Imieniny:

AferyPrawa.com

Redaktor Zdzisław Raczkowski ujawnia niekompetencje funkcjonariuszy władzy...
http://Jooble.org
Najczęściej czytane:
Najczęściej komentowane:





Pogoda
Money.pl - Kliknij po więcej
10 marca 2023
Źródło: MeteoGroup
Polskie prawo czy polskie prawie! Barwy Bezprawia

opublikowano: 26-10-2010

AFERY PRAWA OSZUSTWA KRETYNÓW I KABOTYNÓW Z KRAKOWSKIEJ PROKURATURY

Bóg w formie kretyna i kabotyna objawił się w Prokuraturze Rejonowej Kraków-Krowodrza. dr Marek Głogoczowski  

Czyli historia z życia w krainie o medycznej nazwie "Nowotwór Polska"  Kraków/Zakopane, 06.10.2008 

Motto:

(...) Dane osobowe oraz wizerunek każdego obywatela (przeciwko któremu toczy się proces) powinny być zamieszczone na portalu jeszcze przed zapadnięciem ostatecznego wyroku. Opisana byłaby cała historia przebiegu śledztwa i procesu. (...) Zamiast gremialnie skrzyknąć się przeciwko przestępcom i ujawniać dane domniemanego złoczyńcy, co spowodowałoby liczniejsze zgłaszanie się świadków i sprawniejszy rozwój śledztwa i toczenie się procesu, to filozoficzni przedstawiciele narodu kombinują, w jaki sposób jak najmniej danych przekazać społeczeństwu. To dla kogo większe prawa "dla ofiar, czy dla przestępców?"
 (...) Państwo musi wiedzieć o zakupie nawet tylko paru śrubek i ziemniaków (...) jednak nadal nie potrzebuje wglądu w największe kryminogennie funkcjonujące korporacje zawodowe prawników i lekarzy. 

Zreformować system karny!
Mirosław Naleziński, Gdynia
www.zaprasza.net
oraz www.mirnal.neostrada.pl 

Światowy Ruch Obrońców Reżymu Wielkich Gangsterów 

Dokładnie 18 lat temu, za pomocą tak zwanej "terapii szokowej" zaczęto w Polsce budować tak zwane "Państwo Prawa (i Sprawiedliwości)", wzorowane na ustrojach obowiązujących, od ponad 200 lat, w krajach anglosaskich, czyli w Anglii i w Stanach Zjednoczonych. Otóż jeśli chodzi o ustrój Imperium Britannicum, to piętnaście lat temu, angielski pisarz John Berger przypomniał w "Le Monde diplomatique", że w jego ojczyźnie już od trzech wieków, pod przykrywką "liberalnej demokracji" ukształtował się reżym "małych gangsterów". Ja zaś w miesięczniku "Dziś", w tym samym roku 1993 (nr. 12/39) pisałem, że zorganizowana przez Zachód (głównie przez tandem USA-GB) kuracja szokowa ekonomii Europy Wschodniej oznaczała ukryte przejęcie władzy w krajach post-socjalistycznych przez Wielkich Gangsterów, w rodzaju George Sorosa, twórcy Fundacji Batorego i współudziałowca HRW, czyli międzynarodowej siatki Obrońców Praw Człowieka (i Gangstera). Te, wciąż wpływowe organizacje biznesmenów, skutecznie zorganizowały w Europie Środkowej, ponadnarodowy system kontrolowanego przez mafię "wolnego rynku" (d. frymarku), funkcjonującego nie tylko w sferze ekonomii oraz mediów, ale także w procedurach prawnych, w kulturze, sporcie oraz w edukacji, w zakresie której mam wieloletnie akademickie doświadczenie. 

No i w ciągu ostatniego roku miałem możność przekonać się na własnej skórze (dosłownie, bo przez kilka miesięcy musiałem w Krakowie sypiać u znajomych), oraz na własnej kieszeni (bo odbudowa mieszkania po pożarze kosztowała mnie około 20 tysięcy złotych), jak działa system prawny III/IV RP, którą warto określać poetycko-lekarskim terminem NOWOTWÓR "POLSKA". Cóż bowiem mi się przydarzyło? Otóż w roku 2003 zmarła moja matka i aby utrzymać zajmowane przez nią, dwupokojowe mieszkanie w Krakowie, przez następne 4 lata użyczałem jednego pokoju oraz kuchni (przerobionej na oddzielny pokój) dwojgu studentom, obecnie już na V roku Małopolskiej Akademii Pedagogicznej. Czynsz dzieliliśmy na 3 części, bo wydało mi się nie etycznym abym ja, nienajgorzej przecież uposażony Starszy Wykładowca na Pomorskiej Akademii Pedagogicznej, jeszcze dodatkowo zarabiał na biednych studentach. 

Jednym z użytkowników "od trzech ponad lat" tego mieszkania była Aleksandra W. (nazwisko podane w liście jej narzeczonego), która w roku 2007 znalazła sobie chłopaka w Anglii i to w dodatku, jak się później okazało, bardzo bogatego. Ponieważ ja aż do tego lata pracowałem w Słupsku (obecnie jestem na emeryturze), więc w Krakowie bywałem rzadko, jej "chłopaka" widziałem raz, przez kilka minut i zrobił on na mnie wrażenie jakby mnie "nienawidził " być może przez to "burżuazyjne" mieszkanie, z meblami i obrazami z przełomu XIX i XX wieku. 17 listopada 2007 otrzymałem w Słupsku telefon, że w mym mieszkaniu w Krakowie był pożar i że spalił się cały pokój Aleksandry W. Według jego użytkowniczki coś wybuchło wewnątrz pieca kaflowego z grzałkami elektrycznymi tuż przed godziną 6 rano, kiedy ten piec był najbardziej nagrzany. Jednak strażacy, którzy ugasili pożar już rozprzestrzeniający się na drugi pokój, żadnych uszkodzeń pieca nie zauważyli, natomiast znaleźli przed piecem resztki rozerwanego pojemnika z dezodorantem, rozpylanym przy pomocy skroplonego w tym pojemniku propanu-butanu. 

 Zaplombowaną prze policję część mieszkania udało się otworzyć, do wizytacji biegłego, dopiero w dziesięć dni później i starszy wiekiem Karol Popiela, biegły ds. pożarów i wybuchów Sądu Okręgowego w Krakowie, stwierdził, iż główne ognisko pożaru znajdowało się ok. 1 m nad podłogą wewnątrz szafy trójdrzwiowej, stojącej między piecem a drzwiami wejściowymi do pokoju. Biegły to wywnioskował na podstawie oględzin ściany przy piecu, z której to ściany tynk został w trakcie pożaru i akcji gaśniczej odłupany, a także na podstawie wyraźnie nadpalonych desek stropowych nad miejscem, w którym stała ta szafa. Pomimo mej propozycji, by zmierzyć długość, zachowanego w całości, bez jakichkolwiek śladów opaleń, dna tej szafy, by ściśle ustalić odległość tej spalonej szafy od pieca, biegły stwierdził, że nie potrzeba tego robić. Gdy zaś zauważyłem, że bezpośrednio pod piecem jest zdeformowany w gąbczastą "narośl" (patrz załączone zdjęcie) kabel elektryczny, to go zbadał i stwierdził, że pożar nie wybuchł wskutek zwarcia tego kabla doprowadzającego prąd do pieca. Po powtórzonej po raz drugi, w następnym tygodniu, inspekcji biegły Popiela w zasadzie nic mi nie powiedział na temat przyczyny pożaru, który wyraźnie rozpoczął się przy nagrzanych najbardziej o godz. 6 rano drzwiczkach pieca, przy których zaczęły się palić jakieś zgromadzone między piecem a szafą przedmioty i który to ogień przeniósł się następnie na szafę - tak mi mówili, wszyscy pytani o to świadkowie pożaru (co zresztą wszyscy czworo potwierdzili w swych zeznaniach na policji, do których miałem dostęp dopiero w marcu 2008). 

Tej feralnej nocy w rzeczonym mieszkaniu spały aż 4 osoby: w oddalonej od spalonego pokoju o pokój przechodni i przedpokój byłej kuchni, nocował także Grzegorz I., młodszy brat Pawła I., któremu tę byłą kuchnię użyczałem, a u Aleksandry W. spał jej narzeczony z Anglii, Michał W. mający lat 27. Tak, iż pożar się rozprzestrzenił w obecności aż czterech dorosłych osób i nie było z ich strony żadnej akcji gaśniczej - gdy bracia I. chcieli zalać wodą niewielki jeszcze pożar między szafą a piecem, to Aleksandra krzyknęła, że mogą się porazić prądem z pieca i z tej prostej akcji zrezygnowali, ograniczając się do wezwania straży pożarnej, która nadjechała w 9 minut po zgłoszeniu (o godz. 5.45 rano ulice w Krakowie są jeszcze puste.) 

List elektroniczny od "boga" Dzisiejszych Czasów 

W trakcie drugiego przesłuchania mnie, w dwa miesiące po pożarze, na IV Komisariacie Policji, prowadzący śledztwo st. posterunkowy Wiesław Sroka powiedział mi, że według opinii biegłego Popiela szafa była oddalona tylko o 30 cm od czoła pieca. Wydało mi się to niedorzecznością, bo moi rodzice ustawili tę szafę, w latach 1970, w bezpiecznej odległości "na oko" pół metra od pieca. Po powrocie z Komisariatu zabrałem się niezwłocznie do oględzin, nie zakrytej jeszcze  - tak jak ściana obok - panelami przy odbudowie, podłogi przy piecu, mając nadzieję, że znajdę na podłodze jakiś ślad po tej szafie. Jakież było moje zdumienie, gdy zamiast śladu szafy, pod piecem odkryłem bardzo wyraźny "ogniowy ślad" czegoś, co przypominało położoną na boku czarną plastikową walizkę z dużą boczną kieszenią, podobną do tej, jaką widziałem u Aleksandry W. dwa tygodnie przed pożarem, jak się z nią wybierała do Londynu! Co więcej, dębowe klepki podłogi bezpośrednio pod drzwiczkami pieca były silnie zwęglone, co wskazywało, że w wąską przestrzeń między piecem a "walizką" coś palącego się musiało się zsunąć, i to "coś" po prawej stronie drzwiczek najwyraźniej zatrzymało się na stopionym kablu, nie dotykając podłogi. 

           
fot. 1. Szerokość dębowej klepki podłogi 6 cm 

Wraz z Pawłem I. dokonaliśmy zdjęć podłogi pod piecem (patrz fot. 1) i następnego dnia złożyłem na policji "Istotny dodatek" do zeznań złożonych 16 stycznia br. Przestawiłem w nim "Hipotezę roboczą", według której M. W. który przez około 2 minuty przebywał sam w płonącym "podówczas jeszcze niegroźnie" pokoju (inni świadkowie zgromadzili się wtedy w kuchni, dzwoniąc po straż i mocząc koc, by nim ugasić pożar), by zakamuflować przyczynę pożaru po prostu przerzucił rozerwana przez wybuch dezodorantu, nadpaloną walizkę do szafy, a to "coś", co płonęło bezpośrednio przed piecem, wyrzucił na szafę. Tam bowiem zauważył, nie dający się już ugasić, ogień Paweł I., gdy z namoczonym kocem po raz drugi wszedł do pokoju, w którym działał W. Ten bardzo aktywny w trakcie pożaru młody biznesmen stwierdził w swym zeznaniu na policji, że w okresie gdy przebywał w pokoju sam, to wyrzucił prze okno płonący dywan, a następnie wyniósł, od razu na klatkę schodową, pokaźnych rozmiarów "walizkę" swoich (i nie tylko swoich) cennych przedmiotów. 

Ponieważ telefon Aleksandry W. (nr. +600-651-311) przestał odpowiadać na me próby połączenia się, więc skomunikowałem się z jej rodzicami. Od jej matki dowiedziałem się, iż Ola suszyła feralnej nocy ręcznik na drzwiach szafy koło pieca (mnie opowiadała wcześniej, że suszyła na piecu skarpetki) i to może ten ręcznik, spadając na drzwiczki od pieca, wywołał pożar. Przy okazji matka Aleksandry zbeształa mnie, że ani ja, ani właściciel kamienicy nie mieliśmy ubezpieczenia od pożaru. Ma rozmowa z matką Aleksandry W. odniosła taki skutek, że już następnego dnia otrzymałem z adresu Kent County Council (koło Londynu) email od M. W, w którym dość brutalnie ostrzegał mnie abym się nie ważył dociekać w jaki sposób wybuchł i się rozprzestrzenił pożar w trakcie jego nocnej, nie autoryzowanej przeze mnie, obecności w wynajmowanym przeze mnie mieszkaniu. W. pisał m. innymi "chcilabym uswiadomic Panu, iz nie jest tak, ze moze Pan odgrazac sie sądem czy pozywac do sadu bez konsekwencji ... Mam nadzieje, ze (poniższa informacja) u(ch)roni Pana od popelnienia swojego rodzaju glupoty ... Jestem wlascicielem firmy informatycznej w UK od trzech lat, ktora wykonuje zlecenia dla rzadu Wielkiej Brytanii....  zalaczam kontrakt z Kent County Council w UK na kwote 600 funtow (3000 PLN) dziennie za wykonanie zlecenia. ... . wloze odpowiednia ilosc pieniedzy aby sprawe wyjasnic, ... poniesie Pan koszty sadowe procesu moje i wlasne," (itd. patrz całość tego symptomatycznego listu w załączeniu). 

Ten list elektroniczny, implicite informujący, że W. jest żywotnie zainteresowany, aby szczegóły pożaru nie zostały ujawnione, pokazywałem wielu moim znajomym, w tym doświadczonym prawnikom oraz policjantom. Wszyscy byli zdumieni "co to za facet ten W., z taką hucpą chwalący się swymi zarobkami w Anglii oraz swymi finansowymi możliwościami "wyjaśnienia sprawy"?"
Dla mnie rzeczony W. zaprezentował się w swym e-liście jakby jakiś "bóg", wręcz Wszechmocny
. Całkiem inaczej odczytał ten list mój rówieśnik, towarzysz mych tatrzańskich wspinaczek jeszcze we wczesnych latach 1960, znany krakowski prawnik, który w latach 1990 był konsulem generalnym RP w Paryżu. Na podstawie W. elukubracji w stylu "czy pan wie, kto ja jestem", wyraźnie uwolnionych ze staroświeckich więzów społecznych, zwanych potocznie kulturą osobistą, określił on autora listu zwięzłym terminem KRETYN I KABOTYN. 

Prokuratura Krak-Krowodrza "jak jeden mąż" broni interesów Kretyna i Kabotyna z Londynu
 
         Prowadzący śledztwo na IV Komisariacie Policji st. posterunkowy Wiesław Sroka mój "Istotny dodatek" załączył do akt sprawy 6Ds2168/07 i te akta znalazły się, pod koniec stycznia br., w Prokuraturze Rejonowej Kraków-Krowodrza. Tam jeszcze cały miesiąc musiałem czekać, aż studiujący akta tej sprawy asesor Konrad Szewczyk przesłucha biegłego Popielę na okoliczność nowych danych, jakie ujawniły się na zrobionych 16 stycznia zdjęciach podłogi pod piecem. Tak, iż dopiero w prawie cztery miesiące po pożarze, w marcu br. uzyskałem możność wglądu w akta zawierające, m. innymi, opinię biegłego Popiela. I tutaj niewątpliwie ogromne było moje zaskoczenie, gdy w Posumowaniu opinii tego fachowca wyczytałem, że:
1. Ognisko pożaru, czyli miejsce gdzie pożar został zainicjowany, znajdowało się wewnątrz szafy trójdzielnej ... można jedynie domniemywać,, iż przyczyną pożaru było zapalenie materiału palnego od nagrzanego pieca elektrycznego ... szafa trójdzielna znajdowała się w odległości około 30 cm od wspomnianego pieca i zawieszenie ręcznika na bocznej ściance szafy trójdzielnej tę odległość zmniejszała. ...
2. Pożar nie spowodował (...) zagrożenia dla mienia w wielkich rozmiarach gdyż został ugaszony w zarodku i nie rozprzestrzenił się poza miejsce zainicjowania (szafę) ....
 
         Odnośnie pkt.1 biegły oczywiście był w błędzie twierdząc, że zawieszenie między szafą a piecem ręcznika zmniejszała odległość tej szafy od pieca. Co ciekawsze, duży ręcznik frotowy jest złym przewodnikiem ciepła i jego umiejscowienie między szafą a piecem winno, myśląc logicznie, zmniejszyć a nie zwiększyć przepływ ciepła (głownie przez promieniowanie) do ścianki szafy, a zatem i zmniejszyć prawdopodobieństwo, że coś się wewnątrz tej szafy zapali od rozgrzanego pieca (Jak to sprawdziłem doświadczalnie, już w odległości 15 cm od rozgrzanych maksymalnie, na zasilaniu - o godz. 5.50 rano drzwiczek pieca, temperatura przekracza tylko o 6 stopni średnią temperaturę w pokoju.)
 
         To, że argument biegłego o zapaleniu się czegoś wewnątrz szafy, za pośrednictwem (nienaruszonego przez ogień) ręcznika wiszącego między szafą a piecem, to zwykły kretynizm, zauważył zarówno mój kolega, starszy wiekiem prawnik, jak i młody wiekiem policjant, posterunkowy P., przesłuchujący mnie w IV Komisariacie na okoliczność kradzieży, przez M. W, cennych dyplomów w trakcie wzmiankowanego pożaru. Natomiast w czasie prawie dwugodzinnego przesłuchiwania mnie, 21 marca br. przez asesora Szewczyka w Prokuraturze odniosłem wrażenie, iż on chyba WIERZY w możliwość istnienia takiego pozafizycznego zjawiska. I oczywiście prok. Szewczyk, pomimo mych aż trzykrotnych formalnych protestów (m. innymi, przeciw zmyśleniu przez biegłego, że szafa stała tylko 30 cm od pieca, skoro odbicie sadzą dna szafy na ścianie obok wskazywało, iż stała ona dokładnie 50 cm od tego źródła ciepła), zaakceptował, wystawione 1 kwietnia br. (Prima Aprilis!) przez policję "Postanowienie o umorzeniu śledztwa". Podkreślam, iż to "Postanowienie" bez reszty oparte zostało na zacytowanych powyżej, w pkt. 1 i 2, opiniach biegłego Sądu Okręgowego w Krakowie. (Jeśli chodzi o pkt. 2, to pożar oczywiście nie ograniczył się do samej szafy, jak to obłudnie stwierdził Popiela: stojący o kilka metrów od tej szafy solidny stół tak bardzo się palił, że aż się zapadł; odległy o ok. 3m od pierwotnego ogniska pożaru zabytkowy zegar szafkowy z pocz. XX wieku uległ całkowitemu zwęgleniu, itd.)
 
         Zniechęcony bezskutecznością mych starań o korektę opinii biegłego, zrobiłem to, co proponowali mi przesłuchujący mnie policjant W. Sroka oraz prokurator K. Szewczyk: na policji zgłosiłem kradzież, w trakcie pożaru, metalowej (koloru "ołowianego") tuby z dyplomami UJ mego ojca i mego dziadka - ten ostatni z końca XIX wieku, na pergaminie z dużą pieczęcią woskową, oczywiście po łacinie z wielkim nagłówkiem Francis Joseph Ier Imperator Austriae. Z powództwa cywilnego zaś wystąpiłem do sądu o odszkodowanie za straty materialne wynikłe z pożaru. O tym, że fałszywe opinie wydawane przez biegłych też są karalne dowiedziałem się dopiero w czerwcu od prokuratora Miroslawa Mazura w "mojej" Prokuraturze i natychmiast wniosłem do tejże Prokuratury wniosek o powtórne zbadanie zasadności, dla fizyka ewidentnie kretyńskiego, orzeczenia biegłego Popieli, że pożar wybuchł nie bezpośrednio przy przegrzanych, (wskutek zablokowania odpływu od nich ciepła przez łatwopalny materiał w rodzaju ręcznika) drzwiczkach pieca, ale że zainicjowany został wewnątrz stojącej nieopodal szafy. (Biegły w swej opinii napisał (str. 8/9): "Na drzwiczkach, zarówno paleniskowych jak i również popielnikowych śladów przegrzania nie stwierdzono; proszę porównać tę "fachową" opinię ze zrobionymi niedawno zdjęciami bardzo pociemnionych, zwłaszcza w górnej części górnych drzwiczek pieca w pokoju, w którym był pożar [fot. 2], z analogicznymi drzwiczkami pieca elektrycznego znajdującego się w pokoju obok [fot. 3].) 

       

fot. 2                                      fot.3

Tak więc w pół roku po pożarze wystąpiłem aż w trzech przedmiotach (i w dwóch instancjach) z wnioskami o zbadanie sprawy "dziwnego" pożaru i o ewentualne odszkodowanie za poniesione wskutek niego straty. Zaś we wrześniu br. zrozumiałem, że chyba we wszystkich tych sprawach będę przegrany. Czyli wszystko obecnie wskazuje, że "bóg" - czyli Kretyn i Kabotyn z Radomia/Londynu wiedział z góry jaki będzie wynik mych starań, gdy w styczniu mi napisał, że "chcilabym uswiadomic Panu, iz nie jest tak, ze moze Pan odgrazac sie sadem czy pozywac do sadu bez konsekwencji" i że (informacja o "boga" dochodach w Anglii) "u(ch)roni Pana od popelnienia swojego rodzaju glupoty"...
 
Oto jak "bóg" mi uświadamia mą małość:
1. Mój pozew o odszkodowanie za pożar, solidarnie od M. W. i Aleksandry W., został już 23 maja zarejestrowany pod sygnaturą IC 405/08/K w Wydziale Cywilnym I Sądu Rejonowego w Krakowie-Krowodrza i następnie przekazany, "po właściwościach", do rozpatrzenia przez Sąd Rejonowy w Lubaczowie. Gdzie mój pozew "utknął" i już od czterech miesięcy nie mogę się doczekać, pomimo mych ponagleń, jaki mu w Lubaczowie (skąd pochodzi Aleksandra W.) nadano numer sprawy. Najwyraźniej "bóg" rozciągnął swe "macki" i nad odległy od Krakowa o blisko 300 km Sąd w Lubaczowie.
 
2. Mój wniosek o pociągniecie do odpowiedzialności karnej za złożenie fałszywych zeznań przez Aleksandrę W., która w pierwszym swym zeznaniu na policji stwierdziła, że cenne dyplomy doctoris iuris i doctoris philosophiae UJ mych przodków wisiały na ścianie w jej pokoju i zapewne uległy spaleniu, zostało umorzone przez Sąd Kraków-Krowodrza na podstawie opinii zajmującego się tą sprawą prokuratora Jacka Skały, który stwierdził, cytuję "Jedna z wersji opiera się na założeniu, iż dyplomy te znajdowały się w tubie za (?) szafą, druga zaś, że wisiały na ścianie w jednym z pomieszczeń i tam też uległy spaleniu. W zakresie (ustalenia która wersja jest prawdziwa) przeprowadzono wszelkie potencjalnie możliwe czynności. Nie pozwoliły one jednak na uznanie jednej z wersji za mogącą stanowić podstawę jednoznacznych ustaleń faktycznych. Stąd też przyjęto występowanie negatywnej przesłanki procesowej w postaci braku danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia czynu". Oczywiście prokurator Skała robi z siebie w tym wywodzie osobę w swym zawodzie kompletnie nie kompetentną, która (udaje że) nie wie, że wystarczy spytać dość licznych, wyszczególnionych w mym pozwie świadków - i to nie tylko z Tel Awivu (Izrael Szamir z żoną) oraz z Gdańska, ale i z łatwo dostępnego Krakowa, by potwierdzić, że cenne dyplomy były przechowywane w niepozornej metalowej tubie z "głowicą" mieszczącą woskową pieczęć UJ. (Tę niepozorną tubę, zapewne poinformowany co się w niej znajduje przez swą narzeczoną, której pokazałem rzeczone dyplomy przed trzema laty, W. zapewne spakował, jako "biżuterię Oli", do swej obszernej walizki, która wyniósł od razu na klatkę schodową. W miesiącu maju br. zacząłem dostawać emaile od jakiegoś Crysa "gypsy" Donovana, który łamaną angielszczyzną mnie zapewniał, że jego przodek nazywał się Adam Glogoczowski i że urodził się on - a następnie wyemigrował do USA gdzie zmienił nazwisko na "Goolic" - pod koniec XIX wieku na odpowiednio 2 i 3 lata przed datą urodzenia, a następnie datą otrzymania doktoratu UJ, przez mojego dziadka Andrzeja Głogoczowskiego. Te tajemnicze emaile, domagające się szczegółowych informacji o mej rodzinie w wieku XIX, są doskonałym potwierdzeniem, że rzeczone dyplomy nie uległy spaleniu i że W. dorabia do nich obecnie tzw. "ancestry" by je móc lepiej sprzedać na aukcji gdzieś w Anglii - który to interes oczywiście zwrócił by mu koszty poniesione w trakcie "wyjaśniania sprawy" pożaru w mieszkaniu po mej matce.) 

3. No i w końcu ostatnia, najważniejsza sprawa, mój wniosek do Prokuratury (sygn. 5DS 151/08) o powtórne zbadanie sprawy sfałszowania opinii przez biegłego Popiela. Tym wnioskiem zajęła się tym razem prokurator Marta Suchowolska, która przez kilkanaście minut mnie przesłuchiwała w tej sprawie. Wydając, w dniu 28 sierpnia "Postanowienie o odmowie śledztwa" prokurator Suchowolska już w pierwszych zdaniach wydanego przez nią Uzasadnienia dokonała niewielkiego, ale istotnego przekrętu, dosłownie przekręciła mą wypowiedź, stwierdzając że, cytuję "Wymieniony (tj. Marek Głogoczowski) zeznał, że opinia (biegłego Popiela) została wydana w wyniku przyjęcia przez biegłego korzyści majątkowej od ... Michała W.." Otóż ja, zgłaszając wniosek o wznowienie postępowania w sprawie pożaru, napisałem wyraźnie, szukając przyczyn dla której Popiela wykonał tak niedorzeczną i niechlujną ekspertyzę, iż "W tym wypadku zwykła logika sugeruje, że przekazaną mi w emailu ( otrzymanym 24 stycznia br. od W.) wiadomość należy odczytać w czasie przeszłym, "włożyłem odpowiednią ilość pieniędzy, aby sprawę wyjaśnić". Czyli po prostu, że W. zapłacił, już pod koniec 2007 biegłemu Popiela, itd - Otóż "sugerowanie" (czy "sugestia"), to jest rodzaj przypuszczenia, a zatem i drugie zdanie, sformułowane w trybie oznajmującym i połączone z poprzednim spójnikiem "czyli", z punktu widzenia logiki też należy traktować jako przypuszczenie, a nie oznajmienie, co stanowi zasadniczą różnicę. 

Co ciekawsze, z faktu, że prokurator Suchowolska zbuntowała się w swym "Uzasadnieniu" przeciw podstawowej regule rachunku zdań, wynika logicznie - tak jak w przypadku asesora Szewczyka zbuntowanego przeciw podstawom fizyki - iż jest osobą umysłowo, mówiąc językiem akademickim, nieco ociężałą, czego jednak (w przeciwieństwie do K. Szewczyka) nie zauważyłem w trakcie mej kilkunastominutowej z nią rozmowy. Ta zaś ostatnia obserwacja sugeruje (a więc oznajmia w trybie przypuszczającym), iż pani prokurator zachowała się jak hipokryta, czyli kabotyn, o której to kategorii Znawców Prawa Jezus z Nazaretu rozgłaszał, iż "dostrzegają komara a połykają wielbłąda": Suchowolska bowiem W OGÓLE SIĘ NIE USTOSUNKOWAŁA do mych merytorycznych, zawartych aż na trzech, gęsto zapisanych stronach A4, zarzutów dotyczących ekspertyzy Konrada Popieli! 

Me kolejne zażalenie na brak jakiegokolwiek, merytorycznego ustosunkowania się prok. Suchowolskiej do ewidentnie fałszywych (tryb oznajmujący!) stwierdzeń biegłego ds. przyczyn pożarów i wybuchów, zostało odrzucone, 18 września br., przez Z-cę Prokuratora Rejonowego Bogusława Machynię i sprawa została przekazana do Sądu Rejonowego Krak-Krowodrza. Ten Sąd zapewne "zaklepie" mechanicznie, pod koniec października, opinię Prokuratury w sprawie 5Ds 151/08, tak jak to już zrobił w przypadku mego oskarżenia o kradzież cennych dyplomów (sprawa 6Ds 573/08). A zatem "bóg", który w styczniu br. przemówił do mnie z emailu "młodego wilka interesu" z Londynu, wydaje się być (jest to tryb przypuszczający) w istocie Wszechmocny i co się mnie z nim mierzyć, niezbyt bogatemu aktualnie (wskutek pokrycia kosztów odbudowy spalonego mieszkania), emerytowanemu nauczycielowi akademickiemu. 

Morał z tej historii, czyli o kulcie "Kretyna i Kabotyna" w Polsce dzisiaj
 
         W ubiegłym roku akademickim prowadziłem na Akademii Pomorskiej seminarium z zakresu religioznawstwa, w trakcie którego omawialiśmy cechy "bogów" wielkich, monoteistycznych religii. (Szczegóły interesujących rozmów ze studentami na ten temat przytaczam w przypisach do artykułu, opublikowanego w lecie br., na międzynarodowym portalu www.israelshamir.net/Contributors/rd4.htm, na temat podobieństwa hebrajskiego Jahwe do perskiego Boga Zła, zwanego Arymanem.) Otóż jeśli chodzi o "boga" Starego Testamentu, to znany historyk antyku, Tadeusz Zieliński, w opublikowanej tylko raz, w 1927 roku książce "Hellenizm i judaizm" zauważa, że choć my się cieszymy (co zapewne pozostało nam z czasów pogańskich) mówiąc "gość w dom, bóg w dom", to dla starożytnych izraelitów - a później i dla anglosaskich sekt fundamentalistów - powiedzenie "bóg w dom" oznaczało pożar domu, śmierć pierworodnych, wojnę i inne egipskie plagi. Uwarunkowany przez tę wiedzę teologiczną odruchowo sobie pomyślałem: no i zgadza się, w moim domu "bóg" pod postacią "młodego wilka interesu" z Londyno-Radomia się pojawił się i w mieszkaniu wybuchł pożar! 

         Kilka lat temu obroniłem (nie na UJ, gdzie bronili swe doktoraty moi przodkowie, ale na Uniwersytecie Śląskim który, podówczas jako WSP, w latach 1960 współzakładał mój ojciec), dużą pracę naukową na temat filozofii społeczno-politycznej Noama Chomsky-ego. 
Otóż ten żydo-amerykański lingwista w swych książkach celnie zauważa, że USA, jako "kraj pod bogiem" mają długi jak tego kraju historia rejestr wojen, kompletnie dewastujących nawiedzone przez tego "boga świata" kraje (by przypomnieć tu Niemcy przed 60 laty, Wietnam przed laty 30, czy Irak dzisiaj). Stany Zjednoczone są też ogniskiem gigantycznych przekrętów gospodarczych (jak ten obecny na Wall Street), oraz wszelkich innych szwindli oraz monstrualnych zbrodni (jak ta 11 września 2001, kiedy to pod gruzami trzech budynków WTC w Nowym Yorku pogrzebano około 2,5 tysiąca starających się zarobić na swe życie prostych ludzi; szczegóły techniczne tego wyburzenia zostały wytłumaczone w sposób równie kretyński i obłudny jak rozprzestrzenienie się, 17 listopada 2007, pożaru w mym mieszkaniu w Krakowie). Tak, iż w zasadzie wszystko, co z â��kraju pod Mamonemâ�� jakim jest USA na świat promieniuje, ma swój skrycie kryminalny podtekst. Jak to przypomniał cytowany na wstępie Mirosław Naleziński z Gdyni, to głównie w Waszyngtonie, w Nowym Yorku oraz Londynie powstają koncepcje tych "helsińskich" fundacji specjalizujących się w  "pierestrojce" organów państwa, które formalnie mając chronić obywateli przed działalnością świata przestępczego, przekształcone zostają w organy chroniące właśnie ten, uwielbiany przez "boga" ST, świat zawodowych podpalaczy, złodziei, oraz morderców (by przypomnieć tutaj prawną ochronę w USA zleceniodawcy zabójstwa szefa polskiej policji Marka Papały). 

Ten proces "odwracania do góry nogami" zasad funkcjonowania instytucji państwa obecnie postępuje we wszystkich (za wyjątkiem Białorusi), krajach byłego Bloku Wschodniego. W roku 2004 uczestniczyłem w Kijowie, na tamtejszej Międzyregionalnej Akademii Kształcenia Kadr (MAUP), w konferencji na temat "Ukrytych struktur zarządzania światem". Usłyszałem w jej trakcie, z ust Komendanta Kijowskiej Milicji, opowieść o tym, jak to w ostatnich latach "pierestrojki" ZSRR z Moskwy przyjeżdżali Nowi Komisarze z zadaniem zorganizowania na Ukrainie świata przestępczego, przy czym lokalne organa milicji zostały tak ubezwłasnowolnione, że nic przeciw temu "zrakowaceniu" nie mogły zrobić. W Polsce w tym okresie była sytuacja podobna, tylko że "pierestrojkowiczów" importowaliśmy już nie z Moskwy, ale bezpośrednio z USA oraz z Anglii (Balcerowicz, Jeffrey Sachs, "naczalstwo" GW), a nawet i z Francji (obecny szef Fundacji Batorego, Aleksander Smolar, z którym pod koniec lat 1970 jadliśmy wspólnie obiady w stołówce CNRS w Musée des Sciences de L-homme w Paryżu). 

Czy ten proces kryminalizacji oraz imbecylizacji społeczeństwa uda się jeszcze zatrzymać, a nawet, tak jak to się stara robić w przypadku wczesnych form raka, zadusić? Czy też my wszyscy, a zwłaszcza nasze dzieci, aby móc jako tako wygodnie przwegetować przez życie, będziemy musieli się dać skretynizować na wzór wymienionych powyżej z nazwiska funkcjonariuszy krakowskiej prokuratury? Czy też, aby zrobić jakąś nudną karierę, będziemy się musieli wzorować na zachowaniu ziejących lumpenproletariackim chamstwem hipokrytów i złodziei w rodzaju Bohatera Naszych Czasów (była taka powieść radziecka), biznesmena Michała W. z Londynu k/Radomia? Jako przyczynek do badań nad rozwojem literatury pięknej w Polsce - a raczej w coraz bardziej prymitywnym jestestwie o nazwie NOWOTWÓR "POLSKA" -  przytaczam w całości wytwór sztuki epistolograficznej rzeczonego londyńskiego "poruszacza marionetek" w Prokuraturze Kraków-Krowodrza: 

----- Original Message -----
From:
Michal.W....@kent.gov.uk
To:
mglogo@poczta.fm
Sent:
Thursday, January 24, 2008 1:41 PM
Subject:
Michal W., chlopak Oli - pozar w mieszkaniu na Gala - stanowisko w sprawie 

Witam,
nazywam sie Michal W.... i jestem chlopakiem Oli W.....
Pisze do Pana poniewaz wiem, ze szarga Pan moje ime na co sobie nie pozwole.
Jakkowliek nie mam czasu na dyskutowanie z teoriami tworzonymi przez zawistnych ludzi, chcilabym uswiadomic Panu, iz nie jest tak, ze moze Pan odgrazac sie sadem czy pozywac do sadu bez konsekwencji

Jakkolwiek nie mam zwyczaju ujawniac takich danych przesylam Panu ten dokument poniewaz nie chce byc goloslowny.
Mam nadzieje, ze uroni Pana od popelnienia swojego rodzaju glupoty. Jezeli nie,  prosze czynic swoja powinnosc.

A wiec
1. Jestem wlascicielem firmy informatycznej w UK od trzech lat, ktora wykonuje zlecenia dla rzadu Wielkiej Brytanii.
    Prosze zwrocic uwage ze domena mojej skrzynki to @
kent.gov.uk i pewnie zdaje sobie Pan sprawe ze sa to domeny rzadowe.
    Dokument ktory zalaczam to kontrakt z Kent County Council w UK na kwote 600 funtow dziennie za wykonanie zlecenia.

Jezeli wstapi Pan na droge prawna i bede zmuszony przyjechac do Polski raz lub wielokrotnie w celu obrony wlasnej lub Oli:
a. pozna Pan mojego prawnika
b. wloze odpowiednia ilosc pieniedzy aby sprawe wyjasnic
c. poniesie Pan koszty sadowe procesu moje i wlasne
   d1. oskarze Pana w trybie natychmiastowym o pomowienie i znieslawienie - kodeks cywilny
   d2. oskarze Pana lub kogokolwiek w ramach swiadka w trybie natychmiastowym o skladanie falszywych - kodeks karny 

e. zarzadam pokrycia moich strat na kwote co najmniej kwocie tego zlecenia ktorego nie bylem w stanie wykonac a wiec liczba dni x 600 funtow (3000 PLN) i bede tego dochodzil prywatnie lub prawdopodobnie jako podmiot gospodarczy
f. nie posiadam wiedzy na temat tego co prawo mowi na temat szkod moralnych w przypadku szantazu natomiast sie dowiem bede dochodzil rekompensaty
g. postaram sie o dokladne zbadanie podatkowych kwestii wynajmu mieszkania
h. postaram sie o dokladne zbadanie mieszkania pod katem BHP i odpowiedzialnosci w przypadku ewentualnego narazenia zycia lokatorow mieszkania i budynku

Jezeli nie wystapi Pan na droge prawna natomiast bedzie nekal Ole czy wymuszal pieniadze bez podstaw prawnych to takze zrealizuje powyzsze punkty bez wzgledu na koszty poczatkowe zaczynajac od konca
Natomiast oczywiscie jezeli mimo wszystko przekonanny jest Pan ze dochodzenie Policji bylo wadliwe, ma Pan dowody na rzekome podpalenie, do zobaczenia.
Sugeruje jednak rozsadek

Z powazaniem
Michal  W...

P.S. Nie jestem zainteresowany dalsza dyskusja natomiast jestem sklonny przeslac Panu wiecej dowodow na to, ze bede sie bronil i bede atakowal do konca a przede wszystkim na to, ze Pana dobra ktore ulegly zniszeniu stanowily dla mnie wartosc nikla.

Uwaga! Powyższe opracowanie jest przeznaczone do jak najszerszego rozpowszechnienia, zwłaszcza w Krakowie, jego autor bierze pełną odpowiedzialność za użyte w nim sformułowania. 

www.marek.glogoczowski.zaprasza.net 

Polecam sprawy poruszane w działach:
 SĄDY   PROKURATURA  ADWOKATURA
 POLITYKA  PRAWO  INTERWENCJE - sprawy czytelników  

Tematy  w dziale dla inteligentnych:  
ARTYKUŁY - tematy do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA

"AFERY PRAWA" 
 
Niezależne Czasopismo Internetowe www.aferyprawa.com
  redagowane przez dziennikarzy AP i sympatyków z całego świata których celem jest PRAWO, PRAWDA SPRAWIEDLIWOŚĆ DOSTĘP DO INFORMACJI 
ORAZ DOBRO CZŁOWIEKA

    uwagi i wnioski proszę wysyłać na adres: afery@poczta.fm  - Polska
redakcja@aferyprawa.com 
Dziękujemy za przysłane teksty opinie i informacje. 

WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.

zdzichu

Komentarze internautów:

Komentowanie nie jest już możliwe.