opublikowano: 26-10-2010
Media w Polsce i na świecie - kwietniowy cykl krytyczno-informacyjny Mirosława Nalezińskiego
Magiel
imienia Zyzaka, czyli plecenie zyzaków
Na karty historii ruchu robotniczego,
obok weteranów tegoż ruchu, którzy wespół z Wałęsą obalili komunę, wdarł
się pewien szczawik o nazwisku Zyzak, zwany (sic!)... historykiem. Wdarł się
ze swoją obrzydliwą cegłą, zwaną... pracą naukową.
Od kilkunastu lat nasz noblista a
najbardziej rozpoznawalny w świecie żyjący rodak, zmaga się nie tyle (jak
dawniej) z esbekami, czy innymi reprezentantami starego systemu i układu, ale również
ze swoimi towarzyszami (już byłymi przyjaciółmi) walki o lepszą Polskę.
Owszem, trudno powiedzieć, czy Wałęsa i miliony popierających go Polaków, w
latach 80. chcieli obalić komunę na rzecz kapitalizmu z dzisiejszą twarzą,
czy jednak inaczej sobie wyobrażali wolną Polskę, Polskę bez patologii
ujawnianych nam przez media przez 20 ostatnich lat.
Trudno ustalić, dlaczego aż tylu współtowarzyszy
Wałęsy dowodzi, że ma on aż tyle niegodnych (a nawet haniebnych) uczynków.
Jest cały katalog zarzutów - począwszy od zawłaszczenia franków francuskich
(taka była kiedyś europejska waluta) po płatną współpracę z tzw. służbami.
W imię bezwzględnej prawdy a przy okazji, aby dać upust niezadowoleniu ze
swojej niezrealizowanej drogi życiowej?
Ileż trzeba mieć siły i zdrowia, aby
szamotać się w sieciach zarzucanych przez pamiętliwych i mściwych współbojowników
o lepszą Polskę?! Przecież z powodu wieloletnich zmagań, Lech Wałęsa będzie
żył krócej - to musi się odbić na jego zdrowiu. Owszem, w historii zdarzały
się podobne napaści na znane osobistości, jednak następowało to wiele lat
po zakończeniu doczesnej wędrówki danego króla, działacza, polityka. Świat
jest zdumiony - jak można żyjącego bohatera ośmieszać, poniżać, lżyć,
wyzywać i to w państwie chlubiącym się JPII i podkreślającym wpływ wiary
na życie obywateli i na ich wartości. Nawet jeśli były prezydent ma coś na
sumieniu (a któż z nas nie ma?).
Zyzak ma 24 lata i jest... historykiem.
To brzmi jak żart. Równie dobrze można byłoby innego młodzika nazywać
generałem albo profesorem. W takim wieku można być muzykiem, poetą, aktorem
i w ogólności - artystą, zatem umówmy się, że Zyzak jest artystą
historykiem, czeladnikiem historykiem, ale przecież jeszcze nie historykiem!
Ale to Polska właśnie - parę lat temu 18-letni (sic!) biznesmen oszukał
kilkuset niedoszłych turystów (zebrał kasę od marzycieli złaknionych lotu
do egzotycznych krajów) i tyle go widziano. Takich mamy biznesmenów. Mamy także
początkujących kierowców - chłopców lekceważących nie tylko przepisy i
bezpieczeństwo własne, ale życie innych użytkowników dróg.
Mając kilkanaście lat można być świetną
gimnastyczką, w okolicach dwudziestki doskonałym piłkarzem. Czasy
dwudziestoparoletnich dowódców wojskowych bezpowrotnie przeminęły. Jeśli
jeszcze ktoś czyta książki o Indianach, to wie, że młodzi skaczą sobie do
oczu podczas narady w wigwamie i każdy chce błysnąć przed wodzem swoim
temperamentem, sprytem i odwagą, natomiast na koniec - kiedy przychodzi do chłodnej
oceny sytuacji - głos zabiera senior rodu, plemienny nestor, który podczas
pyskówek nie brał czynnego udziału, jedynie w zadumie wsłuchiwał się w
rozmaite głosy młodzieńczych a gorących głów (od najgłupszych po najmądrzejsze
wypowiedzi), zafrasował się, pyknął z fai i w paru zdaniach podejmował
decyzje zamykające rozgardiasz.
Młody historyk? Miał parę latek,
kiedy szliśmy na wybory 4 czerwca 1989? Przecież to gorzkie żarty ze
wszystkich, którzy zmagali się z życiem w komunie i bezczelna obelga rzucona
w twarze Polaków walczących z ówczesnym systemem! Ale Polska to przecież
idiotyczne państwo absurdów, wszak to u nas sędziowie wysłali do ministra
skargę na swego szefa, a tenże (inteligentny?) minister odesłał pismo do
rozpatrzenia (podobno zgodnie z procedurami) do... ich przełożonego. Równie
dobrze folksdojczów mógłby krytykować dzisiejszy chłopaczek, który pracuje
i mieszka w Niemczech pośród swoich serdecznych niemieckich przyjaciół; taki
młodzian nie ma żadnego wkładu w rozwój Polski (nie licząc przywożonych i
wydawanych u nas zarobionych europów) a feruje wyroki - jacy to oni byli
sprzedajni podczas okupacji. Łatwo się wydaje wyroki, jednak jeśli się to
czyni dla rozgłosu i kasy, to nie nazywajmy tego naukowym posłannictwem!
Świeżo upieczony magister historii
pisze zatem książkę o naszym nobliście... Ma dostęp do archiwów i w parę
miesięcy kseruje dokumenty, przy których pozyskaniu nie ryzykował utratą
nawet paznokcia. Te papiery są okupione pracą milionów Polaków cierpiących
biedę i upokorzenia w nieprzyjaznym (a dla wielu - koszmarnym) systemie społeczno-politycznym.
Naród płacił wymierne złotówki wszystkim wrednym rodakom zwalczającym
opozycję. Utrzymywał ich wbrew sobie, na niezłym poziomie życia, zaś po
upadku komuny - hojnie ich obdarzał wysokimi emeryturami. W przeliczeniu na
dzisiejsze pieniądze, to miliardy dolarów (za te pieniądze można było
wybudować choćby autostrady). Te stare dokumenty przechowywane są w dalszym
ciągu dzięki podatkom płaconym przez Naród. Koszty te, wraz z
"wnikliwymi a satyrycznymi badaniami naukowymi", szacowane są na ćwierć
miliarda złotych w tym roku. I taki Zyzak włazi z buciorami do narodowego
archiwum, bierze państwowe pieniądze za jakąś tam swoją pracę przy
kopiarce, zaś przy okazji odwala prywatną robotę i "tworzy dzieło"
(zwane przez wielu gniotem) zafundowane przez Naród, które jest...
antynarodowe. Takie tematy można opracowywać po kilkudziesięciu latach, ale
zajmowanie się plotkami przez pseudonaukowców za pieniądze podatników, to już
jest skandal!
Magister historii niech zapyta - w jaki
sposób wydałby swoją ceglastą księgę za komuny. Gdyby była po linii PZPR,
to papier dla niego wydobyto by nawet spod ziemi, ale gdyby była sprzeczna z
linią, to już na początkowym etapie zbierania materiałów przez Zyzaka,
odwiedzaliby go rodzice (a czy mają sobie coś do zarzucenia?) w celi, zaś
Wolna Europa rozsławiałaby naszego bohaterskiego magistra na całym
kontynencie. Dużą winę mają kolorowe pisma i tabloidy - pokazują kariery młodych
ludzi, którzy sobie na to nie zasługują, podglądają także wipów
zamieszczając plotkarskie materiały w swoich medyjkach. Zdecydowana większość
naukowców gardzi metodami rodem z magla, jednak tych obiektów jest coraz
mniej, zatem młodzi ludzie nie tylko nie znają technicznej strony owego
wynalazku, ale również nie orientują się w pozatechnicznych aluzjach do
wyrazu "magiel".
Profesor Nowak, promotor pracy
magisterskiej Zyzaka oraz omawianej jego książki, jest pracownikiem naukowym
Uniwersytetu Jagiellońskiego, którego notowania w świecie nie są zbyt
wysokie, zaś teraz spadną jeszcze bardziej. Nowak przysłużył się swej
uczelni podobnie jak książka Zyzaka rozdartemu społeczeństwu, które zamiast
skupić się na kryzysie i walką z bieżącą degrengoladą, ma dodatkowe
problemy do rozważania. Szkoda drzew na takie "dzieła"!
Krytykowana Doda, dzięki talentowi i własnej
pracy, robi karierę i ma dodatni wpływ na polską muzykę, ale Zyzak? Ma
ujemny wpływ na polską historię i na współczesne społeczeństwo, zatem
zamiast ksywy Doda (Plus), raczej nosiłby Ujma (Minus) i tak większość Polaków
uważa - p. Zyzak przynosi ujmę tak historykom, jak i całej Polsce. Za społeczne
pieniądze napisał książkę opluwającą narodowego bohatera; owszem,
trudnego, prostodusznego, czasami nieznośnego, ale naszego - polskiego!
Na cześć konstruktora Rudolfa Diesla
mamy silniki (dizle), na "cześć" Judasza mamy drzwiowe wzierniki
(judasze). Co wniesie nam do języka polskiego pan magister historii Paweł
Zyzak? Jeśli nobliwi historycy, literaci, medycy trafią na równie
nieopierzonego młodzieńca (lub dziewczę) o zamiłowaniu do pisania bzdur na
bazie infantylnej metodologii, to takie banialuki, androny, farmazony, żenujące
intelektualne zygzaki, będą określane jako... zyzaki.
Nawet jeśli Wałęsa - mając kiedyś
tyle lat, co dzisiaj Zyzak - był gawroszem, który jako stoczniowiec ośmieszał
wodzów komuny i walczył z ówczesnym systemem, to była to właściwa, odważna
i ryzykowna droga robotnika, który walczył z patologiami ówczesnych czasów.
Można dyskutować, czy się to udało. Kto z was mu pomagał?! Zyzak, który
niemal wszystko zawdzięcza Wałęsie i "Solidarności", wyciąga
jakieś (mniej czy bardziej sprawdzone) fakty w sposób iście prostacki i
chuligański. Można go zatem także uznać za gawrosza, ale naukowcowi nie
przystoi taka postawa - swoją inteligencję i pracowitość mógłby spożytkować
do jednoczenia Narodu, nie zaś do jego dzielenia. Z pewnością lepiej zna języki
obce, lepiej się wysławia, lepiej posługuje się komputerem. Za 50 lat Wałęsa
nadal będzie bohaterem, zaś Zyzak (jeśli ktokolwiek jeszcze będzie go pamiętać)
będzie postrzegany jedynie jako koniunkturalny i jednostronny krytyk wielkiego
Polaka. Może ktoś otworzy magiel im. Pawlika Morozowa Zyzaka, może powstanie
kabaret "Zyzaki" albo plotkarskie działy (zyzaki) w kolorowych
pismach, wszak mamy wolność słowa, nieprawdaż p. Zyzak?
Poszukiwacz muszli z wargami
Pewien dżentelmen zamieścił ogłoszenie
pod tytułem: "35letnie wysoki postawny mężczyzna szuka dziewczyny
posiadająca muszelkę z dużymi wargami", w którym określił się jako
"Wysoki postawny i atletycznie zbudowanego mężczyzna, uprawiam sporty siłowe".
Może będzie to pociechą dla
intelektualistów drobnej postury i rachitycznego zdrowia - ten gość wprawdzie
uprawia sporty (i to siłowe), ale jego mózg przypomina raczej kalafior(a),
bowiem (to oryginalna jego pisownia) jedynie dowodzi, że miłośnik (zbieracz?)
muszli zbyt mało czasu poświęcał nauce języka ojczystego. Owszem, aby
dogadać się z ludźmi (prawdopodobnie chodzi jednak tylko o ładniejszą połowę)
w sprawie poszukiwanych uwargowionych muszli, nie trzeba być Słowackim;
zapewne wystarczy posiadać walory typu waluta obowiązująca już po słowackiej
stronie naszej granicy i można rozglądać się za co ciekawszymi egzemplarzami
muszli (akurat tam, z braku morza, mogą być trudności ze znalezieniem świeżego
towaru, choć w ichnich Tatrach można znaleźć muszlowe skamieliny sprzed...
milionów lat).
Nie wiadomo o co mu chodzi. Skoro
wysoki i postawny, to pewnie chciałby muszlowe trofeum postawić na komodzie.
Skoro uprawia sporty siłowe, to może zależy mu na ciężkiej muszli, aby móc
z nią się użerać, czyli ćwiczyć; to może wystarczy taka toaletowa z
sedeską? Szuka posiadaczki (kolekcjonerki, właścicielki?) rozmaitych muszli
(muszelek, muszeleczek), pośród których ma jakąś z wargami i to z
obszernymi? Muszle są twarde, sztywne, kruche. Poszukiwane jako trofea (zwłaszcza
z ciepłych mórz) bywają ozdobami wielu kolekcji, także akwariów. Jednak
trudno spotkać (a może to nawet niemożliwe), aby muszla miała wargi, które
kojarzą się z akurat przeciwnymi cechami (ruchliwość, elastyczność a nawet
gadatliwość - u ssaków z najwyższej półki), zatem trudno sobie wyobrazić
połączone ze sobą dwa odmienne żywioły. Bywają jakieś rośliny a nawet
zwierzątka, do których dosadzają się muszle, jednak aby miały one wargi, to
chyba trudne zadanie dla poszukiwacza a konesera takiego zestawu, ale mawiają -
szukajcie, a znajdziecie.
Dlaczego ów młodzian poszukuje
dziewczyn, wszak w ostatnich latach niepolityczne jest zaznaczanie płci, kiedy
chcemy coś załatwić, kogoś zatrudnić, a nawet zmienić stan cywilny.
Jeszcze parę lat, a takie ogłoszenia będą zabronione, zaś ogłoszeniodawcy
będą ścigani na mocy unijnego prawa... W końcu to dyskryminacja; przecież i
chłopcy mogą mieć muszelki z wargami do sprzedania albo do wymiany tudzież
tylko do obejrzenia.
Jeśli zamiłowanie do solidnie
uwargowionych muszli jest pielęgnowane z dziada pradziada (lub z baby prababy -
w ramach równouprawnienia), to może się zdarzyć, że na spotkanie z
omawianym koneserem stawi się jego matka, siostra, córka albo żona i sobie
wzajemnie obejrzą owe rodzinne i cenne precjoza...
A może sam ma kolekcję zworkowanych
jaj unikatowego ptaka, która mu się znudziła i chętnie wymieniłby na
omawiane muszle z wargami?
PS Muszla - niem. Muschel
(z łac. musculus - myszka); któż by pomyślał, że oba znaczenia mają wspólne
pochodzenie; zresztą w ogłoszeniu także wzmiankowano o myszce, zatem hobbysta
ma więcej przyrodniczych zainteresowań...
Zyz(ak)owate szczęście Wałęsy
Polska jest złakniona kolejnych odważnych
historyków! Prosimy - zapisujcie się w kolejce na Wydział Historyczny
Uniwersytetu Jagiellońskiego i piszcie prace naukowe! Bodaj w żadnej innej
dziedzinie nie mamy aż takich sukcesów. Czy ktoś sobie przypomina młodego
naukowca dowolnej dziedziny (ale nie historyka), który rzucił wszystkich na
kolana - jakież to mądre poruszył problemy sławiące go i nasz naród w
szerokim świecie? Rzeczpospolita sypnie kasą podatników na ujawnianie
wszystkich prawd o innych wielkich Polakach - od Mieszka Pierwszego po Kaczyńskich
Dwojga. Już wiemy, że Tuwim i Brzechwa są niegodni bycia patronami niektórych
szkół. Wiemy, że Piłsudski zachował się niegodziwie w sprawach małżeńskich,
teraz zaś wiemy, że nasz pokojowy noblista był gawroszem, nie zaś wielkim
rodakiem. Czekamy na kolejne wielkie biografie!
Gdyby Judasz żył dzisiaj, to miałby
spore szanse wybicia się w nauce (polskiej), zwłaszcza we współczesnej
historii i to w Krakowie, pośród wielu kościołów. Zatrudniłby się w
wybitnym instytucie, w którym cichaczem kopiowałby (pomiędzy zawodowymi
poleceniami) cenne informacje do swojej książki, zaś jego pensja byłaby
ufundowana przez Naród. Niczym detektyw lub oficer śledczy, pojeździłby po
Polsce (na koszt podatnika) i prosiłby sympatyczną ludność miast i wsi o błyśnięcie
choć raz w życiu przed dyktafonem. Któż odmówi uczonemu przybyszowi z
wielkiego świata i ze słynnej uczelni? Jeśli piłeś ze znaną personą,
podszczypywałeś panienki, miałeś kłopoty po alkoholu, to błyśnij swoją
wiedzą - cała Polska czeka na twoje bezcenne rewelacje godne tabloidów! Nawet
w internecie zamieszczą wywiad z tobą!
Judasz mógłby pisać krytycznie o Łokietku,
Dmowskim albo o Piłsudskim, jednak nie mógłby liczyć na większe profity; więcej
- większość Polaków skrzyknęłaby się przeciwko niemu. A tu - reflektory,
spotkania; słowem - kariera. Pozazdrościć! A że spada nam kolejny Polak z
piedestału? No cóż, mamy ich tam tak wielu, że mogą spadać. Potwierdza się
powiedzenie, że jeśli w piekielnym kotle jeden wciąga drugiego, to są to...
nasi. Najlepiej pokopać żyjącego wipa, bowiem najciekawsza jest jego reakcja
- przyzna się do wszystkiego, zaprzeczy, czy będzie się włóczył latami po
sądach ku uciesze pospólstwa?
Czy Judasz kłamał, czy był szczery?
Czy Pawlik Morozow kłamał, czy złożył prawdziwe doniesienie? Czy ucieszyły
ich srebrniki i inne profity z ich szlachetnej (tak uważali) działalności?
Zapewne wierzyli, że czynią dobro i prędzej czy później się zorientowali,
że może jednak nie. Czy byli z nich dumni ich rodzice?
Teraz poczekajmy na młodych archeologów,
którzy zbadają szamba osób nielubianych przez jakiegoś partyjniaka i napiszą
pracę naukowe za nasze pieniądze - co jadali, jak często się kąpali i w
jaki sposób świntuszyli. Przecież nie zrobi tego nestor polskiej archeologii
- od takiej roboty mamy zapalczywych młodych żółtodziobów a kolejnych
karierowiczów.
Emitowane są ciekawe programy o
detektywach - za prywatne pieniądze węszą, śledzą, podkupują, nagrywają i
przedstawiają dowody zdrady, oszustwa, kradzieży. Nikomu jednak nie przyszło
takiej działalności nazywać nauką polską. Od niedawna mamy młodego
naukowca a historyka, który za swoją śledczą pracę otrzymał tytuł
naukowy. Może ten rewelacyjny polski pomysł przyjmie się na Sorbonie,
Oksfordzie, Yale? Na razie magister jeździ po Polsce i opowiada z dumą o
swojej bardzo potrzebnej pracy naukowej, o swym posłannictwie. Z pewnością
zostanie wzorem dla wpatrzonych w niego maturzystów, którzy od teraz wiedzą,
że studiowanie górnictwa, hutnictwa, czy rolnictwa to strata czasu.
A swoją drogą, czy absolwenci wydziałów
historycznych nie mają ciekawych ofert pracy i muszą pracować jako kopiści w
rozmaitych placówkach naukowych? Inni może są dozorcami, magazynierami albo
szukają szczęścia na Wyspach? A może są instytuty, w których zaczyna się
jako kopista i w zależności od wydanej książki (oczywiście poza
instytutem...) albo nadal kserują, albo jednak pną się wyżej. Ale pewnie nie
chodziło tam o pracę zarobkową jako kopista, lecz o stały dostęp do
archiwum.
Magiel (w znaczeniu pozamechanicznym)
nie oznacza podawania nieprawdziwych informacji. Nie, tam w większości są
maglowane prawdziwe wieści, jednak forma, sposób prefabrykacji, a zwłaszcza
cel rozgłaszania, jest nikczemny.
Czy to prawda, że nasz polski wielki
(naukowo) tandem (Zyzak i Nowak) podjęli się napisać drugie dzieło godne
nauki polskiej - tym razem o panach Kaczyńskich (nieelegancko nazywanych braćmi
bliźniakami)? Mają tam zamieścić wszystkie plotki, fakty oraz anegdoty z życia
naszych wielkich rodaków, począwszy od planu filmowego, poprzez prace
dyplomowe, po sprawne budowanie IV RP. A podjęli się tego monumentalnego dzieła,
aby wytrącić broń wszystkim malkontentom zarzucającym im nieuczciwość,
komercję, chęć robienia kariery za wszelką cenę, wykonywanie roboty na
polityczne zamówienie. Możemy zatem liczyć na równie uczciwe, obiektywne i
dociekliwe dzieło. Jedno opracowanie (o Wałęsie) to mało, ale jeśli o
panach Kaczyńskich również będzie taka rewelacyjna księga (o podwójnej
grubości!), to wszystkie nasze uniwerki będą się bić o najsławniejszego
polskiego historyka Zyzaka. Zatem - czy to prawda?
Blaszane domy
Europa jest wstrząśnięta ogromem
zniszczeń po trzęsieniu ziemi w Abruzji (mało znana nazwa, ale ładnie
spolszczona; wł. Abruzzo) we Włoszech (o, tu jednak kiepsko "wygląda"
ta nazwa; powinno być 'Italia'). Około 200 ofiar śmiertelnych to oczywiście
symboliczne straty, wszak nie takie trzęsienia ziemi mieliśmy choćby w
ostatnich stu latach - były katastrofy uśmiercające ponad sto tysięcy istnień
ludzkich (każda!), w tym ok. 300 tys. podczas wstrząsu i tsunami w 2004 roku.
W zeszłym wieku, w samych tylko Chinach, zginęło niemal milion ludzi w kilku
kataklizmach! Pewną ciekawostką jest liczba ofiar trzęsienia ziemi (także w
Państwie Środka) w 1556 roku, kiedy zginęło 830 tys. ludzi. Tak oszacowali
historycy, ale cóż warte są ich szacunki, skoro nie można dojść do ładu,
ilu ludzi zginęło podczas katastrofy nuklearnej w Czarnobylu w 1986 roku. A może
- im młodsi historycy, tym trudniej im uzyskiwać wiarygodne wyniki; komputery
mają wprawdzie coraz większą moc, tyle że trzeba ją umiejętnie wykorzystać...
W Kalifornii oświadczono, że gdyby u
nich było trzęsienie ziemi o podobnych parametrach, to nikt by nie zginął.
Amerykańskie niskopienne budownictwo jest zwykle drewniane i wprawdzie podczas
trzęsienia ziemi niewiele rzeczy może zabić mieszkańca, to jednak każdy z
nas pamięta rozdmuchane miasteczka po przejściach tornad. Gdyby nie uliczki,
to geodeci mieliby problemy z ustaleniem lokalizacji poszczególnych działek.
Budynki odpowiednie dla trzęsienia, nie są właściwe dla wichrów.
We Włoszech istnieje sporo domów
niespełniających norm w aspekcie ruchów tektonicznych, nawet budynki
policyjne i szpitalne. Kiedy ludzie ochłoną i sytuacja zostanie opanowana, to
ruszy budownictwo pełną parą, zatem wielu naszych rodaków pospieszy z
internacjonalistyczną pomocą w tej ważnej dziedzinie unijnej gospodarki.
Żeromski wymyślił szklane domy, co
spotkało się z pozytywnym przyjęciem ze strony naszych bogaczy budujących
(po 1989) przeszkolone apartamenty a ponadto pomysł naszego pisarza wszedł
(przed 1989) na stałe do kanonów kabaretów ciągnących łacha z jego
szczytnej idei.
Huty, stocznie oraz inne montownie
konstrukcji stalowych przechodzą poważny kryzys - miotają się i upadają, wręcz
toną (nawet stocznie budujące jednostki... pływające!) a przecież zgodnie z
nazwą tworzywa jakim się zajmują (stal), powinny się zestalić w robocie
(przejść z lotnej fazy mrzonek na stałe i stalowe konkrety) oraz ustalić
jeszcze wyższy poziom produkcji a ponadto ustalić (czyli usztywnić) wznoszone
budynki.
W jaki sposób to uzyskać? Otóż dzięki
zamianie klasycznych tworzyw (beton, cegła, pustak) na stal - blachy i kształtowniki.
Z nich składać (na podobieństwo okrętowych nadbudówek) domy mieszkalne i
budynki użyteczności publicznej. Ponieważ efektywność izolacji (przed
nadmiarem ciepła oraz jego niedoborem) jest lepsza w przypadku otulenia całej
konstrukcji, zatem stalowy budynek powinien być zaizolowany od zewnątrz, zatem
usztywnienia powinny być także od zewnątrz. Ściany wystawione na działanie
promieni słonecznych mogłyby zawierać ekologiczne instalacje wspomagające
podgrzewanie wody. Stocznie mogłyby w swoich halach i na placach wykonywać całe
moduły jedno-, dwukondygnacyjne, które niczym klocki, byłyby ustawiane na
placach budów. Gdyby okazało się, że taka technologia byłaby droższa od
tradycyjnej, to UE dopłacałaby różnicę. Oczywiście nie byłoby przymusu w
stosowaniu omawianego systemu, zwłaszcza że istnieją albo powstaną jeszcze
inne sposoby zwiększania bezpieczeństwa mieszkańców w rejonach sejsmicznych.
Unia również mogłaby dotować takie budownictwo poza swoim terytorium, w
rejonach ubogich a również zagrożonych trzęsieniem ziemi, co pośrednio
wsparłoby branże hutnictwa i budownictwa w UE.
W ostatniej tragedii runęło kilkanaście
tysięcy domów. Gdyby były wykonane z blach i usztywnień stalowych, to co
najwyżej by się zatrzęsły i nieco przemieściły; może nawet przekrzywiły.
Z pewnością by nie runęły! O ruinach nie byłoby wcale mowy, wszak one
kojarzą się wyłącznie z gruzowiskiem powstałym po budowlach betonowych i
murowanych.
Jeśli rodziny ubogie nie mają na
czynsz albo zamożniejsze osoby utraciły swoje mieszkania (hazard, bankructwo),
to (np. w Holandii ) umieszczane są w stalowych budynkach (zestawy kontenerowe
przystosowane do zamieszkania). Jeśli takie domy znalazły się w rejonie
abruzyjskiej katastrofy, to z pewnością nikt w nich nie zginął.
Ordery dla Instytutu Pamięci Nieistotnej
Prezydent pewnego słowiańskiego państwa
uhonorował 22 wybitnych historyków (jak nigdy szlachetny ten zawód nie budził
aż tylu kontrowersji) za popularyzowanie prawdy o najnowszej historii. Zapewniał
ich, że dla współobywateli są niezbędni i zachęcał do dalszej odważnej
działalności. Od lat obecnie panujący prezydent nie lubi (z wzajemnością)
byłego prezydenta a nawet aktualnego premiera, zaś urzędy i rzecznicy ich
reprezentujący, czynią sobie nawzajem rozmaite złośliwości, które ośmieszają
cały naród przed europejską publiką. Ordery zostały przyznane parę dni po
awanturze związanej z wydaniem biograficznej książki opartej na tabloidowej
pracy naukowej powstałej na dostojnym uniwersytecie założonym już w średniowieczu.
Honory czynił prezydent, który
nagrodził autorów szeregu wartościowych książek na temat historii
najnowszej, w tym historii życia prywatnego innego (już byłego) prezydenta, a
jednocześnie (także już byłego) przyjaciela aktualnego prezydenta. Oczywiście
z gruntu fałszywy i krzywdzący jest zarzut wynagradzania dyspozycyjnych
naukowców za trud poniesiony podczas mieszania z błotem pewnego słowiańskiego
(już byłego) robotnika i (także byłego) prezydenta (w jednej osobie). Na
filmach niekiedy dopisywana jest uwaga - "podobieństwo do kabaretu jest
zupełnie przypadkowe", co świetnie pasuje do opisywanego wydarzenia.
Najczęściej prezydenci nagradzają
naukowców w dziedzinach, którymi się nie interesują - po prostu wypada dać
order komuś z najwyższej półki chemicznej, fizycznej lub matematycznej, aby
podkreślić wielkie a udawane zainteresowanie państwa nauką i naukowcami.
Listy nagrodzonych sporządzają zmobilizowani fachowcy, zaś zestaw (do wręczania)
"klapa, rączka, goździk" zwykle powierzany jest urzędnikom
prezydenta. Tu jednak uczyniono wyjątek - głównym pomysłodawcą oraz wpinającym
był najważniejszy przedstawiciel państwa i uczynił to w auli z masowym udziałem
mediów. Dziwnym trafem osoba wręczająca, jej urzędnicy oraz naukowcy
odbierający szlachetne pamiątki, niejako jadą na jednym hist(o,e)rycznym wózku,
na wózku, którym chcą dokładnie rozjechać symbol zmian w świecie. Oczywiście
chcą to uczynić pod sztandarem dochodzenia prawdy.
Od paru lat w owym nieokreślonym z
nazwy kraju, najbardziej znaną i cenioną grupą są... historycy. Nie chemicy,
nie fizycy, a już na pewno nie elektrycy, ale właśnie znawcy historii, jednak
nie w ogólności, lecz tej... najnowszej. Po wojnie szczególnym poważaniem i
rządowo-partyjnym poparciem cieszyli się historycy, którzy dowodzili, że
przodkowie sporego narodu słowiańskiego "od zarania dziejów"
zajmowali obszary, które słusznie zostały odebrane okupantowi, a im w
końcu przyznane. I taka była potrzeba, nakaz chwili oraz patriotyczna postawa
narodu, podnoszącego się z wojennych ruin. Teraz naród jest najmniej ważny -
popierani są hist(o,e)rycy dający się wciągać w personalne zatargi byłych
przyjaciół, którzy piastowali i piastują najwyższy urząd tego państwa.
Partia, którą hołubi prezydent,
wydaje sporą kasę podatników na plakaty i filmy reklamowe. Część ze stu
milionów dolarów rocznie, naród wydaje na dokuczanie robotniczej ikonie, dzięki
której jednak może więcej zdziałać na rozmaitych polach. Odznaczenie
wpinane w okrągłą rocznicę obchodzenia równie okrągłego stołu, w kraju o
podobnie okrągłym obrysie oraz o okrągłych dyskusjach toczonych w miejsce
konkretnej roboty,to już jest groteskowa prowokacja.
Frakcja wydająca publiczna kasę jest
ponadto odpowiedzialna za mianowanie wielu ministrów, którzy ośmieszyli i
narazili na straty finansowe politycznie skołowaciały naród. Karierę w tej
frakcji robił pewien premier, który zbijał kapitał u wyborców jako piewca
życia rodzinnego, wynosząc swoją żonę pod niebiosa jako opokę rodu. Żona
jest już odstawiona na bocznicę w związku z sercowymi (jednak nie
kardiologicznymi) problemami byłego już premiera (i męża), obecnie zaś
czciciela znacznie młodszej rodzinnej opoczki, a przy okazji poetyckiej foczki.
Sam prezydent również otacza się rodziną i podkreśla wartości małżeńskie
oraz rodzinne. Niestety, córka okazała się niegodną propagatorką nie tylko
katolickich wartości małżeńskich, ale ponadto jej teściem został dżentelmen
związany z wrogą opcją polityczną. Najsławniejszy naukowiec tego państwa,
aby uzyskać miano bezstronnego badacza najnowszej historii, zbiera tego typu
cenne informacje, które niebawem opracuje i wyda drukiem, chyba że otrzyma
ciekawe stanowisko w branży pozanaukowej, co obróci wniwecz jego ambitne
plany. W ostatnich kilku wiekach próżno by szukać równie sławnego badacza,
który aż tak poruszył naród na ziemi, no... może pewien dostojny jegomość,
który poruszył Ziemię z narodami wokół Słońca, jednak można się
sprzeczać...
Gdybyż tak Molier albo Fredro żyli
dzisiaj... Z pewnością wdzięcznie i dowcipnie ubraliby w wiersze opisywaną
walkę o prawdę i nagrody za nią, że co znamienitsi mężowie przeszliby do
historii literatury, w szczególności... komedii. Atmosferę farsy podgrzewa
decyzja o kontroli podupadającego uniwersytetu z powodu zawirowań na najważniejszej
obecnie katedrze w państwie, a jakże - historii. Decyzja jest już uchylona,
co wprawia w zakłopotanie partię rządzącą i w euforię partię opozycyjną.
Dziwaczne i czepialskie zagrania opozycji powodują upadek autorytetu instytucji
państwowych, które trzymałyby jakoś fason, gdyby nie ustawiczne i złośliwe
podgryzanie. Opozycja zanurza się w bagnie i ciągnie za sobą wszystkie osoby
zainfekowane i ośmieszone przez nią, zatem szanse na powodzenie w polityce gwałtownie
maleją... wszystkim.
Nagroda jest za "szczególne
sukcesy w docieraniu do prawdy". Dawniej ordery dawano za sukcesy w
docieraniu przez zasieki do bunkrów, do zasieków, do twierdz oraz (w końcu)
do stolicy wroga. No cóż, jeśli ktoś czuje się Napoleonem, ale nie ma z kim
walczyć w autentycznych okopach, to pozostaje choć walka o... prawdę.
Archeolodzy i antropolodzy nie dostaną
odznaczeń, bowiem niczego nie wnoszą i nie wniosą do najnowszej historii państwa,
zwłaszcza w dziedzinie nielubienia określonych osób, które naraziły się
najjaśniejszemu twórcy czwartej republiki. Nie docierają do (prehistorycznej)
prawdy, lenią się, nie wychodzą naprzeciw oczekiwaniom wodza. Są zatem
nieprzydatni, ponieważ wszyscy, którym można byłoby dokopać w okopach
nauki, po prostu dawno nie żyją, zatem po co komu taka nauka, wszak nauka
powinna być stosowana i to wobec wrogów.
Maturzyści wyciągają wnioski i
masowo będą forsować wydziały historyczne, bowiem jedynie tam można zrobić
wielką karierę mając tylko nieco więcej niż 20 lat i nie będąc geniuszem.
Wystarczy pojeździć po pięknym kraju i ponagrywać ciekawe rozmowy osób pamiętających
byłych przyjaciół wodza. Dawniej taką działalnością zajmowali się
dziennikarzyny brukowców, ale nigdy im się nie marzyły ordery za grzebanie w
dawnych prywatnych historyjkach. Ponieważ nakłady prasowe spadają, żurnaliści
mają kłopoty, przeto wielu z nich zastanawia się, czy nie zrobić magisterki
na katedrze historii o zmienionej nazwie - Magiel im. Zyzaka. I nie przeszkadzają
im zgryźliwości w rodzaju - historyk różni się od historyka IPN tym, czym
krzesło od krzesła elektrycznego.
Przywódca państwa przyznał, że każdemu
zdarza się popełnić błąd, jednak każdy powinien śmiało wyznać swoje
grzechy. Oświadczenie to wywołało konsternację wśród zwolenników
prezydenta i wzmożone zaciekawienie całego narodu, który w związku z tym
oczekuje w napięciu na osobiste wynurzenia - tym razem - szefa owego
nadmorskiego państwa.
Prezydent zaapelował do historyków
Instytutu Pamięci Nieistotnej - "działajcie dalej i bądźcie odważni".
Ongiś rzekł był to samo pewien wojownik germańskiego państwa, kiedy na parę
tygodni przed klęską poklepywał, wręczał odznaczenia i zagrzewał do walki.
Oczywiście nie przeczuwał, że po latach jego poddani będą budować
demokrację w ramach Wielkiej Europy. Czyżby współczesny prezydent nie
przewidywał, że historia kołem (zyzakami) się potoczy i naukowe działa/dzieła
mogą zostać wymierzone właśnie w niego? I nie w odwecie, ale oczywiście w
ramach walki o naukową prawdę...
Niedostrzeżony seksizm
8 kwietnia 2009 (powtórzenie 11
kwietnia) w programie Moniki Olejnik wystąpiła Nelly Rokita, najpopularniejsza
posłanka w trzech kategoriach: pochodzenie zagraniczne, nietuzinkowe słownictwo
(co wynika również z pochodzenia) oraz wierność prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu.
Ostatnio sławę swoją ugruntowała podczas bohaterskich zmagań męża z
nieelegancką załogą niemieckiego samolotu oraz z przesadzoną brutalnością
takiejże policji. Kiedyś wymyśliła zdanko "Donald Tusk stoi w
rozkroku", za co została laureatką "Srebrnych Ust". Teraz zabrała
się - jak to określiła TVN24 - za "obrazową ocenę gaf polityków",
choć z uwagi na rodzaj ujawnionych owadów, raczej chodziło (a nawet furczało)
o doznania co najmniej... foniczne.
Niestety, p. Rokita przebrała miarkę
i nie powinna być zapraszana do programów na żywo i powinna być zaliczona do
ścisłej kilkuosobowej stawki polityków, którzy kompromitują nasze medialne
dyskusje. Owszem, programy nagrane wcześniej i odcedzone z żenujących uwag
mogłyby być emitowane, ale która z telestacji na taki (roz)krok się
zdecyduje? Przecież spadnie im oglądalność. Czołobitność wobec obecnego
prezydenta była aż żałosna, bowiem - wg posłanki - jest on najlepszym
prezydentem po obaleniu komuny (dlaczego nie najlepszym w całej historii
Polski?)...
Spadek medialnej popularności przywódcy
Polski, p. Rokita upatruje w nadzwyczajnych umiejętnościach premiera Tuska i
jego doradców w dziedzinie manipulowania słuchaczami. Jednak największa gafę
(i to podlegającą pod kodeks karny!) p. Nelly zafundowała pod koniec audycji,
kiedy już całkiem się zapomniała. Otóż wg niej nie ma głupich kobiet (są
tylko mądre!), natomiast mężczyźni są i głupi, i mądrzy. Przyjmując te
rewelacje oraz obserwując małżeństwo Rokitów, można domyślać się, po której
stronie umieszcza swego męża nasza miła pani poseł... Przy okazji - mąż
pani Nelly wystąpił przed kamerami również tego samego dnia (nieco później)
i z całej dyskusji zapamiętać można było jego rozważania na temat...
odwagi. No nieee! Po jazgotliwym incydencie z policją niemiecką?! Może tam złotoustej
damie tudzież mężnemu mężowi coś zabączyło i (ups!) stało się
(powiedzmy...) podwaliną położoną pod kolejną propozycją do nagrody
(tym razem) "Brunatne Usta". A przekazy ludowe sławią rokity (diabełki)
jako waleczne stworki...
Wracając jednak do skandalu, którego
bodaj nikt nie zauważył... Gdyby pewien europoseł powiedział publicznie w
Brukseli, że Polacy są mądrzy, zaś cudzoziemcy (Żydzi, Niemcy, Rosjanie,
Amerykanie...) bywają zarówno mądrzy, jak i głupi, to wybuchłaby wielka
afera. Gdyby pewien ksiądz rzekł, że katolicy są mądrzy, zaś innowiercy
bywają tak mądrzy, jak i głupi, to mielibyśmy skandal podczas Wielkanocy.
Gdyby pewien wzorcowy pan niechcący wygadał się, że tacy jak on są zawsze mądrzy,
zaś panowie niemieszczący się w standardach bywają - i owszem - mądrzy,
jednak bywają również głupi, to zostałby zrolowany w tęczowe flagi. Gdyby
pewien Amerykanin uznał, że biały człowiek jest mądry, zaś kolorowi ludzie
są mądrzy, ale i głupi, to miałby zagwarantowany proces.
Jeśli ktoś jest jednak Murzynem, Żydem,
innowiercą, gejem albo (jak omawiana posłanka) kobietą, to może obrażać
pozostałe grupy, bowiem to jest w jakiś przedziwny sposób tolerowane. To mieści
się w ramach kulturalnej dyskusji - zawsze można obrócić w żart.
Gdyby pewien polityk podczas rozmowy z
p. Olejnik spostrzegł był, że panowie są mądrzy, zaś panie bywają i mądre,
i głupie, to mielibyśmy feministyczną nawałnicę, począwszy od oburzenia
samej pani Moniki, skończywszy na paniach (zwłaszcza z opozycji), które nie
przepuściłyby świetnej okazji, aby błysnąć i powalczyć z facetami i ich
partią; nawet posłanki z partii tego polityka przyłączyłyby się do ogólnonarodowej
kakofonii.
Zatem obrażanie grup słabszych, także
uważających się za dyskryminowane, w tym uczulonych i przesadnie
przeczulonych, nie mieści się w ramach kulturalnej dyskusji - nikt i nigdy nie
pozwoli obrócić takiej gafy w żart. I gdzie tu symetria obrażania i
tolerancji? Czy można być posłanką i publicznie głosić seksistowskie
uwagi?! Pewnie można, skoro nasza publika i właściwe organa tego nie zauważają...
Mądry pożar po szkodzie
Wielka
tragedia w Kamieniu Pomorskim - w pohotelowym budynku mieszkało kilkudziesięciu
biednych, niezaradnych, bezrobotnych, chorowitych ludzi wraz ze swoimi
pociechami. W pożarze zginęło ponad 20 osób, które nie miały szans uciec
korytarzami i klatką schodową. Wyjście awaryjne było zamknięte. Kiedyś w ośrodku
młodzieżowym spaliło się żywcem wielu młodych ludzi, ponieważ okna na
parterze były "zabezpieczone" (przed złodziejami) kratami
zamontowanymi na stałe! I jakie wnioski wyciągnięto? Podczas pożaru w
Stoczni Gdańskiej również nie pomyślano o prawidłowej drodze ewakuacji.
Jeśli w prowizorycznych budynkach
mieszkają ludzie, to jak sobie te warunki wyobrażają władze i przeciętni
ludzie? Przecież nie ma środków na wybudowanie modelowych budynków, które
miałyby najwyższy poziom bezpieczeństwa. Jeśli przeciętne małżeństwo ma
spłacać kredyt mieszkaniowy do czasów wczesnoemerytalnych, to nie zgodzi się
na współfinansowanie mieszkań bezpłatnych i o wysokim standardzie ludziom
poszkodowanym przez los, bowiem z jednej niesprawiedliwości popadniemy w kolejną
(jak z tą Inką, która weszła w półświatek i będzie otrzymywać parę
tysięcy europów miesięcznie od austriackiego rządu za sprzedanie swoich
znajomków, mając w głębokim poważaniu miliony pracusiów, którzy nigdy
takiej kasy za uczciwą pracę nie zobaczą). Powinna jednak być jakaś
gradacja, aby ludziom młodym, energicznym, przedsiębiorczym żyło się lepiej
niż nieszczęśliwym i aby pierwsi ze zrozumieniem dotowali drugich. Jeśli
zaczniemy budować dla niezaradnych coraz lepsze mieszkania, zaś dla zaradnych
będziemy podnosić ceny domów i pogarszać warunki spłaty kredytów, to część
z tych "jeszcze chcących" przejdzie na stronę "już niechcących",
obciążając coraz bardziej zadłużony Skarb Państwa albo wyjadą z Polski
pozostawiając osamotnionych pechowców Ojczyźnie.
Biedni ludzie zostali
zakwaterowani w odzyskanych budynkach, często z grzybem i odpadającymi
tapetami (takie mieli pretensje). A do jakich budynków chcieliby się wprowadzić?
Czy wiedzą, ile kosztuje jeden metr kwadratowy powierzchni mieszkalnej, ile
jego utrzymanie bieżące i remonty? Czy mogą wskazać źródła pokrywania
tych kosztów? Czy po prostu chcą dożywotniej dotacji zrzucając swoje
kiepskie położenie na transformację i kryzys światowy?
Pewien mieszkaniec wykonał sobie
w ścianie przejście drzwiowe i odkrył, że wewnątrz jest izolacja azbestowa.
Niezaradny ów człowiek wykazał się jednak zaradnością - postarał się o
ekspertyzę pewnej uczelni technicznej. I lawina pretensji - dlaczego mieszkamy
pośród azbestu? Ludziska, kiedy słyszą o azbeście, to zaraz sztywnieją ze
strachu, a przecież to tworzywo jest szkodliwe wyłącznie podczas cięcia,
szarpania i rwania. Dopóki jest zakryte, dopóty jest nieszkodliwe! Ale nawet
wykonanie jednego otworu w ścianie (przy zachowaniu ostrożności) nie jest
szkodliwe. Zatem - dlaczego media tak się czepiają tego zasłoniętego
azbestu? Aby tylko narozrabiać? A skąd weźmiemy miliardy złotych na uporządkowanie
tej sprawy w całej Polsce? Z Unii Europejskiej? Bo daje? A nie lepiej budować
nowe, zaś stare odpowiednio zabezpieczać i dopiero podczas rozbiórki zachować
odpowiednie rozwiązania?
Najwięcej ludzi uratowało przez
okna (najwyższe to drugie piętro) - skok na sąsiednie drzewa lub bezpośrednio
na ziemię. Przypadkiem leżała tam pryzma żwiru, która amortyzowała upadki.
Może to jakaś wskazówka? Może niech pod oknami leżą takie piaskowe górki?
A podczas akcji ratunkowej powinny tam leżeć specjalne poduchy. W Stanach
Zjednoczonych są jeszcze koszmarniejsze schody przeciwpożarowe, które straszą
na ich filmach. Gdyby były w Kamieniu Pomorskim, to większość ludzi by się
uratowała, ale takich schodów w Europie się nie buduje.
Za oknami mogłyby być
zawieszone drabiny metalowe, ale jak by to wyglądało? Gdyby były na stałe,
to korzystaliby z nich złodzieje i kochankowie i szybko zostałyby
zdemontowane. Gdyby były ułożone wzdłuż muru, to by je już dawno
ukradziono. Ale może w każdym pokoju powinny być składane lekkie drabiny, które
podczas pożaru byłyby wystawiane za okno i zawieszane na hakach? Jednak musiałyby
być w pokoju elegancko zamaskowane i powinny być dla wszystkich mieszkańców
łatwo dostępne. Ponadto powinny być corocznie sprawdzane i ćwiczebnie użytkowane.
Takie rozwiązanie może każdy zastosować, natomiast "z urzędu" ten
system się w Polsce nie przyjmie z rozmaitych powodów. A i tak, podczas pożaru,
okaże się, że ktoś akurat wyniósł drabinę do sadu albo do malowania garażu.
Można zachęcać do kupna gaśnic
i montować je w domach. Być może ktoś po tej tragedii zawiesi gaśnicę w
strategicznym miejscu salonu, ale za parę lat obawy przygasną (jak ten
wielkanocny pożar) i kiedy jednak ogień się rozprzestrzeni, to się okaże,
że gaśnica od dawna nie jest... sprawna. Można zamontować czujniki pożarowe
(przy okazji także czujniki gazowe), ale i one sprawią zawód, jeśli po
latach zasilanie zawiedzie lub na korytarzu "żartowniś" będzie
pozorował pożar albo czad - ktoś zirytuje się i rozłączy, i tak
pozostanie... do kolejnej tragedii.
Jeśli ścianki są palne (a ileż
to pokazywano filmów katastroficznych o spalonych hotelach, statkach i
samolotach, i to eksploatowanych w krajach znacznie bogatszych od Polski?), to
można je pokryć cienką stalową blachą. Z pewnością będzie to tańsze, niż
zburzenie istniejących a obecnie niezbyt bezpiecznych budynków i wzniesienie
nowych.
A pożary i tak będą, ponieważ
większość z nich wybucha z powodu zaniedbania mieszkańców (papierosy,
instalacja elektryczna lub gazowa) i podpalenia (w tym samobójstwa).
Z domami jest jak z autami i
opieką zdrowotną - tańsze budynki (np. socjalne), popularne samochody oraz ogólnie
dostępne kliniki są niższej klasy dla ludzi biedniejszych i tego żaden ustrój
nie zmieni. Możemy się dziwić i protestować. Nie każdemu uda się ustawić
w życiu, jak wspomnianej Ince, choć większość by chciała, jednak pewnie
nie za każdą cenę.
Corocznie w każdym domu powinna
być przeprowadzona niespodziewana inspekcja, podczas której by sprawdzano
przewody kominowe, instalację gazową, elektryczną, nagromadzenie makulatury,
śmieci oraz kanistrów z paliwami i butli gazowych, drogi ewakuacyjne, wyjścia
na dach, drabiny itp. a przy okazji rzucono by podejrzliwym okiem na
"domowe plantacje" i "austriackie piwniczki". Ale społeczeństwa
w demokracji mają zwyczaj protestować, także i wówczas, jeśli ktoś na siłę
chce je uszczęśliwiać, zatem niewiele się zmieni.
"Tragedia Posejdona" i późniejszy "Posejdon"
Z pewnością każdy z nas oglądał
film "Tragedia Posejdona" ("The Poseidon Adventure", 1972)
lub (teleemitowany 17 kwietnia 2009) "Posejdon" ("Poseidon",
2006).
Niemal w każdym filmie zdarzają się
rozmaite gafy (zegarki u rycerzy, adidasy u żołnierzy, w tle anteny
satelitarne). Ale rzadko zdarza się błąd, którego niepopełnienie położyłoby
ideę stworzenia filmu.
Otóż parokrotnie zakpiono sobie z
praw fizyki...
1. Statek przewraca się do góry dnem.
Niezależnie czy pływa w pozycji standardowej (dno u dołu), czy w pozycji
nietuzinkowej (dno u góry), to podlega tym samym prawom fizyki. Zatem jego ciężar
(także z przyjętą wodą po zalaniu) równy jest wyporowi. Ale po uderzeniu
ogromnej fali, ludzie zamknięci są w powietrznym bąblu, czyli w wolnej od
wody przestrzeni. Wówczas ogromny statek spoczywa na tej powietrznej poduszce,
zatem ciśnienie powietrza jest znacznie większe niż atmosferyczne. Jednak nie
zauważamy żadnych kłopotów - pasażerowie zachowują się normalnie, jak my
na co dzień (nie licząc oczywiście stresującej sytuacji niemającej wpływu
na zmniejszenie ciśnienia).
2. Ekipa ratująca wykonuje otwór w
kadłubie, aby wydobyć ocalałych pasażerów z katastrofy. Już podczas
wykonania pierwszego przewiertu, powietrze ze sprężonej poduszki powietrznej
powinno buchnąć pod ciśnieniem w ratowników, zaś po wykonaniu otworu umożliwiającego
przejście człowieka, rozprężane powietrze powinno gwałtownie uciekać z
dziurawego kadłuba i w miejsce uchodzącego powietrza, wdzierałaby się woda z
morskiej głębi, powodując pogrążanie się statku w oceanicznej toni. Co
dzieje się z wnętrzem samolotu lecącego na kilku kilometrach ponad Ziemią,
kiedy odpadną drzwi? To wiemy z filmów katastroficznych - pasażerowie i luźne
przedmioty bywają wyssane z aeroplanu.
3. Przez kilkanaście minut pasażerowie
przechodzą kładką ponad gejzerami palącego się paliwa. Są kilkanaście
metrów ponad płonącą powierzchnią. I co? Nic się nie dzieje - grzebią się
niemiłosiernie z przechodzeniem, a my wnikliwie rozważamy (z nimi) wszelakie
aspekty indywidualnych osobowości. W rzeczywistości nikt nie przeszedłby
ponad palącym się paliwem, ponieważ gorąco od płomieni oraz gazy (spaliny)
uniemożliwią taką przeprawę bez specjalnego skafandra! Zresztą, po
wypaleniu się paliwa wewnątrz kadłuba, skład powietrza byłby ubogi w tlen i
przepełniony substancjami trującymi, zatem ludzie zginęliby w kilka minut...
Rozumiem, że filmy są realizowane,
aby twórcy zdobyli sławę i kasę, zaś widz ma przeżywać dreszcz emocji
oraz ma rozważać poważne problemy moralne, które zawarte są w przesłaniu
filmu, jednak ewidentne błędy w dziedzinie fizyki bywają zaskakujące.
Pierwsza wersja filmu jest ciekawsza od
drugiej. Zwykle tak bywa. Pewnie dlatego, że poznaliśmy główne problemy
moralne już za pierwszym razem i opatrzyliśmy się z katastrofą. Badanie
obiektywne polegałoby na obejrzeniu dwóch filmów w odwrotnej kolejności
przez widownię, która nie widziała żadnego z tych filmów.
Telewizyjny tygodniowy program
("Fakt") informuje: *Superkino: "Posejdon" - Okręt
"Posejdon" przewraca się do góry dnem*.
Oczywiście, to jest statek, nie okręt,
a ponadto - nazw statków nie spolszczamy; on na burtach miał nazwę "Poseidon".
Ten sam błąd popełniono w pierwszym filmie - "Tragedia Posejdona".
Gdyby film był o bogu Posejdonie albo o polskim statku o tej nazwie, to wówczas
napisalibyśmy poprawnie - "Posejdon".
W tym samym czasie emitowano film, o którym
nadmieniono: *"K-19" - Rosjanie wysyłają łódź podwodną o napędzie
atomowym*. Oczywiście, jest to okręt podwodny (nie łódź).
Właśnie agencje podały: *97-letnia
Millvina Dean, która przeżyła katastrofę "Titanica", sprzedaje na
aukcji swe rzeczy, by móc pokryć koszty pobytu w domu starców*. Jednak nie
spolszczono na "Tytanik". Statki "Danzig" oraz "Stockholm"
również zatonęły, jednak ich nazwy zachowujemy w oryginałach.
PS Remake [rimejk] - nowa wersja przebrzmiałego filmu. Paskudne (jako polskie) słowo i kolejne zaśmiecenie naszego języka oraz następny dowód na wyższość języka angielskiego (nie tylko w stosunku do naszego języka). Rimejk (też jednak porażka!)? Odgrzewka, przeróbka, odnówka, wznowienie? No cóż byśmy uczynili, gdyby nie ci wyspiarze geograficznie wypchnięci z litej Europy? Mają najlepszy język?
Będzie więcej przejęć i fuzji
Pod takim tytułem na łamach www.wnp.pl
(17 kwietnia 2009) pani Dudała dodała szereg wypowiedzi prezesa zarządu
Stalprofil SA, m.in. - "Firmy będą
się konsolidować, aczkolwiek konsolidacja będzie mieć inny charakter. Uważam
natomiast, że będzie więcej przejęć i fuzji".
Firmy zajmujące się stalą, powinny -
już choćby z powodu materiału - lepiej się konsolidować (zestalać), wszak
to dla nich jednak łatwiejsze, niż dla koncernów parających się plasteliną...
W dobie kryzysu, który nie omija
sektora zbrojeniowego, nie dziwota, że wielu zatrudnionych tamże, z przejęciem
patrzy w przyszłość i są skłonni przejść na produkcję fuzji, choćby dla
myśliwych i kłusowników, którzy po utracie swoich podstawowych miejsc pracy,
z większym pożądaniem popatrują na szwendającą się dziczyznę po naszych
pięknych lasach, zatem istotnie - już jest więcej przejęć i będzie także
więcej fuzji...
Tego samego dnia odbyła się
telewizyjna dyskusja na temat powrotu święta Trzech Króli, które niedobry
Gomułka nam zabrał w (że też mu gomółka sera w gardle nie stanęła...).
Pani prof. Raźny z werwą i swobodą przekonywała do kolejnego dnia wolnego.
Takie antonimiczne połączenie raźności z wolnością w naszej teraźniejszości...
Gierek uznał, że serek w gomółkach to już za mało dla nowoczesnego
polskiego robotnika - stosując szereg ekonomicznych gierek, wydźwignął PRL z
siermiężnej epoki furmanek, niemożebnie nas zadłużając (ostatnio uroczyście
obwieszczono spłatę tych należności, jednocześnie przypominając o... bieżących
zobowiązaniach). Ponieważ święto jest dniem wolnym od pracy w kilkunastu państwach,
zebrano ponad milion podpisów pod petycją, zaś niektórzy... socjaliści również
popierają tę inicjatywę, przeto całkiem możliwe, że będziemy mieli
kolejny wolny dzień. Mieć ten wolny dzień, czy nie mieć? Mieć, czy raczej
być? A może Być? W niniejszych rozważaniach może nas wspomóc duszpasterz
(o tym wielce filozoficznym nazwisku) - ksiądz Być.
I jak tu nie wpaść w (kolejne
niemieckie) kompleksy? Cała Polska śledzi dzikiego kota, który błąka się
od tygodnia po polskiej ziemi, a tu (donoszą media nazajutrz) przyjeżdżają
sobie Niemcy (pan Winterstein z żoną) do pani Kopy w Rogowie Opolskim i to oni
akurat filmują pumę. Naszą polską pumę! Kopę szmalu może pan ZimowyKamień/ZimowaPestka
dostać za ten film, zwłaszcza jeśli umiejętnie sznurowadłami powiąże go z
reklamą obuwia koncernu "Puma". Miał pumę na rzut kamieniem i dla
niego była to pestka... Zimie polska wiosna okazała sympatię. O polskim
Rogowie będzie teraz głośno w świecie za sprawą gości, ale nic to - Niemcy
to już nasi unijni krajanie, choć jednak żal, że to nie tubylcy przechodzą
do historii... Znowu jesteśmy przejęci, ale chyba nikt z fuzją się nie
wybiera na tego futrzanego zwierza?
Kto robi nas w (pali)konia?
W Japonii na karę śmierci skazano
47-letnią kobietę, która otruła cztery osoby podczas festiwalu w 1998 roku.
Czyn uznano za "okrutny i nikczemny". Skazana nie przyznała się do
winy.
20-letni facet otworzył drzwi samolotu
i wyskoczył podczas lotu nad bezludnymi dalekopółnocnymi obszarami Kanady.
Dotychczas nie znaleziono jego szczątków.
W Polsce najsłynniejszy poseł
Platformy Obywatelskiej otrzymał od studentów i emerytów wiele wpłat na swoją
patriotyczną działalność, którą w naszym imieniu z wielkim zapałem
uprawia po dziś dzień.
Co łączy owe trzy wydarzenia? Japonka
otruła i nie przyznaje się podobnie jak Palikoń i cała jego stajnia. Już prędzej
bym jej uwierzył, niźli posłowi i darczyńcom, ale japońscy śledczy
dostarczyli sądowi niezbitych dowodów, czego polscy prokuratorzy akurat nie
potrafili dowieść, a przecież ranga sprawy jest diametralnie różna. U nas
wystarczyłoby uzyskać wiarygodne dane od jednej jedynej osoby i byłoby po pośle,
ale w sprawach politycznych jakoś polska Temida jest istotnie ślepa, natomiast
w Azji była tylko jedna osoba podejrzana, a jednak znacznie sprawniej sobie
poradzono z problemem...
Z samolotu wyskoczył człowiek i media
podają, że nie znaleziono jego zwłok, zatem dziennikarze pozwolili sobie na
logiczne rozumowanie: nie można przeżyć upadku oraz (jeśli cudem przetrwał)
parodniowego przebywania w podbiegunowym klimacie. Ale nasza Temida nie wykazuje
równie logicznego myślenia. Okazuje się, że w prawie nie mają większego
znaczenia fakty i logika. Wydarzenie ma miejsce, jeśli ktoś złoży wiarygodne
doniesienie albo znajdą się nagrania kompromitujące przestępcę. Wszelkie
molestowania urzędniczek, dręczenia nauczycieli, pobicia podejrzanych nie byłyby
ujawnione, gdyby nie nagrania (często dokonane przez samych... przestępców!).
Demokratyczny system prawny nie dopuszcza choćby aresztowania na parę dni o
suchym pysku. Wówczas większość studentów i emerytów od razu by się
przyznała i poseł okazałby się kłamcą, czyli osobą niegodną zaufania
publicznego. Nasi obywatele wiedzą, że prawo może im skoczyć na pukiel, jeśli
się nie przyznają, a przyznać się ani myślą, bowiem mają już ciekawe a
ciepłe posadki, co jest także całkowitym zbiegiem okoliczności... I tak właśnie
Polacy robią w palikonia swoich rodaków.
Przy okazji - być może błędnie
oceniamy studenta czy emeryta, który albo przymiera głodem i wspomaga
ulubionego reprezentanta narodu, albo jest całkiem dobrze sytuowany i tym
bardziej wspomaga. Pewnie nie są to ci sami studenci i emeryci, którzy walczą
o ulgowe bilety i inne przywileje... A może poddadzą się badaniu wykrywaczem
kłamstw, co szybko zakończy tę całą błazenadę?
Przerażająca jest konstatacja, że
szereg osób w Polsce, które otrzymały (a właściwe załatwiły) stanowiska
(tu - poseł oraz urzędnicy) żyją sobie coraz lepiej dzięki fałszerstwu, są
sławni, są kimś i nie mają problemów z pracą. Jak po paru latach może czuć
się urzędnik, który coś w życiu osiągnął dzięki oszustwu? Już inna posłanka
(co lubi seks niczym owies) zrobiła karierę, bowiem sfałszowała podpisy i
co? W Polsce opłaca się oszukiwać i najbardziej (procentowo) zdeprawowaną
grupą społeczną są... posłowie, senatorowie i ministrowie! Jedynie w więzieniach
(raczej ze zrozumiałych powodów...) ten wskaźnik jest wyższy.
Pani Monika pyta innego posła,
Chlebusia (partyjnego kolegę Palikonia), czy wierzy w kilkunastotysięczne dary
na jego kampanię. Tenże wskazuje na działania prokuratury i to pod przywództwem
PiS, kiedy to nic mu nie udowodniono. Po parokrotnym nagabywaniu, Chlebuś (a
należy do wyjątkowo spokojnych i lubianych polityków) nie dał się wciągnąć
do dyskusji o uczciwości, logice i wierze - konsekwentnie twierdził, że
Palikoń był sprawdzany i niczego nań nie znaleziono. Idę o zakład, że
gdyby Chlebuś należał do PiS, to interpretacja opisanej sytuacji byłaby całkowicie
odmienna, co dowodzi, że punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia. Ale
miliony Polaków patrzą i mają dość takich cwaniaków a polityków - zanosi
się, że wybory do europarlamentu będą mieć całkiem marną frekwencję (to
na początek). Już sam fakt, że znaczący poseł PO, partii, która miała
stanowić wyższe standardy w sferze uczciwości, zamiast normalnie porozmawiać
o tym oczywistym szwindlu, odwołuje się do długotrwałych procedur prawnych,
jest kompromitacją głoszonych zasad! Sprawa Palikonia zabrnęła już tak
daleko, że PO będzie zmuszona zrezygnować z niego, aby zachować twarz; nawet
sporo zyskałaby w sondażach, ale co ma począć, jeśli ktoś ma palihaki?
Mówimy o oficerach z Katynia, o
rotmistrzu Pileckim, o generale Fieldorfie oraz o górnikach z Wujka. Tak, oni
zginęli za lepszą Polskę, ale palikonie plują na Ich groby zachowując się
nader skandalicznie. A media podnoszą sprawę pijaństwa ulicznego - że Palikoń
rozdawał małpki okolicznym miłośnikom trunków i że sam przed obiektywami
publicznie się zaprawiał. Niektórzy oburzali się, że to jest łamanie
ustawy o wychowaniu w trzeźwości. Chwila, moment, przecież on tylko raz urządził
wysokoprocentowe zbiegowisko, ośmieszając polskie władze (które sam...
reprezentuje), natomiast to media wielokrotnie ukazywały ten moment i będą to
czynić jeszcze przez parę lat. To media powinny być ukarane za udostępnienie
nagrania, które z jednej strony pokazuje, że Palikoń nie powinien być posłem,
zaś z drugiej strony miliony rodaków mają lekcję obywatelskiej równości i
przestrzegania zakazów zalewania się alkoholem w publicznych miejscach.
Ukazanie pijącego Palikonia powinno kosztować każdą telestację co najmniej
kilkaset tysięcy złotych. On się tylko wygłupił, zaś media na tym zbijają
kapitał!
Facet swoimi pytaniami kierowanymi do różnych
osób oraz swoim nietuzinkowym a przestępczym zachowaniem, zasłużył sobie na
niebyt w polskich mediach. Dziennikarze powinni zebrać się, przedyskutować i
podjąć decyzję w sprawie (nie)ukazywania szamba polskiego parlamentu. Jeśli
chcą pełnić ważną i poważną rolę, a nie chcą być podobnymi błaznami
oraz hienami żerującymi na skandalach, to powinni ogłosić bojkot skandalisty
Palikonia. Inaczej sami lansują typków pokroju Palipomponiarza. Jednak i im życie
pośród skandalików najwyraźniej odpowiada, wszak wybrali sobie taki zawód,
który z prawością często się rozmija - to ich chleb powszedni.
Mirosław
Naleziński, Gdynia PUBLIKACJE MIRKA 2009r
www.mirnal.neostrada.pl
AKTUALNOŚCI
LUTOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
LUTOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
STYCZNIOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
PUBLIKACJE MIRKA 2008r
AKTUALNOŚCI GRUDNIOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI LISTOPADOWE
MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
PAŹDZIERNIKOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
WRZEŚNIOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
SIERPNIOWE MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
czerwcowe
MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
kwietniowe MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
marcowe
2008 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI lutowe 2008 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI styczniowe 2008 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
PUBLIKACJE MIRKA w
2007r
AKTUALNOŚCI grudniowe 2008 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI listopadowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI październikowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI wrześniowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI sierpniowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
lipcowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
czerwcowe 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
majowe
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI kwiecień 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
marzec
2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
luty 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
AKTUALNOŚCI
styczeń 2007 MIROSŁAWA NALEZIŃSKIEGO
PUBLIKACJE MIRKA w 2006r
AKTUALNOŚCI
GRUDZIEŃ MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
LISTOPADOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
PAŹDZIERNIKOWY MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
SIERPNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
LIPCOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
MAJOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKIEGI
AKTUALNOŚCI
KWIETNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
MARCOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
LUTOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
STYCZNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
i przechodzimy na 2005r
AKTUALNOŚCI
GRUDNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
LISTOPADOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
PAŹDZIERNIKOWY MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
WRZEŚNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
SIERPNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
CZERWCOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
MAJOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
AKTUALNOŚCI
KWIETNIOWE MIROSŁAW NALEZIŃSKI
Polecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
Tematy w dziale dla
inteligentnych:
ARTYKUŁY - tematy do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
"AFERY
PRAWA" Niezależne Czasopismo Internetowe www.aferyprawa.com redagowane przez dziennikarzy AP i sympatyków z całego świata których celem jest PRAWO, PRAWDA SPRAWIEDLIWOŚĆ DOSTĘP DO INFORMACJI ORAZ DOBRO CZŁOWIEKA |
aferyprawa@gmail.com |
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.