opublikowano: 26-01-2011
Amerykańskie i
polskie ujawnianie danych Mirosław Naleziński,
Gdynia
Są cywilizowane państwa, w których
można podawać pełne dane osób mniej lub bardziej publicznych i nie jest to
karalne? Niemożliwe!
W USA 27-letnia nauczycielka tańca chędożyła
w aucie swojego 16-letniego ucznia i tę sprawę opisały amerykańskie media, a
w ślad za nimi, cały świat, w tym nasze media (np. Pardon). Cały świat może
zatem zobaczyć twarz tej pani i jej nazwisko oraz zapoznać się z miejscem
pracy - nazwa szkoły z podaną miejscowością. Nie wiadomo, co o nagłośnionej
sprawie sądzi rodzina nauczycielki oraz ucznia, ale prawdopodobnie nie wydały
zgody na takie publikacje, jednak kto się tym przejmuje?
A przy okazji - polskie media naruszają
nasze prawo, które jest restrykcyjne w dziedzinie ujawniania danych osób łamiących
prawo, chyba że wplotła się w polskie przepisy hipokryzja (co jest bardzo
prawdopodobne!), która pozwala na ujawnianie danych obcokrajowców, ale blokuje
dane tubylców - ależ to zakłamanie! Dulska to wzór cnót przy polskich
przepisach w tej materii.
U nas pewna wykładowczyni (niewiasta
dwukrotnie starsza, zatem teoretycznie mądrzejsza od amerykańskiej), a ponadto
doktorantka Uniwersytetu Gdańskiego, zamieszczała przaśne dowcipy pośród
wulgarnych na portalu NaszaKlasa, choć zgodnie z kodeksem etyki powinna (jako
nauczycielka akademicka) walczyć z wulgaryzmami przesadnie szafowanymi przez młodzież.
Niestety, toczyła boje z użytkownikiem, który sprzeciwiał się (niezgodnym z
regulaminem NK!) żarcikom (studenci i absolwenci zamieszczali dowcipy wulgarne,
antygejowskie, rasistowskie i seksistowskie) i próbował ich pouczać w tej
materii. W chwili słabości poszydziła sobie również z przysięgi
studenckiej.
Kiedy ów użytkownik (a dziennikarz
portalu AferyPrawa) opisał tę sprawę, to pani natychmiast zlikwidowała swoje
konto na NK i udała się ze swoim prawnikiem na komisariat Policji oraz do dwóch
sądów, wyrażając swój stanowczy sprzeciw, bowiem uważała, że na
portalach można sobie pisywać, co się chce i że nikt nie ma prawa omawiać
jej zachowań bez jej zgody i to pod groźbą kary. A karę sobie wymyśliła
zaiste sporą, bo zażądała niemal... 7 tysięcy dolarów.
Co ciekawe, sędzia pierwszego sądu dał
się nabrać na zeznania tej pani, która ponadto twierdziła, że ów redaktor
założył dodatkowe konto na inne nazwisko, z którego ją obrażał i faceta
skazano prawomocnym (bo ani nie poinformowano go o terminie wydania wyroku, ani
mu tego ważnego dokumentu nie przesłano, przeto minęły wszystkie terminy
przydatne w apelacji!) wyrokiem.
Mamy zatem polskie sądownictwo, które
nijak nie nadąża za światowymi trendami. W USA można zamieścić fotkę
nauczycielki i podać informację, że pląsała z młodzieńcem, natomiast u
nas nie można napisać, że autorka książek o programach komputerowych pisuje
pikantne dowcipy, kłamie i fałszuje dane, bo jej mecenas sporządza pozew sądowy
i miesiącami walczy o jej godność (tak to nazwał). O jej godności to tyle
się chłopina narozpisywał, że osoba postronna mogłaby pomyśleć, że to
nie jakaś zwykła Magdusia, ale niemal święta Maria Magdalena, która przecież
także błądziła, jednak potrafiła przyznać się do tego.
To co ma powiedzieć amerykańska
nauczycielka, która została odarta z godności przez amerykańskie i polskie
media i to niezwłocznie po zdarciu z niej ciuchów? Nasza pisarka parokrotnie
pomówiła tego dziennikarza i sfałszowała podpis w komentarzu (użytkownicy
NK domyślają się, w jaki sposób to można uczynić), zaś mało roztropny sędzia
zbagatelizował ten watek - uznał, że nic wielkiego się nie stało, że to była...
omyłka! Owa niewiasta nie tylko narozrabiała na NK, ale do dnia dzisiejszego
(wespół z jej przyjaciółmi) rozpowszechnia kłamliwe twierdzenie, że
"dziennikarz miał dwa konta i że doskonale o tym wie i że to on kłamie",
a rachityczna Temida nie potrafi położyć tamy tym konfabulacjom!
Sędzia spartaczył proces i wydał
kuriozalny wyrok w imieniu naszej III RP! A doktorantka, w swym tupecie, wysyłała
do adminów informację, że ona nigdy nie napisała żadnego pikantnego
dowcipu, choć sądy mają wszystkie jej zapisy. Jak można z taką werwą
oszukiwać naszą Temidę i jak to możliwe, że ona na to daje się nabierać?
Czy kolejny sąd, do którego się udała pisarka, także uzna, że NIGDY nie
zamieściła przaśnego żarciku i czy uzna jej fałszerstwo za omyłkę, zaś
rozsiewane kłamstwa, że dziennikarz miał dodatkowe konta, uzna za prawdę? No
i oczywiście rozsyła po portalach kopie wyroku, żądając kasowania artykułów
z ich łamów (niektórzy admini ulegają i cenzurują).
Widać różnicę pomiędzy amerykańskimi
a polskimi standardami prawnymi dotyczącymi obyczajów? W USA, kilka tygodni
wcześniej, przyłapano dwóch wykładowców na barłożeniu z płatnymi
panienkami - panowie mieli poważne kłopoty na swojej uczelni i także cały świat
poznał ich nazwiska oraz ujrzał wizerunki, natomiast uczelnia naszej
doktorantki uznała, że omawiane sprawy (czyli kłamstwa i fałszerstwo oraz łażenie
po sądach z bzdurnymi zeznaniami zajmującymi cenny czas naszym wnikliwym orłom
i wprowadzające ich w błąd) dotyczące ich Magdusi, to sprawy pozauczelniane,
bowiem działała ona poza murami uczelni i poza godzinami doktoryzowania się.
A ci dwaj amerykańscy wykładowcy to niby wykładali swoje precjoza podczas wykładów
akademickich? Przecież także poza uczelnią i bez dotowania ich badań
prowadzonych na dorodnych, wypasionych na hamburgerach, panienkach.
Mirosław Naleziński,
Gdynia
www.mirnal.neostrada.pl
Polska cenzura ponad oszustwami Mirosław Naleziński
Komentowanie nie jest już możliwe.