opublikowano: 08-07-2013
Horror
w
gdańskim szpitalu psychiatrycznym - z listów czytelników
Jestem osobą samodzielną i potrafię zadbać, stanowić o sobie. Uważam,
że osoby nazywające się moją rodziną - podane w danych osobowych (dowodzie
osobistym) dokonały naruszenia prawa przy współudziale dużej ilości
pracowników państwowych do
zniszczenia moich praw osobowych, godności osobistej i cielesnej, doprowadzając
do przymusowego osadzenia mnie w szpitalu dla psychicznie chorych i dalszych
zaistniałych tam zdarzeń.
W dniu to był chyba 26.04.2013 r. po kolejnej scysji z rodziną pod wpływem
stresu i odziaływania brata gdy zebrali się oni na parterze budynku
z nerwów kopnąłem drzwi do jego pokoju (na piętrze) i na krótko
wchodząc tam, strąciłem szklankę z jego stolika z wodą na podłogę. Po
czym wyszedłem z jego pokoju ubrałem się do wyjścia na spacer i wyszedłem
by uspokoić nerwy. Gdy wróciłem ojciec spytał się mnie na klatce schodowej
czy się już uspokoiłem. Zdenerwowałem się i odkrzyczałem, że postępowali
w stosunku do mnie w ciągu życia źle i nie podoba mi sie to. Z powodu moich
krzyków rodzice wezwali już karetkę
pogotowia z dwoma pracownikami ( którzy byli tam jeszcze tego samego dnia na
wezwanie moich rodziców, że skoro się czuję źle to to oni mi zrobią
badania, które tylko sie ograniczały w ich słowach do poboru,
"saturacji" krwi na co się nie zgadzam na pobieranie części mojego
ciała, jeśli stwierdzam, że czuję się po czymś źle to są odpowiednie służby
by to sprawdzić, a nie sanitariusze czy lekarze do badania krwi dla przyczyny
uszkodzenia ciała, która wystąpiła rok czy dwa lata wcześniej) w asyście
policjanta i strażnika miejskiego. Stwierdzili, że zabierają mnie na
badania na co odpowiedziałem, że nie jadę; to odpowiedzieli, że na rozmowę
z lekarzem. Pod wpływem strachu bo widząc funkcjonariuszy przymusu bezpośredniego
domyślałem się, że i tak mnie wezmą i to siłą. Zgodziłem się więc
"dobrowolnie" jechać z nimi do Szpitala w Wejherowie
i to na rozmowę z lekarzem, jak to ustalono.
Przewieziono mnie karetką. W szpitalu tym w obecności tych sanitariuszy
i tego samego strażnika miejskiego oraz policjanta i innych pracowników
rozmawiałem z lekarzem. Pytał się mnie czy wiem kim jest, co to za miejsce i
o moje dane osobowe . Odpowiadałem żartobliwie i rozmowa się zakończyła.
Poproszono mnie o przejście do sali obok a lekarz został w uprzednim
pomieszczeniu. Tam chyba po jakichś ustaleniach wezwano mnie z powrotem i oświadczył
mi, że pojadę na rozmowę ze
"specjalistą" nie podając co to za specjalista i gdzie jadę, choć
rozmowa się już przecież z lekarzem odbyła. Po tym sanitariusz, który się
okazał kierowcą drugiej karetki, którą pojechałem
przyniósł specjalne
tworzywo - ubranie wnioskuję, że to był kaftan bezpieczeństwa jakie się
widzi w najgorszych koszmarach lub filmach i w asyście innych pracowników
fizycznych szpitala stanął nade mną i kazał
go ubrać, brudny, pobrązowiały. W przerażeniu nie wiedziałem co zrobić.
Ubranie takiego kaftana tworzywa nie tylko krępuje ruchy, ale może doprowadzić
do natychmiastowej śmierci z braku zaczerpnięcia powietrza lub choćby
uszkodzenia narządów wewnętrznych ciała. A ja nie wykonywałem żadnych gwałtownych
ruchów, nie biłem się, z nikim nie szamotałem, lub choćby nawet nie krzyczałem.
W przerażeniu pokazałem w ręku kurtkę i oznajmiłem się że mam w co się
ubrać. Jakoś ten pracownik z szyderczym uśmiechem dał mi spokój z innymi
pracownikami. Przy wychodzeniu ze szpitala zdążyłem jeszcze lekarzowi który
ze mną "rozmawiał" - przepytywał oświadczyć , że to nie jest
zgodne z żadnym jakimś ludzkim prawem by mnie ubierać, nakładać taką rzecz
i że on to zlecił, czy wydał zgodę.
Odpowiedział mi tylko, że to nie on.
Tak idąc w asyście policjanta i strażnika miejskiego oraz dwóch
sanitariuszy doszedłem do karetki gdy znów ten sam pracownik szpitala chyba
Wejherowo (od nakazania ubrania kaftana
bezpieczeństwa) nakazał mi się położyć na łóżku z pasami w tej karetce.
Nie byłem poszkodowany fizycznie ani nie niebezpieczny, a obawiając się złego
samopoczucia i skrępowania mnie na leżąco w tej karetce, gdy jechała w nocy
nie wiadomo gdzie z tymi nieznanymi ludźmi, którzy mają w karetce różne
przyrządy czy środki chemiczne by mi zrobić krzywdę pokazałem, że jest tam
krzesło jak w poprzedniej karetce i tam mogę usiąść. W końcu drugi
sanitariusz wyraził zgodę przy dezaprobacie tego poprzedniego - kierowcy
karetki, i zezwolił mi usiąść zapinając zwykłe pasy bezpieczeństwa -
samochodowe, naprzeciwko siedzącego przede mną policjanta jak poprzednio i
siedzącego za mną zezwalającego na to sanitariusza.
W stanie takiego szoku, obawy o życie i zdrowie przewieziono mnie do
innego miejsca, jak się okazuje Szpitala Psychiatrycznego w Gdańsku. Tam
wprowadzono mnie do małego pokoju z dwoma biurkami przed jednym z których -
pustych usiadłem, a przy drugim siedziała kobieta i chyba lekarka (nie pamiętam
czy się przedstawiła i jeśli tak to jako kto), która śmiejąc się
szyderczo i z udawanym strachem pokazała na zegar i godzinę mówiąc czy nie
mogliście go przywieźć o 5 minut później, bo jest
5 minut przed północą (a
wtedy się chyba kończyła jej zmiana- chyba tak mówiła, albo to
wywnioskowałem). Poczekaliśmy wtedy w milczeniu
5 minut i do pomieszczenia wszedł siwawy mężczyzna wieku około 50 lat
(chyba przedstawił się jako lekarz - nawet nie pamiętam, nie wiem) i usiadł
za biurkiem przy którym mi kazano wcześniej usiąść. W międzyczasie wezwano
dwóch innych pracowników tego szpitala (sanitariuszy chyba) oprócz tych którzy
mnie przywieźli i policjanta chyba i którzy następnie siedzieli za mną.
Lekarz, z którym miałem rozmawiać ograniczył się tylko do pytań
osobowych - czyli moich danych osobowych : imienia , nazwiska, adresu
zamieszkania, wykształcenia i być może jeszcze
pracy (po i tak na ich prośbę
pokazania przeze mnie dowodu osobistego, i nie stwierdził,
że coś się nie zgadza przy moich odpowiedziach). Zadał jeszcze
pytanie czy jestem ubezpieczony i lub
czy mam rentę. Stwierdziłem, że nie jestem ubezpieczony i nie mam renty. Po
czym określił że na podstawie artykułu 23 nie podając wg jakiej ustawy czy
przykładowo rozporządzenia, oraz tego przepisu prawnego, że będę przymusowo
osadzony na leczenie. Nie podał mi moich
praw, jakie mam, czy mogę się odwołać, gdzie. Nagle w środku
nocy mnie wywieziono i postanowiono zatrzymać, uwięzić, nie wiadomo w jakich
warunkach, nie wiadomo gdzie.
Okazało się później na podstawie pisma, które otrzymałem i wypisu,
że jest to Wojewódzki Szpital Psychiatryczny w Gdańsku przy ul. Srebrniki 17
(o bardzo złej zasłyszanej przeze mnie opinii o tym miejscu).
Zanim wyszedłem z tego pomieszczenia po usłyszeniu wyroku przez tego
lekarza, gdzie miała być to tylko rozmowa a było przesłuchaniem tylko odnośnie
moich danych osobowych, na które odpowiadałem dokładnie zgodnie z prawdą,
zresztą lekarz ten nie oponował, oglądał przekazany przeze mnie dowód
osobisty (być może pytał jeszcze, czy byłem leczony psychiatrycznie; jeżeli
takie pytanie padło, a nie pamiętam czy mi je zadał to na pewno odpowiedziałem,
że jeśli się leczyłem to tylko prywatnie < i tylko z mojej prywatnej
inicjatywy>); i nie zbadał mnie nawet w żaden sposób, pytał się
tylko o dane osobowe które mu podałem po czym stwierdził, że zatrzymuje mnie
na przymusowe leczenie. Będąc w
szoku nie wiedziałem, co powiedzieć i odpowiedziałem, że na podstawie artykułu
21 (nie wiem jakiego prawa, może jest jakaś inna ustawa polska, czy
europejska, światowa czy z innego państwa, gdzie się szanuje prawa ludzi)
pacjent który nie zgadza się na przymusowe leczenie, zatrzymanie może jego
odmówić, że może zostać wypuszczony.
Lekarz tylko spojrzał nic nie powiedział i chyba dał polecenie lub
sama ta kobieta obok za biurkiem , lekarka chyba, nie wiem podeszła do telefonu
do sprawdzenia w którym miejscu mnie ulokować. Mniej więcej w tym momencie któryś
z pracowników państwowych którzy przywieźli mnie ze szpitala w Wejherowie
powiedział - dobrze to my już możemy jechać.
Lekarze chyba powiedzieli tak, krótko osoby tam zgromadzone które mnie
przywiozły się pośmiały i ci pracownicy którzy przywieźli mnie z Wejherowa
wyszli. (Jeden wniosek bardzo nieprzyjemny, straszny wynika stąd, że na
wniosek bliskich członków rodziny, lub stwierdzenia przez kogoś - dla którego
człowiek jakiś jest niewygodny z jakichś różnych powodów-że zachowuje się
niebezpiecznie dla otoczenia lub siebie, co może być w ogóle niezgodne z
prawdą, to każdego takiego człowieka można w tym państwie przy wpółudziale
odpowiednich pracowników tego państwa osadzić przymusowo w szpitalu -
psychiatrycznym, prawdopodobnie od
dziecka poczynając, przez osobę dorosłą kontynuując na starszej
osobie kończąc, zdrowej lub nie - który ma określoną lub można określić
niekoniecznie psychiczną nawet chorobę, którą można w jakiś sposób uznać,
stwierdzić jako psychiczną - ale
zdolnej zapewnić sobie byt czy innym ludziom. Jak się okaże wg mnie, w moim
przypadku jest to
bardzo ciężki przykład dla wszystkich osób w tym państwie do
zastanowienia się nad swoim bezpieczeństwem i osób faktycznie im bliskich, o
które dobrze dbają.
Lekarka, ta kobieta przy telefonie powtórzyła na głos lekarzowi nazwę,
numer oddziału : 20B (XXB, tak to było napisane, oznaczone na urządzeniach,
niektórych przedmiotach, które widziałem na tym oddziale) i powiedziała
bardzo znamienne słowa do słuchawki (bez względu na to czy się rozłaczyła
wcześniej z tą osobą, czy nie) powiedziała to bardzo wyraźnie i głośno by
było słychać :
" to przygotuj go (lub to przygotuj) ale na
pewno - to przygotuj go, niech będzie na goło i na ostro ".
Po nagłej cichej przerwie, gdy wszyscy w tym pokoju patrzyli na mnie
co zrobię czy dam się z przerażenia sprowokować - nic nie zrobiłem siedziałem
cicho nieruchomo na krześle, lekarz ten siwawy mężczyzna w wieku około 50
lat coś wypisał czy podpisał i stwierdził do tych z tyłu pracowników dwóch
rosłych mężczyzn za mną że mogą mnie wyprowadzić.
Gdy
zeszliśmy na zewnątrz w szoku po tym co usłyszałem szczególnie od tej
kobiety, lekarki, wybiegłem, odbiegłem od nich. Oni pobiegli za mną.
Po chwili przystanąłem, a oni rzucili się na mnie zgięli w pół,
sprowadzili do przyklęknięcia, unieruchomili ręce, wykręcili do tyłu jak
jakiemuś najgorszemu przestępcy, wyprostowali i poprowadzili do odpowiedniego
budynku ze śmiechem, że udałem się nie w tą stronę. Po drodze - mówię
uczciwie - jeden z tych pracowników prawie nie złamał mi ręki, choć nic nie
powiedziałem, ani nie stęknąłem,
bo ten ból był przyjemny w stosunku do przerażenia jakie czułem na to co
mnie czeka. Poczułem tylko taki mokry chłód przed złamaniem ręki, nie wiem
jak by to bolało później , ale ten pracownik też wyczuł, że coś jest nie
tak bo ta ręka dziwnie sie wygięła i zmienił nieco chwyt. Tak doprowadzono
mnie w nocy na jakiś oddział w szpitalu, i tam położono mnie do łóżka na
korytarzu krępując mnie jak w jakichś przemyślnych najgorszych filmach, horrorach
o szpitalach psychiatrycznych, jak więźnia o zaostrzonym rygorze czy skazanego
na śmierć ( choć ja nic nie zrobiłem, nikogo nie pobiłem, nawet nie krzyczałem)
z tą tylko różnicą, że mnie położono do łóżka i tak unieruchomionego
przez wiele, kilkanaście, kilkadziesiąt godzin trzymano nieruchomo.
Specjalnymi pasami z tworzywa, czy materiału (kolor jeszcze był czysty,
biały, wzmocnionymi stalowymi okrągłymi okuciami, zapinanymi metalowymi częściami
z plastikowymi nakładkami) spięto mi osobno i oddzielnie nogi, tak samo ręce,
oraz tułów, tak że tylko mogłem lekko unieść tułów, poruszyć czy szarpnąć
dłonią nie mogąc wykonać żadnego ruchu, gdyby ktoś chciał przyjść i mi
coś złego zrobić czy z pacjentów chodzących wolno po korytarzu w nocy -
chyba do toalety (przy przebywających obok w dyżurce pielęgniarek,
prawdopodobnie śpiących) jak i kogoś z pracowników szpitala.
Poprosiłem żeby mnie nie przywiązywano i później wielokrotnie o to się
zwracałem. Pytałem dlaczego
to robią przecież jestem osobą normalną, spokojnie poleżę,
czy posiedzę na tym łóżku i poczekam. Pielęgniarka odpowiedziała
- a dlaczego uciekałem i stwierdziła,
że może to zrobić tylko na zgodę czy wniosek lekarza, a tamtego który mnie
tu wskazał już nie ma. Poprosiłem o lekarza dyżurnego, a ona odpowiedziała
że go nie ma, lub on nie może tego zrobić bo to może zrobić tylko tamten
lekarz, który nakazał mnie tutaj zatrzymać (a przecież on przyszedł zaraz o
24, północy z tego co wynikało z słów tamtej kobiety lekarki chyba na
zaczynającą się swoją zmianę), a ponadto zostałem skrepowany przez tych dwóch
sanitariuszy bez widzenia tego ani nakazu przez tamtego albo jakiegokolwiek
lekarza o skrępowanie mnie. Mógł więc przyjść chyba jakikolwiek dyżurny
lekarz zapoznać się z sytuacją moim wyjaśnieniem sprawy i nakazać nie krępowanie.
Stwierdziłem że spokojnie poleżę czy posiedzę i poczekam. Wyjaśnię
sytuację. Ta pielęgniarka spytała się dlaczego uciekałem. Odpowiedziałem,
że kobieta, lekarka? na przesłuchaniu gdzie nakazano mnie zatrzymać
odpowiedziała do telefonu osoby podającej jej gdzie będę zatrzymany : to
przygotuj go. Niech będzie na goło i ostro. Pielęgniarka odpowiedziała, że
" może mi się tak tylko wydawało ". Po tym co mi później
robiono nie poruszałem już tego tematu, z obawy by ktoś z tej obsługi nie
zrobił mi czegoś gorszego, ponieważ takie krępowanie jest tam uważane za
rzecz normalną. Nie sądziłem jednak, że mnie takie rzeczy kiedyś
gdziekolwiek spotkają, jak w najgorszych filmach, horrorach, science fiction o
zakładach, szpitalach psychiatrycznych, gdzie można komuś coś robić a on
nie może się bronić i robią to w stosunku do osób sprawnych, zdrowych na
umyśle.
Okazało
się, że te przypuszczenia się sprawdziły bo następna zmiana pielęgniarek
chyba, wśród nich kobieta
z włosami na farbowany blond zaczęła mi wstrzykiwać w brzuch i w pośladek
zastrzyki choć nie widziałem tam żadnego lekarza. Prosiłem by tego nie
robiono bo czekałem na przedstawiciela sądu lub kogoś z zewnątrz bo
przeczuwałem że taka powinna być sytuacja dla osób zatrzymanych bez ich
zgody. Bałem się że te zastrzyki zmienią mój stan psychiczny lub
spowodują śpiączkę i nie będę mógł się choćby słownie bronić,
stawić gdzieś czy opowiedzieć swojej sytuacji. Zasnąłem po tym szoku, skrępowaniu,
zastrzykach i czekałem na jakiegoś przedstawiciela który obroni moje prawa
jako człowieka, jednostki do nietykalności osobistej, cielesnej, prawa
stanowienia o sobie. W nocy zjawiły się dwie osoby, dwie kobiety, jedna okazała
się być później moim lekarzem prowadzącym - Pani Matkowska - Białko jeśli
dobrze pamiętam nazwisko oraz inna kobieta niższa którą widziałem na tym
oddziale raz chyba przed i w dzień wypisu, nie wiem kto to był. Ograniczyły
się tylko do zapytania czy zgadzam się na leczenie (po zapytaniu się o moje
dane osobowe, kim jestem). Stwierdzałem, że nie zgadzam się, ponieważ słyszałem,
że jeżeli ktoś się nie zgadza to ma prawo się bronić, być wypuszczony; a
to chyba jest na odwrót że jeśli się zgodzi na leczenie to może być
wypuszczony po trzech dniach a jeśli nie to po 30 dniach lub trzech tygodniach
i tego się trzymałem, a okazało się że to lekarz i osoby, które spowodowały
moje uwięzienie w kontakcie z lekrzem starały się o jak najdłuższe mnie tam
trzymanie i to nie z powodu choroby,
bo nie nie przeprowadzono w stosunku do mnie żadnych badań. Przez te chyba 40
dni gdy tam przebywałem jedynie
pobierano mi krew, powodując uszkodzenie organizmu.
W
ciągu tych 40 dni lekarka ta - moja prowadząca rozmawiała ze mną
około 15 do 20 minut, albo nie przebywając na wydziale, albo unikając
mnie przechodząc po korytarzu do swojego gabinetu, twierdząc, że jest zajęta
i nie może ze mną teraz rozmawiać.
Gdy dostałem
pismo od jakiegoś pracownika oddziału, z sądu na posiedzenie w mojej sprawie
okazało się, że nie mogłem się tam stawić. Nie dano mi możliwości udania
się na to posiedzenie choć dzień przed tym posiedzeniem pokazywałem w dyżurce
u lekarza który był na tym oddziale, bo mojego lekarza wtedy i później przez
kilka dni nie widziałem i nie wezwał mnie nawet do siebie -
to pismo młodemu mężczyźnie chyba lekarzowi o imieniu Michał czy
Grzegorz w obecności innych pielęgniarek w tej dyżurce powinni chyba znać to
pismo jako lekarze dyżurujący na tym oddziale termin godzinę i datę był to
chyba 08.05.2013 r. stwierdził że tak, że umożliwią mi tam dojście, bo ja
przecież nie miałem fizycznego prawa opuszczania tego oddziału, co mu
przypomniałem; i też nie wyszedłem stamtąd przez te 40 dni w których mnie
tam przetrzymywali.
W
następny dzień był w dyżurce ten sam lekarz. Byłem tam przed godziną
rozprawy i następnie prawie w godzinę rozprawy widząc, że nic sie nie
dzieje. Wręcz teatralnie, demonstracyjnie na moją prośbę udania się na
rozprawę lekarz ten podniósł
telefon i zadzwonił gdzieś
do dwóch różnych miejsc (dopiero w termin czas tej sprawy na moje stawienie
się przed nim, choć byłem tam poprzedniego dnia i kilka razy następnego w
termin rozprawy i zapewniał mnie, że oczywiście umożliwi mi dostanie się na
rozprawę sądową) i po usłyszeniu przez niego o tym, że nie mają ratowników
czy sanitariuszy medycznych stwierdził, że nie mogę się tam udać,
bo muszę być eskortowany, a teraz akurat ich brak tych pracowników
(dopiero wtedy widocznie, bo przecież jeśli zapewniał, że umożliwi tą
sytuację to powinni juz czekać na miejscu lub chyba jacyś inni ludzie upoważnieni
do tego). W ten sposób nie umożliwiono mi odwołanie się do jakichś urzędów,
organów, instytucji, ludzi o pomoc, przedstawienie mojej sprawy, umyślnie z
jakiegoś powodu lub z powodu złego działania, błędu w postępowaniu
lekarza. Bałem się jego, bo podejrzewałem, co powie,
bo jeśli nie będę "grzeczny" (co powtarzano mi infantylnie,
jak jakiemuś małemu dziecku na początku mojego uwięzienia w tym szpitalu,
gdy leżałem unieruchomiony i bez mojej zgody wstrzykiwano mi coś do ciała,
chcąc mnie upokorzyć w bardzo ohydny sposób wiedząc, że nic nie mogę zrobić
i muszę się zgadzać na wysłuchiwanie takich słownych poniżeń od pracowników
tego szpitala), to znowu umieszczą mnie w pasach
w łóżku i wstrzykną nie wiadomo jakie substancje i nawet jeszcze
wtedy może mnie takiego niesprawnego zawiozą na rozprawę sądową.
Chciałbym zauważyć że to zachowanie było bardzo teatralne ten
telefon jeśli nawet z kimś rozmawiał, a wtedy akurat nikogo nie było w dyżurce,
tylko ja rozmawiający z nim i on sam, więc nikt nie poprze moich słów bo okaże
się - komu uwierzą - choremu psychicznie, czy lekarzowi z dyplomem, którego
nikt nie kontroluje na oddziale w miejscu pracy, z organów z zewnątrz, a
pacjent nie ma możliwości do opowiedzenia prawdy, nie swojej wersji zdarzeń,
tylko stanu faktycznego jaki się zdarzył. W ciągu następnych kilkudziesięciu
dni nikt się nie zjawił, nie poinformowano jakie mam prawa, gdzie mogę się
odwołać lub co zrobić jeśli nie zgodzę się ze stanem przebywania tam
przymusowo w ogóle przebywania tam i działania na mojej osobie.
Na ileś dni przed moim wypuszczeniem zobaczyłem na tablicy w korytarzu
telefon do Rzecznika Praw Pacjenta ale bałem się tam dzwonić ponieważ bałem
się, że nie zdążę przedstawić mojej sytuacji, a rozmowę ktoś przerwie po
prowokacji np. przez pacjentów na zlecenie pracowników szpitala oddziału bo
takie rzeczy sie tam zdarzały nagminnie, jednym pozwalano na wiele rzeczy ja byłem
po cichu zastraszany lub w przypadku innej sytuacji. Wtedy mogli by mi podać
jakieś leki przymusowo bez mojej wiedzy i po przyjeździe kogoś z zewnątrz
nie mógłbym właściwie podać swojej sytuacji.
Przypomnę jeszcze inne
zdarzenie. Na początku osadzenia w nocy po zmianie chyba pielęgniarek, gdy byłem
skrępowany ta sama pielęgniarka, która dokonała mi zastrzyki w nocy, przy
asyście chyba dwóch sanitariuszy, rosłych mężczyznach
ściągnęła mi spodnie stwierdzając ze śmiechem że po co mi spodnie,
choć zależało mi bym wyglądał przynajmniej w ubiorze tak jak przed
zatrzymaniem bo czekałem na przedstawiciela sądu lub innego organu zewnętrznego.
Również następnego dnia gdy leżałem skrępowany, z uwolnionymi rękoma
na moją prośbę po wielu godzinach, bo chciałem samodzielnie zjeść posiłek
który mi przyniesiono, przyszła robić mi zastrzyki kolejne w brzuch i w tyłek
(jak zwierzęciu prawie) choć prosiłem by tego nie robiono i dałem znak tylko
dłonią i mówiąc tej lekarce by mi nie robiła ponownie w ten dzień. Ona
zaraz zgłosiła to, uznała jako akt jakiegoś buntu, niebezpieczeństwa, choć
dałem znak tylko dłonią nikogo nie dotykając bojąc się nawet dotknąć tej
strzykawki. Wezwała znowu dwóch pracowników szpitala tzw. chyba
"ratowników medycznych", rosłych mężczyzn żeby mnie skrępowali.
Nie sprzeciwiałem się. Wiedziałem, że to nie ma sensu i nie ma się do kogo
odwołać. Tak mnie skrępowano dano zastrzyki po których spałem chyba
nieprzytomny i nie wiem co mi wtedy robiono. Po dwóch czy trzech dniach w końcu
mnie przewieziono do innego pokoju i uwolniono z skrępowania. Do dziś pamiętam
uwłaczające mojej godności jak i chyba mogłoby być dla każdego dorosłego,
uczciwego człowieka, które słyszałem od kilku tam pielęgniarek i również
mojego lekarza prowadzącego, że jak nie będę "grzeczny" to będą
mnie tak dalej traktować i tutaj trzymać.
Działania
pielęgniarek i lekarzy dyżurnych ograniczały
się jedynie i stwierdzam to z całą odpowiedzialnością, do siedzenia w dyżurce
przed telewizorem ciągle włączonym lub przy muzyce i opowiadania sobie dowcipów
nie wiem czy nie z osadzonych na oddziale więźniów, pacjentów ludzi nad którymi
się znęcali oraz historii najczęściej wywołujących śmiech lekarzy, pielęgniarek
tam przebywających. Ich działanie ograniczało się jeszcze jedynie do
pobierania krwi systematycznie z organami bez względu czy jest to naskórek czy
uszkodzone żyły czy ciało podczas pobierania krwi oraz zastrzyków, krępowania
pacjentów i wywoływania strachu krzykiem lub groźbami.
Poniżano jeszcze w sposób intelektualny każąc poprzez krzyki przez
jedną z lekarek, terapeutkę, czy pielęgniarkę chodzić na terapię która
mogła trwać 3 godziny od 10 do 13. Zajęcia tam polegały na malowaniu obrazów
przedszkolnymi narzędziami, pędzelkami, farbami, również malowania np obrazów
na temat swoich marzeń, które to rzeczy są całkowicie prywatne i opowiadania
ich na głos innym członkom grupy, co jest nie tylko poniżające
ale i też obnażające człowieka obdzierające z jego godności
osobistej prywatnej, bo nie każdy musi mówić o swoich pomysłach ideach które
mogą np. okazać się wartościami finansowymi po ich zrealizowaniu, lub są głęboką
własnością prywatną człowieka. Wykonywano na tych zajęciach jeszcze np.
dania - pieczono gofry z materiałów kupionych, w sklepie przy szpitalu po które
chyba wychodzili na spacerze z tą terapeutką niektórzy pacjenci. Gofry te
robiono w tym samym pomieszczeniu "terapii" na starych i brudnych wg
mnie urządzeniach i stołach nie przeznaczonych do takich rzeczy, spożywczych,
a jedynie chyba jakichś zajęć manualnych, przez pacjentów
oraz przebywających obok innych pacjentach malujących. Był to stan całkowicie
niehigieniczny i zastraszający widok. Wolałem wtedy
w tym ciasnym pomieszczeniu malować jakieś obrazy z inną grupą, niż
brać udział w wykonywaniu tego dania przy współudziale innych pacjentów,
gdy każdy robił, dodawał coś innego i później jeszcze być zmuszany
dodatkowo do zjedzenia tych rzeczy.
Kazano
też wykonywać ćwiczenia gimnastyczne które uwłaczały godności dorosłych
zwykłych żeby nie powiedzieć normalnych ludzi. Były to ćwiczenia jak te które
są wykonywane przez dzieci w przedszkolu, gdzie jeden drugiego z pacjentów czy
obsługi lekarskiej i pielęgniarskiej mógł oglądać ćwiczących. Np. klaśnięcia
dłońmi pod kolanem podnoszenia rąk,
nóg w dziwnych pozach, dotykania
nimi innych części ciała. Były to rzeczy uwłaczające, ośmieszające
osoby, które to musiały wykonywać już bez względu na to czy ktoś to ogląda,
ale zostawiające ślad w ich pamięci że w tym wieku, dojrzałości i
zdobytego wykształcenia intelektualnego i fizycznego musieli to wykonywać.
Robiłem to zastraszony ze względu na to że jeśli nie będę posłuszny to
lekarz np. wystawi opinię że nie nadaję się do opuszczenia szpitala, bo nie
umiem wykonać najprostszych czynności; bądź obawiałem
że jeśli się sprzeciwię nie poddam tym czynnościom udając że to
robię dobrowolnie to wykonają inną formę zemsty, przymusu, np częstsze
pobieranie krwi, uszkadzanie mojego ciała czy podanie mi jakichś zastrzyków,
czy chemicznych pigułek, bo nie jestem zbyt kompatybilny, ruchliwy, obrotny,
jak inni pacjenci . Co nikt nie sprawdzał, co mi podawano, a w wypisie można
podać wszystko przecież tego i tak nikt nie stwierdzi; substancje mogą ulec
wydaleniu a trwałe szkody zostaną; bądź sprowokowanie mnie tymi substancjami
do jakichś dziwnych zachowań poprzez które lekarz będzie miał powód
do trwałego przymusowego osadzenia mnie w szpitalu.
Dostałem
zgodę od lekarza mnie prowadzącego na opuszczenie szpitala po naciskach prośbami
o spotkanie. Było to przedostatnie spotkanie w którym stwierdziłem broniąc
się chyba też na podstawie pisma z sądu, przypuszczając że jeśli rozprawa
się nie odbyła i przecież nikt z
sądu się nie zgłosił na oddział w którym byłem uwięziony bez możliwości
kontaktu odliczając 30 dni lub 3 tygodnie (bo gdzieś tak słyszałem, że
szpital może tak długo leczyć pacjenta z przymusu, później musi go wypuścić
nic nie wiedziałem że są przeprowadzane w tej sprawie jeszcze jakieś
rozprawy sądowe, czy wręcz można się do kogoś odwołać) od nieodbytej
rozprawy to po tym okresie powinienem być wypuszczony. Po kilkukrotnym
stwierdzeniu tego faktu lekarka chyba po 30 dniach przebywania na tym oddziale
stwierdziła że mnie wypuści za jakieś 1,5 tygodnia w tedy
w czwartek chyba, ale pod pewnymi warunkami. Sam przed sobą zdecydowałem
się zgodzić w miarę na jak najlżejsze warunki, bo obawiałem się, że
inaczej nie będę mógł wyjść i przedstawić mojej sprawy. Wiedziałem
jednak, że jest to bez sensu nie jestem chory, funkcjonowałem dobrze,
samodzielnie przed uwięzieniem mnie w tym szpitalu, na własny, wolny sposób
bycia, co nie odpowiadało pewnym
ludziom, a gdy ciężko pracowałem dla firm prywatnych czy państwowych nikt
nie miał do mnie sprzeciwu, czy się zachowuję źle, czy wykonuję coś niewłaściwie.
Lekarka powiedziała że będę musiał chodzić na terapie do szpitala
ubezpieczyć się jako bezrobotny i zgłosić się do lekarza rodzinnego i tam
pewnie po zwolnienie również po skierowanie na wielokrotne badania krwi w związku
z lekiem który mi zapisała, a który jest najszkodliwszy bo niszczy ciałka
krwi i dlatego trzeba robić te badania, choć jest wiele innych leków które
nie są inwazyjne. Ja chciałem podjąć pracę być wolny jak poprzednio,
nikomu nic złego nie zrobiłem i żyłem samodzielnie.
Następnie
w dniu wypisu, o który musiałem się upewniać lekarki na korytarzu czy na
pewno wyjdę bo nie spotkała się ze mną przez te kilka dni może 1,5 tygodnia
mówiąc, że jest zajęta nie ma czasu i to były tylko jedyne później zetknięcia
z tym - moim lekarzem na tym oddziale, jedynie i tylko z mojej inicjatywy. W
dzień wypisu który się jeszcze upewniałem czy będzie, bo przecież dostałem
od tego lekarza zapewnienie w cztery oczy na rozmowie w gabinecie. Chciałem już
sam opuścić szpital, nie chciałem by się to odbyło z moimi
"rodzicami" stwierdziłem że samodzielnie wrócę do domu w dniu
wypisu. Rodzice byli na wezwanie lekarza.
Lekarka tylko dała wypis i pokazała do przeczytania mi go jak i później
rodzicom oraz wypisała receptę na te szkodliwe dla mnie leki które delikatnie
próbowałem proponować by zmienić. Było to bardziej jak spotkanie
organizacyjne, co robić po wyjściu
ze szpitala przeze mnie; bardziej dla moich rodziców ważne niż dla mnie, bo
godzące w moje zdrowie i godności cielesne
i samodzielność jako człowieka; ważne dla moich rodziców bo ściśle
ustalane z nimi by było tyle zapisów koniecznych do wykonania aby mnie jak
najbardziej skrępować i nie pozwolić żyć jak normalny człowiek po wyjściu
z szpitala, wyplątać się z tego koszmaru.
Na wypisie jest podane że jestem chory na schizofrenię paranoidalną.
Nie wiem czy takie "leczenie" jest dozwolone przy takiej chorobie.
Chyba zapewnienie możliwego spokoju pacjentowi i możliwości do realizowania
siebie, swoich potrzeb jako człowiekowi. I nie zgadzam się z opinią - odnośnie
choroby.
Proszę
mi powiedzieć na jakiej podstawie ta lekarka prowadząca - Pani Matkowska - Białko
wydała taką opinię nie przeprowadzając żadnych badań ze mną ani rozmów
tylko szantażując informacjami które wydarzyły się w domu, a które są
nieprawdziwe, a podawane przez moich rodziców oraz informacjami
na temat zdarzeń które się wydarzyły w dniu mojego zatrzymania. Skąd
tyle zapisów u tej pani, tyle kartek w ręku odnośnie chyba mojej osoby, które
widziałem, jeśli w ciągu mojego osadzenia na oddziale przez 40 dni chyba od
26.04.2013 do chyba 05 lub 06.06.2013 r. z tą panią lekarz widziałem się tam
około 15 do 20 minut może 30 minut łącznie poza tymi przedostatnim i
ostatnim spotkaniem, gdy podjąłem
próbę wydostania mnie ze szpitala i musiałem wysłuchać i zgodzić się na
wszelkie warunki które temu towarzyszyły od tej pani lekarz, by wyjść i
skontaktować się z kimś na zewnątrz i dochodzić swoich praw. Jak, na jakiej
podstawie ta pani stwierdziła że jestem chory i to na schizofrenię
paranoidalną nie badając mnie, nie wykonując żadnych badań, nie rozmawiając
jak człowiek z człowiekiem, czy uczciwy prawidłowy lekarz z pacjentem, podając
tylko zarzuty właścicieli budynku w którym przebywałem - moich "rodziców"
oraz zdarzeń w dniu mojego
zatrzymania, a które wyciągnięte z kontekstu i same przedstawione bądź w fałszywym
świetle są nieprawdziwe.
Jak
lekarz skazujący mnie na przymusowy pobyt w tym szpitalu stwierdził taką
konieczność, lub to, że jestem chory przepytując tylko o moje dane osobowe,
wykształcenie, zawód ewentualnie pracę i czy jestem ubezpieczony lub nie w ciągu
5 góra 10 lub 15 minut przesłuchania (nie pamiętam czy pytał się jeszcze o
moje schorzenie na które leczyłem się tylko prywatnie). Jak w ten sposób można
skazać go na przymusowe leczenie, stwierdzić, że jest chory psychicznie,
zatrzymać w miejscu, w którym nie można się odwołać, a rzeczy które się
tam robi bardziej metodami przypominają zasady obozów koncentracyjnych
Himmlera, czy łagrów sowieckich. Zarówno za wyciągnięcie w nocy z domu bez
możliwości kontaktu z jakimiś osobami, instytucjami, sprawdzenia jakie mam
prawa, bo nikt mi ich nie podał ani lekarze, ani obsługa szpitala, ani też
strażnik miejski ponaglający do opuszczenia przeze mnie pokoju,
gdy już poszedłem się ubrać z powodu jak to podał zgłoszenia
jakiegoś włamania nie dając mi jak się później domyśliłem możliwości
kontaktu z osobami, instytucjami z zewnątrz lub sprawdzenia w jakiś sposób
stanu prawnego jaki mi w tej sytuacji
przysługuje. Zarówno jak metody cielesnego pogwałcenia czyli próby ubrania
założenia wręcz siłą, czy naciskiem perswazją - horror - kaftan bezpieczeństwa,
gdy lekarz nic nie objaśnił, nic nie stwierdził że coś mi takiego grozi i
wymaga; wywiezienia z nieznanymi ludźmi nieznanym samochodem w nie wiadomo
jakie miejsce i niewiadomo
jakiego traktowania. Następnie znęcania się psychicznego i fizycznego
w tym miejscu odosobnienia bez podania czasu zakończenia,
co tylko po krótcy opisuje bez szczegółów i praktyk jakie się w
takim szpitalu odbywają. Do współdziałania
osób, na których wniosek, zeznanie zostałem tam uwięziony z pracownikami
tego szpitala być może sądu czy innych organów które się nie zjawiły tam
by choć ocenić sytuacje nie mówiąc o uratowaniu człowieka.
Przypominało to pobyt w obozie koncentracyjnym bez żadnych praw z ciągłym
przerażeniem, że uszkodzą mnie psychicznie czy fizycznie i nie będę mógł
stanowić o sobie. I tego dokonano, bo okazuje się że zostałem pozbawiony
praw jako człowiek, obywatel, bo nie stosuję się do jakichś zaleceń jednego
lekarza ze szpitala, nie dość tego - szpitala psychiatrycznego. Ktoś kto coś
takiego zrobił zniszczył mi opinię, przeszłość życiorys nie mówiąc o
szkodach fizycznych i cielesnych, które na mnie dokonano. Grozi mi rozprawa sądowa
w której już chyba nie mogę brać udziału jak samodzielny, wolny pełni praw
człowiek tylko jako "syn" osoby która mnie umieściła w tym
szpitalu i która współdziałała z tymi urzędnikami w celu mnie tam jak najdłuższego
zatrzymania i wtedy trwałego uszczerbku na zdrowiu nie tylko psychicznym ale i
fizycznym, by zabrać mi moją godność moje prawo do samostanowienia o sobie
jako człowieka, bo nie chcę być już obywatelem tego państwa, gdzie można
tak poniżyć człowieka zniszczyć jego fizycznie, psychicznie i jego godność.
Gdy nie da się walczyć z całym aparatem państwowym czy z urzędnikami państwowymi
lekarzami, strażą miejską czy urzędami ich utrzymującymi, zlecającymi im
pracę, sądem, który też może zasądzić przeciwko mnie, jednemu człowiekowi
występującemu przeciwko urzędnikowi miasta utrzymującemu takich stróżów
prawa - strażnika miejskiego, w małym stopniu policji - akurat tego
policjanta, prawie wszystkim lekarzom z tamtego oddziału, również tego z
Wejherowa jak i również moim "rodzicom" "może też bratu i być
może sądu który w wyniku tak wielkiego ciężaru
gatunkowego sprawy, ilości osób, urzędników, przez których i wręcz
być może w wyniku współdziałania zostałem przymusowo w tym "szpitalu
" osadzony i być może później jakichś fałszywych zeznań współpacjentów
tego oddziału gdzie nikomu nic złego nie zrobiłem sąd sprawę zamknie po
cichu pozbawiając mnie wszelkich praw i umieszczając mnie ponownie w tym
Szpitalu.
Oświadczam że jestem zdrowy a moje jakieś schorzenia zarówno fizyczne
jak i natręctwa które nie są
chorobą psychiczną - sprawdzam np. kilkakrotnie czy zamknąłem
baterię z wodą by nie było większych kosztów czy zamknąłem drzwi
do pokoju czy domu, czy jakieś rzeczy z których się leczyłem może i u
psychiatry - kiedyś, teraz jestem bez leków
przez rok żyję samodzielnie, nie przeszkadzałem nikomu; są moimi wewnętrznymi
sprawami i leczyłem się z nich prywatnie i nie powinny
podlegac przymusowemu osadzeniu w szpitalu (przez 40 dni nie mogąc
realizować swoich celów dążeń i elementarnych potrzeb, odbierając mu 40
dni życia, gdy człowiek ma wiele niezałatwionych spraw i wiele spraw do
wykonania, nie ważne, że dla osób które mnie zatrzymały sa one bez wartości,
dla mnie mają ogromną wartość i pozbawiły mnie ważnego wycinka życia oraz
juz spokoju do końca mojego życia).
Jakieś schorzenie, natręctwo, gdy nie szkodziłem nikomu nie jest
powodem do umieszczania ludzi w szpitalu przymusowo bez możliwości nawet odwołania
się, i wykonywania na nim różnych doświadczeń, znęcania się psychicznego
i fizycznego, doprowadzania do wyniszczenia psychicznego i prawdziwe wpędzenie
go w jakąś chorobę psychiczną jak i fizyczną - chciałbym zauważyć że już
w szpitalu zaczęły mi po tej chemii wypadać włosy, które to częściowo
powstrzymałem wracając do domu i po zakupie naturalnych medykamentów i nie
tak stresowego życia w domu jak w szpitalu; po przybyciu stwierdziłem
potrzaskane zęby których szczątki z powodu bólu zębów zacząłem wyciągać
myjąc je nicią dentystyczną, z powodu zaciskania ich gdy leżałem skrępowany
na łóżku w szpitalu i nie mogłem się do nikogo zwrócić, bałem się nawet
krzyknąć, by nie zrobiono mi czegoś gorszego. Schudłem, wielokrotnie
wymiotowałem po wyjściu ze szpitala, nie mogłem jeść tego co wcześniej jadłem.
Powoli wracam do normalnej diety.
Zastanawiam się
czy na podstawie takiego wyroku jednego choćby lekarza prowadzącego człowiek
może zostać ubezwłasnowolniony, pozbawiony praw. Czy sąd już ciągle będzie
mnie wzywał i kazał się leczyć, bo tak uważają najbliżsi członkowie
mojej "rodziny", bądź nie zastosowałem się do szkodliwych zaleceń
lekarza działającego wg mnie niezgodnie z prawem. Jest chyba jednak prawo, że
nie można postępować w stosunku do człowieka niezgodnie z elementarnym
prawem jednostki, człowieka do nienaruszalności jego cielesnej (ja nic przecież
złego nie zrobiłem, nikogo nie pobiłem) psychicznej, godności i przymusowego
więzienia go na podstawie podsuwanych pretekstów podawanych przez bliskich, którzy
mnie tam umieścili i wykorzystywanych przez tego lekarza jako pretekstu do więzienia
mnie przy współudziale czynnym i uważam że chyba świadomym innych lekarzy i
personelu, do zniszczenia świadomości tego młodego człowieka który chyba
zagraża występującemu aparatowi władzy w tym państwie zarówno miasta,
ludzi bliskich, którzy wykorzystali przepis prawny żeby z powodu jakiejś
choroby (u mnie nie jest to choroba,
ani choroba, którą podał lekarz, tylko schorzenie wywołane przez stres, napięcie
psychiczne po pracy i warunkach jakie miałem podczas przebywania w domu i w
warunkach spokoju wykonywania bezpiecznie pracy nie występuje) by uwięzić
mnie i zniszczyć psychicznie. Bo za jakieś polityczne niezgodności można się
bronić, może mieć i nawet profity, w tym wypadku np. można uzyskać
polityczne czy finansowe), a człowieka samotnego można bardzo łatwo usunąć
z życia publicznego stwierdzając, że nie jest zdolny żyć
samodzielnie (nawet uniemożliwiając mu to
na wolności), albo sprowokując go do jakichś zachowań i usunąć jak
niebezpiecznego dla otoczenia w sposób jaki to ze mną zrobiono wykorzystując
przepisy prawa do własnych celów przy współudziale urzędników, pracowników
państwowych.
Chciałbym tu jeszcze odpowiedzieć na zarzuty, preteksty - tak to
nazywam pod wpływem których mnie uwięziono, bo według mnie na pewno nie z
powodu stwierdzenia lekarskiego choroby, bo nie badano mnie w żaden sposób.
Jedynie dwa razy jak to nadmieniłem przesłuchiwano w dniu zatrzymania,
osadzenia przez lekarzy o praktycznie
dane osobowe na co odpowiadałem na początku żartobliwie u pierwszego lekarza
nie wiedząc co mnie czeka, a następnie u drugiego lekarza który mnie skazał,
odpowiadałem rzetelnie, prawidłowo, zgodnie z prawdą, stanem faktycznym.
Twierdzę,
że jestem zdrowy psychicznie. Moje schorzenia są moją osobistą prywatną
sprawą, które nie mogą być powodem do więzienia człowieka i utraty jego
godności, wywołania prawdziwych szkód psychicznych i fizycznych.
Potrafię się
utrzymać sam i gdyby rodzina która
wezwała tych przedstawicieli służb państwowych w dniu mojego zatrzymania
wcześniej mnie o tym poinformowała, że coś takiego może się zdażyć,
jakie tego będą konsekwencje, że nie będę mógł się bronić odwołać do
nikogo bo nie mam innych bliskich osób a w tym zamknięciu uniemożliwią mi
kontakt z innymi instytucjami to od razu wyprowadziłbym się od nich i zerwał
wszelkie kontakty z nimi w obawie o tak przerażające zajście i trwałe
uszkodzenie mojej osoby zniszczenia
mi życia, godności, życia w ciągłej obawie, że znów będą mogli mnie uwięzić
w każdej chwili pod każdym pretekstem.
Wystarczyło, że przygotowali tę sytuację wcześniej informując
pracowników państwowych przedstawiając mnie tylko w złym świetle i
skazując mnie przy złym działaniu tych pracowników na pobyt przymusowy w tym
szpitalu niszcząc mi tym życie, poczucie spokoju, bezpieczeństwa nie dając
żadnego prawa do obrony, ani umożliwienia jej, poinformowania, że takie prawo
przysługuje - to jest niesamowite, że takie coś się wydarzyło - za co
się utrzymuje tych urzędników państwowych - za wykonywanie takich rzeczy na
pograniczu albo i bardziej ze strefy obozów koncentracyjnych tylko z ładnymi
nazwami obiektów o pomocy dla ludzi (chyba nie tym którzy są tam więzieni),
ubiorami, gmachami budynków i nowymi twarzami nowych urzędujących tam ludzi.
Cały
czas żyję z obawą że pozbawiony zostałem praw nie tylko jako obywatel, ale
też jako wolny człowiek i zostanę ponownie osadzony w tym szpitalu lub szantażowany
z możliwością już do końca mojego życia tam lub w każdej chwili
osadzenia, nawet siłą przez policję w świetle tego polskiego
"prawa". Wysyłam opis przedmiotu mojej sprawy do różnych
instytucji, choć obawiam się, że już widząc sposób działania tego państwa
nie zostanie moja sprawa załatwiona pozytywnie, dobrze i zakończona
definitywnie bym mógł swobodnie znów zacząć żyć jak wolny człowiek, nie
być zmuszony do brania jakiejś szkodliwej chemii i pobierania mi krwi, czy narządów
ciała, a móc zacząć pracować i żyć jak swobodny nie przerażony, wolny człowiek,
realizujący swoje zadania życiowe.
Sądzę,
że każdy człowiek nie szkodzący innym ludziom i sobie ma prawo leczyć się
na sposób który mu odpowiada, który go wyleczy, który nie jest szkodliwy dla
niego, ma prawo się leczyć, a nie przy pomocy prawa jakiegoś państwa które
nadało czy narzuciło mu swoje obywatelstwo - może go zniszczyć, pozbawić
praw dla niego nieważnych - obywatelskich tego państwa, ale i też niesłychanie
ważnych praw dla tego człowieka
jak i chyba każdego innego człowieka, jako prawo bycia istotą samodzielną,
żyjącej z godnością i władnej
do stanowienia o sobie, realizowania
swoich potrzeb przez siebie na swój sposób nikomu nie szkodzący i to nie
tylko tych elementarnych - fizycznych i psychicznych, intelektualnych, co jest
chyba najważniejszym prawem człowieka, a które mi w tak "cywilizowanym,
bezpiecznym i dbającym o losy obywatela, człowieka państwie, mieście"
prawo odebrano.
Po
wyjściu ze szpitala byłem w takim szoku, bo nie wiedziałem do kogo się zwrócić,
widząc po zachowaniu tych urzędników państwowych, że na organy państwowe
publiczne nie mogę liczyć. Nie mając również żadnego wsparcia od osób
prywatnych, w szoku i ciągle narastającym przygnębieniu postanowiłem udać
się za granicę, z nadzieją, że inne państwo zagwarantuje moje prawa.
Obecnie, dziś przebywam w Danii i postanowiłem złożyć to pismo - wysłać
drogą elektroniczną - do różnych instytucji na razie głównie w Polsce w
celu obrony moich praw (dowiedziałem się od innych osób, że miała się odbyć
sprawa sądowa odnośnie chyba przyjęcia mnie do szpitala, czy znów
przymusowego osadzenia mnie tam, choć nic złego nie zrobiłem). Zgodnie z tym
pismem nie mogłem tam zeznawać jako wolny człowiek tylko jako część
strony, której przedstawicielem miała być moja "matka", na której
wniosek ten koszmar się zaczął i był również podtrzymywany, a ja chyba bez
żadnych praw musiałbym uczestniczyć w tej rozprawie i słuchać zarzutów tej
"mojej matki", przedstawiania stanu mojej osoby tylko z jej strony,
chyba bez możliwości przeze mnie obrony mojej osoby i wyjaśnienia faktów i
zdarzeń, które zaszły. Jak sąd może coś takiego realizować, do czegoś
takiego dopuszczać, wywołując już przed odbyciem rozprawy zakładane jej
zakończenie, efekt zakończenia, nie dając osobie możliwości obrony swych
praw przedstawienia swojej sytuacji i faktycznych prawdziwych zdarzeń, które
miały miejsce, organizując tak postępowanie prawne by osoba nie wiem czy
oskarżona, czy po prostu wg mnie niesamowicie poszkodowana, pokrzywdzona już z
góry nie mogła dochodzić swych praw, została ich pozbawiona, już nie jako
obywatel ale jako człowiek.
W przypadku braku możliwości zauważenia pozytywnego rozpatrzenia mojej sprawy, odzyskania praw, będę się tylko jak to możliwe starał udać na emigrację i lub o uzyskanie azylu politycznego w innym państwie, ponieważ to państwo w bardzo niesamowity sposób pogwałciło moje prawa i zniszczyło mi życie, spokojne patrzenie w przyszłość, wywołało ciągły stres i problem z tym związany, by móc spokojnie podjąć pracę i dalej realizować swoje plany życiowe i żyć jak wolny człowiek.
Mateusz
Więcej:
Tematy w dziale dla inteligentnych:
ARTYKUŁY - tematy do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
Polecam sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
"AFERY PRAWA" - Niezależne Czasopismo Internetowe redagowane jest przez dziennikarzy AP i sympatyków z całego świata których celem jest PRAWO, PRAWDA SPRAWIEDLIWOŚĆ DOSTĘP DO INFORMACJI ORAZ DOBRO CZŁOWIEKA |
uwagi i wnioski proszę wysyłać na adres: |
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA
WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI
RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
Ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być
ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie
dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska,
zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób.
Ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i praw.
1 - Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz
pozyskiwania i rozpowszechniania informacji.
2 - Cenzura prewencyjna środków społecznego przekazu oraz koncesjonowanie
prasy są zakazane.
Komentowanie nie jest już możliwe.