STOP PRZESTĘPCOM W TOGACH tylko na przełomie
2009/10 roku kilkanaście razy metodami hakerskimi atakowano portal AFERY
PRAWA tak więc kolejna POLSKO-OBYWATELSKA WOJNA Z WŁADZĄ? tak między
polskimi patriotami wałczącymi o swoje prawa i marionetkową władzą
PO? Komu przeszkadza PRAWDA GŁOSZONA NA STRONACH AFER PRAWA ?
Niszczenia naszej pracy - dóbr osobistych kilkudziesięciu dziennikarzy
i współpracowników - to przestępstwo na szkodę osób zaangażowanych w
dokumentowanie PRAWDY I DOSTĘPU DO INFORMACJI DLA SPOŁECZEŃSTWA.
Dziennikarze oraz sędziowie mają obowiązek służenia społeczeństwu - A
DEMOKRACJA POLEGA NA WOLNOŚCI SŁOWA I WYPOWIEDZI nie tylko dla sędziów. Czasopismo jest
prowadzone przez społecznie zaangażowane osoby.
Dziennikarze nasi poruszają się
stale nie tylko po miastach w Polsce, ale też mają interwencje
zagraniczne. Zamierzamy otworzyć dział radiowo-telewizyjny, dlatego
poszukujemy firmy - sponsora który w zamian za reklamę jego firmy użyczy
nam samochodu osobowego (najlepiej terenowego) do przeprowadzania
interwencji w terenie i produkcji programów TV.
"Albo Winiarski jest kłamcą i
powinien odpowiedzieć, albo mówi prawdę i cała masa ludzi z Bronisławem
Komorowskim na czele powinna mieć potężne kłopoty" – uznał
Wojciech Sumliński po wysłuchaniu zeznań Krzysztofa Winiarskiego w
sprawie afery marszałkowej.
Przez jeden dzień – 30 października br. zeznania Winiarskiego były gorącym
„newsem” w niemal wszystkich „wolnych mediach”. „Sensacja”,
„szokujące”, „wstrząsające
zeznania na procesie Sumlińskiego” – pisano w nagłówkach doniesień,
epatując czytelników „rewelacjami”
wygłaszanymi przez świadka.
Następnego dnia – zapadła głucha cisza. Tematy poruszone przez
Winiarskiego, nie tylko nie zainteresowały publicystów i tzw. dziennikarzy
śledczych „wolnych mediów”, ale nie spowodowały żadnych reakcji ze
strony polityków PiS i środowiska Belwederu. Wydarzenie potratowano jako
jednodniową sensację. Wprawdzie nazbyt dociekliwi odbiorcy mogliby pytać
– dlaczego nagrania rozmów z Komorowskim nie wzbudziły zainteresowania
ludzi, którzy zachłystują się dziś tzw. aferą taśmową i ku uciesze
kilku funkcjonariuszy pełnią wdzięczną rolę rezonatorów obcej gry -
ale z perspektywy dotychczasowych praktyk nie było to zachowaniem zaskakującym.
Proces w sprawie afery marszałkowej nigdy nie cieszył się uwagą tych środowisk,
zaś doniesienia z przebiegu rozpraw pojawiały się nader sporadycznie. Od
czerwca 2011 roku, gdy przed Sądem Rejonowym dla Warszawy Woli ruszyło
postępowanie sądowe, temat był całkowicie ignorowany przez reżimowe ośrodki
propagandy (co wydaje się zrozumiałe) ale też nie wywoływał
zainteresowania mediów kojarzonych z opozycją. Salę rozpraw na Kocjana 3
omijano szerokim łukiem i przez wiele lat nie zawitał tam żaden z
„niepokornych” i „niezależnych” dziennikarzy. Tę swoistą zmowę
milczenia przerywały jedynie relacje blogera andera, który konsekwentnie,
od początku relacjonował przebieg rozpraw.
Trzeba zauważyć, że sprawa zeznań Winiarskiego i krótkotrwały
„szok” wywołany jego obecnością w sądzie, doskonale ukazują
indolencję i skalę zaniechania środowiska „wolnych mediów”. O tym świadku
i jego perypetiach z B.Komorowskim wiadomo bowiem od 2012 roku – tj. od
czasu, gdy dr. Leszek Pietrzak opublikował w „Warszawskiej Gazecie” (31
(68)3-9 sierpnia 2012) tekst,
w którym ujawnił „Przypadek Krzysztofa W”. Informacje o Winiarskim,
Leszek Pietrzak przekazał następnie podczas rozprawy sądowej w dniu 28
listopada 2012 r. Bloger ander relacjonował wówczas:
„Leszek Pietrzak opowiedział o
podkarpackim biznesmenie Krzysztofie Winiarskim, który dotarł do niego
jesienią 2010 r., na co dzień operujący w środowisku wojskowym i znający
wielu polityków. Człowiek ten poinformował Leszka Pietrzaka, że na
przestrzeni 2007 r. kilkakrotnie rozmawiał z ówczesnym wicemarszałkiem
Bronisławem Komorowskim i że ze strony marszałka miały płynąć
sugestie pomocy w znalezieniu haków na PiS i komisję weryfikacyjną.
Krzysztof Winiarski poinformował Leszka Pietrzaka, że posiada dokumentację
tych rozmów oraz pokazał mu formalne doniesienie do prokuratury w tej
sprawie; w tym doniesieniu byli wskazani świadkowie rozmów Krzysztofa
Winiarskiego z marszałkiem Komorowskim. Zdaniem Leszka Pietrzaka, może to
wskazywać, że marszałek Komorowski mógł mieć interes w politycznym
skompromitowaniu komisji weryfikacyjnej, co byłoby zbieżne z planami
Leszka Tobiasza.”
Również wtedy „dokumentacja” zgromadzona przez Winiarskiego nie wywołała
żadnego zainteresowania i nie próbowano dociekać, jakie informacje
posiada przyjaciel Komorowskiego. Temat afery marszałkowej wydawał się
tak dalece niewygodny dla środowiska medialnego PiS, że nawet w trakcie
obecnej kampanii prezydenckiej traktowano go pobieżnie i wyrywkowo.
Dziś, gdy w Pałacu Prezydenckim zasiada „nasz” prezydent, a pełnię władzy
przejęła partia pana Kaczyńskiego, należałoby oczekiwać, że Polacy
poznają prawdę o byłym lokatorze Belwederu. Trudno bowiem wyobrazić
sobie tematykę bardziej „nośną” medialnie, jak informacje zawarte w
zeznaniach świadka Winiarskiego. Usłyszeliśmy przecież o wielorakich
kontaktach Komorowskiego ze służbami rosyjskimi i wschodnioniemieckimi, o
poszukiwaniu „haków” na polityków PiS, o „ochronie” byłego
prezydenta, mającej ścisłe powiązania z gangsterami, o przestępczych próbach
zastraszania i zdobycia tajnego aneksu do Raportu z Weryfikacji WSI, o związkach
Komorowskiego z ProCivili i kilku innych sprawach, zdolnych wywołać
polityczne trzęsienie ziemi i reakcje każdego wymiaru sprawiedliwości.
Milczenie środowiska PiS i związanych z nim „wolnych mediów” jest
praktyką tym wielce zadziwiającą, że tuż po 30 października ukazały
się dwie, niezwykle istotne wypowiedzi na temat wiarygodności świadka
Winiarskiego. Ten bowiem argument – brak wiarygodności, był najczęściej
podnoszony przez luminarzy „wolnych mediów” i miał rzekomo decydować
o braku zainteresowania.
Wojciech Sumliński nie miał w tej kwestii żadnych wątpliwości i po
rozprawie zauważył:
„Pamiętajmy, że świadek
Krzysztof Winiarski nie pisał anonimu, nie mówił tego półgębkiem na
zasadzie plotki, lecz zeznawał z otwartą przyłbicą w Sądzie, a tu
zeznaje się pod odpowiedzialnością karną. (…) Pamiętajmy, że (…)
wcześniej był nagradzanym współpracownikiem Centralnego Biura Śledczego
i - jak mówili mi wczoraj dwaj dziennikarze śledczy (m.in. zazwyczaj
dobrze poinformowany Przemek Wojciechowski), którzy mieli z nim styczność
wcześniej - jego informacje zawsze potwierdzały się. (…)W
mojej ocenie jest to świadek wiarygodny, bo to co mówił (przynajmniej ta
część, o której ja wiem), potwierdzają moje informacje z innych źródeł.
I nie wyobrażam sobie, żeby te zeznania - które oczywiście, jak
wszystkie inne, trzeba weryfikować - nie miały ciągu dalszego w postaci
podjętych działań przez aparat sprawiedliwości”.
Identyczną opinię wyraził obrońca Sumlińskiego, mecenas Waldemar Puławski
– „Muszę przyznać, że sam miałem
wątpliwości co do granicy pełnej rzetelności pana świadka Winiarskiego.
Zadałem mu nawet pytanie weryfikujące i przekonał mnie swoją odpowiedzią.
To osoba, która bez wątpienia ma bardzo rozległe kontakty. Poświadczyły
mi to osoby, które są godne zaufania. (…)U mnie ten człowiek ma pełną
wiarygodność. I nie dlatego to mówię, bo jestem obrońcą pana Sumlińskiego,
zaś świadek zeznawał wyjątkowo dla mojego klienta korzystnie, ale kierując
się swoim 35-letnim doświadczeniem adwokata na sali sądowej, który musi
bacznie i wnikliwie słuchać, co mówią ludzie, obserwować ich mowę ciała,
jak się zachowują, jaki sposób - składny, czy mniej składny, logiczny,
czy pozbawiony logiki, odpowiadają na często zaskakujące pytania, to biorąc
to wszystko pod uwagę, świadek Winiarski zasługuje u mnie na wiarygodność”.
Takich świadectw nie sposób podważyć lub zarzucić im powierzchowność.
To raczej ci, którzy już 30 października okrzyknęli zeznania
Winiarskiego „niewiarygodnymi”, nie zadbali o jakiekolwiek argument na
obronę swoich twierdzeń. Ich zarzuty pod adresem świadka bardziej wyglądały
na próbę usprawiedliwienia własnego asekuranctwa niż dowodziły rzetelności
dziennikarskiej.
Nazwanie takiej sytuacji zadziwiającą, byłoby zaledwie bladym eufemizmem.
Uważam, że mamy do czynienia z ogromnym skandalem i niezwykle groźnym
zjawiskiem. Jeśli dziś je przemilczymy, wkrótce możemy zapłacić za to
wysoką cenę.
Bronisław Komorowski jest bowiem najciemniejszą postacią świata polityki
III RP. Jest osobą, za którą rozpościera się cień wielu ponurych
tajemnic i niewyjaśnionych spraw. Prezydentura tego człowieka była czasem
hańby, destrukcji i nienawiści. To okres, w którym utraciliśmy poczucie
bezpieczeństwa i zdolność do suwerennych działań, w którym znacząco
osłabiono potencjał obronny państwa i skierowano polityczne priorytety na
proces „zbliżenia” z putinowską Rosją.Nie chodzi tylko o obszar propagandy i nachalnej demagogii wylewającej
się z ust polityków PO-PSL i hierarchów Kościoła. „Zbliżenie” z państwem
Putina miało wymiar koncepcji bezpieczeństwa narodowego, w której Rosja
miałaby stanowić „istotny
gwarant bezpieczeństwa europejskiego, w tym naszego bezpieczeństwa”.
Z takiej perspektywy trzeba oceniać prezydenturę Komorowskiego oraz więzi
łączące go z Rosjanami. Nigdy nie wyjaśniono okoliczności, w jakich człowiek
ten kontaktował się z ludźmi Putina, tuż po 10 kwietnia 2010 roku.
Chodzi m.in. o majową wizytę w Katyniu (wspólnie z Jaruzelskim), o
spotkanie 21 czerwca 2010 roku z rosyjskimi wojskowymi w Erewaniu, o wspólny
pobyt w Sopocie Komorowskiego i Patruszewa w lipcu 2011 roku, o spotkanie w
Jekaterynburgu w grudniu 2011 z wysłannikiem
Putina Aleksandrem Charłowem, o lądowanie
w Irkucku na Syberii, w drodze do Chin, o „międzylądowanie” w Azerbejdżanie,
6 marca 2012 roku (dwa dni po wyborach prezydenckich w Rosji) i rozmowy z
prezydentem tego państwa Ilhamem Alijewem - żarliwym zwolennikiem Putina.
To zaledwie część tematów wymagających
wyjaśnienia. Jest oczywiste, że nie tylko wcześniejszy życiorys
Komorowskiego, ale czas jego prezydentury obfitują w rozliczne „białe
plamy” i zagadkowe sytuacje.
Ponieważ ten człowiek jest nadal aktywny w życiu publicznym, posiada
realny obszar wpływów oraz potencjał polityczny, który niebawem (jak sądzę)
zostanie wykorzystany – należałoby uczynić wszystko, by Polacy poznali
prawdziwe oblicze owego „katolika - konserwatysty”. Uważam to za rzecz
priorytetową dla naszego bezpieczeństwa.
Dlatego sytuacja, w której po arcyważnych zeznaniach Winiarskiego (m.in.
na temat kontaktów Komorowskiego z rosyjskimi służbami) zapada cisza –
jest nie do zaakceptowania.
Partia pana Kaczyńskiego posiada dziś pełnię władzy oraz zdolność
podejmowania dowolnych tematów. Jej politycy zapewniają zaś o „nowej
jakości” i skuteczności rządów oraz deklarują szczególną troskę o
sprawy bezpieczeństwa.
Uważam zatem za oczywiste, że z chwilą zaprzysiężenia nowego rządu,
osoba świadka w procesie afery marszałkowej powinna być objęta ścisłą
ochroną, zaś treść zeznań Winiarskiego skrupulatnie zweryfikowana przez
służby ochrony państwa. Jeśli informacje przekazane przez świadka
zostaną potwierdzone, musi być wszczęte postępowanie karne przeciwko byłemu
prezydentowi, zaś opinia publiczna winna poznać szczegóły tego postępowania.
Nie wyobrażam sobie innych działań ze strony ludzi, którzy publicznie
deklarują dbałość o bezpieczeństwo Polaków.
Nie wyobrażam też sobie, by (jak ma to miejsce obecnie) środowisko
„naszego” prezydenta mogło nadal ukrywać informacje na temat aneksu z
Weryfikacji WSI i udzielało w tej sprawie tyleż nonsensownych, jak
skandalicznych odpowiedzi. Mamy prawo wiedzieć – czy aneks znajduje się
w tajnym sejfie prezydenta Dudy oraz - czy i kiedy zostanie ujawniona jego
treść? Nie można też dłużej akceptować braku audytu w Kancelarii
Prezydenta i w prezydenckim BBN. Przypomnę, że upłynęły trzy miesiące
od publicznej zapowiedzi sporządzenia takiego sprawozdania i do tej pory
opinia publiczna nie została poinformowana o efektach działań.
Jeśli taka sytuacja będzie się przedłużała, może to sugerować, że
brak reakcji na zeznania Winiarskiego nie jest bynajmniej wydarzeniem
incydentalnym lecz wpisuje się w stałą praktykę postępowania PiS-u i
prezydenta Andrzeja Dudy. Byłaby to praktyka „omijania” osoby B.
Komorowskiego szerokim łukiem przemilczenia, a nawet zatajenia informacji
mogących naruszyć obecne status quo polityka Platformy. Sprawa zeznań
Winiarskiego już dziś rzuca cień na środowisko związane z PiS-em i
stanie się rodzajem swoistego wskaźnika rzeczywistych intencji. Jeśli
nowa władza nie podejmie żadnych czynności weryfikujących informacje
przekazane przez tego świadka i nadal będzie unikała prześwietlenia i
rozliczenia prezydentury Komorowskiego, otrzymamy mocną przesłankę na
istnienie parasola ochronnego nad byłym prezydentem.
Odpowiedź na pytanie – dlaczego taki parasol miałby istnieć, pozwoliłaby
wówczas zrozumieć logikę „nowego rozdania”.
Komentowanie nie jest już możliwe.