STOP PRZESTĘPCOM W TOGACH tylko na przełomie
2009/10 roku kilkanaście razy metodami hakerskimi atakowano portal AFERY
PRAWA tak więc kolejna POLSKO-OBYWATELSKA WOJNA Z WŁADZĄ? tak między
polskimi patriotami wałczącymi o swoje prawa i marionetkową władzą
PO? Komu przeszkadza PRAWDA GŁOSZONA NA STRONACH AFER PRAWA ?
Niszczenia naszej pracy - dóbr osobistych kilkudziesięciu dziennikarzy
i współpracowników - to przestępstwo na szkodę osób zaangażowanych w
dokumentowanie PRAWDY I DOSTĘPU DO INFORMACJI DLA SPOŁECZEŃSTWA.
Dziennikarze oraz sędziowie mają obowiązek służenia społeczeństwu - A
DEMOKRACJA POLEGA NA WOLNOŚCI SŁOWA I WYPOWIEDZI nie tylko dla sędziów. Czasopismo jest
prowadzone przez społecznie zaangażowane osoby.
Dziennikarze nasi poruszają się
stale nie tylko po miastach w Polsce, ale też mają interwencje
zagraniczne. Zamierzamy otworzyć dział radiowo-telewizyjny, dlatego
poszukujemy firmy - sponsora który w zamian za reklamę jego firmy użyczy
nam samochodu osobowego (najlepiej terenowego) do przeprowadzania
interwencji w terenie i produkcji programów TV.
AFERY PRAWA OSZUSTWA SĘDZIÓW ŁAMANIA PROCEDURY SĄDOWEJ SĄD OKRĘGOWY
REJONOWY APELACYJNY SĄD NAJWYŻSZY
Sędziowie - głupota urzędników sądowych i ich matactwa
w 2008r - czas osądzić sędziów i spuścić ich "z nieba na ziemię"
:-))) cz. 2
Redakcja czasopisma "AFERY PRAWA" prosi wszystkich
czytelników i media o przysyłanie materiałów o nieetycznym zachowaniu sędziów
i urzędników państwowych.
Sprawa ciągnie się od stycznia. Chodzi o słynne już pytanie na blogu
lidera lubelskiej PO do Kaczyńskiego, dotyczące rzekomych problemów z
alkoholem głowy państwa. Palikot dzień później przeprosił prezydenta,
jednak jego kancelaria przeprosin posła PO nie przyjęła. Tuż po tym
prokuratura rozpoczęła z urzędu czynności sprawdzające w sprawie
domniemanego znieważenia prezydenta (art. 135 kodeksu karnego). W połowie
lutego odmówiła jednak wszczęcia postępowania.
Ta decyzja nie spodobała się adwokatowi Lecha Kaczyńskiego, który złożył
do lubelskiej prokuratury zażalenie. Chciał, by prokuratorzy rozważyli,
czy nie można było wszcząć śledztwa na podstawie innych przepisów
(chodziło m.in. o art. 226 kodeksu karnego, który mówi o przestępstwie
znieważenia bądź poniżenia organu konstytucyjnego RP). Pod koniec lutego
prokuratura uznała jednak, że wszystko było w porządku i sprawy posłowi
PO wytaczać nie zamierza.
Kancelaria prezydenta nie dała jednak za wygraną i złożyła zażalenie
na decyzję prokuratury. W kwietniu Sąd Okręgowy w Lublinie rozpatrzył
odwołanie i stwierdził, że sprawą domniemanego znieważenia prokuratura
powinna się jednak zająć. Sąd, uzasadniając decyzję, uznał, że wpis
Palikota dotyczył urzędu Prezydenta RP, którego godność przed zniewagą
chroni kodeks karny. W efekcie sprawa trafiła do prokuratury, która na
początku lipca po przesłuchaniu Palikota i posłanki PO Julii Pitery
umorzyła śledztwo.
To wcale nie był jednak koniec sprawy. Prawnicy głowy państwa nie
zgodzili się z argumentami śledczych, którzy umarzając śledztwo nie
dopatrzyli się interesu społecznego w ściganiu posła PO. W efekcie zażaleniem
kancelarii Lecha Kaczyńskiego zajął się Sąd Okręgowy w Lublinie.
Sędzia Jerzy Daniluk przyznał rację prokuraturze: - Zażalenie pełnomocnika
nie zasługuje na uwzględnienie - orzekł i dodał, że znieważenie to
wyraz pogardy. - Treść bloga nie stanowiła pogardy dla drugiego człowieka
- powiedział sędzia. ...haaa. oczywiste, dlatego stwierdzamy z urzędu,
że sędzia że sędzia J. Daniuk jest chory psychicznie, z układów
pedofilskich dostał bez odpowiedniej wiedzy to wysokie stanowisko urzędnicze
i niech więcej nie ośmiesza i tak śmieszny lubelski sąd znany z
debilnych wyroków o czym wiele w AP.
Uzasadnienie w w.w postanowieniu. 2008-10-15 Sąd
Rejonowy w Rzeszowie nie zostawił suchej nitki na Prokuraturze Rejonowej w Leżajsku
i nakazał jej ponowne przeprowadzenie śledztwa w sprawie wypadku, w którym
zginął mieszkaniec Rzeszowa. Mężczyznę potrącił funkcjonariusz
rzeszowskiego Centralnego Biura Śledczego
- Na razie bitwę wygrałam, wojna trwa nadal - cieszyła się po wyjściu z sądu
Maria B., żona Andrzeja B., który 6 lutego został potrącony na przejściu
dla pieszych przy ul. Krakowskiej w Rzeszowie przez Wojciecha M.,
funkcjonariusza CBŚ. Mężczyzna po trzech dniach zmarł w szpitalu.
Prokuratura Rejonowa w Leżajsku umorzyła jednak śledztwo, stwierdzając, że
Andrzej B. nagle wtargnął na jezdnię i policjant nie mógł uniknąć
wypadku. Sąd Rejonowy w Rzeszowie rozpatrywał zażalenie Marii B., która
odwołała się od decyzji prokuratury. Sędzia Krzysztof Jucha wytknął
prokuraturze, że to, co się stało podczas wypadku ustaliła wyłącznie na
podstawie zeznań funkcjonariusza CBŚ i treści opinii biegłego. Stwierdził
także, że "nie za bardzo wnikliwie i szczegółowo przesłuchano świadków
tego zdarzenia".
- W pierwszej kolejności należało szczegółowo przesłuchać
funkcjonariuszy policji, którzy przybyli na miejsce zdarzenia - mówił sędzia
Jucha. Jego zdaniem policjanci "w sposób niejednoznaczny wskazywali,
jakie czynności podejmowali". - Co tam zauważyli na miejscu. W szczególności
wykręcają się niepamięcią lub brakiem spostrzeżeń w tym zakresie -
wyliczał sędzia.
Wytknął też prokuraturze, że nie przesłuchała załogi karetki pogotowia,
która przyjechała na miejsce wypadku. - Na tej podstawie biegły mógł
poczynić dalsze ustalenia np. położenia ciała na jezdni - mówił sędzia.
To, gdzie upadł Andrzej B., biegły ustalił wyłącznie na podstawie zeznań
funkcjonariusza CBŚ. - [Zeznania - przyp. red.] są ze sobą sprzeczne i nie
tworzą logicznej całości - dodawał sędzia Jucha.
Wypunktował też zaniedbania prokuratury dotyczące ustalenia, w jakiej odległości
był samochód, gdy Andrzej B. wszedł na jezdnię. Zdaniem biegłego było to
25-29 metrów, a funkcjonariusz CBŚ zeznał, że 5 metrów. Ponadto biegły
stwierdził, że policjant przed potrąceniem Andrzeja B. zwolnił z 50 km/h
do 47 km, a on sam zeznał, że w ogóle nie hamował.
Sąd wytknął jeszcze biegłemu, że nie przedstawił różnych wariantów
tego, co się stało na drodze. - Nie trzeba być biegłym z zakresu ruchu
drogowego, żeby stwierdzić, że w tej sytuacji nasuwają się inne warianty
- kontynuował sędzia Jucha. - Biegły przyjmuje bezkrytycznie zeznania i
wyjaśnienia kierowcy.
Zdaniem sądu uzupełnienie opinii jest niezbędne po ponownym przesłuchaniu
funkcjonariusza CBŚ i policjantów, którzy byli na miejscu wypadku.
Według sądu prokuratura powinna była też zapoznać wcześniej żonę zmarłego
mężczyzny z opinią biegłego. Kobieta dostała ją razem z decyzją o
umorzenia śledztwa. - [Należało] umożliwić Marii B. zadanie biegłemu
pytań na piśmie, do których biegły mógłby się ustosunkować - zaznaczał
sędzia Jucha.
Sąd nakazał prokuraturze ponowne przesłuchanie funkcjonariusza CBŚ i
policjantów, którzy byli na miejscu wypadku. A także, by rozważyła powołanie
innego biegłego, który ustali przebieg zdarzenia. Sąd zapowiedział
"niezwłoczne" skierowanie akt sprawy do ponownego rozpatrzenia
przez Prokuraturę Rejonową w Leżajsku.
- Wystąpię o zmianę tej skorumpowanej prokuratury - zapowiedziała Maria B.
29.09. W
krakowskim sądzie zaginęła opinia psychologiczna przesłana przez biegłego sądowego,
który uznał, że podczas rozprawy sędzia nie zapisała wszystkich jego
wypowiedzi – dowiedziała się redakcja Superwizjera. Sędzia prowadząca
sprawę Bogusława Sobczuka, oskarżonego o molestowanie syna, była jedyną
osobą która wiedziała o wysłanej opinii. Dokumenty dotarły do sądu, jednak
nigdy nie trafiły do akt sprawy, a sędzia wydała wyrok skazujący oskarżonego
na dwa lata bezwzględnego więzienia.
Sprawa Bogusława Sobczuka, konferansjera, dziennikarza i aktora ciągnie się
już szósty rok. W lipcu 2003 roku Sobczuk został aresztowany pod zarzutem
kazirodztwa i molestowania sześcioletniego syna. W areszcie spędził dwa miesiące.
Następne 58. z piętnem pedofila spędził na wolności pozbawiony stałego źródła
dochodu.
W maju 2007 roku przewodnicząca składu orzekającego sędzia Beata
Danhoffner-Grodzicka odczytała wyrok skazujący Bogusława Sobczuka na dwa lata
więzienia.
Wtedy nikt jeszcze nie wiedział, że tydzień przed ogłoszeniem wyroku do sądu
wpłynęła korzystna dla oskarżonego opinia biegłego psychologa.– Po przesłuchaniach
w sądzie miałam niedosyt. Nie wszystko co powiedziałam zostało zaprotokółowane
– stwierdziła w rozmowie z Superwizjerem dr Ewa Milewska, sądowa biegła z
Uniwersytetu Warszawskiego.
Biegła dwukrotnie telefonicznie kontaktowała się z prowadzącą rozprawę sędzią
prosząc o możliwość wysłania dodatkowej opinii i informując, że dokument
został wysłany. Na rozprawie sędzia nie poinformowała o rozmowach z biegłą
i o mającej nadejść opinii. Zamknęła proces 14 maja 2007 r. i wyznaczyła
datę ogłoszenia wyroku na 21 maja.
Tymczasem 15 maja do sądu dotarła opinia biegłej Milewskiej. Nie wiadomo,
dlaczego nie trafiła do akt sprawy.
– Nie mogę z panem rozmawiać – ucina jakąkolwiek próbę wyjaśnienia
sprawy sędzia Danhoffner - Grodzicka.Z kolei rzecznik sądu w Krakowie
potwierdza jedynie informacje Superwizjera. - Nie prowadziliśmy żadnego postępowania
wyjaśniającego zaginięcie tego dokumentu – poinformował sędzia Lisak.
Dopiero podczas rozmowy z reporterem zadeklarował, że odpowiednie kroki zostaną
podjęte.
Sprawa wyszła na jaw przypadkiem, kiedy Sąd Okręgowy, do którego od wyroku
skazującego odwołał się Bogusław Sobczuk poprosił biegłą Milewską o inną
opinię.
– Przeglądając akta zauważyłam brak wysłanego dokumentu więc dołączyłam
jego kopię – mówi Milewska.
Sprawa Bogusława Sobczuka ze względu na rażące uchybienia popełnione w
prokuraturze i sądzie rejonowym toczyć będzie się od początku. Okazało się,
że zaginięcie opinii to nie jedyna skandaliczna decyzja podjęta w tej
sprawie, a zeznania sześciolatka mogły zostać zmanipulowane. ... głupota i układy panujące w sądach nie tylko
krakowskich są stale opisywane w AP. Niestety, jak piszemy, znaleźć
sprawiedliwość w naszych chorych sądach jest trudniej niż igłę w stogu
siana...
Do Sądu Okręgowego w Warszawie wpłynęło pismo, w którym
jako powód występuje obecny zarządca Elektrimu, Józef Syska. Ciekawa jest
jednak osoba jego reprezentanta — radcy prawnego, Daniela Sobiesiaka. Radca
do niedawna był sędzią Sądu Rejonowego w Warszawie, a konkretnie X Wydziału
Gospodarczego ds. Upadłościowych i Naprawczych. To ten sam wydział, który
nie tylko prowadzi obecnie sprawę upadłości Elektrimu, lecz także prowadził
poprzednie sprawy związane ze spółką w 2006 r.
— Nie udzielam żadnych informacji w sprawie Elektrimu — powiedział
Daniel Sobiesiak poproszony o chwilę rozmowy na temat spółki.
2008-08-14
Sędziowie
boją się procesów - W polskich sądach powszechna jest tak
zwana spychologia - pisze Rzeczpospolita. Kilkaset spraw, przede wszystkim skomplikowanych procesów gospodarczych oraz
rozpraw przeciwko lokalnym urzędnikom, nie może się rozpocząć, bo dokumenty
krążą między różnymi placówkami.
O zmianę miejsca rozpatrywania sprawy zwracano się do Sądu Najwyższego w
ubiegłym roku 277 razy. 106 z nich odrzucono jako niezasadne.
- Miałem sprawę, w której dwóch z trzech oskarżonych mieszkało przy
granicy z innym sądem, i to już był powód, aby wypchnąć sprawę - mówi
Rzeczpospolitej mec. Jerzy Synowiec. Opowiada też o sprawie wypadku
drogowego, w której sąd przekazał akta na drugi kraniec Polski tylko dlatego,
że tam mieszkał jeden ze świadków wypadku.
2008-08-06, Sędzia
W. Wilkanowski doczekał się przedawnienia własnych przekrętów Nie ma już możliwości osądzenia toruńskiego sędziego Zbigniewa
Wielkanowskiego za fałszywe oskarżenie byłej przyjaciółki. Za cztery dni
jego sprawa się przedawni.
Włocławski sąd próbował osądzić Wielkanowskiego od maja 2003 r.
Zapadły nawet dwa nieprawomocne wyroki, ale "z układów" oba
upadły. Wczoraj sąd podjął ostatnią próbę wydania trzeciego
orzeczenia - już w niedzielę sprawa się bowiem przedawni i trzeba będzie
ją umorzyć. Ale Wielkanowski znów nie dotarł do sądu. Robi tak od
ponad dwóch lat, od czasu, gdy powinna rozpocząć się kolejna powtórka
jego procesu. We wtorek obrońca oskarżonego sędziego przedłożył jego
zwolnienie lekarskie, z którego wynika, że jego klient jest po operacji.
Czy ktoś to zweryfikował?
Wielkanowski nie orzeka od listopada 2000 r., odkąd
"Rzeczpospolita" opisała w tekście "Sędzia
do wynajęcia" gdzie udowodniono jego powiązania z przestępcami.
Rewelacje oczywiście przegrały ze skorumpowaną rzeczywistością, a sędzia
wygrał proces cywilny z dziennikiem, tak po koleżeńsku...
A może sędziów sądziła by ława przysięgłych jak to jest w większości
krajach cywilizowanych?
29.07. Naga
prawda o imprezie sędziów na golasa - "zboczki w sądzie najwyższym"?
"Życie Warszawy" donosi o akcji straży miejskiej przeciw
nagusom opalającym się na warszawskim Wale Miedzeszyńskim. Szybko okazało się,
że tą perwersyjną imprezę zaplanowali i zrobili sobie sędziowie warszawscy.
Funkcjonariusze w sile dwóch wozów ruszyli nad golasów ok. godz.
14.
- Nadzy goście byli wszędzie . Żeby jeszcze
nad Wisłą czy w krzakach. Ale oni normalnie po drodze chodzili. Jak ktoś
ich mijał, to się tylko przyglądali i szli spokojnie dalej - dziwił
się jeden z funkcjonariuszy.
Akcję
"zwijania" golasów przerwał postawny jegomość, który przedstawił
się jako sędzią Sądu Najwyższego, posiadający immunitet, chroniący
przed zatrzymaniem. Strażnicy musieli uwierzyć na słowo, bo dżentelmen był
uzbrojony jedynie w ... plan zagospodarowania przestrzennego wiślanego
nabrzeża. Czy te tereny sędziowie zamierzają przejąć na wspólne imprezy?
- Możemy tu być - przekonywał stróżów porządku. Golasy nie okazały
dokumentów - nie miały ich przy sobie. Dlatego akcja strażników zakończyła
się... wystawieniem jednego mandatu w wysokości 200 zł za źle
zaparkowany samochód.
Strażników też bardzo zainteresowały zaparkowane przy drodze auta.
- Same
ekskluzywne, drogie marki , super fury - komentowali "niejawny" stan
posiadania warszawskich sędziów...
"AFERY
PRAWA" Niezależne
Czasopismo Internetowe www.aferyprawa.comredagowane przez dziennikarzy AP i sympatyków z całego świata których
celem jest PRAWO, PRAWDA SPRAWIEDLIWOŚĆ DOSTĘP DO INFORMACJI
ORAZ DOBRO CZŁOWIEKA
Komentowanie nie jest już możliwe.