opublikowano: 26-10-2010
Media w Polsce i na świecie - czerwcowy cykl krytyczno-informacyjny Mirosława Nalezińskiego
Najnowszy
Łuk Kurski
Najsławniejszą aktorką ostatnich dni jest Anna Cugier-Kotka, która dwa lata
temu zagrała rolę, może nie na miarę Modrzejewskiej, czy Tyszkiewicz, ale
przecież ciągle się wspina na swoich pazurkach po pniu kariery. Ongiś
popierała PO, za co otrzymała wynagrodzenie od podatników i teraz, kiedy
poparła PiS za drugą transzę od tychże dojnych krów. Oczywiście, śliczna
Polka (na www.goldenline.pl/anna-kotka
jest dwukrotnie młodsza, niż wynikałoby to ze złośliwej analizy ukrytego
wieku na NaszaKlasa) nie jest wspomnianą krówką, zatem może zmieniać poglądy,
niemniej skoro Prezydent RP w orędziu wygłoszonym 22 maja 2009 spostrzegł, że
"Demokracja potrzebuje prawdy, wyjątkowo u nas skądinąd deficytowego
towaru", przeto społeczeństwo może zechce jednak poznać tę prawdę - w
jaki sposób pozyskano panią Kotkę i za jakie profity?
PiS szczyci się, że ich przywódcy są prawnikami, a zatem powinni wiedzieć,
że lansując (a właściwie odgrzewając niczym KOTlety) Kotkę w (nazwijmy to)
swoim spocie, powinni pamiętać o innych aktorach, z którymi zapomniano
przedyskutować wybrane zagadnienia z działu "prawo autorskie", zatem
w nowszej wersji owo dziełko okrojono...
Na nagraniu aktorka kuje żelazo póki gorące, wykonując niespodziewany
dolnokończynowy nalot na Łuk Kurski. Drobny ów incydent miał miejsce w
Superstacji TV. Łukiem był zaskoczony pan Jacek, który wyznał, że ożenił
się w wieku 25 lat i "że klamka zapadła, niestety" (ciekawe, co na
to jego żona). I tak był dzielny, bowiem zaognioną sytuację dyplomatycznie
ugasił szklanką wody znaną z anegdoty pt. "Zamiast".
Prawdziwie dramatyczna bitwa (nie jakieś zajście) na Łuku Kurskim odbyła się
66 lat wcześniej, kiedy to przez niemal dwa letnie miesiące 1943 roku decydowały
się losy świata podczas największej pancernej bitwy wszech czasów; wówczas
także doszło do nalotów, ale lotniczych. Wyzwolono wtedy Orzeł i Charków,
zaś obecnie czarna Kocica (zasłużona ksywka po brawurowo wykonanej kanapowej
roli w studiu) waha się pomiędzy skokiem do gardeł naszym orłom - a to
Kaczorowi Donaldowi, a to Braciom Kaczorom, co może skończyć się medialnym
charKOTem. Byłaby przynajmniej jakaś zmiana, bowiem media pełne są wyczynów
innego - tym razem sejmowego - KOTa: PaliKOTa, czyli lubelskiego biznesmena, który
milionom Polaków zaprząta uwagę swoimi rodzinnymi sprawami i innymi wyczynami
destabilizującymi życie polityczne w kraju nad Wisłą.
Ale wracając do KOTki - mieszkańcy amerykańskiego stanu DaKOTa w podobnych
sytuacjach zastanawiają się: kto i komu oraz kiedy da KOTa (i to nie popalić).
Byle historia nie skończyła się podobnie, jak o parę lat wcześniejsza,
kiedy to równie miłej samoobronnej pani dyrektor (wieść gminna niesie, że o
kuluarowym imieniu Mi-; oficjalnie Anetka) w końcu noga się powinęła, a
nawet obie się w odwinęły. Krawczyki (łac. Orthotomus Sutorius - ptaszki) żyją
w Azji (także na Jawie) i sąd ma problemy z ustaleniem, czy wszystkie śmiałe
sceny a zeznania przyśniły się, czy istotnie były na jawie. Tak czy owak,
ptaki miały używanie, bowiem wielokrotnie skroiły - niczym męscy krawcy -
partyjne popecki (gwarowo), czyli pupeczki (potocznie). Kolejny raz potwierdziło
się znane ludowe porzekadło - "tak krawiec kraje, jak mu materiał
staje". Sąd uznał, że ludowi działacze jednak łyżwili, zatem w mocno
zacienionym zaciszu odpoczywają teraz od grzechów.
KOTy to zresztą całkiem wdzięczne stworzenia, także językowo. PaliKOTyzacja
weszła do słowników, zaś wcześniej można już było dostrzec, że w naszym
życiu politycznym coraz więcej występuje koKOT. W biurach członków
(partyjnych) mamy KOTłownie, które nie służą do grzania pomieszczeń, ale są
łowniami KOTek paradujących na wysokich KOTurnach i wabiących kocurów
miKOTem. Jeśli KOTki mają kłopoty ze znalezieniem pracy albo z medialnym
zaistnieniem, to nie widzą niczego niestosownego, jeśli partyjny decydent opuści
KOTarę, będzie TOKował i łasKOTał, a nawet jeśli zaKOTwiczy w uroczej
KOTlince (powyżej łęKOTki), nie bacząc ani na ryzyko bocianiego kleKOTu, ani
na ewentualny łosKOT towarzyszący opuszczaniu swojej KOTerii.
Jedynie cyKOTanie zegara, odliczającego czas do kolejnych wyborów, mobilizuje
politycznych eKOTypów (także ze społecznego eKOTopu) do poświęcenia większej
energii na pisanie orędzi, odezw i manifestów do swoich wyborców, którzy
odpowiedzą im rekordowym... bojKOTem.
Nie wiadomo - czy porzucone i odsunięte od władzy masKOTki - prawią nam i sądom
prawdę, czy plotą, jakby zażyły narKOTyku lub objadły się bleKOTu, jednak
z pewnością obniżają jakość naszych elit, które nie poprzestają na
marzeniach o jachtach z olśniewającym żelKOTem, ale chcą marcować przez cały
rok z naszymi... KOTkami.
Najwięcej KOTek zamieszkuje fińskie miasto KOTka - jest ich tam prawie 30 tysięcy
(drugie tyle to panowie, czyli... Kocury). Finki tamtejsze są ostre jak noże
(nazwane na ich cześć), a do tego równie bystre i drapieżne, wszak ichnia
"KOTka" to po polsku... "orzeł".
Przed wojną Melchior Wańkowicz wymyślił reklamowe hasło - "Cukier
krzepi". Czasy kryzysu wymagają stawiania na bardziej wyrazistych polityków.
Językoznawcy nie chcą pozostać w tyle - rozważają zamianę w cukrze
nijakiego k na bardziej
zdecydowane g, zatem może zdążą
zaakceptować nową nazwę węglowodanu i jeszcze przed wyborami pojawią się
banery z rewitalizowanym tekstem - "Cugier krzepi".
Kaczor kaczorowi wilkiem
Na oryginalny pomysł wpadł PiS - chciał wyemitować w całości spot PO z
2007 roku, nawiązujący do "irlandzkiego cudu" z hasłem Platformy
"By żyło się lepiej. Wszystkim", jednak nie otrzymano zgody na
emisję.
Szkoda, bo jednak zimny prysznic mógłby otrzeźwić nie tylko Platformę
Obywatelską, lecz wszystkie partie, które nas ustawicznie "wprowadzają w
błąd". Owszem, prawo autorskie jest podstawą w obecnych mediach, ale twórczość
propagandowa (plakaty, afisze, przemówienia, spoty) nie powinna być objęta
restrykcjami prawa autorskiego. Przecież powstają dokumentalne filmy o
rozmaitych czasach i nikt nikogo nie pyta o zgodę na publikację, choćby
historycznych dokumentów przedstawiających nazistów, komunistów, innych
dyktatorów oraz ich działań, w tym zbrodni.
Partyjne spoty (i inne materiały) powstają za pieniądze podatników i
powinien być zapis, że mogą być one wykorzystywane przez obywateli, zwłaszcza
historyków i polityków. Gdyby pewna partia opublikowała spot innej partii
podkreślając niekonsekwencję, wprowadzanie w błąd, manipulacje i to
wszystko byłoby podlane sosem konstruktywnej złośliwości, to być może
partie nagrywając kolejne materiały, brałyby jednak pod uwagę i ten aspekt
oraz starałyby się od razu odpowiedzieć na pytanie - "no dobrze, ale jeśli
my tak opowiemy gawiedzi o cudach, to co będzie, jeśli z jakichś powodów nam
to nie wyjdzie i opozycja nas wyśmieje przed milionami wyborców?".
No i co takiego by się stało? Kolejne spoty byłyby po prostu bardziej przemyślane
i nie byłyby oparte na doraźnych emocjach społecznych. Mniej byłoby obietnic
a nawet najzwyklejszych kłamstw. Twórcy, a zwłaszcza przywódcy partyjni, nie
mogliby spać po nocach, bojąc się, że za kilkanaście miesięcy opozycja
wykorzysta ich "kuglarski artyzm" i ośmieszy przed narodem. Przecież
na tym polega demokracja i wolność wypowiedzi - jeśli ktokolwiek roztacza
wizję lepszej Polski i dzięki tej umiejętności zdobywa zwolenników, to
uczciwiej byłoby dopuścić dyskutantów, którzy skomentują tę wizję, choćby
nawet śmiechem. Prawdziwa cnota krytyk się nie boi! Zresztą już obecne prawo
autorskie umożliwia cytowanie niewielkich fragmentów bez zgody (z podaniem źródła)
i można było na raty... cały temat (irlandzki cud) omówić.
Ponieważ poziom spotów, afiszów i przemówień w ramach kampanii wyborczej
ustawicznie obniża się, przeto spoty i afisze powinny być oceniane przez
niezawisły sąd w trybie pilnym, zaś złośliwości zawarte w przemówieniach
powinny być piętnowane przed upływem doby. Za wypowiedzi nielicujące z godnością
polskiego polityka, za podawanie nieprawdy, za nieetyczne chwyty wyborcze, byłyby
nakładane wysokie grzywny płacone z partyjnej kasy. W przypadku żenującego
zachowania się Prezydenta RP, karę uiszczałaby popierana przez niego partia
(w razie odmowy - jego kancelaria).
Wracając do aktorki, p. Anny Kotki, rozdartej pomiędzy PO a PiS. W spocie mówi,
że "nie rozumie, dlaczego bije się stoczniowców i dlaczego premier ciągle
gra w piłkę".
W każdym państwie władza stara się nie dopuścić do zakłócania porządku
publicznego. Raz wychodzi jej to lepiej, raz gorzej. Czasami sięga po skrajne
metody pacyfikacji, ale to grozi nie tylko utratą władzy, ale także
kompromitacją systemu społeczno-ekonomicznego a nawet upadkiem państwa. W
dzisiejszych czasach powinniśmy jednak uznać, że pewne standardy powinny być
zachowane - nie można w centrum miasta palić opon, obrzucać kamieniami czy
butelkami z benzyną ani ludzi, ani pojazdów, czy sklepów. To, co za komuny było
aktem odwagi i bohaterstwa (i co doprowadziło do wielkich zmian na świecie),
dzisiaj jest postrzegane przez większość jako chuligaństwo. Czemu mają służyć
takie wybryki? Wszak nie zmianie systemu, czy nawet konstytucji. Aż dziwne, że
Policja nie sprawdza jadących pojazdów do miejsca planowanej burdy - wystarczyłoby
znalezienie starych opon, materiałów palnych, ostrych narzędzi albo alkoholu
lub już podchmielonych działaczy a zbyt nerwowych i pojazd byłby eskortowany
z powrotem albo odstawiany na parking.
Manifestanci starający się o pozwolenie na protesty, powinni wpłacać kaucje,
które byłyby zwracane po uregulowaniu należności za poniesione straty, zaś
sami (albo poprzez związki) powinni ubezpieczyć się od zwiększonego ryzyka
poniesienia uszczerbku na zdrowiu oraz od wyrządzenia innym obywatelom krzywdy.
Nie zapominajmy, że uszkodzenie ciała i mienia innej osoby, w szczególności
dokonane podczas nielegalnych bójek, grozi zasądzeniem horrendalnych
odszkodowań. Mamy wszak za sobą 20 lat demokracji, nie zaś lata dyktatury
proletariatu.
Natomiast
wypowiedź o premierze ciągle grającym w piłkę powinna być osądzona w
trybie wyborczym, ponieważ zawiera całkowitą i oczywistą nieprawdę -
premier nie gra ciągle w piłkę! Jak mogli przeoczyć to prawnicy PiS? Zapewne
nie przeoczyli, lecz świadomie dopuścili to kłamstwo do mediów.
Nazwisko aktorki każe przejrzeć nasze "zwierzęce" powiedzenia w
aspekcie sympatycznych futrzaków - od paru lat bowiem widzimy, że Kaczor
Donald i bliźniacze Kaczory żyją jak pies z kotem. Drą koty, ale zamiast
sierści leci pierze i puch kaczy. Nawzajem popędzają sobie kota. Z początku
wydawało się, że pierwsze koty będą za płoty, ale przed wyborami do
europarlamentu to już prawdziwie kocia muzyka, czyli medialny hałas trudny do
zniesienia. Jeszcze parę miesięcy takiej współpracy, a pojęcie "kocie
łby" zmieni swoje znaczenie w kierunku "zakute", zwłaszcza że
po wyasfaltowaniu ulic, już niewielu pamięta, cóż to takiego.
Trzej Kaczorzy odwracają kota ogonem i jeszcze chwila, a kocie sentencje zmienią
się w kierunku owych ptaków - "drzeć kaczory", "popędzić
komuś kaczora", "odwrócić kaczora ogonem" oraz "kacze łby"...
Zamiast kota, może nie powinniśmy kupować kaczora w worku ? Niewiele to
"tyle, co kot napłakał"? Może zaktualizować i upolitycznić? Zatem
także "tyle, co kaczor naobiecywał"? Ponieważ każdy z trzech
Kaczorów coś nam naobiecywał, przeto powiedzenie będzie dość uniwersalne i
bez pokazywania konkretnego winnego, zatem sprawa odpowiednio się rozmydli i...
ucichnie. Aby do następnych wyborów, tyle że zwierzyniec nam się jednak
cokolwiek zmieni...
Kłopoty ze znalezieniem wraków
Mamy III tysiąclecie i wydawać by się mogło, że technika stoi u nas na
wysokim poziomie, zaś na szerokim świecie - wręcz na najwyższym. Na początku
maja 2009 nagle tonie nasz kuter rybacki Wła-127 z pięcioosobową załogą i
nie wiadomo dokładnie (jak to ująć, aby nie obrazić - lub skompromitować -
szanownych wynalazców, inspektorów i urzędników odpowiedzialnych za
bezpieczeństwo) gdzie! Jaki to problem, aby do jednostki (póki co jeszcze) pływającej
zamocować pływak za pomocą linki o długości większej niż głębia Bałtyku?
Jeśli już statek tonie i rybacy giną wraz z nim, to przecież jest istotna -
ze zrozumiałych powodów - kwestia odnalezienia ofiar oraz zlokalizowania wraku
(ewentualne wydobycie, wypompowanie paliwa, a może tylko odzyskanie niektórych
przedmiotów). Jakie koszty poniosły marynarki wojenne Polski i Danii, które
poszukiwały rozbitków i wraku. Myślałem, że to taka polska przaśna
technika...
Miesiąc później nagle znika z radarów i przepada w toni Oceanu Atlantyckiego
supernowoczesny Airbus 330 z 228 osobami na pokładzie. Wysoko kwalifikowani
francuscy piloci, najlepsze środki łączności i pozycjonowania w przestrzeni.
I co? I nic! A przecież nie chodzi już o tych biednych ludzi (ginęli wyjątkowo
długo, bo przez kilkaset sekund), ale nawet żeby ustalić położenie wraku i
powody jego katastrofy oraz wyprawić godne pogrzeby ofiarom (w tym dwóm
Polakom). Tu ludzkość zamarła - jak to, satelity widzą wszystko, zaglądają
w gazety, namierzają komórki, a tu nowoczesny samolot nafaszerowany
komputerami, antenami oraz prywatnymi telefonami i nic?
Jakieś pomysły? Aby umożliwić zlokalizowanie zatopionych wraków samolotów,
należałoby zastosować szereg modyfikacji. Na przykład - po uderzeniu z wodą,
z kadłuba wypadłoby kilkanaście niewielkich pływaków o jaskrawych barwach
emitujących sygnały świetlne i radiowe. Czarne (a właściwie pomarańczowe)
skrzynki powinny także odpadać od litego kadłuba i unosić się na wodzie.
Przynajmniej jeden pływak powinien być przytwierdzony cienką a wytrzymałą
linką (o długości paru kilometrów) do ważnej części kadłuba i unosząc
się na powierzchni akwenu, wskazywałby dokładne miejsce zatonięcia. Owszem,
podane propozycje trącają nieco wynalazczym średniowieczem, ale jeśli
niczego mądrzejszego nie można wymyślić... A teraz jakie są koszty akcji
poszukiwawczej oraz konsekwencje utraty wraku, pasażerów i czarnych skrzynek?
Towarzystwa ubezpieczeniowe powinny wymóc zastosowanie doskonalszych rozwiązań
poprzez zróżnicowanie stawek - większe ulgi dla linii posiadających
atestowane nowe wynalazki. W przypadku nieodnalezienia ciał ofiar,
odszkodowania dla rodzin powinny być podwyższone, co podniosłoby stawki
ubezpieczeń a w konsekwencji wymusiłoby wprowadzenie konstrukcyjnych
modyfikacji (jednak po odnalezieniu ofiary, różnica byłaby przekazywana
liniom lotniczym).
W tym rejonie i w podobnym czasie przeleciało kilkanaście takich airbusów i
żaden nie miał kłopotów podczas podróży. Gdyby trefny samolot był mniej sławny,
mniej nowoczesny, mniejszy i prowadzony przez mniej doświadczonych pilotów, to
zapewne czuliby oni większy respekt dla sił Natury i większe obawy, ale człowiek
za sterami samolotu (jednego z najlepszych) nie chciał uznać swej słabości i
postanowił wyzwać Los na pojedynek - rzucił się w wir kataklizmu i... poległ.
Mógł ominąć burzę, ale straciłby parę ton paliwa, nieco czasu i - jak
zapewne uważał - poniósłby uszczerbek w honorze kapitana, zatem zaryzykował
nie tylko swoje życie, ale niemal ćwierć tysiąca pasażerów, którzy
zawierzyli mu to, co najcenniejsze. I... przegrał. To spekulacje, ale
uprawnione.
Największa katastrofa lotnicza wydarzyła się 27 marca 1977 na Teneryfie, w której
zginęło 583 osób znajdujących się w dwóch samolotach (Boeingi 747) linii
PanAm i KLM (i to nie podczas lotu, ale podczas startu - na lotnisku!). Ustalono
kilka przyczyn tragedii (p. Wikipedia, gdzie omówiono skandaliczne podejście
do swoich obowiązków przez kilkanaście osób decydujących o życiu), ale
jedną z nich była rutyna i autorytet graniczący z despotyzmem najbardziej doświadczonego
pilota samolotu holenderskich linii lotniczych, którego decyzji nie odważyli
się podważyć młodsi koledzy. Historia lotnictwa zna szereg katastrof
spowodowanych rutyną doświadczonych i starych wyg awiacji.
Hańba dla polskiej sztuki i Temidy!
'Gazeta Wyborcza' tryumfuje 5 czerwca 2009 - "Wczoraj toast za wolność
został wzniesiony w gdańskim sądzie. Dorota Nieznalska została uniewinniona.
Po ośmiu latach!".
I dalej - "Ten wyrok to święto wolności i rozumu. Zwycięstwo sztuki
krytycznej, ale bez intencji krzywdzenia kogokolwiek, nad polityką - taką, która
oczernia przeciwnika, przypisuje mu najgorsze intencje".
Jakiego rozumu? Czyjego? Przypomnijmy, że w 2003 roku, "artystka"
(przepraszam, ale po wyroku uniewinniającym, to zapewne za ten cudzysłów niżej
podpisany może zostać aresztowany?) otrzymała wyrok pół roku ograniczenia
wolności za to, że w galerii "Wyspa" wystawiła instalację
"Pasja" ukazującą krzyż z umieszczonymi męskimi genitaliami. Przez
6 miesięcy miała wówczas pracować społecznie.
Wyrok uniewinniający mógłby być zachętą i zaowocować pomysłami innych
"artystów". Wolność właściwie rozumiana, to także ufność a
nawet pewność, że nie wyrządzimy innym krzywdy. Także odpowiedzialność za
następstwa wynikłe z naszych nieskrępowanych działań. Następne pomysły byłyby
w rodzaju - krzyż na drzwiach toalety, krzyż pod podniesioną łapką pieska,
krzyż na hałdzie jedynie przez grzeczność nazwaną nawozem naturalnym.
A gdyby zamiast krzyża ustawić gwiazdę Dawida albo symbol innej religii? A
ileż możliwości daje hostia? Sąd położył tamę i ustalił granicę przy
mizernej karze. A Nieznalska znana kilku tysiącom ludzi jest teraz całkiem
znalską kilku milionom... W USA pewien grafik (także artysta) naszkicował
Busha w sytuacji nawiązującej do zastrzelenia wietnamskiego partyzanta na
ulicach Sajgonu i miał kłopoty. A też pewnie powołał się na wolność
sztuki, wyrazu, słowa...
A pisanie to nie dziedzina sztuki? I można pisać, co ślina przyniesie na
papier? Zapewne w domu każdy może sobie instalować co chce, nawet kaloryfery
pod sufitem (skoro zabrakło oleju pod własnym deklem), ale pod warunkiem, że
sąsiad nie wpadnie mu do mieszkania, bo powała nie wytrzyma obciążenia tego
szykownego szmelcu. Winni są oczywiście także wszyscy współorganizatorzy
wystawy, którzy doskonale wiedzieli, że będzie rozróba. Jest i trzeba wypić
to piwo, które się nawarzyło... Inni sławni artyści także szokowali, choćby
taki Picasso, ale nie posuwali się aż do takich prostactw.
Prawdziwa sztuka to dzieło, którego autor nie powinien się wstydzić przed
swoimi rodzicami, dziećmi, znajomymi. Takie, które będzie często (ale i
sympatycznie!) wspominane przez następne pokolenia. Takie, które następni
artyści będą starali się usilnie naśladować i rozwijać, a jeśli im to
nie będzie wychodzić, to będzie świadczyć o naszej wielkiej sztuce...
Takie, które wszyscy będą chcieli zamieścić w podręcznikach i
encyklopediach. Takie, które niemal każdy z nas chciałby zainstalować u
siebie w domu.
O co chodzi w sztuce i "sztuce"? O sensację za wszelką cenę. Im
mniejszy talent, tym bardziej można to nadrobić skandalem i to obrzydliwym? Każdy
taki wyczyn obliczony jest na zamęt i w każdym znanym przypadku osoby (nie)odpowiedzialne
recytują wyuczone formułki typu - "nie było i nigdy nie będzie naszym
celem obrażanie niczyich uczuć religijnych czy jakichkolwiek innych" (i
tak było w tym przypadku). Oczywiście, każda z tych osób doskonale wie, że
wywoła skandal i obrazi tysiące osób, ale z udawaną inteligencją "pali
głupa".
Istotnie - każdy może tworzyć cokolwiek mu ślina na język przyniesie albo
farba na płótno. Kwestia upowszechnienia, a ta leży w gestii osób publikujących
dzieła i "dzieła" - dyrektorów galerii i mediów. Tak było w
sprawie Nieznalskiej i nie tylko, bo także na okładce pisma 'Machina' (2006).
Ukazano tam przeinaczenie słynnego obrazu z Jasnej Góry - zamiast Madonny
Jasnogórskiej, zamieszczono wizerunek piosenkarki Madonny z jej córką (o
imieniu... Lourdes) zamiast dzieciątka.
Przecież można sobie wyobrazić nawet, że podobną wizję obrazu
przedstawiliby podczas lekcji studenci teologii a nawet przyszli księża w
seminarium duchownym. Jako żart i forma dyskusji - dlaczego nie? Trzeba jednak
wiedzieć - gdzie i kiedy z czymś takim "wyjeżdżać".
Gdyby omawiana przeróbka ukazała się choć wewnątrz numeru, ale nie - to miało
szokować na całego i od samego początku, zatem dano na okładkę! Ważne też
są intencje autorów - jeśli ktoś sobie nasmaruje dziełko na ścianie w
piwnicy, w brudnopisie na wykładach to takie działanie ma inny wydźwięk, a
inny, jeśli czyni to świadomie dla kasy. A komercyjne rozpowszechnianie w
katolickim jednak kraju, to po prostu prowokacja.
Może szlachetna i szalenie inteligentna p. Nieznalska zorganizuje wystawę w
Izraelu, gdzie na gwieździe Dawida postawi nasz krzyż, zaś w oddali, na tle
krematoryjnego pieca, niech zawiesi reklamę substancji 'Zyklon B' (nazwa
handlowa insektycydu wynalezionego przez Fritza Habera, niemieckiego chemika i
noblistę; z pochodzenia... Żyda). Od razu niech redakcja "Gazety
Wyborczej" wyśle swojego redaktora, specjalistę od dzieł sztuki, na
rozprawę przed izraelskim sądem...
Jakie byłoby najrozsądniejsze rozwiązanie w wolnym kraju? Podjęcie przez
dziennikarzy bojkotu rozprzestrzeniania informacji o takich skandalach. To same
media donoszą o wszelkich odstępstwach od normy i nakręcają skandal, a
przecież o to właśnie chodzi prowokatorom! A co było z rozszyfrowaniem nazwy
PZPR albo z piosenką opiewającą alkoholowe zapędy księdza? Podanie sprawy
do sądu jedynie roznosiło wieści, które - zdaniem powoda - powinny być
ocenzurowane. Zatem, jeśli komuś autentycznie zależy na spokoju, to nie
powinien nagłaśniać sprawy. Ale w towarzystwie plotkarzy (tu media) - kto
solidarnie przemilczy niemiłą aferę? Wystarczy jeden wyłom, a zaraz ruszy cała
lawina, zatem w praktyce jest to niemożliwe, wszak dziennikarze w znakomitej większości
to roznosiciele, donosiciele i skandaliści, którzy żyją z grzebania w śmietniku
i z rozrzucania jego zawartości...
Gdzie jest kres profanowania? Czy nasz ZUS może na swym portalu i na ulotkach
wyrażających szacunek dla emerytów (a jakże!) dodawać słynne hasło "Arbeit
macht frei" w ramach roztrząsania sensu pracy w aspekcie nauki języka
naszych sąsiadów? Najlepiej owe ulotki skierować do byłych więźniów
niemieckich obozów na ziemiach nie tylko polskich i obserwować - o ile owa
sztuka zmniejszy budżetowe wydatki...
A jeśli można dać na imię Lourdes, to może i dajmy Auschwitz lub Birkenau?
Wszak to krwią uświęcone miejsca, choć - niestety - zapomniane przez Boga. A
nieograniczone możliwości rolki okołosedeskowego papieru? Tam można wszystko
zamieścić? Motywy religijne, flagę państwową, słowa hymnu, lubianych i
nielubianych polityków, znane świątynie? No i co z tego, że po miesiącach
prawnych i medialnych bitew okaże się, że jednak popełniono występek?
Autorzy mają to wkalkulowane w koszty. Czy jest granica wolności (ordynarnego)
słowa tudzież obrazu? Nie ma - jutro "twórca" przyoblecze w stringi
symbol Państwa albo Kościoła i powie, że nie chciał nikogo obrazić...
"Gazeta Wyborcza" dodaje - "Lokalni posłowie LPR poszli do
prokuratury z donosem, że Nieznalska obraziła ich uczucia religijne. Bo jest
taki zapis w kodeksie karnym. Prokuratura zaczęła artystkę ścigać. I to
dopiero był ewenement! Nie samo doniesienie, takich LPR-owcy składali wtedy
wiele, ale właśnie decyzja prokuratury cofająca nas do średniowiecza".
No tak - oto jacyś "katole" donieśli na wolną postkomunistyczną
artystkę, zaś ciemni prokuratorzy dali się cofnąć do czasów inkwizycji i
chcieli upiec (medialnie) na stosie (pod krzyżem i przed Orłem w koronie) naszą
eksportową sławę. Sądzę, że nie tylko "nawiedzeni katole", ale
większość rozsądnie myślących ludzi, także ateiści czy agnostycy oraz
wyznawcy innych religii (ci fundamentalni, ale także swobodnie związani z
aksjomatami wiary) są oburzeni jako zwykli i normalni ludzie - tak po ludzku,
bez odwołań do mniej czy bardziej tradycyjnej interpretacji kodeksu karnego
oraz do mniej czy bardziej nowoczesnej definicji sztuki.
Zwykle w sprawach sztuki obscenicznej panie są delikatniejsze. Należy zatem
oczekiwać, że po wyroku "otwierającym szerokie możliwości twórcom",
do dzieła ruszą panowie - ci to dopiero zrobią "pożytek" z wolności
wywalczonej przez omawianą artystkę i niezawisły sąd...
Pani Nieznalska powinna wyjść ze swoją sztuką naprzeciw nowoczesnemu społeczeństwu
- niech wyda owo dzieło (Pasja) z komercyjną pasją, czyli w wielkim nakładzie
i to w dwóch wariantach. Pierwszy, wg obecnej fotografii, czyli wersja penisowa
oraz drugi - wersja waginalna (może nawet autowaginalna; taki - jakby to ująć
- autoportret). Wszystkie arkusze miałyby format kwadratu, ale byłyby
naniesione nań dyskretne linie do ewentualnego wycięcia przez nabywcę dziełka.
Linie te miałyby kształt nie tylko naszego krzyża, ale także prawosławnego
a ponadto gwiazdy sześcioramiennej oraz najpopularniejszej - pięcioramiennej.
Uniewinniona pani artystka powinna wejść w artystyczne konszachty ze znanym
Niemcem, von Hagensem, który ochoczo plastyfikuje ochotników płci obojga.
Mogliby wespół spróbować upchać wybrany przedmiot kultu w solidniej
splastyfikowanym miejscu, co zapewniłoby większą stabilizację artystycznej
instalacji w naturalnym ufundamentowaniu.
Artystka o nazwisku sugerującym kompleksy, staje się coraz bardziej znaną
Polką i jest chyba jedyną wygraną w tej sądowej batalii - przechodzi po raz
kolejny do historii (jednak) "sztuki". Przegrani są ci wszyscy, co
uważają, że powinna być granica w publicznym głoszeniu swej
sztuki/"sztuki". Hańba dla polskiej sztuki i dla Temidy!
Imaż 'Pasja' - http://nieznalska.art.pl/foto.
Wypadki ze zwierzętami na drogach
Jest
oczywistym truizmem, że człowiek ma jedno życie. Może zginąć jako bohater
i przez wieki ludzkość będzie go wspominać z wdzięcznością. Będzie także
wzorem do naśladowania przez coraz częściej błądzącą młodzież. Można
jednak zginąć w bezsensowny sposób, choćby z przedawkowania. Codziennie
ginie ok. 15 użytkowników naszych dróg. Z własnej winy, z winy innych, z
powodu wady pojazdu, wyrwy w jezdni. Bodaj co czwarty ginie na drzewie, co już
jest wielkim koszmarem i niewiele się dzieje w tej sprawie.
Ale kilka-kilkanaście osób rocznie ginie w Polsce po zderzeniu z dziką
zwierzyną (dzik, sarna, jeleń, łoś). Media właśnie podały - jedna osoba
zginęła i jedna została ranna, w wyniku zderzenia samochodu osobowego z łosiem,
do którego doszło na drodze pomiędzy Łomżą a Stawiskami (Podlaskie).
Okazuje się, że wypadki z udziałem łosi na terenach Biebrzańskiego Parku
Narodowego nie są rzadkością i dyrekcja parku prowadzi akcję uświadamiającą
dla kierowców, pod hasłem "Łoś - Jedź ostrożnie".
No i fajnie - jedź i uważaj na łosia... Ile kilometrów można jechać ostrożnie
i z jaką prędkością? Jeszcze ktoś powie - był znak i za nim zginął człowiek,
zatem to jego wina. Ale co powiedzieć o wypadku daleko za znakiem? U nas znaki
są ustawiane na całe lata, zaś zwierzyna może zmieniać swą trasę co
sezon. Wiadomo - szkoda pięknych zwierząt pod ochroną. Zdjęcie zabitego łosia
jest wstrząsające i ekologom oraz wszystkim innym miłośnikom przyrody aż
serce się kraje na taki widok. Jednak zdjęć zabitego człowieka media nie
pokażą. Może w jakimś programie będzie wywiad ze zrozpaczoną rodziną, która
straciła córkę, męża, matkę i to wszystko. Na forach (podobnie jak z
ofiarami przydrożnych drzew) powstanie cyniczna grupa dyskutantów, która
uzna, że idee Darwina są nadal aktualne i ofiary są same sobie winne. Po
kilku dniach niemal wszyscy zapomną o sprawie i... do następnego takiego
wypadku będzie spokój.
Nasze państwo nie jest bogate, ale Polacy szanują zwierzęta, zwłaszcza pod
ochroną i to szczególnie po wejściu do Unii (bo... muszą). W zderzeniach ze
zwierzakami giną - póki co - nieznani nikomu rodacy. Gdyby jednak co parę
miesięcy ginął znany aktor, lubiany polityk, urocza modelka, to wówczas
znalazłyby się środki na poprawę ochrony kierowców przez zwierzętami (i
odwrotnie). Owszem, każde państwo może sobie dowolnie wysoko ustawiać
poprzeczkę ochrony przyrody, ale co z obywatelami?
Należałoby ustalić wysokie odszkodowania dla ofiar wypadków w zderzeniu z
Przyrodą i to niezależnie od ubezpieczenia w towarzystwie (a nawet w przypadku
braku ubezpieczenia). Jeśli wypadek nie został zawiniony przez kierowcę w
sposób oczywisty, Skarb Państwa powinien zapłacić wysokie odszkodowanie
ofiarom lub ich rodzinom. Wysokie kary zmobilizowałyby właściwe instytucje do
ogradzania obszarów, montażu urządzeń monitorujących, odstraszających i
informujących użytkowników dróg o niebezpieczeństwie. Należy budować
tunele i mosty dla zwierząt chcących przechodzić przez ludzkie komunikacyjne
trakty. Unia z pewnością pomoże i sypnie funduszami na dobrze opracowane
projekty.
Informacja sprzed miesiąca - "Drogowcy za 21 mln zł wybudują za
Barczewem, nad drogą krajową nr 16, most specjalnie dla dużych zwierząt. To
pierwsza taka inwestycja drogowa na Warmii i Mazurach". Ile takich przepraw
trzeba zbudować w Polsce? A potem je remontować i modernizować?
Większość kierowców i pasażerów, zwłaszcza tych, którzy nigdy nie mieli
kolizji z dużym zwierzęciem, wybierając się w drogę, jeśli już bierze pod
uwagę jakiekolwiek niebezpieczeństwa w podróży, to wszelkie nieszczęścia
(pijacy, narkomani, poślizgi, drzewa, tiry, wichury), jednak nie omawiane leśne
zwierzęta.
Statystyka wypadków drogowych z udziałem zwierząt leśnych jest ułomna. Mile
zaskakuje ankieta pt. "Zdarzenia drogowe z udziałem dzikich zwierząt",
którą można wypełnić - http://www.siskom.waw.pl/
Szukałem danych w internecie. Znalazłem sprzed kilkunastu lat (i z ościennego
kraju), zatem trudno ocenić ich wiarygodność. Są one jednak koszmarne -
"W Niemczech, w wypadkach drogowych z dzikimi zwierzętami ginie rocznie
ok. 70 osób, a 3,5 tys. zostaje rannych. W okresie od kwietnia 1995 roku do
marca 1996 roku zginęło tam 145 000 saren, 8 000 dzików, 2 700 sztuk danieli
i 1 600 sztuk zwierzyny płowej; do tego trzeba jeszcze doliczyć niezliczone
ilości zajęcy i lisów". Mam nadzieję, że są to zawyżone dane!
Na drogach trwa wojna ludzko-zwierzęca. Zabijane są zwierzęta, które są
wprasowywane przez setki aut. Ranne są dobijane i zabierane do konsumpcji. Giną
także ludzie. Temat przez lata ukrywany i niechętnie omawiany. Zdarzają się
także wypadki, ale ze zwierzętami domowymi, za które odpowiadają
nieodpowiedzialni hodowcy oraz kierowcy transportujący zwierzęta w
specjalistycznych pojazdach.
Kilka dni temu pokazywano okrutny koniec życia pięknego łosia, który próbował
przeskoczyć przez ogrodzenie. Było ono zakończone zaostrzonymi pionowymi prętami,
które rozpruły brzuch sympatycznemu i zamęczonemu zwierzęciu. W okolicach
występowania co bardziej skocznych zwierząt, należy wydać nakaz wymiany
ostrych elementów płotów na zatępione, choćby zakończone kulkami a
najlepiej poziomą rurą albo kątownikiem wieńczącym segment ogrodzenia.
Mirosław
Naleziński,
Gdynia
www.mirnal.neostrada.pl
PUBLIKACJE MIRKA 2009r
MAJOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGOAKTUALNOŚCI KWIETNIOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI MARCOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI LUTOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI STYCZNIOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
PUBLIKACJE MIRKA 2008r
AKTUALNOŚCI GRUDNIOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI LISTOPADOWE
MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
PAŹDZIERNIKOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
WRZEŚNIOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO





PUBLIKACJE MIRKA w
2007r
AKTUALNOŚCI grudniowe 2008 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI listopadowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI październikowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI wrześniowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI sierpniowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
lipcowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
czerwcowe 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
majowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI kwiecień 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
marzec
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
luty 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
styczeń 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
PUBLIKACJE MIRKA w 2006r
AKTUALNOŚCI
GRUDZIEŃ MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
LISTOPADOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
PAŹDZIERNIKOWY MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
SIERPNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
LIPCOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
MAJOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKIEGI
AKTUALNOŚCI
KWIETNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
MARCOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
LUTOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
STYCZNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
i przechodzimy na 2005r
AKTUALNOŚCI
GRUDNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
LISTOPADOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
PAŹDZIERNIKOWY MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
WRZEŚNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
SIERPNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
CZERWCOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
MAJOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
KWIETNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
Polecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
Tematy w dziale dla
inteligentnych:
ARTYKUŁY - tematy do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
"AFERY
PRAWA" Niezależne Czasopismo Internetowe www.aferyprawa.com redagowane przez dziennikarzy AP i sympatyków z całego świata których celem jest PRAWO, PRAWDA SPRAWIEDLIWOŚĆ DOSTĘP DO INFORMACJI ORAZ DOBRO CZŁOWIEKA |
aferyprawa@gmail.com |
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.