Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
W sytuacji degrengolady polskiego przemysłu
i zamykania kolejnych zakładów produkcyjnych,
wzrasta zainteresowanie „Dekadą Gierka”, tym
wyjątkowym okresem historii Polski, kiedy industrializacja kraju
osiągnęła najwyższe obroty i pułap. Można być nastawionym
antykomunistycznie i antypeerelowsko, a jednocześnie
doceniać to, co wówczas zrobiono w kraju. Faktem
jest, że nie było wówczas wielu dóbr
konsumpcyjnych, gdyż gospodarka olbrzymią większość swego potencjału
skierowała w budowę przemysłu ciężkiego
i chemicznego.Z przemysłowego punktu widzenia
historię Polski można podzielić na okres gierkowski
i pogierkowski, przy czym ten drugi to okres lat 80
i III RP. Rok 1980 był szczytem zatrudnienia
w polskim przemyśle. Później był już tylko spadek.
W okresie pogierkowskim zniszczono olbrzymią większość tego,
co zbudowano w okresie Gierka. Lata 80 pasują tutaj bardziej
do III RP niż do dekady Gierka. Warto pamiętać, że nasze obecne
członkostwo w Międzynarodowym Funduszu Walutowym to ani
Gierek, ani III RP, lecz lata 80.: Polska złożyła wniosek
o przyjęcie do MFW w roku 1981 a została doń
przyjęta w roku 1986.
Oto zestawienie pokazujące ile nowych zakładów powstawało w poszczególnych dekadach PRLu:
1951 — 1960 — 519 zakładów
1961 — 1970 — 381 zakładów
1971 — 1980 — 617 zakładów
1980 — 1988 — 90 zakładów
W okresie Gierka powstawało rocznie ponad 60 nowych zakładów!
Największa część majątku zakładów zbudowanych w PRL koncentrowała się w hutnictwie i energetyce, co stanowiło 1/3 całego majątku nowych zakładów. Następne były branże: chemiczna (głównie fabryki nawozów sztucznych), spożywcza, mineralna. W sumie na owe pięć gałęzi przypadało ponad 50 proc. całego majątku nowych zakładów. Tuż za nimi lokowały się — górnictwo węglowe i przemysł budowy maszyn. Jeśli natomiast weźmiemy pod uwagę 15 głównych branż przemysłowych dominujących w nowo budowanych zakładach, to aż 74 proc. przypadało na przemysł ciężki i chemiczny. W okresie PRL od podstaw zbudowano nowe przemysły dotąd nie istniejące w Polsce: miedziowy, aluminiowy, siarkowy, stoczniowy, elektroniczny, cementowy, samochodowy. Uruchomiono też po raz pierwszy produkcję i eksport srebra, w którym dziś Polska zajmuje pierwsze miejsce na świecie.
Gierek został zdemonizowany rzekomo olbrzymimi kredytami. Paweł Bożyk wytykał jakiś czas temu Wyborczej, że stara się nastraszyć czytelników tym, że dług Gierka w przeliczeniu na obecne dolary to 72 mld dolarów: było to typowe żerowanie na ignorancji ekonomicznej czytelników, bowiem sama informacja przeliczeniowa długu gierkowskiego ma charakter pozytywny: w okresie spłaty długu dolar znacznie tracił na wartości, czyli 1 dolar pożyczki inwestycyjnej Gierka spłacany był dolarami o kilkakrotnie mniejszej sile nabywczej. Poniżej wymowne porównanie.
Zapewne wielu internetowych
hejterów zakrzyknie zaraz, że to propaganda. Naturalnie, do
porównania tego należałoby napisać obszerny komentarz, lecz
rzeczywista wymowa tego porównania jest jeszcze dobitniejsza
niż suche zestawienie liczb. Otóż rzekomy straszny dług
Gierka to były kredyty inwestycyjne, czyli takie,
które nie zostały przejedzone, lecz powiększyły majątek
narodowy kreując jego wytwórczy potencjał.
Kredyty Gierka zostały już spłacone. Tymczasem demolka przemysłowa tego dorobku wciąż trwa. Jakkolwiek od 2012 są pozytywne tendencje odkąd ministrem gospodarki został Janusz Piechociński.
W Tygodniku Przegląd prof. Paweł Bożyk, szef zespołu doradców Edwarda Gierka, pisze: „Gierek nie tylko importował na kredyt, ale też kredyty spłacał (wraz z odsetkami). Łącznie w latach 70. spłaty wyniosły ok. 40 mld dolarów. Obecnie łączne zadłużenie Polski wynosi 324 mld dolarów i jest ponad pięciokrotnie wyższe niż w latach 70. Nie jest prawdą, że długi zaciągnięte w latach 70. zostały przejedzone. Wybudowano 557 nowych przedsiębiorstw i 2,5 mln nowych mieszkań. Dzięki rozwojowi inwestycji w latach 70. uniknięto bezrobocia, mimo że w wiek produkcyjny weszło 2 mln młodych ludzi. W samym przemyśle przybyło 800 tys. miejsc pracy”.
Dorobek dekady Gierka Bożyk podsumowuje tym, co wówczas powstało:
- 71 fabryk domów,
- 18 zakładów mięsnych,
- 16 fabryk odzieżowych,
- 14 chłodni,
- 10 zakładów elektronicznych,
- 10 fabryk mebli,
- 9 zakładów hutnictwa żelaza i metali nieżelaznych,
- 9 elektrociepłowni,
- 7 elektrowni,
- 7 fabryk samochodów i ich części,
- 5 cementowni,
- 5 kopalni węgla kamiennego.
Poniżej konkretniejsze
zestawienie tego, co wówczas zbudowano (lista
fragmentaryczna):
- trasa Warszawa-Katowice (GIERKÓWKA, niecałe 300 km — jedna z nielicznych dziś dróg dwujezdniowych o tej długości w Polsce),
- Centralna Magistrala Kolejowa — jedyna na której dziś sensownie może jeździć Pendolino, jest to linia kolejowa na której pobito rekordy prędkości dla Europy Środkowej i Wschodniej (ostatni: 293 km/h w dniu 24 listopada 2013 jest jednocześnie rekordem własnym Pendolina),
- trasa Łazienkowska wraz z drogami dojazdowymi w Warszawie,
- dwujezdniowa droga Tuszyn-Łódź,
- szpital „Centrum Zdrowia Dziecka”,
- szpital „Centrum Zdrowia Matki Polki”,
- rafineria ropy naftowej w Gdańsku,
- odlewnia żeliwa w Koluszkach,
- Zakłady Dziewiarskie „Kalina” w Łodzi,
- zakłady produkcji dywanów „Dywilan” w Łodzi,
- zakłady odzieżowe „Cotex”,
- zakład produkcji profili giętych w Bochni,
- zakłady przetwórstwa owocowo-warzywnego w Leżajsku i Lipsku,
- huta miedzi w Głogowie,
- produkcja blach walcowanych na zimno w Hucie im. Lenina (obecnie im. Tadeusza Sendzimira),
- Płocka Fabryka Maszyn Żniwnych (wyd. 2,5 tys. sztuk kombajnów zbożowych BIZON),
- zakłady mleczarskie w Węgrowie, Ciechanowie, Chodzieży, Zabrzu,
- produkcja autobusu Jelcz w Kowarach,
- zakłady mięsne w Ostródzie, Sokołowie Podlaskim, Zielonej Górze,
- Port Północny i naftoport (mieliśmy wtedy własne tankowce),
- zakład kineskopów kolorowych na licencji amerykańskiej w Piasecznie (wtedy jedyny zakład w Europie produkujący tej klasy sprzęt),
- produkcja układów scalonych i półprzewodników w Naukowo-Produkcyjnym Centrum Półprzewodników CEMI w Warszawie,
- 11 elektrowni (w tym największa — Kozienice I — o mocy 1200 MW)
- dwie największe elektrownie szczytowo-pompowe racjonalizujące zużycie energii ze zwykłych elektrowni: Elektrownia Wodna Żarnowiec, Elektrownia Porąbka-Żar,
- w latach 70′ oddawano do użytku ok. 300 tys. MIESZKAŃ rocznie, a obecnie ok. 1/3 tej liczby, w latach 90′, jeszcze mniej.
- w latach 1970-75 płace wzrosły o 40%,
- w dekadzie 1970-80 — wzrost PKB o ok. 80% (po 1989 r. potrzeba było na taki sam wyczyn 20 lat),
- spożycie mięsa na głowę było wyższe niż dziś, mięsa nie myto i nie nasączano (CONSTAR),
- Liczba osób żyjących poniżej minimum socjalnego: 1982 — 24%, 2013 — powyżej 60%.
We wrześniu 1980 r. (kiedy Gierek odchodził) zadłużenie Polski w Klubach Paryskim i Londyńskim wynosiło ok. 17,6 miliardów dolarów. Na osobę (615 USD) było ono mniejsze niż na Węgrzech (836 USD) lub Jugosławii (856 USD). Pod względem zadłużenia byliśmy na 12-13 miejscu w świecie, co odpowiadało naszej ówczesnej produkcji. Przypominam, że Polska posiadała wówczas rezerwy walutowe w wysokości ok. 1,3 mld USD, 4 mld USD w surowcach i półfabrykatach, jak również blisko miliardową nadwyżkę eksportu nad importem (wartość eksportu w 1980 to ok 10 mld USD). Dług Gierka został prawie całkowicie spłacony w roku 2009. Gierek, kiedy rządził, mieszkał w rządowych willach (które przy niektórych dzisiejszych chałupach wyglądały jak psia buda). Po internowaniu mieszkał w domku typu klocek w Ustroniu. Jeździł maluchem 126p kupionym na talon. Żył tylko z emerytury belgijskiej za okres przepracowany w tamtejszych kopalniach.
O losach tego, co
wówczas wybudowano nie musimy już dzis dyskutować na
poziomie publicystycznych przypuszczeń. Kilka miesięcy temu
w wydawnictwie Muza ukazała się bardzo interesująca pozycja: Jak
powstawały i jak upadały zakłady przemysłowe w Polsce
(344 strony), której autorami są Andrzej Karpiński,
Stanisław Paradysz, Paweł Soroka i Wiesław
Żółtkowski. Autorzy przeprowadzili analize losów
niemal wszystkich zakładów wybudowanych w okresie
PRL. Ich konkluzja jest wymowna:
„Analiza prowadzi do tezy, że koszty transformacji w Polsce, zwłaszcza w jej przemyśle, były zbyt wysokie. Skala likwidacji majątku przemysłowego stworzonego w poprzednim systemie była w Polsce znacznie większa niż w innych krajach transformacji (z wyjątkiem byłej NRD). W żadnym z krajów transformacji spadek zatrudnienia w przemyśle nie był tak duży jak w Polsce… Jest to spadek bez precedensu w Europie. (…) W rezultacie Polska stała się jednym z krajów najgłębszej deindustrializacji„.
Liczby mówią same za siebie. Liczba zatrudnionych w polskim przemyśle:
1980 — 5,24 mln osób
2011 — 2,91 mln osób
Spadek o 45%.
W ramach dalszych lektur polecam artykuł z Przeglądu: Paweł Bożyk — Zakłamywanie prawdy o długach Gierka. Następnie wspomnianą książkę Jak powstawały i jak upadały zakłady przemysłowe w Polsce, której fragment można przeczytać na stronach wydawnictwa. I wreszcie: sławną Przerwaną dekadę — wywiad-rzekę z Gierkiem z roku 1990.
Prywatyzacja w akcji: hutnictwo
Jestem zwolennikiem prywatyzacji, ale z wyłączeniem gałęzi strategicznych dla gospodarki i z oparciem jej głównie na formie prywatyzacji pracowniczej. W Polsce prywatyzacja, niestety, w dużej mierze była elementem eutanazji dla przemysłu. Apogeum prywatyzacji miało miejsce w 2010 roku. Pod wieloma względami był to okres dla władz bardzo wygodny: całe społeczeństwo żyło wówczas tragedią smoleńską, czyli mechanizmy kontroli społecznej były najsłabsze. W konsekwencji zawarto umowy prywatyzacyjne o wartości niemal 30 mld zł, co stanowiło 120% planu! Proszę pomyśleć, gdzie nasz rząd realizuje coś ponad plan? Na ogół wszystko jest poniżej planu i to sporo, jeśli jednak chodzi o prywatyzację wyrobiono 120%. Rok 2010 — najwyższym wynikiem w historii prywatyzacji.
Bardzo łatwo dostrzec prawidłowość, że kiedy jako społeczeństwo najwięcej tracimy, wówczas media biją najwięcej piany wokół tematów trzeciorzędnych lub nieistotnych. I dlatego jest jak jest.
Hutnictwo polskie stało się ofiarą prywatyzacji polegającej na tym, że — mówiąc obrazowo — najpierw zostało podduszone, a zaraz potem wrzucone na głęboką wodę. W ramach dopraszania się o przyjęcie do UE, ta narzuciła wcześniej polskim hutom redukcję wytopu stali. W konsekwencji eksport polskiej stali zaczął maleć 25% rocznie, jednocześnie import rósł 40-50% rocznie.
Operacje polityczne przeprowadzane na polskim hutnictwie niewiele miały wspólnego ze wzmacnianiem jego potencjału i konkurencyjności. Bardziej przypominało to oporządzanie do przejęcia. Wymowną ilustracją tego procesu była sytuacja w Hucie Katowice, która wcześniej najmocniej się buntowała w zakresie płac. Jeszcze 12 kwietnia 1999 otrzymała nagrodę Najwybitniejszego Polskiego Eksportera. Wówczas tak ją zrestrukturyzowano, że rok później stanęła u progu bankructwa i nawet czasowo zablokowano jej konta bankowe. Każdego roku redukowano kolejne tysiące pracowników, aż doszło do poziomu 26,4 tys. osób w 2002 (wobec 147 tys. w 1990), kiedy Wiesiek Kaczmarek doszedł do wniosku, że czas dojrzał do tego, by rozchwiane polskie huty pospinać cuzamen do kupy, dzięki czemu staną się atrakcyjniejszym kąskiem. W ten sposób 6 maja 2002 powołano spółkę Polskie Huty Stali SA, która zaczęła zbierać polskie huty, aż uzbierała 70% rynku stali w Polsce. Wówczas wystawiono je na sprzedaż i 27 października 2003 wziął je Król Stali, Lakshmi N. Mittal, znany z polityki drastycznego obniżania kosztów w swoich zakładach.
To co zostało z Polskich Hut Stali funkcjonuje w ramach koncernu ArcelorMittal z siedzibą w Luksemburgu. Polska jest wygodnym polem cięcia kosztów. W 2007 koncern zwolnił w Polsce ok. 7 tys. pracowników (zatrudnienie spadło do 10,4 tys.), w 2009 zaplanował zwolnienie w Polsce 1,5 tys. pracowników, a w 2012 do redukcji przeznaczono ok. tysiąc kolejnych pracowników.
Tymczasem kiedy w 2012 ArcelorMittal zapowiedział zamknięcie i rozebranie dwóch pieców w hucie Florange we Francji, rząd Francji zagroził nacjonalizacją huty! Zawarto kompromis: koncern wygasił piece bez ich rozbierania, by za kilka lat sprawdzić perspektywy wznowienia wytopu. W styczniu 2013 koncern zapowiedział z kolei zamknięcie większej części huty w Liege, co grozi zwolnieniem ok 1,3 tys. pracowników, rząd regionu Walonia analogicznie zagroził nacjonalizacją huty. Jean-Claude Marcourt, rzecznik ministerstwa gospodarki Walonii powiedział o nacjonalizacji: „To środek stosowany także w innych krajach. Kiedy interes publiczny jest zagrożony, państwa mogą przejmować największe zakłady, jeżeli stawiają ekonomię w trudnym położeniu”.
ArcelorMittal posiada w Polsce także koksownie. Polska jest największym producentem koksu w Europie i szóstym na świecie. Dla wielu odbiorców zagranicznych, zwłaszcza hut niemieckich, polskie koksownie są partnerem strategicznym. Doszło jednak do sytuacji absurdalnej: pojawiły się u nas niedobory węgla koksowego z którego wytwarza się koks. W konsekwencji rośnie import. Brak dziś w Polsce tego węgla, który w 2000 minister gospodarki rozkazał pogrzebać wraz z kopalniami Morcinek i Dębieńsko. Rozkaz wykonano skrupulatnie: za pomocą ładunków wybuchowych. W złożach obu rozwalonych kopalni jest właśnie węgiel tej klasy, jakiej brak dziś polskiemu koksownictwu!
za: http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,9524
Paweł Bożyk – Zakłamywanie prawdy o długach Gierka
„Gazeta Wyborcza” informuje, że dług Gierka w przeliczeniu na obecne dolary wynosi 72 mld i zamiast cieszyć się z tego, stara się nastraszyć czytelników. Dlaczego należy się cieszyć? Bo 1 dolara długu zaciągniętego na początku lat 70. spłaciliśmy dolarem o pięć razy mniejszej sile nabywczej. Gierek nie tylko importował na kredyt, ale też kredyty spłacał (wraz z odsetkami). Łącznie w latach 70. spłaty wyniosły ok. 40 mld dolarów. Obecnie łączne zadłużenie Polski wynosi 324 mld dolarów i jest ponad pięciokrotnie wyższe niż w latach 70. Nie jest prawdą, że długi zaciągnięte w latach 70. zostały przejedzone. Wybudowano 557 nowych przedsiębiorstw i 2,5 mln nowych mieszkań. Dzięki rozwojowi inwestycji w latach 70. uniknięto bezrobocia, mimo że w wiek produkcyjny weszło 2 mln młodych ludzi. W samym przemyśle przybyło 800 tys. miejsc pracy. Prof. Paweł Bożyk, szef zespołu doradców Edwarda Gierka, polemizuje z „Gazeta Wyborczą”.
POLEMIKA Z „GAZETĄ WYBORCZĄ”
Kredyty zaciągnięte w latach 70. nie zostały przejedzone. Wybudowano 557 nowych przedsiębiorstw i 2,5 mln nowych mieszkań. Uniknięto bezrobocia
W latach 70. wybudowano 557 nowych przedsiębiorstw, w tym:
71 fabryk domów,
18 zakładów mięsnych,
16 fabryk odzieżowych,
14 chłodni,
10 zakładów elektronicznych,
10 fabryk mebli,
9 zakładów hutnictwa żelaza i metali nieżelaznych,
9 elektrociepłowni,
7 elektrowni,
7 fabryk samochodów
i ich części,
5 cementowni,
5 kopalni węgla kamiennego.
Temat długu Gierka co jakiś czas pojawia się w mediach;
obecnie pretekstem jest informacja, że Polska spłaciła swoje zadłużenie
zagraniczne z czasów PRL. „Gazeta
Wyborcza” w numerze 276. z 26 listopada 2012 r. koryguje
wiadomość „spłaciliśmy dług Gierka”, dodając:
„nowym długiem”. Stąd tylko krok do następnej
konkluzji: Polska dlatego jest obecnie zadłużona, że musi spłacać dług
Gierka, i tak będzie jeszcze przez wiele lat.
Czy można skuteczniej otumaniać Polaków? Zwłaszcza tych,
którzy nie zajmują się tematem na co dzień i o długach
Gierka wiedzą niewiele więcej, niż przeczytają w „Gazecie
Wyborczej” i innych tytułach, zobaczą w telewizji lub usłyszą
w radiu.
Wielkość długu Gierka
„Gazeta Wyborcza” informuje, że dług
Gierka w przeliczeniu na obecne dolary wynosi 72 mld, i zamiast cieszyć
się z tego, stara się nastraszyć czytelników. Dlaczego
należy się cieszyć? Bo
1 dolara długu zaciągniętego na początku lat 70. spłaciliśmy dolarem o
pięć razy mniejszej sile nabywczej. W latach 70. kupowaliśmy przecież
na rynkach światowych towary po innych cenach niż dzisiaj. Przeliczanie
długów Gierka na dzisiejsze dolary nie ma więc żadnego sensu
poza epatowaniem czytelnika wielkością liczb.
Dług Gierka trzeba liczyć w ówczesnych
„twardych” dolarach, a nie w dolarach dzisiejszych,
„miękkich”. Według „Gazety
Wyborczej” w roku 1980 wyniósł on 24,1 mld dol.
Nie jest to dokładnie taka sama liczba, jaką podawano parę lat temu
– wtedy dług Gierka wyceniono na 23 mld dol.
Różnica nie jest wielka, ale jest.
To nie wszystko. Do długu Gierka zaliczono też kredyty handlowe
zaciągnięte przez przedsiębiorstwa handlu zagranicznego na
sfinansowanie bieżących transakcji towarowych; według
szacunków wyniosły one 3 mld dol. Bez kredytów
handlowych nie byłoby handlu zagranicznego. Od dziesiątków
lat nikt bowiem nie rozlicza się w gotówce. Kredyty te muszą
być jednak spłacane na bieżąco. Te z końca lat 70. zostały spłacone już
dawno.
Do zwrotu pozostały natomiast kredyty inwestycyjne o wartości ok. 20
mld dol. Część (ok. 15%) została wykorzystana na sfinansowanie importu
zaopatrzeniowego, część – na zakup pasz dla rolnictwa. Z tego
stwierdzenia (wbrew temu, co sugeruje „Gazeta
Wyborcza”) nie wynika jednak, że kredyty te zostały
przejedzone; pasze przeznaczone zostały bowiem dla zwierząt hodowanych
na eksport. Import zaopatrzeniowy też posłużył rozwojowi produkcji na
rynki zagraniczne.
Kredyty Gierka czy kredyty PRL?
Zgodnie z szacunkami Europejskiej Komisji Gospodarczej
zadłużenie z lat 70. stanowiło 9,8% ówczesnego dochodu
narodowego. W zestawieniu z obecnymi długami wielu krajów
jest to obciążenie niewielkie, ale według kryteriów
zadłużenia z tamtych lat wręcz katastrofalne. Z tego przecież powodu
Edward Gierek został odsądzony od czci i wiary, zwolniony ze stanowiska
i internowany.
Za jaką część tych długów odpowiada Gierek? Formalnie został
odsunięty od władzy 5 września 1980 r., faktycznie nie miał żadnego
wpływu na sytuację w kraju już od 1 sierpnia 1980 r., gdy wyjechał na
Krym, by spotkać się z Breżniewem. W tym czasie zastępował go na
stanowisku I sekretarza KC PZPR Stanisław Kania, który
podejmował najważniejsze decyzje strategiczne. Po powrocie do kraju w
połowie sierpnia Gierek był już „na wylocie”,
czekając na dymisję. Po jego odejściu w drugiej połowie 1980 r. podjęto
wiele decyzji dotyczących stosunków gospodarczych z
zagranicą, mających poważny wpływ na zadłużenie Polski. Czy Gierek też
za to odpowiada? Z pewnością ten dług nie był już długiem Gierka, lecz
innych polityków PRL.
Jeszcze ważniejszą sprawą, która nie może być pominięta przy
ocenie długów Gierka, jest zanotowana w pierwszej połowie
1980 r. tendencja do szybszego wzrostu polskiego eksportu niż importu.
Import, mocno trzymany w ryzach przez państwo, nie zwiększał się jak
poprzednio, rósł za to eksport na skutek ograniczenia barier
w dostępie do rynków Europy Zachodniej. Zostały one
wprowadzone tuż po kryzysie naftowym, gdy w wyniku olbrzymiego wzrostu
cen paliw zwiększyły się wielokrotnie wydatki państw
zachodnioeuropejskich na zakup ropy, a ich bilanse handlowe stały się
ujemne. Kraje zachodu kontynentu zaczęły szukać ratunku w ograniczaniu
importu, nie tylko ropy naftowej, lecz także wielu innych
towarów, również z Polski. Gdy w roku 1980
ograniczenia te zostały przez Zachód zmniejszone, pojawiły
się szanse, by Polska przyspieszyła eksport. Wykorzystano to tylko
częściowo, w pierwszej połowie roku. Potem rozpoczęły się strajki.
Najpierw w lipcu, później w drugiej połowie sierpnia i w
następnych miesiącach.
Gierek był gotowy rozmawiać z robotnikami, zwłaszcza że personalnie go
nie krytykowano (jeżeli nawet, to rzadko). Być może przekonałby
strajkujących, że są lepsze metody niż przerywanie pracy. Miał w końcu
doświadczenia z rozmów z robotnikami w grudniu 1970 r. Jego
koledzy z kierownictwa partii nie dali mu jednak takiej szansy,
wiedząc, że w czasie rozmów z Breżniewem na Krymie odrzucił
możliwość wykorzystania wojska i milicji do
„negocjacji” ze strajkującymi. W rezultacie w
drugiej połowie 1980 r. zamiast zwiększenia polskiego eksportu na
Zachód nastąpiło jego drastyczne załamanie.
„Gazeta Wyborcza” milczy na ten temat.
Gierek przy tym nie tylko importował na kredyt, lecz także kredyty
spłacał (wraz z odsetkami). Łącznie w latach 70. spłaty wyniosły ok. 40
mld dol. Po wprowadzeniu stanu wojennego Zachód w ramach
retorsji odmówił Jaruzelskiemu udzielenia nisko
oprocentowanych kredytów handlowych. W rezultacie Polska
musiała kupować towary niezbędne do konsumpcji i zaopatrzenia przemysłu
za wysoko oprocentowane kredyty, zaciągane na spekulacyjnym rynku
eurodolarowym w Londynie. W efekcie w latach 80. zadłużenie na
Zachodzie zwiększyło się w stosunku do poprzedniej dekady, osiągając w
1989 r. 42,3 mld dol.,
choć Polska w tym czasie nie wybudowała ani jednej fabryki. Kto jest
zatem sprawcą tego wzrostu zadłużenia?
Jak wynika jednak z artykułu „Gazety Wyborczej” to
właśnie Gierek odpowiada za podwojenie polskiego zadłużenia w latach
80. Przedmiotem renegocjacji z Klubem Paryskim była bowiem kwota
kredytów rządowych zaciągniętych przez Polskę (32,8 mld
dol.) zarówno w latach 70., jak i 80., dwukrotnie
przekraczająca poziom zadłużenia z lat 70.
Nieco mniejsze zadłużenie przedsiębiorstw (14,4 mld dol.) renegocjowano
z Klubem Londyńskim. Łącznie uzyskano w obu Klubach obniżkę o ok. 14
mld dol.
Proponuję nazwać te kredyty kredytami PRL zamiast kredytami Gierka. W
innym przypadku należy postawić pytanie, co Gierek miał
wspólnego z wprowadzeniem stanu wojennego, z nałożeniem
retorsji kredytowych na Polskę i z lawinowym wzrostem naszego
zadłużenia. Po zdymisjonowaniu nie miał przecież żadnego wpływu na
rzeczywistość polityczną i gospodarczą. Przez prawie półtora
roku siedział w izolacji w domu, po 13 grudnia 1981 r.
– w ośrodku dla internowanych, a po uwolnieniu w grudniu 1982
r. do chwili śmierci (lipiec 2001 r.) przebywał w Ustroniu,
pozostawiony na uboczu życia politycznego.
Na co poszły długi Gierka
Kredyty zaciągnięte za czasów Edwarda Gierka nie
zostały przejedzone, jak napisała „Gazeta
Wyborcza”. Wręcz przeciwnie – w latach 70. wyraźnie
zwiększył się udział akumulacji w dochodzie narodowym Polski; w połowie
tej dekady stanowiła ona 38% dochodu narodowego i była na poziomie tzw.
tygrysów azjatyckich, znajdujących się pod tym względem w
światowej czołówce. W porównaniu z dekadą
wcześniejszą Polska zwiększyła udział akumulacji w dochodzie narodowym
o 10 punktów procentowych. Obecnie akumulacja nie przekracza
20% dochodu. Jeżeli już mielibyśmy mówić o przejadaniu
dochodu narodowego, to ma ono miejsce właśnie dzisiaj.
Oczkiem w głowie Gierka była modernizacja gospodarki – nie
tylko przemysłu, lecz także rolnictwa, infrastruktury, dróg,
linii kolejowych i dworców, jak również budowa
mieszkań. W latach 70. wybudowano 557 nowych przedsiębiorstw, w tym 71
fabryk domów, 10 fabryk mebli, 16 fabryk odzieżowych, 18
zakładów mięsnych, 14 chłodni, 7 fabryk
samochodów i ich części, 10 zakładów
elektronicznych, 5 cementowni, 5 kopalni węgla kamiennego, 7
elektrowni, 9 elektrociepłowni, 9 zakładów hutnictwa żelaza
i metali nieżelaznych. Zelektryfikowano ok. 2 tys. km linii kolejowych;
twardą nawierzchnię uzyskało ponad 10 tys. km dróg.
Zbudowano prawie w całości polską energetykę, w tym elektrownie węglowe
– Bełchatów (4400 MW), Kozienice (2600 MW),
Jaworzno III (1200 MW), Dolna Odra (1800 MW), Rybnik (1800 MW),
Połaniec (I blok) – oraz wodne w Żarnowcu (700 MW) i
Włocławku (160 MW), które wciąż dostarczają połowę
zużywanego w Polsce prądu. W ciągu 30 lat, które minęły od
tego czasu, wybudowano tylko jedną elektrownię (o mocy 4400 MW). Reszta
wymaga modernizacji – według szacunków pochłonie
to 100 mld euro. W latach 70. poprowadzono też dziesiątki tysięcy
kilometrów linii przesyłowych prądu; po 30 latach i one
wymagają wymiany, co będzie kosztować przynajmniej 100 mld euro.
To pokazuje skalę wysiłku inwestycyjnego Polski tamtego okresu. W
efekcie uniknięto bezrobocia, mimo że w wiek produkcyjny weszło wtedy
2 mln młodych ludzi, którzy ukończyli
18 lat. W samym przemyśle liczba miejsc pracy zwiększyła się o 800 tys.
Szybszy wzrost dochodu narodowego do podziału niż wytworzonego (w
wyniku większego importu niż eksportu) umożliwił także wyraźne
podniesienie poziomu życia ludności. Warto o tym pamiętać bez względu
na to, co piszą gazety – prawdy nie da się zakrzyczeć.
Wzrosły przede wszystkim płace i inne dochody ludności, jak
również renty i emerytury, stypendia i zasiłki z
ubezpieczenia społecznego. Ludność wsi została objęta bezpłatną opieką
lekarską, zwiększyła się liczba szpitali i łóżek szpitalnych.
Oddano do użytku 2,5 mln nowych mieszkań; gdyby nie one, do dziś
miliony rodzin nie miałyby własnego kąta. Oczywiście mieszkania były
gorsze niż dzisiaj. Prawie zawsze budowano je z tzw. wielkiej płyty,
produkowanej przez fabryki domów. Z mieszkań uciekało też
ciepło, przez co były niedogrzane. Ale miały łazienki i WC, a dla 10
mln ludzi, którzy wprowadzili się do nowych
domów, były pierwszymi samodzielnymi mieszkaniami.
Polska starała się budować tak samo jak Niemcy i Francja, Włochy i
Hiszpania. To od nich kupowaliśmy fabryki domów, od nich
uczyliśmy się, jak budować z wielkiej płyty. Ale dużo wody musiało
upłynąć w Wiśle, zanim opanowaliśmy tę technologię, tak jak trzeba.
Innej technologii wielkoprzemysłowej budowy mieszkań wtedy jeszcze nie
było. Pojawiła się dopiero w następnych dekadach, a czas naglił. Ludzie
bez mieszkań, zwłaszcza młodzież, czekali na nie.
Jak wyglądałaby dziś Warszawa bez Ursynowa i Bielan, Bródna,
Służewca i Stegien? Czy ktoś policzył dokładnie setki tysięcy mieszkań,
które powstały w tym czasie w stolicy? Jak jeździlibyśmy po
Warszawie bez Trasy Łazienkowskiej, Wisłostrady i wielu innych
dróg, ostentacyjnie nieremontowanych przez dziesiątki
ostatnich lat?
Technologie jak na Zachodzie
„Ludzie odpowiedzialni za gospodarkę w Polsce
kupowali technologie nowoczesne jak na standardy PRL, ale przestarzałe
według standardów zachodnich”, napisała
„Gazeta Wyborcza”. To nie do końca jest prawdą.
Zdarzały się takie przypadki, ale regułą była sprzedaż takich samych
technologii, jakie były stosowane w Niemczech, we Francji czy we
Włoszech. Nie zmieniło to jednak faktu, że wytwarzane z ich
wykorzystaniem produkty nie były takie same, zwłaszcza jeśli chodzi o
jakość i niezawodność. Np. produkowane na Śląsku fiaty 126p dopiero po
roku zbliżyły się pod tym względem do włoskiego pierwowzoru. Inne były
bowiem kwalifikacje polskich robotników, ich kultura i
dyscyplina (nawet na Śląsku, gdzie różniły się na korzyść w
stosunku do reszty kraju). Inna niż na Zachodzie była też polska stal.
Dlatego trzeba było budować nie tylko fabryki przemysłu
przetwórczego, lecz także huty, stalownie i inne zakłady
tego typu. Z biegiem czasu jednak, choć powoli, standard polskich
wyrobów zbliżał się do zachodniego.
Wszystkie technologie stosowane w Polsce i na Zachodzie były od połowy
lat 70. przestarzałe z punktu widzenia potrzeby przeciwdziałania
kryzysowi energetycznemu. Stworzono je przed kryzysem, kiedy nikt się
nie liczył z zużyciem prądu czy benzyny. Dlatego od połowy lat 70.
namawiałem Gierka, by zdecydowanie ograniczyć import fabryk i maszyn z
Zachodu, mimo że otrzymywaliśmy na ich zakup kredyty oprocentowane na
5%, co przy ówczesnej inflacji (7%) było niezwykle
opłacalne. Skoro wytwarzane przez nie produkty były przestarzałe, bo
pożerały energię i surowce, lepiej było poczekać na nowe technologie,
które powstawały w biurach konstrukcyjnych od czasu kryzysu
energetycznego.
Czego nie widzą redaktorzy „Wyborczej”
Niestety, redaktorzy „Gazety Wyborczej”
nie mogą się oderwać od tradycyjnego pojmowania zadłużenia
zagranicznego. Ciekaw jestem, jak oceniają oni dług zagraniczny
Stanów Zjednoczonych, sięgający bilionów
dolarów. Bo ocena obecnego zadłużenia zagranicznego Polski
zawarta w artykule z „Gazety Wyborczej” jest
nieprawdziwa. Zamiast porównywać je z dochodem narodowym, za
punkt odniesienia przyjęto porównanie z abstrakcyjną
wielkością długu Gierka, wynikającą z przeliczenia go na obecną wartość
dolara. Jakie to ma znaczenie i czemu ma służyć?
Żeby zbagatelizować obecne zadłużenie Polski, „Gazeta
Wyborcza” wzięła ponadto pod uwagę tylko długi
rządów i samorządów, pomijając zobowiązania firm
prywatnych i banków. Państwo – stwierdza
„Gazeta Wyborcza” – nie gwarantuje ich
spłaty. Ale to nieprawda. Co się stanie, gdy przedsiębiorstwo bądź
prywatny bank splajtuje? Czy ich długi zagraniczne pójdą w
zapomnienie? Wtedy bankructwa następowałyby lawinowo. Niestety,
również za nie odpowiada rząd.
Łącznie zatem obecne zadłużenie Polski wynosi 324 mld dol., w tym
zadłużenie rządu i samorządów – 128 mld dol.,
banków – 61 mld i przedsiębiorstw prywatnych
– 135 mld. Stanowi to ok. 55% dochodu narodowego Polski. Dług
jest więc ponadpięciokrotnie większy niż ten z lat 70.
To porównanie nie wyczerpuje jednak tematu. Wymaga
uzupełnienia o efekty długów Gierka. Bez fabryk wybudowanych
w latach 70. obecnie nie byłoby czego prywatyzować. W roku 2004 media
obiegła wiadomość, że za majątek sprzedany przez Polskę inwestorom
zagranicznym, zwłaszcza za fabryki i inne obiekty, wpłynęło ok. 40 mld
dol. A ile wpłynęło w latach 2005-2012? Zapewne więcej. Niestety, nie
znalazłem dotyczących tego informacji. Kwoty te zasiliły rezerwy
dewizowe państwa bądź jego budżet.
W świetle kryteriów, które „Gazeta
Wyborcza” przyjęła do oceny długów Gierka, obecne
zadłużenie Polski jest alarmująco wysokie. Jeżeli jednak przyjmiemy
kryteria wykorzystywane współcześnie do oceny stopnia
zadłużenia innych krajów, Polska mieści się w grupie państw
wysoko zadłużonych, ale bez powodu do alarmu. Ubiegłoroczny eksport
wynosił 190 mld dol., czyli dług był prawie dwukrotnie wyższy niż
eksport, a zgodnie z kryteriami z lat 70. spłaty
kredytów i odsetek nie powinny stanowić więcej niż 30%
eksportu.
I mimo to nikt nie trąbi na alarm, bo współcześnie polityka
kredytowa została oderwana od wielkości eksportu i importu. Przy ocenie
polityki kredytowej lat 70. też trzeba to zrobić, bo wtedy nowa
polityka finansowa (kredytowa) była już w świecie faktem, tylko krytycy
Gierka albo o tym nie wiedzieli, albo nie chcieli wiedzieć. Dziś jest
podobnie.
Tekst wysłany do „Gazety Wyborczej” jako polemika nie został opublikowany.
Autor jest profesorem doktorem habilitowanym, dyrektorem Centrum Studiów Wschodnich, profesorem Akademii Ekonomicznej Vistula. Przez osiem lat pełnił funkcję osobistego doradcy ekonomicznego Edwarda Gierka, był szefem jego zespołu doradców
http://www.przeglad-tygodnik.pl/pl/artykul/pawel-bozyk-zaklamywanie-prawdy-o-dlugach-gierka
Komentowanie nie jest już możliwe.