opublikowano: 23-11-2012
MARIAN
ZAGÓRNY DO WIĘZIENIA ZA ODWAGĘ I PRZYZWOITOŚĆ
Marian
Zagórny:
w PRL-u - aktywny w „Solidarności”, a w wolnej Polsce wieloletni działacz
rolniczy I lider Związku Zawodowego Rolników „Solidarni”, lada chwila może
otrzymać wezwanie do stawienia się w więzieniu. Jest on zagrożony
pozbawieniem wolności w związku z odwieszeniem wyroków za organizację
radykalnych protestów w obronie rolnictwa, konsumentów i budżetu państwa.
Zatem poprosiliśmy Mariana, od lat będącego członkiem Rady Honorowej naszego
czasopisma, aby przypomniał, za jakie „grzechy” polskie państwo chce go
odizolować od reszty społeczeństwa.
#
#
#
#
#
#
-
Niebawem prawdopodobnie dostaniesz nakaz stawienia się w zakładzie karnym. Co
zamierzasz wówczas zrobić?
Marian
Zagórny: Podobne nakazy
dostawałem już kilkakrotnie, nawet siedziałem w 2000 r. Dobrowolnie się nie
stawię. Chcę powiedzieć, że mnie nie przestraszą nakazami aresztowania. To,
co robiłem, będę robił nadal, nawet jeśli będę lądował w więzieniu.
Jestem Polakiem i nie mam zamiaru uciekać za granicę; tutaj się urodziłem,
tu chcę pracować i umrzeć. Dopóki będę miał dość zdrowia i jeśli Pan Bóg
mi pozwoli, dalej będę związkowcem, nawet gdybym miał zostać sam.
W
stanie wojennym, jako bardzo młody człowiek, przebywałem w areszcie. Próbowano
mi tam wybić z głowy działalność, a nawet skłonić do przyjęcia roli
tajnego współpracownika, ale zostałem wychowany w rodzinie - patriotycznej,
która nigdy nie należała do żadnych organizacji partyjnych - że po prostu,
nie udało im się mnie nakłonić. Ojciec też siedział w więzieniu - za to,
że był „kułakiem” i nie przekazywał obowiązkowych dostaw zboża; z
kolei dziadek siedział za przynależność do WiN. To mnie ukształtowało.
-
Przypomnij proszę protesty, od których zaczęły się Twoje problemy z
wymiarem sprawiedliwości III RP.
M.
Z.: Na Dolnym Śląsku żniwa
zawsze zaczynały się w połowie sierpnia i trwały do końca miesiąca. W 1995
r. zaczęliśmy je pod koniec października, bo cały czas padało. Oczywiście
zwracaliśmy się do rządu SLD-PSL z prośbą o pomoc ale nikt nie reagował.
Zawiązaliśmy komitet protestacyjny, opierający się na dawnych strukturach
wojewódzkich „Solidarności”; z czasem, przyłączył się do nas cały
Dolny Śląsk i powstał Międzyzwiązkowy Komitet Protestacyjny.
Najpierw
przywieźliśmy zboże wojewodzie i ministrowi rolnictwa, nie było jednak żadnej
reakcji. Dopiero gdy wylaliśmy gnojowicę w ministerstwie, pod Sejmem i Urzędem
Rady Ministrów, przyjechała sejmowa komisja i uznano, że jednak ma miejsce klęska
żywiołowa. Dzięki temu rolnicy zostali zwolnieni ze składek na KRUS i mieli
zmniejszone podatki.
W
1996 r. pojawił się problem ze zbytem drobiu. Pojechaliśmy wtedy do Warszawy,
już jako Ogólnopolski Komitet Protestacyjny, bo i drobiarze się do nas przyłączyli.
Przywieźliśmy kury, kozę, owcę do Ministerstwa Rolnictwa, Urzędu Rady
Ministrów i Sejmu.
W
tamtych czasach były także problemy ze zbyciem płodów rolnych, z powodu
bardzo dużego importu i przemytu do Polski. W 1997 r., przed żniwami,
przyspawaliśmy skład importowanego zboża do torów na stacji PKP w Muszynie.
Niestety rząd nie reagował, w związku z czym w latach 1997-1999 odbyło się
kilkanaście akcji wysypywania przemycanego zboża. Mam 11 wyroków za jego
wysypywanie: sześć razy za akcje w Muszynie, zaś trzy razy w Zebrzydowicach,
a dwa za Kłodzko. Ponadto, bodajże w 2002 r. zablokowaliśmy tory specjalnymi
urządzeniami. W tym wypadku chodziło o nadmierny import cukru, w związku z którym
nasze cukrownie nie mogły sprzedawać swoich wyrobów.
Podkreślam,
że za każdym razem wysypywaliśmy nielegalny towar. Ściągaliśmy z wagonów
karty informujące, kto importuje zboże, i jakie ilości. Jeśli wagon ma 60
ton, a na karcie przewozowej jest mowa o 20 tonach, to oznacza, że 40 ton
stanowi czysty przemyt bo wagony jechały pełne. Co więcej, każdy wagon ma swój
numer - jeśli było 10 wagonów z numerem 348, a tylko jeden oclony, to już
jest jawna kpina z polskiego prawa i budżetu.
Podczas
sprawy sądowej dotyczącej protestu w Muszynie mówiłem o tych kartach, i o
tym, że mamy oryginały i że złożyliśmy doniesienie do prokuratury w którym
mowa - kto sprowadza to zboże i jacy politycy za tym stoją. Wystarczyło
pojechać i zamknąć tych ludzi, ale tego nie zrobiono. Skazali mnie za 14
wagonów, a nie za 64, bo reszta była nielegalna. Dziwię się prokuratorom,
policji i innym służbom: dawaliśmy im przestępców na tacy lecz nikt nie
reagował. Tymczasem nie dość że zboże było sprowadzane nielegalnie, to
jeszcze w większości skażone, m.in. pestycydami, robiliśmy badania, które
to potwierdzały. To zboże nie przechodziło kwarantanny, przejeżdżało przez
granicę i od razu szło na przemiał lub na paszę dla zwierząt.
W
1998 r. zwróciliśmy się do premiera Buzka z informacją, że udostępnimy
wszystkie materiały, żeby mógł powołać specjalną komisję składającą
się z przedstawicieli Sejmu i Senatu. Dzisiaj powiedzielibyśmy - komisję śledczą.
Obiecaliśmy dostarczyć listę firm-importerów odpowiadających za przemyt
oraz nazwiska polityków stojących za nimi. Mówiliśmy m.in. o tak znanych
firmach, jak Rolimpex, Helman Galicja, Cargill. Nie doczekaliśmy się
reakcji…
W
1999 r. została powołana policja celna. Rok później, gdy już siedziałem w
więzieniu za wysypywanie zboża, potwierdziła szereg wykrytych przez nas
przestępstw. Dzięki naszym wskazaniom 700 mln zł trafiło do budżetu państwa
od firm które nielegalnie wwoziły zboże. Wielokrotnie to podkreślałem:
broniliśmy rolników, ale przede wszystkim interesów państwa, bo przemyt wiąże
się z niepłaceniem podatków i ceł. W 1999 r. obliczyliśmy, że gdyby na
nielegalny oraz bezcłowy import zboża wprowadzono minimalne, 7-procentowe cło,
ówczesny deficyt budżetowy zostałby pokryty dwukrotnie, i nie byłoby problemów
z niedofinansowanymi szpitalami i szkołami. Jednak nikt nie chciał tego słuchać.
-
Jak to możliwe, że 50-ma wagonami, do których wysypania przyznałeś się w sądzie,
nie zainteresowali się ani sąd, ani prokuratura?
M.
Z.: Bo to były wagony
„kolesi” polityków z ekipy rządzącej. Dam przykład: w Kłodzku mam teraz
sprawę o odwieszenie wyroku. Świadkowie, kolejarze i sokiści, zeznali, że było
10 wagonów, a sędzia mnie skazał za 3, bo pozostałe 7 było sprowadzonych
przez szwagra prokuratora rejonowego z Bystrzycy Kłodzkiej. Pytałem sąd,
dlaczego są one pomijane, skoro chcę odpowiadać za całe dziesięć, i chcę
powołać na świadka tego importera. Oczywiście, nie dopuszczono do tego.
Co
najlepsze, w aktach można wyczytać, że „zostało wysypane zboże, które było
zatrute”, stwarzające zagrożenie dla życia ludzi i zwierząt. Mój mecenas
podkreślał to na sali rozpraw: „Wysoki Sądzie, oskarżony - powinien być
nagrodzony, bo zapobiegł tragedii”.
-
Czy jesteś nadal w stanie operować nazwiskami, czy one gdzieś umknęły?
M.
Z.: Dobrze je pamiętam.
Przykładowo, kiedyś żona ministra rolnictwa Jacka Janiszewskiego była
przewodniczącą rady nadzorczej firmy, która sprowadzała zboże. Część z
tych ludzi nie jest już posłami, bo woleli zająć się interesami, część
do dzisiaj należy do różnych opcji SLD, PSL, dawniej do Unii Wolności, a
teraz do Platformy Obywatelskiej. Kilka osób, czynnie funkcjonuje w życiu
politycznym, przy czym oficjalnie nie figurują już w radach nadzorczych
tamtych przemytniczych spółek. Szereg ludzi, którzy kiedyś byli w AWS,
rozeszło się po innych ugrupowaniach, ale rodziny poustawiali po spółkach.
W
pewnym momencie import przestał być tak intratny. - Wtedy zboże naszych
rolników kosztowało w granicach 420-450 zł za tonę, oni natomiast mogli
sprowadzać skażone po 150 zł. Dzisiaj wiadomo, granice są otwarte, każdy może
importować. Mamy jednak w archiwum te nazwiska i w każdej chwili możemy je
ujawnić, nie ma problemu. Pan Bronisław Komorowski, gdy był jeszcze posłem
Unii Wolności, razem z obecnym posłem PO, Koźlakiewiczem, założył spółkę
CED-ROB, która importowała bardzo dużo drobiu ze Stanów Zjednoczonych i z
Brazylii. Straszyli, że mnie podadzą do sądu, ponieważ wiedzieli, że mamy
papiery z potwierdzeniem, jakie ilości sprowadzali - do dzisiaj tego nie
zrobili. Może dlatego Komorowski mnie nie ułaskawił, bo pamięta moje działania
sprzed 12 lat…
-
Skąd pochodziło zboże przywożone do Polski?
M.
Z.: Po upadku komunizmu w
miejsce RWPG zawiązano CEFTA. W jego skład wchodziły Polska, Czechy, Słowacja,
Słowenia, Rumunia i Węgry które mogły dokonywać bezcłowej wymiany produktów
rolnych. Tymczasem żeby zgodnie z prawem sprowadzić zboże z Unii
Europejskiej, trzeba było zapłacić cło w wysokości 30-50%. Z Niemiec,
Francji i Włoch, choć także z Brazylii czy ze Stanów Zjednoczonych, trafiało
ono zatem do magazynów węgierskich i słowackich, a następnie przyjeżdżało
do nas. Sprawdziliśmy, że w skali roku z Węgier i ze Słowacji - importowano
do Polski więcej zboża niż te kraje byłyby w stanie wyprodukować przez pięć
lat. Węgrzy, dbali o siebie - nie wpuszczali tego, na rynek wewnętrzny, więc
cały śmietnik Europy trafiał do Polski.
Dziwię
się, że wtedy ludzie wypowiadali się, iż są przeciwni wysypywaniu zboża,
bo tanie zboże oznacza tańszy chleb. Nic takiego nie nastąpiło, a tymczasem
dalej przychodziło skażone zboże i mięso zwierząt - karmionych różnymi
dziwnymi mieszankami, niszczono polskie rolnictwo, oszukiwano konsumenta, budżet
państwa i zatruwano ludzi.
Zboże
importowały nawet Polskie Koleje Państwowe. W Muszynie wysypaliśmy ziarno, które
jechało z Węgier do takich firm, jak Helman Galicja, Pegrol-Sudety, Elewarry
czy Rolimpex; bardzo dużo importowały również zakłady tłuszczowe. Jednak,
któregoś razu na karcie przewozowej - widniało: „Odbiorca: PKP Muszyna”.
Gdy narobiliśmy wokół tego trochę szumu, prezes PKP powiedział, że jego
firma poza prowadzeniem przewozów musi także zarabiać i że sprowadzają nie
tylko zboże, ale również cukier i szereg innych produktów. Wagi nigdzie nie
były sprawne, cło na towary z zagranicy naliczano według tego, co napisano na
karcie. Nagłaśniając związane z tym nadużycia - dbaliśmy o interesy rolników,
ale w szczególności o dochody budżetu państwa, przynajmniej tak wtedy myślałem
- i za to dostawałem bezwzględne kary pozbawienia wolności oraz grzywny, które
to za dwa czy trzy tygodnie zamieniano na areszt.
-
Spytam wprost: czy dochodziło do aktów korupcji przedstawicieli wymiaru
sprawiedliwości?
M.
Z.: Tak, to była korupcja -
układ między importerami, politykami, sędziami i prokuratorami z różnych sądów,
bo chyba w 30-stu miałem sprawy. W sądach wszystko podlegało działaniu temu
mechanizmu. Za świnię, którą wprowadziliśmy do siedziby wojewody dolnośląskiego
skazano mnie na 6 miesięcy więzienia. W tym czasie żona wojewody bardzo dużo
importowała i nielegalnie wwoziła do Polski drób i wieprzowinę. Stwierdzono,
że rzekomo biłem zwierzę prętem, choć w materiałach operacyjnych policji
widać, że nawet tej świni nie dotykałem, tylko rolnicy ją delikatnie niosą.
Gdy
ministrem sprawiedliwości został poseł Ziobro, wystąpił o kasację wyroku,
wymieniając osiem czy dziesięć przypadków naruszenia prawa podczas mojego
procesu. Co się okazuje: w Sądzie Najwyższym sędzia rzucił te papiery,
powiedział: „Żadne naruszenie prawa!” i oddalił kasację. Mówię do
niego: „Wysoki Sądzie, to nie ja wystąpiłem o kasację, ani mój mecenas,
tylko minister Ziobro”, na co usłyszałem: „Minister sprawiedliwości może
sobie rządzić w ministerstwie!”. Moja sprawa stała się elementem rozgrywki
między sędzią a ministrem.
Kiedy
odwołałem się do sądu kasacyjnego w sprawie kary więzienia za protest w
Muszynie, wszyscy mówili, że będę czekał półtora roku. Tymczasem już za
półtora miesiąca miałem sprawę; oczywiście odrzucili mój wniosek. Chcieli
dać do zrozumienia pozostałym sądom, że mogą mnie skazywać na więzienie
czy wysoką grzywnę, bo nie mam szans w Sądzie Najwyższym. Potem gdy łańcuszek
sądów mnie skazywał, już nawet nie wnosiłem o kasację.
-
Nie sposób nie zauważyć, że działania Twoje i innych rolników wyręczały
organy państwa.
M.
Z.: Do tej pory je wyręczamy,
np. przedstawiamy dokumenty stanowiące dowody przestępstwa korupcji -
wystarczy tylko jechać i zamknąć, co się niestety nie dzieje. Podobną też
sytuacją zajmujemy się teraz. Zakłady Mięsne MAT Czerniewice ogłosiły
przed Świętami bardzo dobrą ofertę na mięso, za które do tej pory nie zapłaciły,
naciągając poszkodowanych na prawie 11 mln zł. Dzisiaj ci ludzie funkcjonują
już w innej spółce, do której wyprowadzili cały majątek... To nie pierwszy
przekręt p. Hetmana, ale stoją za nim politycy PSL, m.in. Kłopotek i Bury,
dlatego nikt go nie rusza.
Doprowadziłem
do tego, że przed wakacjami odbyło się posiedzenie sejmowej komisji rolnictwa
poświęcone tej sprawie. W obradach uczestniczył wiceminister sprawiedliwości
i minister rolnictwa, którym przedstawiłem wszystkie te sprawy, wraz z
dokumentami. Do dzisiaj cisza.
-
Prokuratura wielokrotnie odmawiała wszczęcia postępowania w zgłaszanych
przez Was sprawach, mimo dostarczenia dowodów. W końcu złożyliście
doniesienie na prokuratorów.
M.
Z.: Skutek był taki, że w
którejkolwiek prokuraturze później już nie byłem, traktowali mnie jak
wielkiego przestępcę; szkoda, że jeszcze podczas przesłuchań nie stało za
mną dwóch antyterrorystów... Dziesięć kilkugodzinnych rozpraw miałem we
Wrocławiu, z zamykaniem budynku sądu, stawianiem antyterrorystów na straży...
-
Dwa lata przed wybuchem „afery taśmowej” wskazałeś w programie dużej
stacji telewizyjnej osoby zamieszane w sprawę nieruchomości, m.in. polityków.
Czy rewelacje, które ostatnio wypłynęły, poprawiły jakoś Twoją sytuację?
M.
Z.: Raczej spowodowały większe
szykany wobec mojej osoby. W 2009 r. trafiły do nas informacje o przekrętach w
Agencji Nieruchomości Rolnych w której brano bardzo duże łapówki; zresztą
od moich kolegów też ich żądano. Wysłaliśmy w tej sprawie listy do wielu
prokuratorów, ministerstwa sprawiedliwości, sprawa ta została także nagłośniona
przez gazetę internetową „Afery Prawa” i minister rolnictwa Marek Sawicki
wiedział o niej... Rozpoczęły się procesy we Wrocławiu. Na dyrektora
Stefankę, Szymkiewicza, Krenta i kilku innych wydano wyroki więzienia w
zawieszeniu.
Dwa
lata temu prezes oddziału Agencji w Warszawie, polityk Platformy Obywatelskiej,
który był wymieniany w aktach tychże spraw, wytoczył mi proces o zniesławienie...
Chyba sześć spraw było, w tym cywilny proces w Jeleniej Górze, i wszystkie
wygrałem; miałem takie argumenty, że nie mogło być inaczej, sąd już nie mógł
nic przekręcić. Ale wszyscy politycy, w tym minister Sawicki, udawali, że nic
się nie dzieje, że to żadna afera.
Dodam,
że wspomniany prezes wynajął kancelarię adwokacką z Gdyni. Jak to się
dzieje że pieniądze na wspomaganie rolników, którzy dzierżawią grunty,
wydaje się na prawników, aby obsługiwali procesy o zniesławienie? To było
ok. 300 tys. zł, wiem to z nieoficjalnych źródeł. To jest sprzeniewierzenie
państwowych pieniędzy.
-
Działasz w interesie państwa oraz ogromnych grup społecznych. Czy w związku
z tym otrzymujesz jakieś wsparcie?
M.
Z.: Ze strony rolników
otrzymuję wsparcie, choć nie od wszystkich, bo pozostałe rolnicze związki
zawodowe obojętnie odnoszą się do mojej sprawy. Co chciałbym podkreślić
przy tej okazji, że my jako związek zawodowy, który już istnieje parę lat,
nigdy nie braliśmy żadnych pieniędzy od rządzących. Proszę zauważyć, w
COPA COGECA, europejskiej federacji rolniczych związków zawodowych, jest
Samoobrona, są kółka rolnicze, izby rolnicze, „Solidarność” Rolników
Indywidualnych; wszystkie one jeżdżą na spotkania do Brukseli za
ministerialne pieniądze. My na wszelkie spotkania jeździmy za własne pieniądze
albo za pieniądze Via Campesina, europejskiej koordynacji rolników, która nie
bierze żadnych środków finansowych z Brukseli. Proponowano nam członkostwo w
COPA COGECA - odmówiłem, za mój wyjazd - nie będzie płacił minister czy rząd.
Jeśli będzie mnie stać, to pojadę, a jak nie, to nie.
Pewnego
razu jestem w Brukseli, na spotkaniu Via Campesina i spotykam przedstawicieli
innych polskich związków. Niby jest ustalone: jedzie jeden przedstawiciel pięciu
organizacji, a ja widzę z każdego związku po trzech, czterech - i wszystkie
koszty pokrywa minister. I oni będą się przeciwstawiać polityce rolnej rządu?
Krzyczą „my ministrowi pokażemy” - a pod stołem biorą pieniądze. Te związki
nigdy nie będą bronić rolnictwa.
O
sprawie o której teraz powiem, nigdy wcześniej nie mówiłem, dopiero dziś ją
wyjawię, bo mnie irytuje. Inne związki biorą kolosalne pieniądze na
organizację wypoczynku letniego. Oczywiście my też korzystamy z
dofinansowania KRUS na ten cel, tylko nie bierzemy nic dla siebie. Dlatego wysyłamy
na wakacje czy zimowiska po 800-1000 dzieci, natomiast inne związki znacznie
mniej. Tymczasem zawsze oni dostają najwięcej z funduszu składkowego, my
dostajemy znikome kwoty – za każdym razem muszę jechać się kłócić, bo
cały czas otrzymujemy za mało.
Kiedy
wysyłamy dzieci na wakacje, nie wybieramy tylko rodzin członków związku ani
nie patrzymy, czy rolnik jest np. „zielony”, „czerwony”, „czarny”
czy „granatowy”. Nie jesteśmy przypisani do żadnej partii. Byłem zawsze
bardzo przeciwny PZPR, czyli obecnemu SLD - ale jeśli oni by robili coś, co by
poprawiło sytuację w rolnictwie, to będę ich działania wspierał, mimo że
nie ich nie uwielbiam.
-
Jednym z głównych celów Waszych protestów było powstrzymanie przemytu zboża
i mięsa. Czy wspomniany problem nadal istnieje?
M.
Z.: Jakiś czas temu wykryliśmy
aferę w Gdyni ale nasz rząd nie reaguje. Na ul. Hutniczej znajduje się tam
potężna amerykańska chłodnia, z której korzystają cztery firmy zajmujące
się sprowadzaniem drobiu. Jesteśmy w Unii Europejskiej i obowiązuje limit na
import produktów rolnych z innych krajów. Wspomniane firmy obchodzą prawo w
ten sposób, że ściągają ze Stanów Zjednoczonych i Brazylii drób,
wieprzowinę i szereg innych produktów do tej chłodni, niby w celu dalszego
tranzytu na Ukrainę, ale koniec końców towar w większości rozjeżdża się
po Polsce.
Dwa
lata temu sfilmowałem, jak odbywa się cały proceder. W Gdyni rozładowuje się
statek, towar trafia do hłodni, wyjeżdża pięć samochodów chłodniczych, które,
gdyby wybierały się na Ukrainę, powinny pojechać najpierw do urzędu celnego
naprzeciwko - opieczętować się. A nic takiego nie miało miejsca, samochody
ominęły urząd celny, a za cztery godziny wróciły - ponoć z Ukrainy. Oczywiście
złożyłem doniesienie do prokuratury, do ABW i CBA. A ministra Sawickiego
przez pół roku prosiłem, by to ukrócili; w końcu się tym zajęli, no i, za
jakiś czas usłyszałem - że Zagórny miał rację. Potem bodajże redaktorka
z RMF FM do mnie zadzwoniła i zapytała, czy wiem, jak wysoką karę otrzymała
ta chłodnia. Ile? Pięćset. Pytam: „pięćset tysięcy?”, a ona: „nie -
pięćset złotych”.
Po
roku dostałem wezwanie do prokuratury i akt oskarżenia za zdradę tajemnicy państwowej
i handlowej, co jest zagrożone karą od 3 do 5 lat więzienia.
-
A to nie były prywatne spółki?
M.
Z.: To są prywatne spółki,
ale potraktowali mnie tak, jakbym był pracownikiem celnym. Gdybym rzeczywiście
był celnikiem to co innego, ale ja byłem rolnikiem-związkowcem - który wykrył
tę aferę. Prokuratura wszczęła postępowanie [więc potwierdziła, że doszło
do nieprawidłowości], potem je umorzyła, a mnie oskarżono, że zdradziłem
tajemnicę państwową. Nie byłem przecież ani lekarzem granicznym, ani
celnikiem tylko normalnym, szarym obywatelem. Bodajże 305 Kodeksu postępowania
karnego mówi, że każdy kto wie o przestępstwie, powinien je zgłosić
organom ścigania, a jeśli tego nie zrobi, grozi mu kara do roku pozbawienia
wolności. Wypełniłem swoją rolę obywatelską do końca, za co postawiono
mnie w stan oskarżenia. Paranoja.
-
Dlaczego tak się dzieje?
M.
Z.: Kiedy wysypywaliśmy zboże,
miałem telefony, że mnie zastrzelą. Koła mi odkręcali, w Warszawie
zdewastowali mi samochód pod hotelem, regularnie mnie straszono. Zadzwonił
kiedyś do mnie pewien anonimowy człowiek i obrzucił mnie wyzwiskami, a potem
powiedział: „Importowałem, importuję i będę importował i przemycał zboże,
bo finansuję wszystkich: AWS, SLD, PSL... Wszystkich! A tobie kiedyś stanie się
krzywda!”. Takich telefonów miałem masę.
Tak
się dzieje, ponieważ mamy takich polityków, którzy na to zezwalają, a służby
przymykają... oczy. Skąd partie biorą pieniądze a w szczególności rządzący?
Finansowanie z budżetu państwa to tylko przykrywka, bo jakby zliczyć wszystko
dokładnie, to te kwoty nie starczyłyby nawet na kampanię samorządową.
Prawdziwe zyski czerpią z tego, że przymykają oczy na nieprawidłowości...
Importerzy i przemytnicy na różne sposoby wspomagają partie polityczne; a
przede wszystkim te rządzące, choć także niektórzy członkowie rodzin
polityków opozycji zajmują wysokie stanowiska w rozmaitych spółkach. Już
dwa lata temu mówiłem o ”śmietance” w Olsztynie na spotkaniu z ministrem
rolnictwa. Na to minister Sawicki powiedział: „Panie Zagórny, pan obraża
uczciwego człowieka”. I co się w lipcu okazało? Jaki był z niego uczciwy
człowiek?
-
Od dawna nie widać dużych protestów rolniczych. Sytuacja na wsi tak bardzo się
poprawiła?
M.
Z.: Sytuacja na wsi się nie
poprawiła; mimo że rzekomo mamy dopłaty, gospodarstwa funkcjonują na skraju
opłacalności. Przyczyny braku protestów są głębsze, związane z tym, że
rolnicy już nie wierzą szefom związków zawodowych. Nasz związek nigdy nie
wdał się w politykę partyjną; zawsze uważałem, że nie ma co zabiegać o
względy partii, to partie powinny zabiegać o względy związku. Szefowie
innych związków - Chróścikowski, Serafin, Wierzbicki, obecni liderzy
Samoobrony czy Centrum Młodych Rolników powiązali się z partiami i rzadko
dbają o interesy rolników. Od czasu do czasu się pokażą, że coś rzekomo
robią ale w rzeczywistości nic nie robią.
Staramy
się wszystkim pomóc, nie działamy tak schematycznie jak inne związki, nie
jesteśmy zainteresowani tylko swoimi członkami. One ich mają dużo, ale
powiem szczerze, że jeśli ktoś mówi, że ma 700 czy 800 tys. członków,
albo jak Władek Serafin dwa miliony, to kłamie w żywe oczy. My mamy 7-8 tys.
działaczy związkowych, w tym naprawdę bardzo aktywnych może z 200, reszta to
raczej sympatycy. Dawniej, 10-15 lat temu, związki rzeczywiście zrzeszały masę
członków, jednak teraz ludzie nie chcą do nich należeć, bo ich przywódcy
wielokrotnie wyprowadzali rolników że tak powiem, w pole. Związek i protesty
były potrzebne wyłącznie po to, aby wejść do Sejmu albo Senatu, kiedy
nadarzy się okazja. A nas to nie obchodzi, u nas w związku nikt nie chce być
ministrem. Mnie i innym osobom wielokrotnie proponowano różne posady, czy
dobre miejsca na listach wyborczych, ale jesteśmy tylko związkowcami i chcemy
nimi pozostać. Wolimy walczyć o to, żeby politycy podejmowali dobre decyzje,
by nie niszczono Polski, naszego rolnictwa i przetwórstwa.
Obawiam
się, że przy takim braku zaufania do szefów związków, trudno będzie
zorganizować duże protesty. Chociaż gdy jeżdżę po Polsce, ludzie mnie
namawiają, żeby poczynić pewne kroki, już kiedyś przeze mnie zaplanowane,
których efektem byłby protest jakiego jeszcze nie było w Polsce. Namawiają
mnie i myślę, że jeśli sytuacja się nie zmieni, w najbliższym czasie możemy
to zrobić, oczywiście o ile mnie nie zamkną.
-
Jakie cele powinien sobie dzisiaj stawiać ruch chłopski?
M.
Z.: Po pierwsze, aby
rolnictwo było przez państwo traktowane jako jeden z priorytetów, jako obszar
strategiczny. Proszę spojrzeć na Zachód, tam powstają miejsca pracy w przetwórstwie
rolno-spożywczym, przy produkcji ciągników, itd. Kraje zachodnie bardzo poważnie
traktują rolnictwo.
Wielokrotnie
bywałem w krajach „starej” Unii Europejskiej, rozmawiałem z rolnikami i
wiem, że to nie jest prawda, jak u nas się mówi, że rząd nie może wspomagać
rolnictwa. We Francji, Włoszech, Anglii, Niemczech, wszędzie wspierają
rolnictwo, tylko w Polsce administracja rządowa jest nastawiona na tępienie
wszelkich drobnych przetwórców, każdego obrotu towarami między
gospodarstwami czy między gospodarstwami a miastem. Odwiedziłem różne kraje,
gdzie mleko sprzedaje się czy z automatów czy na ulicy, a mięso można kupić
bezpośrednio w gospodarstwie i nikt tego nie tępi, tymczasem gdy u nas sprzeda
się nienumerowane jajko, to zaraz zjawia się policja. Nasze rządy do tej pory
działały tak, by zniszczyć polskie rolnictwo. Nie wiem czy wspierają w ten
sposób zachodnie koncerny czy chcą osiągnąć jakiś inny cel, czy to zwykła
głupota, ale skutek jest straszny.
Zawsze
powtarzam: tyle polskiej ziemi, ile polski rolnik uprawia i posiada. Jeśli
ludzie zaczną zostawiać ziemię, to wiadomo - będzie decyzja, by sprzedać ją
obcokrajowcom. Wtedy rządzący powiedzą: „Niestety, nasi rolnicy nie chcą
pracować na roli, musimy sprzedać ją obcokrajowcom”. Czy wtedy będzie to
jeszcze Polska? Na pewno nie.
-
Wróćmy do Twojego zagrożenia więzieniem. Co mogą zrobić współobywatele,
by wesprzeć Cię w obecnej działalności, a zwłaszcza w przypadku, gdybyś
został osadzony za kratami?
M.
Z.: Tego nie wiem. Różne
pomysły się pojawiają. Wszyscy teraz mówią, żeby podjąć zdecydowane
kroki w mojej sprawie. Jeżdżę na różne spotkania, np. wczoraj byłem na
spotkaniu rocznicowym Zarządu Regionu Jeleniogórskiego NSZZ „Solidarność”
- zebrani rozesłali do wszystkich regionów w Polsce uchwałę z prośbą o
wsparcie mojej osoby. Na ile to pomoże - nie wiem.
Działają
także organizacje zagraniczne, choćby te które w 2005 r. występowały w
mojej obronie, gdy prezydent Kwaśniewski chciał mi odwiesić wyrok. Wtedy
zebrało się ich ok. 300 i wówczas w jakimś stopniu poskutkowało. Za drugim
razem sąd, przedstawiając mnie jako człowieka, który dbał o Polskę i
polskich rolników, nie uznał wniosku prokuratora, żeby cofnąć mi
zawieszenie wyroku. Teraz mamy inną sytuację prezydent podjął decyzję i jej
się już nie zmieni. Trudno powiedzieć, co można zrobić. Chyba jedynie, nagłaśnianie
sprawy w mediach może mi pomóc - sądy będą się wstrzymywać z występowaniem
o odbycie przeze mnie kary.
Dziękuję
za rozmowę.
Rozmawiał
Konrad Malec, 1 września 2012 r.
Marian
Zagórny
[Ur.
1960 r.] - technik-mechanik i rolnik. Na początku lat 80-tych działacz
„Solidarności” w ZWCH Chemitex Celwiskoza w Jeleniej Górze, represjonowany
za działalność związkową, a w 1982 r. dyscyplinarnie zwolniony z pracy.
Przez rok [1984] pracownik Spółdzielni Inwalidów SIMET w Jeleniej Górze, od
1985 r. przejął po rodzicach 50-hektarowe gospodarstwo rolne. Od 1987 r. działacz
Solidarności Rolników Indywidualnych. Przez dwie kadencje [1989-1996]
przewodniczący Wojewódzkiej Rady Rolników Indywidualnych w Jeleniej Górze, a
następnie jej wiceprzewodniczący. W 1997 r. stanął na czele Komitetu
Protestacyjnego Makroregionu Dolnośląskiego Solidarności RI, a następnie na
czele Ogólnopolskiego Komitetu Protestacyjnego Solidarności RI, do którego
przystąpiły inne organizacje rolnicze i branżowe. Funkcję tę, pełni do dziś.
W 1997 r. (we wrześniu) zorganizował wylanie gnojowicy pod Ministerstwem
Rolnictwa, Sejmem i URM w Warszawie, a w październiku tego roku –
przyspawanie wagonów z importowanym zbożem na granicznej stacji kolejowej w
Muszynie. W 1998 r. umieścił kury i owce oraz koryto dla rządu w gabinecie
Ministra Rolnictwa i w Sejmie, a następnie - w latach 1998 i 1999 - ośmiokrotnie
zorganizował akcję wysypywania przemycanego i importowanego zboża w
Zebrzydowicach, Muszynie i Międzylesiu. Wielokrotnie sądzony, a w 2000 r.
skazany na 15 miesięcy więzienia, które po 3 miesiącach opuścił, ułaskawiony
z zawieszeniem wyroku na 5 lat. W 2002 r. zorganizował akcję przeciwko
importowi kukurydzy i cukru oraz wręczył wojewodzie kurę i koguta dla
premiera Millera [za potwierdzeniem odbioru], w roku 2003 brał udział w
lutowo-marcowych rolniczych blokadach dróg, w proteście połączonym z
wylaniem gnojowicy przed urzędem wojewódzkim, a także we wręczeniu świni
wojewodzie. W 2001 r. zaskarżył w Strasburgu wyroki przeciwko sobie.
Za: http://stopsyjonizmowi.wordpress.com/2012/10/04/do-wiezienia-za-odwage-i-przyzwoitosc/#more-29489
Polecam sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
Tematy w dziale dla inteligentnych:
ARTYKUŁY - tematy do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
"AFERY PRAWA" - Niezależne Czasopismo Internetowe redagowane jest przez dziennikarzy AP i sympatyków z całego świata których celem jest PRAWO, PRAWDA SPRAWIEDLIWOŚĆ DOSTĘP DO INFORMACJI ORAZ DOBRO CZŁOWIEKA |
uwagi i wnioski proszę wysyłać na adres: |
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA
WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI
RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
Ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być
ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie
dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska,
zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób.
Ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i praw.
1 - Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz
pozyskiwania i rozpowszechniania informacji.
2 - Cenzura prewencyjna środków społecznego przekazu oraz koncesjonowanie
prasy są zakazane.
Komentowanie nie jest już możliwe.