opublikowano: 26-10-2010
Patologiczna psychiatria, czyli "Eksperyment Rosenhana" - czy można być zdrowym psychicznie w otoczeniu chorych lekarzy psychiatrów ?
,,Zdrowy w chorym otoczeniu'' - tak brzmiał tytuł pracy prof. Rosenhana, opublikowanej w magazynie naukowym ..Science''*. Mowa w niej o ośmiu uczestnikach niebywałego dotąd eksperymentu, który po opublikowaniu nieźle wstrząsnął psychiatrią.
Prof. David Rosenhan był amerykańskim profesorem psychologii na
Uniwersytecie Stanford i już w 1968 roku jako 40-latek zadał sobie pytanie,
czy rzeczywiście istnieje różnica pomiędzy byciem ,,normalnym'' i kimś
potocznie nazywanym ,,wariatem''. Aby poszukać odpowiedzi na to pytanie
zorganizował on 4-letnie badania, które przeszły do historii psychologii,
jako „Eksperyment Rosenhana”. W tej iście szerlokoholmskiej pracy
towarzyszyło mu 7 osób (czterech mężczyzn i trzy kobiety): trzech psychologów,
jeden lekarz pediatra, student psychologii, malarz i gospodyni domowa. Francuski
filozof Michel Foucault po zakończeniu badań życzył Rosenhanowi ,,Nagrody
Nobla za humor naukowy''...
Plan Rosenhana wydawał się w miarę prosty i miał odpowiedzieć na
pytanie, jak długo psychiatria będzie potrzebowała aby orzec, że w przypadku
tej ósemki ma do czynienia z ,,normalnymi'' ludźmi, którzy faktycznie nigdy
wcześniej nie mieli żadnych form tzw. zaburzeń psychicznych.
,,To pytanie nie jest ani niepotrzebne, ani zwariowane'' napisze on później
we wspomnianej publikacji. ,,Nawet jeżeli jesteśmy osobiście przekonani, że
potrafimy rozgraniczyć, co jest normalne, a co nienormalne, to nie ma na to
przekonywujących dowodów.''
Co prawda Księga Diagnostyczna (DSM) Zjednoczenia Psychiatrów Amerykańskich
dzieli pacjentów na kategorie według symptomów, co ma umożliwić odróżnienie
osoby zdrowej od ,,chorej psychicznie'', ale w Rosenhanie pojawiło i umocniło
się zwątpienie w sens tak stawianych diagnoz. Stwierdził on, że ,,choroba
psychiczna'' nie jest diagnozowana na bazie obiektywnych symptomów, a na
subiektywnym postrzeganiu ,,pacjenta'' przez obserwującego lekarza.
Wierzył, że do rozjaśnienia problemu przyczyni się właśnie jego
eksperyment, w którym sprawdzone będzie, czy ludzie nigdy nie cierpiący na żadne
,,choroby psychiczne'' zostaną w szpitalu rozpoznane, jako zdrowe i jeśli tak,
to na jakiej zasadzie to się odbędzie.
Przygotowania do eksperymentu
wyglądały zawsze tak samo: pan profesor oraz współuczestnicy projektu przez
kilka dni nie myli zębów, panowie się nie golili, następnie pseudopacjenci
ubierali się w nieco przybrudzone ciuchy, pod fałszywym nazwiskiem umawiali
telefonicznie z wybraną kliniką psychiatryczną i krótko po tym pojawiali się
tam twierdząc podczas przyjęcia, że... słyszą głosy. Było to oczywiście
nieprawdą, tak jak nieprawdziwe były podane przez nich nazwiska i zawody. Mało
tego, nawet opisywane przez pseudopacjentów ,,głosy'' nie miały odniesienia
do znanych w psychiatrii opisów, gdyż nie ma głosów ,,pustych'', ,próżnych''
i ,,głuchych'', jak to z premedytacją przedstawili uczestnicy eksperymentu w
pierwszej rozmowie z lekarzem...
Po diagnozie, która w siedmiu przypadkach brzmiała ,,schizofrenia'', a w
jednym ,,zespół depresyjno-maniakalny'', nasi ,,pacjenci'' zaczynali zachowywać
się już tak, jak na co dzień w normalnym życiu, o głosach więcej nie
wspominali, przestrzegali regulaminu, byli kooperatywni wobec lekarzy i
personelu oraz mili i rzeczowi w swoich wypowiedziach.
Ich zadaniem było przecież jak najszybsze przekonanie lekarzy i personelu
szpitalnego o swoim zdrowiu psychicznym i wyjście z kliniki bez pomocy z zewnątrz.
Jak się szybko okazało ich wzorowe zachowanie nie zmieniło niestety
postaci rzeczy, a raz wypowiedziana diagnoza okazała się już nieodłączną i
stygmatyzującą etykietą pacjenta.
Naukowcy z niepokojem obserwowali nagminnie pojawiającą się
psychiczną i fizyczną brutalność personelu wobec hospitalizowanych.
Eksperyment okazał się więc już w początkowej fazie bardzo niebezpieczny,
przez co część jego uczestników poczuła wyraźny strach ,,przed pobiciem
lub gwałtem''. W efekcie tych pierwszych doświadczeń do projektu dokooptowano
prawnika, z którym ustalono plan ewentualnego działania na wypadek okaleczenia
lub śmierci któregoś z uczestników eksperymentu i dopiero wtedy grupa
,,ruszyła'' na kolejne kliniki. Ogólnie eksperyment przeprowadzono w 12
szpitalach, po części tych starszych, o ściśle konwencjonalnym podejściu do
,,pacjenta'', a po części w nowoczesnych, nastawionych badawczo.
Nikogo nie rozpoznano, jako zdrowego
a pobyt w szpitalach psychiatrycznych trwał średnio blisko 3 tygodnie (od 7 do
52 dni). W czasie eksperymentu pseudopacjenci otrzymali 2100 różnych leków
antypsychotycznych, które po kryjomu wypluwali; były to różne preparaty
na za każdym razem te same objawy. Grupie badaczy aż niewiarygodny wydawał się
fakt braku zainteresowania ze strony lekarzy i personelu, którzy ,,przechodzą
koło człowieka, jakby go nie było''.
Okazało się, że po raz wypowiedzianej diagnozie nikt już nie traktuje
pacjenta, jak człowieka, a jego zachowania, jakie by nie były, będą już
zawsze odbierane, jako symptom ,,choroby psychicznej''. Notatki na przykład,
które początkowo nasi pseudopacjenci robili w tajemnicy i szmuglowali poza
szpital, już po krótkim czasie mogły być czynione bez kamuflażu, gdyż ani
lekarze, ani obsługa szpitala się tym nie interesowali. Z raportów
szpitalnych wynikało później, że ciągłe prowadzenie notatek było jednym z
symptomów choroby psychicznej.
Nie wyjdziesz, aż się nie przyznasz!
Rosenhan w swoim eksperymencie podkreśla szczególny problem władzy
psychiatrii nad ,,pacjentem''. Zdiagnozowanie u pseudopacjentów (w jednej
rozmowie!) ,,schizofrenii'' oznaczało nieuchronne zaszufladkowanie ich, utratę
podstawowych praw i od tego momentu nie tylko każde ich (bądź co bądź
normalne) zachowanie było interpretowane już, jako choroba, ale do diagnozy
dopasowywany był cały ich życiorys! Jeden z uczestników eksperymentu
odnotował pół żartem pół serio, że w klinice miał poczucie ,,bycia
niewidzialnym'', gdyż statystycznie 71% psychiatrów i 88% sióstr i
sanitariuszy w ogóle nie reagowało na proste pytania, które zadawał im w ciągu
dnia, jako ,,pacjent'', a jeśli była jakakolwiek reakcja to wyglądało to
tak, jak w poniższym przykładzie:
Pacjent: Przepraszam, panie doktorze... Mógłby mi pan powiedzieć, kiedy będę
mógł skorzystać z możliwości spaceru w ogrodzie?
Lekarz:: Dzień dobry Dave. Jak się pan dzisiaj czuje? (Lekarz odchodzi nie
czekając na odpowiedź...)
Samo wyjście ze szpitala psychiatrycznego okazało się w każdym przypadku
niemożliwe bez przyznania się ,,pacjenta'' do tego, że... jest chory.
Dopiero po takim określeniu się nasi pseudopacjenci opuszczali szpitale.
Dodajmy tylko, iż nie, jako ,,zdrowi'', ale ze zdiagnozowaną ,,schizofrenią w
remisji'' (czyli zaleczoną na pewien czas)...
Wielkie oburzenie psychiatrii konwencjonalnej,
jakie wybuchło po upublicznieniu badań Rosenhana przyniosło za sobą
niespodziewanie drugą fazę eksperymentu, przy czym pierwsza jego część
została odrzucona przez rozzłoszczonych psychiatrów, jako ,,wybrakowana
metodycznie''. Dyrekcja jednego ze szpitali psychiatrycznych stwierdziła wtedy
w debacie publicznej, że ,,w naszej klinice coś takiego nie mogłoby mieć
miejsca'', na co Rosenhan odpowiedział eleganckim wyzwaniem na pojedynek
obiecując, że na przestrzeni następnych 3 miesięcy wyśle tam swoich
pseudopacjentów.
Trzy miesiące później, kiedy doszło do weryfikacji drugiej fazy
„Eksperymentu Rosenhana'' okazało się, że wyzwany na pojedynek szpital ze
193 ogólnie przyjętych w tym czasie pacjentów określił 41, jako
podejrzanych o bycie pseudopacjentami Rosenhana i kolejnych 42, jako
zdemaskowanych pseudopacjentów. Tylko, że druga faza projektu prof.
Rosenhana polegała na tym, jak się okazało, że... nikogo tam nie wysłał...
Jako materiał uzupełniający
który bardziej ,,po polsku'' traktuje sprawę, dołączam i polecam do
obejrzenia poruszającą sztukę Teatru Telewizji pt.: ,,Kuracja''
, według książki Jacka Głębskiego (reż.: Wojtek Smarzowski, w roli głównej:
Bartek Topa). Sztuka opowiada o psychiatrze naukowcu, który chcąc poznać
tajniki swoich podopiecznych postanawia symulować schizofrenię, stając się
,,zwykłym pacjentem psychiatryka''. O eksperymencie mało kto wie, a sytuacja
szybko wymyka się spod kontroli...
*Publikacja: On Being Sane in Insane Places w: Science,
179, 250-8.
Linki do tekstów w tym temacie:
Górzyński W CIENIU "PSYCHUSZEK" - Inicjatywa Przeciwko Niesprawiedliwości
Biegli dawno już "odbiegli" od prawdy...
Tematy w dziale dla
inteligentnych:
ARTYKUŁY - do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
Polecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
"AFERY
PRAWA" Niezależne Czasopismo Internetowe www.aferyprawa.com redagowane przez dziennikarzy AP i sympatyków z całego świata których celem jest PRAWO, PRAWDA SPRAWIEDLIWOŚĆ DOSTĘP DO INFORMACJI ORAZ DOBRO CZŁOWIEKA |
|
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.