opublikowano: 26-10-2010
7 KRĘGÓW PIEKŁA WŁODZIMIERZA OLEWNIKA - z cyklu MAFIA I WŁADZA cz.3
KRĄG SZÓSTY - NADZORCY
Postaci,
wymienione w dotychczasowych tekstach „Kręgów”, nie znalazły się tu
przypadkowo. Również, role, jakie przyszło im odegrać w dramacie Krzysztofa
Olewnika i jego rodziny nie były incydentalne. Choć wykraczałem niekiedy
daleko, poza bezpośredni związek z tematem głównym, zawsze istniało
racjonalne uzasadnienie takich odstępstw – jak potrzeba wykazania kontekstu
zdarzeń z roku 2001, czy przedstawienie powiązań środowiskowych. Nie ma w
tej narracji żadnego przypadku, ponieważ nie uznaję jakichkolwiek zasad
koincydencji. Powoływanie się na nie, zawsze świadczy o zamiarze
usprawiedliwienia tego, czego nie jest się w stanie zrozumieć.
Wojciech Franiewski, Grzegorz K., Andrzej Piłat – każdy z nich odegrał w sprawie Olewnika ściśle określoną i wyznaczoną mu rolę. Posługując się terminologią mafijną, powiedzielibyśmy, że mamy do czynienia z żołnierzem (soldiers) – którego rola polegała na wykonywaniu poleceń, kapitanem (caporegima) – dowodzącym na danym obszarze, prowadzącym interesy przynoszące zyski szefowi i zastępcą bossa (underboss) – równie ważnym jak boss, lecz nie podejmującym kluczowych decyzji.
Zapewne można
wskazać kilka innych postaci, mogących mieć związek ze sprawą - jak Zbigniew
Siemiątkowski, Jolanta
Szymanek-Deresz
czy Andrzej Celiński.
Niewykluczone, że rzetelnie prowadzone śledztwo lub dociekliwość posłów
speckomisji doprowadziłaby do ujawnienia nowych nazwisk. A jednak to ci trzej,
wymienieni przeze mnie ludzie, poprzez swoje role i specyficzne miejsce w
dramacie zasługują na specjalną uwagę.
Analiza ich
wzajemnych relacji i kontaktów pozwala bowiem odkryć, że mieliśmy do
czynienia z działaniem zorganizowanym i koordynowanym, a symboliczne określenie
tych osób ma głęboko prawdziwy sens.
Szczególnie ważkich
argumentów, świadczących, że rodzina Olewników znalazła się w kręgu
interesów „polskiej mafii” dostarcza Andrzej Piłat. Ten partyjny
funkcjonariusz, absolwent Wyższej Szkoły Nauk Społecznych przy KC PZPR, tzw.
działacz związkowy i gospodarczy zajmuje – śmiem twierdzić - jedno z
kluczowych miejsc w nieformalnej strukturze prawdziwych „władców” IIIRP.
Ze względu na
lokalizację, wyznaczoną Piłatowi przez „partię”, miał on wprost idealne
i praktycznie nieograniczone możliwości kreowania działań w sprawie Olewnika.
Jako tzw. baron SLD na Mazowszu posiadał nadzór nad wszystkimi, ważniejszymi
interesami tej grupy, zatem również tymi, które związane były z rodziną
Olewników. Znane są liczne, wielowątkowe obszary zaangażowania Piłata w
sprawy Orlenu, budowy płockiego mostu, czy prywatyzacji przedsiębiorstw
przemysłu mięsnego. Pisałem o tym w poprzednich częściach. W każdym z tych
obszarów, on sam lub jego protegowani mogli mieć motyw, by złożyć Olewnikom
„propozycję nie do odrzucenia”, a porwaniem Krzysztofa Olewnika wymóc
na ojcu określone zachowanie lub dokonać aktu zemsty.
Nie te jednak
okoliczności – moim zdaniem – decydują o znaczeniu postaci Piłata.
Niezależnie, bowiem jak ważnym był ogniwem w łańcuchu komunistycznej mafii,
ani on sam, ani jego protegowani nie mieli możliwości, by przez wiele lat, w
sposób tak precyzyjny i konsekwentny nadzorować śledztwo, zacierać ślady i
tropy, utrzymywać zmowę milczenia.
By znaleźć racjonalne wyjaśnienie tych okoliczności, należy przyjrzeć się środowiskom i osobom, wśród których Andrzej Piłat był „umocowany”. W wyłaniającym się z tego przeglądu obrazie, nie ma najmniejszego przypadku, bowiem każda z postaci, składających się na mafijny „układ” III RP zajmuje ściśle określone, właściwe swoim predyspozycjom i powierzonym zadaniom miejsce. Charakterystyka owych grup interesu, nakazuje obdarzyć Piłata większą uwagą, niż zasługiwałby na to komunistyczny aparatczyk.
Andrzej Piłat
został oddelegowany na bardzo specyficzny i ważny, z punktu widzenia interesów
układu „odcinek”. Jak już wcześniej wspominałem, znajdujemy jego
nazwisko w radach nadzorczych dwóch spółek – Megagaz
i Ekotrade. Co
prawda, w tej pierwszej zasiadał 23 - letni syn Piłata, nie sposób jednak sądzić,
by objął to stanowisko ze względu na własne doświadczenia zawodowe lub
wykształcenie, a tym bardziej, by miał na nim funkcjonować samodzielnie. Na
tle wielu innych potomków komunistycznej nomenklatury, dobrze ulokowanych w
strategicznych spółkach, przykład Jana Piłata potwierdza, że rodzinne
sukcesje były sposobem na wychowanie „młodego narybku” i prowadzenia
interesów pod „przykryciem”.
Szeroko znana jest sprawa wygranego w 2002 roku, przez konsorcjum Megagaz – Prochem przetargu na budowę III nitki Rurociągu „Przyjaźń” i rola jaką odegrał w niej Andrzej Piłat. To na jego żądanie, przy milczącej aprobacie premiera Millera, prezesem płockiego PERN-u został Stanisław Jakubowski, którego zadanie polegało na dopilnowaniu, by konsorcjum z udziałem maleńkiej firmy Megagaz, w radzie nadzorczej której zasiadał 23-letni Jan Michał Piłat, syn Andrzeja, wygrało przetarg na prawie miliard złotych. Inwestycja zbyteczna, z punktu widzenia polskich interesów, choć korzystna dla Rosjan zakończyła się kompletnym fiaskiem, a w listopadzie 2005 roku PERN (już po usunięciu Jakubowskiego) rozwiązał umowę uzasadniając to "nienależytym wykonywaniem jej zapisów przez Konsorcjum Prochem-Megagaz". Straconych, ogromnych kwot nikt, nigdy nie odzyskał.
Nie ten jednak
aspekt jest najważniejszy, w związkach Piłata ze spółką Megagaz. We władzach
tej nomenklaturowej spółki znajdziemy całą plejadę komunistycznych
funkcjonariuszy: Wiesława
Huszczę –
skarbnika SdRP, Jerzego
Napiórkowskiego
– peerelowskiego wiceministra finansów, gen.Andrzeja
Ratajczaka –
byłego pełnomocnika dowódcy wojsk lądowych ds. mienia wojskowego, a wcześniej
szefa logistyki w Śląskim Okręgu Wojskowym, czy gen. Mariana
Robełeka, byłego
zastępcę szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Nie trzeba chyba dodawać,
że w Megagaz zatrudniano głównie byłych funkcjonariuszy SB, WSW, UOP i
emerytowanych, wysokich oficerów tzw. Ludowego Wojska Polskiego. Nie można też
zapominać, że bezpośrednio przed zawarciem kontraktu pomiędzy PERN i
Prochem-Megagaz wiceprzewodniczącym rady nadzorczej w tej ostatniej spółce był
Andrzej Celiński
– poseł ziemi płockiej.
Jednak najbardziej
wpływową i interesującą, z punktu widzenia przedmiotu sprawy postacią jest
niewątpliwie Roman
Kurnik – w
roku 2002 wiceprzewodniczący rady nadzorczej spółki Megagaz i spółki S.A.Z.
Biuro Podróży First Class (udziałowcy Megagaz).
Ten były
milicjant ma za sobą niezwykle bogatą przeszłość zawodową. W latach
80–tych był szefem kadr w Służbie Bezpieczeństwa, Po roku 1989, Roman
Kurnik przechodzi pozytywnie weryfikację i składa wniosek o przyjęcie do służby
w UOP. Jednak jego kandydaturę odrzuca Krzysztof Kozłowski, pierwszy szef Urzędu
Ochrony Państwa.
Z pomocą
przychodzi mu szef MSW Czesław Kiszczak, który 16 lutego 1990 roku wręcza
Kurnikowi nominację na zastępcę dyrektora Departamentu Kadr Ministerstwa
Spraw Wewnętrznych.
Droga zawodowa
Kurnika pełna jest intrygujących zdarzeń. Zacytuję obszernie informacje,
jakie zebrał o tej postaci dziennikarz Sylwester Latkowski, szukając związków
Kurnika z zabójstwem gen. Papały.
Z dokumentów
uzyskanych przez Latkowskiego z IPN-u wynika, że „ostatni uzyskany przez
Kurnika stopień wojskowy to szeregowy. Przed 1989 rokiem wyjeżdżał w 1974
roku do Wielkiej Brytanii, w roku 1984 do Szwecji i w 1986 do Japonii. Z własnoręcznie
napisanego życiorysu, z dn. 31 maja 1976 roku możemy dowiedzieć się, że
Kurnik odebrał „staranne”, proletariackie wykształcenie:
„Urodziłem się
1 stycznia 1953 w Łańcucie w rodzinie inteligenckiej. Ojciec mój był
kierownikiem Wydziału Finansowego Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Łańcucie
oraz członkiem Plenum KP PZPR”. Jak zapewniał, w młodości udzielał się w
organizacjach młodzieżowych. Uczęszczał do Liceum Ogólnokształcącego nr 1
im. H. Sienkiewicza w Łańcucie. „W okresie tym pracowałem społecznie w ZMS
jako członek Zarządu Szkolnego, w ZHP jako drużynowy(…) Szkołę średnią
ukończyłem z wynikiem dobrym. W 1972 zostałem przyjęty na studia w
Instytucie Organizacji i Kierownictwa Uniwersytetu Warszawskiego i Polskiej
Akademii Nauk. W miesiącu wrześniu tego roku wstąpiłem do ZSP, gdzie pełniłem
funkcję przewodniczącego Komisji Ekonomicznej. W 1974 roku zawarłem związek
małżeński z Elżbietą. W styczniu 1976 roku wstąpiłem do PZPR i odbywam
obecnie staż kandydacki”. Pomimo takich referencji, jego podanie o przyjęcie
do Akademii Spraw Wewnętrznych zostało odrzucone. „Nie wiadomo, jak by się
dzisiaj potoczyła droga życiowa Romana Kurnika, - pisze Latkowski - gdyby
nie to, że wżenił się w rodzinę milicyjną. Jak się dowiaduję z ankiety
personalnej Kurnika, ojcem jego żony Elżbiety był ppłk Sławomir Rusinowicz
– od 1946 w Milicji Obywatelskiej, potem w Komendzie Stołecznej MO. Teściowa
w latach 1950-1956 pracowała w Komendzie Głównej MO.[…]
Kilka miesięcy po
odrzuceniu podania do Akademii Spraw Wewnętrznych Roman Kurnik składa podanie
o przyjęcie do służby w charakterze funkcjonariusza MO. 27 grudnia 1976 Roman
Kurnik – młodszy inspektor, zobowiązuje się do utrzymywania w ścisłej
tajemnicy wszystkiego, co jest wiadome w związku z czynnościami w MSW.
Skierowany do pracy w MSW został 15 stycznia 1977 roku. W aktach personalnych
odnotowano, że Roman Kurnik został polecony do MSW przez ojca swojej żony, ppłk.
Sławomira Rusinowicza.
Pracując w MSW
studiował na Uniwersytecie Warszawskim. 29 marca 1977 roku uzyskał tytuł
magistra organizacji i zarządzania. 7 maja 1976 roku Roman Kurnik zdaje egzamin
specjalistyczny na oficera Milicji Obywatelskiej z wynikiem bardzo dobrym. 4
grudnia 1978 roku zostaje inspektorem w IV grupie uposażenia. 12 lipca
1979 otrzymuje nominację na podporucznika MO, a 28 czerwca 1982 roku –
porucznika MO. 7 sierpnia 1982 roku zostaje starszym inspektorem. W raporcie z
24 czerwca 1980 roku informował, że „wyrokiem Sądu Rejonowego dla m.st.
Warszawy w dniu 22 czerwca 1980 roku został rozwiązany mój związek małżeński
z Elżbietą Kurnik, z powództwa żony”.
Następnie
informuje o zawarciu małżeństwa z Grażyną z domu K. Podaje, że należała
do ZSMP i jest obecnie w PZPR. Jako funkcjonariusz MO pracuje w MSW na
stanowisku starszego referenta departamentu kadr. Siostra żony także pracowała
w resorcie od 1960-1962 w Biurze „B” MSW (pion inwigilacji). Zwolniona z
pracy za podejrzenie kradzieży 10 złotych. […] Karierze Kurnika pomagało
umiejętne wżenianie się. Ojciec jego drugiej żony był jednym z bliższych
współpracowników Babiucha. Kiedy trafił na Rakowiecką, znalazł się w
jednym pokoju z Alicją Werens, platerówką. Werensowa prowadziła sprawy
kadrowe pracowników departamentu kadr. Była na tyle zaufana, że została
kadrową kadr. Kurnik wtedy prowadził sprawy kadrowe biura „A” (szyfrów,
od aut.). Plotkowano o nich różnie. Werensowa wsparła karierę młodego wówczas
chłopaka.
Czym zajmował się
Roman Kurnik w MSW do 1984 roku (bo później zmienił się charakter jego
pracy), mówi opinia służbowa z 15 listopada 1983 roku:
„Aktualnie jest
odpowiedzialny za dobór kandydatów i obsługę kadrową departamentu Kadr,
Komitetu Dzielnicowego PZPR w MSW, Zarządu Ochrony Funkcjonariuszy i Biura
„A”. Dodatkowo ma przydzielone zadania współpracy z kierownictwem Wydziału
dotyczące obsługi towarzyszy będących nomenklaturą MSW.”
Dzięki aktom
osobowym KGP można wyodrębnić z opisu kariery zawodowej Romana Kurnika inną
drogę niż ta przedstawiana oficjalnie – funkcjonariusza wydziału kadr MSW.
Kurnik niechętnie o niej wypowiada się publicznie i wśród znajomych. Okazuje
się, że Kurnikiem zainteresowała się Służba Wywiadu i Kontrwywiadu MSW, z
jej szefem na czele, podsekretarzem stanu, generałem brygady Władysławem Pożogą,
zastępcą ówczesnego ministra spraw wewnętrznych Czesława Kiszczaka.
Departamenty I (wywiadu) i II (kontrwywiadu) nie miały nic wspólnego z pracą
MO, co jednoznacznie pokazuje, że Roman Kurnik, pomimo noszenia później
policyjnego munduru, miał związek ze służbami specjalnymi PRL.
23 lutego 1984, po
wcześniejszym odbyciu kursu kodowego i szyfrowego, wiceminister spraw wewnętrznych,
gen. bryg. Władysław Pożoga deleguje porucznika Romana Kurnika na trzy miesiące
do Ambasady PRL w Sztokholmie na stanowisko drugiego szyfranta.
Oczywiście akta
nie zawierają informacji, jakie prawdziwe zadanie miał wykonać na terenie
Szwecji Roman Kurnik w tym okresie. Kurnik jednak musiał się sprawdzić w
pracy dla tajnych służb PRL, bo 19 czerwca 1985 roku generał Pożoga
wnioskuje o delegowanie porucznika „wraz z rodziną w charakterze szyfranta do
pracy w przedstawicielstwie dyplomatycznym PRL w Tokio (Japonia) na okres 2
lat”.
W związku z tym Roman Kurnik przechodzi do Grupy „Z” Biura „A” MSW w
stopniu młodszego inspektora. Biuro „A” – to biuro szyfrów podlegające
szefowi wywiadu i kontrwywiadu MSW. Oficjalnie Kurnik został delegowany do
pracy w MSZ.
Po dwóch latach, pierwszego czerwca 1988 roku, wraca do Polski, którą wkrótce
czeka zmiana ustrojowa. Do tej zmiany ludzie służb specjalnych PRL już się
przygotowywali. Kurnik rozwiązuje stosunek służby z MSZ i po urlopie składa
raport o powrót do MSW”. […] Gdyby lewica nie doszła ponownie do rządu, -
cytuje Latkowski słowa funkcjonariusza MSW - Kurnik znalazłby się dawno
poza resortem. Kiedy komendantem głównym został Roman Hula (od 17 lipca 1991
do 14 stycznia 1992.), zawiesił Kurnika. Ten przychodził do pracy, ale odsunięto
go od wykonywania ważnych spraw. Miał dobrowolnie odejść sam na wcześniejszą
policyjną emeryturę”.
Po odwołaniu Huli
nastała era Kurnika. Zaczął budować swoją pozycję w policji i MSW. Obsadzał
swoimi ludźmi komendy wojewódzkie i komendę główną. W 1997 roku z
nominacji nowego szefa Policji, gen. Marka Papały (którego Kurnik sam wytypował
na to stanowisko) zostaje zastępcą Komendanta Głównego, jednak po zwycięstwie
AWS w wyborach 1998 roku odchodzi do biznesu. Warto w tym miejscu zauważyć, że
wbrew oczekiwaniom swojego protektora gen Papała szybko "zerwał się
z łańcucha". Zorganizował Biuro do spraw Narkotyków i Biuro ds. Przestępczości
Zorganizowanej kierowane przez Adama Rapackiego, które wykryło wiele spraw
niewygodnych dla ówczesnej władzy, zdecydował o powołaniu wydziału policji,
którego funkcjonariusze mieli przenikać w struktury gangów. W czerwcu 2002 r.
pojawiły się w prasie informacje na temat tajemniczego raportu gen. Papały
zawierającego informacje o powiązaniach i interesach byłych esbeków. Chodziło
m.in. o agencje ochrony założone przez byłych funkcjonariuszy SB, w których
gangsterzy mieli swoje udziały, o pranie brudnych pieniędzy, obrót nieruchomościami
itp. Papała miał się zorientować, że jego znajomi, byli funkcjonariusze MSW
z okresu PRL, a także ci, którzy pozostali w resorcie, są powiązani z
gangsterami z Pruszkowa.
Jeśli obszernie
informuję o przeszłości Romana Kurnika, to wyłącznie dlatego, że
postrzegam tę postać jako kluczową dla zrozumienia historii śledztwa w
sprawie zabójstwa Krzysztofa Olewnika, a szerzej – działalności esbecko –
politycznego układu. Kariera zawodowa byłego milicjanta świadczy, że jest człowiekiem
trwale związanym ze środowiskiem tzw. wywiadu PRL i w III RP otrzymał zadanie
pilnowania interesów swoich mocodawców.
W roku 2001, po
dojściu do władzy SLD, Kurnik został mianowany doradcą w gabinecie
politycznym szefa MSWiA Krzysztofa
Janika.
Wiceministrem MSWiA był wówczas Zbigniew Sobotka. Ale to Kurnik, wspólnie z
drugim, wpływowym esbekiem – Józefem
Semikiem rządzą
policją. Trzecim „nadzorcą” był Zbigniew
Chwaliński –
z-ca komendanta głównego – postać równie intrygująca jak Kurnik, której
poświęcę kiedyś więcej uwagi.
W artykule „Trąd”
z roku 2003, po wybuchu tzw. „afery starachowickiej”, Wojciech Sumliński i
Viletta Krasnowska pisali:
„Przy okazji
rozprawy z systemem "politycznego nadzoru" stworzonego przez Zbigniewa
Sobotkę wyszło na jaw, jak wielką władzę skupili w swoich rękach Józef
Semik i Roman
Kurnik, doradcy
byłego wiceministra spraw wewnętrznych, wywodzący się z milicyjno-esbeckiego
układu. Za jego kadencji większość wyższych oficerów została "podwójnie
oteczkowana" - obok oficjalnych teczek personalnych utworzono teczki
zawierające materiały mogące kompromitować funkcjonariuszy. W Komendzie Głównej
Policji człowiekiem starego układu jest generał Zbigniew
Chwaliński,
zastępca komendanta głównego. To były oficer Służby Bezpieczeństwa -
departamentów III i III A (przemysł, kontrakty międzynarodowe). Po roku 1989
Chwaliński pracował na stanowisku dyrektora Biura Informatyki KG Policji, mając
dostęp do wszelkich danych”. Autorzy artykułu cytują również słowa Marka
Biernackiego, na temat ówczesnej pracy policji, które warto mieć na uwadze w
kontekście sprawy Krzysztofa Olewnika: „Gdy
policjant trafia na polityczną sprawę, woli udawać, że tego nie widzi, bo
wie, że może mieć tylko kłopoty. Policjanci bardziej udają, że coś robią,
niż pracują naprawdę, bo tak jest bezpieczniej
- mówi Biernacki.
Natomiast w
artykule z tego samego okresu, „Zabiję cię glino” Ewy Ornackiej i Violetty
Krasnowskiej, możemy przeczytać:
„Przy okazji
afery starachowickiej wyszło na jaw, jak wielką władzę skupili w swoich rękach
doradcy byłego wiceministra spraw wewnętrznych Zbigniewa Sobotki - Roman
Kurnik i Józef Semik (nadzorujący piony kryminalne). […] Semik został
zwolniony ze stanowiska zastępcy komendanta głównego, bo nie mógł się
skupić na pracy nawet godzinę dziennie. Gdy doszło do przecieku w sprawie
starachowickiej, to Kurnik i Semik faktycznie kierowali policją, a nie
Kowalczyk. To oni, a nie Sobotka wzywali gen. Kowalczyka i wypytywali o szczegóły
operacyjne śledztw, choć nie mieli do tego prawa. Wzywali też dyrektora CBŚ
Kazimierza Szwajcowskiego. Mimo odwołania ze stanowiska doradcy Józef Semik
nadal jest szefem Międzyresortowego Centrum ds. Przestępczości Zorganizowanej
i Międzynarodowego Terroryzmu. I dzięki temu ma wgląd w najtajniejsze materiały
z poszczególnych śledztw oraz akcji grup specjalnych. Miał też, oczywiście,
dostęp do szczegółów akcji CBŚ w Starachowicach. - Polityczny
nadzór nad policją jest traktowany jako dostęp do informacji ze śledztw, żeby
wiedzieć, co zagraża swoim i ewentualnie tuszować sprawy. To absolutna
degrengolada - mówi "Wprost"
Marek Biernacki, minister spraw wewnętrznych i administracji w rządzie Jerzego
Buzka.”
Warto dodać, że
Międzyresortowe Centrum ds. Zwalczania Przestępczości Zorganizowanej i Międzynarodowego
Terroryzmu, pozwalało na powoływanie tzw. grup zadaniowych, do których
trafiali ludzie delegowani z różnych innych służb, m.in. policji, Straży
Granicznej, WSI, ABW i policji finansowej. Nadzorujący je Semik i Kurnik mieli
dzięki temu bezpośredni wgląd we wszystkie, najważniejsze sprawy, prowadzone
w okresie lat 2001-2003, w tym również sprawę porwania Krzysztofa Olewnika.
Niejako na
marginesie głównego tematu, warto byłoby prześledzić na ile pozbycie się z
policji, w roku 2003 Adama Rapackiego, miało związek z wiedzą generała o
mafijnych powiązaniach polityków. Ponieważ nie uznajemy przypadków, warto
zauważyć, że odwołanie Rapackiego zbiegło się ze wzmocnieniem
"Pruszkowa". W tym samym czasie „ukonstytuował” się nowy zarząd
gangu. Tworzyli go Adam Danielak (syn Leszka Danielaka), Artur Danielak (syn
Mirosława Danielaka), Kazimierz Klimas, Andrzej Horek, Sławomir Fabiański
oraz Jacek Genejak. Szefem doradców nowego zarządu został Wojciech
Paradowski,
przed kilku laty kandydat na wiceministra budownictwa. Co najistotniejsze - nowy
zarząd "Pruszkowa" stał się nieprzenikliwy dla policyjnych agentów.
Uważa się, że gang musiał w tym czasie otrzymać od kogoś instrukcje, jak
się bronić przed tzw. wtyczkami. Instrukcje były na tyle szczegółowe, że
bandyci zaczęli likwidować wówczas policyjnych informatorów, a od kul zginęło
co najmniej 11 osób.
Roman
Kurnik, uważany
„od zawsze” za człowieka SLD był znajomym Andrzeja
Piłata.
Miejscem, w którym interesy obu bohaterów się łączą jest oczywiście spółka
Megagaz, w której Kurnik, podczas zawierania kontraktu z PERN-em, był
wiceprzewodniczącym rady nadzorczej (łamiąc ustawę antykorupcyjną), a syn
Piłata członkiem tej rady. „Kontrakt stulecia”, podpisany w roku 2002
przez Megagaz-Prochem z PERN-em, – dzięki opisanej powyżej „pomocy”
Andrzeja Piłata – dawał ogromne zyski, nieznanej, niewielkiej spółce i
ludziom z nią związanym. Roman Kurnik mógł zatem słusznie uważać się za
„dłużnika” Piłata i gdy przyszedł moment, gdy to on mógł wspomóc
kolegę, z pewnością tej pomocy nie odmówił.
Bez wątpienia,
zatem Andrzej Piłat i ludzie z nim związani mogli, poprzez działania Romana
Kurnika (i Józefa Semika) wywierać dowolny wpływ na przebieg śledztwa w
sprawie Olewnika i posiadali pełną, niczym nieograniczoną wiedzę na ten
temat. Myślę, że udziałowi tych właśnie osób, posiadających realną władzę
i wpływy na policję i służby, należy zawdzięczać, że śledztwo brnęło
w „ślepe zaułki” i było skutecznie blokowane. Znajomość realiów pracy
organów ścigania w latach 2001-2004 pozwala uznać, że „nadzór
polityczny”, jaki byli ubecy sprawowali nad policją, był efektywny i
zabezpieczał interesy „bossów” na tyle pewnie, że mogli czuć się
bezkarni. Generał Józef
Semik, po odejściu
Romana Kurnika
nadal pełnił rolę doradcy ministra spraw wewnętrznych Ryszarda
Kalisza i miał
wgląd w najtajniejsze policyjne śledztwa. Swoją pozycję i nietykalność
Semik miał zawdzięczać gen.Tadeuszowi
Rusakowi – w
latach 1997-2001 szefowi WSI, z którym był w zażyłych kontaktach.
Mam nadzieję, że
poseł Marek Biernacki nie „zapomniał” swoich spostrzeżeń sprzed kilku
lat i w toku prac obecnej komisji sejmowej zainteresuje się rolą Romana
Kurnika i Józefa Semika, jaką mogli odegrać w sprawie Olewników.
Niemniej istotny pozostaje fakt, że Andrzej Piłat, w okresie rządów SLD
zasiadał w radzie nadzorczej spółki EKOTRADE. Prócz niego, w radzie
nadzorczej zasiadali m.in. wiceminister spraw wewnętrznych i administracji w rządzie
Leszka Millera Zbigniew Sobotka (nadzorujący pracę policji), oraz Jerzy
Jerschina, w
latach 80. rezydent I Departamentu MSW w Berlinie i Wiedniu – a zatem człowiek
związany bezpieczniacko – kryminalnym, tzw.„układem wiedeńskim”.
Ekotrade – to spółka
zajmująca się m.in. ochroną mienia, związana z funkcjonariuszami i
informatorami służb PRL. Przed trzema laty, Leszek Szymowski, tak pisał o tej
spółce, w artykule „ Dworzanie cara Aleksandra”:
„Skandale,
przestępcza rola w aferze starachowickiej i wyrok skazujący nie
przeszkodziły w biznesowej karierze Zbigniewa Sobotki.
Sobotka - były
wiceminister spraw wewnętrznych i zastępca Krzysztofa
Janika - od 1997 r.
związany jest z firmą ochroniarską EkoTrade.[…] Prezesem
Zarządu EkoTrade jest syn Jerzego - Jacek Jerschina. […]Jacek Jerschina
chwali się, że jest zatrudniony na niejawnym etacie Agencji Bezpieczeństwa
Wewnętrznego. Jak wynika z zebranych przez nas dokumentów, z opresji często
ratował go Robert Rzesoś - do niedawna szef Centrum Finansowo – Bankowego
"Nowy Świat" (w tym samym czasie człowiek odpowiedzialny za
przetargi związane z budową luksusowego hotelu), a dziś członek rady
nadzorczej Fundacji Uniwersytetu Warszawskiego. Policjantom, którzy półtora
roku temu chcieli zatrzymać i jego i Jerschinę za pijackie awantury, Rzesoś
zagroził zwolnieniem z pracy. "Poinformował nas, że poprzez swoje
koneksje doprowadzi nas do zwolnienia z pracy oraz, że skończymy w więzieniu"
- czytamy w notatce policyjnej z 27.04.2005. Sam Rzesoś zaprzecza wszystkiemu.
Autorowi niniejszego tekstu grozi procesem sądowym. Twierdzi, że nigdy nie
wszczynał awantur i nie groził funkcjonariuszom. Dysponujemy kserokopią
notatki policyjnej i kopią aktu oskarżenia przeciwko niemu. Podczas rozmowy z
policjantami, Rzesoś powoływał się na znajomość z Ryszardem Kaliszem - byłym
sekretarzem stanu w kancelarii Kwaśniewskiego, późniejszym ministrem spraw
wewnętrznych, dziś posłem SLD”.
Rzeczywiście, Robert Rzęsoś mógł czuć się „mocnym” człowiekiem, skoro jego nazwisko znajdziemy w aneksie nr.16 Raportu z Weryfikacji WSI, jako tajnego współpracownika.
Na
uwagę zasługuje fakt, że towarzystwo związane z Ekotrade powoływało się
otwarcie na wpływy u Ryszarda
Kalisza – w
latach 2004-2005 ministra spraw wewnętrznych i administracji, który jak wiemy,
potraktował obcesowo rodzinę Olewników i ich sprawę.
Obecność
we władzach Ekotrade Zbigniewa
Sobotki -
odpowiedzialnego w latach 2001-2003 za nadzór nad policją, stwarzało
Andrzejowi Piłatowi więcej, niż dogodne (pamiętając o znajomości z
Kurnikiem) warunki do kontrolowania sprawy Olewników i wpływania na przebieg
śledztwa.
Sądzę,
że tych osób i łączących ich relacji, w żaden sposób nie wolno pominąć,
dokonując rzetelnej oceny ówczesnych działań policji i służb specjalnych.
Prześledzenie ich wzajemnych powiązań i kontaktów może okazać się
niezwykle pomocne w ustaleniu mechanizmów, jakimi posługiwano się, by wpływać
na sprawę Olewnika, fałszować śledztwo, wpływać na świadków i oskarżonych.
Warto też dostrzec, „za plecami” głównych postaci obecność ludzi ze środowiska
WSW/WSI – z pewnością nieprzypadkową.
Wchodząc
do Piekła, autor „Boskiej komedii” przeczytał nad piekielną bramą napis
-„Lasciate ogni speranza, voi ch'entrate”
- Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy wchodzicie.
Zapewne
dla niektórych z czytelników, opis kręgów „polskiego piekła” wyda się
na tyle przygniatający ogromem zła, sięgającego najwyższych poziomów władzy
państwowej, że poczują się pozbawieni nadziei i utwierdzą w przekonaniu, że
jakiekolwiek zmiany są już niemożliwe. W wielu komentarzach, taką właśnie
myśl można wyczytać. To naturalne wrażenie, do jakiego może skłaniać się
każdy uczciwy człowiek, dostrzegając, iż „z
tych słów groza świta!”
A
jednak celem powyższych tekstów nie jest wzbudzanie negatywnych odczuć i nie
powinny prowadzić do skrajnych ocen i defetyzmu. Dobrą radę daje wędrowcowi
przewodnik Dantego, gdy mówi: „Tu oczyść serce podłością zatrute, Tu
zabij w sobie wszelki strach znikomy”
Myślę,
że ogólnie dostępna wiedza, jaką już posiadamy na temat działalności
„polskiej mafii” może okazać się bronią zabójczą dla tego środowiska.
Choćby dlatego, że wiedzieć – to przestać się bać. Nazwać zło po
imieniu – to pozbawić je atrybutu zastraszenia, związanego z atmosferą
tajemniczości i grozy wobec „nieznanego” Tak – myślę - powinien reagować
człowiek wolny. Takie przesłanie z posiadanej wiedzy, powinno wynieść wolne
społeczeństwo i mam nadzieję – wyniesie, jeśli członkowie sejmowej
komisji ds.Olewnika okażą się ludźmi odważnymi i rzetelne pokażą
prawdziwe oblicze IIIRP.
Byłoby
dobrze o tym pamiętać, nim otworzymy drogę do kolejnego „piekielnego kręgu”.
KRĄG SIÓDMY (OSTATNI) – SŁUDZY
„Największa
trudność, gdy chodzi o komunistyczne zafałszowanie, polega na tym, że są
one tak ogromne i tak konsekwentnie stosowane, iż niekomuniście trudno uwierzyć,
by ktoś mógł posuwać się tak daleko. Są jednak fakty - dowody tak liczne,
że nie pozwalają na jakąkolwiek wątpliwość” – pisał Jan Maria Bocheński
w książce „Lewica, religia, sowietologa”.
Problem, o którym
mówił ojciec Bocheński dotyczy wszystkich sfer życia publicznego, w których
mamy do czynienia z działaniami tzw. postkomunistów – czyli ludzi (jak
trafnie definiował Rafał Ziemkiewicz), którzy „przeszli z peerelu do wolnej
Polski w zwartych strukturach, nawet nie pytani przez nikogo o swe bandyckie
sprawy. Przenieśli tu polityczne mordy, mafijne interesy, sprowadzili polską
demokrację do poziomu latynoskiego, a polski wolny rynek do poziomu
sycylijskiego.”
Nie ma żadnego przypadku w fakcie, że porwanie Krzysztofa Olewnika nastąpiło tuż po objęciu rządów przez poskomunistyczny układ, gdy schizofrenia i wyborcze ogłupienie moich rodaków osiągnęło apogeum podobne, jak to z roku 1993. Metoda zastosowana wobec „niepokornego” Włodzimierza Olewnika, polegająca na porwaniu syna, w akcie zemsty za odrzucenie „ofert nie do odrzucenia”, wiodąca do pognębienia, upokorzenia i zubożenia nieposłusznego biznesmena, pochodzi z arsenału działań mafijnych i w tych kategoriach musi być postrzegana i analizowana.
Słuszność tej oceny wynika z konstatacji, iż wewnętrzna struktura mafii ma zawsze charakter korporacyjny, zbliżony do struktury przedsiębiorstwa, w której ściśle określone są role poszczególnych członków organizacji, a od innych form zorganizowanej przestępczości odróżnia się specyficzną hierarchią oraz sferą wpływów politycznych i gospodarczych, sięgających najwyższych szczebli władzy.
W poprzednich
tekstach „Kręgów” wskazałem, w jaki sposób funkcjonował układ
wzajemnych relacji pomiędzy poszczególnymi postaciami dramatu, a także, jakie
pozycje zajmowały te osoby w strukturze zwanej „polską mafią”. Poczynając
od bezpośredniego wykonawcy - Wojciecha
Franiewskiego,
poprzez „łącznika” - Grzegorza K.,
po politycznego „underbossa” – Andrzeja
Piłata i
kontrolujących sprawę śledztwa wysoko ulokowanych esbeków - „nadzorców”.
Schemat tej konstrukcji, nie wynika z towarzysko – biznesowych powiązań
postkomunistycznej kamaryli. To schemat działania mafii, która od 20 lat
oplata wszystkie sfery życia publicznego w Polsce.
Tylko człowiek o
złej woli lub skończony ignorant mógłby twierdzić, że ośmioletnie
zmagania rodziny Olewników z indolencją organów ścigania i wymiaru
sprawiedliwości, są efektem sumy jednostkowych przypadków, pomyłek, zaniedbań
i błędów. Wewnętrzna, niezwykle spójna prawidłowość istniejąca w
zachowaniach policjantów, prokuratorów czy polityków, przy jednoczesnej
analizie wspólnych im powiązań i zależności – nakazuje wykluczyć działania
przypadkowe lub powodowane ludzkimi ułomnościami i błędami.
Sądzę, że posługując
się myśleniem indukcyjnym, jakie od początku stosowałem w tekstach „Kręgów”
– czyli wyprowadzając ogólne wnioski ze szczegółowych przesłanek, będących
przypadkami tych wniosków – nie można dojść do innych konkluzji, niż
przedstawione powyżej.
Jak pisałem wcześniej,
powstająca na początku lat 90-ych „polska „mafia”, tworzona była w
dwojaki sposób: od góry – przez coraz bardziej skorumpowanych polityków i
urzędników, którzy wykorzystując władzę przejmowali strategiczne działy
gospodarki państwa oraz od dołu – przez coraz lepiej zorganizowanych
drobnych przestępców. Można powiedzieć, że w tym procesie nieuczciwi
politycy „kryminalizowali się”, a przestępcy „cywilizowali”. Obie
grupy spotykają się zazwyczaj w połowie drogi, – gdy politycy potrzebują
partnerów z gotówką w celu przejęcia kolejnego atrakcyjnego kąska
gospodarki (ewentualnie osłony interesu przed innymi lub może sztuczne
stworzenie monopolu) lub, gdy kryminaliści poszukują osłony i kontaktów dla
legalizacji zasobów finansowych zdobytych w wyniku przestępstw. Pośrednikami
między tymi grupami, są ludzie znający świetnie oba środowiska, czyli byli
funkcjonariusze komunistycznej policji politycznej, występujący najczęściej
w czasach PRL-u jako oficerowie prowadzący dzisiejszych kryminalistów lub
polityków. W sprawie porwania i zabójstwa Olewnika doszło właśnie do
takiego spotkania w połowie drogi, gdy interesy politycznych „underbossów”
wymagały wsparcia ze strony przestępców, przy czym do bezpośredniego
wykonawstwa użyto pospolitych kryminalistów, zza których plecami działali
„fachowcy” z mafii. Cała operacja wymagała ustawicznej, kompleksowej
kontroli: w stadium śledztwa sprawować ją mogli ludzie tacy jak Roman
Kurnik, Józef
Semik czy Zbigniew
Sobotka –
posiadający niemal nieograniczone wpływy na pracę policji i służb
specjalnych, a na szczeblu politycznym – Zbigniew
Siemiątkowski, Ryszard
Kalisz czy Krzysztof
Janik.
Utrata władzy
wykonawczej przez postkomunistów w roku 2005, nie miała żadnego wpływu na
przebieg sprawy Olewnika. Nie mogła mieć, ponieważ niezmienne pozostały
nieformalne układy interesów, których przedstawiciele sprawują faktyczną władzę
w Polsce – niezależnie od wyników wyborczych i zmiany barw partyjnych. Trwałe
ulokowanie w polskiej policji, a w jeszcze większym stopniu, w służbach
specjalnych ludzi z peerelowskiego aparatu represji, podległych dyrektywom Kurnika
czy Czempińskiego,
zapewniało bezpośredni nadzór nad przebiegiem poszczególnych postępowań i
stwarzało postkomunistom poczucie bezpieczeństwa. To właśnie poprzez te -
wynikające z mafijnych zależności układy, które przez cały okres IIIRP
jednoczą w imię wspólnych interesów, tak z pozoru różne środowiska jak
„prawicowców” ze „stajni” Artura
Balazsa, ludzi
SKL –u i Platformy Obywatelskiej, z esbecko – agenturalną grupą
skupioną wokół Aleksandra
Kwaśniewskiego
czy Leszka Millera,
możliwe jest istnienie „polskiej mafii”.
Wspólnotą brudu
– nazwał Andrzej Zybertowicz ową grupę ludzi, „którzy mają wspólnie coś
za skórą, mają interes, żeby się wzajemnie chronić, ale jednocześnie
trzymają się wzajemnie na uwięzi”.
Czy to oznacza, że
wszystkich ich łączy bezpośredni związek ze sprawą Olewnika, czy musieli
posiadać wiedzę na jej temat? Oczywiście, że nie. Wystarczy, że obowiązują
ich jednakowe prawa, podobne do tych z mafijnego „kodeksu Omerta”, narzucające
„zmowę milczenia” i „pełne posłuszeństwo”. Wystarczy, że wszyscy
oni wiedzą, komu i ile można powiedzieć, kto i gdzie jest najważniejszy,
kogo i dlaczego należy chronić lub słuchać. Ta „tajemna” wiedza łączy
ze sobą tak wiele środowisk życia politycznego, biznesowego czy medialnego,
że nie sposób wytyczyć innej linii granicznej, niż ta, wynikająca z
mafijnego układu III RP.
W efekcie –
sprawa porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika, nie mogła zostać nigdy wyjaśniona,
gdyż odsłaniała kulisy „polskiej mafii”, ujawniała jej skryte mechanizmy
działania oraz prawdziwe oblicza i interesy ludzi, mieniących się stróżami
porządku, praworządności i demokracji. Warto dodać, że niekoniecznie
musieli być to ludzie z pierwszych stron gazet, osoby publicznie znane lub
zajmujące medialnie eksponowane stanowiska.
Podczas obrad „orlenowskiej”
komisji śledczej, której działalność odsłoniła wiele kurtyn IIIRP,
doszło do niezwykle ciekawego zdarzenia. W trakcie przesłuchania Krzysztofa
Kluzka – w roku 2002 członka rady nadzorczej PKN Orlen, padło pytanie o „stowarzyszenie
koneserów”.
Kluzek pytany, czy był członkiem tego nieformalnego stowarzyszenia odpowiedział:
„nie byłem godny, na szczęście”. Na liście członków stowarzyszenia,
nazwanego przez Kluzka „grupą lobbująca, lobbystyczną […].grupą,
która jest, że tak powiem, lubią te whisky, wino, ale jednocześnie załatwiają
między sobą określone jakieś interesy, bo tam jest to napisane w statucie.
[…]Grupa trzymająca władzę, ja bym to tak określił” – widnieją
nazwiska, które przeciętnemu odbiorcy niewiele powiedzą. Oto wymienia się
tam panów: Piegrzyka,
Sasala, Lwa
i Marcina Rywinów,
Cytryckiego, Gmyrka,
Golonkę, Gościmskiego,
Kotta, Pachowskiego,
Sidora, Szymczychę,
Wojtynę i Wróbla.
To „stowarzyszenie koneserów”, funkcjonujące „na zapleczu” polityki i biznesu miało ogromny, choć nigdy niewyjaśniony wpływ na działalność największej polskiej firmy paliwowej, konsolidując interesy wielu grup i środowisk. Można się zastanawiać - co łączy (prócz zamiłowania do whisky i wina) producenta filmowego z weterynarzem, magistra ekonomii w Leningradzkim Instytucie Finansowo-Ekonomicznym, (w IIIRP – ministra skarbu państwa) z członkiem zarządu TVP, sekretarza stanu w kancelarii Kwaśniewskiego z prezesem banku?
Skoro wiemy, że
to właśnie w płockim Orlenie zatrudnieni byli krewni wielu prominentnych osób,
jak córka Alicji Grześkowiak, żona Zbigniewa Siemiątkowskiego czy brat Marka
Belki, określenie spółki, jako miejsca „łączącego polityków i mafiosów”
nabiera wyrazistego sensu.
Tragedia rodziny
Olewników, rozgrywająca się na tle gigantycznych interesów, związanych z
przejęciem Orlenu przez ekipę Millera, w trakcie gangsterskiej ekspansji
politycznych cwaniaków, wielorakiej agentury i pospolitych kanalii - nie mogła
mieć innego finału.
To wówczas, w
latach 2002 -2003 można zaobserwować proces, który więcej mówi o polskiej
rzeczywistości, niż drobiazgowe analizy socjologiczne i raporty politologów.
Możemy bowiem
dostrzec, że dojście do władzy postkomunistów i zawłaszczenie przez nich
ogromnych obszarów gospodarki i polityki, zbiega się w czasie z odbudową
struktur kryminalnych mafii, że stosunki i relacje istniejące w świecie
polityki i biznesu – odpowiadające wyższym kręgom „polskiej mafii”,
zostają dokładnie odwzorowane w niższych kręgach przestępczości
zorganizowanej. By wyjaśnić ten proces, należy przypomnieć o faktycznych „capo
di tutti cappi”, o prawdziwych „bossach” „polskiej mafii” kryminalnej
i politycznej.
„Oto Sołncewo -
podmoskiewskie przedmieście, w którym rezyduje jedna z najsilniejszych w świecie
mafii nazywana Sołncewską
Bracią. Powstała
z byłych funkcjonariuszy KGB wspieranych kadrą GRU, stanowi absolutnie
piorunującą mieszankę. Zagrożenie ze strony tej mafii w mniejszym stopniu
wynika z tego, że korzysta z parasola ochronnego w postaci rosyjskich służb
specjalnych. Prawdziwe niebezpieczeństwo bierze się ze stosowanych przez nią
metod rodem ze specsłużb, z prowokacjami, szantażem, zabójstwami i tzw.
grami operacyjnymi włącznie. Równie ponurą sławą, co starsi gangsterzy
cieszy się młody narybek mafii szkolony przez weteranów wojny w Afganistanie.
Są uczeni torturowania, przypalania, dźgania nożami, duszenia i zabijania.
Ich bezwzględność jest przerażająca. Stanowią iście diabelskie narzędzie
w rękach mafii” – pisał w 2007 roku Jerzy Jachowicz, w artykule „Długie
ręce rosyjskiej mafii”.
Słynny „Pruszków”, dobrze zorganizowany gang oprychów, niesłusznie i mocno na wyrost określanych mianem mafiozów, był tylko spółdzielnią usługową, wykonującą polecenia wysokich oficerów PRL-owskich służb specjalnych oraz wyżej ulokowanych agentów, takich jak Jeremiasz Barański czy ludzie ze środowiska wiedeńskiego. O genezie „polskich mafiosów”, z których większość była od czasów PRL-u współpracownikami SB, pisałem wcześniej.
Faktyczną władzę
nad „Pruszkowem”
sprawowała mafia
z Sołncewa,
traktując polskich „mafiosów” jak własną, wysuniętą na Zachód filię.
Według rosyjskiego miesięcznika "Kompromat", specjalizującego się
w przestępczości zorganizowanej w Rosji, mafia sołncewska w Polsce - inaczej
niż w wypadku Węgier czy Litwy - nie tworzyła własnych struktur, lecz
podporządkowała sobie najsilniejszy, działający u nas gang.
W artykule
„Pruszków pod Moskwą” z roku 2003, Ewa Ornacka, Wojciech Sumliński i
Violetta Krasnowska napisali m.in.: „ Kilkanaście miesięcy temu, gdy w
aresztach znaleźli się bossowie polskiej mafii, wydawało się, że
"Pruszków" został rozbity. Okazało się jednak, że największy
polski gang wciąż istnieje, bo jest potrzebny mafiosom z "Sołncewa".
To oni doprowadzili do szybkiej reaktywacji "Pruszkowa".
W tym samym
czasie, gdy nowy komendant policji Leszek Szreder pozbywał się, przy aplauzie
posłów SLD generała Adama Rapackiego, „ukonstytuował” się nowy zarząd
„Pruszkowa”. Stworzyli go Adam Danielak (syn Leszka Danielaka), Artur
Danielak (syn Mirosława Danielaka), Kazimierz Klimas, Andrzej Horek, Sławomir
Fabiański oraz Jacek Genejak. Szefem doradców nowego zarządu został Wojciech
Paradowski,
typowany przed laty na ministra budownictwa w rządzie Jana Krzysztofa
Bieleckiego. Co najistotniejsze - nowy zarząd "Pruszkowa" stał się
nieprzenikliwy dla policyjnych agentów. Uważa się, że gang musiał w tym
czasie otrzymać instrukcje, jak bronić się przed tzw. wtyczkami. Instrukcje
na tyle szczegółowe, że bandyci zaczęli likwidować wówczas policyjnych
informatorów, a od kul zginęło co najmniej 11 osób. Kilka miesięcy wcześniej
odwołano ppłk. Tomasza W., naczelnika IV wydziału CBŚ, szefa tzw.
przykrywkowców, czyli policjantów przenikających do gangów.
„Odrodzenie” kryminalnych struktur „Pruszkowa”, zbiegło się w czasie z pierwszym okresem rządów poskomunistycznych i należy traktować to zdarzenie w kategoriach odbudowy „zbrojnego zaplecza”, służącego celom układu przejmującego wówczas władzę. Bez wątpienia, również sami gangsterzy zdawali sobie sprawę, że rządy SLD przyniosą im okres spokojnego działania i prosperity. Niech świadczy o tym zdarzenie, sprzed wyborów parlamentarnych z 2001 roku, gdy Danuta Waniek, wówczas posłanka SLD, otrzymała list napisany w areszcie przez Zygmunta Raźniaka, ps. "Bolo", jednego z liderów "Pruszkowa". "Bolo" pisał: "Przychodzą do mnie do celi różni ludzie, którzy się nie przedstawiają i wypytują o kontakty mafii z politykami SLD. Obiecują, że jak ujawnię odpowiednie informacje, to zwolnią mnie z więzienia ze względu na stan zdrowia". Policjanci wyśmiali list "Bola", traktując go jako taktykę obrony, twierdząc, iż gangster postanowił przestawić swoją kryminalną sprawę na tory polityczne i szukać obrony w obozie przyszłych zwycięzców. Jestem przekonany, że ów „Bolo” posiadał doskonałe rozeznanie sytuacji i całkiem niezły instynkt polityczny.
Podobnie, jak w obszarze hierarchii i zależności istniejących pomiędzy „Sołncewem”,
a „Pruszkowem” , identyczny – choć z pewnością funkcjonujący na innym
poziomie układ - można zaobserwować w przypadku relacji w świecie
polityki i wielkiego biznesu.
Czas rządów tzw.
lewicy to okres rozkwitu, działającej pod nadzorem WSW/WSI mafii paliwowej, to
próba sprzedaży Rosjanom polskiego sektora paliwowego i trwałego uzależnienia
Polski od rosyjskich dostaw, to czas negocjacji i ustaleń najwyższych polityków
III RP z funkcjonariuszami KGB i rosyjskimi „dyplomatami”. Osoby
realizujące ten plan -Aleksandra
Kwaśniewskiego,
Leszka Millera,
Wiesława Karczmarka
czy Jana Kulczyka
łączą wieloletnie, nigdy nieujawnione związki z peerelowskimi lub sowieckimi
służbami.
W kontekście ówczesnej
aktywności rosyjskiej agentury, należy oceniać bliskie kontakty Władymira Ałganowa
z pełnomocnikiem Kwaśniewskiego - Janem Kulczykiem, czy związki pułkownika
Nikołaja Iwanowicza Zachmatowa, oficjalnie radcy ambasady rosyjskiej z
Andrzejem Piłatem i Robertem G. To wśród rosyjskich agentów i działających
pod przykryciem biznesmenów i dyplomatów, należy upatrywać prawdziwych „capo
di tutti cappi” „polskiej mafii”, a na Kremlu poszukiwać składu mafijnej
„commission”.
Ujawnione w tym
okresie, przykłady „współpracy” polityków poskomunistycznych z agenturą
generała Putina świadczą, że mieliśmy do czynienia z identycznym procesem,
jak w przypadku reaktywacji „Pruszkowa” przez mafię sołncewską. Zbliżenie
to odbywało się na podobnej zasadzie bezwzględnego podporządkowania i
dotyczyło strategicznych interesów polskich, poddanych dominacji rosyjskiej.
Jak WSW/WSI było
delegaturą sowieckiego GRU na Polskę, a tzw. wywiad PRL-u i pozostałe
struktury SB – zależne od KGB - tak „mafiozi” „Pruszkowa” działali
jako filia „Sołcewa”, a „polska mafia”, złożona z komunistycznych
aparatczyków, biznesmenów i funkcjonariuszy podlegała całkowitej kontroli i
zadaniowaniu przez „rosyjskich przyjaciół”.
Jerzy Jachowicz,
kończąc cytowany już artykuł „Długie ręce rosyjskiej mafii” napisał:
„Kiedy mówimy o
bliskiej przyszłości "czerwonej mafii" w Polsce, musimy mieć świadomość,
że przyniesie ona ze sobą tradycje rosyjskiej ekspansji i mocarstwowości. Będą
się więc wciskać wszędzie, gdzie są do wzięcia wielkie pieniądze. I to
wszelkimi metodami. Będą przejmować banki, towarzystwa ubezpieczeniowe,
wielkie spółki budowlane, firmy prawnicze jako zaplecze swoich działań,
magazyny jubilerskie, domy mody, organizację wielkich imprez masowych itd. Drogę
będą im torowały niebotyczne pieniądze, korupcja na ogromną skalę, a
wszystko pod płaszczykiem legalnych, zgodnych co do joty z literą prawa działań.
Czy jesteśmy w stanie obronić się przed prawdziwym imperium zła, jakie
niesie ze sobą rosyjska mafia?”
Daleki jestem od
twierdzenia, jakoby porwanie i zabójstwo Krzysztofa Olewnika miało związek z
interesami rosyjskiej mafii. Nie usprawiedliwiałyby takiego poglądu, pojawiające
się w sprawie doniesienia o roli spółki „Krup-Stal”, handlującej rosyjską
stalą z przemytu i związkach jednego z właścicieli spółki z gangiem „pruszkowskim”.
Nie uprawnia do takich uogólnień, nawet obecność ludzi „Pruszkowa” wokół
głównych postaci porwania Olewnika.
W tym kontekście,
na szczególną uwagę zasługuje reakcja marszałka Komorowskiego,
który będąc od początku przeciwnikiem powołania komisji, gromko przestrzegał
posłów, by nie próbowali zastąpić śledztwa prokuratorskiego i nie przesłuchiwali
np. „pruszkowskiego” gangstera "Żaby". To zastanawiająca i
nieostrożna uwaga pana Komorowskiego. Czy polityczny opiekun WSW/WSI tak bardzo
obawia się ujawnienia roli „Pruszkowa” i służb specjalnych IIIRP w
sprawie Olewnika?
Należy jednak uświadomić
sobie, że istnieje zależność przyczynowo skutkowa, pomiędzy ekspansją
interesów „polskiej mafii” (nawet tych lokalnych), przypadającą na okres
porwania Olewnika, a podporządkowaniem jej struktur kryminalnych i politycznych
wpływom rosyjskim. Bez tej świadomości, rozpoznanie istoty wielu działań
związanych z PKN Orlen, podejmowanych przez ówczesnych polityków i podległe
im służby, oraz ich aktywność w innych obszarach gospodarki (rolnictwo,
biopaliwa, przemysł mięsny, handel) byłoby obarczone ryzykiem poważnego błędu.
Zapewne niektórzy
z czytelników „Kręgów” odczują pewien niedosyt, iż w ostatniej części
nie pojawiają się precyzyjne wskazania dotyczące mocodawców porwania i zabójstwa
Krzysztofa Olewnika, że nie wymieniam (poza już ujawnionymi) nazwisk osób
odpowiedzialnych za tę tragedię. Koniecznym wyjaśnieniem niech będzie
stwierdzenie, że nie taki był cel moich tekstów i nie posiadam „tajemnej”
wiedzy na ten temat. Wierzę, że czytający sami potrafią dokonać ocen i wyciągnąć
wnioski. Zbyt łatwe uogólnienia, a w jeszcze większym stopniu bezpodstawne
oskarżenia, pozbawiłby (w moim odczuciu) wiarygodności - autora i jego
tekstu.
Jestem natomiast
przekonany, że jeśli prace sejmowej komisji w sprawie Olewnika, będą
prowadzone rzetelnie, z determinacją dotarcia do prawdy – ujawnione w trakcie
jej działań osoby i łączące je relacje będą zbieżne z
obrazem, jaki przedstawiłem w „Kręgach”. Nie ma innej drogi do
„polskiego piekła”. Co więcej – odkrycie mechanizmów działania
„polskiej mafii”, które doprowadziły do fałszowania śledztwa i
ukrywania prawdy o zleceniodawcach zbrodni – może doprowadzić do wstrząsu
porównywalnego z efektem dziesięciu komisji „rywinowskich”. Przestrzegałbym
jednak, przed widzeniem tej sprawy jednowymiarowo, wyłącznie w kategoriach
politycznych i traktowania jej jako okazji do zdobycia argumentów przeciwko
tej, czy innej opcji politycznej. Za globalnym, wielowątkowym obrazem
„polskiej mafii” kryje się bowiem konkretna, osobista tragedia młodego człowieka
i jego rodziny – skrzywdzonych przez pospolitych kryminalistów i przez lata
poniżanych przez przedstawicieli własnego państwa. Ich piekło, nie miało
politycznych barw i rozciągało się na całą przestrzeń III RP. Wyłącznie
niebywałej odwadze, sile i determinacji tych ludzi zawdzięczamy, że dojdzie
do próby wyjaśnienia okoliczności, w jakich rozgrywał się ten dramat.
Przedstawiona w
moich tekstach wizja, choć nawiązuje tytułem i konstrukcją do
„dantejskiego” Piekła i posiłkuje arcydziełem „Boskiej komedii”,
daleka jest od literackich iluzji. Nie ma w niej miejsca na dramatyczną
ornamentykę, figury retoryczne czy poetykę przekazu. Obraz polskich „Kręgów”
niesie z sobą znacznie większą grozę, niż czyni to dzieło literackie
Dantego. Dotyczy bowiem realnej, codziennej rzeczywistości, doświadczalnej i
dotykalnej przez każdego, kto zechce przedrzeć się przez zasłonę milczenia
i zakłamania, kto ma odwagę widzenia więcej, niż ukazują to zwodnicze
przekazy medialne.
Jeśli kiedykolwiek mamy stanąć przed szansą zmiany tej rzeczywistości, to tylko wówczas, gdy sami przemierzymy i dogłębnie poznamy kręgi „polskiego piekła”. Nie ma innej drogi do wyjścia.
7 KRĘGÓW PIEKŁA WŁODZIMIERZA OLEWNIKA - z cyklu MAFIA I WŁADZA cz.1
7
KRĘGÓW PIEKŁA WŁODZIMIERZA OLEWNIKA - z cyklu MAFIA I WŁADZA cz.2
Źródła:
http://www.komisje5.paroles.com.pl/dzialy/orlen/18181/
http://www.komisje5.paroles.com.pl/dzialy/orlen/18182/
http://www.mafiapress.pl/d_976_Krzysztof_Kluzek_obciaza_Kwasnie.html?Chapter=2
http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,33211,1798196.html
http://www.dziennik.pl/opinie/article96728/Jachowicz_Dlugie_rece_rosyjskiej_mafii.html?service=print
http://www.wprost.pl/ar/53363/Pruszkow-pod-Moskwa/?O=53363&pg=1
http://serwisy.gazeta.pl/kraj/1,34317,2324234.html
http://www.axisglobe.com/article.asp?article=732
Salon 24 „Aleksander Ścios” Bez dekretu
Tematy w dziale dla
inteligentnych:
ARTYKUŁY - do przemyślenia z cyklu: POLITYKA - PIENIĄDZ - WŁADZA
Polecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
"AFERY
PRAWA" Niezależne Czasopismo Internetowe www.aferyprawa.com redagowane przez dziennikarzy AP i sympatyków z całego świata których celem jest PRAWO, PRAWDA SPRAWIEDLIWOŚĆ DOSTĘP DO INFORMACJI ORAZ DOBRO CZŁOWIEKA |
|
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ WYPOWIEDZI I SWOBODA WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54 KONSTYTUCJI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
zdzichu
Komentowanie nie jest już możliwe.