opublikowano: 27-08-2011
Wrocław - upozorowana śmierć samobójcza
przez powieszenie Marka Stróżyka wraca do ponownego rozpatrzenia. Interwencja
dziennikarska
Dokonując przeglądu akt i dokumentacji będącej w zbiorach pokrzywdzonej pani Teresy J. związanych ze śmiercią Marka Stróżyka - upozorowana śmierć samobójcza przez powieszenie, która miała miejsce w nocy z 21 na 22 lipca 1989 roku w mieszkaniu Pani Teresy J. we Wrocławiu, natrafiono na szereg nieprawidłowości, jakie miały miejsce od samego momentu podjęcia czynności po jego wznowienie i ponowne ostateczne umorzenie pomimo rażących zaniedbań, uchybień proceduralnych i popełnionych przestępstw polegających m.in. na sfałszowaniu podpisów świadków pod sfabrykowanymi protokółami.
Pierwszy funkcjonariusz milicji prowadzący sprawę (Nr RSD 1275/89; Sygn. akt prok. 1Ds 1948/89 ) Marek Okruciński doprowadza do umorzenia z góry zakładając i wskazując na samobójczą śmierć przez powieszenie. Prokuratura pomimo zaleceń lekarza pogotowia ratunkowego o przeprowadzenie sądowej sekcji zwłok - odstępuje się od jej przeprowadzenia. W trakcie dochodzenia giną wszystkie dowody rzeczowe. Marek Stróżyk na miejscu zdarzenia pozostawia trzy listy pożegnalne w tym nawet do Prokuratury Rejonowej Wrocław-Krzyki, którą prosi, by nikogo nie pociągała do odpowiedzialności, bo decyzję o odebraniu sobie życia podjął sam. W trakcie dochodzenia listy te zostają zmienione i pojawiają się nowe prawie tej samej treści lecz pisane jak podaje ponowna ekspertyza grafologiczna wykonana na wniosek pełnomocnika pani Teresy J. w 2009r,,.. nie można jednoznacznie wykluczyć braku swobodnego powzięcia i wyrażenia woli przez wykonawcę wynikającego z ewentualnej zewnętrznej ingerencji pisane pod presją ( tu przymus fizyczny lub psychiczny)... " .
Ponadto jak podaje dalej ekspertyza grafologiczna jeden z podpisów prawdopodobnie w oryginale nie pochodzi od Marka Stróżyka. Prokuratura nie uwzględnia ekspertyzy i w odpowiedzi na pismo pełnomocnika pani Teresy J. o ponowne wszczęcie dochodzenia i otworzenie zniszczonych w 2004 r akt sprawy, Ds.4201/91, odpowiada, że,,.. Badane w Pani wniosku nowe okoliczności z uwagi na fakt, iż stanowią daleko idące przypuszczenia nie mogą stanowić podstawy do uznania, iż zgon Marka Stróżyka nastąpił w innych okolicznościach niż ustalono…”
Dodać należy, że ekspertyzę grafologiczna tj. Sprawozdanie z przeprowadzonych badań porównawczych pisma ręcznego wykonał grafolog z Laboratorium Grafologicznego Badań Dokumentów będący jednoczenie biegłym sądowy, z którego usług korzysta ta sama Prokuratura Rejonowa Wrocław Krzyki.
Wracając do sprawy;
Po sześciu dniach pomimo braku wyniku sekcji administracyjnej zwłok oraz protokołu przesłuchania najważniejszego świadka Pani Teresy Jankowiak sprawa zostaje pospiesznie umorzona. Nie zgadza się sie z tym Pani Teresa Jankowiak. W dniu 14.12.1989r składa zażalenie do Prokuratury Rejonowej, ta nie reaguje na podnoszone zarzuty, co do sposobu przeprowadzenia śledztwa oraz na pisemne zawiadomienie Pani Teresy Jankowiak , że Marek Stróżyk nie popełnił samobójstwa a został w jej domu zamordowany. W dniu 09.08.1990r pisemnie wystepuje do RPO, prosi o pomoc oraz uchylenie decyzji o umorzeniu dochodzenia z dnia 28.07.1989r.
RPO - Profesor Ewa Łotewska przychyla się do skargi i dochodzi do pierwszego wznowienia dochodzenia
Kolejny funkcjonariusz, Robert Kwiatek, prowadzący sprawę na wskutek interwencji pełnomocnika rodziców zmarłego, adw. Jan W. Kocot, który wskazuje 19 poważnych rażących naruszeń prawa, dopuszcza się podobnych niedociągnięć i uchybień. Zamiast wyjaśnić rzetelnie sprawę prowadzący ją doświadczony funkcjonariusz kieruje ją w kierunku z góry założonym – umorzyć postępowanie wyjaśnienia nagłej śmierci. I tym razem dochodzi do sfałszowania podpisów i przerobienia treści zeznań przesłuchiwanych świadków, których Pani Teresa Jankowiak nie mogła już zweryfikować albowiem posiada tylko kserokopie dokumentów.
Ale
wróćmy na chwile na miejsce zderzenia w dniu, w którym ono miało miejsce.
Teresa zeznaje – wiszące zwłoki bliskiego mi człowieka tuż przy moim łóżku
przemyślnie związane jakby został ukrzyżowany, a na tym, co działo się w
odstępie kilku, kilkunastu minut.
Kiedy ujrzałam to co ujrzałam zadzwoniłam po sąsiadkę (ważny świadek w
sprawie) Wandę, która wraz z córką natychmiast przybiegły do mnie na górę.
Stają w drzwiach i widzą wiszące zwłoki Marka. Przestraszone zabierają mnie
do siebie dwa piętra niżej. Próbują telefonować na pogotowie i milicję.
Jednak telefon jest zablokowany, gdyż dzwoniąc po Wandę nie odłożyłam słuchawki
na widełki. Wanda podczas próby wykonania telefonu stwierdza, że słyszy
jakieś szelesty, odgłosy w słuchawce, które mogą pochodzić tylko z jednego
miejsca – z mojego mieszkania; do sublokatora krzyczy – Tadeusz leć na górę
tam ktoś jest. Tadeusz nie spieszy się; dla niego ważniejszy wydawał
się wybór koszuli, jaką ma na siebie włożyć. Poszedł, jakąś chwile go
nie było. Kiedy wrócił usłyszałam jak prowadzi rozmowę telefoniczną. To
on zawiadomił pogotowie i milicję. Ale czy na pewno był pierwszym, który
zawiadomił pogotowie?
Do
mnie dociera informacja, że Marek już nie wisi, że jest odcięty. Ale na
pytanie Wandy, czy to on odciął zwłoki kategorycznie zaprzecza: tak też
zeznaje do akt sprawy.
Na miejsce przybywa lekarz pogotowia, który stwierdza zgon. Zauważa też, że
z plam opadowych wynika, iż ciało musiało leżeć jakiś czas w innym
miejscu?
Mówi: „ciało po zgonie dłużej leżało jak wisiało”.
Nietypowe jak na wisielca plamy opadowe, nietypowo podkurczone nogi, nietypowy
dla typowych objawów wygląd twarzy.
Gdzie i jak długo leżały zwłoki Marka przed powieszeniem? Kto je powiesił?
Kto odciął? I dlaczego leżały kilka metrów od miejsca powieszenia?
Lekarz pogotowia ratunkowego w późniejszych zeznaniach podaje, że to, co ją zastanawia i utkwiło w jej pamięci, kiedy przybyła pod wskazany adres zdarzenia, to, to, że zostawała zatrzymywana kilka razy przez nieznanych jej mężczyzn. Pierwszy raz przed samym wejściem do budynku, potem już na schodach przez kolejnego mężczyznę, a później przez kobietę, która prosiła, aby podała komuś środek na uspokojenie. Kobiecie (to była Wanda, która prosiła, aby lekarka mnie zbadała albowiem cierpię na arytmię serca) oświadczyła, że teraz nie ma na to czasu albowiem tam wisi człowiek, który może jeszcze żyje. Lekarka dodała, że odniosła wtedy wrażenie jakby ktoś celowo opóźniał jej dotarcie do wisielca.
Zastanawiające jest to, że skoro Tadeusz idąc na górę, aby odłożyć słuchawkę telefonu na widełki wraca na dół i oświadcza, że zwłoki są odcięte a następnie wykonuje dwa telefony na pogotowie ratunkowe i milicję w wiadomym celu, to jak się to stało, że lekarz pogotowia ratunkowego zeznaje, iż była przekonana, że udaje się do osoby wiszącej?
Lekarz pogotowia ratunkowego po kilku chwilach dociera do mieszkania na poddaszu. Nie zastaje wisielca; zwłoki leżą na podłodze w pozycji na wznak z rozrzuconymi rękami. Ustala zgon i wypisuje stosowną dokumentację medyczną, którą sporządziła z dowodu osobistego denata. Zauważa nietypowe plamy opadowe w okolicach lędźwi, zleca przeprowadzanie sądowej sekcji zwłok. Nie stwierdza typowych plam opadowych tzw. ,, skarpetek’ i ,,rękawiczek” charakteryzujących śmierć przez powieszenie. Plamy te nie wiadomo dlaczego potwierdza Prokurator Prokuratury Wojewódzkiej Zdzisław Brodzisz w ostatecznym postanowieniu z dnia 26.03.92r oddalając tym samym zażalenia adwokata Lecha Adamczyka na kolejne umorzenie dochodzenia, bez prawa do odwołania się wydanej decyzji. Wówczas, to sprawa raz na zawsze została zamknięta.
Jak później (11 kwietnia 1991 r.) zeznała: wnioskowałam o sekcję sądową lekarską. Adresując ją na protokóle zgonu, którą oddałam ekipie dochodzeniowej, oraz udzieliłam stosowne uwagi, które nie podobały mi się, a dotyczyły samej sytuacji, jaką zastałam w momencie przyjazdu na miejsce zdarzenia…
Pamiętam też, że zasugerowano mi gdzieś, że denat mógł się urwać w trakcie kołysania przez jakąś kobietę. Kto mi to sugerował nie pamiętam? Sugestia była dla mnie absurdalna, ponieważ wygląd kabla opisany przeze mnie wydawał mi się zaprzeczać o takiej możliwości.
…Ciało przekazałam ekipie milicyjnej.
Okruciński na miejscu przesłuchuje świadków. W pewnym momencie w obecności świadka Wandy S. pada pytanie o dowód osobisty denata. Wanda S. zauważa na stoliku pod schodami saszetkę, otwiera i stwierdza, że nie jest to saszetka M. Stróżyka. Odłożyła na miejsce w przekonaniu, że to kogoś z ekipy. Nie wiadomo dlaczego nagle po tym fakcie (ujawnieniu saszetki) Okruciński nakazuje wszystkim opuszczenie mieszkania w celu odnalezienia dowodu osobistego M. Stróżyka. W tym celu wszyscy udają się na drugą stronę ulicy gdzie parkował samochód Marka S.
Po jakimś czasie wracają na poddasze celem wykonania dalszych czynności. Przez ten czas ciało pozostało samo(?) W tym czasie znika saszetka.
Przy pierwszym pozostawieniu zwłok samych sobie te nagle zostają odcięte i rozpętane z kabli, na których został powieszony Stróżyk. Ciało znajduje się w pozycji niezgodnej do tej, w której wisiało - a dodatkowo ktoś podrzuca listy pożegnalne (W temacie listów wkrótce ujawnimy detale dotyczące sporządzenia i ich pochodzenia).
Śledztwo zostaje wznowione a adwokat Jan W. Kocot, wykazuje 19 poważnych uchybień proceduralnych. W 1991r nie, stwierdza sfałszowania protokółu z przesłuchania kluczowego w sprawie świadka: podrobienia jego podpisy i zmieniony treść zeznań tego świadka. Fakty te wychodzą na jaw dopiero w 1995r , co świadczy o dalszej ingerencji organów ścigania w sprawie.
W sprawie mamy doświadczonego funkcjonariusza (byłego esbeka) – Roberta Kwiatka. Początkowo wszystko wskazuje, że tym razem sprawa pójdzie jak z płatka. Jednak już na samo „dzień dobry” podczas rozmowy z Teresą Jankowiak prowadzący ją (Robert Kwiatek) wpierw świadkowi oferuje pomoc w jej sprawie prywatnej potem, kiedy widzi, że Teresa J nie jest zainteresowana niczym innym jak tylko wyjaśnieniem sprawy, Kwiatek zmienia opcję o 180° i zaczyna grozić stwierdzając m.in. „proszę pamiętać, kij ma dwa końce” i dodaje „nie uda się pani, z tej sprawy zrobić sprawy politycznej”(?)
Czyżby Kwiatek już wtedy wiedział, że ta sprawa będzie należała do tych nie do wykrycia? Czy nie za bardzo się przypadkiem wychylił ze swoją wiedzą?
Na zakończenie przesłuchania opcja Kwiatka wróciła do „normy”: poprosił świadka - niech mnie pani obsmaruje tak w prasie i TV, aby odsunięto mnie od sprawy.
No cóż z uznaniem należy stwierdzić, że ów pan wiedział, co czyni i co mówi. W końcu nie był byle, jakim milicjancikiem, tylko funkcjonariuszem nie byle, jakiego resoru lecz Biura (SB). Biura, które planowało różne gry na różne okoliczności i ewentualności.
Kwiatek przesłuchuje resztę świadków w obecności biegłego mecenasa. (To mecenas J.W. Kocot natrafia na ślad działania służb – WSW.).
Po odczytaniu zeznań te są podpisywane w obecności biegłego przez świadków i mecenasa w odpowiednich miejscach i na każdej ze stron.
W dniu 29 czerwca 2009 roku przedkładam w kancelarii mecenasa, Jan Witolda Kocot, kilka kserokopii z akt sprawy Nr RSD 1275/89, aby zechciał na nie rzucić swym fachowym okiem i potwierdzić lub zaprzeczyć, czy widniejące na tych protokółach podpisy na pewno zostały sporządzone przez mecenasa. A wszystko to po to, gdyż w aktach znajduje się wiele kart, które są kontrowersyjne ze względu na ich autentyczność - najpewniej zostały wyprodukowane na okoliczność "skręcenia sprawy", i dlatego, że natrafiamy znowu na ten sam problem – podpisy niektórych świadków zostały sfałszowane.
Mecenas Kocot rozpoznaje swoje dwa podpisy. Jeden przy przesłuchaniu świadka Agaty M. Drugi pod zeznaniami prowadzącego tę sprawę – Marka Okrucińskiego.
Stwierdza, że widniejące na stronach drugich protokołów zeznań tych świadków podpisy faktycznie są jego i może do tego momentu te zeznania autoryzować. Dodaje, że nieznane są jemu kolejne strony tych dwóch protokółu przesłuchań świadków i nie wie nic na temat trzeciego protokołu gdyż nie figuruje na mim jego własnoręcznie sporządzony podpis pomimo, ze jego nazwisko zostało maszynowo wpisane w stosownej rubryce. Dodaje: "nie brałem udziału przy tym przesłuchaniu."
Zatem zatrzymajmy się na chwilę przy tym zeznaniu faktycznego świadka Joanny S., pod którymi nie ma podpisu biegłego.
„Teresa otworzyła nam drzwi do wewnątrz jej mieszkania stanęła na progu przemieszczając się wraz z kierunkiem otwieranych drzwi. Wówczas gdy jeszcze Teresa stała plecami do wnętrza mieszkania zobaczyłam nad jej głową/Teresa jest niższa wzrostem ode mnie/ wiszącego Marka Stróżyka. W tym momencie krzyknęłam coś i zatkałam sobie twarz ręką. Wówczas Teresa powiedziała Asiu nie bój się to jest Marek, on ci nic nie zrobi. Byłam tak przerażona, że moja mama na mój widok zabrała za rękę mnie i Teresę i udałyśmy się do naszego mieszkania.…
W mieszkaniu Teresy byłam ponownie dopiero wraz z milicją. Poszłam tam po nasze wideo, ponieważ Marek w dniu poprzedzającym pożyczał je od nas coś przegrywał. Jak weszłam widziałam Marka jak leżał już na podłodze. Natomiast, gdy byłam pierwszy raz w mieszkaniu Teresy to Marek wisząc miał głowę przechyloną na bok od mojej prawej ręki. Ręce jego, były uniesione do wysokości ramion, sprawiając wrażenie, jakby chciał fruwać.
Kabel natomiast przewieszony był moim zdaniem w ten sposób, że jedna jego część związana była z szyją i hakami i dwa inne, sięgające w pionie od haków w stronę jego dłoni.
…Ręce miał ściśnięte. Będąc po raz drugi w domu Teresy Marka widziałam już bez kabli na szyi.
Teresa w rozmowie z mecenasem podtrzymuje swoją wersję, że Stróżyk nie mógł się sam w taki sposób powiesić, co miał wykluczyć wnioskowany eksperyment, ale i z niego uczyniono parodię. Mecenas dzień przed rzekomym samobójstwem rozmaił ze Stróżykiem, gdyż ten był jego klientem i nic nie wskazywało na jego zły stan psychiczny, wręcz przeciwnie – był w znakomitej formie psychofizycznej. Dodał również, iż jego zdaniem za śmiercią Stróżyka stały któreś ze służb. A sprawa zmakulowania akt jest ewidentnym tego dowodem.
Pani Teresa próbowała tez uzyskać pomoc z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Pierwsze pismo Komitetu Helsińskiego w Polsce pochodzi z 28 sierpnia 1991 roku zostało wystosowane przez Marka A. Nowickiego, w treści którego znajduje się prośba o informowanie Komitetu (na bieżąco) o przebiegu śledztwa związanego z zabójstwem Marka Stróżyka. Prośba ta została skrupulatnie spełniona przez poszkodowaną Teresę: poszkodowana regularnie wysyłała na adres Komitetu Helsińskiego, później Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka dokładny opis toczących się postępowań stosowne dokumenty właściwych instytucji, a również wycinki publikacji prasowych dotyczących tej zbrodni. Zaskokującą odpowiedź, jaką Helsińska Fundacja Praw Człowieka 17 grudnia 2007 (28065/2007/KH/656/TK) wystosowała do Teresy informując ją bardzo uprzejmie, że po 16 latach nadziei jaką jej dano, nagle okazało się, iż - od początku prośba o pomoc była skierowana do nieodpowiedniej instytucji...
W tym miejscu pytamy wprost - Czy rzeczywiście Fundacji zależy na niesieniu pomocy osobom poszkodowanym przez ówczesny system – reżym państwa milicyjnego PRL?
Czy może bardziej w interesie Fundacji jest przyłączenie się do głośnych procesów gdzie prestiż Fundacji wrasta wraz z renomą kancelarii reprezentującą poszkodowanych?
Dlaczego nikt z Fundacji nie pofatygował się, aby piszące udzielić choćby właściwej wskazówki, co i jak oraz do kogo mogłaby się zwrócić?
Dlaczego Fundacji nie zależy na wykryciu spisku ówczesnych służb bezpieczeństwa SB i kontrwywiadu cywilnego i woskowego PRL?
Czy aby na pewno Fundacja kieruje się ogólnie pojętym dobrem obywateli?
Jak działa i do kogo jest skierowany - Program Prawa Człowieka a Prawa Przeszłości?
Chcielibyśmy dowiedzieć się, na czyje zlecenia działa fundacja, poznać oficjalne stanowisko Fundacji w tej sprawie, albowiem mamy przeświadczenie o niefachowości, nierzetelności - typowej "postawy strusia " pracujących tam pseudo-specjalistów.
Pomimo
"olania" ewidentnych dowodów przez funkcjonariuszy prokuratury uparta
Teresa nie zamierza się poddać i chce udowodnić, że nikt nie powiesi się
obok ukochanej osoby, mając paszport od 1980r, jeszcze w komunie co
nie było proste, mając cel w życiu i nie mając zadłużenia.
Czy tak jak Lepper za dużo wiedział i dlatego musiał zginąć tak haniebną
śmiercią? ...
Prokuratura Wrocław - Krzyki odtwarza dokumenty. Wierzymy, że nie tylko ta
tajemnica śmierć zostanie wyjaśniona przez "podobno niezależnych"
prokuratorów... powodzenia :-)
cdn.
Więcej:
ARTYKUŁY - tematy do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
Polecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
Komentowanie nie jest już możliwe.