opublikowano: 26-10-2010
Zbigniew Ziobro - POLSKĄ RZĄDZI SZAJKA
Wywiad dla Gazety Polskiej. Ze Zbigniewem Ziobro, posłem PiS, rozmawia Leszek Misiak.

Nie ma pan dość polityki?
Jeszcze niedawno miałem. Przez kilka lat byłem nieustannie w centrum wydarzeń.
Uznałem, że nadszedł odpowiedni moment, by poświęcić więcej czasu innym
sprawom niż polityka. Widzę jednak, jak przez aktualną ekipę rządzącą
marnowana jest wielka szansa. Ogromne środki z UE i koniunktura gospodarcza
to najlepszy moment, by szybko nadrobić zaległości z okresu komunizmu.
Tymczasem jest tylko polityczny PR, bierność, lenistwo. I co najgorsze –
metody kryminalnej szajki, używane do rozprawy z opozycją.
Co ma pan na myśli?
Kiedy jako młody człowiek trafiłem do polityki, czułem sprzeciw wobec
tego, że bandyci w Polsce mogli bezkarnie dokonywać przestępstw, a sądy i
prokuratura były dla nich łagodne bądź bezradne. Policjanci zatrzymywali
bandytów, a prokuratorzy i sędziowie zaraz ich wypuszczali. Ci przestępcy
znów kradli, rabowali, gwałcili, zabijali. Ludzie się bali, a oni czuli się
bezkarni. Dlatego utworzyłem organizację społeczną „Katon”, która miała
nieść pomoc ofiarom przestępstw. Chcieliśmy zmienić polskie prawo, ukrócić
bezprawie. Teraz odczuwam podobny zapał, bo widzę, że głośno mówi się o
miłości, przyjaźni, pokazuje maniery salonowe, a za plecami kryje się
„pałkę”, „kastet”. I gdy kamery gasną, bez skrupułów używa się
tych narzędzi.
To mocne oskarżenie.
Jako prokurator generalny doprowadziłem do rozbicia w Krakowie mafijnej grupy
przestępczej, stosującej takie metody. Byli w niej zwykli bandyci, ale także
ludzie z salonów krakowskich. Utrzymywali z nimi zażyłe kontakty
biznesmeni, politycy i niektórzy przedstawiciele palestry krakowskiej. Szajka
w brutalny sposób oszukiwała ludzi, przejmowała na podstawie sfabrykowanych
umów notarialnych kamienice, domy, a gdy ofiary się broniły, składano na
nich fałszywe zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa, fabrykowano sprawy
karne, skazywano ich i odbierano im dobre imię. To sposób działania szajki.
Podobieństwa można się dopatrzeć w poczynaniach rządzących, które
aprobuje Donald Tusk.
Tak odbiera pan próbę oskarżenia pana przez prokuraturę?
Tak, bo jest to fałszywe oskarżenie. Nie twierdzę, że dzieje się tak
dlatego, że minister Ćwiąkalski pochodzi z Krakowa i mógł poznać niektóre
metody tego rodzaju. Ale na pewno ma to związek z zemstą i odwetem liderów
PO na mnie za to, że konsekwentnie walczyłem z korupcją. Chce się złamać
mi kręgosłup, zastraszyć mnie i innych ludzi, by już nigdy nie mieli
odwagi walczyć z przestępstwami i aferami, których dopuszczają się
politycy i inne wpływowe osoby.
Zrzeknie się pan immunitetu, czy da satysfakcję obrońcom III RP z
odwołania pana?
Zrzeknę się, ale wcześniej chcę wystąpić w Sejmie i przedstawić swoje
racje. Udowodnić, że działałem zgodnie z prawem i w interesie publicznym.
Gdybym zrzekł się immunitetu przed debatą sejmową, zgodnie z regulaminem
straciłbym tę możliwość. Nie dam satysfakcji Platformie, zrobię to
dopiero po debacie publicznej.
Dlaczego nie był pan w środę 23 lipca na posiedzeniu komisji
regulaminowej?
Byłem na posiedzeniu wtorkowym komisji. W jej trakcie przewodniczący Jerzy
Budnik z PO powiedział, że chce po jej posiedzeniu ustalić dogodny dla mnie
termin, by umożliwić mi warunki do obrony i przygotowanie się do niej oraz
dać szansę posłom komisji, by zapoznali się z materiałami, które były
podstawą złożenia wniosku. Ostatecznie stanęło na tym, że komisja
zbierze się po wakacjach. Zrozumiałem z wypowiedzi pana Budnika, że
skonsultował to z marszałkiem Bronisławem Komorowskim. Gdy dowiedziałem się
o tym terminie, ogłosiłem, że następnego dnia w Krakowie odbędzie się
moja konferencja prasowa w związku z aktem oskarżenia wobec posła Szczypińskiego
z PO oraz byłego wojewody z SLD, Adamika. Następnego dnia rano marszałek
Komorowski podstępnie zmienił zakomunikowaną mi wcześniej decyzję, czego
nie mogłem się spodziewać.
Być może chodziło o odwrócenie uwagi od mojej konferencji prasowej, która dotyczyła kolejnego przykładu korupcji w PO i uwikłania w tę sprawę Donalda Tuska. A może była to zemsta za złożenie przeze mnie w prokuraturze zawiadomienia dotyczącego podejrzenia, że premier Tusk zataił informacje o aferze sopockiej.
Dlaczego udostępnił pan akta sprawy dotyczącej gangsterów szefowi rządzącej wówczas partii, Jarosławowi Kaczyńskiemu?
- Kiedy jako prokurator generalny dowiedziałem się o wielkiej korupcji – o mafii paliwowej, której skuteczne stawienie czoła przekraczało moje kompetencje i możliwości, zwróciłem się do lidera ugrupowania rządzącego, polityka, który mógł spowodować zmiany w ustawodawstwie i w działaniu niepodlegających mi urzędów, co ukróciłoby działanie mafii. Rząd PO uznał, że jest to powód do oskarżenia mnie. Żyjemy w kraju, gdzie przestępcy zacierają ręce.
Z doniesień obozu rządzącego, ich częstotliwości i nagłośnienia medialnego można odnieść wrażenie, że to pan zagrażał Polsce, a nie mafia paliwowa.
- PO wie, że działałem zgodnie z prawem w interesie bezpieczeństwa Polaków, dlatego wymyśla fałszywe oskarżenia. Moje zasady to uczciwość w życiu publicznym. Taki postawiłem sobie cel, gdy zająłem się polityką, i on mi przyświecał, gdy zostałem ministrem. Realizowanie go nie było łatwe, ponieważ prokuratorzy obawiali się prowadzić odważnie i dynamicznie śledztwa, w których pojawiali się politycy – bali się ataków właśnie ze strony polityków-kolesi.
Jak w sprawie sopockiej?
- Problem korupcji może pojawić się w każdej partii, ale najważniejsze jest
to, jak reaguje się na nią i na inne przestępstwa. O sprawie korupcji dotyczącej
urzędników rządu PiS – w Centralnym Ośrodku Sportu, w Ministerstwie
Rolnictwa, o akcji CBA w hotelu „Marriott”, gdy zatrzymywaliśmy Janusza
Kaczmarka, Konrada Kornatowskiego, Sławomira Netzla – media dowiedziały się
dopiero, gdy już od dawna trwały intensywne działania prokuratorskie.
Może PO też rozliczy aferę sopocką?
- Może. Tylko że tu jest odwrotny mechanizm. Intensywne działania prokuratury
zaczęły się dopiero wtedy, gdy media nagłośniły sprawę. W piątek 11
lipca ukazał się artykuł w „Rzeczpospolitej”, w sobotę rano Sławomir
Julke został wezwany do prokuratury, w poniedziałek sprawa trafiła do
Prokuratury Krajowej. Zdynamizowanie działań nastąpiło nie z chwilą, gdy
premier się o sprawie dowiedział, ale dopiero wówczas, gdy dotarło to do
opinii publicznej.
W sprawie wniosku o uchylenie immunitetu broni pana nawet „Gazeta
Wyborcza”, która napisała, że wniosek jest wątpliwy, ma wady prawne, m.in.
jest sprzeczny z komentarzem do kodeksu karnego, którego współautorem jest
Zbigniew Ćwiąkalski.
- Nienawiść zaślepia. Wniosek, który przygotowano, jest kompromitujący,
popełniono w nim wręcz studenckie błędy. Jak to wytłumaczyć? Albo pan Ćwiąkalski
zdobywał szlify naukowe dzięki temu, że był na uczelni I sekretarzem POP
PZPR i asystentem współpracownika SB, TW „Magister”. Albo z pełną
premedytacją – i tego się raczej dopatruję – szukał na mnie na siłę
paragrafu, ostentacyjnie i świadomie łamiąc obowiązujące prawo.
Czy może chodzić o to, by ani Zbigniew Ziobro, ani inni przyszli
ministrowie sprawiedliwości nie odważyli się narażać nietykalnym przestępcom
– oligarchom?
- Tak myślę, ale albo mają słabych pijarowców, albo złych psychologów, bo
mnie to nie zniechęciło, raczej zmobilizowało do działania. Nie może być
tak, że w naszym kraju w rządzeniu stosuje się metody szajki. Trzeba to
ludziom uświadomić. Skoro można fałszywie i bezkarnie oskarżyć byłego
prokuratora generalnego na oczach całego kraju, to w każdym powiecie i gminie
można tym bardziej bezkarnie, już bez kamer, złamać kręgosłup każdemu
uczciwemu człowiekowi, który przeciwstawi się lokalnej sitwie czy korupcji.
- Jaki będzie
finał krucjaty przeciwko panu? Pasiak więzienny czy może skończy się
„tylko” na ścieżce zdrowia – od prokuratury do prokuratury i komisji śledczej?
Ostatnio sporo pan podróżuje...
- Może skończy się pasiakami – prędzej czy później – ale dla tych, którzy
wymiar sprawiedliwości angażują w swe polityczne rozgrywki, którzy walczą z
PiS metodami kija baseballowego.
PO odwołała prokuratorów apelacyjnych, którzy prowadzili bardzo ważne śledztwa,
a awansowała tych, którzy popełnili błędy, jak w śledztwie w sprawie
Olewnika. Obecnie działalność wymiaru sprawiedliwości pozostawia wiele do życzenia.
Niedawno np. okazało się, że warszawska sędzia Dorota Kącka orzekała w
sprawie „GP”, choć opisaliśmy rok temu, jak jej mąż złożył propozycję
korupcyjną.
- Sprawa sędzi Kąckiej jest kuriozalna. Fakt, że mimo opisywanej przez waszą
gazetę propozycji korupcyjnej przewodniczyła składowi orzekającemu, jest
zdumiewający. Tu powinno nastąpić wyłączenie z urzędu. Takich przykładów
jest niestety więcej. Z tygodnia na tydzień dowiadujemy się o bulwersujących
wydarzeniach, które ministra Ćwiąkalskiego stawiają w złym świetle.
Polecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
Tematy w dziale dla
inteligentnych:
ARTYKUŁY - tematy do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
"AFERY
PRAWA" Niezależne Czasopismo Internetowe www.aferyprawa.com redagowane przez dziennikarzy AP i sympatyków z całego świata których celem jest PRAWO, PRAWDA SPRAWIEDLIWOŚĆ DOSTĘP DO INFORMACJI ORAZ DOBRO CZŁOWIEKA |
|
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.