opublikowano: 26-10-2010
Chicagostan
WALDEMAR ŁYSIAK
,,Nie ma
nic nowego pod słońcem... Jeśli jest coś, o czym mówią:
To jest
nowe! - już to było w czasach, które były przed nami"
(Stary
Testament, księga “Kohelet").
W księgach
Starego Testamentu można prawie wszystko znaleźć, łącznie z puentą
uniwersalną, że wszystko to marność nad marnościami. Prawie wszystko można
znaleźć również w wersach dramatów Szekspira i w tekstach piosenek Presleya.
Prawie, bo nie ma tam nic, na temat. Lechistanu. Kto by pomyślał, że ten brak
uzupełni świeża (z roku 1992) biografia Ala Capone? Kilkusetstronicowe dzieło
Roberta J. Schoenberga “Mr Capone" tylko formalnie jest biografią sławnego
bandyty. W. istocie jest to obejmująca ponad pól. wieku monografia Chicago rządzonego
przez bezprawie, korupcję i zbrodnię. "Lektura'' niczym muzyka -
“lekka, łatwa i przyjemna"- bo czytelnik (nadwiślański) ma ten
komfort, że od pierwszej strony do ostatniej czuje się jak u siebie w domu.
Wszystko swojskie takie. Na przykład wszechobecna korupcja:
“Był
to okres, gdy korupcja w Chicago stała się, jak nigdy dotąd, normalną
praktyką. Politycy, policja, prokuratorzy, adwokatura, sędziowie, obywatele
i przestępcy tak uwikłali się w więzy przekupstwa i zastraszania, że
uczciwość wydawała się czymś ekscentrycznym "...
Obywatelowi
kraju, który niedawno przeżył
wybory do miejskich i regionalnych władz, czegoś w powyższym cytacie
brakuje. Brakuje radnych, co czyni lustro niezupełnie wiernym; czyżby
Schoenberg zapomniał o roli
radnego? Nie, nie zapomniał, tylko pisze o tym w innym miejscu:
Radni, już
całkiem otwarcie sprzedawali swoje głosy decydujące o przyznaniu koncesji
na usługi lub przedsiębiorstwa użyteczności publicznej. Wzięcie łapówki
nie odbierało nikomu spokojnego snu. Nikomu, a więc również elektoratowi,
czyli,, społeczeństwu, co dla autentycznego
idealisty zawsze było, jest i będzie zjawiskiem z kręgu cudów produkowanych
przez diabła”.
Szczerzy
zwolennicy reform nigdy nie mogli pojąć, dlaczego społeczeństwo ich nie
popiera} skoro jest przerażone jawną korupcją;
dlaczego tak rzadko ludzie decydują się usunąć łotrów i dlaczego ,jeśli
wreszcie ich wyrzucą, w następnych wyborach zwykle znowu głosują na
kandydatów tego samego pokroju albo jeszcze gorszych".
Zupełnie
to. samo -mówi stare, prawo Kopernika — że zły pieniądz jest wypierany
przez pieniądz jeszcze gorszy. Są to wszakże pojęcia względne (o czym mówi
teoria względności Einsteina), bo dla złodzieja każdy; ukradziony .pieniądz
jest lepszy od nie ukradzionego. Dla polityka i biurokraty również. Społeczeństwo
ma dość rozumu, by cenić ludzi, którym “pecunia non olet", więc
wybiera takich ludzi na urzędy, bardzo często. A politycy i biurokraci mają
dość rozumu by spełniać oczekiwania, elektoratu. Elektoratu Bogobojnego,
bijącego własne dzieci po pupie, gdy ukradną zabawkę, ale głosującego
wbrew wyznawanym ideałom — za pragmatyzmem świata dorosłych. Schoenberg
przytacza kilka konkretów dokumentujących wspomnianą, z pozoru (ale tylko z
pozoru) masochistyczną, tendencję:
“Gdy
burmistrz John Wentworth zbyt mocno
przykręcił śrubę, wyborcy usunęli go. Kiedy ponownie objął urząd, postępował
ostrożnie, zdając sobie sprawę, że niezależnie od tego jak żarliwie wierni
modlą się w niedzielę, podczas głosowania okazuje się, że większość hołduje
zasadzie, iż wszystko jest dla ludzi. Z kolei, gdy reform próbował burmistrz
Joseph Medill - Michael Cassius McDonald, największy właściciel domów gry,
zwołał wiec, na którym właściciele salonów, hazardowych złodzieje, ogłosili
własny, antyrestrykcyjny program, z którym ich kandydat stanął do wyborów i
wygrał".
Jak miał
nie wygrać, kiedy głosują pełnoletni ludzie? Pełnoletni ludzie to takie
zwierzęta, które uważają, że wszystko jest dla pełnoletnich ludzi prócz
restrykcji, czyli pedantycznego stosowania Dekalogu. Oto czemu Savonarolę
unicestwił ten sam lud, co go ukoronował
-błędem
brata Girolamo było traktowanie Dekalogu serio. Tymczasem wiadomo, że
serio można przykazania traktować w pedagogice i w retoryce, ale nie w
praktyce i w polityce. Słowem - trzeba oburzać się na Zło, ale głosować
na Zło:
“Gdy
dana społeczność publicznie twierdzi, że
praktyki występne są __
grzechem,
lecz tylko mniejszość tak naprawdę, rodzi się korupcja. W Chicago obywatele
wielokrotnie opowiadali się większością głosów za tolerowaniem
niemoralnych praktyk."
Dotykamy
tu już sfery psychologii, czyli zagadnień z kręgu dwoistości natury człowieka,
i sam pan Freud się kłania ,- nisko, kiedy mowa o tym, że szczególnie
"wierny elektorat skurwysynów (zwłaszcza przystojnych skurwysynów,
w typie fryzjerów prowincjonalnych i działaczy ligowych) tworzy płeć
piękna. Kobiety 'czasami świątków chwalą, łotrów wybierają zawsze.
Analizując to zjawisko Schoenberg cytuje — by nie zostać posądzonym o,
“męski szowinizm"— damę, głośną dziennikarkę i właścicielkę
“Heralda" oraz “Timesa" (które połączyła), Eleonorę
Pattersori, zwaną “Cissie". Mme Patterson, której Al Capone udzielił
wywiadu, orzekła m.in. co następuje:
“Nieraz
już powiedziano - zresztą zgodnie z prawdą - że kobiety darzą gangsterów
szczególnego rodzaju sympatią. Jeśli nie możecie tego zrozumieć,
zapytajcie doktora Freuda".
Kłopot państwa
lub miasta zwiększa się wtedy, gdy nie tylko białogłowy, lecz i tzw. stróże
prawa "darzą przestępców “szczególnego rodzaju sympatią".
Tutaj doktor Freud nie jest nam już potrzebny jako diagnosta, sam Schoenberg
sensownie to tłumaczy:
“Jeśli
obywatele nie chcą, by wymuszano przestrzeganie prawa; jeśli szefowie
policji l politycy nie stronią od towarzystwa przestępców; jeśli
policjanta zamiast awansu spotyka szyderstwo i degradacja za postępowanie
zgodne z regulaminem, ogól zaś nazywa je nadgorliwością, a zdrowy rozsądek
szaleństwem - wówczas policjant odmawiający wzięcia łapówki za zaniechanie
działań, których prawie nikt sobie nie życzy, jest fanatykiem albo głupcem".
Cóż,
fanatyzm i głupota to przebrzydłe cechy, a do tego najczęściej wzajemnie ze
sobą powiązane, jednak nie bądźmy zbyt surowi dla (nielicznych, dzięki
Bogu) glin-durniów i glin-fanatyków, skoro sam Al nic przeciwko nim nie miał:
“—
Nie mam nic przeciwko uczciwym glinom — powiedział kiedyś Capone.
— Jak już jaki się trafi, nie daje się kupić, zawsze można go przenieść
gdzieś gdzie nikomu ni będzie przeszkadzał. Ale nie gadajcie mi o honorze
kapitanów i sędziów. Ci, którzy nie są do kupienia muszą zmienić pracę".
- Tę samą
radę dawał Al (nielicznym dzięki Bogu) głupim pismakom gazeto wym. Pewien
chicagowski reporter, prowadząc z Alem wywiad, otrzymał precyzyjną instrukcję
w tej kwestii;
“-
Ilu dziennikarzy miał Pan na swojej liście płac?
Capone
zastanowił się, a potem wzruszył ramionami.
- Mnóstwo.
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
Pochylił
się i ojcowsko-braterskim gestem objął Brundidge'a za ramiona.
- Słuchaj,
Harry - powiedział. — Podobasz mi się. Dam ci dobrą radę. Rzuć
Chicago i tych łasych na pieniądze reporterów. Jesteś uczciwy, a ponieważ
jesteś uczciwy, więc się mylisz l nie masz racji. Nic nie zwojujesz. Nawet
przy poparciu tej twojej gazety. To jest zbyt poważny interes. Nikt nigdy nie
dowie się jak duża jest to sprawa. Dlatego zostaw ją. .
— To
znaczy?
— To
znaczy, że nawet się nie połapiesz jak zrobią z ciebie durnia. Nieważne, co
powiesz przed sądem. Chłopaki i tak udowodnią, żeś łgarz i oszust. Zrobią
cię na cacy.
-
Mam zamiar
wydrukować to, co pan mówi.
-
A
ja wszystkiemu zaprzeczę".
Trzeba się
z tym bezwzględnie zgodzić. W rzeczy samej bowiem władza to istotnie zbyt
“duża sprawa", zbyt “poważny interes", aby można było
zezwalać na wtrącanie się, grzebanie u żłobu i mieszanie przy stoliku gry
don Kichotom, marzycielom, altruistom oraz podobnym harcerzykom. Od stawiania
szlabanu frajerom były i są “chłopaki", a od sadzania “chłopaków"
na odpowiednich fotelach (urzędniczych, bankowych, policyjnych i w ogóle
wszystkich decyzyjnych) jest stały kilkumilionowy elektorat i są wolne wybory,
w końcu mamy demokrację, no nie?, he, he, he, he!... Wierność stałego
elektoratu gangsterów warunkują byle i aktualne, całkowicie pragmatyczne
zwrotne sprzężenia typu “rąsia rąsię myje", “kruk krukowi
oka nie wykole" oraz “bliższa
koszula ciału". I jest klawo. Schoenberg to rozumie:
,,Ze
strony wyborcy byłoby czymś nienaturalnym, gdyby przy urnie nie odpłacił się
za przysługi, oczekując na dalsze. Byłoby samobójstwem
głosować
na jakichś świeckich świętych, którym zasady zabraniają potem brać na
lewo z kasy miejskiej, udzielać protekcji, owijać sobie sędziów wokół
palca, i którzy mają w swoim programie jedynie uczciwe rządy".
Na uczciwe
(no, może niecałkowicie ale przynajmniej uczciwsze) rządy Chicago musiało
czekać kilkadziesiąt lat. Było to kilkadziesiąt lat walki, którą
Schoenberg tak sumuje:
“Prawdziwi
reformatorzy opowiadali się energicznie również za ustawami o płacy
minimalnej i maksymalnym czasie pracy, za sprawiedliwym prawem mieszkaniowym
oraz innymi posunięciami, które wreszcie zlikwidowałyby zależność
biedaków od samowoli lokalnych bossów. Ale za nim przyszły takie reformy, a
wraz z nimi względna “prosperity”, mówienie choćby tylko o
umiarkowanie przyzwoitej władzy miejskiej pozostawało wołaniem na
puszczy".
Co nie
znaczy, że przez wspomniane lata dżumy uczciwi politycy nie wchodzili do władz.
Wchodzili, a jakże, zdrowsza (mniejsza) część społeczeństwa wybierała
czasami idealistów. Z reguły jednak nie tylu, by mogli sprawować władze samodzielnie.
Żeby więc móc sprawować władzę (władza jest celem każdego polityka,
uczciwego i nieuczciwego, taki zawód), uczciwi musieli wchodzić w alianse ze
skurwysynami, co się fachowo nazywa: zawiązywać koalicje, dzięki czemu sami
ulegali skurwieniu naturalnym biegiem rzeczy, jak to w przyrodzie:
“
Idealista, aby przetrwać jako polityk,
musiał iść na ustępstwa. W erze Ala Capone ta konieczność kryla się za
wieloma aliansami. Inaczej niewytłumaczalnymi. Uczciwi politycy musieli
zawierać kompromisy ze złem, po to, by przysporzyć więcej dobra. Ludzie
skorumpowani i przestępcy mieli przewagę w zbyt wielu sytuacjach. Nie można
było ich ignorować. Jeśli od czasu do czasu nie szło się z nimi na współpracę,
mogło to kosztować przegraną w wyborach, gdy chciało się wybrać naprawdę
przyzwoitego człowieka. Nawet prawi ludzie musieli korzystać z tego rodzaju
poparcia. System, jaki się w ten oto sposób ukształtował, uprawomocnił korupcję".
To prawda
— nic bardziej nie uprawomocnia gangreny politycznej i administracyjnej
jak współudział “prawych ludzi" vel “naprawdę
przyzwoitych ludzi" w jej funkcjonowaniu i rozszerzaniu. Dlatego Al miał słuszność,
gardząc bardziej “uczciwymi politykami" klejącymi się do
zawodowych przestępców niż gangsterami swojego pokroju:
“-
Kanciarz to jest kanciarz — rzekł Capone. — W szczerości intencji
kanciarza jest coś zdrowego. Lecz każdy gość, który udając, że pilnuje
prawa, wykorzystuje swą władzę dla kradzieży, jest wredną żmiją.
Najgorszym gatunkiem tej zgnilizny jest polityk. Może ci poświęcić bardzo
mało swego czasu, bo większą jego część spędza na maskowaniu się i
zacieraniu śladów, żeby nikt nie wiedział jakim jest złodziejem",
To był
inteligentny facet ten Al. Kapował o co chodzi i gadał o tym do rzeczy.
Dlatego, kiedy w 1940 roku odbywały się w Stanach wybory prezydenckie, dużo
ludzi głosowało na Ala Capone. Spytacie:
jak to możliwe,
przecież nie było go wśród kandydatów?! Nie było, ale wyborcy sami
wpisywali jego nazwisko na kartach do głosowania. Komentując ten fakt
Schoenberg cytuje opinię Katherine Gerould:
“To,
co w Capone'm «bierze» jego adoratorów, to skuteczność działania
(...) Akceptacja Capone'a była tym samym, co uwielbienie dla Forda i
Rockefellera (...) Mniej wagi przywiązujemy do pochodzenia bogactwa. Ważne
jest tylko, czy ktoś ma pieniądze".
Ty,
Czytelniku, jesteś w lepszej sytuacji niż jankesi — będziesz miał
swojego Ala wydrukowanego już wkrótce na kartach do głosowania, lub nawet
kilku Alów; żadnego ze swoich forsiastych faworytów nie będziesz musiał
sam wpisywać. Dlatego twój glos będzie prawomocnym głosem, a twój Al może
zostać obrany prezydentem. Jeśli tak się stanie, potwierdzisz tezę
Schoenberga:
“Chicago
i Capone byli siebie godni. Do nauki tańca potrzeba pary, a miasto i Al byli
stworzeni dla siebie".
Chodzi o
taniec zwany różnie w różnych strefach językowych: “danse macabre",
“la danca de la muerte", “dance
of death", “Totentanz", co się na nasze tłumaczy chyba:
“polka kajdaniarska" (jestem kiepskim lingwista, więc proszę
ewentualnie skorygować tłumaczenie).
Schoenberg
w klarowny sposób wykłada dlaczego Al zdobył Chicago:
“Bo
ci, co rządzili przed nim; rządzili tak, jak tego chciała skorumpowana większość
mieszkańców, i wystarczająco długo pozostawali u władzy, by przygotować
teren dla Ala Capone".
Mógłbym
z księgi Schoenberga o zadżumionym Chicago wyjąć jeszcze sporo równie
adekwatnych cytatów. Czytając tę księgę jestem jak ów przysłowiowy
kapral, któremu wszystko kojarzyło się z tylną wypukłością damskiej
anatomii. Mnie się tutaj również wszystko jednoznacznie . (swojsko) kojarzy.
Co zdradza, że należę do niepoprawnych “oszołomów", do
“zoologicznych "malkontentów, do kłusowników “polujących
na czarownice" do notorycznych destabilizatorów “ładu społecznego
". Mówiąc serio — do śmiertelnych wrogów obecnie funkcjonującej
czerwonej pseudo-demokracji i rustykalizacji, inaczej: do wrogów rozkradania,
prostytuowania i chamienia Lechistanu. Gdybym był Bogiem, zesłałbym
potop, ale będąc pisarzem mam tylko jeden oręż - słowa. Wytaczam przeciwko
Złu słowa. Robię to od dawna i będę robił póki zaraza nie zniknie (lub póki
ja nie zniknę). Dlaczego uwziąłem się tak bardzo? Bo “noblesse oblige".
Już kilka razy przezwano mnie publicznie (również na łamach “Tysola") ,,Sumieniem Narodu". Taki zawód.
Wszystkie
cytaty z książki J. Schoenberga „Mr Capone" w tłumaczeniu Władysława
Masiulanisa.
www.aferyprawa.com
- Niezależne Wydawnictwo Internetowe "AFERY KORUPCJA
BEZPRAWIE" Ogólnopolskiego Ruchu Praw Obywatelskich i Walki z
Korupcją.
prowadzi: (-) ZDZISŁAW RACZKOWSKI.
Dziękuję za przysłane opinie i informacje.
uwagi i wnioski proszę wysyłać na adres: Z.Raczkowski@aferyprawa.com
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.