opublikowano: 26-10-2010
Do Polaków - wyborców!!! - W zabójstwie Kaczyńskiego widać styl Putina. 1.5.2010 18:43 Gieorgij
Gordin, „Komentarz z Rosji” Teraz, gdy ciała Prezydenta Polski Lecha
Kaczyńskiego i jego współtowarzyszy spoczywają w ziemi, jest najwyższy
czas, aby wymienić tych, którzy zorganizowali rozbicie się samolotu,
dobijanie w miejscu upadku samolotu ocalałych Polaków i nieustannie
dezinformują światową społeczność co do wyników tak zwanego „śledztwa”.
Wiadomo,
że „śledztwo” katastrofy przebiega pod kierownictwem tych samych osób,
które organizowały rozbicie się samolotu i posłały komandosów do
„oczyszczenia terenu” z tych, którzy przeżyli. Wiadomo, jakie będą
„wyniki śledztwa” przeprowadzonego przez osoby, których głównym
zadaniem jest zatarcie śladów zbrodni. W przypadku gdy ci sami zabijają i ci sami
prowadzą śledztwo, sprawcy zazwyczaj pozostają niewykryci.
Jednakże
istnieje światowa społeczność. Potomek jednego z naszych kolegów
znajdował się na stanowisku, przez które przechodziła duża ilość
pierwotnych informacji z miejsca katastrofy. Wiele szczegółów znamy z
pierwszej ręki. Porównanie tekstów rosyjskiej propagandy z materiałami
pochodzącymi ze źródeł pierwotnych umożliwia wniesienie poprawek do
powszechnie znanych informacji. Niech będzie to naszym wkładem w śledztwo
jednej z najbardziej bezczelnych zbrodni XXI wieku.
Poprawka pierwsza.
Powszechnie wiadomo, że od pierwszych minut po katastrofie zamiast informacji
płynących z lotniska „Północne”, w eter poszła pośpiesznie sklecona
dezinformacja kiepskiej jakości. Dezinformowano dokładnie o wszystkim,
co się działo naprawdę. O gęstości mgły, o dźwiękach, jakie słyszeli
naoczni świadkowie. O czterech podejściach do lądowania. O rzekomym rozkazie
samego Kaczyńskiego posadzić samolot w Smoleńsku. O tym, że w ten sam sposób
omal nie doprowadził do rozbicia samolotu w Gruzji. O zachowaniu różnych służb
oraz rzekomej „barierze językowej”. O tym, o czym naprawdę zeznawali
miejscowi mieszkańcy, przede wszystkim lotnicy i pracownicy lotniska. O każdy
drobiazg.
Mieliśmy możliwość odtworzenia procesu powstawania
czekistowskiego kłamstwa w trybie on line. Wyraźnie zarysowały się dwie
tendencje. Jedna polega na przeinaczaniu wiadomości tak, że dane wyjściowe
stają się zupełnie różne od danych wejściowych. Często są wręcz
przeciwieństwem informacji, która rzekomo była podstawą ogłoszonych
oficjalnych komunikatów.
Zestawienie wiadomości na wejściu i wyjściu
w trybie online pozwala na stwierdzenie, że wszystkie materiały bez wyjątku
były poddawane przeróbce według jednej konkretnej „odgórnej”
wytycznej. Taką przeróbką zajmowali się nie tylko dziennikarze poszczególnych
czasopism (choć oni także), ale przede wszystkim oficjalne rosyjskie agencje
informacyjne. Wszystkie rosyjskie agencje informacyjne i mass media –
„przekaziory” musiały przekonać swoich czytelników, słuchaczy i widzów,
że „samolot rozbił się z winy załogi, która nie sprostała swojemu
zadaniu w trudnych warunkach pogodowych”.
Drugą tendencję tworzenia
czekistowskiego kłamstwa w trybie online można określić następująco: na
wejściu całkowity brak jakichkolwiek informacji z miejsca zdarzenia.
Natomiast na wyjściu – niewiadomo skąd pojawiają się „wiarygodne
wiadomości”, w tym rzekome informacje z ostatniej chwili z miejsca
katastrofy. Informacje te oczywiście nie pochodzą z miejsca upadku samolotu.
Chyba nie ma potrzeby wyjaśniać, że najczystsze wymysły na wyjściu
preparowano według wspomnianej już dyrektywy – „samolot rozbił się z
winy załogi, która nie sprostała swojemu zadaniu w trudnych warunkach
pogodowych”. Z pierwszej poprawki wynika, że wytyczna, według której
zbierano się do kłamania po katastrofie, została opracowana jeszcze przed
rozbiciem samolotu Lecha Kaczyńskiego. Natomiast zamieszanie i rozbieżności
były spowodowane przede wszystkim przesadnym wysiłkiem kremlowskich
propagandystów, którzy starali się ze wszystkich sił, by skłamać jak
najbardziej wyraziście i przekonująco. W pierwszych minutach zdarzenia
nie mogą pojawiać się jasne i jednoznaczne informacje. Dla porównania
przypomnijmy sobie przynajmniej jeden przykład, jak zachowują się
kremlowskie agencje informacyjne i mass media, gdy nie ma żadnej zawczasu
przygotowanej wytycznej. Gdy zmarł pierwszy prezydent Rosji Borys
Jelcyn, wszystkie rosyjskie mass media przez kilka godzin milczały, jakby
wepchnęły języki w jedno miejsce. Wszystkie duże zachodnie już dawno ogłosiły
tę wiadomość, gdy na Kremlu dopiero opamiętano się i wydano wskazówkę,
jak i co ogłaszać.
Po katastrofie samolotu Lecha Kaczyńskiego wskazówka
„jak i co ogłaszać” pojawiła się od razu. Oznacza to, że były osoby
odpowiedzialne, które zawczasu wiedziały, że samolot spadnie.
Poprawka
druga.
Nasi eksperci obejrzeli wszystkie dostępne materiały wideo i doszli
do następującego wniosku. Nawet gdyby straż pożarna w ogóle nie przyjechała
i wszystkie te fragmenty samolotu, które żarzyły się w pierwszych minutach
filmowania (materiał wideo Andrieja Mienderieja), spłonęły całkowicie,
nie mogło być mowy o żadnych „dwudziestu nierozpoznawalnych zwłokach”.
Nawet przy tym stromym stopniu kątowym, pod jakim zwalono samolot prezydenta
Polski. Nie mówiąc już o tym, że pożar szybko zgaszono (widać to na
późniejszych zdjęciach tych samych fragmentów samolotu) oraz że traf
chciał, iż większość „nierozpoznawalnych” to wojskowi i ochroniarze
prezydenta. Nie da się zwrócić bliskim ciała „ofiary katastrofy
lotniczej” z rosyjską kulą w głowie, jak w 1940 roku. Takie zwroty
jak „uspokój się!”, „nie zabijajcie nas!”, „patrz mu w oczy!”,
„dawaj pistolet!” w języku polskim mogły zostać wypowiedziane tylko
przez pasażerów samolotu. Natomiast komenda w języku rosyjskim: „Wszyscy
z powrotem, wychodzimy stąd!” mogła być oddana przez dowódcę oddziału
specjalnego, który rozstrzeliwał rannych Polaków. O innych momentach
w filmie nawet nie ma co mówić. Kto jeszcze wczesną wiosną – 10
kwietnia, rankiem, mógł stać w samej białej koszuli w zimnych smoleńskich
lasach, obok samolotu, który przed chwilą runął, oprócz członka załogi?
Inne znane i bezpośrednie dowody Katynia – 2 każdy zdrowy człowiek może
zobaczyć sam.
Swoją drogą, nasz kolega – w przeszłości starszy
oficer oddziału specjalnego Ministerstwa Obrony, twierdzi, że po zawaleniu
operacji (wideo, które zdążył sfilmować Andriej Mienderiej) jej wykonawcy
już nie żyją. Tak samo jak i strzelcy drugiego eszelonu – ci, którzy
brali udział w likwidacji nieudolnego oddziału specjalnego. Polacy, którzy
przeżyli katastrofę, zrozumieli, że komandosi „w czarnych ubraniach” (w
filmie) przyszli ich zabić i odstrzeliwali się. To słychać w filmie.
Wykonawcy dyspozycji Putina „pracowali” z tłumikami. Ale nagranie wideo z
dźwiękiem i widokiem zarówno atakujących jak i ocalałych zdemaskowało
wszystkie ich wybiegi. Dlatego jedne „rosyjskie osoby oficjalne”
przez dwa tygodnie nie mogą podrobić treści „czarnych skrzynek”, a
drugie, pojąwszy, że sprawa pali się, puściły do mass mediów balon próbny
na temat „kaukaskiego śladu” w rozbiciu się samolotu prezydenta Polski.
Ciąg dalszy nastąpi, rosyjskie i polskie „osoby oficjalne” dopiero rozpędzają
się. Jednakże nie zdołają już zatrzeć śladów.
Z drugiej poprawki dochodzimy do wniosku, że „oficjalne dane” na temat „materiału genetycznego” zamiast ciał 21 Polaków nie są zgodne ze stanem szczątków samolotu. Oznacza to, że zginęli z innej przyczyny. Przyczynę tę wyjaśnia film Andrieja Miendierieja.
Poprawka trzecia.
Wszyscy eksperci jednogłośnie
przytoczyli paralelę z niedawnego upadku samolotu przy lądowaniu na lotnisku
Domodiedowo w Moskwie. Ale warunki tam były zupełnie inne. Załoga samolotu
Ту-204 lecącego z Egiptu była na nogach od wczesnego ranka,
czyli prawie całą dobę. Po odlocie z Moskwy do Hurghady nastąpiło krótkie
spięcie kabla i pojawiło się dymienie. Po przebyciu sporej odległości
trzeba było zawracać. Oczywiście nerwy wszystkich były napięte. Po
wymianie instalacji załoga tym samym samolotem, z tymi samymi pasażerami
znowu poleciała do Hurghady. Trzeba było namawiać i uspokajać pasażerów,
że nie ma więcej żadnego niebezpieczeństwa. Bezpośredni lot do Hurghady
trwa, w zależności od typu samolotu, około 5 godzin. Przylecieli do Egiptu.
Z uwzględnieniem awaryjnego powrotu i remontu, załoga Ту-204 miała
już przepracowane 9 godzin. Norma godzin lotu została wyczerpana. Normalnie
należało iść odpocząć. Co robić – zamawiać hotel i płacić za
postój samolotu? Strata tym większa, że planowych pasażerów już
wywieziono na lot powrotny. Kompania lotnicza za to nie podziękuje. Zgodzili
się więc lecieć z powrotem. Niedaleko od Moskwy popsuł się sprzęt
nawigacyjny. W odróżnieniu od polskiego samolotu panowała głęboka noc, i
21-22 marca nad całą Moskwą stała gęsta mgła. Lądowanie według przyrządów
„koszących” nie udało się, załoga zmęczona i rozdrażniona, a tu
jeszcze radiowy wysokościomierz zawył. Dokucza, że niby to ziemia jest
blisko – a idź ty…! W rezultacie – typowy błąd zaufanego do siebie doświadczonego
pilota, który setki razy sadzał samolot w podobnych warunkach. Prawie na
lotnisku macierzystym.
Na smoleńskim lotnisku „Północny” nic
podobnego nie miało miejsca. Nie była to noc, nie było takiej mgły, załoga
nie była zmęczona, nie musiała spędzić całego dnia w napiętej i
nerwowej atmosferze. Sytuacja normalna, załoga wypoczęta i czujna. Sprzęt
nawigacyjny pracuje doskonale, aż do postronnej ingerencji w sterowanie
samolotem na małej wysokości. Z trzeciej poprawki dochodzimy do
wniosku, że warunki pogodowe i stan załogi w danym przypadku nie mogły być
główną przyczyną katastrofy.
Poprawka czwarta.
Oba samoloty, których
wypadki były porównywane przez ekspertów, są podobnego typu. W Smoleńsku
ТU-154, w Domodiedowo ТU-204. Samolot, który leciał z Hurghady,
też spadł do lasu, i także oderwało mu skrzydło. W efekcie – dwie osoby
w oddziale reanimacji, reszta odniosła rany różnego stopnia ciężkości.
Po upadku w lesie samolotu podobnego typu w chwili znalezienia szczątków
Tu-204, który leciał z Hurghady, wszystkie osoby żyły! Rzecz jasna,
jest różnica między upadkiem samolotu z kilkoma członkami załogi (ТU-204
w Domodiedowo) a upadkiem samolotu z 96 osobami na pokładzie. Ale samolot
polskiego prezydenta był załadowany mniej niż na dwie trzecie. Pokład
ТU-154 może mieścić 163 osoby. Jeśli samolot jest załadowany mniej
niż na 2/3, można nim sterować bez trudu. Następna okoliczność –
polski samolot po zaczepieniu skrzydłem o drzewa obrócił się. Jednakże
podczas lądowania załoga i pasażerowie muszą mieć zapięte pasy. Nie ma
powodu do przypuszczenia, że tego przepisu nie przestrzegano przy lądowaniu
w niezbyt gęstej, ale jednak mgle.
Ostatnia okoliczność mogąca wpłynąć na liczbę ofiar śmiertelnych to kąt ataku samolotu w momencie uderzenia o ziemię. Istnieje informacja od doświadczonych lotników wojskowych, że TU-154 Lecha Kaczyńskiego „schodził do lądowania, jak myśliwiec”. Czyli pod bardziej stromym kątem niż zwyczajnie. To faktycznie może zwiększyć liczbę ofiar śmiertelnych. Świadczą o tym także szczątki samolotu oraz ich rozmieszczenie. Wersja oficjalna – „podczas katastrofy zginęli wszyscy”. Orzeczenie ekspertów: prawdopodobieństwo zgonu wszystkich co do jednej osoby w samolocie polskiego prezydenta jest takie same, jak gdyby woda z odkręconego kranu poleciała do góry zamiast na dół – prosto do sufitu. Innymi słowy, prawdopodobieństwo, że w tej katastrofie zginęły wszystkie 96 osób znajdujących się na pokładzie samolotu TU-154, jest zerowe. Z czwartej poprawki dochodzimy do wniosku, że w każdym przypadku ktoś z pasażerów musiał przeżyć katastrofę polskiego samolotu, a może nawet uniknąć zranień. Wszyscy zginąć mogli tylko w jednym przypadku: jeżeli oddział specjalny dobił ich już po upadku. Nie jesteśmy w stanie nawet wymienić liczby dostrzelonych – liczba ta waha się od 10 do 21 osób. Zgodnie z oceną najbardziej doświadczonych ekspertów, nierozpoznawalnych (zmasakrowanych lub spalonych) mogło być najwyżej 10 – 12 ciał. Nie wszyscy podczas katastrofy znajdowali się w przedniej części samolotu. Płomień szybko zgaszono. Naprawdę nie rozpoznawalnych zwłok na miejscu upadku zapewne było bardzo mało lub nie było w ogóle. A więc „jedynie materiał genetyczny pozostały po 21 osobach”, o którym mowa w wersji FSB, w rzeczywistości jest liczbą osób, którzy przeżyły katastrofę prezydenckiego samolotu Lecha Kaczyńskiego. Dobili ich rosyjscy komandosi, po czym wywieźli i zamienili w kawałki spalonego mięsa, aby ukryć ślady zbrodni.
Poprawka piąta.
W jaki sposób zorganizowano rozbicie samolotu
polskiego prezydenta? Eksperci nam wyjaśnili, że to bardzo proste. Samolot
został strącony przez rosyjskie specsłużby na małej wysokości, po
podmianie parametrów lądowania. Tego dokonać można kilkoma sposobami. Na
przykład, poprzez sekundowe zmanipulowanie systemu naprowadzania na niedużej
wysokości tuż przed lądowaniem. Albo poprzez impuls
elektromagnetyczny skierowany do bocznych kanałów sterowania samolotem (sterów,
lotek) przed lądowaniem. Piloci wszystko widzieli i rozumieli, ale nic już
nie mogli zrobić. Zabrakło czasu. Właśnie dlatego, aby ukryć ślady
zbrodni, ocalałych członków załogi i tych, którzy mogli słyszeć ich
rozmowy, należało dobić na ziemi.
Wykonawcy rozkazu Putina
przeliczyli się jednak w tym, że wśród ocalałych były osoby uzbrojone i
odważne, które nawet w tej sytuacji stawiały czynny opór. Oddział
specjalny nie mógł bez przeszkód powystrzelać rannych Polaków w
przewidzianych ramach czasowych. Musiał zatrzymać się na miejscu kaźni,
gdzie ich zastały osoby, które przybiegły na miejsce katastrofy, przede
wszystkim Andriej Mienderiej, który nagrywał sytuację kamerą. Następnie
wszystko potoczyło się dokładnie według przewidzianego w Kremlu planu.
Miejsce katastrofy zostało otoczone, nikogo nie przepuszczano, a ciała ofiar
katastrofy lotniczej i zastrzelonych na ziemi wywieziono. Ślady napadnięcia
i egzekucji zostały usunięte. Ta poprawka jest kluczem do zrozumienia,
co się zdarzyło; wyjaśnia ona wszystko, i komentarze tu nie są potrzebne.
Poprawka
szósta.
Dlaczego Putin postanowił popełnić zbrodnię na swoim terytorium?
Zdaniem ekspertów, w ten sposób strącić samolot i zapewnić wiarygodne
przykrycie aktu terrorystycznego można jedynie na terytorium całkowicie
kontrolowanym przez rosyjskie służby specjalne. Po pierwsze, niezbędnego
impulsu elektromagnetycznego nie można nadać na odległość tysięcy
kilometrów. A na system naprowadzania oddziaływać można tylko ten, kto
siedzi za pulpitem kontrolera lotów lub kontroluje go z zewnątrz. Ale owo
„z zewnątrz” powinno być tuż obok, na niedużej odległości. Po
drugie, na swoim terenie są najlepsze możliwości zatarcia śladów. Co miało
miejsce od pierwszej sekundy po katastrofie, ma miejsce obecnie i dopiero
nastąpi, gdy zaczną ogłaszać wyniki oficjalnego „wspólnego” śledztwa. Eksperci
wymienili mnóstwo pozycji. Niezbędność dwukrotnej wymiany fizycznych źródeł
zakłóceń – „żarówek” przed przylotem samolotu Kaczyńskiego i od
razu po katastrofie. Dostrzelić tych, którzy przeżyli, rozerwać na
strzępy i spalić ciała zastrzelonych pasażerów i członków załogi.
Zapewnić „tajemnicze zniknięcie” dowodów, na przykład, broni, z której
odstrzeliwali się ochroniarze Lecha Kaczyńskiego i wojskowi, którzy przeżyli
katastrofę. Wyszukiwać naboje wystrzelone przez oddział specjalny i
polskich wojskowych w szczątkach samolotu i drzewach w miejscu egzekucji.
Podrabiać wskazania „czarnych skrzynek”. Podawać wykaz pogody oraz inne
parametry katastrofy niezbędne do potwierdzenia fałszywej wersji o rzekomej
„winie załogi, która nie zdołała wylądować w trudnych warunkach
pogodowych”. Itd. Z szóstej poprawki dochodzimy do wniosku, że rozwiązanie
techniczne zamachu, a przede wszystkim „środki przykrycia” wymagały, aby
samolot został strącony na terytorium kontrolowanym przez putinowskie specsłużby.
Przechodzimy do poprawki siódmej
– „celowości politycznej” (z punktu
widzenia Kremla) tego aktu terrorystycznego. Lech Kaczyński był względnie
bezpieczny, dopóki Putin nie upatrzył sobie „polskiego Janukowycza” –
ciężko myślącego „przyjaciela Rosji”, polskiego premiera Donalda
Tuska. Był to zwrot, po którym czekistowską wierchuszkę Rosji zajmowało
tylko jedno: jak przeczyścić drogę dla swojej marionetki lub komuś
podobnego z tegoż grona „przyjaciół Rosji”. Wiedząc o zwyczajach i
wcześniejszych czynach Putina, nietrudno domyśleć się, w jaki sposób
planowali tego dokonać. Co i jak oni zrobili, cały świat dowiedział się
rankiem 10 kwietnia. Z siódmej poprawki dochodzimy do wniosku, że
stawka Kremla na „polskiego Janukowycza” – Donalda Tuska, jego
towarzyszy i elektorat uruchomiła mechanizm fizycznej likwidacji Lecha Kaczyńskiego.
Najlepiej razem z najwybitniejszymi jego zwolennikami. Metody –
najzwyczajniejsze z arsenału Putina oraz jego towarzyszy z KGB.
Poprawka ósma.
Na co liczyli organizatorzy zamachu w tak ryzykownej sprawie?
Przecież skutki naprawdę mogą być – i niechybnie będą – najbardziej
niekorzystne dla Kremla. Nic nowego: tak samo, jak i w ciągu ostatnich dziesięciu
lat, stawiano na najzwyczajniejszych durniów. Przywódców państw
zachodnich na Kremlu zawsze uważano za nieco głupawych. Takich, którzy
przysłuchują się opinii swojego społeczeństwa i obnoszą się z jakimiś
prawami człowieka, jak kurwa z kapeluszem. Tę tezę ja mogę uzasadnić i zaświadczyć
osobiście. Na Kremlu po dziś dzień uważają, że nikt nie uwierzy, iż
lider Federacji rosyjskiej mógł zdecydować się na coś takiego. Zobowiązać
swoich podwładnych do zorganizowania zabójstwa prezydenta innego państwa na
swoim terytorium! Nie uwierzą także własnym oczom i uszom. Nawet gdyby
politykom i mieszczanom z krajów dobrobytu zostały przedstawione niezbite
dowody – i tak nie uwierzą. W głowach zachodnich obywateli są własne
wyobrażenia na temat granic kremlowskiego podstępu. Takie ryzyko! Takie
okrucieństwo! Po co? Moi drodzy, przecież to Rosja! Tu nigdy nie było
inaczej. Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana! I nikt z zadowolonych
sobą mieszczan nie przypomni sobie prawdziwej twarzy Putina, gdy ten w
porywie nieokiełznanego gniewu obiecał „powiesić za ....” prezydenta
Gruzji Micheila Saakaszwilego. Mówił to w obecności przywódców krajów
zachodnich. Nikt nie przypomni sobie szczerego żalu Putina, że nie udało
się do końca otruć Wiktora Juszczenki. Prezydenta Ukrainy – państwa, które,
zgodnie z publiczną wypowiedzią Putina, „w ogóle nie istnieje”. Nikt
nie przypomni sobie nadania przez Putina trucicielom prezydenta Ukrainy
Wiktora Juszczenki stopni generałów rosyjskich resortów siłowych i specsłużb.
A
przecież Lech Kaczyński był trzecim prezydentem sąsiedniego państwa po
Saakaszwilim i Juszczenką, którego Putin nienawidził bardziej od pozostałych.
Nikt nie spodziewał się takiego spotkania? Do tego jest szkoła rosyjskich
specsłużb. Wśród ścian KGB Putin był długo szkolony do działań
zaskakujących i niespodziewanych dla przeciwnika.
Z ósmej poprawki
dochodzimy do wniosku, że Putin zawsze mordował ludzi, których uważał za
swoich wrogów. Przy czym zawsze ryzykował, przeprowadzając najbardziej
skandaliczne operacje specjalne, w tym za granicą. Lech Kaczyński znajdował
się w pierwszej trójce wrogów Putina i był jedynym, do którego mógł
dobrać się. A tu jeszcze „polski Janukowycz” nadarzył się.
Co zaś
tyczy się liczenia Kremla na beznadziejne durnie, którzy nie dadzą wiary
nawet niezbitym dowodom popełnionej zbrodni, to na dzień dzisiejszy sprawdza
się to nawet w Polsce.
Poprawka dziewiąta.
Każdy człowiek posiada
swoją „firmową” cechę określającą jego postępowanie. Posiada ją
także Putin. Zachód i tak nie potrafił prawidłowo odpowiedzieć na
pytanie: „Who is Mister Putin?”. Słusznie zauważono jego skłonność do
rozwiązań siłowych, ale to drobiazgi. Wyróżniająca cecha Putina od
razu rzuca się w oczy. Jest to skrajne okrucieństwo na granicy szaleństwa.
Uczniowie
w Biesłanie we wrześniu 2004 roku. Rozkaz Putina – przerwać negocjacje i
zielone światło do spalania dzieci z dział czołgów. W efekcie – ponad
350 ofiar śmiertelnych, grubo ponad 500 rannych, włącznie z najlepszymi
komandosami rosyjskich oddziałów specjalnych wystawionych na ogień zaporowy
powstańców. Ogromna ilość inwalidów. Zakładnicy w teatrze
muzycznym „Nord-Ost” na moskiewskiej Dubrowce w październiku 2002 roku.
Na rozkaz Putina otruto co najmniej 174 widzów
spektaklu. To tylko te ofiary śmiertelne, których rodzinom udało się
udowodnić ich nazwiska. Fałszywej oficjalnej liczby nawet nie warto wymieniać. Od
swojego patrona nie odstają zaufani Putina, na przykład, „mały Kadyrow”.
Dzisiaj oni popełniają bestialstwa, które raz już były poddane ocenie
prawnej w Norymberdze. Całe najbliższe otoczenie Putina to naturalni
kandydaci na ławę oskarżonych Międzynarodowego Trybunału Wojennego. Co
jeszcze należy wiedzieć, aby przewidzieć postępowanie Putina i jego podwładnych
przy spotkaniu zajadle znienawidzonego na Kremlu prezydenta sąsiedniego państwa?
Z
dziewiątej poprawki dochodzimy do wniosku, że zabójstwo Lecha Kaczyńskiego
i 95 jego współtowarzyszy pasuje do podstawowej charakterystyki Putina tak
samo dokładnie, jak nabój do komory.
Poprawka dziesiąta
. Punkty przełomowe
w biografii Putina. Są monotonne, ale bardzo wymowne w świetle zabójstwa
Lecha Kaczyńskiego oraz znacznej części polskiej elity. Czy pozostały
jeszcze jakieś wątpliwości, gdy jesienią 1999 roku wysadzono domy w
Moskwie i Wołgodońsku? Przy czym na poziomie rządowym zawczasu wymieniono
miejsce wybuchu! Nawet Adolf Hitler nie pozwalał sobie wysadzać spokojnie śpiących
Niemców. Ograniczył się do podpalenia Reichstagu. A nieprzerwany
szereg „tajemniczych” zabójstw poważnych przeciwników politycznych
Putina, obrońców praw człowieka, dziennikarzy, przedstawicieli organizacji
młodzieżowych i publicznych?
Od momentu, gdy Putin otrzymał władzę, zabójstwa
polityczne w Rosji i poza jej granicami stały się codziennością. Bezbronnym
kobietom w bramie strzelają w plecy lub mordują prosto w putinowskiej
milicji. Zdrowych mężczyzn wyrzucają przez okna, trują i strzelają zza
rogu. Aby złamać niepokornych, rosyjskie struktury siłowe spalają ich
domy, porywają ich dzieci i mordują ich rodziców. O czym jeszcze trzeba
wiedzieć, aby po kolejnej zbrodni władzy rosyjskiej nie ględzić: „Tego
nie może być! Na to nikt nie pójdzie!” i podobne głupoty. Z dziesiątej
poprawki dochodzimy do wniosku, że cała dotychczasowa biografia Putina jest
nasycona takimi samymi monotonnymi zbrodniami, jakie popełniono 10 kwietnia
na lotnisku „Północne”. Byłoby nawet nieco dziwne, gdyby Putin nie spróbował
przynajmniej otruć swoich wrogów.
Teraz podchodzimy do istoty
zagadnienia.
Pozycja jedenasta – styl Putina.
Postępowanie każdego
zbrodniarza posiada charakterystyczne cechy i niuanse, które są nie do
podrobienia. Nawet gdyby ktoś bardzo tego chciał – nie da rady.
Przyjrzyjmy się przykładom. Akt terrorystyczny w lutym 2004 roku w
stolicy Kataru Ad-Dauhy. Wysadzono znienawidzonego przez Kreml Zelimchana
Jandarbijewa oraz jego 13-letniego syna. Źle przygotowani dywersanci z Moskwy
wpadli jak frajerzy. W wynajętym samochodzie zostawili skrawki kabli i kawałki
taśmy izolacyjnej. Zostali schwytani , jak należało. Putin dopiął, aby
zwrócono ich Moskwie. A teraz uwaga! Podchodzimy do najważniejszej
rzeczy. Przekazanych z Kataru bandytów średniej rangi na lotnisku spotykano
jak głowy obcych państw. Są teraz bohaterami i przykładem dla kremlowskiej
młodzieży. Tu właśnie kryje się charakterystyczny wykrętas jego
stylu. Jest to, można rzec, podpis Putina pod tymi zbrodniami, których
ideowym inspiratorem on był, jest i będzie, aż zasiądzie na ławie oskarżonych
Międzynarodowego Trybunału. Jest to styl Władimira Władimirowicza Putina. Ta
właściwość stylu rozszyfrowuje się następująco: oficjalnie nic wspólnego
z tym nie mamy, ale wszyscy muszą wiedzieć i rozumieć, że tylko my mogliśmy
uczynić coś takiego! I tak będzie ze wszystkimi, kto wystąpi przeciwko
nam!
Przykładów są tysiące. Znane są przeważnie te zbrodnie, w
sprawie których prowadzono śledztwa w innych krajach. Na przykład, sprawa
otrucia Saszy Litwinienko. Jego truciciela nazwiskiem Ługowoj demonstracyjnie
mianowano do Państwowej Dumy. Macie wy wszyscy, Europejczycy i inni Anglicy!
Żeby wszyscy wiedzieli, kto naprawdę zabił swojego wroga i za co. I tak będzie
z każdym, kto ośmieli się sprzeciwiać majorowi rezerwy KGB. Nie
odstają jego ulubieni mianowańcy. Czy mógłby „mały Kadyrow” bez
wiedzy Putina organizować serię zamachów za granicą? Śmiech pomyśleć. W
Rosji wszystko jest o wiele prościej. Sami zabijają i sami „poszukują”.
Wszystkie bez wyjątku „zamówienia” Putina nie zostały wyjaśnione.
Przebrzmiało publiczne porwanie Magasa na lotnisku i demonstracyjne
rozstrzelanie – prosto w milicyjnym samochodzie – właściciela inguskiej
witryny internetowej Mahometa Jewłojewa. Drodzy blogerzy! Nawet jeżeli
zostaniecie demonstracyjnie, na oczach dużego skupiska ludzi zastrzeleni
przez usłużnego pułkownika putinowskich specsłużb, odpowiadać będzie
szeregowy gliniarz – „zwrotniczy”. I ten więcej niż rok w zawieszeniu
nie dostanie.
Szczególnym przypadkiem było zabójstwo Anny
Politkowskiej. Tu Putin pozwolił sobie nawet publicznie zakpić, mówiąc, że
„jej zabójstwo spowodowało nam szkodę o wiele większą niż to, co ona
napisała. Zarozumiała forma tegoż przesłania – drżyjcie, my możemy nie
tylko zabić, ale także zabić, splunąć i nie zauważyć! Ta matryca
jest nie do podrobienia. Wylazła ona od razu po zabójstwie Lecha Kaczyńskiego.
Od nagłówków „Wszyscy nieprzyjaciele Rosji znajdą swój koniec pod Smoleńskiem”
do form bardziej zakamuflowanych – „czy teraz przyjaciele Rosji wezmą górę?”. Ten
sam styl – oficjalnie była to katastrofa, ale wszyscy powinni wiedzieć i
rozumieć, kto i dlaczego zakatrupił prezydenta Polski oraz jego współtowarzyszy.
I tak będzie z pozostałymi, w razie czego. A poza tym – ubolewamy i jesteśmy
pogrążeni w żałobie razem z przyjacielskim narodem polskim po strasznej
katastrofie lotniczej”.
Z jedenastej poprawki dochodzimy do wniosku,
że Putin zawsze umieszczał swój autograf pod organizowanym i
przeprowadzonym aktem terrorystycznym. Umieścił i teraz.
Ostatnia uwaga
– dwunasta.
Jak będą reagować oficjalne osoby innych państw? Nietrudno
przewidzieć. Bardzo wielu postara się przemilczeć oczywiste i niezbite
fakty. Będą zamykać oczy, zatykać uszy, nie widzieć, nie wiedzieć, i nie
słyszeć. Dlaczego? To bardzo proste. Jak w świetle dzisiejszych
wydarzeń muszą wyglądać wszyscy ci -kozły tudzież, przepraszam za
neologizm, koźlice polityczne, które przez lata całowały się i zadawały
z majorem rezerwy KGB? Kto zapraszał tego czekistowskiego chłopca do
swojego stołu obiadowego, wygadywał pochwalne peany, prawił komplementy i
namawiał do odpoczynku na prywatnej wyspie wśród ciepłego morza? Kto
po dziś dzień walczy za „dobre stosunki” z taką putinowską Rosją i
taką jej władzą, wszelcy budowniczowie rurociągów i inni
„pragmatycy”? Przecież teraz poły ich galowych marynarek i mankiety spódnic
są splamione krwią Lecha Kaczyńskiego i polskiej elity.
Nie zdziwię się, jeżeli Putina i „polskiego Janukowycza” – Donalda Tuska – dwóch głównych partnerów w sprawie zabójstwa prezydenta Polski – w najbliższym czasie znowu zobaczymy razem. I obaj będą w dwa gardła i będą opowiadać jedną i te samą kremlowską fabułę na temat „osiągniętych wyników wspólnego śledztwa” i nierozłączną przyjaźń między narodami rosyjskim i polskim”. A w dalszym planie usłużni komentatorzy, niby ot tak, napomkną, że przed pewnym czasem niejaki Lech Kaczyński i jego kamraci próbowali skłócić dwa „brackie narody”. Ale im się nie udało. Dlatego zabójstwo prezydenta Polski oraz znacznej części jej elity politycznej obecnie staje się poważną próbą dla wielu krajów zachodniej demokracji. Jednak są na tym świecie tacy politycy i przywódcy państw, którzy nie są niczym zobowiązani wobec Putina.
Co więcej, są tacy, którzy już wcześniej widzieli istotę Putina i jego reżimu. Znali prawdziwe poglądy majora rezerwy i dlatego wcale nie są zdziwieni tym , co zaszło. Są widzący parlamentarzyści, organizacje pozarządowe i prasa. W tych krajach Europy, których elity polityczne dokarmia rosyjski „Gazprom” i inne deripaski, jest opozycja. Są zachodnie służby specjalne, NATO i światowa społeczność. Wreszcie jest wideo nakręcone przez Andrieja Miendiereja, zawodowi eksperci oraz mnóstwo uczciwych, porządnych i odważnych ludzi. Dlatego zbliża się wasz koniec, kremlowskie małpy.
P. S. Użytkownicy
czeczeńskiego forum Adamalla (www.adamalla.com ) pisali, że pod imieniem
„Gieorgij Gordin” ukrywa się Proszyn Sergiusz, syn Aleksandra, rosyjski
wicekonsul w Stambule.
Forum ten został wyczyszczony, wiadomość o Gieorgiju
Gordinie zachowała się jeszcze w „pamięci podręcznej” Google
Gieorgij Gordin: Komentarz z Rosji « Smoleńsk 10.04.2010
- Dziennikarze i ich (nie)rzetelność - bojkot TVN, bojkot Wojewódzkiego - świetna piosenka Radka w tym temacie.
- I Kongres Przymierza Narodu Polskiego - 1 część"11Minut"
- Ich ofiara nie poszła na marne Mirosław Naleziński
Służby specjalne i PO przejmują władzę w Polsce, analiza
POLSKI NAPOLEON - LECH KACZYŃSKI - MAŁY CIAŁEM LECZ DUŻY UMYSŁEM - CUDA POWSTANIA IV RP - 7616 dni i koniec III RP ?OSTATNIE PRZEMÓWIENIE PREZYDENTA LECHA KACZYŃSKIEGO KTÓREGO NIE ZDĄŻYŁ WYGŁOSIĆ W KATYNIU...
Tematy w dziale dla
inteligentnych:
ARTYKUŁY - do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
Polecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
"AFERY
PRAWA" Niezależne Czasopismo Internetowe www.aferyprawa.com redagowane przez dziennikarzy AP i sympatyków z całego świata których celem jest PRAWO, PRAWDA SPRAWIEDLIWOŚĆ DOSTĘP DO INFORMACJI ORAZ DOBRO CZŁOWIEKA |
|
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.