Imieniny:

AferyPrawa.com

Redaktor Zdzisław Raczkowski ujawnia niekompetencje funkcjonariuszy władzy...
http://Jooble.org
Najczęściej czytane:
Najczęściej komentowane:





Pogoda
Money.pl - Kliknij po więcej
10 marca 2023
Źródło: MeteoGroup
Polskie prawo czy polskie prawie! Barwy Bezprawia

opublikowano: 02-03-2011

SALON WŁADZY NIE ODDA ŁATWO - PRZYGOTUJMY SIĘ NA DŁUGI MARSZ DLA ZATOPIENIA KLIKI PLATFORMY TUSKA I KOMOROWSKIEGO.

Czas pożegnać się z nadziejami na szybką zmianę sytuacji politycznej.
Salon raz odebranej władzy nie odda łatwo. Zmiana Donalda Tuska wcale nie musi oznaczać zmiany na lepsze.

Rewolucja, wbrew temu, co wieszczą niektórzy z komentatorów nie nadejdzie szybko. Kryzys ekonomiczny, rozkład państwa nawet jeśli zmiecie Donalda Tuska i jego klikę, to wcale nie musi wynieść do władzy opozycji, która zdecyduje się - jak Victor Orban na Węgrzech - na głęboką reformę państwa, zmiany gospodarcze czy konserwatywny zwrot w polityce rodzinnej i ochrony życia. A nawet mocniej, jeśli tylko pojawi się realna siła, która takie zmiany będzie chciała wprowadzać, to spotka ją medialny zmasowany atak, polityczny i intelektualny ostracyzm i histeryczne odwoływanie się do Zachodu.

I nie będzie miało najmniejszego znaczenia, jaką narrację będzie stosowała potencjalna konserwatywna opozycja wobec władzy salonu: miękką czy twardą, ostrożną czy radykalną. Istotne będzie tylko jedno: czy chce ona naruszyć wszechwładzę mainstreamu, salonu, który wygodnie umościł się w przestrzeni publicznej czy też zgadza się na jej dominację i na rolę ubogiego krewnego którego od czasu do czasu można zaprosić do kominka, ale uświadamiając mu, że jego miejsce jest w przedpokoju, a dopuszczenie na salony jest tylko wielkopańskim gestem, który w każdej chwili może zostać odwołany.
Takie wnioski wypływają nie z jakiegoś wrodzonego pesymizmu czy z chęci kasandrycznych, ale z uważnej obserwacji rzeczywistości.


Na zużycie się rządu Tuska (ekonomiczne czy społeczne) elity już się przygotowały.
Ekonomiści
[ogłoszeni przez „The Economist” realną opozycją] już zmienili front. Leszek Balcerowicz wytrwale krytykuje rząd, a niemała część elity medialnej już zaczyna poszukiwać nowego potencjalnego lidera. Powody są zaś dość oczywiste. Salon jest świadom tego, że nadchodzi kryzys gospodarczy, że rosnącego zadłużenia publicznego nie da się już tak długo przykrywać kreatywną księgowością. A procesy w Europie wcale nie napawają optymizmem. Ten kryzys zaś mógłby wynieść do władzy opozycję. Na to zaś zgody być nie może.

I dlatego przygotowywana już jest nowa opozycja, liberalna, otwarta, ekonomicznie krytykująca Tuska, która władzę - gdy zajdzie taka potrzeba - przejmie. Już nie będzie „Tusku - musisz”, ale „Leszku - powinieneś”, albo „Grześku - weź władzę”. A wszystko po to, by nie dopuścić do realnej, głębokiej zmiany, reformy państwa, która zakładałaby rozbicie klanowej struktury, rozkład układów i układzików czy spluralizowanie sceny medialno-politycznej. To są zbyt wielkie zagrożenia, by można je było lekceważyć. I dlatego szykowani są już następcy, by w Polsce nie udało się dojść do władzy jakiemuś Orbanowi! [Niedopuścić, by pałeczkę w tej sztafecie przejęli Polacy - T.K.]

Nie ma przy tym znaczenia, czy ów polski Orban będzie ostrożny czy radykalny, czy będzie posługiwał się siłą argumentów czy odwoływał do emocji, czy będzie mówił o „zaprzaństwie” czy o „błędach” i „porażkach”. A istotne będzie tylko to, czy naruszać będzie interesy czy też nie. Jeśli salon wyczuje, że takie zagrożenie istnieje, natychmiast do ataku ruszą szwadrony Wojciechów Mazowieckich, Agnieszek Kublik, Wojtków Czuchnowskich, Tomaszów Wołków i Lisów, którzy z rozpalonymi twarzami będą dowodzić, że polityk XYZ zagraża pokojowi społecznemu, grozi tym, że do naszych drzwi pukać będą o 6 rano „niemleczarze” itd. Usłużne media zaś, aktorzy, publicyści i celebryci tak długo będą rozrabiać tę wersję, aż się ona utrwali. Co będzie tym łatwiejsze, że brak nam mediów elektronicznych, które mogłyby realnie przełamać ideologiczny łomot.

Tego braku nie da się zaś łatwo nadrobić. Nie mamy na tyle dużego, konserwatywnego kapitału, by móc przełamać postkomunistyczno-liberalny monopol w przestrzeni medialnej. TVN24, Polsat News, TVP Info na długo jeszcze będą jedynymi siłami, które będą kształtować myślenie Polaków. „Rzeczpospolita”, „Gazeta Polska” czy portale internetowe, takie jak Fronda.pl, nie są w stanie zastąpić telewizji. Są ważne i trzeba je nie tylko cenić, ale i pomagać im w rozwoju, ale nie mogą one zastąpić potęgi mediów elektronicznych. A jeśli uzupełnić ten obraz świadomością ideologicznego zacietrzewienia i ideowej ślepoty znaczącej części polskich uniwersytetów, to nadzieje na realne, głębokie zmiany jeszcze zmaleją.

Co zatem zostaje? Odpowiedź jest niestety smutna.
Wytrwała praca organiczna w dziedzinie metapolityki, kultury, formacji i religii. Uświadomienie sobie, że długo jeszcze nie zaczniemy realnie wpływać na władzę czy media (choć ludzie o częściowo podobnych nam poglądach mogą być istotną częścią opozycji, co powinno prowadzić do mocniejszego zaangażowania tam, gdzie jest ono nie tylko możliwe ale i konieczne. Formacja moralna, teologiczna, filozoficzna i intelektualna, to pierwsze i podstawowe zadanie dla konserwatystów i chrześcijan na teraz. Nie można pozwalać na to by nadal najsilniejszą obecną w przestrzeni publicznej propozycją był światopogląd postępowy. Jeśli nie możemy być obecni na salach wykładowych uniwersytetów, to twórzmy własne miejsca formacji. Dla uczniów, studentów, polityków.

Stwórzmy im przestrzeń, miejsca, gdzie mogą oni nie tylko zrozumieć, dlaczego katolicyzm, ale w wersji konserwatywnej jest najlepszą drogą zaangażowania moralnego czy społecznego. Zorganizujmy instytucje, w których będą mogli nie tylko zdobyć formację, ale również związać się z nimi zawodowo, tak by nie tracić ich w przyszłości. A z czasem przekształcajmy te instytucje (takie jak choćby maleńka na razie, ale prężnie się rozwijająca „Kuźnia Wiary”) w szkoły letnie, w szkoły całoroczne, w szkoły formacji i działań, które będą kształtować kolejne pokolenia, które zostały skazane na szkoły bez wychowania i wiedzy.

Instytucje formacyjne, to oczywiście nie wszystko. Kultura, media, instytucje społeczne czy wreszcie silny kapitał także są potrzebne. I dopiero gdzieś na końcu tego procesu można zacząć realnie myśleć o przejęciu władzy, o budowaniu Rzeczpospolitej, Rzeczpospolitej, w której prawo do życia byłoby fundamentem a patriotyzm normą. Walka o młodzież, o wychowanie, o kulturę - to w tej chwili absolutny priorytet. Polityka zaś może i powinna poczekać. Tym bardziej, że nawet jeśli, co możliwe tylko przy jakimś gigantycznym kryzysie gospodarczym, konserwatystom czy antymainstreamowcom, uda się przejąć władzę, to będzie to przejęcie na krótko. Histeria medialna błyskawicznie bowiem oddali niebezpieczeństwo oddania władzy ludziom spoza układu.


Dlatego zamiast się szarpać zabierzmy się do pracy organicznej. Ze świadomością - że czeka nas naprawdę długi marsz.

Tomasz P. Terlikowski

www.fronda.pl

Komentarze internautów:

Komentowanie nie jest już możliwe.

~jaś
20-05-2011 / 19:02
Razem to by było RAZEM. Na dno nas a oni chodu.. do israela...