opublikowano: 31-01-2011
Co łączy
Wenezuelę i Gdańsk? Mirosław
Naleziński
Media donoszą o interesującej sprawie, nawiązującej do peerelowskich
klimatów, zalatujących barejkami, czyli komediowymi wątkami zawartymi
w filmach reżyserowanych przez Stanisława Bareję. Otóż - "Władze
Wenezueli zakazały emisji kolumbijskiej telenoweli, twierdząc, że
jest ona obraźliwa dla całego kraju".
Główną bohaterką serialu
jest panna Kolumbia, posiadająca siostrę Wenezuelę, ta zaś ma pieska
o imieniu Mały Hugo, co może nasuwać (i nasuwa!) skojarzenia z
wenezuelskim przywódcą Hugo Chavezem. W jednym z odcinków zaginął
psiak, co Kolumbia skwitowała - "lepiej, aby go w ogóle nie było!".
Uzasadniając swoją decyzję o
zablokowaniu serialu, władze w Karakasie* wskazały na
związki panny Wenezueli z półświatkiem i na plotkarstwo panoszące
się tamże, co ma (podobno) demoralizujący wpływ na większość
telewidzów w tym nafciarskim państwie.
Na drugim końcu świata
pewien facet omówił w internetowych artykułach parę pikantnych żarcików
zamieszczonych w najdowcipniejszym wątku na popularnym portalu. Jedna z
pań, współtwórczyni (a przy okazji doktoryzująca się pisarka) wespół
ze swoim prawnikiem, udała się na komisariat Policji oraz do dwóch sądów,
aby ukarać (m.in. zażyczyła sobie także ok. 7 tysięcy dolarów)
owego gościa, który opisał te dowcipy oraz parę innych nieetycznych
wyczynów pisarki.
Ponieważ uczony adwokat
argumentował, że podane inicjały (MCh) jego mandantki w połączeniu
z dziedziną pisarstwa uprawianego przez tę pisarkę (komputerowa księgowość)
są zbyt łatwe do zidentyfikowania tej pani, która ponadto ma bardzo
ważną misję do spełnienia (prowadzi wykłady na uczelni i kończy
doktorat na znakomitym uniwersytecie oraz pisze kolejne książki),
przeto przedstawił sędziemu argumenty, że powinien on w sposób
szczególny (zatem niezgodnie z Konstytucją?) potraktować internetowo
naruszoną - jak twierdził - cześć jego klientki, czyli przymiot o
sporej wartości, o czym jednak wcześniej jakoś sama zapomniała...
W jaki sposób przekonano sędziego
- trudno orzec, bowiem dziennikarz nie był ani razu w sądzie (półroczne
zwolnienie po zawale), dość powiedzieć, że jednoosobowy niezawisły
gdański sąd wydał wyrok skazujący. Wprawdzie karę finansową obniżono,
ale zażądano, aby skasował wszystkie artykuły krytyczne wobec
pisarki z internetu oraz aby przeprosił ją za doznane krzywdy.
Aby oddać w pełni groteskę
"bezstronności" sędziego w tej sprawie - pisarka uznała, iż
dziennikarz założył dodatkowe konta, z których ją rzekomo obrażał,
sfałszowała podpis w komentarzu podczas dyskusji na społecznościowym
portalu, wpisała parę przaśnych dowcipów, ale po sądach w żywe
oczy kłamała, że jej żarty NIGDY nie były pikantne, do adminów
rozesłała szereg postów informujących, że publicysta kłamie na jej
temat (a do tej pory wysyła na portale skany kuriozalnego wyroku, przez
co niektórzy admini cenzurują, czyli kasują, artykuły pisane na
temat wybryków pisarki). Ponieważ elegancka doktorantka była
przekonująca do swych nawiedzonych teorii, przeto sędzia dał się
oszukać jak lotnik we mgle i wydał wyrok skazujący; więcej - ten
szlachetny rycerz Temidy uwierzył, że posądzono ją także o pijaństwo
i rozwiązłość (a gdzież on to, nieszczęsny, wyczytał?!), zaś na
koniec - zapewne z wrażenia (no bo czym można byłoby wyjaśnić jego
fatalny błąd w przyjaznym państwie prawa?) - nie poinformował o
wydanym wyroku, przez co dziennikarz nie tylko przez wiele miesięcy nie
wiedział o jego poronionym owocu umysłowej pracy, ale niejako przy
okazji, przeminęły wszystkie terminy umożliwiające wniesienie
apelacji! Szokujące jest i to, że tzw. obiektywny sędzia nie dopatrzył
się ŻADNEJ przewiny pisarki, ale za to zauważył WSZYSTKIE uchybienia
dziennikarza, któremu przypisał także teksty zamieszczone w
internecie przez osobę nieustaloną do tej pory!
Osobną sprawą jest nieudolność
Temidy, która nie może dojść prawdy, że dziennikarz ma/miał WYŁĄCZNIE
jedno konto, co oznaczałoby zmuszenie pisarki do publicznego
przeproszenia - ciekawe, ile lat zajmie to Temidzie... Podobno jest ona
nierychliwa ale sprawiedliwa.
Jak wynika z tekstu, opisana
historia nie dzieje się w Ameryce Południowej. Także nie na Białorusi
ani w Birmie**. To dzieje się w nadmotławskim grodzie, symbolu znanym
w świecie z rozpoczęcia walki o wolność słowa po tej stronie Odry.
Komornik na zlecenie niezawisłego sędziego już skasował redaktora na
kilkaset dolarów. I nie wiadomo, co jeszcze Temida wymyśli w tej
sprawie, bowiem co pewien czas wysyła swoje kolejne pomysły i żądania.
Cóż zatem jest
niewłaściwego w tym, że zdjęto serial? Nie powinniśmy stanowczo potępiać
postępowania decydentów zza wielkiej wody, bowiem są oni podobni do
gdańskiego wymiaru sprawiedliwości, który za oceanem rozprawiłby się
z filmowcami w podobny sposób, bowiem aluzje są zbyt oczywiste, złośliwe
i ośmieszające szlachetnego człowieka (wszak nie zwykłego obywatela,
lecz wodza jednego z bardziej postępowych państw Ameryki), czyli są
niegodziwe i uznano, że nie można ich dłużej tolerować.
Zanim wyśmiejemy
polityków z egzotycznych państw trzeciego świata, czepiających się
seriali telewizyjnych, to sprawdźmy, czy u nas, nawet w Gdańsku (w mieście
symbolu!), nie dochodzi do podobnych hec i to w... sądach.
*
- Caracas to raczej nie po naszemu
** - obecnie Mianmar
Mirosław Naleziński,
Gdynia
www.mirnal.neostrada.pl
Polska cenzura ponad oszustwami Mirosław Naleziński
Komentowanie nie jest już możliwe.