opublikowano: 02-12-2014
Zreprywatyzowani Konrad Malec
Na powojenną odbudowę stolicy złożyli się wszyscy pracujący Polacy. Każdy z nich od swojej skromnej pensji miał odciąganą pewną kwotę na ten cel. Ponadto, sami warszawiacy czynnie odbudowywali domy własne i sąsiadów. Po latach, spadkobiercy właścicieli budynków, które spłonęły podczas wojny, nierzadko wedle stanu na wrzesień 1939 zadłużone po same dachy,domagają się ich zwrotu. To, co według nich jest „dziejową sprawiedliwością”, dla mieszkańców reprywatyzowanych budynków stanowi często początek pasma krzywd. Z wszystkich zakątków Polski dochodzą informacje o kamienicznikach, którzy niczym ich XIX-wieczni poprzednicy decydują o ludzkim „mieszkać albo nie mieszkać”. Warszawa skupia te problemy niczym w soczewce, ponieważ w dość zamożnym mieście dużo jaskrawiej wyglądają problemy ludzi biednych.
Wszystko przez Bieruta Historia reprywatyzacji rozpoczyna się 26 października 1945 r. Wówczas to Bolesław Bierut wydaje dekret „O własności i użytkowaniu gruntów na obszarze m.st. Warszawy”. Zgodniez nim, wszystkie nieruchomości w stolicy przechodzą na własność państwa. Paradoksalnie, po 45 latach to właśnie na niego powołają się spadkobiercy dawnych właścicieli, dążący do przejęcia placów i budynków.
Prawo to stworzono, by móc szybko odbudować stolicę. Nawet potomkowie byłych właścicieli uważają, że było to wówczas konieczne. – Podobne akty obowiązywały również w Niemczech, dzięki nim można było odbudować miasta. Tyle, że tamtejsze umocowania prawne zakładały czasowy zabór mienia, nieruchomości były zwracane po zapłaceniu przez właścicieli za odbudowę – mówi Mirosław Szypowski, przewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Organizacji Rewindykacyjnych (OPOR). – No właśnie, a odzyskujący swe dawne własności w Warszawie nie ponoszą żadnych kosztów odbudowy ani utrzymania tych budynków przez kilkadziesiąt lat – ripostuje Piotr Ciszewski z Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów
(WSL). Kiedy PZPR przechrzciła się na socjaldemokrację, a na scenie politycznej pojawiła się antykomunistyczna prawica, potomkowie właścicieli poczuli, że nadszedł ich czas. Kolejne prawicowe rządy w programach wyborczych obiecywały reprywatyzację i choć do dziś stosowny akt prawny nie został uchwalony, potomkowie przedwojennych kamieniczników stopniowo przejmują mienie – a właściwie, zgodnie z postanowieniem Bieruta, uzyskują wieczystą dzierżawę za symboliczną opłatą. Za jedną z nieruchomości w centrum Warszawy, na której stoi czteropiętrowa kamienica, właściciel płaci… 790 zł rocznie. Wspomniany wyżej dekret zostawił furtkę, dzięki której takie sytuacje są możliwe. Jego art. 7 2 przyznawał dotychczasowym właścicielom prawo do tego, by w ciągu 6 miesięcy zgłaszali wnioski o wieczystą dzierżawę lub prawo zabudowy za symboliczną opłatą. W 1950 r. zlikwidowano własność samorządową i nieruchomości przejął Skarb Państwa. Aby odzyskać kamienicę czy plac, należy udowodnić, że było się właścicielem lub spadkobiercą znacjonalizowanego mienia. W tym celu trzeba okazać akt notarialny, potwierdzający prawo do własności, zaświadczenie z księgi hipotecznej lub wieczystej i dokument zakupu działki.
Znaczna część tych dokumentów spłonęła w czasie wojny. Wydawałoby się, że zamyka to wielu osobom drogę do odzyskania dawnego majątku. „Cuda” się jednak zdarzają.
Grabież zagrabionego W środowiskach osób tracących mieszkania w następstwie reprywatyzacji nieoficjalnie mówi się o osobach, które nie mają dokumentów, ale wiedzą, do kogo się udać, by odzyskać majątki. Nierzadko takie, które nigdy nie należały ani do nich, ani do ich krewnych. Trzeba bowiem pamiętać, że powojenne zamieszanie było wymarzoną sytuacją dla wszelkiej maści oszustów. Na spekulacje i kradzieże szczególnie narażone było mienie pożydowskie. Ciekawego przykładu dostarcza budynek przy Noakowskiego 16. W sierpniu 1945 r. niejaki Leon Kalinowski, funkcjonariusz UB, sfałszował dokumenty przedstawicielskie rodzin Oppenheimów i Regirerów, właścicieli trzech warszawskich kamienic. Następnie odsprzedał wspomniany budynek Romanowi Kępskiemu i Zygmuntowi Szczechowiczowi. Rok później do Warszawy wróciła prawowita właścicielka. Sprawa trafiła do sądu. Po krótkim procesie Kalinowski znalazł się w więzieniu, skąd wyszedł tylko na rok, by ponownie trafić przed oblicze Temidy za podobne przestępstwa. Z więzienia żywy już nie wyszedł. Pomimo tych wydarzeń, Roman Kępski w 1997 r. wniósł sprawę o odzyskanie kamienicy. Umarł jednak w 1999 r., nie doczekawszy „zwrotu” majątku. Ostatecznie kamienicę przyznano jego spadkobiercom, wśród których jest Andrzej Waltz, mąż… obecnie urzędującej prezydent Warszawy.
Wątpliwe świętości Niezależnie od przypadków typowo kryminalnych, przy obecnym porządku prawnym władze Warszawy mogłyby niczego nikomu nie oddawać, gdyż „bierutowe prawo” nie jest do końca jednoznaczne, zwłaszcza w zestawieniu z innymi aktami legislacyjnymi. Władze stolicy sprzyjają jednak dawnym właścicielom, a urzędnicy przymykają oczy na „detale”. Spadkobiercy właścicieli korzystają z tych udogodnień, lecz proces odzyskiwania budynków bywa dla nich zbyt długotrwały. Kierują więc skargi do sądu, a że te nie zawsze przynoszą skutek ze względu na niejasności prawne, postanowili złożyć wniosek do Międzynarodowego Komitetu Praw Człowieka w Genewie, przed którym będzie ich reprezentowała szwajcarska kancelaria specjalizująca się w reprywatyzacji. Ewentualna wygrana potomków właścicieli oznaczać będzie konieczność uwzględniania wykładni Komitetu przez polskie sądy. Platforma Obywatelska w czasie kampanii wyborczej obiecywała, że po dojściu do władzy doprowadzi do uchwalenia ustawy, która w sposób możliwie najmniej dotkliwy dla społeczeństwa ureguluje roszczenia tej grupy. Początkowo myślano o zwrocie mienia w naturze wszędzie tam, gdzie to możliwe. Wycofano się z tego pomysłu, prawdopodobnie pod wpływem koalicjanta, na rzecz odszkodowań, na które miano przeznaczyć 20 mld zł. Wysocy przedstawiciele resortu skarbu nieoficjalnie mówią, że Polski nie stać na takie wydatki.
Konrad MalecPolecam
sprawy poruszane w działach:
SĄDY
PROKURATURA
ADWOKATURA
POLITYKA
PRAWO
INTERWENCJE
- sprawy czytelników
"AFERY PRAWA" - Niezależne Czasopismo Internetowe redagowane jest przez dziennikarzy AP i sympatyków z całego świata których celem jest PRAWO, PRAWDA SPRAWIEDLIWOŚĆ DOSTĘP DO INFORMACJI ORAZ DOBRO CZŁOWIEKA |
uwagi i wnioski proszę wysyłać
na adres: |
WSZYSTKICH INFORMUJĘ ŻE WOLNOŚĆ
WYPOWIEDZI I SWOBODA
WYRAŻANIA SWOICH POGLĄDÓW JEST ZAGWARANTOWANA ART 54
KONSTYTUCJI
RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ.
Ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw
mogą być
ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w
demokratycznym państwie
dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony
środowiska,
zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych
osób.
Ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i praw.
1 - Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów
oraz
pozyskiwania i rozpowszechniania informacji.
2 - Cenzura prewencyjna środków społecznego przekazu oraz
koncesjonowanie
prasy są zakazane.
Komentowanie nie jest już możliwe.