opublikowano: 24-03-2013
Dlaczego sądy i komornicy ściągają nas za fikcyjne długi? Czarna lista zaniedbań Temidy.
Tekst
poświęcony panu Maciejowi, któremu komornik ukradł z konta bankowego 2700
zł z tytułu nie istniejącego długu, wywołał istną burzę w
internecie. Bo też i sprawa jest rzeczywiście bulwersująca. Pan Maciej
został oskarżony o niezapłacenie ubezpieczenia auta, którego nigdy nie miał.
Ktoś zrobił mu głupi dowcip - wpisał na umowie ubezpieczenia jego imię i
nazwisko, PESEL. Składka nie została zapłacona, firma ubezpieczeniowa zaczęła
ścigać pana Macieja. Nieskutecznie, bo wysyłała monity na adres podany w
umowie ubezpieczeniowej, a więc fałszywy. Firma ubezpieczeniowa sprzedała dług
funduszowi sekurytyzacyjnemu, ten nie sprawdzając wiarygodności danych
skierował sprawę do sądu, który "przyklepał" wniosek, nie
weryfikując nawet czy dłużnik rzeczywiście ma zarejestrowane na siebie
auto, za które rzekomo nie zapłacił składki ubezpieczenia. Gdyby to
sprawdził, wyszłoby, że samochód jest zarejestrowany na zupełnie inną
osobę. Wyrok jednak zapadł, sąd wydał nakaz zapłaty, z którym funduszu
sekurytyzacyjny ochoczo pobiegł do komornika. Ten zajął panu Maciejowi
rachunek i koniec pieśni. A pan Maciej o sprawie dowiedział się dopiero
wtedy, kiedy zauważył, że ktoś położył łapę na jego pieniądzach na
koncie. Paranoja? A jakże.
Zdenerwowaliście
się na to wszystko bardzo-bardzo. Niektórzy z Was podawali
"przepisy" na to, jak w takiej sytuacji trzeba zareagować. A
procedura powinna być następująca: piszemy do sądu, który przyklepał
fałszywy dług, zażalenie na klauzulę wykonalności wraz z wnioskiem o
zawieszenie egzekucji z uwagi na nieprawidłowe doręczenie. Jednocześnie
piszemy do tego samego sądu wniosek o przywrócenie terminu do wniesienia
sprzeciwu oraz sprzeciw od nakazu zapłaty. Niektórzy z Was radzą, żeby
wszystko to skierować do e-sądu, bo może będzie szybciej i nie będzie
trzeba stawiać się fizycznie na rozprawie i zajmować cennego czasu
referendarzowi ;-). Potem podobno trzeba skierować kolejne dwa pisma:
wezwanie firmy windykacyjnej do dobrowolnego zwrotu pobranej kwoty i pozew do
e-sądu przeciwko tej samej firmie. No, trochę to upierdliwe, ale ponoć daje
gwarancję, że ci, którzy zabrali nam pieniądze, nie tylko oddadzą je co
do grosza, ale i pokryją wszystkie koszty, które ponieśliśmy na prawników
i ewentualne koszty sądowe. Niestety, problemem jest czas, bo odzyskanie
ukradzionych w majestacie prawa pieniędzy może potrwać od kilku do
kilkudziesięciu miesięcy.
"Parę
lat temu miałem podobną historię z komornikiem: samo przywrócenie terminu
zabrało mi coś około półtora roku! A kiedy po blisko czterech
latach dostałem pismo z prośbą o wskazanie konta do zwrotu kasy to uznałem,
że komornik mnie wkręca i chce zająć kolejny rachunek. Sprawność
polskich sądów i absolutna niechęć do wznawiania niby-prawomocnych postępowań-wyroków
skazuje malutkiego petenta
na drogę przez mękę" - piszecie w komentarzach. Inni z Was
wymieniają defekty prawa, które sprawiają, że tak żenujące i dziwaczne
przypadki się zdarzają. "To prawo i nasi kochani prawodawcy są
winni, że: a) komornicy nie mają obowiązku zweryfikowania danych dłużnika,
b)
wierzyciele nie ponoszą wystarczająco dotkliwych konsekwencji podania
nieprawdziwych danych, c) w e-sądzie nie ma obowiązku weryfikowania dokumentów,
d) formalne "doręczenie" pisma następuje po dwukrotnym awizowaniu,
bez weryfikacji adresu przez kogokolwiek (w
tym: listonosza)" - napisał w komentarzu jeden z czytelników.
Część
z Was ostrzega, by nie "zwalać" całej winy na e-sądy. "Problem
nie leży po stronie e-sądu (a raczej przepisów, na podstawie których działa),
lecz bardziej w działaniu: (a) nieuczciwych firm windykacyjnych, (b) Poczty
Polskiej, (c) braku spójnego systemu rejestracji adresów obywateli. Firma
windykacyjna wysyła pozew do sądu, posługując się adresem dłużnika
sprzed 10 lat. Niekiedy - dla pewności - specjalnie przekręcają adres, ot,
o jedną cyfrę. Sąd nie bada adresu, bo nie ma jak. Nakaz zapłaty wysyłany
jest pocztą pod wskazany adres. Zgodnie z przepisami dotyczącymi przesyłek
sądowych, nieodebranie takowej z poczty - w ciągu 14 dni - jest równoznaczne
z jej "doręczenie" w świetle prawa. Listonosze wrzucają awizo do
skrzynki, a następnie - po dwóch tygodniach - odsyłają nieodebrane (bo kto
miał odebrać, jak adres nieaktualny lub fikcyjny zupełnie?) pismo do sądu.
Jeżeli Poczta Polska odeśle pismo z adnotacją "adresat wyprowadził się",
"adresat zmarł" albo "adresat nieznany", to nie ma
problemu. Sąd będzie w takim razie wymagał ustalenia adresu aktualnego, a
firma windykacyjna pewnie odstąpi od ścigania dłużnika. W 90% przypadków
do sądu trafi jednak pismo z adnotacją "nie podjęto w terminie",
nakaz uprawomocniony, sprawa
zamknięta" - to kolejny głos w dyskusji.
Czy
od pocztowców można wymagać, by lepiej weryfikowali dlaczego ktoś nie
odebrał przesyłki awizowanej? "Z jednej strony, trudno się spodziewać
żeby doręczyciel na dużym osiedlu znał wszystkich swoich "klientów"
(a zwłaszcza wiedział, że ktoś takim "klientem" nie jest), ale z
drugiej
strony - na miłość boską - w końcu jacyś ludzie tam mieszkają, można
zapytać sąsiadów, administrację, ochronę w budynku..." -
piszecie. I trochę racji macie. Skoro listonosze mogą bawić się w
prywatnych detektywów i sprawdzać kto nie zapłacił abonamentu RTV, to
mogliby też od czasu do czasu ustalić dlaczego awizowana przesyłka z sądu
nie została po raz kolejny odebrana. "Jest pomysł Ministerstwa Sprawiedliwości,
aby - przynajmniej w e-sądzie - spiąć sąd z bazą PESEL i weryfikować w
ten sposób adres. Pomoże? Z ręką na sercu: ilu Polaków mieszka pod
adresem, w którym są zameldowani? Komu chce się przechodzić przez
biurokratyczne ceregiele z udowadnianiem prawa do lokalu, zwłaszcza, jeżeli
go wynajmuje "na gębę" (co z prawem nie jest, notabene,
niezgodne...)? Gdyby zgłoszenie adresu, jaki ma figurować w urzędowej bazie
danych było możliwe przez internet (bez podpisu kwalifikowanego), bez
latania z papierkami, wówczas - mimo wszelkich
niedoskonałości i ryzyk - można by uznać, że baza jest jako-tako
aktualna. Na pewno bardziej, niż ta wynikająca z meldunku" -
dorzucacie..
Piszecie
także, że do chrzanu są niektóre procedury. Np. terminy na odwołania.
"Jak już dłużnik się dowie, że jest jakiś nakaz zapłaty, który
go dotyczy
- bo ustali w banku, kto ściągnął kasę, a potem dowie się od komornika
kto go ściga - to ma tylko siedem dni na wysłanie do sądu odpowiedniego
rodzaju skargi. I chociaż ma wszelkie szanse wygrać, oraz otrzymać zwrot
poniesionych przez siebie kosztów (np. adwokata), to jednak:będzie te koszty
musiał najpierw wyłożyć, w banku pozostanie nieprzyjemna historia zajęcia
komorniczego, a jeżeli sprawy potoczą się naprawdę źle, to firma skupująca
długi może już zniknąć, i prawomocny wyrok poszkodowany będzie mógł
sobie, hmmmm, w ramki oprawić"
- kreśli jeden z czytelników naprawdę czarny scenariusz. "Należałoby
wydłużyć okres do zaskarżenia klauzuli bądź złożenia wniosku o
przywrócenie terminu do dwóch tygodni, oraz zobowiązać komornika do
zatrzymania w depozycie środków wyegzekwowanych od dłużnika na czas
rozpoznania tych skargi/zażalenia/wniosku. Na ryzyko dłużnika - niech od środków
zatrzymanych nalicza się (co najmniej) odsetki ustawowe,
jeżeli sąd przyzna jednak rację wierzycielowi, to komornik ściąga jeszcze
dodatkowe pieniądze dla wierzyciela" - to kolejny postulat.
I
na koniec dobra wiadomość od Artura Kiełbasińskiego, naszego redakcyjnego
dziennikarzo-redaktoro-prawnika. Otóż na bieżącym posiedzeniu Sejmu odbędzie
się czytanie zmian w kodeksie postępowania cywilnego. Zmiany mogą uporządkować
patologie związane z błędnymi doręczeniami. Nowe przepisów zakładają
bowiem, że w przypadku, gdy osoba wskazana jako dłużnik nie odebrała
nakazu zapłaty z sądu, jej sprzeciw wobec działań komornika będzie
oznaczał automatyczne wstrzymanie egzekucji oraz skierowanie sprawy do
merytorycznego rozpoznania. Posłowie zawarli też w projekcie zmian zapis, że
do każdego pierwszego pisma procesowego w sprawie konieczne będzie dołączenie
numeru PESEL lub NIP dłużnika. Ma to zapobiegać pomyłkom lub wręcz
celowym nadużyciom polegającym na błędnym wskazywaniu dłużnika przez
wierzyciela. Nowe przepisy przewidują także, że wskazanie przez wierzyciela
błędnego adresu dłużnika spowoduje ukaranie go przez sąd.
A więc: idzie ku dobremu.
Tematy w dziale dla inteligentnych:
ARTYKUŁY - tematy do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
Polecam sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
"AFERY PRAWA" - Niezależne Czasopismo Internetowe redagowane jest przez dziennikarzy AP i sympatyków z całego świata których celem jest PRAWO, PRAWDA SPRAWIEDLIWOŚĆ DOSTĘP DO INFORMACJI ORAZ DOBRO CZŁOWIEKA |
uwagi i wnioski proszę wysyłać na adres: |
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA
WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI
RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
Ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być
ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie
dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska,
zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób.
Ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i praw.
1 - Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz
pozyskiwania i rozpowszechniania informacji.
2 - Cenzura prewencyjna środków społecznego przekazu oraz koncesjonowanie
prasy są zakazane.
Komentowanie nie jest już możliwe.