opublikowano: 04-08-2013
Bauman i Jaruzelski w PRL-bis Władysław Gauza
Skala cynicznych prowokacji i plucia Polakom publicznie w twarz osiągnęła taki pułap, że nie sposób przechodzić obok tego obojętnie. Konieczna staje się zdecydowana reakcja, która przywróci otrzeźwienie trzymającym władzę postkomunistycznym klikom i sitwom, rozbrykanym w bezkarności i pewności siebie, że już nic im nie grozi ze strony zniewolonego narodu.
W ramach zaplanowanych kampanii upokarzania Polaków metodą drażnienia ich i wywoływania irytacji i złości przywleczono, do Wrocławia na uniwersytet, byłego żydowskiego agenta NKWD i uczestnika walk z patriotami polskimi, stawiającymi opór sowieckiemu okupantowi.
W Warszawie, żeby mocniej dokopać Polakom, byli członkowie sitwy czerwonych kolaborantów spod znaku PZPR/SLD wyszli z myślą, żeby ostatniemu stójkowemu moskiewskiemu w Polsce, W. Jaruzelskiemu, za jego rolę odegraną w Polsce, oddać hołd w sejmie. Przeszkodzono im w tym. W zamian, sieroty po bolszewizmie, urządziły mu huczną fetę urodzinową w jednym z hoteli warszawskich. Mogli to przecież zrobić po cichu, bez szumu, żeby nie drażnić ludzi i nie zaostrzać nastrojów antykomunistycznych. Ale przecież im nie o to chodziło.
Polaków i zaśmiać się szyderczo: No i co nam zrobicie?!
We Wrocławiu na występie Baumana interweniowała policja. Z tym, że nie ukarała prowokatorów, lecz sprowokowanych, aresztując 15 uczestników protestujących przeciw irytującej i złośliwej prowokacji. Zostali oni ukarani w myśl zasady: Kowal zawinił, szewca powiesili.
Baumanem nie będę się tutaj więcej zajmował, bo jego występ i osoba zostały dość szeroko omówione w prasie i internecie. Bardziej interesujący jest tutaj W.Jaruzelski.
Dwa dni przed wigilią 1981 roku, t.j. kilka dni po wprowadzeniu „stanu wojennego”, pojawił się w Londynie Polak, którego „stan wojenny zastał na Zachodzie” – tak mówił. Trafił dość szybko do POSK-u (Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego), gdzie wałęsając się w tamtejszej restauracji, opowiadał londyńskim Polonusom rozmaite historyjki z PRL-u. Bywalcy POSK-u, to w większości byli emigranci polityczni z czasów II-wojny św. Głodni na najnowsze informacje z Polski, połykali jego opowiastki, jak bocian żaby. A ten, przejęty tak dużym zainteresowaniem swej osoby, zapraszanej od stolika do stolika, opowiadał. Mówił też, że „znajduje się tutaj w Londynie chwilowo, bo czeka na wizę do Stanów Zjednoczonych”.
Oczywiście, najważniejszym tematem rozmów było niedawne
wprowadzenie w Polsce „stanu wojennego” przez gang komunistyczny, na czele
którego stał gen. z sowieckiego nadania Wojciech Jaruzelski. Toteż rozmowy
szybko przerzuciły sie na jego osobę no i przeszłość. „Aaa, gen. W. Jaruzelskiego znałem osobiście”. Pochwalił
się, że chodził razem z nim przed II. wojną św. do jednej szkoły w
Warszawie na Bielanach. Było to gimnazjum prowadzone przez oo. Marianów. Do
gimnazjum oo. Marianów W.Jaruzelski został wysłany przez rodziców, którzy
byli „bardzo patriotyczni”. Ten patriotyzm nie był przypadkowy, bo
wyniesiony z domu rodzinnego. Zaś rodzina, w której się wyrodził, „należała
do warstwy ziemiańskiej”. A
więc był synem rodziny ziemiańskiej. (Dodajmy tu, coś w tym samym sensie,
jak – na pewnym etapie prawd i faktów obowiązujących – marszałek Polski,
Konstanty Rokossowski był „synem warszawskiego kolejarza”.
Dodał też, że W.Jaruzelski, jako pochodzący z „rodziny ziemiańskiej” , w 1939 r. został wywieziony wraz z matką i siostrą w głąb Rosji.
Całe to intrygujące opowiadanie podchwycił wychodzący w Londynie „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza” i opublikował 29 grudnia 1981 roku.
W styczniu 1982 r. nasz narrator, „czekający na wizę do Stanów Zjednoczonych”, zniknął.
Kiedy w zapytałem (w lutym 82r.), w jednej z rozmów
telefonicznych, mojego znajomego w
Londynie, jak tam ma się „były kolega szkolny” gen. W.
Jaruzelskiego, otrzymałem odpowiedź, że nie widział go od początku stycznia
(82r.) i że z tego wynika, iż dostał oczekiwaną wizę do USA. Tak szybko?
– zapytałem. No, to prawda, trochę za szybko – odpowiedział mi. A gdy
zapytałem go, dlaczego tak bardzo pchał się do USA, kiedy w zachodnich państwach
europejskich szybciej dostałby prawo pobytu i po wielokroć lepsze warunki
bytowe jako uchodźca polityczny, mój rozmówca odpalił: A może pojechał tam
z jakimś określonym zadaniem?!
Opowiastkę byłego „kolegi Jaruzelskiego” podchwycił
bezkrytycznie (bardzo podejrzliwy i dociekliwy w innych sprawach politycznych i
historycznych) Jędrzej Giertych (ojciec Macieja i dziadek Romana), publicysta
narodowy, redaktor i wydawca
periodyku „OPOKA” (zob. „OPOKA” nr 17, grudzień 1982, str. 32 – 33).
PZPR-owski gang, wprowadzając pod wodzą W. Jaruzelskiego
tzw. „stan wojenny” w grudniu 81 r., liczył się z falą protestów,
demonstracji i innych form walki z reżimem WRON-y. Żeby przytłumić siłę
tych protestów i osłabić front oporu sił antyreżimowych na Zachodzie, sztab
oberUBeka, Czesława Kiszczaka, który zresztą był również członkiem kliki
Jaruzelskiego, wymyślił „kolegę szkolnego” szefa WRON i wysłał go na Zachód. Najpierw do Londynu a później do USA i Kanady. Zadaniem tego agenta
SBeckiego była dywersja, polegająca na łamaniu ducha oporu wśród emigrantów
polskich i Polonii, a zatem osłabiania ich woli interweniowania u władz
politycznych i w środkach masowego przekazu w krajach osiedlenia. Dlatego nie
było żadnym przypadkiem to, że akcję swą agent ten rozpoczął od Londynu,
ośrodka emigracji politycznej, i że pierwszymi ofiarami padł wspomniany wcześniej
londyński „Dziennik Polski i Dziennik Zołnierza”, no i narodowcy londyńscy.
„Dziennik Polski” był gazetą codzienną, wydawaną w Londynie. Gazeta ta była źródłem informacji politycznej dla ośrodków polskiej emigracji rozsianej po całym świecie, od Nowej Zelandii, Australii, Ameryki Południowej po USA i Kanadę, nie mówiąc już o Europie zachodniej. W ten sposób wieść o „ziemiańskim” pochodzeniu Jaruzelskiego i o jego chodzeniu do szkoły „o tradycjach endeckiech” rozeszła się po świecie. Dezinformację tą wzmocnili wydatnie emigracyjni narodowcy, jak n.p. wspomniany już J.Giertych w swojej „OPOCE” i wychodzący wówczas we Francji „NARODOWIEC”.
Uboczną korzyścią propagandową, jaką oczekiwali
Kiszczak i Jaruzelski było to, że narracja „kolegi szkolnego”
W.Jaruzelskiego zostanie odbita z Zachodu –
z emigracji do PRL-u, jako „informacja niezależna”, bo w ówczesnych
czasach dyktatury totalitarnej wszystko, co docierało z Zachodu było
wiarygodne. Przemycona w ten sposób do kraju historyjka o pochodzeniu i drodze
życiowej Jaruzelskiego miała spełnić to samo zadanie – zasianie w umysłach
ludzi wątpliwości co do charakteru osoby szefa WRON i osłabienie ducha oporu.
No, bo przecież, jak był „synem rodziny ziemiańskiej” i uczęszczał
do „szkoły katolickiej” o „tradycjach endeckich”, „był
wywieziony z matką i siostrą do Rosji” bolszewickiej, to w obliczu takich faktów trudno uwierzyć, że był
przekonanym komunistą i anty-Polakiem.
Ciekawostką tutaj może być to, że opowiastka puszczona
w świat przez „byłego kolegę szkolnego” W.J. poszła wkrótce w zapomnienie na prawie 30 lat. Szukając informacji, lub nawet jakiejś wzmianki o pochodzeniu społecznym
szefa gangu kolaborantów okupanta sowieckiego spod znaku WRON, nie znajdziemy
jej ani w Edycji 1, „Kto kim jest w Polsce – 1984”, ani w Edycji 3,
wydanej już po tzw. „okrągłym stole” przez Wydawnictwo Interpress,
Warszawa 1993 r., ani w Encyklopedii Popularno-Naukowej, wydanej przez PWN,
Warszawa 1994. Skąd zatem ta historyjka została wywleczona w ostatnich latach
i dlaczego?
Dużo wyjaśnienia możemy znaleźć w pojawieniu się w ostatnich latach snobizmu na ziemiańskość i szlacheckość. Gdy Bronisław Komorowski, były działacz KOR-u, został prezydentem PRL-bis zw. „III RP”, szybko doszukano się i u niego korzeni „ziemiańskich”, co wielu Polaków potraktowało, jako zabieg prewencyjny żydokomuny – żeby nikt w Polsce nie próbował się wątpić w jego polskość etniczną. Niektórzy, zwłaszcza sieroty po PRL-u, szybko dostrzegły, że taki środek można użyć dla wybielenia i – przy tej okazji – uatrakcyjnienia życiorysów innych ludzi z ciemną (tajemniczą) przeszłością. Etykietka „ziemianin”, „z ziemiańskiej rodziny”, to słyszy się już prawie jak „szlachcic”. A szlachcicem mógł być tylko etniczny Polak.
Wychodzące od 1992 roku w Polsce pismo pt. „Myśl Polska”, po przejęciu redakcji przez PAX-owskie sieroty po kolaborancie Bolesławie Piaseckim (Jan Engelgard, Maciej Motas), przekształciły to czasopismo w narodową szmatę do wycierania brudów komunistycznych, czym dosłużyli się miana endokomuny. Weszli przy tym w alians z konserwatystami PRL-u, występującymi pod szyldem internetowym „konserwatyzm.pl” (Adam Wielomski, Konrad Rękas) i utworzyli coś w rodzaju centralnego ośrodka przerabiania zdrajców i kolaborantów na patriotów i bohaterów. To wszystko w ramach kampanii wybielania okresu okupacji sowieckiej i programu wywracania historii PRL-u do góry nogami. Na przykład Jan Engelgard w tekście (niby omówienie książki) propagandowym pt. „Niechciana prawda Pawła Kowala”, w kwietniu 2012 r. twierdzi kategorycznie, że gen. Jaruzelski „był (...) wychowany w tradycji endeckiej”. Skąd J.Engelgard to wie? Wyjaśnia nam to zaraz w tym samym tekście nieco dalej: „Jaruzelski mówił o tym wyraźnie w wywiadzie, jakiego udzielił mi i Adamowi Wielomskiemu w 2009 roku”. Natomiast asystent propagandowy redaktora nacz. „Myśli Polskiej”, Maciej Motas, przy omawianiu książki D.Wilczaka p.t. „Generalissimus”, w lutym 2012 r., na portalu „myślpolska.pl”, w tekście p.t. „Jaruzelski i przypadek w historii”, powtarza, co gen. W.J. opowiedział D. Wilczkowi i co ten zamieścił w swej książce: „rodzice wybrali dla mnie warszawskie gimnazjum ojców Marianów”. Szkołę o tradycji endeckiej. Rzeczywiście w gimnazjum Marianów na Bielanach pracowało wielu nauczycieli, którym była bliska filozofia Narodowej Demokracji”.
Te przykłady wystarczą dla zilustrowania przebiegu procesu tworzenia mitu na użytek bierzącej propagandy ogłupiającej masy.
To, co Kiszczak, poprzez swojego agenta, opowiedział emigrantom polskim, W.Jaruzelski opowiedział Janowi Engelgardowi z „Myśli Polskiej” i Adamowi Wielomskiemu z „konserwatyzm.prl” w udzielonych im wywiadach. No i swojej córce, Monice, która potem opowiedziała to swojemu koledze szkolnemu, Rafałowi A. Ziemkiewiczowi, który zamieścił to w czerwcowym n-rze (2013r.) tygodnika „Do Rzeczy”.
Historia pochodzenia społecznego gen. Wojciecha Jaruzelskiego została w ten sposób gruntownie „udokumentowana”. Historykom, publicystom i lewicowym agitatorom pozostało już tylko powoływać się w koło, jeden na drugiego i karmić społeczeństwo UBeckim wynalazkiem propagandowym, jako faktem historycznym.
I na koniec jeszcze kilka uwag.
1) Redaktor „Myśli Polskiej”, J.Engelgard pisał, że Jaruzelski w udzielonym jemu i A.Wielomskiemu
wywiadzie „mówił wyraźnie”, skąd się wziął, kim był, co gdzie
robił i komu służył, jako członek PPR, później PZPR i jako członek KC. Engelgard nie podaje nam, co u niego
wywołało tak bezgraniczne zaufanie do tego, co generał mu opowiadał. Czyżby
o zaufaniu tym zadecydowała wrodzona miłość do zdrajców i kolaborantów? A
może gwarancją i zarazem dowodem wiarygodności bolszewickich kolaborantów były
pełnione przez nich funkcje w aparacie czerwonego terroru? Jeśli tak, to...
Józef Klasa, jako członek KC PZPR (w
latach 1972 – 1976), kierownik Wydziału Prasy, Radia
i TV. Przy KC – jest równie wiarygodny, kiedy w wywiadzie,
udzielonym „POZNANIAKOWI”,
(wywiad ten przedrukowała „POLITYKA”, nr 26/1782, z 29 czerwca 1993 r. str.
3) mówił wyraźnie, że W.Jaruzelski to
„człowiek Moskwy”.
Kto nie wierzy, niech sprawdzi. Józef Klasa nie jest w tym wypadku ani trochę
mniej wiarygodny od Jaruzelskiego. Obaj
siedzieli w kierownictwie tej samej bandy, więc znali się jak łyse konie.
2) Kto więcej zamordował Polaków w walkach „bratobójczych”.
W środkach masowej propagandy III PRL-u (I PRL, to lata 1945-1956, II, to 1956-1990, III-ci, to ten „pookrągłostołowy”) słyszymy cząsto twierdzenie – używane jako argument – że Józef Piłsudski, dokonując zamachu majowego w 1926 r., ma na sumieniu więcej Polaków (około 350), niż W. Jaruzelski. Ja tutaj już pomijam absurd takiego porównywania. Ale, żeby nie było nieporozumień, pragnę podkreślić, że nie jestem zwolennikiem praktyk politycznych J.Piłsudskiego. Gdybym żył w ówczesnych czasach II RP, to zapewne zwalczałbym sanacjonizm tak samo, jak PRL-owski komunizm i socjalizm.
Argumentu,
kto był bardziej morderczy wobec Polaków – Jaruzelski, czy Piłsudski
– używali w polemikach ze swymi
adwersarzami (J. Engelgard, M.Motas) a ostatnio dołączył do nich również Włodzimierz Czarzasty z SLD, (formacji sierot po KPP/PZPR), w
ciekawej skądinąd dyskusji z Robertem Winnickim w programie „Tak czy Nie”.
Tutaj warto zauważyć, że przy omawianiu zbrodni i mordów dokonanych przez Jaruzelskiego na Polakach sięga się najdalej wstecz do „Grudnia”
1970 r. Czyżby gen. W.Jaruzelski
nie brał wcześniej udziału w mordowaniu Polaków?
Wojciech Jaruzelski, późniejszy generał z sowieckiego nadania i stójkowy w
Polsce okupowanej przez Rosję sowiecką,
swoją karierę wojskową zaczynał w armii rosyjskiej w walce z Niemcami. W
Polsce swoją karierę wojskową
zaczynał w walce z Polakami.
W Edycji 1, „Kto kim jest w Polsce 1984”, (str. 335),
jest wyraźnie powiedziane, że gen. W. Jaruzelski – cytuję: „brał udział
w walkach z bandami zbrojnego podziemia w latach 1945 – 1947”. Dalej: „Członek
PZPR od 1948 r.; Członek KC PZPR od 1964r.”.
W Edycji 3, str. 247, podane jest, też wyraźnie, że był członkiem
PPR od 1947 r. A zatem, o tu więcej wyjaśniać?
W latach podbijania kraju prywiślańskiego, Jaruzelski brał czynny udział w mordowaniu patriotów polskich. Według dostępnych źródeł zamordowano w latach 1944 –1956 ponad 40 tysięcy Polaków a kilkaset tysięcy wysłano na wiele lat do obozów pracy przymusowej, żeby ich zniszczyć fizycznie i psychicznie. Ci, co przeżyli, opuszczali obozy jako inwalidzi.
I w tym wszystkim brał czynny udział W. Jaruzelski.
Nawet dorzucając do koszyka zbrodni J. Piłsudskiego, Berezę Kartuską, to
nijak nie da się to porównać ze
zbrodniami sowieckiego terrorysty i kolaboranta, W.Jaruzelskiego. Niektórzy
ludzie demonstrują ciekawą mentalność i moralność: Kiedy Polacy strzelali
do agentów i kolaborantów sowieckiego wroga i okupanta, to przedstawia się to
jako „walki bratobójcze”. Kiedy zdrajcy i kolaboranci strzelali do polskich patriotów, to były to
„walki z bandami zbrojnego podziemia”. Gdzie i od kiedy na tym świecie wróg
jest bratem?!
3) W
ostatnich miesiącach, głównie w związku z 90. rocznicą urodzin ostatniego
szefa agentów, zdrajców i kolaborantów okupanta sowieckiego, miał miejsce cały
szereg debat i dyskusji dotyczących tego osobnika. Wiele aktorów tych
dyskusji, pozujących na bycie „objektywnym”, zakańczali swe wystąpienia
podsumowaniem, że gen. Jaruzelski jest
postacią „kontrowersyjną i taką pozostanie” w świadomości Polaków.
Jest to bzdura! Głoszona zresztą przez pospolitych głupców i okolicznościowych
ignorantów oraz pupili mafii PPR/PZPR-owskiej, występującej od czasu „okrągłego
stołu” w nowych opakowaniach i z nowymi etykietami. Tak ukryci odkrzykują młodym
Polakom: „Gdzie wy widzicie dzisiaj komunistów?!” Ktoś na to przytomnie zauważył, że prądu też nie widać, a kopie i
czasem zabija. Że kumuniści kopią, doświadczyli to młodzi Polacy z NOP na Uniwersytecie wrocławskim przy okazji wystąpienia
Z.Baumana.
Władysław Gauza
Więcej:
Tematy w dziale dla
inteligentnych:
ARTYKUŁY - do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
Polecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
"AFERY
PRAWA" Niezależne Czasopismo Internetowe www.aferyprawa.com redagowane przez dziennikarzy AP i sympatyków z całego świata których celem jest PRAWO, PRAWDA SPRAWIEDLIWOŚĆ DOSTĘP DO INFORMACJI ORAZ DOBRO CZŁOWIEKA |
|
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
Komentowanie nie jest już możliwe.