opublikowano: 28-12-2010
Lublin, Białystok, Krosno... nepotyzm w sądach - tam się łamie PRAWO.
Kolejna aferę sądową ujawnil blog poświecony lubelskiemu sądownictwu. Można go znaleźć pod adresem: www.summumius.wordpress.com .Blog zatytułowano "Summum Ius Summa Iniuria" - z łaciny "szczyt praw to szczyt bezprawia".
Zaczęło się od naboru. Etatów było 30, w tym trzy dla informatyków a pozostałe dla
urzędników zajmujących m.in. obsługą sekretariatów. Ministerstwo
sprawiedliwości znalazło pieniądze na zatrudnienie nowych pracowników,
bo rozwija sąd elektroniczny, który działa w Lublinie od stycznia i
obsługuje całą Polskę (formalnie jest jednym z wydziałów SR,
zajmuje się prostymi pozwami - choćby o niezapłacone rachunki za komórki).
Od początku jego działalności wpłynęło do niego już 500 tys.
spraw. Dlatego część doświadczonych pracowników zostanie
przeniesiona do e-sądu, by wzmocnić go kadrowo. Nowe etaty zostaną
wykorzystane w wydziałach sądu rejonowego.
Etat urzędniczy to stosunkowo niewielka pensja - ok. 1,85 tys. zł
brutto miesięcznie. Po roku urzędnik zdaje test i jeśli wynik
egzaminu jest pozytywny, sąd oferuje mu stałe zatrudnienie.
Zainteresowanie naborem było ogromne. Zgłosiło się 530 osób. Nabór
niedawno się zakończył.
Przeanalizowaliśmy listę 27 osób, które sąd
chce zatrudnić - jest na jego stronie internetowej.
Ustaliliśmy, że sześć spośród nich to krewni i członkowie rodzin
lubelskich sędziów, pracowników sądu.
A więc po kolei.
* Wkrótce w sądzie prace rozpocznie mąż Wiesławy Zwierz,
kierowniczki finansowej sądu rejonowego. Emerytowany podpułkownik
wojska polskiego, były szef wojskowej komisji uzupełnień w Lublinie.
Od 30 września w rezerwie, ma 53 lata. Ale czy emeryt może zajmować
stanowisko?
- Jest dobrze wykształcony - podkreśla pani kierownik. (akurat ;-)
- A po odejściu
z wojska nikt mu nigdzie nie zaproponował pracy. A przepraszam, czy
osoba w tym wieku już nie ma prawa do pracy? Oczywiście, znam prezesa
sądu rejonowego, szefa komisji konkursowej, pracuję tu w końcu od ośmiu
lat. Ale nie miało to żadnego znaczenia dla przyjęcia mojego męża.
Tu zadecydowały tylko kwalifikacje.
* Na liście znalazł się syn Jarosława Dąbrowskiego, sędziego Sądu
Okręgowego w Lublinie.
- Uważam, że to stanowisko jest znacznie poniżej aspiracji młodego,
zdolnego i dobrze wykształcone człowieka - mówi o synu pan sędzia.
-
Ale wiadomo jaki w Lublinie jest rynek pracy. Syn skończył europeistykę.
Matka, ojciec i dziadek są prawnikami, więc uznał, że wystarczy już
tej profesji w rodzinie. Oczywiście, że w żaden sposób nie ingerowałem
w konkurs.
Zdaniem sędziego Dąbrowskiego fakt, że na liście roi się od dzieci pracowników
wymiaru sprawiedliwości, nie świadczy o nepotyźmie.
* - Proszę nie wymagać ode mnie komentarza w tej sprawie - mówi Grażyna
Lipianin, sędzia Sądu Okręgowego, której syn wywalczył etat.
- Skończył
prawo, jest na pierwszym roku aplikacji radcowskiej. Wolałabym aby
panowie z nim nie rozmawiali. Nie miałam nic wspólnego z tym
konkursem.
* - Brat jest świeżo po studiach prawniczych. Zabrakło mu dwóch,
trzech punktów aby dostać się na aplikację - tłumaczy Łukasz Obłoza,
przewodniczący jednego z wydziałów w sądzie rejonowym. Krewniak sędziego
Obłozy również jest w grupie 27 osób z naboru.
- Nie miałem nawet
informacji, kto jest w komisji konkursowej (przewodniczył jej -
przypomnijmy - Mariusz Tchórzewski, prezes sądu czyli przełożony Łukasza
Obłozy).
* - Chyba nie chodzi o to, kto jest kim, ale o wynik rozmowy
kwalifikacyjnej - uważa kierowniczka jednego z sekretariatów w sądzie
okręgowym. Nabór przeszła jej córka. - Ona jest związana z sądem
rejonowym już kilka lat. Pracuje tam na zastępstwach w jednym z wydziałów.
Córka: - Potrzebowałam umowy o pracę i dlatego się zgłosiłam. Mam
wykształcenie wyższe. Jakie konkretnie? To nie jest kwestia, która
powinna pana interesować.
* - Potwierdzam - mówi Arkadiusz Opoka, kierownik oddziału
informatycznego sądu rejonowego.
cytaty: "Gazeta": - Siostra? Córka?
Więcej... http://lublin.gazeta.pl/lublin/1,48724,8800470,Blog_o_nepotyzmie_w_sadzie__Prezes_sadu_ostrzega.html#ixzz19RgJroip
Ale najbardziej spodobał się nam humorystyczny ton blogierów na ten temat nowo przyjętych pracowników:
Pan Zwierz Zbigniew, punktów 33, jest mężem naszej kochanej kierownik finansowej. Na wasze usta cisną się zapewne dwa pytania.
Czy przeszedł on trzeci etap? Odpowiadamy: tak, zwycięsko przebrnął drugi etap i pokonawszy konkurencję zasilił on szeregi pracowników Sądu Rejonowego w Lublinie (którego kierownikiem, jeszcze raz powtórzmy, jest jego osobista żona). Oczywiście pokonawszy konkurencję uczciwie. (w tym miejscu przerwaliśmy pisanie i po wytarzaniu się ze śmiechu jak hieny po kilku minutach podjęliśmy je dalej)
Drugim pytaniem jest zapewne: a co z opisywanym synem pani Zwierzowej? Odpowiadamy: również pracuje w SR w Lublinie.
Przyznajemy, iż na początku do głowy nam nie przyszło, iż można w takim
tempie upychać członków swojej rodziny w sądzie.
Dlatego też kojarząc młodego Zwierza jako zatrudnionego poza konkursem błędnie
uznaliśmy, iż po prostu próbuje się on „ulegalnić”. Nic bardziej
mylnego. Latorośl pracuje już sobie spokojnie, konkurs zaś pozwolił na wciągnięcie
na pokład kolejnego członka rodziny.
Mamy więc teraz w sądzie Mamę Zwierza, Tatę Zwierza i Synka Zwierza. Oczywiście Mamie Zwierzowej doradzamy nie zatrzymywać się. Fajnie byłoby doczekać się jeszcze Wnuka Zwierza albo np. Synowej Zwierzyny. Oczywiście wszyscy na rozmowie wypadną kwitnąco – w końcu prezes Tchórzewski jako szef komisji nie widzi nic złego w tym, że sam jest kolegą Mamy Zwierza zaś pozostałą część komisji stanowią jego i jej podwładni. Daje to możliwość obiektywnego i klarownego doboru kadr.
Cóż, jak mawiali na studiach, clara non sunt interpretanda.
Z sędziowskiego bloga dowiadujemy się też o innych przekrętach rekrutacyjnych
Sąd w Lublinie i 15 % pracownika gratis? - Summum Ius Summa Iniuria
Napisaliśmy o radości jaka zapanowała w rodzinie Zwierzów (choć nie ustrzegliśmy się pomyłki, ale o tym w jednej z kolejnych wpisów). Kiedy wysyłaliśmy artykuł, BIP Sądu Rejonowego w Lublinie zawierał tylko informację o wynikach 2 etapu. Wtedy zdaliśmy sobie sprawę, że coś nie gra. Bo my przecież od jakichś 3 tygodni widzimy w sądzie nowych ludzi! Co by znaczyło, że albo w ramach rekrutacji dopuszczono kandydatów do pracy w ramach crash testu albo też sąd w Lublinie ma jakieś etaty, o których głośno nie mówi.
Sytuacja niby jest jasna. Prezes Tchórzewski dostał 30 ekstra etatów. Na
taką samą liczbę ogłoszono konkurs. W sądzie pojawili się jednak dodatkowi
pracownicy, co oznacza, że Mariusz trafił na jakąś promocję w
ministerstwie. „Tylko u nas na jesieni dostajesz 30 etatów – dodatkowe 15%
dorzucamy gratis!”.
Normalnie Wielka Wyprz.
Wdrożyliśmy śledztwo i ustaliliśmy, że owe dodatkowe osoby zostały przez naszego prezesa zatrudnione… na zlecenie. A więc, co oczywiste, poza stosunkiem pracy. Czyli bez urlopów, zwolnień i pełnych składek ZUS. Co równie oczywiste – bez konkursu.
Przyznajemy, że jesteśmy pod wrażeniem. Tego jak dobry jest to pomysł i jak kiepsko został wykonany.
Dlaczego dobry? Świetnym posunięciem było puszczenie części etatów w
formie jawnej do spodu. Rzuciło się na to ponad 400 kandydatów. O etatach na
zlecenie nie wiedział natomiast nikt, oczywiście poza osobami które wiedzieć
miały. Nikt o nie nie pytał, bo wszyscy zajęli się konkursem. Nie sposób
dowiedzieć się na jakiej podstawie przeprowadzono drugą rekrutację, jak
wybrano kandydatów i na podstawie jakich przepisów prezes Tchórzewski odstąpił
od stosowania ustawy o pracownikach sądów i prokuratury. Po prostu nie przyjęły
się w Lublinie??
Wykonanie uważamy za to za fuszerkę – to niezgranie czasowe jest po
prostu straszne! Jak tak można? Gdyby „zleceni” przyszli równo z
„pracownikami” może byśmy niczego nie zauważyli?
Nie bylibyśmy sobą gdybyśmy nie przypomnieli, że w ramach swojej właściwości to właśnie Sąd Rejonowy w Lublinie zajmuje się ganianiem pracodawców (karnym i cywilnym) za „zatrudnianie na zlecenie”. Jak w trakcie rozprawy cywilnej okaże się, że rzekomy „zlecony” robił to, co pracownik (np. będąc podwładnym kierownika sekretariatu w godzinach pracy sądu robił to, co sekretarze sądowi) ma jak w banku, że wyjdzie z wyrokiem zamieniającym mu zlecenie w umowę o pracę i świadectwem pracy. Państwo też dopilnuje, aby pracodawca zapłacił zaległe składki na ZUS a i czasami ścignie karnie za łamanie praw pracowniczych.
Oczywiście wiadomo, idzie podział sądu. Ale jak sprawdziliśmy w przepisach jest zarówno umowa na czas określony jak i na wykonanie umówionej pracy. Ciekawi nas tylko, czy w tej sytuacji SR w Lublinie zmieni swój stosunek do pracodawców i przestanie ich ścigać za zatrudnianie na zlecenie. W końcu skoro sąd tak robi to pewnie można, a że jest kryzys to oszczędzać trzeba.
Ale najciekawszy jest finał tej afery lubelskiej.
Okazuje się, że nic nie jest tak dobre dla kariery jak zostanie bohaterem naszego artykułu . W zamieszaniu które spowodowały publikacje nasze oraz lubelskiej Gazety Wyborczej (które jakiś niecny redaktor wrzuca co i rusz na główną stronę gazeta.pl) podniosły się głosy, aby prezesa SR w Lublinie odwołać.
Ponieważ nasze środowisko dba o dobre imię wymiaru sprawiedliwości i potrafi się samodzielnie oczyścić, wymyślono salomonowe rozwiązanie: degradacja przez awans.
Sędzia Tchórzewski nie będzie już prezesem SR w Lublinie. Jest to prawda. Choć zasadniczo jej połowa. Ale to jest ta lepsza połowa, która winna była przebić się do mediów. Druga część jest taka, iż prezes przestaje być prezesem, bo awansuje do Sądu Okręgowego. W tym miejscu gratulacje należą się nam, autorom. To my przyspieszyliśmy karierę prezesa o dobre 3 lata. W normalnej sytuacji na stałą delegację mógłby on liczyć dopiero po normalnym zakończeniu kadencji. Tylko dzięki blogowi ze wszystkim się pospieszono.
Tutaj pojawiają się dwa pytania:
1) Czy w związku z powyższym możemy liczyć na dowody wdzięczności prezesa w postaci alkoholu i czekoladek (za kwiatki dziękujemy, nikt nie ma w domu królika)? Gdzie i kiedy moglibyśmy je odebrać?
2) Czy ktoś z czytelników bloga chciałby, abyśmy go obsmarowali na naszych łamach? Jak widać jesteśmy medium która daje kopa w karierze z siłą, która spowodowałaby załamanie nerwowe nawet Roberto Carlosa. A już na pewno atak paniki u Ikera Casillasa. Nie jest to nasz jedyny sukces.
Do góry idzie także Łukasz Obłoza, będący kolejnym bohaterem artykułów naszych i GW. Niewątpliwie będzie on ciekawym wiceprezesem. Jest to jedyna osoba w sądzie która najwyraźniej wyznaje zasadę kompletnego fuga mundi do poziomu graniczącego z autyzmem oraz, najprawdopodobniej, nie posługuje się komputerem...
http://summumius.wordpress.com/
O nepotyzmie panującym w sądach białostockich pisaliśmy juz wcześniej w tekście pt.
Sędziowska
ośmiornica - Mamo, tato ja też
chcę być sędzią - rodzinne układy sądowe są wszechwładne.
Na 28 sędziów apelacyjnych w Białymstoku 13 ma dziecko lub krewnego w sądzie,
a niektórzy aż po dwie osoby
O
tzw. rodzinnym sądownictwie w Krośnie, Sanoku, Brzozowie czy Rzeszowie, gdzie
np. synek Dziewulski w Sanoku wydaje stronnicze postanowienie a jego tatuś w Krośnie
"przyklepuje" wiele razy pisaliśmy...
FAKT - Z NEPOTYZMEM W POLSKICH SĄDACH SPOTYKAMY SIĘ STALE I WSZĘDZIE
- WSZAK RODZINNA TRADYCJA "TOGOWANIA" TO NIEZBĘDNIK DLA
ZALICZENIA PRAWNICZYCH APLIKACJI - OBCY WON OD CHLEWU SĄDOWEGO I ŻŁOBU...
NIK o naborze na stanowiska urzędnicze
Trzy czwarte samorządów źle przeprowadza nabory urzędników. Ustalenia Najwyższej Izby Kontroli wskazują, że większość robi to celowo – świadomie majstruje przy procedurach konkursowych i manipuluje wynikami – tak, by stanowiska dostawali „sami swoi”.
Najwyższa Izba Kontroli ujawniła nieprawidłowości w przeprowadzaniu naboru na stanowiska urzędnicze w 34 urzędach spośród 45 skontrolowanych (75%). Negatywnie oceniono 4 jednostki, w których naruszenie procedur miało wpływ na wyniki naborów. Kontrolerzy wykryli szereg przypadków naruszania procedur: od prostych uchybień formalnych aż po znaczące nieprawidłowości, które wprost wskazywały na manipulowanie naborem.
Ustalanie kryteriów
Aby sprawy obywateli były jak najlepiej i jak najszybciej załatwiane, w urzędach powinni pracować świetnie wykształceni, kompetentni urzędnicy. Aby to osiągnąć wprowadzono obowiązek zatrudniania na wolnych stanowiskach osób wyłonionych w drodze otwartych i konkurencyjnych naborów. Fakty ustalone przez kontrolerów pokazują jednak, że praktyka jest inna: aby pozostać w zgodzie z prawem, a osiągnąć swój cel, czyli zatrudnić „swojego” część urzędów stwarzała pozory przeprowadzania konkursów. Rozpoczynano całą procedurę, ale jednocześnie formułowano kryteria nieadekwatne do zadań realizowanych na danym stanowisku, wyraźnie przygotowane „pod konkretnych kandydatów”. W efekcie np. do wydziału współpracy z zagranicą przyjmowano osobę, która nie znała żadnego języka obcego (przy współpracy z sześcioma miastami partnerskimi), a w dziale audytu wyżej punktowano zaświadczenie wydawane przez nikomu nieznaną, niepubliczną instytucję niż zaświadczenie Ministra Finansów o zdanym państwowym egzaminie na audytora wewnętrznego. Niejednokrotnie stosowano także praktykę zaniżania wymagań, pomijając w ogłoszeniach często oczywiste kryteria tak, by umożliwić kandydowanie na dane stanowisko konkretnej osobie, która ewidentnie kryteriów nie spełniała (w ten sposób np. na stanowisku ds. informacji niejawnych można było zatrudnić osobę bez poświadczenia bezpieczeństwa).
Nierówne traktowanie kandydatów
Pomocne w zatrudnianiu „swoich” kandydatów w urzędach były także:
- wyższe punktowanie wybranych osób - takich, które przy uczciwym podliczeniu głosów nie mogły wygrać, ponieważ nie spełniały kryteriów,
- nierzetelna weryfikacja danych i dokumentów - praktyka szczególnie powszechna - stwierdzona aż w 30 proc urzędów: obniżano punktację za rzekomy brak faktycznie dostarczonych dokumentów, dając fory kandydatom, którzy przegraliby przy uczciwym podliczeniu punktacji (w 1 wypadku z tego powodu nie dopuszczono kandydata do kolejnego etapu),
- odstępowanie przez komisje konkursowe od sformułowanych wcześniej wymagań (dzięki temu np. wiceszefem centrum zarządzania kryzysowego mogła zostać osoba po pedagogice kulturalno-oświatowej, pomimo że 5 innych osób spełniało pierwotne warunki).
Obchodzenie konkursów
W 7 skontrolowanych urzędach (na 45) kontrolerzy ujawnili praktykę zatrudniania wbrew prawu urzędników na podstawie umów cywilnoprawnych (umów o dzieło lub zlecenia). Było to oczywiste łamanie ustawy o pracownikach samorządowych, zgodnie z którą można ich zatrudniać tylko na zasadzie wyboru, powołania lub umowy o pracę. Przekraczając przepisy pracodawcy mogli zatrudniać wybrane osoby, unikając konieczności przeprowadzania konkursów. Dodatkowo pozbywali się także innych obowiązków, związanych z prawowitym (legalnym) zatrudnieniem, dot. m.in. urlopów zdrowotnych i wypoczynkowych pracowników. Pozyskane w ten sposób osoby wykonywały oczywiście typowe czynności urzędnicze w siedzibie urzędu i pod nadzorem przełożonego - łamano więc przy tej okazji także fundamentalną zasadę prawa pracy: równe prawa pracowników, wykonujących te same obowiązki.
Zdarzały się także przypadki jawnego ignorowania obowiązku przeprowadzania otwartego konkursu. Nielegalnie, czyli z pominięciem obowiązującej procedury w 2009 r. w skontrolowanych jednostkach zatrudniono 24 osoby (najwięcej - 13 - osób w Urzędzie Miasta Bochni). Pominięcie procedury konkursowej uzasadniano m.in. koniecznością dotrzymania umów zawartych z urzędami pracy (w których gwarantowano określonym osobom zatrudnienie) i „zasadami racjonalności”.
Ustawa „z furtką”
NIK zwraca też uwagę, że art. 12 ustawy o pracownikach samorządowych, w którym zastosowano zamiennie terminy pracownik samorządowy i urzędnik (bez koniecznego rozróżnienia tych pojęć) w obecnym brzmieniu pozwala w prosty sposób w ramach tej samej jednostki awansować pracownika urzędu (np. gońca lub asystenta) na urzędnika w ramach tzw. naboru wewnętrznego, bez żadnych procedur konkursowych (przy przenoszeniu między jednostkami już ta zasada nie obowiązuje). NIK zwróciła się do MSWiA o rozważenie zmiany zapisu i likwidację furtki, umożliwiającej „błyskawiczne” awansowanie.
W ponad połowie skontrolowanych urzędów (56%) odnotowano uchybienia o charakterze formalnym: dotyczyły one przede wszystkim niepełnej treści ogłoszeń o naborach, niedochowania terminów publikacji ogłoszeń o naborach lub o ich wynikach, a także odstępstwa od obowiązkowej treści ogłoszeń.
Komentowanie nie jest już możliwe.