opublikowano: 04-02-2011
Zniesławianie osób (nie)publicznych Mirosław Naleziński
Kto decyduje i na
jakiej podstawie, że w mediach można podać pełne dane obywatela A,
natomiast nie można ujawnić pełnych danych obywatela B? Kto zna takie
zasady? Jeśli Ty nie znasz, to nie martw się - sądy również nie
znają!
Po niemal roku od
katastrofy, wzięto się za innych pilotów, tym razem żywych, którzy
byliby pewnie anonimowi do końca życia, gdyby nie tragedia i w
zaistniałej sytuacji stracili status osoby nieznanej lub mało znanej,
czyli niepublicznej. Ciekawe, na jakiej podstawie prawnej?
Media podają -
"Porucznik Artur Wosztyl, pierwszy pilot Jaka-40, którym na
uroczystości w Katyniu lecieli dziennikarze, w prasie nie przyznawał
się do lądowania poniżej minimum. Z zapisów czarnych skrzynek Tu-154
wynika, że mówił, iż warunki gwałtownie się pogarszają, jednak
nie odradzał kolegom lądowania. Po przylocie jaka w Smoleńsku próbował
bez powodzenia wylądować rosyjski Ił-76 i cudem uniknął katastrofy.
Rozbił się prezydencki Tu-154".
Porucznik w miarę
szczęśliwie wylądował przez rozbiciem feralnego Tu-154M, ale jego
pech ujawnił się niedawno - okazuje się, że lądował bez zgody
rosyjskich kontrolerów. Wojska lotnicze były znane z tego, że piloci,
jeśli będą musieli lecieć na akcję, to i na wrotach od stodoły
polecą. Jeden z generałów, utrzymując konwencję tego typu
powiedzonek, zadeklarował, że "wojsko nie zamierza niczego
zamiatać pod dywan". Podobno tego pilota czeka postępowanie
dyscyplinarne za lądowanie poniżej warunków minimalnych (może nawet
stracić posadę), bowiem lądował w Smoleńsku, łamiąc regulamin lotów.
Faktem jest, że ów
pilot niezbyt zdecydowanie odradzał lądowanie załodze prezydenckiego
tupolewa, a nawet można doszukać się tonu zachęty do tego manewru.
Ponieważ rosyjscy kontrolerzy lotów byli świadkami ryzykownego lądowania
jaka z dziennikarzami, mimo niewydania zgody na przyziemienie, zatem
mogli sądzić, że polskie samoloty mają na wyposażeniu jakieś
cudowne natowskie urządzenia, umożliwiające lądowanie w całkiem
niesprzyjających warunkach i że nasi piloci istotnie mają zadziwiające
umiejętności, zwłaszcza że ich rosyjski ił nie poradził sobie na własnym
lotnisku. To mogłoby wyjaśniać, dlaczego zamurowało ich podczas lądowania
naszego pierwszorzędnego samolotu na ich trzeciorzędnym lotnisku i
niezbyt okazali się im pomocni, a nawet - jak twierdzą niektórzy - świadomie
wprowadzili ich w błąd (co wydaje się jednak nadużyciem). Z kolei
nasza załoga, wiedząc, że ich kolegom udało się wylądować z
dziennikarzami, to przecież im, z prezydentem na pokładzie, tym
bardziej musi się udać. Nie udało się.
Bywają sytuacje,
kiedy ludzie, mimo swej woli, zostają podawani z nazwisk w mediach, i
to bez ceregieli - nikt nie zastanawia się, czy to osoby publiczne, czy
nie, czy podanie nazwisk w aspekcie wypowiedzianych słów, nie
przyniesie im ujmy. Media bywają bezlitosne. Dotyczy to zarówno żyjących,
jak i nieżyjących już pilotów. I nie tylko pilotów, ale także osób
(nawet) przypadkiem związanych z opisywaną katastrofą. Ale też nie
tylko, bo i rozmaitych ludzi, którzy uczestniczyli w jakichkolwiek
wydarzeniach, także podczas dyskusji na internetowych forach, gdzie
wyznania, krytyka, pomówienia, domysły, spekulacje, to chleb powszedni
i podstawa kwitnącego tam życia towarzysko-menelskiego. Dotyczy to osób
mniej lub bardziej publicznych - pisarzy, studentów, doktorantów, inżynierów,
dziennikarzy (w tym obywatelskich) płci obojga. Wystarczy, że ktoś
tam zajrzy, coś napisze i może być ośmieszany, wyzywany, obrażany,
zniesławiany oraz... ciągany po sądach, a to całkiem słusznie, a to
całkiem niesłusznie. Gorzej, jeśli Temida traci rozsądek i wydaje
kompromitujące wyroki.
Gdyby wspomniany
pilot jaka (dotyczy to zresztą także poległych pilotów tupolewa) był
kierowcą autobusu, taksówki lub ciężarówki, to występowałby pod
niepełnymi danymi osobowymi. Dlaczego media niejednakowo traktują
obywateli polskich, którzy znajdują się pod jednakową pieczą
Konstytucji 1997? Dlaczego podają nazwiska pilotów, ale po wypadkach
innych pojazdów, dane kierowców są ukrywane pod inicjałami?
Gdyby wcześniej na
pasie lub w jego okolicy rozbił się nasz jak albo rosyjski ił, to
tupolew, z oczywistych powodów, nie lądowałby i nie byłoby
wieloletnich negatywnych następstw w stosunkach polsko-polskich i
polsko-rosyjskich. Jeśli często mawia się "Bóg tak chciał",
to czym się tutaj kierował? Całkiem inne rodziny opłakiwałyby
swoich bliskich, sprawy odszkodowań nie byłyby tak szeroko omawiane (i
byłyby one niższe!) oraz naciski na zmiany procedur także byłyby słabsze
(może o nie Mu chodziło?). Byłoby znowu po polsku - "aby jakoś
do kolejnej katastrofy".
Kamery rejestrujące
zagrywane są kolejnymi ujęciami po pewnym czasie (w pętli i z
oczywistych powodów) i nie można dotrzeć do nagrań incydentów (np.
ulicznych), jeśli detektywi spóźnią się z ich zabezpieczeniem.
Podobnie działają lotnicze czarne skrzynki. Okazuje się, że
oficerowie sił powietrznych (oraz inni specjaliści lotnictwa, których
mamy sporo) nie pomyśleli o tym zagadnieniu odpowiednio i skutecznie, i
kiedy Jak-40 wystartował ze Smoleńska do Warszawy, nowe parametry
nagrały się na poprzednie, jakże ważne, dane sprzed tragedii. W
internecie można kupić (już za kilkaset złotych) kamery
rejestracyjne (do montażu w aucie) rejestrujące jazdę pojazdu. Gdyby
takie kamery były w tupolewie, to mielibyśmy już odpowiedzi na niemal
wszystkie padające pytania, choć oglądanie ich byłoby - z
oczywistych powodów - zastrzeżone wyłącznie dla śledczych. Wracając
do tych fachowców - jakim oni wykazali się refleksem? A wymagali od załogi
tupolewa wykonywania perfekcyjnych manewrów i podejmowania decyzji w
parę sekund, podczas gdy oni mieli znacznie więcej czasu i... też
spartolili. Czy podane będą ich nazwiska w mediach?
Aby już nie
zawstydzać całkowicie jednego z pilotów 36. specpułku, pomińmy jego
nazwisko, które było jednak wymieniane w mediach. Otóż ten lotnik
nie chciał przyznać, że zachęcał kolegów z tupolewa, by mimo
warunków poniżej minimum spróbowali wylądować. Mówił w maju ub.r.,
że przekazał meteorologiczne dane i ostrzegł, że są nieciekawe.
Jednak ze stenogramu z czarnej skrzynki tupolewa wynika inny przekaz:
"Wiesz co, ogólnie rzecz biorąc, to p#z#a* tutaj jest. Widać
jakieś 400 m około i na nasz gust podstawy chmur są grubo poniżej 50
m. Nam się udało w ostatniej chwili wylądować i powiem szczerze, że
możecie spróbować, jak najbardziej".
Media podają pełne
dane polskich pilotów oraz rosyjskich kontrolerów lotu w aspekcie
wybranych wydarzeń, w tym wypowiedzi, co mogłoby zostać uznane (w sądzie)
za zniesławienie i naruszenie ich honoru. Teraz miliony ludzi jeździ
sobie po nich do woli.
Inne sprawy dotyczące
problemu ujawniania danych osobowych...
2 lutego 2011 jedna z
telestacji ukazała filmik z kibolem w roli głównej, bijącym i
opluwającym rodzinę na stadionie. Pseudokibic okazał się szefem Ogólnopolskiego
Związku Stowarzyszeń Kibiców (organizacja przyjmowana przez urzędników
Kancelarii Prezydenta, RPO i PZPN). Wymieniono jego pełne dane wraz z
ksywką. Ponieważ nie zapytano go o zgodę, zatem czy za wyemitowanie
filmu grozi telestacji proces sądowy?
Gdański sędzia
prowadził auto pod wpływem alkoholu i nie stracił pracy. Dwa tygodnie
temu sąd apelacyjny ponownie uznał, że przypadek Waldemara K. (tutaj
jakoś nie można podawać pełnych danych, choć gdyby to był
zagraniczny sędzia, to byłyby pełne - hipokryzja prawodawcy!) nie zasługuje
na usunięcie go z zawodu. Zawieszony od 7 lat sędzia nadal pobiera
pensję (ok. 6 tys. zł). Przykład, który kompromituje polską Temidę
i nasz wymiar sprawiedliwości i nikt (z decydentów) nie ma zamiaru
leczyć tej upadłej damy?
Gdański sąd skazał
dziennikarza za ujawnienie fałszerstwa i wielokrotnych kłamstw
dokonanych przez pewną pisarkę oraz za krytykę (omówienie kilku
pomniejszych jej przewin) i za podanie inicjałów tudzież oryginalnej
branży pisarskiej oraz za wyrwanie (czy powinien zacytować bez skrótów?)
z kontekstu dowcipów (w tym seksistowskich). Jeden z zarzutów, to...
brak zgody na umieszczenie jej wypowiedzi w internecie (a taką zgodę
media uzyskują telefonicznie, czy na specjalnym formularzu?). Do
apelacji nie doszło, bowiem minęły terminy wszelakie, a uczyniły to
one, bowiem sędzia nie poinformował zainteresowanego o... wydaniu
wyroku. Z wyjaśnień prawników wynika, że... nie musiał! Pisarka
swoje krzywdy i cześć wyceniła w pozwie, wespół ze swoim znajomym
prawnikiem, na niemal 7 tysięcy dolarów. Którą to uczelnię skończył
sędzia i których unijnych procedur nie zna? Czy ten pan wie, czym
zajmuje się Helsińska Fundacja Praw Człowieka? Może Wysoki Sąd
skieruje go na krótkie a treściwe szkolenie, byle bez wyjazdu do
Helsinek na koszt podatników...
* - nazwę tego organu, opiewanego
przez artystów (choć pod zdecydowanie bardziej romantycznymi nazwami)
podano w pełnej (soczystej a dźwięcznej) pisowni, nie zważając na
zakaz używania wulgariów; zapewne błędnie zinterpretowano możliwości
cytowania bez ograniczeń; inna sprawa - w jaki sposób to cudo może
kojarzyć się z chmurami lub mgłą? słowniki jeszcze nie zawierają
tak zdefiniowanego określenia...
Mirosław Naleziński, Gdynia
www.mirnal.neostrada.pl
Komentowanie nie jest już możliwe.