opublikowano: 14-08-2013
Oszukani przez Getin Bank i Czarneckiego
Niski poziom
edukacji finansowej w Polsce, a co za tym idzie – praktycznie zerowa wiedza
ekonomiczna Polaków, chęć szybkiego wzbogacenia się oraz krótka pamięć
– to gotowa receptura na wiele osobistych dramatów, które kończą się
nierzadko utratą oszczędności, dorobku całego życia oraz popadnięciem w
ogromne długi.
Polakom
wystarczyło kilkanaście lat, by zapomnieć o Lechu Grobelnym i jego
Bezpiecznej Kasie Oszczędności, by zaufać Marcinowi P. oraz spółce Amber
Gold.
Co łączy
obu bohaterów? Prosta metoda wyciągnięcia kasy od naiwnych. Za pomocą reklam
i handlowców oferujemy Kowalskiemu kupno konkretnego produktu finansowego
(akcje, lokaty, złoto), jednocześnie obiecując ponadprzeciętne zyski i szybkie
zarobki. Gdyby ci dwaj panowie nie zdefraudowali pieniędzy klientów, dalej
brylowaliby na liście najbogatszych Polaków, a politycy ochoczo by się z nimi
fotografowali.
Bardzo
interesujący był również przypadek Leszka Czarneckiego. Sprawa nie była
zbyt szeroko opisywana w mediach, bo nie skończyła się spektakularnym
krachem i aresztowaniem. Było blisko, ponieważ jak wykazała kontrola ówczesnego
Generalnego Inspektoratu Nadzoru Bankowego (dziś Komisja Nadzoru Finansowego),
kapitalizacja banku wynosiła 700 mln zł, a kredytów udzielono
na kwotę ok. 10 mld. zł. Kredytów udzielono więc po prostu na
papierze, a Getin Bank (dziś Getin Noble Bank) nie miał pokrycia w swoich
aktywach na tak olbrzymią sumę.
Jak
zarobił Czarnecki?
W tym
wypadku produktem finansowym, który posłużył za lep na naiwnych Polaków, były
akcje spółki deweloperskiej LC Corp, której większościowym akcjonariuszem
jest nie kto inny, tylko L. Czarnecki. Debiut na warszawskim parkiecie odbył
się 29 czerwca 2007 r. Dokładnie chodziło o 57 mln nowych
akcji serii J, wartość emisji to 1,06 mld zł.
Getin Bank,
razem z Internetowym Domem Maklerskim (IDM SA), przekonali ludzi do
zainwestowania oszczędności życia. Zyskiem Czarneckiego był tzw. lewar – czyli
dźwignia finansowa w postaci kredytu, którego udzielał Getin Bank – a którego
właścicielem jest również Leszek Czarnecki. Dodatkowy zarobek to przecież
prowizja od udzielonego kredytu, jaki pobiera każdy bank. Należy też pamiętać
o miesięcznych odsetkach.
„Kiedy już
sztucznie nakręcono popyt, za pomocą ogromnych kredytów zredukowano zlecenia
kupna, aż o 98,12 proc. – Oznacza to, że na każdy tysiąc
zamówionych akcji można było dostać tylko 18. Drobni inwestorzy chcieli kupić
ponad 50 razy więcej, niż im oferowano – za – bagatela, 11,3 mld zł.
Oferowany kredyt mógł nawet 99 razy przekroczyć wkład własny kredytobiorcy.
IDM i Getin Bank zarobiły na tym kilkadziesiąt milionów złotych
– pisze Andrzej Stec, w artykule zatytułowanym „LC Corp – potknięcie
Czarneckiego”, w „Gazecie Wyborczej” z dnia 29 czerwca 2007 r.
Debiut zaczął
się od 6,5 zł i od pierwszego dzwonka na sesji zaczął regularnie
spadać. „Żeby drobnym inwestorom zwróciły się koszty zaciągniętych
kredytów – tj. prowizja i odsetki – kurs dewelopera musiałby
wzrosnąć co najmniej o 10 proc. Na koniec sesji wyniósł 6,06 zł
– prawie 7 proc. mniej niż cena emisyjna”. – wylicza Stec
w artykule z czerwca 2007 r.
Pechowi
inwestorzy
– Kiedy
podpisywaliśmy umowę – to ważne – miałem wiedzę i świadomość,
że jeden walor będzie kosztował 5 zł. Ale kiedy już podpisałem umowę
kredytową, poinformowali mnie, że cena jednej akcji będzie kosztować 6,5 zł.
Kiedy chciałem się w tym momencie wycofać z umowy, powiedziano mi,
że nie mogę zrezygnować, ponieważ koszt kredytu to ok. 49 tys. zł
prowizji – tłumaczy jeden z pechowych inwestorów Jan Jączek. – Po
1,5 roku, cena jednej akcji osiągnęła poziom 59 groszy. Zostaję wezwany do
banku, żeby podpisać umowę o kredyt konsolidacyjny. Rata miesięczna
wzrasta do 3 000 zł. Tak wysoką ratę tłumaczyli potrzebą
dodatkowego zabezpieczenia, ponieważ wtedy wartość wszystkich akcji wynosiła
około 35 tys. zł., które stanowiły zabezpieczenie pożyczki – opowiada
Jączek. – W związku z tym, że nie wyraziłem zgody na
podpisanie kredytu konsolidacyjnego i złożyłem zawiadomienie o popełnieniu
przestępstwa do prokuratury, na poczet pokrycia zadłużenia Getin Bank
postanawia sprzedać akcje LC Corp SA. Nieoficjalnie wiem, że akcje kupowali
ludzie powiązani kapitałowo z Leszkiem Czarneckim – tłumaczy
pechowy inwestor. Efekt: ludzie stracili oszczędności, mają komorników na głowie
oraz kredyty do spłacenia.
Kto i ile
zyskał?
Łączna
wartość zaciągniętych kredytów miała wynieść nawet 10 mld zł,
co oznacza, że nawet 1 proc. prowizji od tej kwoty dałby 10 mln
zysku, a do tego dochodzą jeszcze odsetki od kredytów.
Na główne
pytanie (ile zarobił właściciel Getin Banku?) znajdujemy odpowiedź w artykule
opublikowanym na portalu Finanseosobiste.pl, z 1 lipca 2007 r.:
„(…) Najwięcej oczywiście udziałowcy spółki, a w szczególności
główny udziałowiec – czyli sam Leszek Czarnecki. Mało kto wiedział o tym,
że połowę spośród 163 mln oferowanych akcji obejmował on po 1 zł
za akcję raptem kilka miesięcy przed piątkowym debiutem. Zysk Leszka
Czarneckiego idzie więc w setki milionów złotych (…)” – czytamy
w tym artykule.
„(…) LC
Corp zebrał w ofercie publicznej 370 mln zł. Pieniądze wyda na
kilka dużych projektów inwestycyjnych, w tym budowę wrocławskiego
drapacza chmur. Kolejne 700 mln zł trafiło do Czarneckiego (przez
jego holenderską spółkę). Zmniejszył on swoje zaangażowanie w LC
Corp, ale wciąż pozostaje największym akcjonariuszem”. – czytamy w przywołanym
wcześniej artykule Andrzeja Steca.
„(…) Znów
kłaniają się opinie analityków, którzy jeszcze przed debiutem podchodzili
do spółki z dystansem. Wszystko przez niewielkie doświadczenie spółki
na rynku. LC Corp ma w dorobku raptem jeden ukończony projekt, jeden jest
w trakcie realizacji, a ponadto spółka notuje straty w swojej
dotychczasowej działalności. Jakim więc cudem wycenia się ją nawet na 3 mld zł?
Dla porównania liderzy rynku deweloperskiego: Dom Development i J.W. Construction,
mający za sobą oddanie do użytku tysięcy mieszkań, wyceniani są
odpowiednio na 4,5 mld zł i 4,1 mld zł. LC Corp
wydaje się więc opierać na przyszłych planach rozwoju i posiadanych w swoim
portfelu projektach oraz, co chyba ważniejsze, na wierze w sukces oparty
na osobie Leszka Czarneckiego. O tym, że realia bywają okrutne, pokazał
piątek
Takie
cuda – tylko w Getin Banku
Kredyty, których
udzielano inwestorom były szokująco wysokie. Przykładowo Zbigniew Morawski
został do spłaty z kredytem w wysokości 800 tys. zł. Getin
Bank na zakup akcji LC Corp przyznał mu kredyt w wysokości 76 mln zł.
Morawski Stracił na tej inwestycji 3 mln zł oszczędności. Kolejnym
inwestorem pechowcem, który dał się złapać na deal życia był
cytowany już Jan Jączek ze Śląska. Zainwestował jako pełnomocnik prawny
oszczędności mamy w wysokości 326 tys. zł. Został z nieuregulowanym
kredytem w wysokości 60 tys. zł. Jan Jączek do dziś prowadzi
batalię na drodze prawnej z bankiem o unieważnienie umowy oraz aneksów
do umowy i odzyskanie kwoty 326 tys. zł. Szczegółowo historię batalii
Jana Jączka przedstawimy w wywiadzie, w następnym numerze „Gazety
Finansowej”.
Mimo
kontroli Czarnecki ma się dobrze
Na układy
nie ma rady – chciałoby się powiedzieć, bowiem transakcje Getinu
skontrolował nieistniejący dziś Generalny Inspektorat Nadzoru Bankowego, który
ujawnił, że Getin Bank nie miał pokrycia kapitałowego na sumę 10 mld zł,
a więc udzielił tzw. pustych kredytów. Dodatkowo udzielano klientom
kredytów, pomimo że większość z nich nie miała zdolności kredytowej.
Poza raportem i wnioskami Czarnecki nie poniósł żadnych konsekwencji.
– Tak
jak wspomniałem przez telefon, nie udzielamy informacji o podmiotach
nadzorowanych i ewentualnych czynnościach nadzorczych wobec nich
prowadzonych – napisał w e-mailu do redakcji Maciej Krzysztoszek, z Komisji
Nadzoru Finansowego – instytucji, która przejęła w 2008 r.
zadania Generalnego Inspektoratu Nadzoru Bankowego. – Zgodnie z art. 9
ustawy o kredycie konsumenckim kredytodawca jest zobowiązany do dokonania
oceny ryzyka kredytowego konsumenta, co następuje na podstawie informacji
uzyskanych od konsumenta lub na podstawie informacji zawartych w bazie
danych lub zbiorze danych kredytodawcy. Przez ocenę ryzyka kredytowego rozumie
się ocenę zdolności konsumenta do spłaty zaciągniętego kredytu wraz z odsetkami,
w terminach określonych w umowie o kredyt konsumencki, dokonywaną
przez kredytodawcę – dodaje Krzysztoszek.
Niemądry
Polak po szkodzie
Historia Jana
Jączka, który do dziś walczy o unieważnienie umowy i odzyskanie
tylko oszczędności powinna być przestrogą i nauczką dla polskiego społeczeństwa,
nie tylko w sprawach finansowych. Takich jak on – pokrzywdzonych
przez istniejący w Polsce system prawny i finansowy – są tysiące.
Doskonałym przykładem naiwności polskiego społeczeństwa jest zupełnie inna
branża: branża turystyczna. Nic nie dają przestrogi i uczulanie Polaków
na zbyt korzystne oferty. W efekcie urlop wielu rodaków zamienia się w „przygodę
życia”, a zwrotów kosztów za feralne wyjazdy jak nie było, tak nie
ma. Próba walki, jaką podjął Jan Jączek, w polskim systemie
prawno-finansowym chyba z góry skazana jest na porażkę. Jączek
informował bowiem o swojej sprawie: CBA, CBŚ, premiera, prezydenta, posłów,
prokuratorów, sędziów, i jak każdy „szary obywatel” w tym
kraju rozbił się o mur milczenia i ignorancji. Prokuratura nie
dopatrzyła się znamion przestępstwa i umorzyła sprawę. Wniosek?
Czarnecki cieszy się z zarobionych milionów, Grobelny śmieje się zza
grobu, Marcin P. jest na wikcie i opierunku podatników, a drobni
inwestorzy – zwykli ludzie – walczą o odzyskanie oszczędności
życia. Widoki na sprawiedliwość dla „maluczkich” w tym kraju – jak
we wszystkich polskich aferach – raczej marne.
„Gazeta
Finansowa” pyta Getin Bank:
1) Czy Getin
Bank sprawdził zdolność kredytową pani Jączek zanim udzielił jej kredytu i czy
miał taki obowiązek?
2) Na jakiej
podstawie udzielono emerytce kredytu na kwotę 20 mln zł?
3) Czy
normalną praktyką jest i czy dopuszczalne jest, żeby bank (Getin Bank)
udzielał kredytu na zakup akcji Firmy (LC Corp), pomimo że właścicielem obu
(Getin Bank i LC Corp) jest ta sama osoba (Leszek Czarnecki)?
4) Czy ze
względu na wykreowany przez Getin Bank popyt (dostępność kredytu), cena
emisji została sztucznie zawyżona i należało się spodziewać spadku
ceny LC Corp po emisji?
5) Po
inspekcji Generalnego Inspektoratu Nadzoru Bankowego, stwierdzono, że
Getin Bank SA
na zakup akcji udzielił kredytów na sumę ok. 10 miliardów zł,
których wówczas
nie posiadał, jednocześnie pobierając prowizję. Czy jest to normalna
procedura bankowa w Polsce?
6) Kto odkupił
akcje po 1,5 roku po
0,59 groszy?
Czy prawdą jest, że były to osoby
związane ze
spółkami powiązanymi kapitałowo z Leszkiem Czarneckim?
7) Dlaczego
klient nie mógł sprzedać akcji w dowolnym momencie?
Wojciech
Sury
rzecznik
prasowy Getin Banku
W odpowiedzi
na przesłane pytania informuję, iż Getin Bank, udzielając w 2007 r.
kredytów na zakup akcji LC Corp SA działał w dobrej wierze, a wszelkie
procedury związane z tym procesem zostały należycie dochowane. Nie jest
uprawnioną także podnoszona przez Pana teza, iż prowadzona wówczas przez
bank akcja kredytowa miała wpływ na cenę akcji ww. spółki po upublicznieniu
jej oferty.
Z uwagi na
specyfikę produktu oferowanego na sfinansowanie zakupu akcji na rynku
pierwotnym i ustanowienie szczególnej formy zabezpieczenia kredytu, obowiązująca
w banku procedura na dzień podejmowania decyzji kredytowej, dopuszczała
ocenę zdolności kredytowej przez wyznaczenie jej w oparciu o stan
portfela na rachunku inwestycyjnym Wnioskodawcy. Było to powszechną zasadą
rynkową stosowaną przez banki dla tego rodzaju kredytów, dlatego błędne
jest porównywanie tego typu procedury do standardowego procesu udzielania
kredytu gotówkowego.
Ponadto warto
zauważyć, w kontekście przesłanych przez Pana pytań, iż częstą
praktyką jest to, że kredyty na zakup akcji są udzielane przez banki dla
klientów ich własnych domów/biur maklerskich np. Bank Pekao SA udzielał
kredytów na zakup akcji PGE oferowanych przez Centralny Dom Maklerski Pekao S.A.
czy DI BRE Banku, który oferował akcje Lotosu podczas publicznej oferty akcji,
a BRE Bank udzielał kredytów na zakup tych akcji. Podobnych przykładów
analizując rynek kapitałowy, można znaleźć wiele.
Należy dodać,
że rzeczywiste zaangażowanie kredytowe bezpośrednio po redukcji zapisów na
akcje LC Corp w tym przypadku nie przekraczało wartości zablokowanych środków
na rachunku inwestycyjnym, a klient w każdym momencie mógł dokonać
transakcji sprzedaży akcji, przeznaczając je na spłatę kredytu bankowego.
Informuję
także, że prowizje o których pisze Pan w swojej wiadomości, miały
charakter rynkowy, a ich poziom procentowy nie odbiegał od stosowanych
przez inne instytucje bankowe dla kredytów na zakup akcji na rynku pierwotnym.
Ponadto w późniejszym czasie bank zgodnie z umową kredytową
skorzystał z przysługujących mu uprawnień i jawnie sprzedał akcje
będące zabezpieczeniem kredytów po cenie rynkowej zgodnie z obowiązującym
wówczas kursem spółki na Giełdzie Papierów Wartościowych. To samo, jak już
wspomniałem, mógł zrobić każdy z klientów, sprzedając na GPW
posiadane walory.
Na koniec chciałbym podkreślić, że wychodząc naprzeciw oczekiwaniom klientów oraz uwzględniając specyfikę rynków finansowych w tamtym czasie, bank kilkukrotnie umożliwiał kredytobiorcom dokonanie prolongaty okresu spłaty kredytu po spełnieniu wyznaczonych kryteriów (m.in. poziomu zabezpieczenia), które miały zapewnić realność ich spełnienia przez klientów przy zachowaniu bezpieczeństwa finansowego transakcji. Było to związane także z faktem zmiany poziomu zabezpieczeń przyjmowanych przez bank.
Autor: Szymon
Szadkowski
Dodaj
komentarz
http://www.gf24.pl/12991/zlapani-przez-getin-bank
Komentowanie nie jest już możliwe.