opublikowano: 09-11-2010
Czy można omawiać w mediach zachowanie doktorantów i kierowców?
Media i sądy różnie traktują
obywateli, czyli hipokryzja prawna.
Najpierw media zamieściły
fotkę córki naszego ministra finansów, którą ona zamieściła na Facebooku
(na tle mało dyplomatycznego słownictwa), zaś niedawno nasze media
zaprezentowały inną panią, tym razem córeczkę brytyjskiego szefa M16 (pod
choinką pozuje ze złotym kałasznikowem).
W obu przypadkach media
(posiadające prawników znających chyba znakomicie nasze prawo) bez zgody
owych miłych pań zeskanowały fotki i umieściły na swoich stronach
(papierowych i internetowych), opatrując swoimi uszczypliwymi komentarzami.
Czy ktoś słyszał, aby w
jednym albo w drugim przypadku ktoś analizował prawne aspekty upubliczniania
informacji (w tym obrazów) o osobach, które tego sobie nie życzą?
Niejednokrotnie autorzy artykułów zamieszczają różne fotki, ale admini
zadają często pytanie, czy ci autorzy są twórcami owych obrazów albo czy
mają zgodę na publikację, jednak w omawianych przypadkach nikt takich pytań
nie zadawał?
Tym mniej zrozumiałe jest
postępowanie polskiego sądu, który uznał, że kopiowanie zamieszczonych
dowcipów przez polską pisarkę z uszczypliwym komentarzem jest nielegalne i
postanowił ukarać osobę omawiającą temat - przeproszenie na łamach paru
portali, skasowanie artykułów z internetu i ok. 1000 zł zadośćuczynienia
(pisarka chciała 20 tys. zł).
Teraz polska Temida zostanie
poproszona o znalezienie różnic lub analogii do opisanych dwóch przypadków,
bowiem albo wyrok był wydany zbyt pochopnie, albo prawnicy reprezentujący owe
panie (Polkę i Brytyjkę) wytoczą proces mediom w gdańskim sądzie, który świetnie
zna prawo dotyczące zamieszczania informacji osób mniej lub bardziej znanych,
a które sobie nie życzą publikowania o nich jakichkolwiek artykułów...
Gwoli ścisłości - owe dwie panie są osobami prywatnymi, choć są córkami
osób publicznych, natomiast polska pisarka jest doktorantką znakomitego
polskiego uniwersytetu i (według niej) powinna być traktowana jako osoba
publiczna.
Na tytułowe pytanie niezawisły
jednoosobowy sąd, bez powołania biegłych (fachowców od etyki
dziennikarskiej) dał odpowiedź w wyroku nakazując zapłatę, przeproszenie
doktorantki oraz skasowanie artykułów na jej temat, które podobno godziły w
jej dobre imię. Jeśli ktoś poczyta setki zamieszczanych artykułów w naszych
mediach, w których znacznie szerzej i omówiono krytykowane osoby, najczęściej
nie szczędząc domysłów i plotek, to musi się zastanowić nad tym całkowicie
niezrozumiałym wyrokiem.
8 listopada 2010 portal warszawa@tvn.pl
zamieścił zdjęcie wykonane w nocy. Zamiast numeru linii, miejski autobus ma
dość niecodzienny (a właściwie nieconocny) napis: "PIE... NIE
ROBIE!!!" (nowoczesne świetlne litery, nie jakiś tam napis na dykcie).
Ustalono, że jest to pojazd, który obsługiwał linię specjalną do Centrum
Nauki "Kopernik". Sprawą ma zająć się dyrekcja firmy przewozowej i
jeśli okaże się, że to kierowca pozwolił sobie na taki wybryk, to może
nawet zostać zwolniony z pracy.
Także i tu nie wiadomo
dlaczego nie został ukarany fotograf oraz portal, którzy wespół zamieścili
efekt działalności (zapewne) kierowcy, który został przez nich spostponowany
- przecież sobie na pewno nie życzył, aby ktoś zrobił fotkę i
rozpowszechnił w internecie. Kierowca powinien oddać sprawę do gdańskiego sądu,
który tego typu sprawy już opanował - nie jest dozwolone przekazywanie
informacji (wspomniany krótki tekst oraz numery boczne i rejestracyjne wozu)
mogących naruszyć dobre imię człowieka ciężkiej pracy oraz jego firmy bez
ich zgody. To jest przecież nieetyczne! W końcu jaka to różnica, czy podano
numery, czy inicjały pisarki?
Niech media wespół
z sądami wypracują wspólny mianownik, czyli - co można zamieszczać w
mediach, aby nie wejść w pole rażenia Temidy i aby osiągnąć na tyle
wysokie standardy, które nie byłyby zależne od decyzji osoby poszkodowanej -
czy oddać sprawę do sądu, czy dla świętego spokoju raczej jej nie oddawać.
Mirosław Naleziński, Gdynia
www.mirnal.neostrada.pl
Komentowanie nie jest już możliwe.