opublikowano: 18-03-2011
KOBYLAŃSKI CONTRA MICHNIK - SĄDOWA WOJNA DWÓCH CYWILIZACJI - 24 marca 2011r. KOLEJNA KONFRONTACJA przed Sądem Rejonowym Warszawie ul Ogrodowa 51a sala 624
Przedłużający
się od kilku lat proces sądowy Jana Kobylańskiego przeciw 19 oszczercom z
liberalnych mediów na początku wydawał się tylko jednym z wielu mało znaczących
procesów o zniesławienie, które dotychczas nie budziły wielkich emocji.
Jednak proces znanego Polonusa, człowieka legendy, którego dobre imię zostało
zbrukane w wyniku sterowanej medialnej nagonki Gazety Wyborczej i Telewizji wywołał
duży oddźwięk społeczny a nawet stał się wyrazem sądowej wojny
cywilizacyjnej.
Z jednej strony cywilizacja łacińska
reprezentowana przez człowieka zasad i honoru Prezesa USOPAŁ Jana Kobylańskiego
a z drugiej strony kto? Cywilizacja fałszu, obłudy i interesu, czy braku
zasad? Jaką cywilizację reprezentują ci, co tak w zmowie i zgodnej współpracy,
nawet politycznie odmiennych mediów podjęli się organizacji zniesławienia na
dużą skalę?
Siła
władzy medialnej oszczerców była tak przygniatająca, że wielu z nas znając
realia polskiego sądownictwa przypuszczało, że na trzeciej rozprawie
oszczercy zostaną uniewinnieni a proces zagmatwany i zakończony bez
satysfakcji dla poszkodowanego. Podobnie pewni siebie byli oskarżeni, co
wyczuwało się w początkowych rozprawach procesu, gdy nie chcieli zeznawać
przed Sądem a tylko wydawali oświadczenia, że potwierdzają prawdziwość
swoich paszkwili.
Jednak
trafiła kosa na kamień jak mówi przysłowie.
Prezes
USOPAŁ okazał się człowiekiem, który nie przestraszył się potęgi
liberalnych mediów i wielkości fałszywych autorytetów a oszczerców
uchodzących w Polsce za nietykalnych zaciągnął na ławę oskarżonych. Takie
tuzy mediów jak: Adam Michnik, Jarosław Gugała, Daniel Passent, ambasador
Schnepf i inni plącząc się musiały odpowiadać na pytania Sądu, już bez
początkowej pewności siebie i arogancji. Obnażyli
swoją małość, a Adam Michnik nie był w stanie sensownie wyjaśnić pojęcie
antysemityzmu, z którym tak gorliwie chce walczyć.
Jan
Kobylański mimo już dojrzałego wieku wykazał się niezwykłą zdolnością
organizacyjną sprawnie kierując z Urugwaju swoimi świadkami i oskarżycielską
stroną procesu sądowego. Pomogło mu w tym wielu życzliwych Polaków. Prof.
Robert Nowak - wydał potężną książkę „Potępiany za Patriotyzm”, w której
przedstawił szeroko ilustrowany i udokumentowany życiorys Jana Kobylańskiego
demaskując fałszywość oskarżeń prasowych.
W
rozprawach brali udział sympatyzujący prawdzie posłowie i senatorzy. Powstał
społeczny Ruch Poparcia Jana Kobylańskiego w obronie jego imienia i walki z
Antypolonizmem. Wielu patriotów w Polsce
uważało za przyzwoitość pojawić się wśród publiczności na rozprawie i
dać wyraz poparcia Prezesowi USOPAŁ-u.
Zainteresowanie
społeczne tym procesem i ciągła obecność na sali Sądu znaczącej publiczności,
nawet do 100 osób, w tym senatorzy, posłowie i znane osobistości oraz pikiety
społecznego poparcia sympatyków Kobylańskiego przed budynkiem Sądu, podniosła
na tyle rangę procesu, że wyrok nie mógł być już wydany pośpiesznie i na
zlecenie. Wszyscy wiedzą, że wyrok jest oczekiwany z napięciem przez szerokie
warstwy społeczne i będzie podlegał szerokiej analizie.
Wyrok
skazujący byłby ciosem w te pseudo-elity, które od dziesiątków lat
manipulują życiem politycznym Polski, działając na jej szkodę. Wyrażał to
stale towarzyszący na pikietach transparent JAN KOBYLAŃSKI WALCZY Z
ANTYPOLONIZMEM.
Ten
proces przeciwko 19 oszczercom a później proces przeciwko szefowi MSZ Radkowi
Sikorskiemu stał się dla Polaków symbolem walki zakłamanych zwolenników Okrągłego
Stołu z Narodem Polskim. Naród czuje się oszukany i okradziony przez
obecne elity władzy. Ich przedstawicielami są oszczercy z liberalnych
polskojęzycznych mediów więc wyrok w tym procesie jest dla wielu z nas ważną
odpowiedzią na pytanie: jaka będzie Polska? Dla wielu środowisk jest to
bardzo ważna odpowiedź.
Interesująca
jest przypuszczalna geneza zorganizowanego
ataku na Jana Kobylańskiego.
Celem
jak można sądzić, było wyeliminowanie z życia politycznego znanego Polaka,
który dał dowód, że potrafił zjednoczyć Polonię Ameryki Łacińskiej i na
podobny sposób mógłby zjednoczyć patriotyczne siły narodowe w Polsce.
Trzeba przyznać, że to im się udało.
Zastosowano metodę wyjętą z
gangsterskich filmów, gdzie przewagę zdobywa najbrutalniejszy mafiozo i człowiek
bez zasad. Być może jest normą świata
przestępczego, za którą ląduje się na krześle elektrycznym a nie jest normą
zasad społecznych w demokratycznym państwie.
Przestraszono
się, że po podjęciu współpracy z Edwardem
Moskalem z Kongresu Polonii Amerykańskiej jego oddziaływanie może mieć Duzy wpływ
na Polskę i odebrać władzę siłom okrągłostołowym, uzdrowić patologiczną
demokrację w Kraju, gdzie rządzą obce etnicznie środowiska, nie utożsamiające
się z narodem i państwem polskim. Te elity w rzeczywistości nie mają
legitymacji do rządzenia naszym krajem a władzę zdobyły oszustwem i
wyrachowaną socjotechniką wyborczą. To co sami nie zauważyliśmy z
perspektywy w kraju, widziane jest ostrzej z zewnątrz, nawet z tak dalekiego
Urugwaju.
Dlatego
atak medialny na Jana Kobylańskiego był zmasowany i przebiegle sterowany.
Rozpoczęła go Gazeta Wyborcza wysyłając na swój koszt do Urugwaju pod
przykrywką młodego redaktora Mikołaja Lizuta, który udając studenta w
czasie godzinnej rozmowy przy obiedzie na koszt Kobylańskiego, rozmawiał
swobodnie o latynoskiej Polonii, popijając dobrej jakości urugwajskie wino
gospodarza. Być może wino to tak poruszyło wodze fantazji młodego redaktora
Lizuta, że z życiorysu 20-letniego wówczas Jana Kobylańskiego, chłopaka
który w 1943 r. złapany przy okazji ulicznej łapanki przez gestapo, został
osadzony w obozach koncentracyjnych, w których był do końca wojny, zrobił wpływowego
szmalcownika i żydożercę.
Inni
redaktorzy liberalnych mediów, tak posłusznie rozwinęli swoje wyobraźnie nadążając
za Gazetą Wyborczą, że licząc na bezkarność wymyślali kolejne absurdalne
ale medialnie chwytliwe oskarżenia. Władza państwowa zaś ustami swojego
przedstawiciela zagroziła Listem Gończym, na wypadek gdyby Jan Kobylański ośmielił
się przekroczyć polską granicę. Za tym poszły następne represje,
pozbawienie tytułu honorowego konsula, umieszczenie na czarnej liście
Ministerstwa Spraw zagranicznych polonijnej organizacji USOPAŁ (Unii
Stowarzyszeń i Organizacji Polskich Ameryki Łacińskiej), zakaz kontaktowania
się dyplomatów ambasad polskich z Janem Kobylańskim a w Polsce wszyto w podświadomość
społeczną miano szmalcownika i człowieka podejrzanego.
Z postaci, która mogła
być wzorcem osobowym dla Polaków, człowieka, który osiągnął w wyniku
swojej pracy sukces materialny, który mimo, że żyje na Obczyźnie daje przykład
bezinteresownej miłości do Kraju i bezpośrednio jest nim zainteresowany,
zrobiono antywzorzec. Z człowieka pełnego mądrości i filozofii życiowej, której
wielu z nas chciałoby się uczyć i naśladować, zrobiono postać godną
pogardy.
Od
świętości do nicości jest tylko jeden krok i ten krok Gazeta Wyborcza i jej
najemnicy z nadmiarem przekroczyła. Byli pewni bezkarności i buty. Każdy
z tych 19 oszczerców otrzymał nader obfita zapłatę. Zapłatę tę dano nie w
przysłowiowych srebrnikach ale w cenniejszym kruszcu. Gdy popatrzy się na listę
19 oskarżonych o zniesławienie, to widać jak wszyscy zostali wyróżnieni.
Stali się tuzami polskojęzycznych mediów, redaktorami naczelnymi gazet i
stacji radiowych, wysokopłatnymi prezenterami telewizyjnymi, ambasadorami państwa
polskiego za granicą, wpływowymi redaktorami opiniotwórczych gazet. Każdy z
nich sam w sobie stał się medialną instytucją, bo wykonał tak ważną robotę,
eliminując z wpływu na kraj Jana
Kobylańskiego. Do dzisiaj ktoś o nich dba aby byli na medialnym świeczniku
pieniędzy i sławy. Być może gdyby nie to łajdackie zlecenie, dzisiaj
Prezydentem Polski byłby już kolejną kadencję Jan Kobylański a Polakom żyłoby
się dostatnie i z godnością. Nie musielibyśmy wyjeżdżać po chleb za
granicę a każdy z nas uwłaszczony byłby współwłaścicielem Polski. A tak
media są tylko polskojęzyczne, gospodarka i banki w obcych rękach, 3 miliony
rodaków jak za zaborów poszukuje
gorzkiego chleba za granicą a niby polski rząd słucha wytycznych Unii
Europejskiej jak przedtem zaleceń Moskwy. Gorliwie wypełnia tylko te
dyrektywy, które szkodzą Narodowi Polskiemu a w nagrodę dostają Unijne
stanowiska.
Słuchając kolejnych rozpraw i robiąc
notatki z procesu zastanawiałem się jak można na zamówienie tak kłamać i
dyskredytować szanowanego przez Polaków człowieka. Kłamać tak bezczelnie
nawet w Sądzie, że publiczność dawała wyrazy oburzenia
a stronniczy sędzia wypędził ją
z Sali. Jednocześnie
w toku wyjaśnień Schnepfa , Lizuta, Michnika zaczęły wypływać sprawy
etnicznego pochodzenia oskarżonych, chęci zemsty za holokaust ich krewnych.
Jakby sugerowali, że Jan Kobylański miał wpływ na wojny światowe lub
zasygnalizowanie, że wszyscy oskarżeni stanowią jeden klan etniczny, który z
natury jest bezkarny i sędzia powinien o tym wiedzieć.
Odczuwa
się przez cały czas, że na procesie tym ciąży cień idola różowych liberałów
Bronisława Geremka. On to wymyślił, zdefiniował i zalegalizował pojecie
„faktu prasowego”, czyli informacji medialnej, która jest wyrachowanym
wymysłem. Zdemoralizował tym dziennikarzy i ich szefów. Dał im polityczne
prawo do urzędowego kłamstwa. Dzisiaj okazuje się że IPN znajduje jego związki
z komunistycznymi służbami.
Zawiłości etniczne, o których się
nie mówi a które są cały czas wyczuwalne w
tym procesie tak mnie zastanowiły,
że przeczytałem opasły tom z dziejów czasów rzymskich ich narodu pt.:
„Rzym i Jerozolima” i wtedy zrozumiałem, że na Sali sądowej rozstrzyga się
wojna dwóch filozofii: europejskiej
cywilizacji Łacińskiej z obcą nam cywilizacją Żydowską, w której dla władzy
i pieniędzy można zrobić wszystko: zdradzać swój kraj lub
kraj zamieszkania, krzywoprzysięgać,
czy ogłaszać wyroki wg zasady - kto sędziego wyżej przekupi. Robić największe
podłości o ile to da korzyści, władzę i pieniądze.
Występujący świadkowie strony oskarżonych
postępują niezgodnie z polskim zwyczajem sądowym. Świadek ma przedstawić
dowody: co widział, z kim mówił. W tym procesie świadkowie oskarżonych
stawiają poważnie rozbudowane
zarzuty a uzasadnia je tym, że to słyszał ale nie wie od kogo, powołuje się
na dokument, którego nie ma, albo go w ogóle nie było. Czyli świadek nie
przedstawia dowodów lecz plotki a Wysoki Sąd gorliwie to zapisuje do protokołu.
Czemu to ma służyć? Jakiemu dochodzeniu do prawdy. A gdyby tego świadka
zaprzysiężyć. Jaka wtedy byłaby wartość plotki pod przysięgą? Pełno w
tym procesie jest procedur, które zadziwiają swą nierzetelnością. Czy
chodzi o prawdę? Czy chodzi o zagmatwanie procesu aż do przedawnienia po
6 latach? A może chodzi o manipulację, której celu jeszcze nie możemy
rozpoznać?
Pouczające
jest także równolegle obserwowanie
procesu cywilnego Jana Kobylańskiego przeciwko Radkowi Sikorskiemu, który go
zniesławił nazywając publicznie „typem z pod ciemnej gwiazdy”. Na
procesie 19-tu w Sądzie Rejonowym, Michał Lizut jako oskarżony nie przyznaje
się, że został przez Gazetę Wyborczą wysłany jako agent do Urugwaju z
zadaniem znalezienia haka na Kobylańskiego. Sugeruje, że to była własna
inicjatywa i pieniądze. Na procesie Radka Sikorskiego w Sądzie Okręgowym jako
świadek obrony mówi, że za pieniądze Gazety Wyborczej i pod przybranym
nazwiskiem udawał studenta i naciągał Jana Kobylańskiego na zwierzenia. Która
wersja jest prawdziwa: z Sądu Rejonowego, czy z Sądu Okręgowego? Jak można
się zgodzić na takiego świadka? Takie zeznania w Sądzie Okręgowym powinny
być wycofane jako niewiarygodne. On nie może być świadkiem.
Po
kilkunastu już sesjach sądowych widać, że młody wiekiem Sędzia Żak
gimnastykuje się jak tu wybrnąć z wyrokiem. Nie chce się narazić mającej
wpływ na władzę elicie, siedzącej na ławie oskarżonych, bo może mu złamać
karierę gdy ogłosi wyrok sprawiedliwy. Jednocześnie ta elita może go wywyższyć,
gdy wbrew prawdzie ich uwolni czy uniewinni.
Sądzę, że sędzia kalkuluje jak postąpić.
W cywilizacji Łacińskiej byłoby
to proste. Dowody na winę oskarżonych leżą
w aktach sprawy: w oryginałach gazet i telewizyjnych nagraniach i zależnie od
skruchy czy możliwości naprawienia
win powinien być wydany wyrok
skazujący.
W cywilizacji Żydowskiej
główny wpływ na wyrok ma kalkulacja i geszeft. Dowody i sprawiedliwość
to kwestia swobodnego uznania sędziego.
Proces
sądowy odbywa się w Polsce, obowiązuje polskie prawo i polskie racje społeczne,
więc mamy prawo oczekiwać sprawiedliwego wyroku.
Jednak
po lekturze wyżej wymienionego tomiska nie mam takiej pewności, bo nie wiem
czy ktoś nie kalkuluje, czy nie dokonuje nacisku. Kompromisu
w pogodzeniu tych dwóch cywilizacji nie widzę. Jest
mocno odczuwalny na Sali Sądowej podział na MY i ONI, świadczy
to , że pochodzimy z rożnych światów, gdzie pojęcie dobra i zła mają
odmienne definicje.
Jednak
racja jest po NASZEJ stronie i nie możemy odpuścić ewentualnego fałszywego
wyroku, bo taki wyrok byłby skazaniem nas wszystkich.
ONI nie mają racji, powinni przegrać i być osądzeni.
Doświadczeni
upadkiem polskiego sądownictwa nie
możemy ufać sądom, dlatego nasza obecność na procesie i
przed budynkiem Sądu musi być trwale zaznaczona, bo jako suwerenny Naród
patrzymy na ręce elitom i także ich
osądzamy.
Warszawa
25-luty-2011 r.
Jan
G. Grudniewski
Społeczny
Komitet wspierania Jana Kobylańskiego w walce z Antypolonizmem.
prug@chello.pl,
Tłum z rykiem: "Koniec Szechtera! Koniec Michnika!" wdziera się na salę 219 Sądu Okręgowego w Warszawie. Sędzia nie reaguje. W końcu cicho prosi Jarosława Rymkiewicza, poetę, pozwanego za zniesławienie przez Agorę
Relacja z demonstracji Porozumienia Rawskiego przed Sądem Rejonowym w Iławie.Sprawy przeciwko Waldemarowi Kalinowskiemu i Andrzejowi Słonawskiemu.
Komentowanie nie jest już możliwe.