratorowi z Przemyśla –
Marcie Pętkowskiej. Byłem przetrzymywany cały rok w więzieniu w Przemyślu,
kompletnie odizolowany od świata. Prokurator Pętkowska jest osobą znaną w
przemyskim więzieniu bardzo dobrze. Przemyśl to w końcu małe miasto. Pani prokurator okręgowa Marta Pętkowska prowadzi z bratem
Bogdanem Pętkowskim (znanym w Przemyślu, jako „Łysy”) „Night Club” w
Przemyśli przy ul. Kazimierza Wielkiego (stan na 2002 rok). Dzięki ochronie Pętkowskiej,
Night Club zatrudnia ukraińskie prostytutki.
W pierwszym tygodniu czerwca 2002 roku Pętkowscy kupili (od Pawła Stadnika „Buhaj” i Artura Sienkiewicza „Gadżet”)
ok. 17 letnią Ukrainkę za 2.500,- zł. Gdy Ukrainka zorientowała się, że
nie tylko ma wykonywać striptiz, to uciekła od Pętkowskich. Wtedy prokurator
Pętkowska poprosiła dostawców o zwrot tych 2.500,- zł. Jak państwo myślicie
? Oddali pieniądze Pętkowskiej, czy też nie ?
Czasami
na samym dole, w więzieniu można zobaczyć wiele faktów, nie do zauważenia
na wolności. Że pijana prokurator Marta Pętkowska ok. 06.07.2002 wjechała w
barierki na skrzyżowaniu ul. Smolki i Dworskiego w Przemyślu, że pod koniec
2001 roku pijana prok. Pętkowska spowodowała wypadek z rannymi, o czym nawet
pisały gazety. Że Night Club Pętkowskich w Przemyślu nie podlega kontroli, a
posiada 8 automatów do hazardu – formalnie u Pętkowskich gra się na żetony,
a te „po wygraniu” są wymieniane na pieniądze przy bufecie (lato 2002 roku), że żaden
policjant nie skontroluje handlu narkotykami w lokalu będącym współwłasnością
prokuratora okręgowego w Przemyślu. Prokuratorzy to ta sama mafia sądowa. Też
mają pełny immunitet[17]
od wszelkiego (swojego) draństwa.
A
jak prowadzi swoje śledztwa Pani prok. Pętkowska ?
Jak INNYM wymierza sprawiedliwość ?
Opiszę moje śledztwo Pętkowskiej.
Pomimo
diagnozy lekarza pogotowia, którego wezwali do mnie policjanci w dniu tragedii
tj. 27.09.2001, że jestem w szoku, po ciężkim stresie, pomimo opinii sędziego
(Jarosław Gaberle), który wystawiając mi postanowienie tymczasowego
aresztowania w dniu 28.09.2001 napisał że nie kontroluję swojego zachowania,
pomimo diagnozy ordynatora psychiatrii dr S. Teleśnickiego z dnia 30.09.2001
– „ostra reakcja na stres”, pomimo próby samobójczej z dnia 01.10.2001
– prokurator Pętkowska skierowała mnie do opiniowania psychiatrycznego po
… roku od tragedii !!! Równie
sensownie można badać u kierowcy krew na zawartość alkoholu rok po wypadku.
Prokurator
Pętkowska przesłuchiwała mnie dwa razy. Pierwszy raz w Areszcie Śledczym w
Krakowie 4 miesiące po zdarzeniu, gdy byłem jeszcze w szoku.
Nie chciałem zeznawać pod nieobecność adwokata, ale zaszantażowała
mnie Pętkowska, że nikomu nie wyda zgody na odwiedzenie mnie w więzieniu. Więc
zgodziłem się. Prosiłem o przesłuchanie
kilku świadków, ale Pętkowska powiedziała, że żadnego mojego świadka nie
dopuści. I tak faktycznie było do samego „wyroku” po
5 latach. Nie przesłuchano żadnego świadka obrony.
Drugi
raz przesłuchiwała mnie Pętkowska podczas „obserwacji” w Jarosławiu
latem 2002 roku. Zadała mi
pytanie: „Dlaczego ja zatruwałem życie filozofowi?”, a gdy odpowiedziałem,
że to nie ja im utrudniałem życie, tylko oni mnie, to wówczas Pętkowska
powiedziała: „No to miałeś powód
do zemsty. Zostaniesz oskarżony o zabójstwo z zemsty”. I to było całe „śledztwo”.
Gdy
na drugiej rozprawie w sądzie I instancji ( 20.03.2003) wniosłem o przesłuchanie
moich świadków i przeprowadzenie zawnioskowanych przeze mnie dowodów, to sędzia rejonowy Maczuga je wszystkie oddalił, bo …
„wszystko już zostało ustalone w śledztwie[18]”
!!! Więc cały „proces”
był zbyteczny.
Praktycznie
tymczasowe aresztowanie uniemożliwia jakąkolwiek realną obronę.
Prokurator robi, co tylko chce. Jak za dawnych dobrych czasów w Feliksa
Dzierżyńskiego.
Żeby
pokazać, jak przeprowadzono moje „śledztwo” i „proces”,
posłużę się przykładem. W
dniu 27.09.2001 roku zastrzeliłem 3 osoby. To jest fakt.
W 1945 roku alianccy lotnicy dokonali nalotu dywanowego na Drezno,
podczas którego zginęło ok. 135 tys. ludzi, w tym dziesiątki tysięcy małych
dzieci i kobiet oraz zniszczone zostało 80 % zabudowań miejskich. I to też
jest fakt. A teraz proszę sobie wyobrazić, taką sytuację, że lotnik
uczestniczący w tym nalocie zostaje aresztowany w kraju, w którym nikt nie wie
o II wojnie światowej.
Przez
cały czas jego aresztowania, a później „śledztwa” trwa w mediach potężna
nagonka, że jest mordercą tysięcy niewinnych dzieci w Dreźnie.
Przychodzi
do niego do więzienia prokurator Pętkowska i pyta się go, dlaczego atakował
Niemców. A on odpowiada, że to było
dokładnie odwrotnie, bo to Niemcy zaatakowali aliantów.
Wtedy prokurator odpowiada: „to znaczy, że miałeś powód do zemsty.
Będziesz oskarżony o morderstwo drezdeńskich dzieci w 1945 roku z zemsty.” Przez cały „proces” pokazywane są w mediach zdjęcia kalekich
dzieci z Drezna i wypowiadają się wyłącznie
poszkodowani mieszkańcy Drezna (ich najbliżsi),
którzy opowiadają, że jacyś bandyci przylecieli nagle samolotami i
zbombardowali Drezno. I to wszystko jest przecież prawdą – faktem. Jacyś świadkowie
z Drezna opowiadają, że „mieli przecież prawo do Gdańska, do Warszawy, do
Londynu”, „bo w księgach
wieczystych w Berlinie nikt nie wpisał, że Warszawa to własność Polski, a
nie Niemców”. A ten oskarżony lotnik nie może powołać żadnego światka,
uniemożliwia mu się nawet złożenie jego własnych zeznań. Trafia ten człowiek
do opiniowania do jakiegoś psychiatry z Drezna, dr Heitzmana, który stwierdza,
że całe tragiczne bombardowanie Drezna, jest spowodowane „nieprawidłową
osobowością” tego lotnika. A „dowody” na tą „diagnozę”?
Jakiś świadek podał, że ten lotnik rok przed zbombardowaniem Drezna
„zestrzelił” bogu ducha winnego lotnika niemieckiego, który akurat
przypadkiem latał swoim meserszmitem nad Londynem. A okoliczność, że do
agresji Niemców ten lotnik aliancki przez całe swoje 41 letnie nigdy nikogo w
życiu nie uderzył, żył spokojnie i uczciwie – to jest nieważne.
Ważne jest tylko jedno. Zbombardowane Drezno.
Oczywiście
nie da się zafałszować całkowicie genezy II wojny światowej i kto do niej
doprowadził. W sytuacji, gdy
perfidne filozofki wykańczały tylko mnie, gdy oni nie chcieli zająć całego
Krakowa, a „tylko” mieli „prawo” do mojego mieszkania, gdy z sali wykładowej
U.J. grzmi prof. Jan Woleński o aniołach Rojszczakach, gdy
w mediach wypowiada się chory z pazerności na moje mienie – Marian
S., esbek i oficer Milicji Obywatelskiej w latach 1966-1985 „po studiach prawa
na wyższej szkole przy KC PZPR” (jak to sam zeznał w sądzie w 2003 r.), to
„wszystko” jest jasne.
Tak samo uczciwym jest „proces” odszkodowawczy, w którym zasądza się cały
majątek tego lotnika, jako odszkodowanie za zbombardowanie Drezna.
Niemożliwe
? W przypadku wielkiej skali
tragedii – na pewno TAK. Ale w moim przypadku tak się właśnie stało !!!
W polskich zdegenerowanych sądach wszystko jest możliwe.
Każde draństwo, każde kłamstwo, każde świństwo.
Ze świetnej książki „Przemoc, uraz psychiczny i powrót do równowagi”
profesor psychiatrii z Harvardu Herman Judith Lewis,
GWP 2004 (ISBN
83-87957-92-5), dowiadujemy się, jak taki „mały” domowy terror działa:
Str.12 -
mały tajny obóz koncentracyjny à
domowy despota
s. 44 - uraz psychiczny jest przypadłością bezsilnych
s. 45 - uraz psychiczny gdy: zaskoczenie, brak możliwości ucieczki àb
ezradność i przerażenie,
uraz gdy nie ma szans oporu lub
ucieczki, następuje przeciążenie
całego systemu nerwowego
s. 48 - trauma – przerasta
cały system nerwowy
s. 53 - zupełna bezsilność à
ucieczka od stresu à
system samoobrony się całkowicie
załamuje
s. 68 - gdy
druzgocące wypadki à
osobowość nie ma znaczenia, nie
ma osoby odpornej na wstrząs, gdy zdarzenia przekroczą granice
s. 85 - domowa niewola à trudniej zauważalna i niewidzialna
-------------------------------------------------------------------------
Praktycznie
tymczasowe aresztowanie przez sędziego jest tylko formalnością, gdy
prokurator złoży stosowny wniosek. Bardzo wielu ludzi pokazywało mi
postanowienia o aresztowaniu. „Wszystko” uzasadnia ten rzekomo „wyjątkowy”
środek. Np. „zagrożenie
wysoką karą”. Co to oznacza w
praktyce ?
Jeden
współwięzień kupił (na wolności) telewizor wartości 1.000,- zł. Kupując
wziął na niego kredyt (podając swój własny dowód osobisty).
Gdy nie spłacał kredytu bank zgłosił „oszustwo”.
Za pieniędzmi prywatnego banku (włoskiego) rusza cały aparat ścigania.
Na koszt skarbu państwa (ewentualnie później obciążając „przestępcę”).
Oszustwo jest zagrożone karą od 6 miesięcy do 8 lat. Samo „zagrożenie”
karą (jej górną granicą) 8 lat lub więcej powoduje tzw. „samoistną przesłankę”
do zamknięcia człowieka w więzieniu. A
w polskim skrajnie restrykcyjnym kodeksie karnym praktycznie wszystkie przestępstwa
są zagrożone karami, których górna granica wynosi co najmniej 8 lat.
Wystarczy jakiekolwiek pomówienie ze strony życzliwego sąsiada, że ktoś
został oszukany i prokurator zamyka człowieka do więzienia.
Jak
sądy „uzasadniają” areszt, to pozwolę sobie przytoczyć kilka z tych
przypadków, które sam na własne oczy czytałem. Przedstawiam przykłady sędziowskiej
schizofrenii.
„Aresztowanie jest zasadne, bo podejrzany jest osobą majętną i może
uciec za granicę, bo go na to stać.”
„Aresztowanie jest zasadne, bo podejrzany nie posiada żadnego majątku i może
uciec za granicę, bo nic go
w Polsce nie trzyma.”
„Podejrzany przyznał się do zarzucanego czynu, więc areszt jest zasadny, bo
może mu zostać wymierzona wysoka kara.”
„Podejrzany nie przyznał się do winy, więc areszt jest zasadny, bo może
mataczyć, aby uniknąć kary.”
Albo
przykład z uzasadnienia wieloletniego aresztowania mojego znajomego J.M., który
pisał mój sędzia Maczuga: „Posiadanie małych dzieci przez oskarżonego
nie jest żadną przeszkodą, bo można przecież oddać dzieci do domu dziecka
lub do rodziny zastępczej”. Na
marginesie: J.M. został skazany przez Maczugę na 9 lat więzienia za
narkotyki, których nie posiadał !!! Jedynym „dowodem” były pomówienia.
Niestety mało kto jest sądową Zytą Gilowską.
Przebywałem
w celi wspólnie z jednym „baronem” paliwowym ze szczecińskiej spółki BGM.
Po 2 latach więzienia i 2 latach „śledztwa”, które prowadził
prokurator Marek Wełna ten 44 letni mgr inż. J.B. był w takim stanie
psychicznym, że na wszystkie pytania prok. Wełny odpowiadał „tak”, zanim
usłyszał treść pytania. Cały
dzień ten człowiek wymiotował z nerwów i praktycznie był krok od tego, aby
się powiesić. Prokurator Wełna szantażował go ujawnianiem jego rodzinie całkowicie
prywatnych jego spraw, jeżeli nie będzie zeznawał.
Gdy tydzień trzyma się pozbawionego wolności w jakiejś piwnicy syna
biznesmena i żąda się okupu za wypuszczenie człowieka, to jest to przestępstwo
zagrożone wysoką karą pozbawienia wolności.
Jeżeli
prokurator Wełna dwa lata trzyma człowieka w polskim więzieniu
– w nieludzkich warunkach, aby szantażem wymusić zeznania, to
wszystko jest w porządku. Witamy w
Polsce.
Po
wymuszonych zeznaniach przez prok. Wełnę – dosłownie na 2 dzień telewizja
TVN wyemitowała program, w którym prok. Wełna podawał „rewelacje” o
jakichś kontach w Szwajcarii
prezydenta Kwaśniewskiego, jako „wynik” śledztwa w sprawie mafii
paliwowej. Zapytałem się więc mojego współwięźnia, kiedy i gdzie widział
te rzekome konta i przede wszystkim po czym poznał, że mają one związek z
prezydentem. J.B. odpowiedział mi, że żadnych „kont” prezydenta na oczy
nie widział, jak i nawet nigdy w
życiu nie spotkał Kwaśniewskiego. Ale już więcej nie wytrzyma w więzieniu,
a prok. Wełna obiecał mu odzyskanie wolności za zeznania, jakie on oczekuje.
I faktycznie po tych „rewelacjach”, po 2 latach pobytu w więzieniu,
po tym jak zaczął odpowiadać na wszystkie możliwe pytania prokuratora
„tak”, J.B. odzyskał wolność.[19]
Teoretycznie
kodeks postępowania karnego nakazuje szczególny pośpiech w śledztwie, gdy człowieka
pozbawi się wolności.
W
praktyce wszystkie śledztwa stają w miejscu, gdy tylko prokurator zamknie w więzieniu
podejrzanego. Więzienie w Polsce to podstawowy środek wymuszania zeznań przez
prokuratorów i sądy, a nie żaden „środek zapobiegawczy”. Co
najwyżej jest to „środek zapobiegawczy” ale przed jakąkolwiek realną
obroną człowieka.
Teoria:
Art. 265 kpk : Okres tymczasowego aresztowania liczy się od dnia zatrzymania.
Art. 263 § 1 kpk : W postępowaniu przygotowawczym sąd, stosując tymczasowe
aresztowanie, oznacza jego termin na okres nie dłuższy niż 3 miesiące.
(dotyczy to pierwszego aresztowania, które można przedłużać).
Aresztowanie
liczy się w całych dniach. Oznacza to, że jeżeli osoba zostanie zatrzymana
przez policję np. w dniu 07.09.2006 o godz. 23.oo, to dzień 07.09.2006 jest
pierwszym dniem faktycznego pozbawienia wolności. Zgodnie z prawem pierwszy
areszt 3 miesięczny kończy się w takim przypadku w dniu 06.09.2006
(najpóźniej o godz. 24.oo), a nie w dniu 07.09.2006 !!!
Jeżeli kupujemy tygodniowy program TV (7 dniowy), to jest on od np. piątku włącznie,
do następnego czwartku włącznie (a nie do następnego piątku włącznie, bo
wtedy taki program zawierałby 8 dni).
Jeżeli ktoś ma przebywać w więzieniu np. 7 dni i pierwszym dniem pozbawienia
wolności jest poniedziałek (włącznie), to powinien opuścić więzienie najpóźniej
w niedzielę.
A jak w praktyce sądy stosują tymczasowe aresztowanie na okres „nie dłuższy,
niż 3 miesiące” ?
Tak to wygląda w 9 na 10 przypadków: Osoba
jest zatrzymywana przez policję np.w dniu 07.09.2006 i trafia do policyjnej
izby zatrzymań. Na drugi dzień – 08.09.2006 trafia do sądu i sąd wydaje
postanowienie o tymczasowym aresztowaniu – najczęściej do 08.12.2006 (!!!).
A okres 3 miesięcy upływa w dniu 06.12.2006 !!!
Oznacza to, że prawie we wszystkich przypadkach sędzia przekracza
dopuszczalny areszt o 1 lub 2 dni.
Zgłaszałem ten błąd do Sądu Apelacyjnego w Krakowie, gdy sędzia Maczuga
przedłużył mój areszt powyżej dopuszczalnego limitu i Sąd Apelacyjny w
Krakowie przyznał mi rację (30.07.2003, II AKz 303/03), dokonując korekty
zbyt długiego (wg art. 263 kpk) tymczasowego aresztowania Maczugi. Ale
nikt o tym nie wie. Sędziowie nadal wydają postanowienia o tymczasowym
aresztowaniu niezgodnie z prawem. Zbyt długo !
Najważniejsze jest tylko „dobro wymiaru sprawiedliwości”.
Gdyby
zwykły człowiek pozbawił bezprawnie innego człowieka wolności na 1 lub 2
dni, to podlega karze pozbawienia
wolności do lat 5. Gdy sędzia wydaje postanowienie
o pozbawieniu człowieka wolności 1
lub 2 dni (dłużej) wbrew ustawie, to wszystko jest
w porządku. „Wszyscy są wobec prawa równi” (art. 32 ust. 1
Konstytucji RP). Witamy w Polsce.
WIĘZIENIA
W POLSCE
Polskie
więzienia są infrastrukturalnie przygotowane na ok. 20.000 więźniów
(zgodnie z minimalnymi
standardami europejskimi). A
przebywa w nich prawie 90.000 osób.
Polska „norma” przewiduje „nie mniej niż 3 m2 powierzchni mieszkalnej na 1 więźnia” (art. 110 § 1 k.k.w.). Więzienna prycza ma wymiary 1,90 x 0,80 m, co daje powierzchnię 1,5 m2. Prycze są umieszczone dwu lub trzypiętrowo. Powierzchni w celach jest tak mało, że nie da się nawet rozłożyć na całej powierzchni celi prycz na podłodze, bez ich piętrowego rozmieszczenia. W efekcie realna powierzchnia mieszkalna to może wynosi te 1,5 m2 na 1 osadzonego lub jeszcze mniej. W celi, gdzie aktualnie przebywam, po odliczeniu powierzchni zajmowanej przez prycze, stolik i taborety na 1 więźnia pozostaje ok. 1 m2 wolnej podłogi (słownie – jeden metr kwadratowy). I w takich nieludzkich warunkach trzyma się ludzi zamkniętych 23 godziny na dobę.
Pobyt więźniów reguluje
kodeks karny wykonawczy. Ale w praktyce to od poziomu intelektualnego oraz
chwilowego kaprysu dyrektora więzienia zależy, jak stosuje się ten kodeks.
W więzieniu w Pińczowie głównym dyrektorem jest od roku kapitan
Krzysztof Drop. Ten człowiek rozumie kodeks w ten sposób, że prawa więźniów
zapisane w ustawach to „nagrody”, a
ludzie przebywający w więzieniach powinni mieć takie same warunki do życia,
jak małpy w ZOO. Kodeks stanowi, że posiadanie w więzieniu telewizorów i
radioodbiorników to „prawo” więźnia.
Ale nie dla dyrektora Dropa. Radia nikt nie może posiadać, a posiadanie
własnego telewizora to jest „nagroda”. Kodeksowo wolno posiadać środki
higieny osobistej. W każdym dotychczasowym więzieniu posiadałem swoją
elektryczną golarkę. Ale w Pińczowie dyr. Drop nie zezwala na to. Poziom
higieny ustala dyr. Drop. Jedyną wykonywaną funkcją dyrektora pińczowskiego
więzienia Krzysztofa Dropa jest karanie i poniżanie więźniów. Wszelkie
„wnioski” karne są zawsze w ciemno akceptowane. Za to wszelkie obowiązki
ustawowe dotyczące dyr. Dropa – nie istnieją. Nie istnieją dla Dropa ani ogólne
przepisy – jak np. art. 4 kkw, zakazujący poniżającego traktowania
skazanych. To, jak dyr. Drop „realizuje” ten zakaz poniżania ludzi w
praktyce trudno nazwać nawet „poniżaniem” więźniów. Jest to bardziej
zakres oceny psychiatrycznej tego człowieka. Niestety w więzieniu nie mamy tej
możliwości technicznej, jaką posiada posłanka Samoobrony Renata Beger lub
Adam Michnik, aby nagrać zachowanie tego człowieka i wysłać nagranie do mediów.
Nakazy szczegółowe także nie dotyczą tego dyrektora.
Dla przykładu, rozporządzenie M.S. z 25.08.2003 (Dz.U.03.152.1493)
w § 3 ust. 2 nakazuje wizytowanie cel przez dyrektora „co najmniej raz w
miesiącu”. Jestem już 7 miesiąc w pińczowskim # i nigdy nie widziałem dyrektora Dropa
wizytującego cele. Tak samo, jak
więzienny lekarz okulista pół roku temu wypisał mi receptę na nowe okulary
(tracę wzrok). Do dzisiaj ta recepta „czeka” na decyzję Dropa.
Ale do karania więźniów to Drop zawsze przybiega natychmiast.
W
więzieniu jest się całkowicie bezradnym. Wszelkie skargi do dyrekcji więziennictwa
są zawsze „bezzasadne”, a ich „uzasadnienia” są zawsze tego samego
typu, że „brakuje ziemniaków, ale winni są amerykanie, którzy zrzucili z
samolotów stonkę na polskie kartofle”. Co prawda dotychczas więzienie w Pińczowie
było jednym z normalniejszych w Polsce, ale przykład Dropa na pewno wyda swoje
trujące owoce. Zgodnie z zasadą, że ryba psuje się od głowy.
PRL żyje nadal i na się doskonale także w polskich więzieniach.
Kodeks
karny wykonawczy zezwala n posiadanie przez więźniów komputerów. Niestety
– „za zgodą” dyrektora więzienia. Więc dyr. Drop nikomu nie wydał
nigdy zgody na posiadanie komputera[20].
W końcu kodeks kodeksem, ale zwierzęta, jakimi dla niego są więźniowie –
nie potrzebują przecież nic więcej, niż legowiska i miski jedzenia. Kodeks
zakazuje poniżającego traktowania więźniów (art. 4 k.k.w.). Niestety
wszelkie skargi do nadzoru więziennictwa są zawsze „bezzasadne”. Dlatego
dyr. Drop poniża więźniów, jak tylko potrafi. Więc
dyr. Drop traktuje więźniów, jak właściciel plantacji bawełny
traktuje swoje stado Murzynów w 18-wiecznej Ameryce.
Dotychczas więzienie w
Pińczowie było stosunkowo nowoczesne i strażnicy oraz dyrekcja więzienia
traktowała więźniów w sposób humanitarny. Niestety ryba psuje się od głowy
i za kilka lat rządów dyr. Dropa pińczowskie więzienie stanie się więzieniem
o dzisiejszym standardzie białoruskim.
W
efekcie ludzie wychodzą o wiele gorsi z polskich więzień, niż do tych więzień
trafili. Zamiast w więzieniach np. studiować (wielu by chciało), do czego
dzisiaj np. konieczny jest dostęp do Internetu (teoretycznie art. 105 § 1 kkw
dopuszcza „inne środki łączności”, ale za „zgodą dyrektora” –
czyli nigdy), ale w praktyce to tylko można się nauczyć, jak lepiej kraść,
czy jak wytwarzać narkotyki.
Takie
osoby, jak dyrektor Drop – bezkarne w łamaniu prawa i poniżaniu więźniów
„uczą”, że na wolności można traktować tak samo innych ludzi, byle mieć
poczucie przewagi, władzy i braku konsekwencji prawnych swoich czynów. Polska
zamierza wysłać do Afganistanu 1.000 żołnierzy.
Najlepiej by było, aby dyrektora Dropa – osobę o mentalności
dyrektora sowieckiego kołchozu, uważającego, że komputery i Internet to
wymysł szatana à
wysłać do Afganistanu i tam zrobić go dyrektorem więzienia dla brodatych
Talibów. Tam jego wrzaski, groźby „skopania” więźnia, zakaz posiadania
elektrycznej golarki do brody byłyby całkowicie na miejscu.
Dlaczego znowu Polacy mają robić „porządek” w jakimś
Afganistanie, a do więzienia w Pińczowie nie przyjedzie pies z kulawą nogą
sprawdzić, co tutaj wyprawia wszechwładny dyrektor Drop, a w praktyce chory
psychicznie sadysta z nieograniczoną władzą nad ludźmi ?
Polskie
sądownictwo to straszne, nieprawe szambo, rujnujące skutecznie porządek społeczny
w Polsce. Sądy to żywy relikt bolszewickiego systemu niesprawiedliwości
społecznej. Jest tylko jedna
jedyna możliwość, aby polskie sądy nie zrujnowały ludzkiego życia.
Ten sposób to wyjazd z Polski. Dopóki
normalne państwa Unii Europejskiej nie zamknęły jeszcze swoich granic przed
uciekającymi milionami Polaków z tego Polskiego niezawisłego i praworządnego
raju.
Na
zakończenie chcę powiedzieć uczciwym sędziom, uczciwym prokuratorom
i uczciwym biegłym sądowym, że na pewno są w Polsce uczciwi ludzie.
Postanowiłem wymienić imiennie tych łamiących prawo degeneratów z
polskiego wymiaru sprawiedliwości, z którymi miałem styczność.
MAFIJNI
SĘDZIOWIE I ICH PSY
1.
Hanna Nowicka (dawniej Błasiakowa) – sędzia Sądu Apelacyjnego w
Krakowie. Bezkarny i sprzedajny morderca w todze. Jej wyrok był zapalnikiem do
dalszej tragedii, w wyniku której 3 osoby poniosły śmierć, a dwie rodziny z
3 małych dzieci zostały totalnie zrujnowane.
2.
Sędzia Wojciech Maczuga. Zakompleksiony oszołom, skazujący ludzi na skrajnie wysokie
wyroki, przy równoczesnym całkowitym lekceważeniu prawa. Prawdopodobne
dzisiaj jest już w S.A. w Krakowie
3.
Sędzia Grzegorz Kiełbasa. S.R. Kraków – Śródmieście. Taki sam człowiek,
jak Maczuga.
4.
Sędzia Małgorzata Rzeszut – z Sądu Okręgowego w Krakowie. Była
przewodniczącą mojego „sądu” I instancji.
Dopuściła do zrobienia z mojego „procesu” pokazu średniowiecznej
inkwizycji, a szczytem bezprawia było pozbawienie mnie jakiegokolwiek prawa do
obrony.
5.
Sędziowie z S.A. w Krakowie: Krzysztof Marcinkowski, Wojciech Dziuban (spr.),
Beata Barylak – Pietrzkowska, Ryszard Kałwa, Andrzej Solarz – to koledzy Błasiakowej
/ Nowickiej. Dopuścili do zrobienia takiej samej farsy z polskiej procedury
karnej, jak to zrobił „sąd” Maczugi.
Uniemożliwili mi na jakąkolwiek realną obronę.
6.
Prokurator z Przemyśla – Marta Pętkowska. Z góry przyjęła, że
jestem winny, że motywem czynu była „zemsta” i nie przeprowadziła
jakichkolwiek czynności przemawiających za inną wersją czynu.
7.
„Biegli” sądowi, wszyscy piszący pseudonaukowe „opinie” pod „życzenia”
sądów:
7.1.
Janusz Adamczyk z Jarosławia. Chciał „motywacji”. Nic nie dostał
(ode mnie), to i nic nie stwierdził.
7.2.
Antoni Ferenc z Jarosławia. Podpisał się pod opinią Adamczyka nie mając
ze mną kontaktu podczas 3 miesięcznej „obserwacji”
7.3.
Joanna Birecka z więzienia we Wrocławiu.
Jako wnioski z „badań” (odmówiłem udziału w jej „badaniach”)
przepisała dosłowny plagiat ze str. 117 z podręcznika ICD-10 (1997)
7.4.
Anna Juskowiak z więzienia we Wrocławiu. Koleżanka Bireckiej od 1982
roku. Podpisała się pod plagiatem Bireckiej
7.5.
prof. Józef K. Gierowski. Psycholog, kolega patrona Rojszczaka prof.
Jana Woleńskiego. To on praktycznie wydał na mnie „wyrok” dożywocia,
wpisując jako „opinię” puste ogólniki i „diagnozujący” u mnie
„nieprawidłową osobowość”, która „wszystko wyjaśnia”. Zamiast
obowiązujących kryteriów diagnostycznych – podał wyssane z sufitu ogólniki.
Równie dobrze mógł „zdiagnozować”, że jestem wielbłądem.
I miałbym takie same możliwości „dowodzenia” w sądzie, że to nie
jest prawda, że nie jestem wielbłądem, jak i czegokolwiek innego.
7.6.
doc. Janusz Heitzman. Ambitny nowy kierownik Kliniki Psychiatrii Sądowej
w IPiN w Warszawie. Wychowanek Gierowskiego. Przez ponad pół roku Heitzman
„dobierał” i wymieniał biegłych, aby uzyskać „prawidłowy” skład.
7.7.
Małgorzata Opio i Anna
Pilszyk – figurantki, całkowicie zależne od zleceń Heitzmana przy
otrzymywaniu udziału w intratnych opiniach.
7.8.
Danuta Hajdukiewicz – 80 letnia emerytka,
jw.
Jest
jeszcze wiele osób, które można by wymienić z nazwiska i dla których ta
mafia sądowa jest „najwyższym dobrem”. I jest jeszcze wiele, bardzo wiele
patologii w polski „wymiarze
sprawiedliwości”. Ale wtedy
musiałbym napisać grubą książkę, a nie tych kilka kartek. Zresztą i tak
nie wierzę, że cokolwiek się może zmienić.
W
dniu dzisiejszym (02.10.2006) przeczytałem trafny artykuł red. Ludwika Stommy
(„Polityka” 30.09.2006 „Niech gniją”).
Redaktor także zauważa to, o czym piszę już prawie od roku, że
polskie sądy nie mają kompletnie nic wspólnego z elementarną sprawiedliwością,
czy równością ludzi wobec prawa, a jedynie wyrażają „najniższe instynkty
zawiści i upodlenia”. I realizacji igrzysk dla polskiej tłuszczy pasożytującej
pod budką z piwem. Ale zawsze
sprawdza się zasada, że „co za dużo, to niezdrowo”. Skrajna przesada w
karaniu (czyli niesprawiedliwe sądownictwo) ma taki sam efekt tworzący
patologie, jak zbyt silne naciśnięcie pedału gazu w samochodzie.
Zamiast pojechać szybciej, zalewamy silnik benzyną i silnik gaśnie.
Tak samo przesada w pobieraniu podatków (ceł na importowane samochody,
etc). Gdy haracz jest zbyt wysoki, to zamiast wzrostu pobieranych podatków,
mamy paradoksalnie odwrotny efekt. Tak samo z „prawami” więźniów do
warunkowego zwolnienia. Zależą
one wyłącznie od arbitralnej decyzji jednego sędziego penitencjarnego. Red. Stomma na pewno pamięta PRL i system totalnego
deficytu. Gdy jednak brakowało benzyny, pracownicy
CPN-u byli bardzo dobrze sytuowaną grupą pracowniczą.
Tak samo, jak dawniej benzyny, dzisiaj brakuje przedterminowych
warunkowych zwolnień. Dla
informacji Pana red. Stommy podaję, że co prawda sędziowie corocznie składają
oświadczenia majątkowe, ale są one tajne. I kontrola ich jest równie realna, co polskich wyroków.
Zamiast zastanawiać się nad „sprawiedliwością” absurdalnego pobytu
Rywina w więzieniu, proponuję panu Ludwikowi porównać pensje sędziów do
ich samochodów lub do ich domów.
PRL
nadal żyje w polskim wymiarze „sprawiedliwości”, szanowny Panie Ludwiku i
ma się doskonale.
W
Polsce realnym ideałem jest pijak, utracjusz, zawistnik i roszczeniowiec.
Największą moją „winą” w oczach moich sąsiadów z piekła rodem
Rojszczaków było to, że byłem „drastycznie bogatszy”, a tym samym ich
chore „należy się”, „mamy prawo do mieszkania Andrzeja Kursy” było
„sprawiedliwością”. Nie
szkodzi, że małżeństwo 33 letniego filozofa i 30 letniej wiecznej studentki
z jednym dzieckiem kupili w moim rodzinnym domu cały 140 m2 parter
(5 pokoi, 2 kuchnie, 2 łazienki), ale jeszcze „należało się im” moje własne
mieszkanie, czyli identyczna 140 m2 II
kondygnacja. Mieli identyczne
mieszkanie, co ja, co do jednego metra kwadratowego, ale ja „byłem
drastycznie bogatszy”. I „sądy”
w Krakowie – Maczugi, Dziubana i reszty bolszewickich ogłupiałych kundli w sędziowskich
togach uważały, że „nie było żadnej agresji na moje mienie”. Że to było
coś normalnego – 7 lat
roszczeń FILOZOFA do mojego własnego mieszkania ??? 7
lat usiłowania zabrania mi mojego całego dorobku i wykańczania mnie ??? To
nie są żadne sądy, tylko jakieś nieprawdopodobne szambo !!!
Skoro
patron filozofa – prof. Jan Woleński ma tak długie łapy na U.J., że był w
stanie zrobić „świętego” z tej perfidnej kanalii, która nawet chodziła
za życia do dzielnicowego i oczerniała mnie, że ją „uderzyłem z otwartej
ręki w twarz przy jakiejś pani z nadzoru budowlanego”, aby tylko mi zepsuć
opinię, która potrafiła mnie fizycznie zaatakować, gdy sprzątałem swoje
nowo kupione Audi A 6, że skoro
Woleński był w stanie przeforsować jakąś nagrodę im Artura Rojszczaka na
U.J. cytat z jej regulaminu[21]:
„niezwykłego człowieka: dobrego serca, wielkiej prawości i uczciwości, pełnego
pogody ducha i szlachetnych uczuć”, to chyba tylko zupełny naiwniak nie
rozumie, jak filozof kupił wyrok sprzedajnej sędzi Hanny Nowińskiej, czy też
dlaczego kolega Woleńskiego – Gierowski wydał na mnie wyrok w swojej
„opinii”, z której równie zasadnie mogło wynikać, że jestem wielbłądem.
Albo dlaczego „niezawisły” Sąd Apelacyjny w Krakowie skazał mnie na dożywocie,
chociaż przyjęto, że byłem w stanie „znacznie ograniczonej poczytalności”.
Polskie
sądy, to straszne bezprawie i jedno wielkie szambo, szanowny Panie Ludwiku.
I
tego szamba nic nigdy nie oczyści. Jest
tylko jedna jedyna możliwość uniknąć utopienia się w tym polskim sądowym
szambie. Wyjechać z tej przeklętej
Polski i nigdy tutaj nie powrócić.
###
Podsumowując
chciałem wyjaśnić, dlaczego zdecydowałem się napisać tą historię.
Po kolejnej farsie procesu, tym razem w Sądzie Apelacyjnym Błasiakowej
(Nowińskiej) i zrobieniu ze mnie medialnego mordercy, a z zaszczutej wieloletnią
pazernością i agresją, zrobiono ze mnie psychopatę i agresora, to zamierzałem
się po prostu poddać i już niczego nie pisać. Nawet nie wnosić kasacji do
tego zdegenerowanego polskiego sądownictwa. W szambie nie znajdziemy pereł.
Traktowałem już ten cały polski wymiar „sprawiedliwości” jak raka, z którym
początkowo trzeba walczyć (o prawdę), ale jak to bywa z rakiem – czasami
trzeba się pogodzić z nieuchronnymi faktami, że nas taki rak ostatecznie zniszczy.
W
więzieniach także maksymalnie utrudniają obronę. Np. poprzez wydawanie
istotnych pism więźniom z dużym opóźnieniem. Jeden dzień po wyroku (!!!)
wydano mi w więzieniu w Pińczowie przetrzymany przez kilka dni list do mojego
obrońcy, zawierający protokoły z ostatnich rozpraw. Tak, że nawet nie mogłem
się przygotować i ustosunkować w
mowie końcowej do tego steku bredni Gierowskiego i jego kundli.
Dopiero po wyroku mogłem przeczytać, wypowiedz „biegłego” Gierowskiego, który powiedział 04.07.2006 w Sądzie Apelacyjnym, że jako człowiek „bardzo inteligentny” jestem „niebezpieczny” i … „to dotyczy wszystkich uczestników procesu”. Gierowski podaje się za psychologa, więc postanowiłem, aby zadziała zasada tzw. samospełniającej się przepowiedni.
Całą nieprawdopodobną
tragedię wyhodował krakowski beznadziejny sąd, który stworzył podłoże do tego, aby chory z pazerności i zawiści
33 letni filozof uwierzył, że może mi ukraść moje własne mieszkanie –
mój cały dorobek 41 lat uczciwego życia.
Przeklinam tą całą
Polskę, w „imieniu której” wydaje wyroki
bezkarna mafia w togach.
+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
Dzisiaj,
02.10.2006 po południu, media podały, że w województwie śląskim zatrzymano
gang handlujący wyrokami i postępowaniami sądowymi.
W gangu jest co najmniej 10 sędziów
i wielu prokuratorów. Szefem gangu
jest sędzia z sądu w Bielsku-Białej. Myślę, że dlatego zdołano zatrzymać
ten gang, bo całkowita bezkarność sędziów
w łamaniu prawa spowodowała, że akurat kilku z nich straciło czujność.
Zapewne
w przyszłości „okaże się”, że to był „wyjątek” i tych kilku sędziów
zostanie przykładnie ukaranych, przez swoich „uczciwych” kolegów, którzy
będą bardziej uważać w przyszłości. I znowu wszystko będzie, jak
dotychczas. Mafia sądowa – to
nieprawdopodobne szambo dalej będzie „niezawisłe”.
Witamy w Polsce.
Ps.
Gdyby
którakolwiek z opisanych przeze mnie osób uważała, że podałem nieprawdę
i zamierzała wnieść przeciwko mnie oskarżenie do sądu, to podaję
swoje personalia wraz z aktualnym adresem:
mgr
inż. Andrzej Kursa, Zakład
Karny,
ul. 3 Maja 34, 28-400
Pińczów
[1]
w Polsce wpis do księgi
wieczystej ma charakter deklaratywny, a nie konstytutywny, co znaczy, że
taki wpis nie tworzy stanu prawnego.
Stan prawny, to jest stan rzeczywisty, a nie czasami nieaktualne
przecież wpisy do ksiąg wieczystych
[2]
Agnieszka Rojszczak – na wózku inwalidzkim w 2003 roku w sądzie zeznała:
„Mieliśmy prawo do nabudowanego (mojego
!!!) mieszkania”. Filozofia
„prawa” do cudzej własności i dążenie „po trupach” do realizacji
tego „prawa” to geneza większości konfliktów z większością wojen
na czele.
[3]
Gdy Hitler też uwierzył, że ma „prawo do Gdańska”, gdy Hitler
uwierzył, w swoją siłę i wyjątkowość, to także tragedia była
nieunikniona. Geneza II wojny światowej i mojej tragedii była taka sama.
„Prawo” do cudzej własności + poczucie siły agresora.
W moim przypadku poczucie siły Rojszczakowi stworzył beznadziejny
krakowski sąd + pomocnicy Rojszczaka w urealnianiu jego planów zabrania mi
mojego własnego mieszkania w sposób „zgodny” z prawem – czyli przez
decyzję sądu. Tymi
pomocnikami diabła byli: patron Rojszczaka – prof. Jan Woleński z U.J.
(niewierzący krakowski filozof prawa Jan Woleński, były członek PZPR) i
„polecani” przez Woleńskiego do pomocy Rojszczakowi prawnicy
– w tym adwokat Jan Mastej, kolega sędzi Hanny Błasiakowej
(dzisiaj Hanny Nowińskiej sędziego w Sądzie Apelacyjnym w Krakowie),
przez którego Rojszczaki kupiły szokujący wyrok Błasiakowej.
[4]
W Krakowie w Sądzie Apelacyjnym tą „kontrolę” sprawuje sędzia
Andrzej Seremet, który kilkakrotnie odpisywał mi,
że „on kompletnie nic nie widzi”.
[5]
Sędzia Tadeusz Wołek zaczynał pracę w sądzie jako właściciel małego
fiata. Jako prezes sądu miał już mercedesa, piękną willę w Krakowie na
Woli Justowskiej. Ma 2 synów i drogie hobby – polowanie A mówi się, że
w budżetówce mało płacą.
[6] „Psychologia i życie”
prof. Philips Zimbardo, PWN
2004, str. 615
[7]
„Czemu więc patrzysz na słomkę w oku twego brata, a nie bierzesz pod
uwagę belki we własnym oku” – Mateusz, 7:3
[8]
Procedura karna wymaga rozważenia „całokształtu” okoliczności.
Ale to nie ma nic wspólnego z uzasadnianiem winy „całokształtem”
okoliczności. Za całokształt
(np. twórczości) można dostać Nagrodę Nobla lub filmowego Oskara, ale
skazywanie ludzi na podstawie „całokształtu” to jakieś
nieprawdopodobne pomylenie zasad uczciwego procesu.
Winę człowieka można tylko wykazać i udowodnić na podstawie
konkretnego przestępstwa, udokumentowanego konkretnymi FAKTAMI, a nie jakimś
enigmatycznym „całokształtem”, bo jest to nic nie znaczący ogólnik.
[9] „Diagnoza stanu
psychicznego sprawcy” Habzda-Siwek
Ewa, IES
- Kraków, s.122.
[10] Ibidem s. 143
[11]
Word Heath Organization w 1993 roku
à
International
Classification of Diseases and Related Health Problems
–Tenth Revision
[12] Jak Józef K. Gierowski (ur. w 1947 trafił na U.J.) ? Tak samo, jak dzieci sędziów trafiają do sądu. Józef Andrzej Gierowski (ur. 1922) od 1965 roku pracował na U.J. jako historyk. W latach 1981-1987 prof. Józef Andrzej Gierowski był rektorem na U.J. Na prawo, na psychologię dostawali się wtedy nieliczni. Ale nie z rodziny rektora U.J. Oczywiście nadal sprawnie działają stare, dobre i sprawdzone powiązania profesorskie na uczelniach wyższych. Tam też nie było rozliczenia za okres komunizmu. Też nikt nie zapytał tych wszystkich Woleńskich czy Gierowskich z jakiej motywacji byli w PZPR. Czy z powodów ideologicznych (czyli z głupoty), czy dla konkretnych korzyści (sprzedajność).
[13] Heitzman J. „Stres w etiologii przestępstw agresywnych” UJ, 2002, s. 138
[14] „Psychiatria w procesie karnym” Spett, Szymusik, Mowbray, Łuniewski, Gruhle i inni, 1968 – tą książkę znaleziono mi w antykwariacie i jej ksero wniosłem do sądu.
[15]
1997.10.09
wyrok sąd
apelacyjny w
Krakowie
II AKa 189/97
KZS 1997/9-10/44 :
Obrońca oskarżonego ma prawo kontrolować nie tylko treść opinii biegłych
psychiatrów (wniosków, konkluzji, sprawozdania z wywiadu i innych badań),
ale i przebieg badań pomocniczych aż po zapisy w arkuszach testów
psychologicznych, którym poddano oskarżonego
[16] „Ekspertyza sądowa” Wójcikiewicz Józef - s. 566: „ankieta => wynik druzgoczący: krakowscy sędziowie zrzucają brzemię odpowiedzialności na biegłych”. Praktycznie to taki sprzedajny bolszewicki kundel z U.J. – „profesor” Gierowski, kolega innego komunisty „profesora” Jana Woleńskiego wydał na mnie wyrok.
[17] Vide: „Newsweek” z 01.10.2006 – s. 28 „Proces w Żywcu jaku u Kafki” – o prokuratorze mafijnym. To Polska norma.
[18]
1998.11.12
wyrok s.apel.
w Krakowie II
AKa 199/98
KZS 1998/12/34 :
nie można
uznać sądu za bezstronny, gdy zachowania sędziów (wypowiedzi czy inne
przejawy ich stosunku do sprawy lub stron postępowania), poprzedzające
wyrokowanie, świadczą o ukształtowaniu sobie poglądów przed
rozpoznaniem sprawy. w takiej sytuacji uczestnicy postępowania mogą
zasadnie obawiać się bezcelowości swych starań o przekonanie sędziów,
zatem nie mogą obdarzać sędziów zaufaniem niezbędnym dla rzetelnego
przebiegu procesu.
[19] W ten sam sposób szantażem pozyskuje się świadków koronnych. Obiecując łagodne traktowanie bandyty oczekuje się, że powie on wszystko. Wszystko, co potrzebuje prokurator. Analizowałem bardzo dokładnie 450 stron odtajnionych protokołów z zeznań świadka koronnego ps. „Loczek”. On zeznawał w procesie Krakowiaka. Z protokołów wynika jednak, że ten świadek „koronny” nawet nie potrafił rozpoznać na zdjęciach Krakowiaka i zostało dosłownie zaprotokołowane, że prokurator przesłuchujący Loczka sam wskazywał palcem na zdjęcie, na którym miał później zostać rozpoznany Krakowiak. Z protokołu wynika, że nawet wtedy Loczek nie poznawał Krakowiaka. I to są „normalne” metody. Ale tylko w Polsce. Mafia z Pruszkowa, Wołomina, Ośmiornica z Łodzi, to biedronki, przy prawdziwej mafii, jaką jest polski wymiar „sprawiedliwości”.
[20] U mnie również dyr. Drop nie wyraził zgody na użytkowanie mojego laptopa w celu prowadzenia obrony. Dopiero po kilku miesiącach nadludzkich starań sąd w Kielcach nakazał wydanie mi mojego laptopa, na którym piszę to pismo. Niestety rozwścieczony Drop zatruwa mi życie, jak tylko może. A może faktycznie dużo (złego).
[21]
REGULAMIN
Nagrody im. Artura Rojszczaka
Nagroda
ustanowiona ku pamięci tragicznie zmarłego Doktora Artura Rojszczaka,
jednego z założycieli Klubu Stypendystów Zagranicznych FNP, Wielkiego
Naukowca i Człowieka. Artur Rojszczak był nadzieją polskiej filozofii,
autorem wielu poczytnych prac i publikacji, rozsławiającym polską
filozofię w kraju i poza jego granicami. Śmierć przerwała wspaniałą
karierę naukową i przedwcześnie zabrała niezwykłego człowieka: dobrego
serca, wielkiej prawości i uczciwości, pełnego pogody ducha i
szlachetnych uczuć.
mgr inż. Andrzej Kursa
Zakład Karny ul. 3 - Maja
34 /704 28-400
Pińczów
tak żyłem 41 lat. - przed aresztowaniem, rok dzięki polskiemu
Foto 2001 rok
moja 2 córeczka
+ prezydent i ja)
a
tak wegetuję dzisiaj,
6 rok dzięki polskiemu wymiarowi
„sprawiedliwości”,
foto Newsweek)
cdn.
Kolejne strony dokumentujące nieodpowiedzialne zachowania funkcjonariuszy władzy:
Sędziowie
- oszuści. W tym dziale przedstawiamy medialne dowody łamania prawa przez sędziów
- czyli oszustwa "boskich sędziów". Udowodnione naruszania procedury
sądowej, zastraszania świadków, stosowania pozaproceduralnych nacisków na
poszkodowanych i inne ich nieetyczne zachowania. Czas spuścić ich "z
nieba na ziemię" :-)
Prokuratorzy do zwolnienia od razu - dowody debilizmu prawnego i
prokuratorskiego funkcjonariuszy którzy jakimś cudem podobno ukończyli
prawo...
SKORUMPOWANI
SĘDZIOWIE I PROKURATORZY - czyli nie tylko pijackie wpadki
"boskiej władzy" , którzy w końcu spadli na ziemię...:-)
Skurwiona Temida -
PRZEKRĘTY W SĄDACH GDAŃSKICH
Pomówienia
- stan prawny. Prześladowanie dziennikarza i redaktora Zdzisława Raczkowskiego
przez skorumpowanych sędziów i prokuratorów podkarpackich.
Krytyka
wyroków sądowych nie jest godzeniem w niezawisłość sędziowską. Nadmiar
prawa prowadzi do patologii w zarządzaniu państwem - Profesor Bronisław
Ziemianin
NYCZ-GATE -
taka sobie afera w rzeszowskim sądzie, jedna z setek jakie tam robią, a potem
dziwią się, że 90% społeczeństwa nie wierzy w sprawiedliwość...
SYTUACJA
PRAWNA PODEJRZANEGO W POSTĘPOWANIU KARNYM PRZYGOTOWAWCZYM tak dla
niedouczonych, lub zapominalskich prokuratorów, oraz osób poszkodowanych
nieproceduralnym postępowaniem prokuratorskim.
Biegli
dawno już "odbiegli" od prawdy... AFERY
Strona prawdy o polskim sądownictwie.
Polecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
Tematy w dziale dla inteligentnych:
ARTYKUŁY
- tematy do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
A dla odreagowania
sympatyczne linki dla poszkodowanych przez schorowane organy sprawiedliwości :-))
10
przykazań dla młodych adeptów prawa, czyli jak działa głupota prawników +
modlitwa...
"walczący
z wilkami, szeryf z Bieszczad czyli z impotentnymi organami (nie)sprawiedliwości?"
takie sobie dywagacje Z. Raczkowskiego
Wilk
Zygfryd - CZARNA BIESZCZADZKA RZECZYWISTOŚĆ...
"AFERY PRAWA" - Niezależne Czasopismo
Internetowe www.aferyprawa.com Redaktor Naczelny: mgr inż. ZDZISŁAW RACZKOWSKI |
|
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.