opublikowano: 26-10-2010
Samorządowcy wszędzie starają się być niezatapialni, podobnie jak zadłużona tonąca po wyborach platforma PO - przyspawani? - czy taki dobry klej zakupili? Jak działa lokalna władza - z punktu widzenia Małgorzaty Madziar
Nie
da się ukryć, że największym zagrożeniem dla władz samorządowych są
aktywni obywatele, niezależne politycznie organizacje itp. Dlaczego? Bo patrzą
na ręce „towarzystwa”, które wykorzystując publiczny kapitał, staje się
przytuliskiem dla „kolesiów”. Zaś przymiotnik „obywatelski” –
towarzystwo obowiązkowo odmienia przez wszystkie przypadki deklinacji. I
wszystko odbywa się pod hasłem obywatelskości, bo rzesze samorządowców są
oczywiście niezatapialne...
„PRZYPADKOWA”
OBYWATELSKOŚĆ
Samorządowcy, zarówno
ci na szczeblu gminnym, czy powiatowym – będą do końca niezatapialni i
przyspawani do stołków, bo wciąż jednak brakuje opinii publicznej i
aktywnych obywateli. „Niezatapialnych” zmieść może dopiero nowa ekipa lub
partyjne polecenie, by ratować notowania lecące na łeb na szyję. Ale to
polityka. A autorytety? Autorytety podobno mają wybierać ludzie, a nie
gabinetowi kombinatorzy i spece od socjotechniki. Tyle, że dzisiejsze wybory,
to pojedynki „na kasę”. Nawet dziecko wie, który kandydat wydał więcej
na kampanię niż podał w rozliczeniu, i że pan Iksiński jest radnym tylko
dlatego, że jest w układzie i kupił odpowiednie miejsce na liście. No i
zagrożeniem dla „towarzystwa” powinny być też media. Tyle, że w powiecie
mińskim ciężko o prawidłową informację, bo dominują media nieobiektywne i
nieprawdomówne. Uzależnione od reklamodawców i polityków. A więc,
koncentrują się tylko na zabezpieczaniu swoich interesów, a nie na rzetelnym
informowaniu społeczeństwa. Kiedy otwieram pierwszy lepszy, lokalny periodyk
(rzadko, ale zdarza mi się taki „odchył”) odnoszę wrażenie, że w
powiecie są tylko sami poprawni samorządowcy i urzędnicy. Szlag by to trafił,
żeby w żadnej gazecie nie pojawiło się nic krytycznego na temat konkretnych
osób?! No, ale przecież czytelnicy informowani są tylko o tym, co jest
wygodne dla sponsora, dla towarzystwa, czy dla układu. A „papierowi
naprawiacze” świata, to ludzie często odrzuceni i przegrani gdzie indziej,
okupujący urzędowe kanapy jedynie dla słusznych idei... czyli, jak ja to określam
- nieodpartej chęci zysku. No, ale prawem
czytelnika jest czytanie wszystkiego, co mu się podoba. Prawem czytelnika jest
samodzielnie rozumienie tego, co czyta. Prawem czytelnika jest też wyrabianie
opinii o przeczytanym tekście. Zaś człowiek pióra powinien pisać najlepiej
jak potrafi, a jego surowy sędzia – czyli, czytelnik, oceniać jego dokonania
uczciwie. Niestety, ten mechanizm w naszym ukochanym środowisku ulega poważnym
zaburzeniom i zaczyna się wściekła pyskówka, bo właśnie tu wkraczają
prawa czytelnika. To, czy ocenia je sprawiedliwie, jest jedynie kwestią jego
poczucia przyzwoitości, bo jak bardzo się chce, to i Biblię można zmieszać
z błotem. Słowo pisane musi obronić się samo. Jeśli zawiodło - znaczy, że
autor spaprał robotę. A krytyka bywa różna, czasem bardzo ostra. Jednak ja,
jako czytelniczka, wolę nie oglądać autorów zniżających się do żałosnego
skomlenia o akceptację, za którego kurtyną kryją się kłótnie z
czytelnikami i sponsorami, zwłaszcza tymi, którzy nie chcą „dawać pod stołem”...
Ale wracając do lokalnych samorządów, zastanawiam się, jaki jest cel
istnienia ich. Edukacja społeczeństwa? Udzielanie mu prawdziwej informacji?
Przedstawianie uczciwych alternatyw? Nie! A więc, mądrzy, uczciwi lokalni
politycy (a takich już tylko na lekarstwo), którzy traktują swoją pracę
jako służbę społeczeństwu, powinni przede wszystkim stworzyć struktury
przejrzystej kontroli każdego urzędu i samorządu. Zmienić chory system, bo
kiedy będzie zmieniony, sprawą drugorzędną stanie się, kto będzie nami rządził,
bo po prostu mniej ukradnie. No i wreszcie, powinni maksymalnie zmniejszyć
tort, jaki dzielą co cztery lata po kolejnym zwycięstwie. Obowiązkiem
prawdziwego samorządowca, zwłaszcza tego z najwyższej „półki” jest
walka ze złem lub choćby reakcja na nie. Jeśli nie reaguje, to znaczy, że na
nie przyzwala. I może przytoczę tu nie wiem już, po raz który z kolei
imieninową ucztę „Pana Tadeusza”, zastępcy dyrektora Domu Pomocy Społecznej
w Mieni. Byłemu staroście Czesławowi Mroczkowi nie wypadało dać po łapkach
Sobotce, jego zastępcy Krzysztofowi Michalikowi też nie było to na rękę, a
obecnemu staroście Antoniemu Tarczyńskiemu pewnie też poselski paluch
przygroził koło nosa, bo wokół sprawy wytworzyła się ochronna otoczka
milczenia. Co prawda, sprawa trafiła do Sądu Grodzkiego w Mińsku Mazowieckim,
ale znając życie, w sądzie tym najszybciej wydawane są wyroki w sprawie
kradzieży dropsów, czy gumy do żucia lub podrobienia legitymacji szkolnej.
Przecież to największe zagrożenia dla bezpieczeństwa! Co tam, jakiś
nawalony Tadeusz! Nawet jak zwie się Sobotką... Przy zachwianiu równowagi
mógłby co najwyżej przytrzymać lub „zatrzymać” się na jednej z
pensjonariuszek... Zagadki związane z przestępstwami gospodarczymi, czy nadużyciami
są nie do rozwiązania przez sąd grodzki, bo: „a to przedawnienie, a to akta
zaginęły, albo jeszcze trwa dochodzenie”. Czy te wymienione wyżej „trudności”
mają też miejsce w przypadku Pana Tadeusza? Jeśli tak, to grono maczających
paluchy w sprawie jest bardzo szerokie... I tak samo szerokie umoczy pewnie już
nie paluchy, ale dupska, kiedy sprawiedliwości stanie się zadość. A
powiatowe wróbelki ćwierkają, że Sobotka ma objąć cieplejszą posadkę po
dyrektor Barbarze Wilk, która lada dzień odejdzie na emeryturę. To dopiero będzie
balanga! Pensjonariusze pewnie przez cały tydzień będą zbierać korki po „finlandzkich
szampanach”... Nie wiem, czy te wróbelki są też narąbane, ale ćwierkają
także, że rada ma odwołać mińskiego starostę Antoniego Tarczyńskiego. A
może to Klub Wspólnoty Samorządowej „Razem” uwikłany jest w jakiś
mroczny układ i po odwołaniu Andrzeja Kojro z funkcji wiceprzewodniczącego
rady powiatu, ma chrapkę na Tarczyńskiego? No, trochę przejęzyczyłam się i
radni ze wspólnoty mogą poczuć skazę na męskiej ambicji. Miałam oczywiście
na myśli funkcję Tarczyńskiego, a nie jego, jako faceta, który stał się
obiektem pożądania przez innych facetów. Obiektem pożądania radnych może
być tylko i wyłącznie jego stołek. Nic poza tym! A nie miałam racji pisząc
w poprzednim swoim punkcie widzenia, że te niższe stołeczki wreszcie zaczną
uwierać niektóre pupska? Pożyjemy, zobaczymy. Jeśli sprawdzą się moje
przypuszczenia i te ptasie świergoty, to wróblom stawiam dobrą kolację z
wybornymi trunkami. A kto jest temu wszystkiemu winien, że lokalne samorządy
uprawiają samowolkę w rozmaitych konfiguracjach? Oczywiście, że my, czyli
społeczeństwo. Nasz konformizm, nasza głupota i tępota. Bo ludzie absolutnie
nie znają swoich praw. A tak naprawdę, to nawet nie przejawiają chęci, by je
poznać. Praktycznie, tylko garstka chce lub jest w stanie zrozumieć, co dzieje
się dzisiaj na ich własnych podwórkach, gdzie samorządowcy przemieszczają
zabawki z piaskownicy do piaskownicy, gdzie walą się łopatkami po łepetynach,
gdzie jeden drugiego siłą wpycha na huśtawkę, a najczęściej na „zjeżdżalnię”.
Zauważyłam, że społeczeństwo najbardziej zadawala się niedzielną, poranną
mszą, w ramach programu kulturalnego idzie do superpermarketu, który zabrał
miejsca pracy lub zubożył sklepikarzy, a zysk wytransferował za granicę. Jeśli
jeszcze społeczeństwu za mało kultury, to całą ferajną, (czyli rodziną)
zasuwa na bezpłatny koncert, czy jakiś tam festiwal chleba lub macy. I to
zafundowany przez lokalne władzuchny za pieniądze podatników. Ale za to bezpłatnie!
I nie tylko do tego potrzebny jest szary obywatel, żeby faszerować go
„kulturą”.
A zresztą, po co będę owijała w bawełnę, do czego jest potrzebny?
Potrzebny jest tylko raz na cztery lata przy wyborczej urnie.
Myślę jednak, że ta aktywność raczej nie jest już tak bardzo konieczna. W
końcu słowo SAMORZĄD mówi samo za siebie, ale można je różnie
interpretować. Także spokojnie...
Wszystko przebiega pod specjalnym nadzorem nie tylko „kolesiów”, ale przyświeca
temu także hasło: obywatelskość. I na dodatek odmieniana przez wszystkie
przypadki deklinacji...
i
tak dla przypomnienia rzeczywistości...
Wygląda
na to, że demokracja ma w zwyczaju niechlubne praktyki zakładania
dziennikarzom knebli, obroży oraz krótkiej smyczy po to tylko, by udaremnić
jakąkolwiek, choćby najbardziej słuszną krytykę „swoich”. Chodzi
o to, by mieć nadzwyczajne przywileje, czyli wolną rękę w dławieniu
podstawowych praw. W rezultacie - Polska zamieniła się w kraj niesłychanie prężny,
silny wiarą i wolnością osobistą, bowiem ludzie rozwijają swe „talenty”
najlepiej tam, gdzie nie są skrępowani lub wystraszeni ewentualnymi szykanami
ze strony prasy...
MIEWAM
KŁOPOTY GASTRYCZNE
Jeśli
chodzi o człowieka piastującego funkcję wicedyrektora Domu Pomocy Społecznej
w Mieni – to ani knebla, ani obroży, a tym bardziej krótkiej smyczy nie dam
sobie założyć! Czytelnikom, którzy nie znają jeszcze sprawy przypomnę krótko,
że w październiku ub. roku nasza redakcja w asyście policji odwiedziła placówkę
opiekuńczą, w której „zastępczo dyrektoruje” Tadeusz Sobotka. Pech chciał,
że trafiliśmy na jego imieninową libację. Najmocniej przepraszamy Panie
Tadeuszu, że wpadliśmy bez kwiatka czy choćby półlitrówki, bądź
ulubionego „finlandzkiego szampana”, ale kto tam patrzył w kalendarz...
Pozostały nam jedynie pamiątkowe fotografie z imprezki i zapach owego
„szampańskiej Finlandii”. Szkoda mi tylko mundurowych, że wrócili o
suchym pysku. A może i nie? To w takim razie, jeśli władzuchnom „urwał się
film”, to tym bardziej współczuję... O fakcie powiadomiliśmy władze
powiatowe. Zebrał się jakiś tam zarząd, który nie podjął żadnej decyzji,
bo tłumaczyli, że było to za kadencji Czesława Mroczka, któremu nie wypadało
zwolnić kolegi z tej samej partii, bądź myślami był już tylko i wyłącznie
w poselskiej ławie. Jego zastępca Krzysztof Michalik też nie chciał maczać
paluchów, bo albo bał się własnego cienia, albo cienia przyszłego posła.
Nowy starosta Antoni Tarczyński, tym bardziej miał gówno do gadania, bo nie
wypadało po wdrapaniu się na wyższy stołek wywalać z pracy kolesia Mroczka.
Kręcił, że sprawa jest w sądzie grodzkim, że Sobotka ma sam zwolnić się z
pracy i takie inne pierdoły, żeby nie wyjść na idiotę. Ale i tak pewnie
wyjdzie, bo wróble ćwierkają, że niedługo ma zostać odwołany. Do jasnej
cholery, kto rządzi w tym Mińsku? Kto tak przestawia te stołki? Według mnie,
dalej mąci Mroczek, ale pal go licho. Wróćmy do Tadeusza Sobotki, bo
ciekawsza jest wiadomość, iż ma zostać „samym głównym” dyrektorem Domu
Pomocy Społecznej! Oczywiście wcześniej powiadomiliśmy o „libacji” biuro
poselskie Donalda Tuska. Sprawą zajął się – błyskawicznie, bo już następnego
dnia po pzreslaniu pisma! - jego pełny nocnik, (przepraszam za przejęzyczenie)
chciałam napisać pełnomocnik - Jarosław Ważny. Ważny, nieważny, a na
dodatek nieskuteczny. Najpierw zachłystywał się informacją, niemalże
jednoczył się z nami „w bólu”, załączał „wyrazy współczucia”,
prosił o nasze publikacje, zdjęcia z imienin i... obiecał zająć się sprawą,
bo uznał, że postawa Sobotki jednak godzi w dobre imię Platformy
Obywatelskiej. A tak na marginesie dodam, że wymyśliłabym lepszą nazwę tej
partii, bo obecna jakoś głupio mi się kojarzy... Jarosław Ważny często
nadużywał numeru mojej komórki, bo twierdził, że artykuły nie doszły na
jego skrzynkę... A wysyłałam mu je dziesięciokrotnie! Potem zważniał jak
cholera, bo przez długi czas milczał, jak zaklęty. Może poszukiwał Czesława
Mroczka na sali sejmowej, w celu konsultacji, bądź odwrotnie? Wreszcie
skrzynka mu się odblokowała i po lekturze „Bz” przysłał odpowiedź. Będę
cytowała ją fragmentami, bo jak nadmieniłam na wstępie – nie dam sobie założyć
knebla, ani kagańca i muszę ustosunkować się do
jego pisma z dnia 31 marca. A więc, do dzieła: „Szanowni
Państwo. Po wnikliwym zapoznaniu się ze wszystkimi szczegółami sprawy którą
poruszyliście na łamach swojego tygodnika, postanowiliśmy ustosunkować się
do podjętych przez Państwa kwestii”. Postanowili? Ciekawe z kim? Ale, chyba
nie trzeba będzie wyjaśniać, bo czytając dalszy ciąg odpowiedzi, od razu można
„ustosunkować” się do tego, kto maczał paluchy w tej
„kwestii”... „Prawdą jest, że członek Platformy Obywatelskiej - Tadeusz
Sobotka spożywał alkohol w zakładzie pracy. Takie postępowanie jest bezwzględnie
niedopuszczalne. Sprawa ta była przedmiotem dyskusji zarządu powiatowego
Platformy Obywatelskiej w Mińsku Maz., podczas której stanowczo potępiono
podobne praktyki, oraz postępowanie Tadeusza Sobotki”. Oj, Panie Ważny...Gdyby
nie było prawdą, że wasz członek „żłopał” (spożywał to delikatnie
powiedziane) w miejscu pracy, to przecież nie pisalibyśmy o tym w „Bez
znieczulenia”. A skoro twierdzi Pan, że takie postępowanie jest bezwzględnie
niedopuszczalne, to co Sobotka jeszcze robi w Domu Pomocy Społecznej? Grzeje
sobie miejsce oczekując na pogodną starość?! Bezwzględnie – to powinien
wyskoczyć stamtąd z hukiem! Ja też doskonale wiem, że odbyło się w tej
sprawie posiedzenie zarządu, ale nie wierzę, że podczas dyskusji potępiano
postawę waszego członka?! Żeby kogoś potępiać, trzeba być samemu
krystalicznym, a tego brakuje „peowcom” z mińskiego zarządu. Potępiono też
podobne praktyki? A to ciekawostka. Też chciałabym zostać „praktykantką”
bez ponoszenia konsekwencji za swoje czyny...A tak przy okazji, to gdzie jeszcze
spożywano w pracy gorzałę, no bo skąd te „podobne praktyki”?...
„Tadeusz Sobotka poniósł służbowe, jak i prawne konsekwencje swojego
czynu. Etyczny aspekt całego wydarzenia jest wysoce naganny. Niemniej jednak,
postępowanie prowadzone przez powołane do tego organa, oraz kara która spotkała
Tadeusza Sobotkę naszym zdaniem zamyka cały temat”. A moim zdaniem, temat
dopiero się otworzy. Ogromnie żal mi Pana Sobotki, że spotkała go taka
„naganna kara...”.Tylko pozazdrościć! Każdy chciałby „nawalić się
jak stodoła” w miejscu pracy i ponieść taką karę zarówno służbową,
jak i prawną. Służbowa? Żadnej nie poniósł. Chyba jedynie - jak oznajmiła
wcześniej Barbara Wilk, dyrektorka placówki – po rozmowie z nią, podobno
radykalnie zmienił swój stosunek do pracowników. To co on tam wyprawiał?
Chyba nie ganiał ich z kijem w ręku? A konsekwencje prawne... Wzorujcie się
Czytelnicy na takich konsekwencjach i nie dajcie się wpakować pracodawcom w łapy
sądu, gdybyście przypadkowo chlipnęli tylko jednego browarka. Wystarczy ukarać
się samemu. Czyli tak, jak w przypadku Sobotki - dać policji stówkę, ani
grosza więcej i pracować dalej. A nawet piąć się na wyżyny! W
końcu przykład idzie od góry i to od Pana Ważnego...„Czuwanie
na straży przestrzegania prawa przez osoby publiczne, jest podstawową funkcją
mediów. Funkcja ta nabiera podwójnego znaczenia w przypadku mediów lokalnych,
które częstokroć są jedynymi podmiotami ograniczającymi samowolę urzędników.
Platforma Obywatelska będzie zawsze bronić niezależności mediów, oraz żywo
reagować na wszelkie doniesienia prasowe dotyczące swoich członków. Z
poważaniem, Jarek Ważny Biuro Prasowe PO” W tym miejscu, to podbudowałam się,
jak stuletnia rudera. Panie Ważny!
Tak samo wierzę w to, że Platforma Obywatelska będzie broniła niezależności
mediów, jak uwierzyłam w prawne i służbowe ukaranie Sobotki. I zupełnie tak
samo, jak uwierzyłam w skuteczność waszej partii w stosunku do postawy
waszego członka i te konsekwencje, które biedaczysko poniósł dzięki wam!
Zgadzam się jedynie ze stwierdzeniem, że media mogą ograniczyć samowolę urzędników.
Bo powinny! Ale mińskie media są bardziej wystraszone, niż Sobotka na drugi
dzień po alkoholowej libacji! Lokalne media dają się kneblować, prowadzać
na smyczy, bo to zapewnia im utrzymanie na rynku. Ale my, jako jeden z lokalnych
tygodników – nie damy się wodzić za nos. I zapewniam, że zareagujemy
bardziej żywo. No i co? Czy na przykładzie odpowiedzi Jarosława Ważnego nie
widać, że demokracja wyraźnie ma w zwyczaju niechlubne praktyki zakładania
dziennikarzom knebli, obroży oraz krótkiej smyczy tylko po to, by udaremnić
jakąkolwiek, choćby najbardziej słuszną krytykę „swoich”? A czy na
przykładzie Tadeusza Sobotki nie widać, że Polska
zamieniła się w kraj niesłychanie prężny, silny wiarą i wolnością
osobistą, gdzie ludzie rozwijają swe „talenty” i „praktykują”
najlepiej tam, gdzie nie są skrępowani lub wystraszeni ewentualnymi szykanami
ze strony prasy?
A na zakończenie, tak z sympatii podpowiem obecnemu staroście – Antoniemu
Tarczyńskiemu: Niech Pan już nigdy nie mówi, że pan nic nie wie. Niech pan
udaje, że wie Pan wszystko, ale powie Pan dopiero jak spróbują usunąć Pana
ze stanowiska. Będzie pan miał posadę gwarantowaną do emerytury, albo i dłużej.
Przepraszam, ale ja nie mogę słuchać takich bzdur, ani czytać takich
pisemnych odpowiedzi, jak ta powyżej, bo po czymś takim, mam tylko kłopoty
gastryczne... A miewam je już coraz częściej!
Małgorzata
Madziar
Redaktor Naczelny tygodnika okołomińskiego "Bez znieczulenia".
WOLNOŚĆ PUBLIKACJI - CO TO TAKIEGO?
Podobne tematy znajdziesz w dziale:
ARTYKUŁY
- tematy do przemyślenia
i wiele innych w kolejnych działach czasopisma "AFERY PRAWA":
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
"AFERY PRAWA" - Niezależne Czasopismo
Internetowe www.aferyprawa.com Redaktor Naczelny: mgr inż. ZDZISŁAW RACZKOWSKI |
|
WSZYSTKICH SĘDZIÓW INFORMUJĘ ŻE
PROWADZENIE STRON PUBLICYSTYCZNYCH
JEST W ZGODZIE z Art. 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ
1 - Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz
pozyskiwania i rozpowszechniania informacji.
2 - Cenzura prewencyjna środków społecznego przekazu oraz koncesjonowanie
prasy są zakazane.
ponadto
Art. 31.3
Ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób. Ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i
praw.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.